Moje magnesy, na dwóch tablicach, bo lodówka niemagnetyczna. Jedna amerykańska, druga europejska. Plus pozostałe na bokach lodówki, bo te magnetyczne.
A jak u Was? Lubicie ten kiczowaty śmietnik? Macie zasady zbierania?
My staramy się mieć z miejsc, w których byliśmy sami, nie ważne czy razem czy osobno. I do tego magnes musi być taki, jakiego nie mamy, nie żaden kwadrat czy prostokąt, coś innego. Takie zwykłe też są, głównie z początków kolekcji, dopóki z nadmiaru reguły nie zostały zaostrzone.
Choć nie jest to wyszukana pamiątka, to lubię je kupować i tysz mam trochę. Nie zawsze pamiętam by nabyć, ale jak jakiś wpadnie mi w oko.....jest mój:)) Moja kolekcja mała, bo od niedawna spodobało mi się ich zbieranie.
To prawda. Naszą pasją są podróże. W Europie dochodziła jeszcze moja podróżnicza praca. Ślubny kupowałby magnesy z każdego miejsca, ja zezwalam tylko na takie, których nie mamy.
Moim ulubionym jest maska z Nowego Orleanu. Oraz wielka, okropna różowa krewetka z restauracji Bubba, realnej, ale z filmu Forest Gump
A to najnowszy, z St Louis w Missouri. W kolekcji jest ten z kijem baseballowym, Ślubny pytał, który bo sam nie mógł się zdecydować. Moja odpowiedź na jego pytanie była taka sama jak jego pytanie, bo nim sprecyzowal, myślałam, że do wyboru trzy. No to padło na kij.
Nie zaprzecze, że duża. Amerykańska większa niż europejska, mimo krótszego czasu zbierania. Ale tu wszystko nowe było, a w Polsce to po co magnes z sąsiedniego miasta.
Magnesy też zabrałaś ze sobą? To już nie jest zwykłe hobby, ale prawdziwa pasja. Kolekcja ciekawa i ładnie wyeksponowana. U nas bywały różne magnesy na lodówce - zwierzakowe, głównie kocurki. Słabo były wykonane więc nie wytrzymały zbyt długo (pewnie chińskie).
Tak, magnesy pojechaly z nami. Po przeprowadzce do domu, europejskie, z lodówki zamieszkały w pudełku. Amerykańskie od początku miały tablicę. Po prawie roku tęsknoty za wspomnieniami z miejsc, wreszcie kupiliśmy drugą tablicę. Tych złej jakości magnesów staramy się nie kupować, w zasadzie wiemy na co zwracać uwagę, przy wyborze.
Na amerykańskiej jest fragment mapy Stanów. Mamy kupiona całą mapę, ale postanowiliśmy przywieszac tylko te stany, w których byliśmy, także w sposób naciagany, w postaci przesiadki na lotnisku czy samego przejazdu przez dany stan. W tej chwili tak jest chyba tylko Illinois, lotnisko w Bostonie. Reszta w mniejszym stopniu odwiedzona. Bo w dużej mierze to mamy tylko Karoline Północną zwiedzona. Bo blisko, choć nie wszędzie.
O matko, ale gafa z Illinois. Nie Boston - a Chicago. Ale ten Boston wlazł mi do głowy. Znajoma leciała do Chicago kilka dni temu. A mnie się jakoś umyśliło tak samo - Boston.
Ja też mam trochę magnesów na lodówce, ale z boku lodówki. Ja muszę mieć wszystko po swojemu przecież. Uważam ,że takie dodatki mówią o ludziach , wtedy nawet lodówka staje się bardziej przedmiotem mówiącym o mieszkańcach domu. Ja lubię takie rzeczy, choć mogą wydawać się śmietniskiem i kiczem. A takk poza tym wiele rzeczy może być na lodówce. Na przykład zdjęcie przed udanym odchudzaniem w celu profilaktycznym, miejscem gdzie się zapisuje co trzeba kupić do lodówki. kartki -przypominacze itd.
