Odszukałem na Forum kilka wątków związanych z potrawami chińskimi (lub szerzej - dalekowschodnimi - Chiny, Wietnam, Laos, Korea). Chciałem, żebyście pomogli mi zrozumieć, dlaczego ta kuchnia zrobiła u nas (i na świecie) taką furorę. Jest ona z jednej strony bardzo bogata - przyprawy, oryginalne produkty, a z drugiej - dość uboga - bez jakichkolwiek przetworów mlecznych, kiszonek. Zapraszam do pogadania i wielbicieli, i przeciwników.
Kochany, ty nie wiesz co piszesz!
Kiszonek jest tyle w chińskiej kuchni, ile włosów na głowie.
Nie ma przetworów mlecznych ponieważ azjaci nie wytwarzają enzymu przetwarzającego mleko i wyroby mleczne (podobnie jest z alkoholem), tak jak cie, którzy nie lubią mleka (ja też do tych należę, ale dotyczy to tylko i wyłącznie ciepłego mleka i potraw mlecznych).
Kuchnia chińska nie polega tylko na stosowaniu jakiś tam specjalnych przypraw, a głównie na sposobie przygotowania i obróbki.
Inne kuchnie azjatyckie są popularne ze względu na ich egzotykę. Bo wcale nie są to kuchnie lekkostrawne, pomijając ryby - w chińskiej kuchni, nie każdego regionu, ale dominuje wieprzowina i to w najtłustszym wydaniu, ale smalec, jako tłuszcz jest nie znany. Nie wspomnę o maśle...
I potrawy azjatyckie - albo pseudoazjatyckie - nie polegają na dodaniu jakiegoś puszkowego siajstwa. Ot pojawia się taka gastronomiczna kakofonia: usmażyć na maśle, dodać winiak, śmietankę i bambus, i to nazywa się później "po wietnamsku"; bzdura, jakich świat nie widział.
A przyprawy są takie, jakie tam rosną i też, oprócz walorów smakowych, mają zadanie ułatwienia trawienia.
Skoro używają kiszonki, to powiedz, proszę, jakie? Ja do tej pory (z całą pewnością nie mam takiego doświadczenia co Ty) zetknąłem się tylko z azjatyckimi kwaśnymi marynatami, a nie fermentowanymi kiszonkami. A poza tym nie zapodałeś, czy lubisz te potrawy, czy nie?
Nie lubię kupnych kiszonek chińskich, nie smakują mi...
Nie lubię zeuropeizowanej "chińskiej" kuchni ociekającej zujednoliconym sosem na bazie krochmalu ryżowego i glutamatu.
Ale nie znoszę też środkowoeurpejskiego "sypkiego" ryżu (ryż ma się mieć ku sobie, i wchłaniać sos i basta).
Przez kilka długich lat pożycia z pół Chinką, która tylko jadła :-))), miałem kuchnię całkowicie przestawioną.
Na stałe został kocher do ryżu, które to urządzenie wszystkim gorąco polecam (dobry kocher trzyma gorący ryż i osiem godzin).
Trzeba być jednak świadomym, że przez ogromny rynek na azjatyckie wyroby spożywcze, są one jeszcze bardziej zapaskudzone każdą możliwą chemią, niż europejskie produkty.
I do nas docierają najtańsze odpady tamtejszej produkcji.
Milszy mi swojski rosół z kury z makaronem niż modna, "egzotyczna" chińska zupa z tutki; schabowego też przedkładam nad napasione antybiotykami i hormonami azjatyckie garnele.
A karp robiony chińską metoda różni sie od naszego tym, że nie jest zfiletowany i ma ości, jak cholera.
Przyznam, że w kuchni chińskiej rzeczywiście najbardziej podoba mi się system szybkiego smażenia. Przygotowując zupę z wołowiny według chińskich zasad na samo przyrządzanie zużywam maksymalnie 15 minut (razem z moczeniem ryżowego makaronu). To jest najszybsza zupa, jaką kiedykolwiek robiłem.
