Na początku pragnę przeprosić nieliczne czytelniczki "Coś", za zaniedbania twórcze... przeprosiny należą się tym bardziej, iż bieżący wątek będzie obszernym opisem aktualnej rzeczywistej sytuacji jakiej stawiam czoła i mam nadzieję, że jednoczesnym zaczątkiem dyskusji... Sezon ogórkowy w pełni.... forum wakacyjnie przysypia... a u mnie burza za burzą i nie mówię o zjawiskach atmosferycznych.... rok szkolny się skończył... dla Dużego totalną klapą... jestem zawiedziony i zły, ale to nie jemu poświęcam ten wątek więc spuśćmy zasłonę milczenia nad jego świadectwem... wątek dotyczy Małego... Małego i Kaśki... jak niektórzy z Was wiedzą Kaśka jest dziewczyną Małego... dla przypomnienia dodam, że Mały osiągnął wiek trzynastu lat i sześciu miesięcy i właśnie zamknęły się za nim wrota szkoły podstawowej... Kaśka... sympatyczne dziewczę o (moim zdaniem) skromnej urodzie, które z lekką nutą złośliwości określam (nigdy w obecności Małego) mianem "dziewczyny przechodniej klasy 6a"... kilka złamanych, chłopięcych serc, kilka zerwanych chłopięcych przyjaźni to żniwo Kasieńki w ostatnim roku podstawowej nauki... Mały... sympatyczny chłopczyk, przed mutacją... nieco infantylny i nadal z dominacją cech oraz zachowań dziecięcych nad cechami oraz zachowaniami męskimi... mimo dość wcześnie ujawnionego pociągu do płci pięknej, skutkującego "przedszkolnymi narzeczonymi", mianem "chodzenia ze sobą" określił po raz pierwszy znajomość z Kaśką... klasa 6a w wyniku zaangażowania rodziców i grona nauczycielskiego odbyła w miesiącu czerwcu trzydniową wycieczkę, która sympatyczną klamrą miała spiąć sześcioletni okres ich znajomości, przyjaźni i wspólnej nauki... Mały żył wycieczką od dłuższego czasu... dzień przed wyjazdem poświęcił na dobór sprzętu i strojów, które według niego miały znaleźć zastosowanie w tym krótkim wypadzie... sprzęt sportowy: buty na twardą nawierzchnię + buty na trawę (bo niewiadomo jakie tam jest boisko), rękawice bramkarskie (bo może trzeba będzie bronić), kilka par getrów (bo się przepocą), kilka par spodenek (bo się pobrudzą), kilka par spodni dresowych (bo może będzie zimno), piłka (bo niewiadomo czy tam będzie)... stroje codzienne: niezliczone ilości majtek i skarpetek (bo lepiej mieć więcej a mało miejsca zajmują), mnóstwo T-shirt'ów (bo jak się spoci to przebierze), spodnie długie jasne (bo pasują do koszuli), koszula (bo fajnie w niej wygląda i pasuje do spodni), spodnie długie ciemne (bo może być chłodno, a jasne mogą się pobrudzić), spodnie krótkie w trudnej do określenia ilości (bo może będzie gorąco i również mało miejsca zajmują), sandały (bo pasują do krótkich spodenek), "adidasy" do chodzenia (bo może będzie padać i sandały przemokną), sweter (bo fajny jest i może będzie zimno), kurtka (bo może będzie bardzo zimno), kapcie, pidżama, klapki pod prysznic, kąpielówki, i kilkanaście trudnych do wymienienia przedmiotów... środki czystości: dezodorant, żel pod prysznic, mydło, szczotka, szczoteczka, pasta... przynajmniej tu zachowany został względny umiar... gdy sterta na środku salonu zaczęła stanowić zagrożenie dla ruchu pieszego Małżonka (wyraźne odróżnienie od Żony) przystąpiła do procesu redukcji, w wyniku którego dało się zapakować rzeczy Małego w jedną torbę... rano odwiozłem Małego na miejsce zbiórki i pożegnaliśmy się... telefonu nie wziął bo jak stwierdził - Po co? "No jasne..." - pomyślałem - "Kaśka będzie pod ręką, kumple również, a rodzice...? Po co?" wrócił w ustalonym terminie i na pytanie: "Jak było?" standardowo odpowiedział "Fajnie"... oczywiście jak przystało na rodzinnego gadułę (po tatusiu, choć w tej materii uczeń przerósł mistrza) za chwilę ze szczegółami opisał podróż, miejsce, ośrodek, pokoje, mecze, dyskotekę i prawie wszystko co się w ciągu tych trzech dób wydarzyło... PRAWIE wszystko!!! a PRAWIE (jak już wszyscy wiemy) robi wielką różnicę!!! minęło kilka przedwakacyjnych dni... dzień przed rozdaniem świadectw Mały zachorował... wysoka temperatura skosiła go jak portugalski defensywny pomocnik holenderskiego napastnika... o uczestniczeniu w uroczystości zakończenia szkoły nie było mowy, ale Małżonka zaangażowana w uatrakcyjnienie wręczenia świadectw stawiła się w piątkowy poranek w klasie, jako przedstawiciel rodziny... po częściach oficjalnych wdała się w rozmowę z wychowawczynią... dialog ten został mi, mimo towarzyszących mu emocji, z wiarygodną wiernością przytoczony kilka godzin później... -Pani Małgosiu - zagadnęła Małżonka - Jak tam wrażenia po wycieczce? wychowawczyni głęboko westchnęła... -Hmmm... Szczerze? Cieszę się, że mam to za sobą... I wie Pani co? Ja już chyba się nie nadaję do pracy z młodzieżą... Nie nadążam... -Tak źle było? - zapytała Małżonka spodziewając się stndardowych utyskiwań na zachowanie dzieciaków, które było rytuałem większości wywiadówek... -Źle? Nie wiem jak to powiedzieć... może w ogóle nie powinnam o tym Pani mówić?.... - z niepokojąco poważną miną odparła wychowawczyni -Powiem Pani, ale błagam, żeby nie mówiła Pani o tej rozmowie Małemu... Proszę obiecać! -Oczywiście - szybko odparła Małżonka, czując narastający niepokój, wynikający z faktu, iż Mały nigdy nie bywał głównym bohaterem klasowych ekscesów... -Bo widzi Pani... jak dla mnie oni za szybko dojrzewają... ja tego nie rozumiem... weźmy Małego i Kaśkę... przecież oni przez cały pobyt byli nierozłączni.... i wie Pani.... nie chodzi mi o to ostentacyjne prowadzanie się po ośrodku... ale o to ciągłe całowanie się... w każdym miejscu, w każdej sytuacji z wyjątkiem posiłków, bez skrępowania, przy wszystkich, przy mnie... mnie to szokuje... tym bardziej, że nie mówię o takim zwykłym cmokaniu się tylko o namiętnym całowaniu się z języczkiem... nie dość, że dla mnie to są jeszcze dzieci, to nawet gdyby byli starsi uważam, że to jest bardzo krępujące... od kilku dni nie daje mi to spokoju i sama już nie wiem co o tym myśleć... Małżonki twarz zalała purpura połączona z niezauważalną na zewnątrz falą gorąca i łomotaniem w skroniach... -Zauważyłam... - kontynuowała wychowawczyni - że to dziewczęta w znacznym stopniu prowokują chłopców... nie jestem ślepa i od dłuższego czasu obserwuję "podboje" Kaśki... mam wrażenie, że dziewczęta rywalizują między sobą, która dalej się posunie... jestem niemal pewna, że relacjonują między sobą wrażenia, porównują chłopców... nie podoba mi się to.... w pewnym momencie już nie wytrzymałam i wzięłam Kaśkę na rozmowę w cztery oczy... starałam się zwrócić jej uwagę na to co wypada, a co nie przystoi... powiedziałam jej, że powinna się szanować, bo tylko wtedy będzie szanowana przez innych.... niestety skutek pogadanki był mierny... raz jeszcze proszę niech Pani nie mówi o naszej rozmowie Małemu... ............................................................ słuchając relacji Małżonki, dopiero po dobrej minucie, gdy krew szumiała w głowie trochę ciszej, zdałem sobie sprawę, że dolna szczęka opadła tak nisko, że wyglądam jak idiota... próbowałem przełknąć ślinę jednocześnie porządkując cwałujące myśli... "Jak to z języczkiem?????? To nie możliwe!!!!!! Mały?????? Przecież on do wanny bierze stateczki do zabawy!!!!"....... ............................................................ kolejne dni strawiłem na analizie zdarzeń.... zacząłem grzebać w pamięci.... porównywać.... odnosić się do własnych doświadczeń... i tu jest moment, w którym zwracam się do czytelników/czek... jeśli chcecie i możecie wypowiedzcie się.... wypowiedzcie się o swoich pierwszych pocałunkach.... o dzieciach.... wnukach.... rzucam hasło: Pierwsze całowanie z języczkiem! ............................................................ dla dopełnienia opowieści dodam, że pierwszy raz całowałem się (tak poważnie) mniej więcej w ósmej klasie (miałem ok 15lat, czyli początek lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia)... niby niewiele później, ale jednak... całowanie odbyło się absolutnie bez świadków i nikt inny o tym nie wiedział... "za moich czasów" nie wypadało... wstydziłbym się dorosłych... oczywiście odbywały się podchody aby zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.... nieśmiałe próby zapraszania do kina... dotknięcie dłoni było przeżyciem podrywającym do lotu całe stada motyli.... były sympatie i nastoletnie uczucia, przy których wyczyny Małego zakrawają na hardcore... P.S. wczoraj odbyłem z Małym długą rozmowę, ale to już wymagałoby otwarcia zupełnie nowego wątku ;o)
Jarku kontynuuj bo to bardzo pouczający wątek. O moim całowaniu pisać nie będę gdyż forum to odwiedza moja mama, którą pozdrawiam. hahahahiha Niestety nastała chyba taka epoka, że dziewczyny wstydzą sie dziewictwa. Najśmieszniejsze są kontrasty w jednej grupie wiekowej a na dodatek w jednym środowisku. Młode ludki z jednej klasy za okropny obciach uważają chodzenie za rękę z przedstawicielem płci przeciwnej, a dla innych ludków (nadal jedna klasa) strasznym jest, że jeszcze się "tego" nie robiło. Jarku mnie zastanawia choroba małego, czy to nie jest reakcja na zawód lub na coś co nie tak sie dzieje między nim a Kaśką?
Choroba Małego to zwykła "trzydniówka" już jest zdrowy... prawie... choć w tym przypadku prawie nie robi wielkiej różnicy... i nie ma to nic wspólnego z Kaśką ;o)
Zawsze MOCNIEJ przeżywa się sprawy dotyczące własnych dzieci. Czytałam Twój tekst i myślałam "ale fajny numerant z tego Małego". Pamiętam taki obrazek, a było to ze 30 lat temu, w tramwaju młoda Para całuje się (nie wiem czy z języczkiem, ale chyba nie), podchodzi do nich starszy Pan i głośno zwraca im uwagę, że to jest miejsce publiczne, są tu kobiety i dzieci i On nie życzy sobie by Oni tak się zachowywali, Para spłoniła się i na najbliższym przystanku wysiadła. Mały jest młody, więc przy odpowiednim potraktowaniu czytaj "mądrej rozmowie" sam zrozumie, że są sprawy, których piękno można przreżywać tylko we dwoje.
Nie pamiętam, kiedy 1-szy raz się całowałam, ale na pewno to było w Liceum.
Teraz młodzi posuwają sie nie tylko do całowania sie w srodkach lokomocji.I nie krepują sie niczego, nie mówiąc o mozliwościach i efektach zwrócenia im uwagi!!Ale czy zwróciliście uwagę, że w filmach naszej młodości sceny erotyczne kończyły sie na lekkim muśnięci ustami? a teraz? czasami nie wiem czy to jeszcze zwykły film czy już erotyczny! Zorientować można sie tylko po godzinie emisji.
