W wątku "moja przyjaciółka" podzieliłam się z Wami, tym ,że siostra mojej przyjaciółki jest ciężko chora. Otóż, dzisiaj dowiedziałam się, że umarła. To straszny cios , dla mojej przyjaciółki i dla mnie zarazem. Kobieta miała 55 lat. To nie jest wiek na umieranie. jakieś 5 lat temu , u jej męża odkryto raka płuc. To była wielka tragedia! Ale szybka operacja ( okupiona wielką kwotą pieniędzy), uratowała mu życie. A dzisiaj, ONA. Nistety, lekarze nic nie mogli zrobić, myślę, że nawet nie wiedzieli co można zrobić, aby uratować jej życie. Rak był w mózgu. Lekarze byli bezsilni. Moja przyjaciółka , była bardzo związana z siostrą. A nawet ja . Jej obecność, jej dobra dusza, jej opiekuńczość , przypomina mi młodość.
Moja przyjaciółka Marysia, była sierotą, i Krysia , starsza siostra się nią opiekowała. Opiekowała się Marysią i mną zarazem, chociaż miałam matkę i ojca. Ale ona była taka kochana, niewiele starsza od nas ...i tak nas dobrze rozumiała. Nasze problemy, nasze rozsterki, jak to dziewczyny nastoletnie mają.
A dzisiaj jej nie ma... to smutne i okropne. DLACZEGO? Nawet nie doczekała , TAK ZASŁUŻONEJ EMERYTURY?... Krysia nie była z mojej rodziny, a jednak moją rodziną była. Proszę pomódlcie się , za spokój jej duszy..... Wdzięczna i nie otulona w smutku jasia
Jasiu, wiem ze wszystko teraz boli i serce nie zgadza sie na to co sie stalo... Powiem Ci tylko jedno - aniol, ktory przeprowadza czlowieka z zycia na ziemi do zycia wiecznego jest "utkany" z dobrych mysli, uczynkow, emocji ktorymi zmarly byl otoczony. Widze z Twojej wpowiedzi ze ta siostra przyjaciolki byla otoczona wspaniala ludzka miloscia, wiec i jej aniol byl bardzo mocny i poprowazil ja w wieczne swiatlo, gdzie nie ma juz bolu i smierci. Ponadto ona na pewno nie chce zebyscie plaklay, ale raczej rozsiewaly dalej promienie slonca ktore rosly w jej duszy! Ona sie wami opiekuje i do was usmiecha a slonce jej duszy niech rosnie! Moze to brzmi troszke pompatycznie, ale tak czuje Sciskam Cie jak najcieplej moge Mrru
Trudno się pogodzić z odejściem osób nam bliskich. Mój tata zmarł w wieku 52 lat. Też zjadło go raczysko, w sumie z winy pani doktor. Zaczęło się niewinnie od zwykłego przeziębienia, niewłaściwie dobrane leki nie dawały efektów. Pani doktor podjęła decyzję - naświetlanie. I ruszyło. W przeciągu półtora miesiaca z chłopa na schwał został cień z humorem. A za następne dwa tygodnie nas opuścił. Dla mnie to była ogromna strata, żałowałam, że czekaliśmy z dzieckiem, ze nie poznał wnuka. Ale z drugiej strony - dostał 13 lat w prezencie. Wtedy miał wylew krwi do mózgu (to najprawdopodobniej był efekt wiadomości, że będzie miał 4 dziecko, tak wyszło). Nie dosięgnał go żaden nawet chwilowy pararaliż. Ale nie wszystko było dobrze, bo ciągle tam zbierała się ropa. A w tej chwili myślę, żę to że odszedł tak szybko było dla niego błogosławieństwem - nie musiał cierpieć bólu jaki towarzyszy tej okropnej chorobie.
Słodka Mrruczka tak pięknie opisała to, co chciałam Ci przekazać. Tak więc nic już nie dodam. Pozostaje pomodlić się, co z pewnością uczynię. Trzymajcie się.
Bardzo wszystkim dziękuję za te ciepłe słowa. To prawda, że jak można podzielić się swoim smutkiem z innymi, to jest jakoś... lepiej. Chociaż lekko i tak nie jest. Jeszcze raz dziękuję jasia
Jasiu kochana wiem co czujesz,aż za dobrze.15 sierpnia odeszła moja najukochańsza mamusia.Niedługo miną trzy miesiące odkąd Jej nie ma, a ja dalej nie mogę w to uwierzyć.Chodzę co dzień na cmentarz i rozmawiam z mamcią,chociaż nie muszę,bo Ona wszystko widzi i wie.Czuję ,że umarła cząstka mnie.Ktoś mi powiedział,że życie toczy się dalej.Tak,ale dla mnie innym torem.Już nic nie będzie takie samo.Bądź dzielna i na zawsze pamiętaj tak wspaniałą osobę, jaką była dla Ciebie Twoja przyjaciółka.