Ale przyznaj, że sporo uroku ma gotowanie w stylu pana Młynarskiego
("marcheweczka ciach, ciach, ciach (...)
a ja siedzę jak ten król i CZEKAM")
Takie klimaty wspominam rzewnie z czasów liceum wczesnego - w domu o 13, "Powtórka z rozrywki" zaraz po 13-tej, nikogo w domu, tylko ja i leniwa kuchnia... I młoda lekarka oczywiście.
mat. - nostalgicznie (jakoż i pogoda po temu)
U nas w domu robimy tylko to z kuchni azjatckiej co można zrobić z dostępnych składników, nie półfabrykatów. Pseudochińskie mrożonki gotowych potraw to jedna wielka pomyłka. Ryż na sypko!!!! i do tego długoziarnisty! Koszmar! Jak trzeba to dostosowujemy przepis do naszych potrzeb, ale to już radosne wariacje na temat... ogólnie lubimy kuchnię azjatycką , ale raczej konkretne potrawy niż całość.
A ciekawe czy jadacie pałeczkami, czy jednak po europejsku? Bo my w jednej z "chińskich" restauracji do płaskiego talerza z wieprzowiną w sosie słodko - kwaśnym dostaliśmy nóż i widelec oraz ryż na sypko.
Niestety na tematy kuchni chińskiej się nie wypowiem bo brak mi doświadczeń Kuchni chińskiej, japońskiej, tajskiej i wogóle orientalnej nie znam, tyle co widziałam w telewizji, hihi ale lubię sobie zaserwować coś co nazywamy w Polsce "chińszczyzną": kurczaczek, cebulka, marchewka, por i troszkę papryki i czosnku z ryżem przysmażone. Czasem składniki są inne, w sumie to z kurczakiem łączty to danko tylko głęboka patelnia ala wok, hihi. Lubię eksperymentować. Robi się szybko i smakowicie wygląda na talerzu. Może to jest właśnie urok "pseudo-chińszczyzny"? Szybkość przygotowania, kolory na talerzu i egzotyczna nazwa, która absolutnie nic nie znaczy?
Odszukałem na Forum kilka wątków związanych z potrawami chińskimi (lub szerzej - dalekowschodnimi - Chiny, Wietnam, Laos, Korea). Chciałem, żebyście pomogli mi zrozumieć, dlaczego ta kuchnia zrobiła u nas (i na świecie) taką furorę. Jest ona z jednej strony bardzo bogata - przyprawy, oryginalne produkty, a z drugiej - dość uboga - bez jakichkolwiek przetworów mlecznych, kiszonek. Zapraszam do pogadania i wielbicieli, i przeciwników.
Kochany, ty nie wiesz co piszesz!
Kiszonek jest tyle w chińskiej kuchni, ile włosów na głowie.
Nie ma przetworów mlecznych ponieważ azjaci nie wytwarzają enzymu przetwarzającego mleko i wyroby mleczne (podobnie jest z alkoholem), tak jak cie, którzy nie lubią mleka (ja też do tych należę, ale dotyczy to tylko i wyłącznie ciepłego mleka i potraw mlecznych).
Kuchnia chińska nie polega tylko na stosowaniu jakiś tam specjalnych przypraw, a głównie na sposobie przygotowania i obróbki.
Inne kuchnie azjatyckie są popularne ze względu na ich egzotykę. Bo wcale nie są to kuchnie lekkostrawne, pomijając ryby - w chińskiej kuchni, nie każdego regionu, ale dominuje wieprzowina i to w najtłustszym wydaniu, ale smalec, jako tłuszcz jest nie znany. Nie wspomnę o maśle...
I potrawy azjatyckie - albo pseudoazjatyckie - nie polegają na dodaniu jakiegoś puszkowego siajstwa. Ot pojawia się taka gastronomiczna kakofonia: usmażyć na maśle, dodać winiak, śmietankę i bambus, i to nazywa się później "po wietnamsku"; bzdura, jakich świat nie widział.
A przyprawy są takie, jakie tam rosną i też, oprócz walorów smakowych, mają zadanie ułatwienia trawienia.