Hallo jarkub! Takie czasy, ze nasze dzieci zaskakuja nas zupelnie nie z tej strony, z ktorej ewentualnie bysmy sie tego spodziewali... Moje dzieci sa juz co prawda wieksze, 20 1/2 i 21 1/2. Corka, pytala mnie o swoj pierwszy raz... czy nie bede zla, miala wtedy juz 18 lat ukonczone... ale potem, nie zenowala sie "urzedowac ze swoim chlopakiem" w tym samym pokoju, w ktorym spal jej brat.. Syn zas, czul sie tym mimowolnym swiadkowaniem bardzo nieprzyjemnie. To o czym chce napisac, to to ze dogadzamy naszym dzieciom, staramy sie aby niczego im nie brakowalo, a one podnosza nam ta poprzeczke coraz wyzej... Ja dowiedzialam sie od zycia, ze mimo moich staran oraz mniemania, ze wiem o moich dzieciach wszystko, rzyczywistosc pokazala, ze nie wiedzialam nic... Trudno mi tu o tym oficjalnie pisac... ale w dniu osiemnastych urodzin mojego ukochanego syna przezylam najwieksze rozczarowanie mojego zycia. I moglam wtedy powiedziec ze nie wiem o nim wogole nic. Chociaz zawsze bylam dla dzieci na miejscu ( nie pracuje zawodowo) nie potrafilam zajrzec do jego duszy... Dlugie pisanie, krotki sens - dzieci zawsze zaskakuja rodzicow, moze dlatego ze kazdy z nas porownuje wszystko ze swoim zyciem i uczynkami, a nie wszystko uklada sie tak analogicznie. Mlodziez jest szybciej dojrzala hormonalnie niz psychicznie. Miejmy tylko nadzieje, ze nie wyjdzie im to na zle. Dodam tylko, ze z synem zdolalismy wszystko wyjasnic, wyzalic serca i mamy bardzo dobry kontakt, ale nie mieszka z nami. Szkoda ze nie masz GG lub skype :) Trzymaj sie dzielnie i jak mowi moja kolezanka, "nie przejmuj sie, bedzie jeszcze gorzej..." i tym optymistycznym akcentem zycze wszystkiego najlepszego!!
Użytkownik Glumanda napisał w wiadomości: > Szkoda ze nie masz GG lub skype :) Trzymaj sie dzielnie i jak mowi moja > kolezanka, "nie przejmuj sie, bedzie jeszcze gorzej..." i tym > optymistycznym akcentem zycze wszystkiego najlepszego!!
:o) O tym, że dzieciaki zaskakują, że zmieniają się i że konieczna jest czujność rodziców pisałem w innych wątkach... że "będzie gorzej" wiem i spodziewam się tego :o) i jak wspomniałem w Post Scriptum rozmowa z Małym już się odbyła... pewnie odbędą się jeszcze kolejne i to nie raz... sytuacja opisana przeze mnie jest ilustracją pewnego "problemu" (?) piszesz, że młodzież jest szybciej dojrzała hormonalnie niż psychicznie... hormony chyba tak samo dojrzewały w nas... i tak naprawdę tego dotyczy ten wątek... co się zmienia w otoczeniu, że mimo buzujących hormonów dwadzieścia lat temu młodzież była bardziej powściągliwa? a może to tylko ja nie spotkałem na swojej drodze rówieśniczki, która w szóstej klasie chciałaby całować się z chłopakiem?... może tylko wydaje mi się, że dwadzieścia lat temu dziewczyny nie rozmawiały "o fajnych tyłkach" chłopaków? może dwadzieścia lat temu w jakiejś rzeczywistości równoległej do mojej funkcjonowały dziewczyny ścigające się w przekroczeniu kolejnej bariery zanim zrobią to koleżanki? dlaczego dwadzieścia lat temu taniec z dziewczyną na prywatce, zapach perfum "Być może", jej bliskość i ciepło, nie wywoływało obowiązkowych prób wepchnięcia jej języka do krtani? czy spowodowane jest to liberalizmem rodziców? mediami? moi rodzice nie tłumaczyli mi znaczenia reklamy "Lodów Magnum" bo takich reklam nie było.... moi rodzice w ogóle ze mną nie rozmawiali na takie tematy (hihi mama próbowała) a mimo to wiedziałem, że "chodzenie" z dziewczyną nie upoważnia mnie automatycznie do grzebania jej w majtkach... a może właśnie dlatego tak się nie działo? radzę sobie z młodymi jak umiem.... co z tego wyjdzie okaże się... póki co.... dyskutujmy! ;o)
Pamietam ze szkoły podstawowej 2 koleżanki które zachowywały się właśnie jak Kasia.Jakos specjalnie nie próbowałyśmy ich nasladować. owszem zazdrościłysmy im ale zupełnie czegoś innego.Nie okazji ze starszymi chłopakami i wiedzy jaka posiadały na ten temat.Pytanie tylko czy naprawde prawdziwej? a może to przed nami próbowały się dowartosciować? M=nie chciało im sie uczyć - malowane paznokcie i chłopcy - to miały w głowach. Nie miały żadnych ograniczeń mama jednej no cóż trudno powiedzieć czym sie zajmowała samotna matka posiadająca sporo walorów pieniężnych i pozwalajaca sie malowac i perfumować małoletniej córce do szkoły. Druga miała matke schorowaną i zapracowanego ojca, praktycznie chowała się sama. Ale i teraz są dziewczeta które mają własnie co....? swoja godność? jak to nazwać. A może po prostu nie uważają seksu za najważniejszą rzecz w tym wieku?
Użytkownik Glumanda napisał w wiadomości: > ...Trudno mi tu o tym oficjalnie pisac... ale w dniu > osiemnastych urodzin mojego ukochanego syna przezylam najwieksze > rozczarowanie mojego zycia.I moglam wtedy powiedziec ze nie wiem o nim wogole > nic. Chociaz zawsze bylam dla dzieci na miejscu ( nie pracuje zawodowo) nie > potrafilam zajrzec do jego duszy.
Wiem, ze to niedelikatnie, ale zastanowilo mnie, jakiego rozczarowania doznalas... Prosze nakieruj mnie chociaz, co takiego przezylas, poniewaz nagle zaczalem sobie wyobrazac i obawiam sie troche, czy to przypadkiem nie to... Wybacz smialosc, Pozdrawiam!
Moja Duża równolatka Twojego Małego raczej podśmiechuje sie z podchodów kolegów.Owszem panienki juz zaczynają spoglądać na kolegów ale raczej tych starszych.Moja nie wykazuje na razie (!) zainteresowania płcią przeciwną. A nawet wyraziła pogląd, że w przyszłości chce byś sama.Żaden facet i nie daj mąż nie jest jej potrzeby. Ciekawa jestem na jak długo zachowa ten pogląd?
Moje Nieletnie są jeszcze za małe , żebym zdażyła nabrać jakichkolwiek doświadczeń w poruszonej kwestii ( cóż za ulga , że jeszcze kilka lat spokoju , choć mój Mąż zaczyna przebąkiwać coś o strzelbie na ewentualnych zalotników) . Ale problem stary jak świat . Każde pokolenie ocenia występy pokolenia młodszego jako pełen upadek obyczajów . Staczamy się szczęśliwie parę tysięcy lat , choć ostatnie lata tak jakby nieco się równia pochyliła . Żeby nie było żadnych wątpliwości - absolutnie nie wybielam gardłowych postępków Małego . Zaangażowanie w okazywanie uczucia posunięte zdecydowanie za daleko. Zresztą inna sprawa , czy Mały okazuje uczucie , czy też stara się tylko stanąć na wysokości zadania ... Może zdarzyć się i tak , że te stada motyli będą wzbijały się na sam widok nie-Kaśki kiedyś w przyszłości .
Czy dawniej było lepiej ? Nie wiem ... moje wspomnienia z podstawówki , jeśli trzymamy się wieku Małego , nie są miłe . Koleżanki z klasy nie krępowały się w opowiadaniach o kolejnych podbojach , pełnych fizjologii i anatomii . Koledzy byli jakby nieco spokojniejsi , ale też głośno krzyczeli o tym, jak bardzo są w temacie .
W Liceum trafiłam na fantastyczną klasę : własciwe proporcje - 12 dziewczynek i 19 chłopców ;)))) Chodziliśmy ze sobą w róznych konstelacjach ... choć zasadniczo uczucia lokawalismy wyłącznie w obrębie klasy . Ale wszytko przebiegało tak miło ... fakt , że ktoś kogoś wziął za rękę , był gorliwie omawiany na przerwach i po lekcjach . Bardziej czule zrobiło się na osiemnastkach... Na mojej absolutnym przebojem okazała się gra w której jedna osoba siedziała z zawiązanymi oczami , a kolejni przedstawiciele płci przeciwnej ( oczywiście z klasy , bo przecież byliśmy absolutnie samowystarczalni ) całowali jeden po drugim - mniej lub bardziej smiało -nic nie widzącą osobę do momentu , dopóki nie zgadła , przez kogo w danym momencie była całowana . Wtedy rozpoznanej osobie zawiązywało się oczy .... i tak ku ogólnej uciesze prawie do rana ... Jeden z kolegów nigdy nie był w stanie żadnej z nas rozpoznać ( dobra, dobra... ) i dopiero na wyraźne rządania innych panów był pozbawiony dalszego udziału w zgadywaniu ... Ale pomimo wszystko , więcej tam było śmiechu , niż czegoś innego ... Co do techniki uprawianej przez Małego - pamiętam nasze zdumienie , kiedy na jednej z przerw Kolega z Koleżanką zaczęli się we wspomniany sposób czulić ( III klasa Liceum) . Szczęki klasowe opadły ... co prawda wyjeżdzalismy razem często , chodziliśmy ze sobą , wzdychaliśmy do siebie i kochaliśmy się w sobie na potęgę - ale zeby TAK , przy ludziach , w szkole ???? Nie... absolutnie się to nie przyjęło ;))))))))
Z mojej jakże kochającej się klasy wyszły 4 małżeństwa . Zawarte znacznie poźniej , po studiach lub na ostatnim roku , planowo i bez pośpiechu . Jedną z koleżanek z podstawówki często widuję w drodze do pracy ... z wnukami lub bez wnuków , za to w inspirującym towarzystwie tych samych kolesi z podstawówki .
Wnioski ? Może takie , że ważne jest to , co wynosimy z naszych domów . To , o czym rozmawiamy , to, co widzą w domu nasze dzieci .Jeśli będą miały dobre fundamenty , to nie zachwieje nimi żaden przygodny całus .
Zaczęły się wakacje ... nadchodzi czas wakacyjnych miłości ... jak to dobrze , że Nieletnie jeszcze takie malutkie ;)))))))))))))
> .Wnioski ?Może takie , że ważne jest to , co wynosimy z naszych domów . To , > o czym rozmawiamy , to, co widzą w domu nasze dzieci .Jeśli będą miały > dobre fundamenty , to nie zachwieje nimi żaden przygodny całus .
Święte słowa. Myślę Jarku, że nie masz się o co martwić:)
Wspomnienia z okresu starszego dzieciństwa i młodzieżowego są raczej ubogie. W wyniku nieprzyjemnego zdarzenia w dzieciństwie przedszkolnym, męski świat był dla mnie zagrożenienie, nie ważne w jakim wieku, ignorowałam jego istnienie. Szkoła średnia - sam babiniec, na 6 klas mieliśmy dwóch chłopaków o urodzie mniej niż przeciętnej. kontakty z płcią przeciwną rozpoczęły się w klubie turystycznym - wszyskie wyjazdy odbywały się w towarzystwie technikum elektrycznego (zresztą panowie, którzy po szkole poszli do pracy pożenili sie w ramach Róży Wiatrów). W pierwszej klasie - pierwsze zauroczenie - spotkanie dziwaka, luzaka, łamiącego wszelkie zasady, śpiewaka z gitarą. Wzdychałam... uczucie było platoniczne, obiekt pewnie nie wie o nim do dziś i wygasło gdy tylko skończyło się zimowisko (spowszedniało - hehhe).