Masz świetny zestaw magnesów... :) I ja też mam parę magnesów, a było ich znacznie więcej. Te są już bardzo wiekowe i zbierane były ze względu na dzieci, chociaż ja też lubię takie malutkie gadżeciki. A szczególnie te, które są z jakichś ciekawych miejsc. Ostatnio syn przywiózł mi taki jeden magnesik z Alp i tam do środka można włożyć małe zdjęcie, które ma mi zrobić z tego miejsca w którym był. Poprzednia lodówka była prawie cała w magnesach. Dużo było różnych kolorowych literek z których można było układać napisy i takimi właśnie literokowymi napisami pokryta był tamta lodówka. Nawet fajnie to wyglądało. Nasza własna informacyjna tablica lodówkowa... :)
Magnesy z Serkow, herbat itp zostały na lodówce w Polsce albo poszły do siostry, literki. Pojechała tylko kolekcja motyli z Moraw, dołączona do butelek wina. My mamy z Mount Blanc magnes w formie książeczki, można otworzyć, a w środku wyciagana wersja z obrazkami z tamtych gór. Do tej pory żałuję magnesu z Karpacza, który straciłam przez własne niejako zaniedbanie. Był w torebce, zapomniałam o nim. Była to butelka z ukrytym korkociagiem w środku. Nic nadzwyczajnego, ale otwieraczy do butelek jest od licha i ciut ciut, a korkociąg był pierwszy. Poszedł do śmieci.
Te zagraniczne magnesiki są tak pięknie wykonane i mają ciekawe formy, że aż chce się je mieć i eksponować. A czasem są nawet w wersji praktycznej, jak te Twoje. No i zawsze masz je w zasięgu ręki, co mi się bardzo podoba... :) Szkoda, że straciłaś taki oryginalny magnesik, ale pewnie jeszcze nie raz trafi się podobny albo i jeszcze lepszy z róźnych wojaży... :)
Byłam we wrześniu. I był to mój pierwszy magnes z Karpacza. Bo wcześniej to było za blisko, żeby kupować magnesy, mimo relatywnie częstego bywania. A teraz to już był przyjazd na wakacje i wizyta tam była objęta planem zwiedzania. Hehehe
Mnie sie bardzo podobają. Mają swoje miejsce i myślę, że mogą być całkiem fajną ozdobą. Absolutnie nie zgadzam się z tym ,że to kiczowaty śmietnik. Gabloty odpowiednio skomponowane z wystrojem sprawią, że niejedna osoba która to zobaczy pozazdrości cudeńka.
Zgadzam si z Toba.Nawet,jesli to jakis kicz,to sympatyczny.Tak,jak kiedys,jako dziecko,kupilam jakies \\badziewie\\,faktycznie kicz,na wiejskim odpuscie.Oj,jak to cieszylo. Magnesow mialam sporo i gdzies wybyly,czesc z poprzednia lodowka.
Nawet jak zostanie ładnie zaprezentowany - to i tak kiczem pozostanie. To wszystko to masowa produkcja, wielokrotnie jak najtańszym kosztem.
Mnie w szukaniu fascynuje - pomyślunek producentów, żeby przygotować jakiś specyficzny kształt, charakterystyczny dla danego miejsca.
Mam toruńskiego piernika, który wygląda jak żywy, udało mi się kilka osób namówić na spróbowanie. Mam szklanego kota z huty szkła - tam "wydmuchanego". Mam dzwonek (miniaturka) od alpejskich krów. Mam koszyk pełen muszli oceanicznych. Mam oryginalne kapsle od piwa z browaru w Salzburgu. Mam maskę karnawałową z Nowego Orleanu. Mam prom kosmiczny z cap Canaveral (NASA).
I tak mogłabym wyliczać...Ktoś siedział i myślał o przygotowaniu form do odlewu. Lub musiał wykonać każdą sztukę ręcznie. Lub wykorzystał "śmieci" - kapsle od piwa. Nie zwykły pocztówkowy obrazek, przyklejony na kawałku magnesu, tylko coś innego. Część z tych "innych" ma szersze zastosowanie - wystarczy zmienić nazwę miejsca. Ale część - jest konkretnie dedykowana do lokalizacji. Konkretna latarnia morska będzie tylko w jednym miejscu (bo nie ma dwóch takich samych)...
Każdy ma swojego bzika. Niejednokrotnie zbieramy, kolekcjonujemy rzeczy zupełnie niepotrzebne, ale sprawiające nam radość. Mój M odciąga mnie od miar. Nie mamy ich dużo bo może 6-7 ale każdorazowo kiedy jestem w sklepie budzą moją ciekawość i chęć zakupu... no bo takiej nie mamy.