Skoro używają kiszonki, to powiedz, proszę, jakie? Ja do tej pory (z całą pewnością nie mam takiego doświadczenia co Ty) zetknąłem się tylko z azjatyckimi kwaśnymi marynatami, a nie fermentowanymi kiszonkami. A poza tym nie zapodałeś, czy lubisz te potrawy, czy nie?
Nie lubię kupnych kiszonek chińskich, nie smakują mi...
Nie lubię zeuropeizowanej "chińskiej" kuchni ociekającej zujednoliconym sosem na bazie krochmalu ryżowego i glutamatu.
Ale nie znoszę też środkowoeurpejskiego "sypkiego" ryżu (ryż ma się mieć ku sobie, i wchłaniać sos i basta).
Przez kilka długich lat pożycia z pół Chinką, która tylko jadła :-))), miałem kuchnię całkowicie przestawioną.
Na stałe został kocher do ryżu, które to urządzenie wszystkim gorąco polecam (dobry kocher trzyma gorący ryż i osiem godzin).
Trzeba być jednak świadomym, że przez ogromny rynek na azjatyckie wyroby spożywcze, są one jeszcze bardziej zapaskudzone każdą możliwą chemią, niż europejskie produkty.
I do nas docierają najtańsze odpady tamtejszej produkcji.
Milszy mi swojski rosół z kury z makaronem niż modna, "egzotyczna" chińska zupa z tutki; schabowego też przedkładam nad napasione antybiotykami i hormonami azjatyckie garnele.
A karp robiony chińską metoda różni sie od naszego tym, że nie jest zfiletowany i ma ości, jak cholera.
Przyznam, że w kuchni chińskiej rzeczywiście najbardziej podoba mi się system szybkiego smażenia. Przygotowując zupę z wołowiny według chińskich zasad na samo przyrządzanie zużywam maksymalnie 15 minut (razem z moczeniem ryżowego makaronu). To jest najszybsza zupa, jaką kiedykolwiek robiłem.
Ale przyznaj, że sporo uroku ma gotowanie w stylu pana Młynarskiego
("marcheweczka ciach, ciach, ciach (...)
a ja siedzę jak ten król i CZEKAM")
Takie klimaty wspominam rzewnie z czasów liceum wczesnego - w domu o 13, "Powtórka z rozrywki" zaraz po 13-tej, nikogo w domu, tylko ja i leniwa kuchnia... I młoda lekarka oczywiście.
mat. - nostalgicznie (jakoż i pogoda po temu)
Polecam Ci sprobowac kapusty, "kimchi"/kim chi/ - wyrob koreanski.
U nas w domu robimy tylko to z kuchni azjatckiej co można zrobić z dostępnych składników, nie półfabrykatów. Pseudochińskie mrożonki gotowych potraw to jedna wielka pomyłka. Ryż na sypko!!!! i do tego długoziarnisty! Koszmar! Jak trzeba to dostosowujemy przepis do naszych potrzeb, ale to już radosne wariacje na temat... ogólnie lubimy kuchnię azjatycką , ale raczej konkretne potrawy niż całość.
A ciekawe czy jadacie pałeczkami, czy jednak po europejsku? Bo my w jednej z "chińskich" restauracji do płaskiego talerza z wieprzowiną w sosie słodko - kwaśnym dostaliśmy nóż i widelec oraz ryż na sypko.
Niestety na tematy kuchni chińskiej się nie wypowiem bo brak mi doświadczeń Kuchni chińskiej, japońskiej, tajskiej i wogóle orientalnej nie znam, tyle co widziałam w telewizji, hihi ale lubię sobie zaserwować coś co nazywamy w Polsce "chińszczyzną": kurczaczek, cebulka, marchewka, por i troszkę papryki i czosnku z ryżem przysmażone. Czasem składniki są inne, w sumie to z kurczakiem łączty to danko tylko głęboka patelnia ala wok, hihi. Lubię eksperymentować. Robi się szybko i smakowicie wygląda na talerzu. Może to jest właśnie urok "pseudo-chińszczyzny"? Szybkość przygotowania, kolory na talerzu i egzotyczna nazwa, która absolutnie nic nie znaczy?
Pozdrawiam,
emiloos (sympatyk kombinowania)