Wegeta to zwykle duża ilość soli, włoszczyzna, glutaminian sodu, skrobia kukurydziana oraz nieco cukru. Różne firmy oferują różne smaki, prześcigając się w zdobywaniu klientów. Bez wegety można żyć, gotując smaczne esencjonalne domowe buliony warzywne i mięsne, można ją też traktować jako awaryjny środek ratunkowy dla zabieganego kucharza lub kulinarnego leniucha, można też po prostu "wegetować" z wyboru, przyznając, że słabość do torebek i kostek jest częścią naszej codzienności, z której rezygnować nie chcemy.
Nie zamierzam nikogo odwodzić od kupowania gotowych mieszanek przyprawowych, które bywają i smaczne i wygodne w użyciu. Jednak, jak wszystkie półprodukty i ulepszacze smaku powinny pojawiać się na naszym stole raczej gościnnie niż na stałe. No dobrze, ale co jeśli sos mimo naszych wysiłków, solenia, doprawiania pieprzem, papryką, czosnkiem i cytryną wciąż ma za mało smaku, a zupie brakuje złocistego koloru, do którego tak bardzo się przyzwyczailiśmy. A może akurat jest środek zimy, zioła w doniczkach są drogie i więdną w oczach, a wygląd i smak włoszczyzny pozostawia wiele do życzenia?
Wtedy wzruszamy ramionami i sięgamy po niezawodną wegetę... lub otwieramy szafkę z suszonymi warzywami i przygotowujemy ją sami.
Można się za to zabrać na różne sposoby. Najbardziej pracochłonna, ale często najsmaczniejsza metoda to uprawianie marchewki, pietruszki, selera, pora, cebuli, z dala od ulicznych zanieszczeń, pieczołowite zbieranie, czyszczenie, suszenie, i dopiero wtedy wykorzystanie ich do zrobienia przyprawy. Jest to oczywiście wersja dla osób będących szczęśliwymi posiadaczami przydomowych ogródków. Innym pozostaje zakupienie warzyw, pokrojenie ich w cienkie plastry, rozłożenie na pergaminie i ususzenie na piecu bądź kaloryferze albo w specjalnej suszarce. Można też iść na skróty i zakupić gotową mieszankę suszonych warzyw. Wystarczy pytać o nią na targach i w warzywniakach. Taka decyzja na pewno będzie dużą oszczędnością czasu.
Co dalej? Nic prostszego, sprawdzamy, czy mamy w domu sól i odpowiedni młynek do rozdrobnienia suszonych składników. Powinno to być urządzenie o dużej mocy, aby drobinki warzyw były po zmieleniu jak najmniejsze. Połączenie włoszczyzny i soli nie zapewni nam oczywiście ani smaku ani koloru przypraw dostępnych na rynku. Dlatego warto jest sięgnąć po kurkumę oraz prażoną cebulę. Proporcje możemy dobierać według własnych upodobań. Po kilku próbach i przyrządzeniu zestawu dań na domowej wegecie, opracujemy zestaw ulubionych składników oraz ustalimy ich ilość.
Przepis, który jak na razie pozostaje moim faworytem to:
4 łyżki suszonej włoszczyzny
1 czubata łyżeczka soli (np. gruboziarnistej morskiej)
1 łyżeczka prażonej cebuli
1/3 łyżeczki kurkumy
Składniki mielimy na proszek w malakserze lub w młynku robota kuchennego o dużej mocy. Przesypujemy do słoiczków, szczelnie zakręcamy i przechowujemy przez kilka miesięcy w suchym i chłodnym miejscu.
Wegetę możemy dodawać do mas mięsnych na kotlety lub pieczenie, zup, zapiekanek oraz sosów.
Kto raz spróbuje, raczej nie oprze się pokusie wykonania tej przyprawy ponownie. Wspaniale nadaje się na drobny prezent dla zaprzyjaźnionej pani domu. Zamiast prażonej cebuli można wykorzystać suszony czosnek lub przygotować wersje z różnymi rodzajami ziół, np. lubczyku czy bazylii.
Nie zamierzam nikogo odwodzić od kupowania gotowych mieszanek przyprawowych, które bywają i smaczne i wygodne w użyciu. Jednak, jak wszystkie półprodukty i ulepszacze smaku powinny pojawiać się na naszym stole raczej gościnnie niż na stałe. No dobrze, ale co jeśli sos mimo naszych wysiłków, solenia, doprawiania pieprzem, papryką, czosnkiem i cytryną wciąż ma za mało smaku, a zupie brakuje złocistego koloru, do którego tak bardzo się przyzwyczailiśmy. A może akurat jest środek zimy, zioła w doniczkach są drogie i więdną w oczach, a wygląd i smak włoszczyzny pozostawia wiele do życzenia?
Wtedy wzruszamy ramionami i sięgamy po niezawodną wegetę... lub otwieramy szafkę z suszonymi warzywami i przygotowujemy ją sami.
Można się za to zabrać na różne sposoby. Najbardziej pracochłonna, ale często najsmaczniejsza metoda to uprawianie marchewki, pietruszki, selera, pora, cebuli, z dala od ulicznych zanieszczeń, pieczołowite zbieranie, czyszczenie, suszenie, i dopiero wtedy wykorzystanie ich do zrobienia przyprawy. Jest to oczywiście wersja dla osób będących szczęśliwymi posiadaczami przydomowych ogródków. Innym pozostaje zakupienie warzyw, pokrojenie ich w cienkie plastry, rozłożenie na pergaminie i ususzenie na piecu bądź kaloryferze albo w specjalnej suszarce. Można też iść na skróty i zakupić gotową mieszankę suszonych warzyw. Wystarczy pytać o nią na targach i w warzywniakach. Taka decyzja na pewno będzie dużą oszczędnością czasu.
Co dalej? Nic prostszego, sprawdzamy, czy mamy w domu sól i odpowiedni młynek do rozdrobnienia suszonych składników. Powinno to być urządzenie o dużej mocy, aby drobinki warzyw były po zmieleniu jak najmniejsze. Połączenie włoszczyzny i soli nie zapewni nam oczywiście ani smaku ani koloru przypraw dostępnych na rynku. Dlatego warto jest sięgnąć po kurkumę oraz prażoną cebulę. Proporcje możemy dobierać według własnych upodobań. Po kilku próbach i przyrządzeniu zestawu dań na domowej wegecie, opracujemy zestaw ulubionych składników oraz ustalimy ich ilość.
Przepis, który jak na razie pozostaje moim faworytem to:
4 łyżki suszonej włoszczyzny
1 czubata łyżeczka soli (np. gruboziarnistej morskiej)
1 łyżeczka prażonej cebuli
1/3 łyżeczki kurkumy
Składniki mielimy na proszek w malakserze lub w młynku robota kuchennego o dużej mocy. Przesypujemy do słoiczków, szczelnie zakręcamy i przechowujemy przez kilka miesięcy w suchym i chłodnym miejscu.
Wegetę możemy dodawać do mas mięsnych na kotlety lub pieczenie, zup, zapiekanek oraz sosów.
Kto raz spróbuje, raczej nie oprze się pokusie wykonania tej przyprawy ponownie. Wspaniale nadaje się na drobny prezent dla zaprzyjaźnionej pani domu. Zamiast prażonej cebuli można wykorzystać suszony czosnek lub przygotować wersje z różnymi rodzajami ziół, np. lubczyku czy bazylii.