Wielka Sobota rano... Drożdżówka upieczona... Schabik sparzony... Wędliny wyłącznie własnej roboty szczelnie wypełniają lodówkę... Wypycham młodych z domu z koszykiem, abyśmy jutro bladym świtem mogli podzielić się Święconką... Około 11 jesteśmy gotowi: picie, kanapki, zestaw płyt do słuchania w drodze, trochę gazet i mimo jaskrawego słońca trochę ciepłych ciuchów tak na wszelki wypadek... Wsiadamy we trzech do samochodu i wioooo... Na granicy w Kołbaskowie funkcjonariusz Straży Granicznej leniwie zerka na paszporty i macha ręką żebyśmy mu słoneczka nie zasłaniali... Droga znana więc autko wsysa asfalt bez oporów, a hałas silnika przykrywały kombinacje utworów Tośki Krzysztoń, Magdy Umer, Dire Straits, Buena Vista Social Club i nasze im wtórowanie.... Czasu mamy dużo więc zahaczamy przy okazji o Tegel... Młodzi nigdy jeszcze nie byli na lotnisku więc jest to dla nich atrakcja... Na tablicy odlotów wybieramy sobie gdzie polecimy.... Zdążymy jeszcze do Manchesteru? Nie? no to może do Nicei?... za późno?... w takim razie niech będzie Barcelona... Już czas odebrać bilety na mecz! Wsiadamy do autka i po kilkunastu minutach parkujemy w pobliżu Olympiastadion w Berlinie... Zarezerwowane bilety odbieramy bez najmniejszego problemu... widzę, że młodych rozpiera... sami nie wiedzą co by tu... może coś zjemy? a może już wejdźmy na stadion?... a może?... po kolei... najpierw się najedliśmy.... potem wchodzimy.... szczegółowa kontrola... Mały zawczasu wciska mi plecak -Ty z nim gadaj. Jak mnie zacznie po niemiecku pytać to ja mu nie odpowiem!!! - cwaniaczek... oczywiście miał rację.... kontrolujący mnie niemiecki murzyn przyczepił się do butelki z wodą mineralną... tłumaczę mu bardziej po angilesku niż po niemiecku, że my z Polski, droga daleka i niech będzie człowiekiem - Aaaaa.... aus Polen!!! - uśmiecha się - Dzień dobhy!!! to było miłe! choć z przerażaeniem pomyślałem że za chwilę usłyszę: -Pozdhawiam pielgrzymów z Polsky!!! na szczęście po wzajemnych uprzejmościach i wyjaśnieniach wkroczyliśmy z młodymi na teren stadionu... wokół panowała atmosfera wielkiego pikniku... więc i my sobie troszkę pobiwakowaliśmy... potem trochę pozwiedzaliśmy podziwiając ten wielki obiekt... znów Mały zaczął napierać cobyśmy miejsca zajęli, choć do rozpoczęcia była jeszcze ponad godzina... Stadion już praktycznie pełny a na telebimach prezentacja aktorów spektaklu... co ciekawe każda informacja prezentowana na tych wielkich ekranach ma swojego sponsora.... Berliner Kurier podaje wyniki z innych meczów... linie lotnicze AirBerlin podają w bardzo atrakcyjnej formie statystyki meczowe, a firma komputerowa podaje aktualną liczbę widzów.... w tym dniu było ich 65652!!!! i my byliśmy trzema sztukami w tych wielu tysiącach... w końcu zaczyna się mecz... w przerwie funduję młodym gorące kakao... mimo wielu dogodnych akcji przez 90 minut żadnej z drużyn nie udaje się zdobyć gola.... Hertha Berlin 0:0 Burussia Dortmund... a "nasz" Ebi Smolarek może nie zachwycił, ale fajnie było zobaczyć go na żywo... wracamy... ludzie rozchodzą się spokojnie i jakoś nie wyczuwa się że to aż tak wielki tłum... Wieczorem lądujemy w domu, a rano siadamy do pysznego wielkanocnego śniadania.
