Co robić jak jedyne dziecko wyfruwa w świat i nagle zostajemy sami.Jest daleko i tylko telefonicznie rozmawiamy ale to nie wystarcza.Tęsknię i liczę dni do jej przyjazdu na święta Wielkanocne.Co robić aby tak nie tęsknić?
Pogodzić się. Innej drogi nie ma.
Moje dzieci sa jeszcze małe, ale problem mam z teściową. Ona przez długi czas nie mogła się pogodzić z utratą syna - robiła wszystko aby go zatrzymać, łącznie z awanturami o to, że najpierw przyjeżdża do żony a nie do matki, do której ma po drodze.
Musisz cierpliwie czekać na wakacje, święta itp i na każdy telefon, a gdy nie zadzwoni nie obrażać się, nie wypominać, że się o matce zapomniało - tylko wziąć telefon i sama zadzwonić ( to mówię z punktu widzenia drugiej strony).
No i wyjechaliśmy - teraz mają syna ponad 500 km od siebie (ale to on podjął decyzję, ja tylko wyraziłam zgodę, wtedy mi było wszystko jedno gdzie, byle dalej). Wiem, że moja teściowa cierpi, nawet po tylu latach ale nie mogę nic na to poradzić.
wspólczuję ci , bo niedlugo zapewnie i mnie to czeka, ale myslę ,że pogodzic choc cięzko będzie to trzeba się koniecznie, taki już los matek, a żebys zbytnio nie mialą czasu na myślenie to może sprobujesz częsciej i dlużej przebywac z nami?:), lub zajac się sportem np. klub fittnes i intensywne cwiczenia?, dobra ksiązka(przeczytaj "miedzany jeździec", lub Foleta- ''filary ziemi"), a napewno pogoda ducha poprawi ci się , powodzenia, inka21
Dziękuję za wsparcie moralne.Czasami mam chandrę i muszę się wygadać.Mąż uważa że przesadzam choć wiem że sam tęskni ale nigdy się do tego nie przyzna.Często są sprzeczki między nami.Uważa że nie mamy już prawa wchodzić w jej życie.Jest dorosła ma 25 lat.Nie raz żałuję że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na więcej dzieci tylko na to jedno.Może wtedy choć jedno byłoby z nami.
Mimo tego że mija już 5 miesięcy od jej wyjazdu żyjemy z mężem w ciągłym oczekiwaniu na jej telefony i smsy.Pojechała "za chlebem "aż do Włoch.Zal mam że tyle wyrzeczeń z naszej strony aby zapewnić jej godne warunki do życia (ukończone studia pedagogiczne i stopień magistra) to teraz podęła decyzę że tutaj w Polsce nie będzie pracować za głodową pensję.Wystarczyło by dla nas to co mamy ale córka chce coś więcej od życia.Nie mogłam jej zatrzymać.Boję się że jak pozna tam kogoś na bliskiego sercu to tam zostanie a my będziemy skazani na wieczne oczekiwanie.
halinkaaa - jedynym pocieszeniem może być myśl - moje dziecko ma się dobrze - ja też miałam moich chłopczyków dla siebie - byłam dla nich wielką miłością - ale zawsze wiedziałam i pamiętałam , że wychowuję ich dla kogoś - a teraz - wiesz jak przyjemnie patrzeć , jak oni są kochani przez inną kobietę ( bo przychodzi czas ,że dzieci potrzebują innej miłości niż mamy lub taty ) i jak ją oni szanują i kochaja - wtedy ja - matka - czuję się szczęśliwa i spełniona - a mnie wystarcza jak dzwonią , przyjadą i wiem .że nie robią tego z obowiązku tylko z potrzeby serca - a ja jestem SZCZĘŚLIWA - teraz im rosną dzieci i wszystko pieknie - irenka
Witam.
Ja napiszę z drugiej strony czyli dziecka, które wyjechało z domu 4 lata temu ( nie daleko-bo jakieś 200 km). Do dziś moja mama dzwoni do mnie codziennie, tak codziennie. Do dziś mówi,ze jest nieszczęśliwa bo mnie nie ma,bo ich opuściłam. Gdy nie odbieram telefonu wydzwania po znajomych gdzie ja jestem. Czasm mam dosc i czuje sie jak w potrzasku. Ja mam 27 lat jestem dorosła, a ona by chciała zebym miała 4 latka.
