Artykuły

A co mi tam...cz.XIV


Taka jestem niby mądrala, a jak przyjdzie co do czego, to dupa blada! Kiedy umrze wujek, kiedy ciotka przyjedzie bez zapowiedzi to ja oczywiście wiem! Ale kiedy nie wychylać nosa z domu, to już za wiele! Wróżka od siedmiu boleści!
Że też, nic nie umiem na własny użytek przewidzieć, do cholery!
Tak, gdybym umiała to, takie dni jak dzisiejszy, nigdy by się nie zdarzyły!
Siedzieliśmy z Piotrkiem do późna w nocy, bo on musiał coś skończyć do pracy, a ja mam dziś premierę z moją nową grupą teatralną. Nie denerwowałabym się aż tak, ale to debiut sceniczny mojego siedmioletniego synka. Nie dość, że jest najmłodszy z całej grupy, to..... no właśnie, to jego pierwszy raz.
Położyliśmy się ok. 4 rano, Piotr miał w południe zawieźć tylko materiały do firmy, a ja przedstawienie zaczynałam o 17, byliśmy, więc przekonani, że zdołamy się wyspać. Tak, ale nasze przekonanie miało się nijak do rzeczywistości. I tak o siódmej rano, walenie do drzwi. Obudziłam się i zaczęłam szarpać Piotrka za ramie
-Wstawaj, ktoś wali do drzwi
- Nie chcę! Jest sobota niech idzie do diabła!
Walenie nie ustawało i kiedy zaczęłam gramolić się z łóżka, zerwał się mój kochany i poszedł otworzyć. Przytuliłam się do podusi, chcąc znów zasnąć, aż tu nagle słyszę jak Piotrek się wydziera
- Nie, no nie! Żegnam- trzaśnięcie drzwiami
- Kto to? Zapytałam jak wrócił do łóżka
- Nikt. Potem ci opowiem. Śpij
Dwa razy nie musiał mi powtarzać. Zasnęłam, szczęśliwa, że nie nawiedzili nas żadni poranni goście.
Po kilku godzinach, dzieci zaczęły hałasować i chcąc nie chcąc zwlekłam się w celu przygotowania śniadania. Piotrek spał snem sprawiedliwego i postanowiłam mu na to jeszcze przez godzinkę pozwolić.
Mój synek cały przejęty dzisiejszym występem, nie miał apetytu i mimo pocieszania przeze mnie i braci chodził cały czas powtarzając rolę. Pogryzając jabłko, zastanawiałam się czy to nie za duży stres dla niego. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Piotra
- Kawy. Błagam- poprosił słabym głosem
-Hej, już ci daję. Kto tak rano się dobijał?- spytałam
- Nie wiem, ale szlak mnie trafi w tym domu!
- O! A to niby, dlaczego?
- Ledwo się zwlekłem, otwieram drzwi, a tam stoi jakiś facet z reklamówkami
- I?- ociągał się z opowieścią
- I? I mówi, że jest głodny
- Dałeś mu coś?
- Zwariowałaś? Gość wali o siódmej rano jakby się paliło, a ja mam jeszcze jedzonko mu dawać?
No, wiem, że rano, ale skoro już wstałeś...
-Daj spokój, chciałem mu dać jakiś chleb, kiełbasę, a wiesz, co on na to???
- No, skąd mam wiedzieć? Spałam
- No, więc mówię, że zaraz mu coś przyniosę, a on do mnie. „Wie pan, ale ja bym wolał coś na ciepło, na przykład jajecznicę!"
-Co????- nie dowierzałam własnym uszom
- No, tak. Walił jak opętany, bo chciał, żebym mu usmażył jajecznicę!
-Hahahhaha, ale błagam powiedz, kto to był?
- Mówię ci, że nie wiem. Jakiś obcy facet
No, no, myślałam sobie, dobrze, że nie trafił na mnie, bo nie skończyłoby się to zatrzaśnięciem drzwi przed nosem. Śmiałam się z tego jak głupia, przez cały dzień. A wiadomo, jak ktoś się z kogoś naśmiewa, to lada chwila sam stanie się pośmiewiskiem. Szkoda, że o tym nie pamiętałam!
Godzina premiery zbliżała się nieubłaganie, a ja byłam na skraju załamania nerwowego, bo wiadomo, moje dziecko!