Ja tam rozumiem w pelni! Gralam w koszykowke co prawda, ale 7 lat za to! :D Uwielbiam sport i nie wiem, jak mozna zyc bez niego... czy w ogole mozna?;) pozdrawiam
Zapomniałem dodać dla niewtajemniczonych.... Maksymalna pojemność stadionu olimpijsckiego to 74500 miejsc i właśnie na nim będzie w tym roku rozgrywany finał Mistrzostw Świata.... -Ciekawe kto będzie siedział na MOIM miejscu w czasie finału? - zastanawia się od soboty Mały....
Pamiętam , jak kolosalne wrażenie zrobił na mnie Santiago Bernabeu - miałam wtedy chyba 13 lat i nagle dotarło do mnie , że istnieje więcej gatunków sera niz tylko biały i zółty , a mecze ogląda się nie na stojaco czy na ławeczce częściowo niekomplentej... Kilka lat temu jako główną atrakcję Mediolanu pokazano mi San Siro ... ale teraz to zdecydowanie bliższe mi są katedry niż stadiony , a zeszyt z autografami Bohaterów leży gdzieś w piwnicy ...
wielkim kibicem nie jestem ale rozumiem jaknajbardziej:) Ja mialam tę przyjemnosć być na stadionie olimpijski w Barcelonie i na stadionie FC Barcelona ale na meczu żadnym nie byłam:(
a ja byłam w Monachium. I to przed jakimś meczem - w metrze były oznaczenia dla inteligentnych inaczej -w postaci piłki nożnej i strzałki do linii metra. Zgubić się nie można było. A na stadionie mój zachwyt wzbudzała policja konna.
Świetnie opisałeś swoją przygodę czytałam niczym książkę. Ja akurat tez lubię mecze , kilka lat wcześniej to nawet jezdziłam na mecze klubowe , które strasznie przeżywałam. Nie wyobrażam sobie jak ja bym tam była , tylko pozazdrościć takich emocji na żywo. Uwielbiam też siatkówkę w którą często gram.
Wielka Sobota rano... Drożdżówka upieczona... Schabik sparzony... Wędliny wyłącznie własnej roboty szczelnie wypełniają lodówkę... Wypycham młodych z domu z koszykiem, abyśmy jutro bladym świtem mogli podzielić się Święconką... Około 11 jesteśmy gotowi: picie, kanapki, zestaw płyt do słuchania w drodze, trochę gazet i mimo jaskrawego słońca trochę ciepłych ciuchów tak na wszelki wypadek... Wsiadamy we trzech do samochodu i wioooo... Na granicy w Kołbaskowie funkcjonariusz Straży Granicznej leniwie zerka na paszporty i macha ręką żebyśmy mu słoneczka nie zasłaniali... Droga znana więc autko wsysa asfalt bez oporów, a hałas silnika przykrywały kombinacje utworów Tośki Krzysztoń, Magdy Umer, Dire Straits, Buena Vista Social Club i nasze im wtórowanie.... Czasu mamy dużo więc zahaczamy przy okazji o Tegel... Młodzi nigdy jeszcze nie byli na lotnisku więc jest to dla nich atrakcja...
Na tablicy odlotów wybieramy sobie gdzie polecimy.... Zdążymy jeszcze do Manchesteru? Nie? no to może do Nicei?... za późno?... w takim razie niech będzie Barcelona...
Już czas odebrać bilety na mecz! Wsiadamy do autka i po kilkunastu minutach parkujemy w pobliżu Olympiastadion w Berlinie... Zarezerwowane bilety odbieramy bez najmniejszego problemu... widzę, że młodych rozpiera... sami nie wiedzą co by tu... może coś zjemy? a może już wejdźmy na stadion?... a może?... po kolei... najpierw się najedliśmy.... potem wchodzimy.... szczegółowa kontrola... Mały zawczasu wciska mi plecak -Ty z nim gadaj. Jak mnie zacznie po niemiecku pytać to ja mu nie odpowiem!!! - cwaniaczek... oczywiście miał rację.... kontrolujący mnie niemiecki murzyn przyczepił się do butelki z wodą mineralną... tłumaczę mu bardziej po angilesku niż po niemiecku, że my z Polski, droga daleka i niech będzie człowiekiem - Aaaaa.... aus Polen!!! - uśmiecha się - Dzień dobhy!!!
