Wiele z moich znajomych adoptowało dzieci i uważam że jest to wspaniała rzecz w pomocy tym dzieciom którzy nie mają rodziców. Większość z nich od początku wychowuje się w świadomości że nie są dziećmi urodzonymi przez nich. Tłumaczą im że nie są dziećmi z brzuszka ale z serduszka że ich serduszko ich pokochało i dla tego znaleźli się u nich w rodzinie. Uważam że od początku dziecko powinno wiedzieć że jest adoptowane.
Jestem jak najbardziej za!!! Sama marzę o tym, żeby adoptować dziecko. Co poniedziałek ogladam program "Kochaj mnie" w TVP2 i losy tych dzieci bardzo mnie poruszają. Nieraz ryczałam jak bóbr podczas emisji. Dlatego mam nadzieję,że kiedyś i moja rodzina przyjmie do siebie taką zagubioną istotkę i da jej trochę miłości. Myślę, że trzeba mówić od samego początku prawdę i zrobić z adopcji rzecz naturalną, normalną, żeby adoptowane dziecko nie miało poczucia, że jest inne, gorsze. Wręcz przeciwnie, jest wybrane z wielu.
Kiedyś na forum opowiadałam o mojej sąsiadce, która zaopiekowała się starszym panem bezinteresownie i właśnie ona przed laty wzieła dwie małe siostrzyczki (żeby ich nie rozdzielać) i później trzecią która przebywała w tym samym Domu Dziecka co one, od początku dziewcznki wiedziały że są z Domu Dziecka i to myśle że im pomogło w szkole, później w życiu prywatnym, wychowała je najlepiej jak umiała dała im dom i szczęscie, kochają ją za to jako matkę, chociaż nawet na jej prośbę odszukały swoje matki biologiczne ale nie utrzymują kontaktów, jedynie z rodzeństewm tzn ta trzecia dziewczynka. Myślę że dziecko powinno wiedzieć. pozdrawiam dankarz
W tej chwili załatwiliśmy jemu Hospicjum po wielu, wielu staraniach , doosłownie było to wczoraj, nigdzie nie chcieli jego przyjąć, szpital - nie ma miejsc dla umierających, Hospicjum w Zielonej Górze - prosze czekac jak ktoś umrze, byłam w u lekarza rodzinnego - wzieła sobie sasiadka na głowe to niech się męczy, a ona już nie mogła jemu w niczym pomóc, miał bóle, tabletki nie pomagały itd... ale w końcu zadzwoniła do Funduszu Zdrowia i tam o dziwo znalazła się pani która załatwiła hospicjum ,daleko ale jest, dostał zastrzyki i spał całą noc , już jest jemu lepiej bo nie cierpi. pozdrawiam
To szczęście w nieszczęściu, że udało się Wam załatwić to Hospicjum. Przeszły mnie ciarki, kiedy sobie uświadomiłam jak strasznie bezradny i bezbronny jest samotny (?) i schorowany człowiek. Pocieszyło mnie tylko to, że ta Wasza niesamowita sąsiadka i zarazem kobieta-anioł wreszcie będzie mogła odpocząć. Oby zdrowie jej nigdy nie opuszczało. Może to dziwnie zabrzmi, ale uściskaj i ucałuj Ją ode mnie tak bardzo, bardzo ciepło i serdecznie. Pozdrawiam. Ps. Wam z pewnością też będzie teraz lżej na sercu...
witam napiszę tak, gdy to wszystko nie było takie problemowe to pewnie więcej rodzin zaadoptowało by dziecko , ja dopóki nie zaszłam w ciążę , a było ciężko też myślałam o takiej opcji , bo w końcu wszystkie dzieci nasze są i trzeba je kochać .....i bardzo podziwiam ludzi , którzy pokochali czyjeś dziecko .....pozdrawiam
ja znam problemy tych dzieci, którym ktoś "usłużny uprzejmie doniósł, że ludzie których uważali za rodziców nie są ich rodzicami i tu się zaczyna dramat i niestey już za późno na tłumaczenie, że nie jesteś z brzuszka........ i jest to dramat dziecka i jego adopcyjnych rodziców.......
Kiedyś już pisałam o mojej wspaniałej cioci z Chrzanowa. Otóż owa ciocia wychowała chłopca ( sama nie mogła mieć dzieci). Chłopiec nie był z domu dziecka, miał matkę, ale alkoholiczkę. Zostawiała go samego, bezbronnego. A on wyciągął mamę z knajpy i prowadził do domu. Mama tego chłopca, który miał na imię Piotruś, była znajomą cioci. Doszło do tego ,że Piotruś u cioci zamieszkał , nie był adoptowany, ale przygarnięty. Jego mama z tego stanu rzeczy była zadowolona. Dzisiaj mama Piotrusia już od dawna nie żyje, Piotruś ma żonę i własne dziecko. Nigdy nie zapomina o cioci, codziennie ją odwiedza i pomaga w czym może. Jednak raz na tydzień odwiedza grób matki. Nie będę komentowała tej historii... jasia
Własnie też ciekawa jestem co WŻowcy sądżą o adopcji i o problemie mówić czy nie óić dziecku a jezeli tak to jak i kiedy???
