Ot, taki wierszyk: -Mamo, zapnij mi guziki! -Mamo, wciągnij mi buciki! -Mamo, zawiąż sznurowadło! -Mamo, podnieś bo coś spadło! -Mamo, przynieś mi łyżeczkę! -Mamo, popraw poduszeczkę! We dnie, w nocy Wieczór, rano Ciągle tylko: -Pomóż mamo!!! Za to beczeć umie sam... Znasz takiego? Bo ja znam.
(Irena Suchorzewska)
OBIAD Łokcie na stole, Palec w rosole, w buzi zapasy Na ciężkie czasy. Klops! Szpinak na nosie, Serwetka w sosie, Marchew na brzuchu, Pełno okruchów. Klops! Loki w kompocie, Pestkami w ciocię, A wiśnie! Boże! W telewizorze! Klops!
(Irena Suchorzewska)
Ciekawe jak i kiedy rozpoczęliście naukę kindersztuby przy stole, sami, a później i Wasze dzieci.
bardzo miło wspominam nauki mojej babci o jedzeniu przy stole. Choć ona sie cieszyła jeśli cokolwiek i jakkolwiek zjadłam. To babcia pokazywała jak trzymać łyżkę, po której stronie ma być nóż i dlaczego. I to babcia wpychała we mnie jak w kaczkę w domu, na spacerze, na działce...aż miałam dość ...wtedy...a teraz chciałabym tak znowu
Miło powspominać wierszyki. Moja mama wspomina, że jako małe dziecko już musiała jeść przy stole trzymając książki pod pachą, żeby nauczyć się odpowiedniej postawy przy stole. Mnie i siostrę też uczono od małego, jak układać sztućce, od której strony podawac potway itp. Od książek pod pachą byłyśmy zwolnione. pozdrawiam
Ja byłam małym czyścioszkiem... Przeszkadzała mi wysmarowana jedzeniem buzia, nie lubiłam wkładać w jedzenie palców (bo brudne...). Drugie dania nożem i widelcem jadłam od kiedy pamiętam (myślę, że nauka samodzielnego jedzenia przebiegała z obydwoma sztućcami od razu). Nie pamiętam żadnego strofowania przy stole, ani żadnych takich... Jakoś tak naturalnie się to wszystko odbyło. Z moim synem miałam właściwie podobnie... Aż do niedawna... Od jakiegoś czasu pochłania wszystko (co mu smakuje - oczywiście) w takim tempie, jakby się bał, że zaraz mu ktoś talerz z jedzeniem sprzed nosa sprzątnie. Patrzeć na to nie mogę, szczerze mówiąc. Tłumaczenia typu "zwolnij, nikt ci tego nie zabierze", "jak będziesz chciał dokładkę, to nie ma sprawy, naprawdę nie musisz tak szybko jeść" (tylko na takie sobie pozwalam, chociaż czasem najchętniej zabrałabym swój talerz i przeniosła się z jedzeniem w inne miejsce, żeby na to nie patrzeć :-( ) wiadomo, że nie skutkują. Nie wiem, skąd mu się to wzięło i nie wiem co zrobić, żeby znowu "znormalniał". Nie wiem, czy w ogóle powinnam cokolwiek z tym robić, może "samo przyszło, samo przejdzie". Jednego jestem pewna, nie chcę, żeby mu tak zostało...
Ot, taki wierszyk:
-Mamo, zapnij mi guziki!
-Mamo, wciągnij mi buciki!
-Mamo, zawiąż sznurowadło!
-Mamo, podnieś bo coś spadło!
-Mamo, przynieś mi łyżeczkę!
-Mamo, popraw poduszeczkę!
We dnie, w nocy
Wieczór, rano
Ciągle tylko:
-Pomóż mamo!!!
Za to beczeć umie sam...
Znasz takiego?
Bo ja znam.
(Irena Suchorzewska)
OBIAD
Łokcie na stole,
Palec w rosole,
w buzi zapasy
Na ciężkie czasy.
Klops!
Szpinak na nosie,
Serwetka w sosie,
Marchew na brzuchu,
Pełno okruchów.
Klops!
Loki w kompocie,
Pestkami w ciocię,
A wiśnie! Boże!
W telewizorze!
Klops!
(Irena Suchorzewska)
Ciekawe jak i kiedy rozpoczęliście naukę kindersztuby przy stole, sami, a później i Wasze dzieci.
bardzo miło wspominam nauki mojej babci o jedzeniu przy stole. Choć ona sie cieszyła jeśli cokolwiek i jakkolwiek zjadłam. To babcia pokazywała jak trzymać łyżkę, po której stronie ma być nóż i dlaczego. I to babcia wpychała we mnie jak w kaczkę w domu, na spacerze, na działce...aż miałam dość ...wtedy...a teraz chciałabym tak znowu
A to wszystko babcia Stasia oczywiście.
Wierszyki pani Ireny nadal są w podręcznikach (akurat nie te) - na pewno w Ekoludku.
Super! Bo ja je mam wycięte z Przyjaciółki z 1984 roku. A w tym roku mój Synek idzie do "zerówki", więc jeszcze nie wiem co gdzie w trawie piszczy.
Miło powspominać wierszyki. Moja mama wspomina, że jako małe dziecko już musiała jeść przy stole trzymając książki pod pachą, żeby nauczyć się odpowiedniej postawy przy stole. Mnie i siostrę też uczono od małego, jak układać sztućce, od której strony podawac potway itp. Od książek pod pachą byłyśmy zwolnione. pozdrawiam
Ja byłam małym czyścioszkiem... Przeszkadzała mi wysmarowana jedzeniem buzia, nie lubiłam wkładać w jedzenie palców (bo brudne...). Drugie dania nożem i widelcem jadłam od kiedy pamiętam (myślę, że nauka samodzielnego jedzenia przebiegała z obydwoma sztućcami od razu). Nie pamiętam żadnego strofowania przy stole, ani żadnych takich... Jakoś tak naturalnie się to wszystko odbyło.
Z moim synem miałam właściwie podobnie... Aż do niedawna... Od jakiegoś czasu pochłania wszystko (co mu smakuje - oczywiście) w takim tempie, jakby się bał, że zaraz mu ktoś talerz z jedzeniem sprzed nosa sprzątnie. Patrzeć na to nie mogę, szczerze mówiąc. Tłumaczenia typu "zwolnij, nikt ci tego nie zabierze", "jak będziesz chciał dokładkę, to nie ma sprawy, naprawdę nie musisz tak szybko jeść" (tylko na takie sobie pozwalam, chociaż czasem najchętniej zabrałabym swój talerz i przeniosła się z jedzeniem w inne miejsce, żeby na to nie patrzeć :-( ) wiadomo, że nie skutkują. Nie wiem, skąd mu się to wzięło i nie wiem co zrobić, żeby znowu "znormalniał". Nie wiem, czy w ogóle powinnam cokolwiek z tym robić, może "samo przyszło, samo przejdzie". Jednego jestem pewna, nie chcę, żeby mu tak zostało...