Artykuły

Wielkanocne ozdoby - Kolorowa wydmuszka na patyku

Co robicie, gdy nadchodzi Wielkanoc, a Wasza pociecha z minuty na minutę wpada na genialny pomysł zrobienia czegoś z papieru? Albo z wełny. Albo patyków... i tasiemek... oraz sterty kłujących szpilek, których w ogóle nie powinna wyciągać z szuflady, bo otworzyła ją bez pozwolenia, używając sobie tylko znanych sposobów pięciolatka.

Ja najpierw łapię się za głowę i zastanawiam nad liczbą decybeli krzyku, które właśnie powinnam z siebie wydać. Bo przecież w kuchni piętrzą się składniki na świąteczny pasztety i niecierpliwie czekają na zmielenie, w oknach smętnie dyndają nieuprane firanki, a niewykąpany pies wydaje z siebie bliżej nieokreśloną woń pobliskiego stawu. Wszystko, o czym pomyślę zawiera mało optymistyczną partykułę "nie". Ale już po chwili, gdy nieco ochłonę, ulegam pokusie wspólnej kreatywnej zabawy i szybko wertuję podstrony myślowego katalogu pod tytułem "wszystko co można znaleźć w domu, a następnie pociąć i skleić, żeby powstało coś innego".

Jajko! Mam jajko! Każdy praktycznie myślący człowiek ma w domu jajka. Minutę po dokonaniu historycznego odkrycia wędrujemy do kuchni z pięciolatkiem z zamiarem wykonania wydmuszki. Aha, ktoś musi przygotować pozostałe materiały potrzebne do zrobienia wydmuszkowej ozdoby. W takim razie wydmuszkę wykona z dzieckiem tata. Mężczyźni znają się na takich rzeczach doskonale. Przecież wydmuchiwaniem przez dwie malutkie dziurki rządzą jakieś niepodważalne i arcyważne prawa fizyki, trzeba zachować odpowiednią wielkość otworków, wywiercić je najlepszymi do tego celu narzędziami oraz oczywiście dmuchać z właściwą dla wytrzymałości skorupki jajka siłą. Tak, zdecydowanie lepszy do tego zadania będzie tata... Mama w tym czasie odda się mniej istotnemu zajęciu przycięcia bibuły do kształtów, które pozwolą szczelnie okleić gotową wydmuszkę.

Nie mijają dwie minuty, a już słyszę z kuchni:

"Ale te jajka badziewne!"

"Jak to badziewne?" - wyciągam nos z szuflady i wołam lekko zaniepokojona świeżością jajek nabytych przedwczoraj w sprawdzonym sklepie.

"No, ledwo je puknę nożem, to pękają!" - marudzi męski głos, dodając do i tak już obrażonego tonu wyraźną nutę niezadowolenia.

"To ty je pukasz nożem? - dziwię się.

"A niby czym mam zrobić tę dziurę. Ostry jest to pukam! A czym mam pukać, jak nie nożem?!" - mężczyzna denerwuje się coraz bardziej.

"Badziewne jajka kupiłaś, mama!" - wtóruje pięciolatek, zdecydowanie trzymając stronę taty - niepodważalnego autorytetu od skutecznego i nieskutecznego robienia różnego rodzaju dziurek.

Przewracam oczami, ale postanawiam zachować spokój. Idę do kuchni, żeby sprawdzić, ile jajek siedzi w lodówce. Nie licząc trzech pękniętych, które miały dość pukania, naliczyłam jedenaście. "Nie jest źle..." - myślę.

"Beznadziejne. Te jajka mają osteoporozę!" - orzeka z pełnym przekonaniem mężczyzna, wyciągając nóż z kolejnej dziury, tym razem o średnicy ponad 3 cm i przelewając zawartość jajka do miseczki.

"Idź już sobie stąd, jutro będzie ciasto albo jajecznica" - mruczę, gmerając w szafce z rupieciami, upychanymi tam co jakiś czas z myślą, że przecież "kiedyś mogą się przydać". Wyciągam wydmuszki, które zostały z ubiegłego roku (haha, jestem z siebie dumna, że ich nie wyrzuciłam).

"O, masz wydmuszki?" - słyszę zdziwiony dwugłos za plecami.

Nic nie mówię. O tym, że dziurki w wydmuszkach robiłam metalową szpilką do zrazów i ostrożnie powiększałam patyczkiem do szaszłyków, a potem przekłuwałam żółtko, żeby łatwiej wydmuchać zawartość, też głośno nie powiem. Niech sobie myślą, że w ubiegłym roku kury znosiły jajka w skorupkach o podwyższonej wytrzymałości na "pukanie", a tegoroczne znosiły jajka z osteoporozą. Najważniejsze, że mamy najważniejszy element naszej wielkanocnej ozdoby i możemy wreszcie przejść do rzeczy, porzucając przynudną opowieść.

To co? Zaczynamy?

Oprócz wydmuszki potrzebne będą: bibuła w dowolnym kolorze, klej biurowy oraz klej szybkowiążący (np. cyjanopan, kropelka lub klej w sztyfcie używany w pistoletach klejowych), serwetka śniadaniowa z motywami wiosennymi czy wielkanocnymi, nożyczki, patyczek do szaszłyka oraz kawałek ozdobnej tasiemki. Mogą się przydać również farby akrylowe albo plakatowe oraz pędzelek.

6 lub 7 prostokątnych kawałków marszczonej bibuły (krepiny) docinamy, aby kształtem przypominały liście. Każdy "liść" smarujemy klejem biurowym i szczelnie oklejamy skorupkę. Ostrożnie i dokładnie wygładzamy powierzchnię.

Czas na malowanie. Teoretycznie moglibyśmy pomalować skorupkę farbą akrylową lub plakatową bez wcześniejszego oklejania bibułą, ale po pierwsze nie uzyskamy efektu marszczeń, a po drugie może się zdarzyć, że skorupka będzie tłusta lub niedokładnie umyta i farba nie "chwyci". Wybrałam zwykłą białą farbę plakatową - na białym neutralnym kolorze będą dobrze widoczne kolorowe motywy serwetkowe. Najłatwiej pomalować jajko, wcześniej nabijając je na patyk. Schnięcie farby możemy przyspieszyć, sięgając po suszarkę do włosów.

Z serwetki potrzebna będzie tylko cienka warstwa wierzchnia z nadrukiem. Ostrożnie oddzielamy ją od pozostałych warstw. Wycinamy wybrane motywy, ostrożnie smarujemy klejem i przymocowujemy do jajka. Wygładzamy brzegi. Jeśli naklejki odstają tu i ówdzie, smarujemy brzegi klejem od góry. Pozwalamy całości wyschnąć.

Na wszelki wypadek klejem szybkoschnącym mocujemy jajko do patyczka, aby nie zsunęło się z niego oględzin przez ciekawskich wielkanocnych gości. Jeśli mamy pod ręką kolorowy brokat oraz lakier w sprayu, spryskujemy jajko cienką warstwą lakieru, oprószamy brokatem i utrwalamy efekt drugą wrstwą lakieru. Świetnie sprawdza się też brokatowy lakier do włosów.

Patyczek tuż pod jajkiem obwiązujemy tasiemką, formując zgrabną kokardkę i... umieszczamy naszą wielkanocną ozdobę w wybranym miejscu, na przykład w doniczce z kwitnącą roślinką. Przygotowanie tej prostej wielkanocnej ozdoby stanowi naprawdę świetną zabawę dla całej rodziny.

Artykuł udostępniony przez:

Wkn
Przejdź do pełnej wersji serwisu