Pieczone ziemniaki są pyszne. Bardzo lubię te w całości i z nimi nie ma problemu, bo można najpierw podgotoować, zanim się zapiecze/upiecze.
Schody zaczynają się, gdy pyrki człowiek radośnie nacina i faszeruje różnościami. Ciężko to diabelstwo dopiec, żeby było mięciutkie i rozpadało się jak przystało na dobrze wychowanego pieczonego ziemniaka rodem z ogniska.
Poradziłam sobie, zdjęcie zrobiłam przepisem grzecznie się podzielę, ale tak się zastanawiam, jakie Wy macie sposoby na "zmiękczenie" upartych ziemniorów, które potrafią przez półtorej godziny siedziec pod przykryciem w naczyniu żaroodpornym i wciąż lekko podchrupywać. A człowiekowi burczy w brzuchu :D
Czy podgotowujecie? Czy pieczenie dłużej? Jak długo? Czy macie sprawdzone gatunki ziemniaków do pieczenia? Czy nacinacie wrzucacie do wody z solą, żeby się te nacięcia rozchyliły i łatwiej było przekładać np. masłem i serem? W którym momencie pieczenia faszerujecie? Czy pieczecie pod przykryciem, czy odkrywacie, kiedy, na jak długo?
Ufff. Ale pazerna jestem na te odpowiedzi, ale myślę, że wszystkim nam się przydadzą :)
Ale pieczesz je od surowości, czy najpierw podgotowujesz? Bo niestety u nas chrupiące nie przechodzą, każą mi cudować, żeby wychodziły miękkie. Oczywiście nie rozpadające się, ale domownicy lubią, kruchutkie i dopieczone, a wiadomo jak jest z polowaniem na odpowiednie odmiany. Są tak osiągalne jak Czerwony Październik ;)
No to zagwozdka... Nawet się nad tym nie zastanawiałam, bo my tak lubimy ziemniaki, że każda wersja jest dla nas dobra. Myślę, że to dużo zależy od odmiany właśnie. Czasem mam chrupiące, czasem miękkie, zawsze robię tak samo, ale ziemniaki kupuję w różnych miejscach (zresztą, kiedyś kupiłam u tego samego sprzedawcy, a były całkiem inne). Wiadomo, że są odmiany osobno nadające się do gotowania, na puree, do pieczenia, na frytki... Jeszcze musi dużo czasu upłynąć, zanim u nas na stałe zagoszczą ziemniaki "odmianowe" , nie sprzedawane jako "ziemniaki".
Ziemniaki nakluwam w kilku miejscach, wrzucam do wrzatku na 10 minut, wyjmuje, wrzucam do wody z lodem na 2 minuty, pozniej na blache, przyprawiam, skrapiam oliwa i na 20 minut do piekarnika rozgrzanego do 200 st C.
Widzisz, to robię trochę jak Ty, ale bez chłodzenia w wodzie z lodem, bo mi lodu szkoda :D I piekę zwykle nie 20 minut, ale nieco dłużej. I czasem ustawiam piekarnik na grzanie góra+dół, a czasem na grill.
Ha! Sklamalam. Najpierw gotuje, pozniej chlodze, wtedy dopiero nakluwam. Osobiscie najbardziej lubie pokrojone ziemniaki w osemki, skropione oliwa, obsypane ziolami, papryka i czosnkiem. :)
Pieczone ziemniaki są pyszne. Bardzo lubię te w całości i z nimi nie ma problemu, bo można najpierw podgotoować, zanim się zapiecze/upiecze.
Schody zaczynają się, gdy pyrki człowiek radośnie nacina i faszeruje różnościami. Ciężko to diabelstwo dopiec, żeby było mięciutkie i rozpadało się jak przystało na dobrze wychowanego pieczonego ziemniaka rodem z ogniska.
Poradziłam sobie, zdjęcie zrobiłam przepisem grzecznie się podzielę, ale tak się zastanawiam, jakie Wy macie sposoby na "zmiękczenie" upartych ziemniorów, które potrafią przez półtorej godziny siedziec pod przykryciem w naczyniu żaroodpornym i wciąż lekko podchrupywać. A człowiekowi burczy w brzuchu :D
Czy podgotowujecie?
Czy pieczenie dłużej? Jak długo?
Czy macie sprawdzone gatunki ziemniaków do pieczenia?
Czy nacinacie wrzucacie do wody z solą, żeby się te nacięcia rozchyliły i łatwiej było przekładać np. masłem i serem?
W którym momencie pieczenia faszerujecie?
Czy pieczecie pod przykryciem, czy odkrywacie, kiedy, na jak długo?
Ufff. Ale pazerna jestem na te odpowiedzi, ale myślę, że wszystkim nam się przydadzą :)
Chyba nie da się zrobić tak, zeby w ogóle nie były chrupiące. U mnie są mniej chrupiące jesli pieke je w zamkniętej brytfannie.
Ale pieczesz je od surowości, czy najpierw podgotowujesz? Bo niestety u nas chrupiące nie przechodzą, każą mi cudować, żeby wychodziły miękkie. Oczywiście nie rozpadające się, ale domownicy lubią, kruchutkie i dopieczone, a wiadomo jak jest z polowaniem na odpowiednie odmiany. Są tak osiągalne jak Czerwony Październik ;)
No to zagwozdka... Nawet się nad tym nie zastanawiałam, bo my tak lubimy ziemniaki, że każda wersja jest dla nas dobra. Myślę, że to dużo zależy od odmiany właśnie. Czasem mam chrupiące, czasem miękkie, zawsze robię tak samo, ale ziemniaki kupuję w różnych miejscach (zresztą, kiedyś kupiłam u tego samego sprzedawcy, a były całkiem inne). Wiadomo, że są odmiany osobno nadające się do gotowania, na puree, do pieczenia, na frytki...
Jeszcze musi dużo czasu upłynąć, zanim u nas na stałe zagoszczą ziemniaki "odmianowe" , nie sprzedawane jako "ziemniaki".
A może piec z przyprawami i odrobiną tłuszczu w rękawie? :
http://wielkiezarcie.com/przepisy/ziemniaki-z-rekawa-30093970
Bardzo dobry pomysł!
Ziemniaki nakluwam w kilku miejscach, wrzucam do wrzatku na 10 minut, wyjmuje, wrzucam do wody z lodem na 2 minuty, pozniej na blache, przyprawiam, skrapiam oliwa i na 20 minut do piekarnika rozgrzanego do 200 st C.
Widzisz, to robię trochę jak Ty, ale bez chłodzenia w wodzie z lodem, bo mi lodu szkoda :D
I piekę zwykle nie 20 minut, ale nieco dłużej. I czasem ustawiam piekarnik na grzanie góra+dół, a czasem na grill.
Ha! Sklamalam. Najpierw gotuje, pozniej chlodze, wtedy dopiero nakluwam. Osobiscie najbardziej lubie pokrojone ziemniaki w osemki, skropione oliwa, obsypane ziolami, papryka i czosnkiem. :)
Nakłuwanie obojętnie kiedy jest, można przed, można po, wsio rawno :) Ja chyba wolę dziabać surowe ziemniaki :)
Nie. Jesli naklujesz przed gotowaniem beda bardziej wodniste. Jesli po- nie popekaja i rowno sie upieka, dzieki ujsciu pary.