Całkiem fajna pasja. Dla mnie centymetr to centymetr, tylko o znaczeniu funkcjonalnym. A tu popatrz - może mieć znaczenie kolekcjonerskie. Ile rzeczy człowiek się uczy.
Ach to żadna pasja :))) Torty są moja pasją, natomiast miary czy jak wolisz centymetry są jakby bzikiem, którego absolutnie nie pielęgnuję. O kolekcji nie ma najmniejszej mowy. Leżą sobie w piwnicy na półce jak każdy inny przyrząd. Tak jak pisałam M pilnuje, żeby nie dokupować bo po co?
Jak masz strażnika, to kolekcji nie będzie.... Ale to jest właśnie fajne, że każdy znajduje coś innego, co go może zainteresować. Dla innego nawet nie do pomyślenia.
Dzieci jak były małe miały zabawki z kinder jajka. Zrobiła się tego całkiem spora kolekcja, zgarnięta do worka i wyniesiona do piwnicy. Przy kolejnych porządkach optowalam za wyrzuceniem do śmietnika, Ślubny zrobił zdjęcia i wystawił na allegro, zaczynając od jakiejś ceny minimalnej, żeby się zorientować w trendach w zbieractwie. Moje zaskoczenie było ogromne, gdy okazało się, że było więcej chętnych, że ktoś może chcieć płacić za śmieci.
Moje magnesy, na dwóch tablicach, bo lodówka niemagnetyczna.
Jedna amerykańska, druga europejska. Plus pozostałe na bokach lodówki, bo te magnetyczne.
A jak u Was? Lubicie ten kiczowaty śmietnik?
Macie zasady zbierania?
My staramy się mieć z miejsc, w których byliśmy sami, nie ważne czy razem czy osobno. I do tego magnes musi być taki, jakiego nie mamy, nie żaden kwadrat czy prostokąt, coś innego.
Takie zwykłe też są, głównie z początków kolekcji, dopóki z nadmiaru reguły nie zostały zaostrzone.
nie lubię i nie zbieram
Oj nie lubię, dla mnie to śmietnik, ale Twoje całkiem ładne :)
Ja też twierdzę, że śmietnik. Tyle, że mój własny, heheh.
Każdy ma swój własny śmietnik u mnie też takowy się znajdzie ;)
Fajna kolekcja :))
Choć nie jest to wyszukana pamiątka, to lubię je kupować i tysz mam trochę. Nie zawsze pamiętam by nabyć, ale jak jakiś wpadnie mi w oko.....jest mój:)) Moja kolekcja mała, bo od niedawna spodobało mi się ich zbieranie.
Fajna pamiątka,dużo podróżujecie.
To prawda. Naszą pasją są podróże. W Europie dochodziła jeszcze moja podróżnicza praca.
Ślubny kupowałby magnesy z każdego miejsca, ja zezwalam tylko na takie, których nie mamy.
Moim ulubionym jest maska z Nowego Orleanu.
Oraz wielka, okropna różowa krewetka z restauracji Bubba, realnej, ale z filmu Forest Gump
A to najnowszy, z St Louis w Missouri. W kolekcji jest ten z kijem baseballowym, Ślubny pytał, który bo sam nie mógł się zdecydować. Moja odpowiedź na jego pytanie była taka sama jak jego pytanie, bo nim sprecyzowal, myślałam, że do wyboru trzy.
No to padło na kij.
Sama nie zbieram, ale mam kilka od moich wnuczek, najważniejszy z Nowego Jorku :)
Twoja kolekcja jest imponująca :) Ja mam kilka na lodówce.
Nie zaprzecze, że duża. Amerykańska większa niż europejska, mimo krótszego czasu zbierania. Ale tu wszystko nowe było, a w Polsce to po co magnes z sąsiedniego miasta.
Magnesy też zabrałaś ze sobą? To już nie jest zwykłe hobby, ale prawdziwa pasja.
Kolekcja ciekawa i ładnie wyeksponowana.
U nas bywały różne magnesy na lodówce - zwierzakowe, głównie kocurki. Słabo były wykonane więc nie wytrzymały zbyt długo (pewnie chińskie).
Tak, magnesy pojechaly z nami. Po przeprowadzce do domu, europejskie, z lodówki zamieszkały w pudełku. Amerykańskie od początku miały tablicę. Po prawie roku tęsknoty za wspomnieniami z miejsc, wreszcie kupiliśmy drugą tablicę.