Kiedy w końcu doczłapaliśmy do szkoły, w której miało się odbyć przedstawienie trzęsłam się jak osika, skrzętnie ukrywając to przed dzieciątkiem. Powtarzałam mu, że sobie poradzi, że jest świetny itp., ale to mały panikarz. Zupełnie nie wiem, po kim on to ma? Kiedy już moja trupa stała w kostiumach, gotowa do show, dałam im po kopniaku na szczęście i wyszłam zza kulis, żeby ich już nie stresować. Ludzi pełna sala. Ale frekwencja! Ciekawe tylko czy dzieciaki się nie spłoszą jak zobaczą ten tłum. Większość z nich grała już wcześniej, ale zawsze to emocje! Tak naprawdę, to nie były już dzieciaki tylko nastolatki, traktujące mojego synka jak maskotkę, która miała im przynosić szczęście. Bomba w góre! Pierwszy akt poszedł jak z płatka! Byłam zaskoczona, że aż tak się spięli, bo wczoraj na próbie generalnej miałam wątpliwości czy sobie poradzą. Teraz przyszła pora na moje dziecię, grał wujka jednej z bohaterek, który właśnie wrócił z Afryki. Strój miał odpowiedni, jak na safari, ale, ale coś mi nie gra, pomyślałam. Zamiast mieć kapelusz na głowie, on zasłania sobie nogi trzymając kapelusz w dłoniach. Zaczęłam wymachiwać do niego z oddali, żeby go założył, ale ten, nawet nie spojrzał w moją stronę. Uff! Wszystko poszło dobrze, były brawa, podwójne ukłony, jednym słowem sukces! Po wszystkim wbiegłam do nich, a tam śmiechu, co niemiara. Tylko mały siedzi z dziwną miną i krzywym uśmiechem. Zaczęłam im gratulować, ściskać i zapytałam młodego, czemu siedzi smętny, skoro tak świetnie mu poszło? Na to on, odsłonił kapelusz, który cały czas trzymał na kolanach i moim oczom ukazały się obsikane, białe portki! Nie daleko pada jabłka od jabłoni! Natychmiast mu przypomniałam, że ja też podczas swojego debiutu, obsikałam scenę. Ucieszył się na to wspomnienie i poszliśmy świętować. Zaprosiłam dzieciaki na pizzę do zaprzyjaźnionej knajpki i wielce uroczo zakończyliśmy popołudnie.
Wieczorem miałam mieć gości, więc czym prędzej udałam się do domu. Piotrek miał zrobić zakupy i coś tam drobnego przygotować, bo ja wcześniej nie miałam głowy. Wchodzę, a tam torby z zakupami na podłodze, a moje szczęście śpi sobie w najlepsze! No, tak to przez tą „jajecznicę z rana". Nawet nie miałam siły krzyczeć tylko złapałam się za robotę.
Wyjęłam gary i całkiem niecicho, zaczęłam gotować spaghetti, na nic innego nie było czasu, bo lada moment pukać zaczną. Mój miły wstał, zapytał jak premiera i polazł do komputera. Nie, no szlag mnie trafi, mógłby mi trochę pomóc! Postanowiłam nic nie mówić, bo czułam że awanturka wisi w powietrzu. Sama wszystko przygotowałam i poszłam się przebrać, dopiero jak goście, byli już przy drzwiach. Słyszałam jak Piotrek cały w skowronkach zapraszał ich do środka. Rozsiedliśmy się przy stole i zajadaliśmy , ale mój miły, cały czas mi dokuczał. A to sos mu nie pasował, a to wino za ciepłe itp. No jednym słowem prowokował mnie. Ale ja się nie dam, myślałam zacięcie. Dam mu popalić, jak wszyscy wyjdą.
Zastanawiałam się, czemu Ala nie przyszła i próbowałam się do niej dodzwonić. Kiedy wreszcie mi się udało dowiedziałam się, że ma kurs z kwiatami, ale jeszcze dziś zajrzy.
Pożegnałam gości w niedługim czasie, bo przez Piotrka nastrój, było nieciekawie. Jak tylko wyszli, zaczęło się
- Jak mogłeś? Wiedziałeś, że mamy gości! Nic mi nie pomogłeś i jeszcze focha strzelasz- pokrzykiwałam
I wtedy on zrobił coś, czego wręcz nienawidzę! Mianowicie zamknął się w pokoju i włączył sobie film, ignorując mnie, po prostu. Tu moje emocje sięgnęły zenitu i z całej siły przywaliłam w ścianę, pięścią. Gwiazdy mi się pokazały i zobaczyłam jak mój mały palec dziwnie się wykrzywił. Pobiegłam do zlewu, odkręciłam kran i zaczęłam go prostować, pod zimną wodą. Efektem tych poczynań było to, że palec nie dość, że krzywawy, zaczął smętnie zwisać. Tu na szczęście dołączyła Alka i na widok mojego palca, wykrzyknęła
- Ratunku! Pogotowie!