przepraszam- nie napisze nic mądrego,bo sama czuję bol (nadal) po śmierci bliskiej mi osoby-dziecka,rozumiem cie doskonale i możesz na mnie liczyć,dziś trwam na modlitwie za Twoją przyjaciolkę [*][*][*], inka21
Jasiu! Ja również również jestem z Tobą myślami i modlitwą w smutnych dla Ciebie chwilach. Tym bardziej,że ja też kilka dni temu dowiedziałam sie o podobnej chorobie młodego człowieka(37 lat) z naszej choć dalszej rodziny,wcześniej 2 operacje, chemioterapia,a teraz chyba ostatni atak podstępnej choroby,chociaż człowiek do końca ma nadzieję i my jeszcze (chociaz rozum podpowiada co innego) liczymy na cud.Pozdrawiam!
Masz racje Irenko, wiara i nadzieja, to są dwa uczucia, które czlowiekowi zawsze powinny towarzyszyc. Ból i cierpinie, to uczucia bardzo silne, ale oby trwały jak najkrócej. Wiem , co mówię. Dzisiaj cierpię z powodu śmierci siostry mojej przyjaciólki. Rok temu odeszła moja mama. Ból, był okropny. Do dzisiaj nie mogę się pogodzić z tą stratą, chociaż rozum dyktował inaczej. Bo przecież chorowała, długo, ... i należało spodziewać się...Ale... Ale dzisiaj, gdy inna moja koleżanka, napisała mi, że jej ojciec jest w bardzo ciężkim stanie, to odpisałam jej, że należy mieć wiarę i nadzieję. czyż to nie ironia...? Sama odpowiem, chyba nie. Mimo, że czasami nasza nadzieja jest jakby nieuzasadniona, trzeba ją mieć. A o bliskich, którzy odeszli, nie wolno zapominać. Bardzo dziękuję za słowa współczucia i wsparcia. Bardzo mi pomogły. Szkoda, że rok temu nie miałam z Wami kontaktu, bo było by mi o wiele lżej. Ale dzisiaj bardzo dziękuję. jasia
W wątku "moja przyjaciółka" podzieliłam się z Wami, tym ,że siostra mojej przyjaciółki jest ciężko chora.
Otóż, dzisiaj dowiedziałam się, że umarła.
To straszny cios , dla mojej przyjaciółki i dla mnie zarazem. Kobieta miała 55 lat. To nie jest wiek na umieranie.
jakieś 5 lat temu , u jej męża odkryto raka płuc. To była wielka tragedia! Ale szybka operacja ( okupiona wielką kwotą pieniędzy), uratowała mu życie. A dzisiaj, ONA. Nistety, lekarze nic nie mogli zrobić, myślę, że nawet nie wiedzieli co można zrobić, aby uratować jej życie. Rak był w mózgu. Lekarze byli bezsilni.
Moja przyjaciółka , była bardzo związana z siostrą. A nawet ja . Jej obecność, jej dobra dusza, jej opiekuńczość , przypomina mi młodość.
Moja przyjaciółka Marysia, była sierotą, i Krysia , starsza siostra się nią opiekowała. Opiekowała się Marysią i mną zarazem, chociaż miałam matkę i ojca. Ale ona była taka kochana, niewiele starsza od nas ...i tak nas dobrze rozumiała. Nasze problemy, nasze rozsterki, jak to dziewczyny nastoletnie mają.
A dzisiaj jej nie ma... to smutne i okropne. DLACZEGO? Nawet nie doczekała , TAK ZASŁUŻONEJ EMERYTURY?...
Krysia nie była z mojej rodziny, a jednak moją rodziną była.
Proszę pomódlcie się , za spokój jej duszy.....
Wdzięczna i nie otulona w smutku jasia
Jasiu,
wiem ze wszystko teraz boli i serce nie zgadza sie na to co sie stalo...
Powiem Ci tylko jedno - aniol, ktory przeprowadza czlowieka z zycia na ziemi do zycia wiecznego jest "utkany" z dobrych mysli, uczynkow, emocji ktorymi zmarly byl otoczony. Widze z Twojej wpowiedzi ze ta siostra przyjaciolki byla otoczona wspaniala ludzka miloscia, wiec i jej aniol byl bardzo mocny i poprowazil ja w wieczne swiatlo, gdzie nie ma juz bolu i smierci. Ponadto ona na pewno nie chce zebyscie plaklay, ale raczej rozsiewaly dalej promienie slonca ktore rosly w jej duszy! Ona sie wami opiekuje i do was usmiecha a slonce jej duszy niech rosnie!