Tych złej jakości magnesów staramy się nie kupować, w zasadzie wiemy na co zwracać uwagę, przy wyborze.
Na amerykańskiej jest fragment mapy Stanów. Mamy kupiona całą mapę, ale postanowiliśmy przywieszac tylko te stany, w których byliśmy, także w sposób naciagany, w postaci przesiadki na lotnisku czy samego przejazdu przez dany stan. W tej chwili tak jest chyba tylko Illinois, lotnisko w Bostonie. Reszta w mniejszym stopniu odwiedzona. Bo w dużej mierze to mamy tylko Karoline Północną zwiedzona. Bo blisko, choć nie wszędzie.
Fajnie, macie co objeżdżać - można latami zwiedzać, bez powtórek.
Ja czekam aż wizy Polakom zniosą .
O matko, ale gafa z Illinois. Nie Boston - a Chicago. Ale ten Boston wlazł mi do głowy. Znajoma leciała do Chicago kilka dni temu. A mnie się jakoś umyśliło tak samo - Boston.
ale fajna kolekcja
Ja też mam trochę magnesów na lodówce, ale z boku lodówki. Ja muszę mieć wszystko po swojemu przecież. Uważam ,że takie dodatki mówią o ludziach , wtedy nawet lodówka staje się bardziej przedmiotem mówiącym o mieszkańcach domu. Ja lubię takie rzeczy, choć mogą wydawać się śmietniskiem i kiczem. A takk poza tym wiele rzeczy może być na lodówce. Na przykład zdjęcie przed udanym odchudzaniem w celu profilaktycznym, miejscem gdzie się zapisuje co trzeba kupić do lodówki. kartki -przypominacze itd.
Też mam parę magnesów na swojej lodówce,ale są to zazwyczaj upominki od dzieciaków z wycieczek i od znajomych
Spora i ciekawa kolekcja:)
Masz świetny zestaw magnesów... :) I ja też mam parę magnesów, a było ich znacznie więcej. Te są już bardzo wiekowe i zbierane były ze względu na dzieci, chociaż ja też lubię takie malutkie gadżeciki. A szczególnie te, które są z jakichś ciekawych miejsc. Ostatnio syn przywiózł mi taki jeden magnesik z Alp i tam do środka można włożyć małe zdjęcie, które ma mi zrobić z tego miejsca w którym był. Poprzednia lodówka była prawie cała w magnesach. Dużo było różnych kolorowych literek z których można było układać napisy i takimi właśnie literokowymi napisami pokryta był tamta lodówka. Nawet fajnie to wyglądało. Nasza własna informacyjna tablica lodówkowa... :)
Magnesy z Serkow, herbat itp zostały na lodówce w Polsce albo poszły do siostry, literki.
Pojechała tylko kolekcja motyli z Moraw, dołączona do butelek wina.
My mamy z Mount Blanc magnes w formie książeczki, można otworzyć, a w środku wyciagana wersja z obrazkami z tamtych gór.
Do tej pory żałuję magnesu z Karpacza, który straciłam przez własne niejako zaniedbanie. Był w torebce, zapomniałam o nim.
Była to butelka z ukrytym korkociagiem w środku. Nic nadzwyczajnego, ale otwieraczy do butelek jest od licha i ciut ciut, a korkociąg był pierwszy.
Poszedł do śmieci.
Te zagraniczne magnesiki są tak pięknie wykonane i mają ciekawe formy, że aż chce się je mieć i eksponować. A czasem są nawet w wersji praktycznej, jak te Twoje. No i zawsze masz je w zasięgu ręki, co mi się bardzo podoba... :)
Szkoda, że straciłaś taki oryginalny magnesik, ale pewnie jeszcze nie raz trafi się podobny albo i jeszcze lepszy z róźnych wojaży... :)
Muszę jechać do Karpacza, hehehe.
To co za problem, pojedziesz...
Bliżej mam do Waszyngtonu czy Nowego Jorku, he hehe
Wiem, wiem, ale kiedyś dojedziesz i do naszego kraju...
Byłam we wrześniu. I był to mój pierwszy magnes z Karpacza.
Bo wcześniej to było za blisko, żeby kupować magnesy, mimo relatywnie częstego bywania. A teraz to już był przyjazd na wakacje i wizyta tam była objęta planem zwiedzania. Hehehe
Właśnie tak, podróże trzeba łączyć przyjemnie z pożytecznym...