Ja rozumiem i moją mamę i Was ale trzeba pozwolić dzieciom żyć swoim życiem. Trzeba mieć swoje niezależne od dzieci życie i pozwolić innym mieć swoje życie.
Pozdrawiam serdecznie.
To samo jest z moim mężem, tyle, że my na "wygnaniu" już 12 lat. Ale on nadal pozostał 4-5 latkiem, nie mogącym sobie samodzielnie poradzić (paradoksalne to nie my im, a oni nam pomagają - czy tego chcemuy czy nie, ale to już inna kwestia). Co więcej wnuka czasami traktują doroślej niż jego ojca.
Dobrze by było znależc sobie jakies absorbujace zajęcie.Najlepiej przy dzieciach!Rozejrzyj sie,tyle jest młodych matek,sasiadek,które bulą jakims opiekunkom za kazda godzine opieki nad dzieckiem.Nie mówie,zeby na "cały etat",ale chociaz pare godzin w tygodniu,ja bym tak zrobiła,a wiem z doświadczenia jak fajnie spędzam czas z siostrzenicą,pozdrawiam,kuchara.
Dziękuję WAM wszystkim za pojęcie tematu. Bardzo mi miło że poświęciliście choć trochę czasu dla mnie.Wbrew pozorom nie jest łatwo rozmawiać o swoich problemach nawet z własną rodziną.Mam wspaniałą rodzinkę lecz oni także uważają że przesadzam.Gdybym jeszcze mogła wyładować się w pracy ale od roku jestem na świadczeniu przedemerytalnym.Byłam wielkim pracocholikiem(księgowa) a teraz siedzenie w domu!!!!.Mogłabym teraz poświęcić więcej czasu dla rodziny ale nie mam za bardzo dla kogo.Z córką miałam zawsze bardzo dobry kontakt i jesteśmy bardzo ze sobą związane.Jestem bardzo tolerancyjna ale jak mi przysłała zdjęcie "kolegą" czarnoskórym z Ghany to się przeraziłam.Nie jestem rasistką ale na samą myśł o przyszłości myślałam że mi serce stanie.Teraz jak piszę to ta sprawa już jest nieaktualna ....i bardzo dobrze.Ciekawe co ona jeszcze wymyśli!!!!!
Co robić jak jedyne dziecko wyfruwa w świat i nagle zostajemy sami.Jest daleko i tylko telefonicznie rozmawiamy ale to nie wystarcza.Tęsknię i liczę dni do jej przyjazdu na święta Wielkanocne.Co robić aby tak nie tęsknić?
Pogodzić się. Innej drogi nie ma.
Moje dzieci sa jeszcze małe, ale problem mam z teściową. Ona przez długi czas nie mogła się pogodzić z utratą syna - robiła wszystko aby go zatrzymać, łącznie z awanturami o to, że najpierw przyjeżdża do żony a nie do matki, do której ma po drodze.
Musisz cierpliwie czekać na wakacje, święta itp i na każdy telefon, a gdy nie zadzwoni nie obrażać się, nie wypominać, że się o matce zapomniało - tylko wziąć telefon i sama zadzwonić ( to mówię z punktu widzenia drugiej strony).
No i wyjechaliśmy - teraz mają syna ponad 500 km od siebie (ale to on podjął decyzję, ja tylko wyraziłam zgodę, wtedy mi było wszystko jedno gdzie, byle dalej). Wiem, że moja teściowa cierpi, nawet po tylu latach ale nie mogę nic na to poradzić.
wspólczuję ci , bo niedlugo zapewnie i mnie to czeka, ale myslę ,że pogodzic choc cięzko będzie to trzeba się koniecznie, taki już los matek, a żebys zbytnio nie mialą czasu na myślenie to może sprobujesz częsciej i dlużej przebywac z nami?:), lub zajac się sportem np. klub fittnes i intensywne cwiczenia?, dobra ksiązka(przeczytaj "miedzany jeździec", lub Foleta- ''filary ziemi"), a napewno pogoda ducha poprawi ci się , powodzenia, inka21
Dziękuję za wsparcie moralne.Czasami mam chandrę i muszę się wygadać.Mąż uważa że przesadzam choć wiem że sam tęskni ale nigdy się do tego nie przyzna.Często są sprzeczki między nami.Uważa że nie mamy już prawa wchodzić w jej życie.Jest dorosła ma 25 lat.Nie raz żałuję że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na więcej dzieci tylko na to jedno.Może wtedy choć jedno byłoby z nami.