Moze to brzmi troszke pompatycznie, ale tak czuje
Sciskam Cie jak najcieplej moge
Mrru
Trudno się pogodzić z odejściem osób nam bliskich.
Mój tata zmarł w wieku 52 lat. Też zjadło go raczysko, w sumie z winy pani doktor. Zaczęło się niewinnie od zwykłego przeziębienia, niewłaściwie dobrane leki nie dawały efektów. Pani doktor podjęła decyzję - naświetlanie. I ruszyło. W przeciągu półtora miesiaca z chłopa na schwał został cień z humorem. A za następne dwa tygodnie nas opuścił. Dla mnie to była ogromna strata, żałowałam, że czekaliśmy z dzieckiem, ze nie poznał wnuka.
Ale z drugiej strony - dostał 13 lat w prezencie. Wtedy miał wylew krwi do mózgu (to najprawdopodobniej był efekt wiadomości, że będzie miał 4 dziecko, tak wyszło). Nie dosięgnał go żaden nawet chwilowy pararaliż. Ale nie wszystko było dobrze, bo ciągle tam zbierała się ropa.
A w tej chwili myślę, żę to że odszedł tak szybko było dla niego błogosławieństwem - nie musiał cierpieć bólu jaki towarzyszy tej okropnej chorobie.
Ufff, ale mnie nostalgia ogarnęła...
Jestem z Tobą... Pamiętaj, że kiedyś wszyscy się spotkamy ponownie... Tam..
Słodka Mrruczka tak pięknie opisała to, co chciałam Ci przekazać. Tak więc nic już nie dodam. Pozostaje pomodlić się, co z pewnością uczynię. Trzymajcie się.
Bardzo wszystkim dziękuję za te ciepłe słowa.
To prawda, że jak można podzielić się swoim smutkiem z innymi, to jest jakoś... lepiej.
Chociaż lekko i tak nie jest.
Jeszcze raz dziękuję
jasia
Jasiu kochana wiem co czujesz,aż za dobrze.15 sierpnia odeszła moja najukochańsza mamusia.Niedługo miną trzy miesiące odkąd Jej nie ma, a ja dalej nie mogę w to uwierzyć.Chodzę co dzień na cmentarz i rozmawiam z mamcią,chociaż nie muszę,bo Ona wszystko widzi i wie.Czuję ,że umarła cząstka mnie.Ktoś mi powiedział,że życie toczy się dalej.Tak,ale dla mnie innym torem.Już nic nie będzie takie samo.Bądź dzielna i na zawsze pamiętaj tak wspaniałą osobę, jaką była dla Ciebie Twoja przyjaciółka.
przepraszam- nie napisze nic mądrego,bo sama czuję bol (nadal) po śmierci bliskiej mi osoby-dziecka,rozumiem cie doskonale i możesz na mnie liczyć,dziś trwam na modlitwie za Twoją przyjaciolkę [*][*][*], inka21
Żal ściska serce. Łącze się z Wami w modlitwie.
Jasiu! Ja również również jestem z Tobą myślami i modlitwą w smutnych dla Ciebie chwilach.
Tym bardziej,że ja też kilka dni temu dowiedziałam sie o podobnej chorobie młodego człowieka(37 lat) z naszej choć dalszej rodziny,wcześniej 2 operacje, chemioterapia,a teraz chyba ostatni atak podstępnej choroby,chociaż człowiek do końca ma nadzieję i my jeszcze (chociaz rozum podpowiada co innego) liczymy na cud.Pozdrawiam!
Masz racje Irenko, wiara i nadzieja, to są dwa uczucia, które czlowiekowi zawsze powinny towarzyszyc.
Ból i cierpinie, to uczucia bardzo silne, ale oby trwały jak najkrócej.
Wiem , co mówię. Dzisiaj cierpię z powodu śmierci siostry mojej przyjaciólki. Rok temu odeszła moja mama.
Ból, był okropny. Do dzisiaj nie mogę się pogodzić z tą stratą, chociaż rozum dyktował inaczej. Bo przecież chorowała, długo, ... i należało spodziewać się...Ale...
Ale dzisiaj, gdy inna moja koleżanka, napisała mi, że jej ojciec jest w bardzo ciężkim stanie, to odpisałam jej, że należy mieć wiarę i nadzieję.
czyż to nie ironia...?
Sama odpowiem, chyba nie.
Mimo, że czasami nasza nadzieja jest jakby nieuzasadniona, trzeba ją mieć.
A o bliskich, którzy odeszli, nie wolno zapominać.
Bardzo dziękuję za słowa współczucia i wsparcia. Bardzo mi pomogły.
Szkoda, że rok temu nie miałam z Wami kontaktu, bo było by mi o wiele lżej. Ale dzisiaj bardzo dziękuję.
jasia