Wsród koleżanek było jakieś zinteresowanie płcią przeciwną, nigdy jednak nie było to takie oscentacyjne, tak nieskrępowane. zresztą do klasy 8 podstawówki to były dwa wrogie światy. Zainteresowanie przejawiało się przede wszystkim w dokuczniu, ciągnięciu za włosy, porysowanych zeszytach i książkach (w ramach rozsadzania dziewczyn, aby nie gadały i chłopców, aby lepiej się uczyli). zainteresowania płciowe doszło w liceum - pamiętam koleżankę, ktora zaszła w ciążę jeszcze w pierwszej klasie - i choć parę znałam nie było między nimi jakiegoś publicznego prowadzania się.
Obecnie (już 5 klasa) świat babski jest światem bleee, nie stanowiącym partnera do rozmowy - choć wiem, że w klasie jednak już się zaczyna okazywać pierwsze zainteresowanie - jednak moje dziecko poza świat komputera jeszcze nie wyszło. A dziewczę - to jest temat na osobną bajkę. Przysporzy wielu kłopotów, będzie musiała wszystkiego spróbować, nawet gdyby to miało być jeden raz. zakaz przyśpieszy decyzję. Lepiej potem żałować i ponieść karę niż żyć w żalu, że się nie spróbowało. W każdym razie zaczyna się mizdrzenie przed lustrem, błyszczyk na ustach, kręcenie biodrami (8 lat). Ale całowanie jest jeszcze bleee. I "bzykanie" polega właśnie na tym....
Tak... Jak to z tymi płciami jest śmiesznie... Corka moja skończyła 3 lata parę dni temu, ale co najmniej od pół roku jest normalną kokietką. Uwielbia się malować (jak uda się jej coś wybejtać), stroić ("ślićnie wyglądam?") i ma wyraźnie inny stosunek do mężczyzn niż do kobiet (kobiety ignoruje, przed panami się popisuje). Żeby nie było - nie jest to zachowanie skopiowane ze mnie ani nikogo z rodziny, ona po prostu to w sobie ma. Zrobiła sobie "ziaziu" w palec i po wejściu do wanny zaczęło ją szczypać. Ryczy. Brat (kąpią się razem) usiłuje ją zagadać (jest fenomenalnym STARSZYM BRATEM): boli Cię? To co trzeba dać? Pla..plas... Natasia (z wdzięcznym rozdarciem) : śminkę! Misiek jest za to bardzo kochliwy, panie przedszkolanki mówią już na mnie "teściowa". W tym roku zdążył się zakochać raz bardzo i dwa razy chyba na złość tej pierwszej. Przychodziliśmy do przedszkola a on "już czuję jej zapach, wszędzie bym go poznał" i tego typu teksty. Cały smutny jak dziewczynka nie chciała koło niego siedzieć albo się z nim bawić (raczej humorzasta i przemądrzała, w typie prymuski). Bardzo to przeżywał i cieszę się, że mu przeszło trochę. Zdarzały się też niemal filozoficzne wstawki. Jedziemy samochodem. Krajobraz wiejski. No, tu mam problem, bo muszę to napisać, tak jak usłyszałam. Misiek "chłopaki to się nic nie znają na orzeniu". Już go mam poprawiać, ale pytam "jak to". "Bo Patryk się chce z Konradem ożenić". Wtedy dotarło do mnie, że to o "ożeniu" była mowa. Młody kontynuuje "przecież chłopaki się nie mogą ze sobą żenić". Ja z głupia frant "a dlaczego". Młody parsknął z politowaniem "bo przecież nie byłoby dzieci". Ups. Wścibska matka " a Ty z kim chciałbyś się ożenić". I tu mnie zażył z mańki. "Z Natasią". Lepszy diabeł znany niż nieznany. Trudno mi przewidzieć, jak się będę zachowywać za te kilkanaście lat jak przyjdzie "co do czego", ale postaram się być wyrozumiała, tolerancyjna i nie będę ich zawstydzać. Trudno, są gorsze nieszczęścia a nadmierna kontrola nigdy nie przynosi dobrych efektów. Ale łatwo raczej nie będzie, patrząc na upadek obyczajów. " Kto ma pszczoły ten ma miód kto ma dzieci ten ma...? (ale w żadnym wypadku smród)" pozdr.p.
Moja Marta miała "chłopaka" gdzieś od pierwszego roku życia. Kolega z podwórka. Praktycznie nie rozłączni. Mając dwa lata na golasa wchodzili pod kołdrę. Potem on wyjechał na trzy lata do Niemiec. Rozłąkę przeżyli oboje bardzo. Po powrocie jeszcze jakiś czas byli "parą". A potem, o coś się pogniewali (nie wiem co to było) i już nie chcą się bawić razem. A w ogóle Marta to kobietka w 200 % tego słowa. Od małego ma kobiece kształty (krągłe biodra, wcięcie w talii). A przy tym łobuz- z takich co w miniówie na drzewo. Teraz na szczęście majtki stały się czymś wstydliwym i chodzi w spodenkach.
Dojrzewanie Okres między 10 -14 rokiem życia przypada na tzw. wczesną fazę dojrzewania. Dokonuje się wtedy zasadnicza zmiana w wyglądzie dziecka, w jego potrzebach, zainteresowaniach, konfliktach, zmienia się sposób widzenia świata. Dziecko staje się młodzieżą...
Co to oznacza? Dojrzewanie wiąże się z istotnymi zmianami w organizmie młodego człowieka. Dziecko zaczyna rosnąć, pojawiają się drugorzędowe cechy płciowe, zmienia się barwa głosu, cera, sposób poruszania się i gestykulacji. Proces dojrzewania nie przebiega w tym samym tempie u wszystkich. Zdarza się, że w jednej klasie są ludzie, u których proces dojrzewania jest bardzo zaawansowany oraz tacy, którzy nie zaczęli jeszcze dojrzewać. Uczniowie, którzy dotychczas nie różnili się między sobą stopniem rozwoju, dzielą się na bardziej i mniej "dorosłych". To stwarza nowe problemy i podziały w klasie. Stajemy przed zadaniem przyzwyczajenia się, przywyknięcia i zaakceptowania tej zmiany. Musimy na nowo określić własną tożsamość wobec siebie, swego ciała, wyglądu i wobec otoczenia - rodziny, kolegów, szkoły. Zaczynamy buntować się, mamy często odmienne zdanie niż rodzice i nauczyciele. Mamy problemy, ale i zaczynamy stwarzać problemy innym. W okresie tym rozpoczyna się poszukiwanie doświadczeń poza domem, rodziną. Już nam nie wystarcza przebywanie jedynie w gronie rodzinnym. Większego znaczenia nabiera grupa rówieśnicza. Zaczyna się bardzo ważny okres budowy nowych zasad funkcjonowania rodziny
Kiedyś odbyłam rozmowę z moim 13 letnim synem na temat pocałunków z języczkiem. * Zapytałam się go wówczas : - Czy całowanie to jest grzech ? * Moje dziecko odpowiedziało mi : - „Pocałunek nie jest żadnym grzechem. Wręcz przeciwnie.” *A co to znaczy pocałunek z języczkiem ? * Mój synuś mi odpowiedział : - „Pocałunki zakochanych, czyli tzw. "całowanie z języczkiem" to nic innego jak tylko okazywanie w piękny sposób miłości do drugiego człowieka!! A czy Bogu nie chodzi właśnie o to, żeby ludzie, którzy się kochają okazywali sobie uczucia?” *Po czym kontynuował dalej swoją wypowiedź : -„Namiętne pocałunki to słodki i najpiękniejszy sposób wyrażania uczuć. Rozumiem sex.... Ok.... może to i grzech.... ale przecież nie jest grzechem pocałować... TYLKO pocałować osobę przez nas kochana!! Jak dla mnie, pocałunek z moja druga połówka to naprawdę cudowna sprawa i nie widzę w tym ani grzechu ani niczego złego, bo jeżeli dwoje ludzi chce się do siebie jeszcze bardziej zbliżyć” *Do czego zbliżyć –zapytałam - „to takie namiętne pocałunki pozwalają na to nie wyrządzając przy tym nikomu krzywdy, bo to przecież nie jest grzech, a jeśli ktoś tak twierdzi to niech się zastanowi, czym jest miłość (nawet dwojga małolatów) bez pocałunków? To właśnie dzięki pocałunkom najpiękniej możemy wyrazić uczucia wobec drugiej osoby .”- to mi odpowiedział dojrzewający syn W ten oto sposób matce zamknął usta , zaczęłam zastanawiać się , czy aby nie spróbował już tego „miodu” , bacznie go obserwuję , mam nadzieję , że zbyt wcześnie nie zostanę babcią . Wiem , że moje dziecko jest „spoko” , późniejsze rozmowy na to wskazują , ostatnio stwierdził , że dziewczyny są głupie i jak na razie nie ma potencjalnej kandydatki na dziewczynę .
Początkowo zamierzałem oddzielnie odpowiadać każdemu uczestnikowi/uczestniczce niniejszej dyskusji... a tak na marginesie to fakt, iż odezwały się tylko dziewczyny, zawdzięczamy zapewne typowej męskiej powściągliwości i dyskrecji ;o)... jestem niezmiernie wdzięczny za głosy w dyskusji... za opisy własnych doświadczeń... wynika z nich, że faktycznie (choć może nie powinienem generalizować tylko na przykładzie klasy Małego, bo przecież dla starszego, Dużego dziewczyny nadal są upośledzoną wersją człowieka, obarczoną na dodatek kilkoma poważnymi defektami uniemożliwiającymi sensowne i praktyczne wykorzystanie) wiek, w którym młodzież porywa się na pierwsze doświadczenia intymne, z pokolenia na pokolenie się obniża, co według mojej opinii powinno przynajmniej odrobinkę wzmóc czujność rodziców... a w zasadzie rodziców i dziadków... w rozmowie z Małym wyszło na jaw, iż Mały dokonał samorozgrzeszenia bazując na pewnych nocnych pogaduchach z Babcią ;o) Babcia w dobrej wierze opowiadała Małemu o uczuciach, zaufaniu, szacunku nie całkiem uświadamiając sobie, że jej skąd inąd mądre wywody zostaną poddane lekkiej nadinterpretacji... wczoraj blisko godzinę dzieliłem się z Babcią aktualnościami i wpadło mi przy okazji pewne uzasadnienie bieżącego stanu rzeczy... moje wnioski są pewną wypadkową dyskusji na forum WŻ oraz rozmowy z Babcią, co jest kolejnym dowodem, iż mądrych ludzi warto słuchać... otóż mam wrażenie, że współwinę za obniżenie wieku inicjacji partnerskich, ponosi niedawna reforma szkolnictwa.... dziwne?... nie szukam winnych, ale kto ma cierpliwość niech doczyta do końca... wiadomym jest, że dziewczęta dojrzewają szybciej niż chłopcy... z reguły dzieje się to w przypadku dziewcząt, mniej więcej w klasie piątej lub szóstej... chłopcy w tym czasie są chłopcami-dziećmi... oczywiście coś tam wiedzą, o czymś mówią, coś zauważają, ale nadal wyglądają i zachowują się jak dzieci... nawet jeśli ich "wiedza" o seksualności jest dość duża, to fizyczność i psychika pozostaje nadal w tyle... dziewczynki szukają w swoim otoczeniu obiektów, w których mogłyby lokować swoje uczucia i fascynacje.... w szkole ośmioklasowej obiektami westchnień mogli być koledzy z klas starszych... rówieśnicy z klasy byli dla dziewcząt infantylnymi dziećmi ciągającymi za warkocze... ośmioklasiści właśnie w tym czasie przeobrażali się w mężczyzn... pod nosem pojawiał się wąs... głos brzmiał coraz poważniej... barki zaokrąglały się... klatki piersiowe rozrastały się.... a sylwetka zaczynała przystojnieć... oczywiście ośmioklasiści byli bezpiecznymi obiektami westchnień, gdyż z reguły nie zwracali uwagi na "smarkule"... sam pamiętam z tego okresu życia pewną "małolatę", która wszem i wobec oznajmiała, że wyjdzie za mnie za mąż (póki co nie zrealizowała swej groźby)... piętnastolatkowie w tym czasie wzdychali w skrytości do aktrakcyjnych nauczycielek lub do "kobiet" ze szkół ponadpodstawowych... dzisiaj trzynastoletnim dziewczynkom usunięto ze szkolnego pola widzenia OMC Mężczyzn i chcąc nie chcąc skazane są na rówieśników... w związku z czym, te co bardziej przedsiębiorcze, z pewnym wysiłkiem przysposabiają sobie obiekt uczuć, który żeby nie było "siary" (modne słowo), i jak wspomniała jedna z uczestniczek dysputu, żeby stanąć na wysokości zadania realizuje się w roli małoletniego kochanka... a może nie mam racji i nieumyślnie staję się uczestnikiem odwiecznego konfliktu pokoleń....? sam już nie wiem...
