Wybieglam szybko z biura, zeby kupic sobie cos na sniadanie, na szczescie niedaleko jest sklep spozywczy, co jest rzadkoscia w centrum niemieckiego miasta. Jeszcze nie ma pory obiadowej, mam nadzieje, ze nie bedzie dlugiej kolejki, jest tuz przed jedenasta. O matko umieram z glodu, znowu nie zdazylam zjesc sniadania w domu. Od czasu przeprowadzki zle sypiam i wstaje na ostatnia chwile, wybiegam z domu na ostatnia chwile. Szczerze pragne, zeby to wszystko wreszcie sie unormowalo! Wracam do biura, pod dzwiami czekaja dwie kobiety, wystraszylam sie jednej…emocja wyprzedzila intelektualne rozumienie..a juz wiem…to tylko kobieta w czadorze…tlumacze sobie w duchu, probujac blyskawicznie przyzwyczaic sie do sytuacji, nie dajac po sobie poznac chwilowego zmieszania. Myslalam, ze po wizycie tego hiszpana, ktory mial w paszporcie wpisane „female“ nie dam sie tak predko zaskoczyc…Naprawde przemila osoba, tylko jak patrzysz na nia, to swiat przez chwile Ci sie nie zgadza, ale po kilku minutach rozmowy w mieszance niemiecko-angielsko-hiszpanskiej rozumiem: jest to mezczyzna, po zmianie plci, a raczej w trakcie, natomiast juz z paszportem na plec kobieca:)
Witam Panie! W czym moge pomoc? Usmiecham sie i zachecajaco zapraszam do mojego pokoju. Starsza kobieta w chustce zawiazanej w sposob, w ktory zawiazuja nasze polskie babcie na wsi wchodzi dziarsko do biura, a za nia niepewnie wsuwa sie osoba w czadorze. Tak naprawde nie wiem, czy w jej kraju ten stroj nazywa sie czador, ale umysl zawsze probuje zrozumiec rzeczywistosc poprzez to co juz zna, a w tej chwilii tylko ta nazwa przychodzi mi do glowy. Mloda kobieta ubrana jest od stop do glowy w czarny stroj, rodzaj sukni, w odzieniu tym jest niewielkie, waskie wyciecie na oczy… Ostatni raz widzialam takie kobiety w Maroko i….naprawde trzeba bylo sie naszukac, zeby az tak zasloniete znalezc…tak, w Marakeszu widzialam takie i po kryjomu pstrykalam im zdjecia.
"Moja synowa przyjechala kilka dni temu z Tunezji", odezwala sie starsza kobieta, chcialam ja zapisac na kurs niemieckiego. Acha, rozumiem, oczywiscie! Ok, to wiele wyjasnia, dziewczyna jest tu dopiero kilka dni. Co jakis czas spogladam na nia, i staram sie niezauwazalnie przeskanowac jej osobe. Widze tylko oczy, sa piekne, czarne, wystraszone. Szacuje ja na jakies 16-18 lat. Usmiecham sie do niej, chcac tym samym dodac otuchy i przekazac akceptacje. Jestem najprawdopodobniej jedna z pierwszych osob, z ktorymi ma do czynienia na niekonczacej sie drodze formalnosci. I wiem, ze jestem jedna z niewielu, ktore beda sie do niej usmiechac. Wiekszosc ludzi nie ma tolerancji na innosc, a jej stroj jest naprawde nietypowy jak na ulice w sredniej wielkosci miescie europy zachodniej. Zdradza tak wiele, ze rownie dobrze moglaby wybrac sie do miasta nago. Kraj pochodzenia, a tym samym kulture, religie, wartosci, a nawet to co jada na obiady i kolacje. Stereotypy uruchamiaja sie w glowach ludzi automatycznie, juz mi jej szkoda.
Uwielbiam w mojej pracy to, ze czesto mam okazje przekonywac sie o tym, jak podobni jestesmy, my ludzie, niezaleznie od kregu kulturowego w ktorym sie znajdujemy. Mowa ciala, mimika, gesty…Dziewczyna odpowiada na moj usmiech, musi byc przesliczna, pod tym czadorem…w sumie nie dziwne, ze facetow to jeszcze kreci, to w koncu oni wymyslili te wszytskie szatki-zakrywajki, dla swoich muzulmanskich kobiet. W pierwszej lepszej zachodniej babskiej gazecie przeczytasz, ze lepiej zakrywac, niz odkrywac, bo facet nakreca sie, gdy ma co rozebrac i moze sobie wyobrazac, co sie pod ciuchem znajduje. Zadowolona z odkrytej przed chwila teorii na temat okryc muzulmanskich kobiet, zegnam sie z moimi klientkami. Dziewczyna wydreptala za swoja tesciowa.
Wracam do komputera z kubkiem kawy. Zastanawiam sie nad ta dziewczyna. Moj scenariusz jest taki….mlody tunezyjczyk, pod naciskiem mamusi (to ta starsza pani w chustce) szuka sobie zony. Chcialby moze i niemke, w koncu tutaj sie wychowal, skonczyl edukacje, jest wlasciwie europejczykiem.....ale po pierwsze mamusia sie nie zgadza, a po drugie, kto mu tak ugotuje, jak mamusia? No i jest jeszcze trzecie, zadna typowa niemka nie bedzie chciala takiego tunezyjczyka. Wiec chlopak podczas corocznego urlopu w ojczyznie wybiera sobie zone, a moze i nawez zona jest juz wybrana? W kazdym razie po milionie formalnosci dziewczyna trafia do Europy. Czy wyobrazacie sobie jaki to musi byc dla niej szok kulturowy? Na dodatek jest tak zimno i paskudnie deszczowo. Nie zna nikogo oprocz meza, tesciowej i pozostalych czlonkow rodziny. Jest zdana tylko na nich, a maz jest jej bogiem i wyrocznia. Najprawdopodobniej nie ma wyksztalcenia, a nawet jezeli ma, nie zostanie ono uznane w niemczech. Nigdy nie bedzie pracowala zawodowo. Zacznie kurs niemieckiego, na ktory bedzie przyprowadzana i odbierana przez tesciowa, ale go najprawdopodoniej nie skonczy, bo za kilka miesiecy zajdzie w pierwsza ciaze. Tych ciaz bedzie jeszcze kilka. Nigdy nie bedzie mowila dobrze w jezyku kraju w ktorym mieszka, co ma oczywiste konsekwencje: wieczne zdanie na pomoc innych, brak mozliwosci zintegrowania sie z tubylcami. Zreszta, kto tu mowi o integracji, jej nie bedzie nawet wolno, bo przeciez w glowie mogloby sie poprzewracac! Kobieta bedzie zadowolona, gdyz bedzie zyla w dobrobycie, ktory w standardach europy zachodniej jest oceniany na minimum socjalne. Jej zycie bedzie obracalo sie wokol rodziny, dzieci, meza i gospodarstwa domowego. Tesciowa bedzie miala caly czas “oko” na synowa, wolno jej bedzie spotykac sie z innymi kobietami, ale tylko wtedy jezeli nie bedzie to kolidowalo z obowiazkami domowymi.
Czy bedzie szczesliwa? A kto to wie? No wlasnie ja zadaje sobie pytanie, czy te kobiety sa szczesliwe? Obszar kulturowy z ktorego pochodza jest dla mnie zbyt odlegly, niezrozumialy. Moze kiedys odwaze zadac to pytanie…