Piotrek wylazł ze swojej nory i zapytał
- Co się stało?
- Nic, urwał mi się palec, przez ciebie!- wyciągnęłam przed siebie krzywulca
-O rany, szybko! Do szpitala!
Alka zapakowała mnie do samochodu, bo oczywiście z nim, nie chciałam jechać.
Przez całą drogę do szpitala Alka mnie wyklinała, za nic nie mogła pojąć, po co ciągnęłam za palec! Moje tłumaczenia, że chciałam sobie nastawić, jakoś do niej nie przemawiały.
Kiedy dotarłyśmy na izbę, ona wparadowała za mną do gabinetu i stała cała w nerwach, patrząc na rozwój sytuacji. Lekarze szt. 3 siedzieli przy stole i leniwie podnieśli wzrok na nasz widok.
- O co chodzi? Co się stało?
- Nic takiego, złamałam chyba palec
Lekarz spojrzał na palec, na mnie i mówi
- Chyba? To ma pani jakieś wątpliwości?
- No, nie wiem - bąkałam- może tylko wyrwałam?- zastanawiałam się na głos
- A jak to się stało?- zapytał wolno
Zaczęłam gorączkowo myśleć. Przecież nie powiem, że przywaliłam w ścianę, bo pomyśli, że jestem psychiczna, a wolałam tego uniknąć. Nagle usłyszałam swój głos jak zza światów.
- Bo, no bo ja byłam na wieczorze panieńskim- tu wymownie spojrzałam na Alę, która wybałuszyła na mnie oczy
- Tak.....- zachęcał mnie lekarz
- No i włożyłam palec do butelki po winie
-Tak.....- lekarz swoje
- I zaczęłam nią tak szybko kręcić, że złamałam sobie palec- Boże skąd mi to przyszło do łba? Myślałam w panice
-O! To musiało być z tysiąc obrotów na sekundę- dworował sobie doktorek, a jego koledzy po fachu śmiali się w głos bez żadnych ceregieli.
Fakt, należało mi się, bo co za głupotę wymyśliłam? Nie ma co, trzeba się przyznać.
- Oj, panie doktorze, bo ja się pokłóciłam z narzeczonym i uderzyłam w ścianę, żeby go postraszyć
- I co? Wystraszył się?- kpił dalej
- Nie wiem, bo potem to już zajęłam się palcem
-Dobrze, to teraz my się nim zajmiemy. - wysłał mnie na prześwietlenie
Na korytarzu Alka pokładała się ze śmiechu i nie miałam z niej żadnego pożytku. Odgrażałam się, że zaraz ją wypędzę, ale to bawiło ją jeszcze bardziej.
Po powrocie do gabinetu, zastałam lekarza na oglądaniu moich fotek, zupełnie nie fajnych. Paluch był złamany, co jak czułam, nie wróżyło nic dobrego.
- Tak.... Możemy to zoperować- powiedział
- Tu wstawimy śrubkę, skręcimy i za miesiąc będzie ok.
- O, nie. Żadnej operacji. Ja się boję bólu. Ja poproszę tylko gips
- Tak? Jest pani pewna?
- Tak, w końcu to mały palec a nie czaszka, to gips wystarczy.
- Jak pani chce- no, zero entuzjazmu!
- Niech pani tylko powie, co woli. Ma się zginać czy być prosty?
- Jak to? A nie można jedno i drugie?
- Można i po to proponowałem operację.
Co tu robić w końcu to tylko mały palec, ale jak mam wybrać? Podjęłam heroiczną decyzję
- Ma być prosty!
- No, co ty?- wtrąciła się Ala
- Jak będziesz obierać ziemniaki?- zatroskała się koleżanka
Faktycznie! Pomyślałam. Taki sztywny paluch, to makabra.
- Dobra, to ma się zginać- poinstruowałam lekarza
- To, jak w końcu, bo nie wiem, co napisać do gipsowni
-Zginać, zginać- upewniłam go
Załadowali mnie radośnie w jakąś gipsową rynienkę i na obchodne usłyszałam
-Niech pani więcej nie wkłada palca do butelki, oj przepraszam nie kłóci się z narzeczonym- dowcipniś z tego doktorka!
Bilans dnia: Jedne zasikane spodnie, jeden paluch w gipsowej rękawiczce i jeden związek wiszący na włosku!
A trzeba było rano wstać i zrobić biedakowi jajecznicę

Artykuł udostępniony przez:

Almira
Przejdź do pełnej wersji serwisu