Śmierć bliskiej osoby to przeogromna strata, którą ciężko ubrać w słowa.Wielka pustka, której nie da się wypełnić. Mój Tatuś zmarł 8 miesięcy temu a miał dopiero 58 lat. Odtąd moje życie wypełnia ból, gorycz i smutek a najpierw był wielki żal i rozpacz. Trzeba żyć dalej i brać to co przyniesie los, który nie zawsze jest łaskawy. Na początku było mi tak bardzo trudno, wszystko się zmieniło i nigdy już nie będzie tak samo - ukojenie dawały jedynie gorące łzy oraz długie rozmowy i wspomnienia o moim ukochanym Tatusiu. Pomalutku, bardzo powoli korzystając ze wsparcia osób mi bliskich staram się bardzo aby ból był mniej odczuwalny, bo przecież muszę żyć i dbać o pozostałych członków rodziny.A wiem, że Tatuś życzyłby sobie, abym była zadowolona z życia i szczęśliwa. Staram się zatem pamiętać , że Tatusia nie ma jedynie na ziemi tuż obok mnie ale zawsze był, jest i będzie w moim sercu, pamięci i to nigdy się nie zmieni, bo przecież miłość się nie kończy i nie umiera nigdy.Tego co najpiękniejsze w życiu nie da się przecież zobaczyć ani dotknąć. I choć On już nie wróci, to będzie czekał na mnie.
Ból się nie kończy. Przytępia się trochę. Pozostawia pustkę, której nie da się niczym wypełnić. Uczy się człowiek z tym żyć, bo nie ma innego wyjścia, ale szans na to, żeby tej pustki nie odczuwać, myślę, że nie ma.
Mniej więcej rok po tragicznej śmierci mojej mamy zapytałam koleżankę, która straciła ukochaną, młodszą siostrę, jak miała 9 lat, czy kiedyś przestanie boleć... Powiedziała tylko "nie przestanie, ale się przyzwyczaisz". Miała rację. Od śmierci mamy minęło 9 lat. Potrafię się śmiać, cieszyć życiem, być szczęśliwa, ale ta pustka ciągle we mnie tkwi. Przez te 9 lat nie było dnia, żebym nie pomyślała o mamie... I już się przyzwyczaiłam. Zaakceptowałam to, że tak będzie zawsze. Że będą chwile, kiedy będzie bolało bardziej, będą też takie, kiedy wspomnienie o mamie będzie wywoływało na twarzy uśmiech... I nie czekam już na to, że przestanie boleć...
Śmierć jest nieodłączną częścią naszego życia a jednak po odejściu bliskich nic nie jest już takie same .Moja mama była twardą kobietą gdy 20 lat temu zmarł mój dziadek jak na moje młodziencze wtedy oko niewiele płakała ,zawsze mówiła co ma poczatek musi też miec swój koniec .A ja....moja mama odeszła 1,5 roku temu ból nie jest dzisiaj nic mniejszy ja sie do tego bólu przyzwyczajam ale z drugiej strony boję się że jak ból sie skończy przestane o niej myśleć.Myślę że ona tam na górze czuwa nad całą moją rodziną.
Moim zdaniem żałoba jest cieżkim emocjonalnym przeżyciem . Powiem Wam tylko z mojego doświadczenia ,że tylko raz mnie taka ogromna tęsknota za ojcem ściełą po prawie 2 latach , kiedy szłam pachncą łąką ... wyłam z nagłej tesknoty jak małe dziecko . Decydującym czynnikiem jest prawdziwa żywa wiara ; co dalej po śmierci . Pomaga żyć dalej i czekać na bliskich ... ::))
U mojej mamy wystapiły dwie żaloby. Na początku rozpacz, potem okazało się że moja mama przez prawie cale malżeństwo była bardzo stłumiona i nieszczęsliwa. No i zaczęło się narzekanie na tatę.