Wiele z moich znajomych adoptowało dzieci i uważam że jest to wspaniała rzecz w pomocy tym dzieciom którzy nie mają rodziców. Większość z nich od początku wychowuje się w świadomości że nie są dziećmi urodzonymi przez nich. Tłumaczą im że nie są dziećmi z brzuszka ale z serduszka że ich serduszko ich pokochało i dla tego znaleźli się u nich w rodzinie. Uważam że od początku dziecko powinno wiedzieć że jest adoptowane.
bardzo serdeczne i ciepłe ja też tym tłumaczeniem jestem urzeczona..
Pomoc to jest chyba obopólna.......
Jestem jak najbardziej za!!! Sama marzę o tym, żeby adoptować dziecko. Co poniedziałek ogladam program "Kochaj mnie" w TVP2 i losy tych dzieci bardzo mnie poruszają. Nieraz ryczałam jak bóbr podczas emisji. Dlatego mam nadzieję,że kiedyś i moja rodzina przyjmie do siebie taką zagubioną istotkę i da jej trochę miłości. Myślę, że trzeba mówić od samego początku prawdę i zrobić z adopcji rzecz naturalną, normalną, żeby adoptowane dziecko nie miało poczucia, że jest inne, gorsze. Wręcz przeciwnie, jest wybrane z wielu.
Kiedyś na forum opowiadałam o mojej sąsiadce, która zaopiekowała się starszym panem bezinteresownie i właśnie ona przed laty wzieła dwie małe siostrzyczki (żeby ich nie rozdzielać) i później trzecią która przebywała w tym samym Domu Dziecka co one, od początku dziewcznki wiedziały że są z Domu Dziecka i to myśle że im pomogło w szkole, później w życiu prywatnym, wychowała je najlepiej jak umiała dała im dom i szczęscie, kochają ją za to jako matkę, chociaż nawet na jej prośbę odszukały swoje matki biologiczne ale nie utrzymują kontaktów, jedynie z rodzeństewm tzn ta trzecia dziewczynka. Myślę że dziecko powinno wiedzieć. pozdrawiam dankarz
A właśnie! A jak dziś czuje się ten starszy pan?
W tej chwili załatwiliśmy jemu Hospicjum po wielu, wielu staraniach , doosłownie było to wczoraj, nigdzie nie chcieli jego przyjąć, szpital - nie ma miejsc dla umierających, Hospicjum w Zielonej Górze - prosze czekac jak ktoś umrze, byłam w u lekarza rodzinnego - wzieła sobie sasiadka na głowe to niech się męczy, a ona już nie mogła jemu w niczym pomóc, miał bóle, tabletki nie pomagały itd... ale w końcu zadzwoniła do Funduszu Zdrowia i tam o dziwo znalazła się pani która załatwiła hospicjum ,daleko ale jest, dostał zastrzyki i spał całą noc , już jest jemu lepiej bo nie cierpi. pozdrawiam
To szczęście w nieszczęściu, że udało się Wam załatwić to Hospicjum. Przeszły mnie ciarki, kiedy sobie uświadomiłam jak strasznie bezradny i bezbronny jest samotny (?) i schorowany człowiek. Pocieszyło mnie tylko to, że ta Wasza niesamowita sąsiadka i zarazem kobieta-anioł wreszcie będzie mogła odpocząć. Oby zdrowie jej nigdy nie opuszczało. Może to dziwnie zabrzmi, ale uściskaj i ucałuj Ją ode mnie tak bardzo, bardzo ciepło i serdecznie. Pozdrawiam.
Ps. Wam z pewnością też będzie teraz lżej na sercu...
witam napiszę tak, gdy to wszystko nie było takie problemowe to pewnie więcej rodzin zaadoptowało by dziecko , ja dopóki nie zaszłam w ciążę , a było ciężko też myślałam o takiej opcji , bo w końcu wszystkie dzieci nasze są i trzeba je kochać .....i bardzo podziwiam ludzi , którzy pokochali czyjeś dziecko .....pozdrawiam
ja znam problemy tych dzieci, którym ktoś "usłużny uprzejmie doniósł, że ludzie których uważali za rodziców nie są ich rodzicami i tu się zaczyna dramat i niestey już za późno na tłumaczenie, że nie jesteś z brzuszka........
i jest to dramat dziecka i jego adopcyjnych rodziców.......
Polecam piękną i madrą książeczkę Marii Kotowskiej "Jeż".
Kiedyś już pisałam o mojej wspaniałej cioci z Chrzanowa.
Otóż owa ciocia wychowała chłopca ( sama nie mogła mieć dzieci).
Chłopiec nie był z domu dziecka, miał matkę, ale alkoholiczkę.
Zostawiała go samego, bezbronnego. A on wyciągął mamę z knajpy i prowadził do domu.
Mama tego chłopca, który miał na imię Piotruś, była znajomą cioci.
Doszło do tego ,że Piotruś u cioci zamieszkał , nie był adoptowany, ale przygarnięty.
Jego mama z tego stanu rzeczy była zadowolona.
Dzisiaj mama Piotrusia już od dawna nie żyje, Piotruś ma żonę i własne dziecko.
Nigdy nie zapomina o cioci, codziennie ją odwiedza i pomaga w czym może. Jednak raz na tydzień odwiedza grób matki.
Nie będę komentowała tej historii...
jasia