Jarlu do głowy mi nie przyszła taka interpretacja i takie wnioski ale ... masz rację. Tak było ja w czwartej klasie zakochana byłam w perwnym Przemku (przez miesiąc może dwa) z siódmej klasy a on nawet na mnie nie spojrzał oczywiście. I tak się to powtarzała co chwilę i ze mną i z innymi dziewczynami: kochanie się w starszakach.
No i co ta reforma edukacji narobiła - zamęt w przyrodzie!
Współwinnych stanu rzeczy znajdziesz mnóstwo . Opcja z reformą edukacji , która przeniosła właściwe obiekty platonicznych westchnień małych kobietek i pozostawiła je w towarzystwie tkwiących jeszcze po uszy w dzieciństwie równolatków jest w pewnym stopniu do zaakceptowania , ale nie w całości . Zawsze były , są i będą te bardziej -hmmmm- energiczne dziewczęta , które wybiorą sobie obiekt uczuć i wyegzekwują ich realizację .A że łatwiej egzekwować w gronie rówieśników niż pośród tych starszych kolegów , otoczonych jednakże również starszymi , w związku z czym atrakcyjniejszymi kolezankami , to dość oczywiste. Zawsze byli , są i będą chłopcy , którzy będą musieli się wykazać kolejnymi zdobytymi sprawnosciami .... Winnych znajdzie się wszędzie. I to nie tu jest problem ;)))))))))) . Tak już jest świat poukładany . Gdyby młodość wiedziała , a starość mogła ........
Jakreb oj masz oj masz racje... ale i to ze dzieci wczesniej dojrzewaja to tez racja. Wydaje sie ze prawda lezy posrodku... A i chlopaki czy dziewczyny w tym samym wieku sa rozni. W klasie mojego syna (15 lat) jest chlopak ktory juz dwa lata chodzi z ta sama dziewczyna. To dobry kolega syna i tak raz gadalismy jak to jest (gdzies okolo przed rokiem). Syn uznal, ze on nie chce miec dziewczyny bo one "chlopakow strasznie pilnuja, sa zazdrosne, robia sceny jak sie nawet usmiechniesz do innej". Moj syn stwierdzil ze on tak sie nie da (jeszcze) "zakuc w kajdany" bo on chce byc wolny. moc sie za dziewczynami ogladac (wszystkimi ktore mu sie podobaja) ... Jak dlugo tak bedzie? A nie wiem raczej czuje ze w kazdej chwili moze sie to zmienic :-) Powodzenia Malemu i wszyskim innym "jarekbowym" czlonkom rodzinnki.
To prawda, ze panowie w ogóle się nie odzywają, a bardzo jestem ciekawa ich zdania. Ja sama znam 2 pary- małżeństwa które zaczęły ze sobą chodzić jedna w 1. klasie LO a druga w 8 klasie podstawówki a więc w wieku 14 lat!!! Teraz mają 48 lat i są małżeństwem prawie 25... wydaje mi się to niesamowite.
Edukacja - teraz nauka o człowieku i rozrodczości jest w 4 klasie (za moich czasów była w 6). Dla większości to smichy-chichy. U syna w klasie chłopiec wolał dostać jedynkę niż odpowiadać jako pierwszy. Wypytywałam Marcina czy nie wstydzi się ewentualnie odpowiadać, ale on uznał, że to normalne.
A z inne strony - może wracamy do dawnego modelu? kiedyś dziewczyna po pierwszej miesiącze była gotowa do zamążpójścia. tyle, że były inne wartości. Była gotowa do zamążpójcia - założenia rodziny, odpowiedzialności za nią a nie niczym nie skrępowanych zachowań
Bardzo ładna uwaga , Ekkore;))))))))))))) Odpowiedzialność to chyba jest to magiczne słowo o które rozbijają się wszystkie nasze dywagacje. Za siebie , za drugą osobę , za konsekwencje swojego zachowania ... Tyle , że teraz ta - wybacz dosadność - miesiączkujaca dziewczyna nie jest traktowana jako potencjalna kandydatka do zamążpójścia .... Słowo małżeństwo moze się kojarzyć chyba tylko jako groźna konsekwencja klasycznej wpadki ( wpadli biedacy i musieli...).
Więc jeszcze raz - jeśli dziecko ma poukładany dom ,kochających i rozmawiających z nim rodziców ( nie - mówiących do niego !) , to zwiększają się szanse dziecka na to , że samo też zaufa podobnym wartościom . Ale każde dziecko jest niezależnym czlowiekiem . I jak pamiętacie - nie da się tylko słuchać starszych. Nie da się przyjąć na wiarę ich zapewnień ,ostrzezeń , najlepszych rad. Każdy musi żyć na własne konto , popełniać własne błędy , wyciągać własne wnioski ... oby jak najmniejszym kosztem . Nie ma chyba szansy na to , że wychowa się dziecko na własny obraz i podobieństwo ... zawsze nas zaskoczy czymś w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie ;))))))
Użytkownik till napisał w wiadomości: > ,kochających i rozmawiających z nim rodziców ( nie - mówiących do > niego !) , to zwiększają się szanse dziecka na to , że samo też zaufa > podobnym wartościom . Ale każde dziecko jest niezależnym czlowiekiem .I jak > pamiętacie - nie da się tylko słuchać starszych. Nie da się przyjąć na > wiarę ich zapewnień ,ostrzezeń , najlepszych rad.Każdy musi żyć na własne > konto , popełniać własne błędy , wyciągać własne wnioski ... oby jak > najmniejszym kosztem .Nie ma chyba szansy na to , że wychowa się dziecko na > własny obraz i podobieństwo ... zawsze nas zaskoczy czymś w najmniej > spodziewanym i odpowiednim momencie ;))))))
«wzajemna wymiana myśli za pomocą słów; mówienie z kimś, rozmawianie, konwersacja, pogawędka»
No to kicha.... Duży nie zaufa podobnym wartościom!!! (a może to dobrze???) Na tematy inne niż komputer i sport mogę do niego tylko mówić.... :o( Rozmowa nie wchodzi w rachubę.... Muszę chłopaków poprosić żeby przy każdej mojej myśli wyrażonej słowami oddawali mi jakąkolwiek swoją myśl tą samą drogą bo jeśli się nie wymienimy to może się to źle odbić na ich zaufaniu podobnym wartościom... przykładowy dialog: -Widzisz Synu... uważam, że obcując z drugim człowiekiem należy dbać o to aby nie wyrządzić mu krzywdy... -Tak Ojcze... uważam, że Brazylia ma szanse na mistrzostwo świata... -Przyłóż się Dziecko do nauki, bo masz talent, a sądzę, że ogromną zbrodnią przeciw samemu sobie jest marowanie własnych talentów... -Oczywiśćie Tato... też uważam, że Darek Szpakowski nie powininen komentować meczów...
Nie daj Boże, żeby Mały i Duży byli moim obrazem i podobieństwem!!!!! Nie zasłużyli sobie na to!!! Nic tak złego nie zrobili, żeby ich tak karać!!!
ufff... to mnie uspokoiłaś.... nie ma żadnych gestów z jego strony.... na hasło: "Porozmawiamy!" podrywa się do ucieczki... po mniej więcej 7 minutach pogoni (co będzie jak kiedyś uda mu się uciec?) dopadam go, powalam, krępuję i wciągam do pokoiku... tam związanego osadzam na krześle i rozmawiam do niego.... kiedyś wzburzony rozmową do niego zapomniałem go rozwiązać i zrobiłem to następnego dnia... kolejne trzy dni był dziwnie odrętwiały... pewnie rozmyślał o naszej rozmowie... ale gestów nie wykonywał...
Użytkownik till napisał w wiadomości: > Bardzo ładna uwaga , Ekkore;)))))))))))))Odpowiedzialność to chyba jest to > magiczne słowo o które rozbijają się wszystkie nasze dywagacje.Za siebie , za > drugą osobę , za konsekwencje swojego zachowania ...
W zasadzie niby racja, jednak przeciętny człowiek czternastoletni (a nawet i ponadprzeciętny) nie za bardzo chyba rozumie prawdziwy sens słowa "odpowiedzialność" - i trudno tego wymagać, gdy kłopoty mają z tym czasem nawet i siwe głowy (albo raczej łyse...;)). Jakimkolwiek hamulcem są raczej normy zachowań obowiązujące w danej społeczności. I ewentualny blamaż związany z niedostosowaniem się do tychże. Normy się jednak rozmywają, autorytety tym bardziej, ostracyzm dotyczy zupełnie innych zachowań... Ciężki jest los stonogi. p.
Nie jestem siwa , ani łysa ( i nikt mi nigdy nie uciekł ... ciśnie się za M. Kondratem ... ale nie , o ucieczce nie;))))) ) Normy zachowań w grupie nastolatków ;))))) - dreszcz przebiega po kręgosłupie . Całe szczęście , że się z tego jednak zazwyczaj wyrasta . A odpowiedzialność trzeba trenować . Posiadanie dowodu osobistego nie łączy się niestety z żadną iluminacją w tej kwestii...
Nie chodziło mi o grupę nastolatków, lecz o pełny przekrój wiekowy populacji. Fakt niewątpliwy, że większa jest teraz separacja tych "przedziałów wiekowych" i może to też jest po trosze przyczyną. p.
Ha i znowu niezupełnie się zgadzam. Odpowiedzialność do dla mnie pewien stan umysłu, umiejętność czucia. Zapewne można trenować odpowiedzialne zachowania, tak samo jak zachowania czułe czy agresywne. Trzeba mieć jednak ten stan świadomości "przekroczony", żeby odpowiedzialność stała się cechą bezwiedną, bezwarunkową. Moim zdaniem nie da się tego wytrenować ani nauczyć, trzeba tego stanu doświadczyć, posiąść go, inaczej gadamy ze ślepym o kolorach. W momencie, kiedy człowiek doznaje "objawienia" to po prostu staje się odpowiedzialny, niezależnie od chęci czy włożonego w to wysiłku. Istnieją też na pewno jakieś predyspozycje charakterologiczne (że nie powiem "płciowe"...) ułatwiające "dojrzewanie". Tak przynajmniej ja to odczuwam. p.
Nawet nie wiesz , jak mi tego brakowało na forum;))))))))))) Wiedziałam, że nie zostawisz tego treningu w spokoju :))))) Dla mnie odpowiedzialnośc to również i wiedza . Taka , do której dochodzi się i pracą nad sobą ( nad wierzgającym potomstwem również ) . Ewentualny koncowy sukces jest wypadkową wrodzonych predyspozycji , własnie włozonej pracy i ... szczęścia .
Tak ale kiedyś też ludzie żyli znacznie krócej, dlatego wszystko musieli robić wcześniej. Jeżeli ludzie dożywali średnio 30-40 lat to w wieku 15 lat byli już na półmetku swojego życia, tak jak teraz np. w wieku 40 lat. Moja koleżanka ma też związaną z tym teorię dotyczącą monogamii- kiedyś monogamia mogła się lepiej sprawdzać, bo skoro ludzie żyli 40 lat to z jedną osobą byli np. lat 25 a teraz, kiedy żyjemy po 80 lat musimy spędzić z małżonkiem lat 60!!!!
Jeden mąż i wiele żon to poli..... poligamia Jeden mąż i dwie żony to bi...... bigamia Jeden mąż i jedna żona to mono ..... MONOTONIA ! ;))))))))))))))))))))
Choć w znaczeniu ogólnym problem poruszony w tym wątku nadal istnieje, to bohaterowie opisywanych sytuacji własnie się rozstali... Mały zerwał z Kaśką!