Mimo tego że mija już 5 miesięcy od jej wyjazdu żyjemy z mężem w ciągłym oczekiwaniu na jej telefony i smsy.Pojechała "za chlebem "aż do Włoch.Zal mam że tyle wyrzeczeń z naszej strony aby zapewnić jej godne warunki do życia (ukończone studia pedagogiczne i stopień magistra) to teraz podęła decyzę że tutaj w Polsce nie będzie pracować za głodową pensję.Wystarczyło by dla nas to co mamy ale córka chce coś więcej od życia.Nie mogłam jej zatrzymać.Boję się że jak pozna tam kogoś na bliskiego sercu to tam zostanie a my będziemy skazani na wieczne oczekiwanie.
halinkaaa - jedynym pocieszeniem może być myśl - moje dziecko ma się dobrze - ja też miałam moich chłopczyków dla siebie - byłam dla nich wielką miłością - ale zawsze wiedziałam i pamiętałam , że wychowuję ich dla kogoś - a teraz - wiesz jak przyjemnie patrzeć , jak oni są kochani przez inną kobietę ( bo przychodzi czas ,że dzieci potrzebują innej miłości niż mamy lub taty ) i jak ją oni szanują i kochaja - wtedy ja - matka - czuję się szczęśliwa i spełniona - a mnie wystarcza jak dzwonią , przyjadą i wiem .że nie robią tego z obowiązku tylko z potrzeby serca - a ja jestem SZCZĘŚLIWA - teraz im rosną dzieci i wszystko pieknie - irenka
Witam.
Ja napiszę z drugiej strony czyli dziecka, które wyjechało z domu 4 lata temu ( nie daleko-bo jakieś 200 km). Do dziś moja mama dzwoni do mnie codziennie, tak codziennie. Do dziś mówi,ze jest nieszczęśliwa bo mnie nie ma,bo ich opuściłam. Gdy nie odbieram telefonu wydzwania po znajomych gdzie ja jestem. Czasm mam dosc i czuje sie jak w potrzasku. Ja mam 27 lat jestem dorosła, a ona by chciała zebym miała 4 latka.
Ja rozumiem i moją mamę i Was ale trzeba pozwolić dzieciom żyć swoim życiem. Trzeba mieć swoje niezależne od dzieci życie i pozwolić innym mieć swoje życie.
Pozdrawiam serdecznie.
To samo jest z moim mężem, tyle, że my na "wygnaniu" już 12 lat. Ale on nadal pozostał 4-5 latkiem, nie mogącym sobie samodzielnie poradzić (paradoksalne to nie my im, a oni nam pomagają - czy tego chcemuy czy nie, ale to już inna kwestia). Co więcej wnuka czasami traktują doroślej niż jego ojca.
Dobrze by było znależc sobie jakies absorbujace zajęcie.Najlepiej przy dzieciach!Rozejrzyj sie,tyle jest młodych matek,sasiadek,które bulą jakims opiekunkom za kazda godzine opieki nad dzieckiem.Nie mówie,zeby na "cały etat",ale chociaz pare godzin w tygodniu,ja bym tak zrobiła,a wiem z doświadczenia jak fajnie spędzam czas z siostrzenicą,pozdrawiam,kuchara.
Dziękuję WAM wszystkim za pojęcie tematu. Bardzo mi miło że poświęciliście choć trochę czasu dla mnie.Wbrew pozorom nie jest łatwo rozmawiać o swoich problemach nawet z własną rodziną.Mam wspaniałą rodzinkę lecz oni także uważają że przesadzam.Gdybym jeszcze mogła wyładować się w pracy ale od roku jestem na świadczeniu przedemerytalnym.Byłam wielkim pracocholikiem(księgowa) a teraz siedzenie w domu!!!!.Mogłabym teraz poświęcić więcej czasu dla rodziny ale nie mam za bardzo dla kogo.Z córką miałam zawsze bardzo dobry kontakt i jesteśmy bardzo ze sobą związane.Jestem bardzo tolerancyjna ale jak mi przysłała zdjęcie "kolegą" czarnoskórym z Ghany to się przeraziłam.Nie jestem rasistką ale na samą myśł o przyszłości myślałam że mi serce stanie.Teraz jak piszę to ta sprawa już jest nieaktualna ....i bardzo dobrze.Ciekawe co ona jeszcze wymyśli!!!!!
oj halinka... przesadzasz...