Artykuły

Szczęście

Słońce delikatnie grzeje mnie po twarzy, a trawa taka świeża i pachnąca. Nie wstaję, by nie spłoszyć przyczjonego w trawie Puka nastroju. Wszystko jest świeże, subtelne i nieskalane zniszczeniem. Ptak przejmująco wyśpiewuje swą miłość do ukrytej między listowiem samiczki. Z kryształowo czystego nieba kapią ostatnie mroźne łzy Zimy. Na lazurze, popędzane przez pasterza Zefira, bezszelestnie suną śnieżne baranki. Tu każdy czuje się bezpieczny i w pełni zadowolony. Dzieciństwa. Słonie Matki gładzą nabuzowaną świeżym powietrzem głowę, podają białą pajdę chleba i lekko popychają do biegu. Jej złote włosy i serce grzeją mi dłonie...

Słychać metaliczny dźwięk sierpów. Mocne, ciemne dłonie żniwiare wiążą złociste snopy zboża. Biegam już nieco starsza, w sukience jak elfowe skrzydła. Stroję się w wianki chabrów, maków i kąkoli przetykane gdzieniegdzie kłosami zbóż. Gonisz mnie po skoszonej łące , przewracasz i razem staczamy się do strumienia u stóp naszego Parnasu. Rozczesuję z twą pomocą swoje czarne, gęste loki. Rodzice przyglądają się nam z pobłażaniem. Młodość. Na niebie króluje Miłość w słomianej letniej sukni. Twe złote włosy i serce są dla mnie wachlarzem.

Za oknem deszcz i nieprzenikniona szarość. – Czy pamiętasz wczorajszy spacer, bukiet kolorowych liści? – szepcą usta czerwone od żaru kominka. Drżysz... Narzucam ci pled na ramiona. Twa mocna, ciemna dłoń gładzi mnie po lekko posiwiałych włosach. Moi Rodzice już nieżyją, pozostały po nich obrazy i fotografie. Zostałeś mi ty i dziecko. Dojrzałość. Twe złote włosy i serce grzeją mnie i równocześnie przyświecają jak najlepsza lampka.

Na parapecie okna, czerwone jak krople krwi, uwijają się gile a nad dachem krążą smoliste kruki. Na palenisku gaśnie żar, czuję że jestem jak ten popiół: siwa i drobna. Otulona w ciepły sweter wspomnień drzemię w wielkim fotelu. Nasze dziecko już dorosło i mieszka gdzie indziej. Mam więc tylko ciebie i swoje myśli. Starość. Podajesz mi spracowaną dłoń a ja budzę się i razem wychodzimy z domu. Otoczeni jesteśmy szpalerem ostrokrzewu. Twe niezmiennie złote włosy i serce otulają nas ciepłym szalem i rozświetlają ciemność zimowego dnia. Czuję zbliżającą się z przeciwka, otuloną w skrzącą się opończę, Śmierć. Nie boję się jej. Jej zniewalająco lodowate ręce usuwają z naszych ciał jakiekolwiek ślady doczesnej egzystencji. Łagodnie otacza nas mleczna, nieprzejrzysta mgła. Słyszę dźwięk harf. Zasypiam..

Mrr.

Artykuł udostępniony przez:

SłodkaMrruczka
Przejdź do pełnej wersji serwisu