Natomiast ja, będąc pewna przemyśleń swojej córki( kilka wypowiedzi wyżej) została poproszona o rozmowę. Dziecina moja rozpytywać mnie poczęła o sprawy kosmetyczne, estetyczne itp.Zawalona natłokiem pytan zdołałam nieśmiało i z pewnym niepokojem zapytać: Dziecko, czyzby spodobał Ci sie jakiś chłopak?Moja panna z błyskiem w oku potwierdziła moje obawy. Jarkub.. umarł król, niech zyje król.
musze powiedziec, ze oburza mnie postawa wychowawczyni, czy ktos z Was rowniez zwrocil na to uwage? Po pierwsze nie potrafila sobie poradzic w tak naprawde prostej sytuacji, gdzie trzeba bylo dokladnie okreslic granice i konsekwentnie sie ich trzymac. Wychowawczyni zenowala sie jak pensjonariuszka na widok wymiany czulosci przez malolatow, zamiast ZAREAGOWAC. Z dziewczynki zrobila poczatkujaca ladacznice, prowokujaca do tego typu zachowan, proszac zone Jarkab o zachowanie tej calej spraw dla siebie, zeby chronic chlopca.
Ale sie wkurzylam! Kto dal tej Pani dyplom??? Bedac rodzicem oczekiwalabym, zeby Pedagog sprawujacy opieke nad moim dzieckiem oraz bedacy odpowiedzialny w calej szerokosci za nieletniego podczas wycieczki szkolnej, reagowal na takie sytuacje, tak jak powinien reagowac pedagod. Czyli po zaobserwowaniu, iz malolaty posuwaja sie za daleko bedac na WYCIECZCE SZKOLNEJ, porozmawiac z nimi, ze nie bedzie tolerowala takiego zachowania. Jezeli dzieci nie beda sluchaly, bedzie zmuszona zawiadomic rodzicow i jezeli zajdzie taka koniecznosc bedzie musiala poprosic ich o odebranie dzieci z miejsca wycieczki. Koniec. Mysle, ze dzieciaki na haslo rodzice zareagowalyby jak na zimy prysznic i zastanaowily sie nad tym, co robia. A w ostatecznosci odjechalyby z rodzicami do domu.
Wracajac do dziewczynki, pani wychowawczyni obarcza cala "wina" wlasnie ja, a przeciez do calowania potrzeba dwoch jezyczkow, no nie? Postanowila przeprowadzic rozmowe tylko z nia, chroniac tym samym chlopca.halo, cos tu jest nie tak. Kojarzy mi sie to z obarczaniem wina kobiet za to, ze zostaly zgwalcone. bo zapewne sprowokowaly sprawce! To okropne. Ta Pani naprawde powinna zrezygnowac ze swojej funkcji, dla dobra dzieci iich rodzicow.
Co do samych dzieciakow, to przytoczmy fakty. Inicjacja seksualna przypada srednio na 13-14 rok zycia, to zalezy jeszcze od kraju, ale usrednijmy. Na przelomie lat srednia leciala na leb na szyje w dol, ale zadajmy sobie pytanie: dlaczego? Nie winmy za to dzieci, nie kiwajmy glowa zdegustowani, nie mowmy "za moich czasow" itd. To my dorosli jestesmy za to odpowiedzialni. Dorosli wydaja czasopismo "Bravo", gdzie poruszane sa bartdzo intymne tematy, dorosli produkuja programy muzyczne, gdzie o 12 w poludnie puszczane sa teledyski z polnagimi, obsciskujacymi sie parkami. Dzieci rozumieja anglojezyczne teksty piosenek, w ktorych to jedna pani np. jest napalona, jak twierdzi, drugi pan musi ja miec tu i teraz itd. A nasze kioski, stacje benzynowe pelne sa gazet z etykieta "tylko dla doroslych". No wlasnie w takich warunkach wzrasta aktualne pokolenie, nazywane juz oficjalnie pokoleniem porno. Tym bardziej wychowawcy powinni, reagowac, spokojnie i z klasa, pewnie i asertywnie, a nie reagowac jak male bezradne dziewczynki.
I tu chce podkreslic, ze abslotnie nie uwazam, ze te dzieciaki, mam na mysle Malego i Kasie sa zle. Tylko powinno sie im uswiadomic, ze to nie te miejsce i nie ten czas. Mysle, ze to jest odpowiedni moment, zeby podrzucic im jakas literature, dopasowana do wieku i do tematu. Delikatnie porozmawiac, co napewno Jarekb doskonale potrafi, mimo tego, ze w pierszym momencie swiat stanal mu w miejscu:)) i nie wiedzial jak ma sie zachowac. Juz teraz wiemy, ze Maly zerwal z Kaska, wiec moze skupi sie na spedzeniu wakacji z kumplami, uprawiajac sport, a rodzice beda starac sie delikatnie wprowadzac go w swiat doroslach, odpowiednio dozujac informacje.
Podam tylko jeszcze przyklad pewnej znajomej rodziny dunczykow, ich corka ma niecale 14 lat i jakis czas temu zauwazylam w jej pokoju ksiazeczke wyada w formie komisowej opisujacej sprawy milosci miedzy nastolatkami, jak rowniez wprowadzajacej w swiat seksu. Na ksiazeczce lezalo kilka prezerwatyw. Powiem szczerze: zmrozilo mnie i odebralo mi glos. Ta dziewczynka, to taki maly, niewinny elfik i widok prezerwatyw w jej pokoju...to dopiero dalo mi do myslenia. Zapytalam wprost rodzicow, o co tu biega. Otoz, dzieci w Danii otrzymuja przerozne materialy, rowniez prezerwatywy, odbywaja pogadanki, podczas ktorych moga zapytac wprost, nie bojac sie, nie krepujac sie. W ten sposob sprawy seksu nie sa dla nich czyms zakazanym, nie chowaja sie po katach i chichraja histerycznie przekazujac sobie jakies genialne newsy, a poza tym, jak powiedziala mi mama dziewczynki, to, ze Mete ma prezerwatywy w pokoju, jeszcze nie znaczy, ze z nich korzysta. A poniewaz temat seksu nie jest owiany niezdrowym tematem tabu, Mete przyjdzie do mamy i porozmawia z nia, jezeli zechcialaby (kiedys) wykorzysstac prezerwatywy.
:))) rozpisalam sie, ale cieszylabym sie, gdbyscie rowniez zechcieli sie wypowiedziec na ten temat, a szcegolnie jak widzicie role wychowawcy w tym temacie. Pozdrawiam.
hmmm.... :o) baaardzo ciekawy punkt widzenia Maddaleno... podoba mi się rozmiar wypowiedzi jak i wyczuwalne zaangażowanie w nią... pozwól jednak, że w dalszej części mego postu oddam się lekkiej polemice.... wspomniałaś, że nauczycielka powinna "zareagować", "dokładnie określić granice", a w ostateczności postraszyć rodzicami... tak ogólnie rzecz biorąc skłonny jestem zgodzić się z takimi oczekiwaniami wobec nauczycielki, jednak gdy szczegółowo to analizuję to rodzą się wątpliwości... "zareagować" kojarzy mi się z babcią mojego znajomego (dziś faceta ok 35 lat), która przyłapawszy go jako 12-letniego chłopca na onanizmie, zareagowała tak skutecznie, iż nie dość, że z panicznym lękiem czekał na wyrośnięcie sierści na wewnętrznej stronie dłoni, to dodatkowo dorastał i dojrzewał w absolutnym przekonaniu o swoim zboczeniu oraz skrajnym obrzydzeniu do seksu... już jako dorosły człowiek obsesyjnie potępiał akt seksualny jako czynność obrzydliwą samą w sobie, zwierzęco ohydną i wulgarną... zatem: "zareagować"? - tak.... ale szczerze mówiąc wolałbym mieć kontrolę nad tymi reakcjami... "dokładnie określić granice"?... niby tak, ale tu też mam wątpliwości wynikające z mojego praktycznego uczestnictwa od ośmiu lat w spotkaniach z rodzicami na wywiadówkach i obserwowania różnych postaw rodziców... w bardzo ogólnym ujęciu to rodzice nałożyli szkole kaganiec i z każdym kolejnym rokiem go coraz mocniej zaciskają... granica nie jest określona przez rodziców więc jakim cudem ma ją określić szkoła!!!??? to właśnie w tej klasie u Małego, kilka lat temu (bodajże w IV klasie) wychowawczyni poprosiła o indywidualną rozmowę jedną z matek, w trakcie której delikatnie zwróciła uwagę, iż baleyage na włosach i makijaż na twarzy jedenastolatki to chyba zbyt wczesne "poprawianie" urody... nauczycielka ku swemu zaskoczeniu została zaatakowana!... okazało się, że po pierwsze co ją to obchodzi, ma się wypowiadać jak wyniki w nauce będą złe, a póki co kolor włosów nie wpływa na wyniki... po drugie niech pokaże przepis, który reguluje jaki kolor i w jakim wieku jest dozwolony... a po trzecie to chyba sama zazdrości innym urody, skoro tak się czepia.... hmmm... czy taka matka określa jakieś granice? czy one pokrywałyby się z Twoimi granicami? czyje granice są "lepsze" Twoje czy tej przykładowej matki? na większości wywiadówek nauczyciele (u Dużego i u Małego) omawiają nieodpowiednie zachowania dzieciaków... zwracają uwagę na wulgarność i agresywność chłopców... wulgarność!!!??? i agersywność dziewczynek... nie wolno im jednak używać nazwisk!!! to my jako rodzice i społeczeństwo doprowadziliśmy to tej patologii: oczekujemy od nauczyciela informacji i reakcji, ale tak żeby nam nic nie powiedział!!! ogromna większość rodziców z resztą ma zupełnie inne oczekiwania od wychowawcy.... oni nie chcą nic wiedzieć... oni chcą kartkę z ocenami i wrócić do domu przed "Klanem".... próby rozmowy inicjowane przez nauczycieli tylko w ekstremalnych przypadkach inicjują dyskusję (najczęściej jałową)... na wywiadówkach w klasach V-VI wielokrotnie pojawiał się temat dojrzewania dziewcząt i związanych z tym zachowań.... nigdy nie wywołał on dyskusji, czy choćby reakcji.... w takich momentach zalega cisza, w której każdy z rodziców przekanuje sam siebie że to nie o moje dziecko chodzi... mam wątpliwość czy postraszenie rodzicami coś faktycznie da jeśli rodzice nie nareślili granic przyzwoitości (mea culpa)... piszesz o obarczaniu całą winą dziewczynek... nie mam córki i mogę się wypowiedzieć tylko bazując na informacjach od Małego i z wywiadówek... od V klasy sygnalizowano rodzicom fakt, że dziewczęta dojrzewają szybciej, że rywalizują między sobą o to która więcej i szybciej... Mały wymienił mi kiedyś wszystkich swoich poprzedników, wyjaśniając szczegółowo dlaczego Kaśka z nimi chodziła i dlaczego już nie chodzi... nie bronię Małego i sporo już z nim rozmawiałem na ten temat, ale ufam, że reakcja wychowawczyni skierowana przede wszystkim do Kaśki wynika z obserwacji nie tej jednej wycieczki, a również zachowań "powszednich"... teoretycznie wychowawczyni mogłaby sobie całkowicie temat odpuścić bo za dwa tygodnie się pożegnają, a jednak mówiła Kaśce o szacunku do siebie samej i do otoczenia... z tego co wiem to przypadek Kaśki obejmuje więcej niż "dwa języczki" i chyba nie byłbym tak radykalny wobec wychowawczyni :o) uważam, że to rodzice zaniedbują swoje dzieci i ich wychowanie... daleki jestem od obwiniania dzieci, a moje zdegustowane "za moich czasów..." dotyczy chyba czegoś innego... tak jak dzisiaj zanika wiosna, a zima błyskawicznie przeistacza się w lato, tak dziecko niemal bez okresu przejściowego przyjmuje zachowania "dorosłe"... za moich czasów było miejsce na marzenia, na radość z rozmowy lub niemal całkiem "milczącego" spaceru... dziś nie mogę dopatrzyć się u młodzieży takich chwil kiedy się tęskni, kiedy z wypiekami na policzkach wracało się do domu myśląc o "przypadkowym" dotknięciu się dłoni, kiedy wyjście do kina było okazją do bycia razem, a nie do wzajemnej penetracji krtani i bielizny (celowo przerysowuję)... kiedy ważny był uśmiech, rozmowa, niewinny dotyk, a cała reszta pozostawała w sferze marzeń i domysłów... kiedy liczył się wzajemny szacunek... masz rację że massmedia i showbiznes czynią z seksu i erotyki towar handlowy, którym bombardują społeczeństwa, ale to rodzice powinni czuwać (nie cenzurować bezwględnie) nad tym co dziecko czyta i ogląda oraz dodawać do tego istotną wartość... szkoła jest zbiorowiskiem tak różnych postaw i wartości, zarówno wśród kadry nauczycielskiej, rodziców i młodzieży, że nierozsądnym byłoby oczekiwać od nauczycieli wychowywania dzieciaków... tym bardziej że byłby to proces wbrew dzieciom, rodzicom bądź samym nauczycielom... na koniec odniosę się do osławionych zachodnich szkół uczących naciągania prezerwatyw na banany i rozdających środki antykoncepcyjne na każdym kroku.... szczerze powiem, że mam bardzo mieszane uczucia jeśli o to chodzi.... według mojego zdania to jest postawa nie mniej szkodliwa od udawania, że seks wśród młodzieży nie istnieje... i kojarzy mi się z ostatnim przypadkiem polskim: rodzice nastolatki, która zaszła w ciążę na kolonii rozważają wystąpienie o odszkodowanie od organizatora kolonii i opiekuna... zamierzają wytoczyć proces o niedopilnowanie dziecka! a zatem faktycznie dajmy dzieciakom kondomy i będziemy kryci: zabezpieczyłem ich i siebie... rozdawanie dzieciakom "gumek" to według mnie takie proste przesłanie: bzykajcie się ile wlezie tylko róbcie to tak żeby nie było z tego kłopotów... to trochę tak jakbyśmy dziś znieśli kodeks drogowy bo kierowcy i tak go nie przestrzegają, a następnie rozdali dodatkowe poduszki powietrzne żeby było mniej ofiar... jak część z Was wie z moich wcześniejszych wątków nie unikam w rozmowach z chłopakami żadnych tematów i uważam, że to moja rola i obowiązek... od szkoły oczekuję przede wszystkim sygnalizowania pewnych spraw i zachowań, o których mogę nie wiedzieć, ale wychowanie to przede wszystkim moje zadanie... kończąc tę przydługą wypowiedź wyjaśnię, iż powodem zerwania było wulgane słownictwo Kaśki... podobno Mały kilkakrotnie wyrażał swoją opinię na ten temat i jak mówi "dawał szansę poprawy"...