kate5134 (2012-05-10 16:20)
Śmierć bliskiej osoby to przeogromna strata, którą ciężko ubrać w słowa.Wielka pustka, której nie da się wypełnić. Mój Tatuś zmarł 8 miesięcy temu a miał dopiero 58 lat. Odtąd moje życie wypełnia ból, gorycz i smutek a najpierw był wielki żal i rozpacz. Trzeba żyć dalej i brać to co przyniesie los, który nie zawsze jest łaskawy. Na początku było mi tak bardzo trudno, wszystko się zmieniło i nigdy już nie będzie tak samo - ukojenie dawały jedynie gorące łzy oraz długie rozmowy i wspomnienia o moim ukochanym Tatusiu. Pomalutku, bardzo powoli korzystając ze wsparcia osób mi bliskich staram się bardzo aby ból był mniej odczuwalny, bo przecież muszę żyć i dbać o pozostałych członków rodziny.A wiem, że Tatuś życzyłby sobie, abym była zadowolona z życia i szczęśliwa. Staram się zatem pamiętać , że Tatusia nie ma jedynie na ziemi tuż obok mnie ale zawsze był, jest i będzie w moim sercu, pamięci i to nigdy się nie zmieni, bo przecież miłość się nie kończy i nie umiera nigdy.Tego co najpiękniejsze w życiu nie da się przecież zobaczyć ani dotknąć. I choć On już nie wróci, to będzie czekał na mnie.
_iwona_ (2012-04-30 08:46)
Ból się nie kończy. Przytępia się trochę. Pozostawia pustkę, której nie da się niczym wypełnić. Uczy się człowiek z tym żyć, bo nie ma innego wyjścia, ale szans na to, żeby tej pustki nie odczuwać, myślę, że nie ma.
Mniej więcej rok po tragicznej śmierci mojej mamy zapytałam koleżankę, która straciła ukochaną, młodszą siostrę, jak miała 9 lat, czy kiedyś przestanie boleć... Powiedziała tylko "nie przestanie, ale się przyzwyczaisz". Miała rację. Od śmierci mamy minęło 9 lat. Potrafię się śmiać, cieszyć życiem, być szczęśliwa, ale ta pustka ciągle we mnie tkwi. Przez te 9 lat nie było dnia, żebym nie pomyślała o mamie... I już się przyzwyczaiłam. Zaakceptowałam to, że tak będzie zawsze. Że będą chwile, kiedy będzie bolało bardziej, będą też takie, kiedy wspomnienie o mamie będzie wywoływało na twarzy uśmiech... I nie czekam już na to, że przestanie boleć...
Nikola de Ser (2012-04-27 15:04)
dziękuję za te mądre i osobiste komentarze
swiatowska (2012-04-27 11:08)
Śmierć jest nieodłączną częścią naszego życia a jednak po odejściu bliskich nic nie jest już takie same .Moja mama była twardą kobietą gdy 20 lat temu zmarł mój dziadek jak na moje młodziencze wtedy oko niewiele płakała ,zawsze mówiła co ma poczatek musi też miec swój koniec .A ja....moja mama odeszła 1,5 roku temu ból nie jest dzisiaj nic mniejszy ja sie do tego bólu przyzwyczajam ale z drugiej strony boję się że jak ból sie skończy przestane o niej myśleć.Myślę że ona tam na górze czuwa nad całą moją rodziną.
megi65 (2012-04-26 22:00)
Moim zdaniem żałoba jest cieżkim emocjonalnym przeżyciem . Powiem Wam tylko z mojego doświadczenia ,że tylko raz mnie taka ogromna tęsknota za ojcem ściełą po prawie 2 latach , kiedy szłam pachncą łąką ... wyłam z nagłej tesknoty jak małe dziecko . Decydującym czynnikiem jest prawdziwa żywa wiara ; co dalej po śmierci . Pomaga żyć dalej i czekać na bliskich ... ::))
w jesiennym stroju (2012-04-26 19:04)
U mojej mamy wystapiły dwie żaloby. Na początku rozpacz, potem okazało się że moja mama przez prawie cale malżeństwo była bardzo stłumiona i nieszczęsliwa. No i zaczęło się narzekanie na tatę.