Halloween za nami, ale dynie wciąż na bazarach. Co tam na bazarach... na parapetach, moich własnych. Najpierw miały być naturalną ozdobą, potem trafić do piekarnika nadziane mięsem mielonym i różnymi gatunkami sera. Jednak jeden jesienny spacer zmienił wszystko. Żółto-czerwone dywany szeleszczących liści i kłujące głogi nad głową szybko zmieniły dyniową koncepcję z kulinarnej na artystyczną.
Wróciłam na spacer już wiklinowym koszykiem. Po kolei wpadały do niego większe i mniejsze liście, suche badylki, owoce róży, głogu i... szyszki na przyszłościowe mini Mikołaje dla dziecka. Pies dzielnie towarzyszył, metodycznie przeszukując chaszcze.
W domu okazało się, że w kącie szuflady zalega nie tylko złota farba ze sklepu dla plastyków, ale i porporina, która naniesiona pędzelkiem tworzy wspaniały efekt oprószenia dekorowanego przedmiotu starym złotem.
A zatem chodźcie dyńki Hokkaido, cudnie pomarańczowe, jak duże zabawki dla dzieci. Z wyglądu tak piękne, że wydają się zupełnie niejadalne.
Bukiet w dyni robi się zupełnie łatwo. Wystarczy ostrym nożem, ostrożnie odciąć czapeczkę i ściąć z niej resztki włókien z gniazda nasiennego. Miąższ z pestkami wyjąć łyżką, lekko oskrobując ścianki, aby uzyskać gładką powierzchnię. Jeśli spryska się ją tanim lakierem do włosów lub innym utrwalającym lakierem florystycznym, dynia nie będzie się tak szybko psuła, a przede wszystkim przestanie wydzielać dość intensywny dyniowy zapach. Lakierem warto spryskać też spodnią stronę czapeczki.
Gdy obie części dyni wyschną, malujemy czapeczkę półprzezroczystą warstwą złotej farby i delikatnie w kilku miejscach przecieramy złotą porporiną. Można też pomalować czapeczkę złotą farbą w sprayu, ale efekt będzie wówczas dość mocny.
Do środka tak powstałej miseczki wkładamy wybrane jesienne ozdoby tak, aby rozchyliły się na boki jak pióropusz, środek pozostawiając wolny, ponieważ na koniec przykryjemy go czapeczką, umocowaną na dwie wykałaczki.
Gdy czapeczka siedzi na swoim miejscu, spryskujemy całość lakierem z drobinkami brokatu.