Ty masz kłopoty z dorastrajacym Małym, ja z całkiem nieletnią (bo 8 -letnią) Martą. przed wakacjami bzykanie odnosiło się tylko do całowania. nie wyprowadzałam z błędu. teraz jednak, zauważyłam kilka dni temu, moje dziewczę wie dokładnie o jakie ruchy chodzi, wie gdzie się to robi (pod kołdrą w łóżku). Co więcej prezentuje je przed sprzętami domowymi, bratem. wiem, że nie zna przebiegu procesu stosunku. tylko jak wygladaja ruchy ciała i odgłosy. zabronienie nie wchodzi w grę, specjalnie zrobiłaby na odwrót. cieszyć się, że skutków nie będzie, bo za wcześnie na nie... Tłumaczyć co to stosunek - pójdzie do koleżanek, połowy nie zrozumie, wzbudzi ciekawość, a co za tym idzie chęć próbowania, zaczną się żarty, wygłupy z koleżankami... Chce mieć chłopaka, całować się...
Na razie nie reaguję na to co wygaduje.
powiedzcie mi dlaczego to się zaczyna w tak wczesnym wieku
Zgadzam się maddaleną, że w dużym stopniu showbiznes i media masowe kształtują zachowania dzieciaków... kiedyś dziewczynki w wieku Twojej Marty bawiły się w dom, w "męża i żonę", niewiennie odgrywając swoje role... niewinność tych zabaw wynikała z tego, że seksu nie było wokół nich w takiej ilości jak teraz... w obrazie jaki był dostępny w mediach seks albo w ogóle był marginalizowany albo co najwyżej drugorzędny... dziś stał się wartością nadrzędną... pogoń za akceptacją... chcesz być akceptowany musisz być atrakcyjny.... żeby być atrakcyjny musisz skoncentrować się na swoim wyglądzie.... jeśli podobnie atrakcyjnych jak ty jest więcej, to musisz być dostępniejszy od innych... martwi mnie że to się dzieje tak szybko, gdyż uważam (jak już wcześniej wspomniałem), że po drodze gubi się coś fajnego i ważnego... póki co staram się chłopakom przekazywać, że seks jest ważnym elementem w relacjach dwojga partnerów, ale podobnie jak z wieloma innymi rzeczami, musi przyjść na to odpowiedni czas... niektóre zachowania noszące znamiona dorosłości wprowadzone w życie zbyt wcześnie nie dość, że nie sprawiają prawdziwej radości i przyjemności to na dodatek są żałosne, a nie dorosłe...
Ależ zabawy w męża i żonę są - tyle, że nie z bobasem i wózkiem w roli głównej, a parą, chłopakiem i dziewczyną, którzy chodzą ze sobą i robią wiele innych rzeczy 9pokolenie barbie i wyglad super laski)- hehe.
Cóż wychowanie telewizyjne. Pamiętacie "Wystarczy Być" Kosińskiego w którym główny bohater - upośledzony umysłowo szczególowo odtwarzał sceny z telewizji nie rozumiejąc ich znaczenia. Tu nie chodzi tylko o TV ale media w ogóle , które przerobiły już nas rodziców, a na psychikę dzieci oddziałują niepostrzeżenie. Słynna niewinna reklama Antonioo... jakże sympatyczna, a nasze małe bystre maluchy widzą uśmieszki na naszych twarzach i analizują - atrakcyjne, super, dorosłe ,też w to wnikają. Zrozumieją o co chodzi w mig przy kinie familijnym- łagodnej scenie łóżkowej, lub serialu dla nastolatków- amerykańska szkoleniówka. W szkole odgrywają pewnie role z serialu- wyzwolone, śmiałe, sexy laski i silni faceci, którym nic nie jest obce. A my cóż nie reagujemy - od lat nie reagujemy, przecież sprzeciwu nikt nie nauczył nas w TV. Jestem za jasnym, bez wstydu określeniem granic dziecku, jestem też za jasnym określeniem kompetencji nauczyciela- wyjaśnienie rodzicom, że rola nauczyciela to wychowywanie a nie przyzwalanie a jak się nie podoba to do widzenia - są inne szkoły, wolny wybór. Pozdrawiam
Obydwoje macie rację.Jedno szkoła powinna stawiać granice, ale z kolei rodzice sami na to nie pozwalają.Moja latorośl zacznie naukę w gimnazjum, w którym obowiązuje ubiór szkolny.I chwała dyrekcji za to, żadne stojenie, markowe ciuchy, makijaże itp. Zostałam o konsekwencjach uprzedzona na pierwszej rozmowie z Dyrekcją.Godząc się na te zasady godzę się również na poddanie mojego dziecka niezłej dyscyplinie.I dobrze. Dzieci w tym wieku to juz nie maluch ale jeszcze daleko im do dorosłości. Również to co mówi Jarek ma całkowicie pokrycie w rzeczywistości. Ja z kolei mam dosiadeczenie będąc przewodniczącą Rady Rodziców przez kilka lat. Ogromne wymagania wobec szkoły i pedagogów, natomiast żadnych wobec własnych dzieci. Pretensje o każdą zasłuzona przez dziecko jedynkę z doszukiwaniem się niemal spisku nauczycieli wobec rodzica!Nie ma mowy o wychowywaniu przez szkołe skoro rodzice nie widzą problemu w agresywnym czy niestosownym zachowaniu własnych dzieci. Koledzy ze szkoły mojej córki znaleźli sobie zabawę w podnoszeniu kijem habitu zakonnicy.Ubaw niezły prawda? Tak również uważali rodzice dowcipnisiów.Nie mówiąc o tym , że swego czasu obecne gimnazjalistki przy pomocy rodziców, bo same nie były wstanie o własnych siłach dotrzec do domu chowały sie przed policją po rozrubie na szkolnym boisku.Nie wspomnę o innych wybrykach akceptowanych przez rodziców i ganiących szkołę za zwracanie uwagi. Jarku jedno jest pewne,może niech lepiej wiedzą jak, niż żeby potem miały wyrzucić na smietnik albo oddać do Domu Dziecka.Bo w końcu i tak odpowiedzialność spada na dziewczynę,mamy takie a nie inne społeczeństwo. Z moja 13 letnia córką staram sie rozmawiać, nie tak jak moja matka ze mną.Ale szczerze.Z tego co zauważyłam, sporo wyniosła z lekcji biologii, podchodzi do tego poważnie bez histerycznych smieszków.I mimo, że ktoś tam jej sie podoba, na razie jestem spokojna. Natomiast czy zachowanie Kaśki, nie jest po części spowodowane chęcią zwrócenia na siebie uwagi?Może w domu pełnym, ludzi tak naprawde nikt jej nie widzi? dzieci zazwyczaj złym i prowokacyjnym zachowaniem wołają o pomoc dorosłych.Może nie tak do końca powinniśmy ją potępiać.
Bea... masz rację zachowanie Kaśki ma napewno jakieś podłoże, ale nie czuję się w obowiązku i na siłach dociekać co się dzieje w domu Kaśki... nie potępiam jej bo na tyle na ile ja ją znam jest dziewczyną sympatyczną i z całą pewnością nie jest "złą kobietą" ;o) po części to też jest powód dla którego piszę o takich sprawach i poruszam takie tematy.... wiem, że niektórzy czytelnicy forum WŻ zadają sobie pytanie o sens tego swoistego ekshibicjonizmu obnażającego zarówno moje przemyślenia jak i intymne detale z życia młodych... otóż uważam, że dyskusja i wymiana doświadczeń może pomagać w uświadamianiu sobie kształtu i obrazu rzeczywistego świata w jakim funkcjonują nasze dzieciaki... a to z kolei może pomóc mnie i innym w jako takim dostosowaniu rodzicielskich zachowań do współczesnych wymogów i zagrożeń...
Ocenić ani potępić Kaśki się nie da. poraz kolejny weźcie moją Martę - wychowywana w "porządnej" rodzinie, z określonymi zasadami, wpajanymi dzieciom od początku. A nie będę wcale zdziwiona, gdy w wieku 13 lat jej zachowanie nie będzie wcale odbiegało od zachowania Kaśki, zarówno jak idzie o wyrażanie (uwielbia brzydkie słowa, przychodzi powtarza, że ta i ta tak powiedziała, z pełną apoteozą dla tych słów, musi minąć kilka dni, aby jej przeszło), jak i zachowanie w stosunku do płci przeciwnej. I z całą pewnoscią moje wymagania, życzenia, prośby czy warunki stawiane przez nauczycieli nie będą miały znaczenia - jeżeli tylko "będzie musiała" tak postąpić.
A może powinnaś bliżej przyjrzeć sie swojej córci dlaczego właśnie tak sie zachowuje.Mój sześciolatek jak ma problem, jest okropny....Wtedy wiem, że musze wziąść go na kolana przytulić i zapytac o co chodzi. jak nie ma problemu jest po prostu aniołkiem.
Problem z zachowaniem mojej córci wynika z jej bardzo silnego, nie podporządkowującego się charakteru. Do tego dochodzi meteopatia- potrafi wyczuwać zmiany ciśnienia na trzy dni przed deszczem. Dodatkowo zasada lepiej spróbować i odcierpieć karę, niż żałować i nie spróbować. Przytulanie, tłumaczenie coraz rzadziej pomaga, powinno być tak jak ona chce i już! Tu i teraz, bez minuty zwłoki. każdorazowe odstąpienie od wymagań (co wcale nie znaczy, ze traktowana jest w wojsku pruskim) oznacza, że następnym razem będzie próbowała mocniej przegiąć. mam świadomość, że jak zacznie dorastać porozumienie z nią będzie bardzo trudne, że łatwiej dogada się z tatą, który nie jest do końca odporny na jej kocie wdrapywanie się na kolana, przesłodzoną grzeczność i mruganie ślepiami o długich, smolistych rzęsach.