to było miłe! choć z przerażaeniem pomyślałem że za chwilę usłyszę: -Pozdhawiam pielgrzymów z Polsky!!!
na szczęście po wzajemnych uprzejmościach i wyjaśnieniach wkroczyliśmy z młodymi na teren stadionu... wokół panowała atmosfera wielkiego pikniku...
więc i my sobie troszkę pobiwakowaliśmy... potem trochę pozwiedzaliśmy podziwiając ten wielki obiekt...
znów Mały zaczął napierać cobyśmy miejsca zajęli, choć do rozpoczęcia była jeszcze ponad godzina...
Stadion już praktycznie pełny a na telebimach prezentacja aktorów spektaklu... co ciekawe każda informacja prezentowana na tych wielkich ekranach ma swojego sponsora.... Berliner Kurier podaje wyniki z innych meczów... linie lotnicze AirBerlin podają w bardzo atrakcyjnej formie statystyki meczowe, a firma komputerowa podaje aktualną liczbę widzów.... w tym dniu było ich 65652!!!! i my byliśmy trzema sztukami w tych wielu tysiącach... w końcu zaczyna się mecz...
w przerwie funduję młodym gorące kakao... mimo wielu dogodnych akcji przez 90 minut żadnej z drużyn nie udaje się zdobyć gola.... Hertha Berlin 0:0 Burussia Dortmund... a "nasz" Ebi Smolarek może nie zachwycił, ale fajnie było zobaczyć go na żywo... wracamy...
ludzie rozchodzą się spokojnie i jakoś nie wyczuwa się że to aż tak wielki tłum...
Wieczorem lądujemy w domu, a rano siadamy do pysznego wielkanocnego śniadania.
Super jako kibic Ci zazdroszcze :D
Klio
~(*_*)~
Rozumiem.... sama we wczesnej młodości jeździłam na mecze....co prawda jedynie liga polska ...
ja to tylko żużel, tylko w Bydgoszczy i tylko przez koniec podstawówki (7 i 8 klasa) i całą szkołę średnią (ale nie opuściłam ani jednych zawodów)
Ja tam rozumiem w pelni! Gralam w koszykowke co prawda, ale 7 lat za to! :D Uwielbiam sport i nie wiem, jak mozna zyc bez niego... czy w ogole mozna?;) pozdrawiam
Zapomniałem dodać dla niewtajemniczonych.... Maksymalna pojemność stadionu olimpijsckiego to 74500 miejsc i właśnie na nim będzie w tym roku rozgrywany finał Mistrzostw Świata.... -Ciekawe kto będzie siedział na MOIM miejscu w czasie finału? - zastanawia się od soboty Mały....
Pamiętam , jak kolosalne wrażenie zrobił na mnie Santiago Bernabeu - miałam wtedy chyba 13 lat i nagle dotarło do mnie , że istnieje więcej gatunków sera niz tylko biały i zółty , a mecze ogląda się nie na stojaco czy na ławeczce częściowo niekomplentej...
Kilka lat temu jako główną atrakcję Mediolanu pokazano mi San Siro ... ale teraz to zdecydowanie bliższe mi są katedry niż stadiony , a zeszyt z autografami Bohaterów leży gdzieś w piwnicy ...
wielkim kibicem nie jestem ale rozumiem jaknajbardziej:) Ja mialam tę przyjemnosć być na stadionie olimpijski w Barcelonie i na stadionie FC Barcelona ale na meczu żadnym nie byłam:(
a ja byłam w Monachium. I to przed jakimś meczem - w metrze były oznaczenia dla inteligentnych inaczej -w postaci piłki nożnej i strzałki do linii metra. Zgubić się nie można było. A na stadionie mój zachwyt wzbudzała policja konna.
Świetnie opisałeś swoją przygodę czytałam niczym książkę.
Ja akurat tez lubię mecze , kilka lat wcześniej to nawet jezdziłam na mecze klubowe , które strasznie przeżywałam.
Nie wyobrażam sobie jak ja bym tam była , tylko pozazdrościć takich emocji na żywo.
Uwielbiam też siatkówkę w którą często gram.