Otwieranie takiej lodowki to sama przyjemnosc!!! Pozdrawiam usmiechowo.
Dziękuję :) Pozdrawiam wesolutko... :)
Mnie sie bardzo podobają. Mają swoje miejsce i myślę, że mogą być całkiem fajną ozdobą. Absolutnie nie zgadzam się z tym ,że to kiczowaty śmietnik. Gabloty odpowiednio skomponowane z wystrojem sprawią, że niejedna osoba która to zobaczy pozazdrości cudeńka.
Zgadzam si z Toba.Nawet,jesli to jakis kicz,to sympatyczny.Tak,jak kiedys,jako dziecko,kupilam jakies \\badziewie\\,faktycznie kicz,na wiejskim odpuscie.Oj,jak to cieszylo.
Magnesow mialam sporo i gdzies wybyly,czesc z poprzednia lodowka.
Nawet jak zostanie ładnie zaprezentowany - to i tak kiczem pozostanie. To wszystko to masowa produkcja, wielokrotnie jak najtańszym kosztem.
Mnie w szukaniu fascynuje - pomyślunek producentów, żeby przygotować jakiś specyficzny kształt, charakterystyczny dla danego miejsca.
Mam toruńskiego piernika, który wygląda jak żywy, udało mi się kilka osób namówić na spróbowanie.
Mam szklanego kota z huty szkła - tam "wydmuchanego".
Mam dzwonek (miniaturka) od alpejskich krów.
Mam koszyk pełen muszli oceanicznych.
Mam oryginalne kapsle od piwa z browaru w Salzburgu.
Mam maskę karnawałową z Nowego Orleanu.
Mam prom kosmiczny z cap Canaveral (NASA).
I tak mogłabym wyliczać...Ktoś siedział i myślał o przygotowaniu form do odlewu. Lub musiał wykonać każdą sztukę ręcznie. Lub wykorzystał "śmieci" - kapsle od piwa. Nie zwykły pocztówkowy obrazek, przyklejony na kawałku magnesu, tylko coś innego. Część z tych "innych" ma szersze zastosowanie - wystarczy zmienić nazwę miejsca. Ale część - jest konkretnie dedykowana do lokalizacji. Konkretna latarnia morska będzie tylko w jednym miejscu (bo nie ma dwóch takich samych)...
Każdy ma swojego bzika. Niejednokrotnie zbieramy, kolekcjonujemy rzeczy zupełnie niepotrzebne, ale sprawiające nam radość. Mój M odciąga mnie od miar. Nie mamy ich dużo bo może 6-7 ale każdorazowo kiedy jestem w sklepie budzą moją ciekawość i chęć zakupu... no bo takiej nie mamy.
Masz na myśli centymetry (tudzież miary sztywne, do mierzenia czegoś w domu) - czy komlety miarek, potrzebnych w kuchni.
Tak, tak centymetry, do odmierzania długosci. Takie krawieckie i budowlane w kasetach
Całkiem fajna pasja.
Dla mnie centymetr to centymetr, tylko o znaczeniu funkcjonalnym. A tu popatrz - może mieć znaczenie kolekcjonerskie.
Ile rzeczy człowiek się uczy.
Możesz pokazać swoją kolekcję?
Ach to żadna pasja :))) Torty są moja pasją, natomiast miary czy jak wolisz centymetry są jakby bzikiem, którego absolutnie nie pielęgnuję. O kolekcji nie ma najmniejszej mowy. Leżą sobie w piwnicy na półce jak każdy inny przyrząd. Tak jak pisałam M pilnuje, żeby nie dokupować bo po co?
Jak masz strażnika, to kolekcji nie będzie....
Ale to jest właśnie fajne, że każdy znajduje coś innego, co go może zainteresować. Dla innego nawet nie do pomyślenia.
Dzieci jak były małe miały zabawki z kinder jajka. Zrobiła się tego całkiem spora kolekcja, zgarnięta do worka i wyniesiona do piwnicy.
Przy kolejnych porządkach optowalam za wyrzuceniem do śmietnika, Ślubny zrobił zdjęcia i wystawił na allegro, zaczynając od jakiejś ceny minimalnej, żeby się zorientować w trendach w zbieractwie. Moje zaskoczenie było ogromne, gdy okazało się, że było więcej chętnych, że ktoś może chcieć płacić za śmieci.