Tak, ale mało który rodzic przyzna się, że ma problemy z własnym dzieckiem.Zwłaszcza jesli idzie o sprawy tak delikatne i drazliwe jak seks.Nie wiem czy zauważyłeś, ale coraz młodsze małżeństwa i młodsi rodzice uważają, że wiedzą lepiej od tych z wiekszym stażem i bagażem doświadczeń. Nie neguję ich doświadczenia i zdolności rodzicielskich, ale na co dzień zderzam się z takim właśnie zachowaniem.Ja wiem najlepiej,Pytam Cie o radę bo wypada ale i tak nie będę słuchać co mówisz. Wymiana doświadczeń jest potrzebna, zwłaszcza kiedy nie możemy liczyć na wsparcie swoich najbliższych. Ostatnio moja panna pożaliła mi sie, że dziadek ma pretensję, że nie bijemy dzieci.Patrzyłam na nią i widziałam,jak obraz ukochanego dziadka odpływa gdzieś daleko...Nie łatwo być rodzicem ....
Na początku pragnę przeprosić nieliczne czytelniczki "Coś", za zaniedbania twórcze... przeprosiny należą się tym bardziej, iż bieżący wątek będzie obszernym opisem aktualnej rzeczywistej sytuacji jakiej stawiam czoła i mam nadzieję, że jednoczesnym zaczątkiem dyskusji...
Sezon ogórkowy w pełni.... forum wakacyjnie przysypia... a u mnie burza za burzą i nie mówię o zjawiskach atmosferycznych.... rok szkolny się skończył... dla Dużego totalną klapą... jestem zawiedziony i zły, ale to nie jemu poświęcam ten wątek więc spuśćmy zasłonę milczenia nad jego świadectwem... wątek dotyczy Małego... Małego i Kaśki... jak niektórzy z Was wiedzą Kaśka jest dziewczyną Małego... dla przypomnienia dodam, że Mały osiągnął wiek trzynastu lat i sześciu miesięcy i właśnie zamknęły się za nim wrota szkoły podstawowej...
Kaśka... sympatyczne dziewczę o (moim zdaniem) skromnej urodzie, które z lekką nutą złośliwości określam (nigdy w obecności Małego) mianem "dziewczyny przechodniej klasy 6a"... kilka złamanych, chłopięcych serc, kilka zerwanych chłopięcych przyjaźni to żniwo Kasieńki w ostatnim roku podstawowej nauki...
Mały... sympatyczny chłopczyk, przed mutacją... nieco infantylny i nadal z dominacją cech oraz zachowań dziecięcych nad cechami oraz zachowaniami męskimi... mimo dość wcześnie ujawnionego pociągu do płci pięknej, skutkującego "przedszkolnymi narzeczonymi", mianem "chodzenia ze sobą" określił po raz pierwszy znajomość z Kaśką...
klasa 6a w wyniku zaangażowania rodziców i grona nauczycielskiego odbyła w miesiącu czerwcu trzydniową wycieczkę, która sympatyczną klamrą miała spiąć sześcioletni okres ich znajomości, przyjaźni i wspólnej nauki... Mały żył wycieczką od dłuższego czasu... dzień przed wyjazdem poświęcił na dobór sprzętu i strojów, które według niego miały znaleźć zastosowanie w tym krótkim wypadzie... sprzęt sportowy: buty na twardą nawierzchnię + buty na trawę (bo niewiadomo jakie tam jest boisko), rękawice bramkarskie (bo może trzeba będzie bronić), kilka par getrów (bo się przepocą), kilka par spodenek (bo się pobrudzą), kilka par spodni dresowych (bo może będzie zimno), piłka (bo niewiadomo czy tam będzie)... stroje codzienne: niezliczone ilości majtek i skarpetek (bo lepiej mieć więcej a mało miejsca zajmują), mnóstwo T-shirt'ów (bo jak się spoci to przebierze), spodnie długie jasne (bo pasują do koszuli), koszula (bo fajnie w niej wygląda i pasuje do spodni), spodnie długie ciemne (bo może być chłodno, a jasne mogą się pobrudzić), spodnie krótkie w trudnej do określenia ilości (bo może będzie gorąco i również mało miejsca zajmują), sandały (bo pasują do krótkich spodenek), "adidasy" do chodzenia (bo może będzie padać i sandały przemokną), sweter (bo fajny jest i może będzie zimno), kurtka (bo może będzie bardzo zimno), kapcie, pidżama, klapki pod prysznic, kąpielówki, i kilkanaście trudnych do wymienienia przedmiotów... środki czystości: dezodorant, żel pod prysznic, mydło, szczotka, szczoteczka, pasta... przynajmniej tu zachowany został względny umiar... gdy sterta na środku salonu zaczęła stanowić zagrożenie dla ruchu pieszego Małżonka (wyraźne odróżnienie od Żony) przystąpiła do procesu redukcji, w wyniku którego dało się zapakować rzeczy Małego w jedną torbę...
rano odwiozłem Małego na miejsce zbiórki i pożegnaliśmy się...
telefonu nie wziął bo jak stwierdził - Po co?
"No jasne..." - pomyślałem - "Kaśka będzie pod ręką, kumple również, a rodzice...? Po co?"
wrócił w ustalonym terminie i na pytanie: "Jak było?" standardowo odpowiedział "Fajnie"... oczywiście jak przystało na rodzinnego gadułę (po tatusiu, choć w tej materii uczeń przerósł mistrza) za chwilę ze szczegółami opisał podróż, miejsce, ośrodek, pokoje, mecze, dyskotekę i prawie wszystko co się w ciągu tych trzech dób wydarzyło... PRAWIE wszystko!!! a PRAWIE (jak już wszyscy wiemy) robi wielką różnicę!!!
minęło kilka przedwakacyjnych dni... dzień przed rozdaniem świadectw Mały zachorował... wysoka temperatura skosiła go jak portugalski defensywny pomocnik holenderskiego napastnika... o uczestniczeniu w uroczystości zakończenia szkoły nie było mowy, ale Małżonka zaangażowana w uatrakcyjnienie wręczenia świadectw stawiła się w piątkowy poranek w klasie, jako przedstawiciel rodziny... po częściach oficjalnych wdała się w rozmowę z wychowawczynią... dialog ten został mi, mimo towarzyszących mu emocji, z wiarygodną wiernością przytoczony kilka godzin później...
-Pani Małgosiu - zagadnęła Małżonka - Jak tam wrażenia po wycieczce?
wychowawczyni głęboko westchnęła...
-Hmmm... Szczerze? Cieszę się, że mam to za sobą... I wie Pani co? Ja już chyba się nie nadaję do pracy z młodzieżą... Nie nadążam...
-Tak źle było? - zapytała Małżonka spodziewając się stndardowych utyskiwań na zachowanie dzieciaków, które było rytuałem większości wywiadówek...
-Źle? Nie wiem jak to powiedzieć... może w ogóle nie powinnam o tym Pani mówić?.... - z niepokojąco poważną miną odparła wychowawczyni
-Powiem Pani, ale błagam, żeby nie mówiła Pani o tej rozmowie Małemu... Proszę obiecać!
-Oczywiście - szybko odparła Małżonka, czując narastający niepokój, wynikający z faktu, iż Mały nigdy nie bywał głównym bohaterem klasowych ekscesów...
-Bo widzi Pani... jak dla mnie oni za szybko dojrzewają... ja tego nie rozumiem... weźmy Małego i Kaśkę... przecież oni przez cały pobyt byli nierozłączni.... i wie Pani.... nie chodzi mi o to ostentacyjne prowadzanie się po ośrodku... ale o to ciągłe całowanie się... w każdym miejscu, w każdej sytuacji z wyjątkiem posiłków, bez skrępowania, przy wszystkich, przy mnie... mnie to szokuje... tym bardziej, że nie mówię o takim zwykłym cmokaniu się tylko o namiętnym całowaniu się z języczkiem... nie dość, że dla mnie to są jeszcze dzieci, to nawet gdyby byli starsi uważam, że to jest bardzo krępujące... od kilku dni nie daje mi to spokoju i sama już nie wiem co o tym myśleć...
Małżonki twarz zalała purpura połączona z niezauważalną na zewnątrz falą gorąca i łomotaniem w skroniach...
-Zauważyłam... - kontynuowała wychowawczyni - że to dziewczęta w znacznym stopniu prowokują chłopców... nie jestem ślepa i od dłuższego czasu obserwuję "podboje" Kaśki... mam wrażenie, że dziewczęta rywalizują między sobą, która dalej się posunie... jestem niemal pewna, że relacjonują między sobą wrażenia, porównują chłopców... nie podoba mi się to.... w pewnym momencie już nie wytrzymałam i wzięłam Kaśkę na rozmowę w cztery oczy... starałam się zwrócić jej uwagę na to co wypada, a co nie przystoi... powiedziałam jej, że powinna się szanować, bo tylko wtedy będzie szanowana przez innych.... niestety skutek pogadanki był mierny... raz jeszcze proszę niech Pani nie mówi o naszej rozmowie Małemu...
............................................................
słuchając relacji Małżonki, dopiero po dobrej minucie, gdy krew szumiała w głowie trochę ciszej, zdałem sobie sprawę, że dolna szczęka opadła tak nisko, że wyglądam jak idiota... próbowałem przełknąć ślinę jednocześnie porządkując cwałujące myśli... "Jak to z języczkiem?????? To nie możliwe!!!!!! Mały?????? Przecież on do wanny bierze stateczki do zabawy!!!!".......
............................................................
kolejne dni strawiłem na analizie zdarzeń.... zacząłem grzebać w pamięci.... porównywać.... odnosić się do własnych doświadczeń... i tu jest moment, w którym zwracam się do czytelników/czek... jeśli chcecie i możecie wypowiedzcie się.... wypowiedzcie się o swoich pierwszych pocałunkach.... o dzieciach.... wnukach.... rzucam hasło: Pierwsze całowanie z języczkiem!
............................................................
dla dopełnienia opowieści dodam, że pierwszy raz całowałem się (tak poważnie) mniej więcej w ósmej klasie (miałem ok 15lat, czyli początek lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia)... niby niewiele później, ale jednak... całowanie odbyło się absolutnie bez świadków i nikt inny o tym nie wiedział... "za moich czasów" nie wypadało... wstydziłbym się dorosłych... oczywiście odbywały się podchody aby zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.... nieśmiałe próby zapraszania do kina... dotknięcie dłoni było przeżyciem podrywającym do lotu całe stada motyli.... były sympatie i nastoletnie uczucia, przy których wyczyny Małego zakrawają na hardcore...
P.S. wczoraj odbyłem z Małym długą rozmowę, ale to już wymagałoby otwarcia zupełnie nowego wątku ;o)
Jarku kontynuuj bo to bardzo pouczający wątek. O moim całowaniu pisać nie będę gdyż forum to odwiedza moja mama, którą pozdrawiam. hahahahiha
Niestety nastała chyba taka epoka, że dziewczyny wstydzą sie dziewictwa. Najśmieszniejsze są kontrasty w jednej grupie wiekowej a na dodatek w jednym środowisku. Młode ludki z jednej klasy za okropny obciach uważają chodzenie za rękę z przedstawicielem płci przeciwnej, a dla innych ludków (nadal jedna klasa) strasznym jest, że jeszcze się "tego" nie robiło.
Jarku mnie zastanawia choroba małego, czy to nie jest reakcja na zawód lub na coś co nie tak sie dzieje między nim a Kaśką?
Choroba Małego to zwykła "trzydniówka" już jest zdrowy... prawie... choć w tym przypadku prawie nie robi wielkiej różnicy... i nie ma to nic wspólnego z Kaśką ;o)
Ano i tu zajrzałam- hahaha
za pozdrowienia dziękuję !!
niech się miauka nie krępuje !!
Zawsze MOCNIEJ przeżywa się sprawy dotyczące własnych dzieci.
Czytałam Twój tekst i myślałam "ale fajny numerant z tego Małego".
Pamiętam taki obrazek, a było to ze 30 lat temu, w tramwaju młoda Para całuje się (nie wiem czy z języczkiem, ale chyba nie), podchodzi do nich starszy Pan i głośno zwraca im uwagę, że to jest miejsce publiczne, są tu kobiety i dzieci i On nie życzy sobie by Oni tak się zachowywali, Para spłoniła się i na najbliższym przystanku wysiadła.
Mały jest młody, więc przy odpowiednim potraktowaniu czytaj "mądrej rozmowie" sam zrozumie, że są sprawy, których piękno można przreżywać tylko we dwoje.
Nie pamiętam, kiedy 1-szy raz się całowałam, ale na pewno to było w Liceum.
Teraz młodzi posuwają sie nie tylko do całowania sie w srodkach lokomocji.I nie krepują sie niczego, nie mówiąc o mozliwościach i efektach zwrócenia im uwagi!!Ale czy zwróciliście uwagę, że w filmach naszej młodości sceny erotyczne kończyły sie na lekkim muśnięci ustami? a teraz? czasami nie wiem czy to jeszcze zwykły film czy już erotyczny! Zorientować można sie tylko po godzinie emisji.
Hallo jarkub!
Takie czasy, ze nasze dzieci zaskakuja nas zupelnie nie z tej strony, z ktorej ewentualnie bysmy sie tego spodziewali...
Moje dzieci sa juz co prawda wieksze, 20 1/2 i 21 1/2.
Corka, pytala mnie o swoj pierwszy raz... czy nie bede zla, miala wtedy juz 18 lat ukonczone... ale potem, nie zenowala sie "urzedowac ze swoim chlopakiem" w tym samym pokoju, w ktorym spal jej brat..
Syn zas, czul sie tym mimowolnym swiadkowaniem bardzo nieprzyjemnie.
To o czym chce napisac, to to ze dogadzamy naszym dzieciom, staramy sie aby niczego im nie brakowalo, a one podnosza nam ta poprzeczke coraz wyzej...
Ja dowiedzialam sie od zycia, ze mimo moich staran oraz mniemania, ze wiem o moich dzieciach wszystko, rzyczywistosc pokazala, ze nie wiedzialam nic...
Trudno mi tu o tym oficjalnie pisac... ale w dniu osiemnastych urodzin mojego ukochanego syna przezylam najwieksze rozczarowanie mojego zycia.
I moglam wtedy powiedziec ze nie wiem o nim wogole nic. Chociaz zawsze bylam dla dzieci na miejscu ( nie pracuje zawodowo) nie potrafilam zajrzec do jego duszy...
Dlugie pisanie, krotki sens - dzieci zawsze zaskakuja rodzicow, moze dlatego ze kazdy z nas porownuje wszystko ze swoim zyciem i uczynkami, a nie wszystko uklada sie tak analogicznie.
Mlodziez jest szybciej dojrzala hormonalnie niz psychicznie.
Miejmy tylko nadzieje, ze nie wyjdzie im to na zle.
Dodam tylko, ze z synem zdolalismy wszystko wyjasnic, wyzalic serca i mamy bardzo dobry kontakt, ale nie mieszka z nami. Szkoda ze nie masz GG lub skype :)
Trzymaj sie dzielnie i jak mowi moja kolezanka, "nie przejmuj sie, bedzie jeszcze gorzej..." i tym optymistycznym akcentem zycze wszystkiego najlepszego!!
Użytkownik Glumanda napisał w wiadomości:
> Szkoda ze nie masz GG lub skype :) Trzymaj sie dzielnie i jak mowi moja
> kolezanka, "nie przejmuj sie, bedzie jeszcze gorzej..." i tym
> optymistycznym akcentem zycze wszystkiego najlepszego!!
:o) O tym, że dzieciaki zaskakują, że zmieniają się i że konieczna jest czujność rodziców pisałem w innych wątkach... że "będzie gorzej" wiem i spodziewam się tego :o) i jak wspomniałem w Post Scriptum rozmowa z Małym już się odbyła... pewnie odbędą się jeszcze kolejne i to nie raz... sytuacja opisana przeze mnie jest ilustracją pewnego "problemu" (?)
piszesz, że młodzież jest szybciej dojrzała hormonalnie niż psychicznie... hormony chyba tak samo dojrzewały w nas... i tak naprawdę tego dotyczy ten wątek... co się zmienia w otoczeniu, że mimo buzujących hormonów dwadzieścia lat temu młodzież była bardziej powściągliwa? a może to tylko ja nie spotkałem na swojej drodze rówieśniczki, która w szóstej klasie chciałaby całować się z chłopakiem?... może tylko wydaje mi się, że dwadzieścia lat temu dziewczyny nie rozmawiały "o fajnych tyłkach" chłopaków? może dwadzieścia lat temu w jakiejś rzeczywistości równoległej do mojej funkcjonowały dziewczyny ścigające się w przekroczeniu kolejnej bariery zanim zrobią to koleżanki? dlaczego dwadzieścia lat temu taniec z dziewczyną na prywatce, zapach perfum "Być może", jej bliskość i ciepło, nie wywoływało obowiązkowych prób wepchnięcia jej języka do krtani? czy spowodowane jest to liberalizmem rodziców? mediami? moi rodzice nie tłumaczyli mi znaczenia reklamy "Lodów Magnum" bo takich reklam nie było.... moi rodzice w ogóle ze mną nie rozmawiali na takie tematy (hihi mama próbowała) a mimo to wiedziałem, że "chodzenie" z dziewczyną nie upoważnia mnie automatycznie do grzebania jej w majtkach... a może właśnie dlatego tak się nie działo?
radzę sobie z młodymi jak umiem.... co z tego wyjdzie okaże się... póki co.... dyskutujmy! ;o)
Pamietam ze szkoły podstawowej 2 koleżanki które zachowywały się właśnie jak Kasia.Jakos specjalnie nie próbowałyśmy ich nasladować. owszem zazdrościłysmy im ale zupełnie czegoś innego.Nie okazji ze starszymi chłopakami i wiedzy jaka posiadały na ten temat.Pytanie tylko czy naprawde prawdziwej? a może to przed nami próbowały się dowartosciować? M=nie chciało im sie uczyć - malowane paznokcie i chłopcy - to miały w głowach. Nie miały żadnych ograniczeń mama jednej no cóż trudno powiedzieć czym sie zajmowała samotna matka posiadająca sporo walorów pieniężnych i pozwalajaca sie malowac i perfumować małoletniej córce do szkoły. Druga miała matke schorowaną i zapracowanego ojca, praktycznie chowała się sama. Ale i teraz są dziewczeta które mają własnie co....? swoja godność? jak to nazwać. A może po prostu nie uważają seksu za najważniejszą rzecz w tym wieku?
Użytkownik Glumanda napisał w wiadomości:
> ...Trudno mi tu o tym oficjalnie pisac... ale w dniu
> osiemnastych urodzin mojego ukochanego syna przezylam najwieksze
> rozczarowanie mojego zycia.I moglam wtedy powiedziec ze nie wiem o nim wogole
> nic. Chociaz zawsze bylam dla dzieci na miejscu ( nie pracuje zawodowo) nie
> potrafilam zajrzec do jego duszy.
Wiem, ze to niedelikatnie, ale zastanowilo mnie, jakiego rozczarowania doznalas...
Prosze nakieruj mnie chociaz, co takiego przezylas, poniewaz nagle zaczalem sobie wyobrazac i obawiam sie troche, czy to przypadkiem nie to...
Wybacz smialosc,
Pozdrawiam!
Hej Staani!
Potwornie dawno Cię tu nie widziałam! Co słychać na obczyźnie, czy już się trochę oswoiła? Pozdrawiam ciepło
m.
Moja Duża równolatka Twojego Małego raczej podśmiechuje sie z podchodów kolegów.Owszem panienki juz zaczynają spoglądać na kolegów ale raczej tych starszych.Moja nie wykazuje na razie (!) zainteresowania płcią przeciwną. A nawet wyraziła pogląd, że w przyszłości chce byś sama.Żaden facet i nie daj mąż nie jest jej potrzeby. Ciekawa jestem na jak długo zachowa ten pogląd?
Moje Nieletnie są jeszcze za małe , żebym zdażyła nabrać jakichkolwiek doświadczeń w poruszonej kwestii ( cóż za ulga , że jeszcze kilka lat spokoju , choć mój Mąż zaczyna przebąkiwać coś o strzelbie na ewentualnych zalotników) . Ale problem stary jak świat .
Każde pokolenie ocenia występy pokolenia młodszego jako pełen upadek obyczajów . Staczamy się szczęśliwie parę tysięcy lat ,
choć ostatnie lata tak jakby nieco się równia pochyliła .
Żeby nie było żadnych wątpliwości - absolutnie nie wybielam gardłowych postępków Małego .
Zaangażowanie w okazywanie uczucia posunięte zdecydowanie za daleko. Zresztą inna sprawa , czy Mały okazuje uczucie , czy też stara się tylko stanąć na wysokości zadania ...
Może zdarzyć się i tak , że te stada motyli będą wzbijały się na sam widok nie-Kaśki kiedyś w przyszłości .
Czy dawniej było lepiej ?
Nie wiem ... moje wspomnienia z podstawówki , jeśli trzymamy się wieku Małego , nie są miłe .
Koleżanki z klasy nie krępowały się w opowiadaniach o kolejnych podbojach , pełnych fizjologii i anatomii .
Koledzy byli jakby nieco spokojniejsi , ale też głośno krzyczeli o tym, jak bardzo są w temacie .
W Liceum trafiłam na fantastyczną klasę : własciwe proporcje - 12 dziewczynek i 19 chłopców ;))))
Chodziliśmy ze sobą w róznych konstelacjach ... choć zasadniczo uczucia lokawalismy wyłącznie w obrębie klasy .
Ale wszytko przebiegało tak miło ... fakt , że ktoś kogoś wziął za rękę , był gorliwie omawiany na przerwach i po lekcjach .
Bardziej czule zrobiło się na osiemnastkach...
Na mojej absolutnym przebojem okazała się gra w której jedna osoba siedziała z zawiązanymi oczami , a kolejni przedstawiciele płci przeciwnej ( oczywiście z klasy , bo przecież byliśmy absolutnie samowystarczalni ) całowali jeden po drugim - mniej lub bardziej smiało -nic nie widzącą osobę do momentu , dopóki nie zgadła , przez kogo w danym momencie była całowana . Wtedy rozpoznanej osobie zawiązywało się oczy .... i tak ku ogólnej
uciesze prawie do rana ...
Jeden z kolegów nigdy nie był w stanie żadnej z nas rozpoznać ( dobra, dobra... ) i dopiero na wyraźne rządania innych panów był pozbawiony dalszego udziału w zgadywaniu ... Ale pomimo wszystko , więcej tam było śmiechu , niż czegoś innego ...
Co do techniki uprawianej przez Małego - pamiętam nasze zdumienie , kiedy na jednej z przerw Kolega z Koleżanką zaczęli się we wspomniany sposób czulić ( III klasa Liceum) . Szczęki klasowe opadły ... co prawda wyjeżdzalismy razem często , chodziliśmy ze sobą , wzdychaliśmy
do siebie i kochaliśmy się w sobie na potęgę - ale zeby TAK , przy ludziach , w szkole ???? Nie... absolutnie się to nie przyjęło ;))))))))
Z mojej jakże kochającej się klasy wyszły 4 małżeństwa . Zawarte znacznie poźniej , po studiach lub na ostatnim roku , planowo i bez pośpiechu .
Jedną z koleżanek z podstawówki często widuję w drodze do pracy ... z wnukami lub bez wnuków , za to w inspirującym towarzystwie tych samych kolesi z podstawówki .
Wnioski ?
Może takie , że ważne jest to , co wynosimy z naszych domów . To , o czym rozmawiamy , to, co widzą w domu nasze dzieci .Jeśli będą miały dobre fundamenty , to nie zachwieje nimi żaden przygodny całus .
Zaczęły się wakacje ... nadchodzi czas wakacyjnych miłości ... jak to dobrze , że Nieletnie jeszcze takie malutkie ;)))))))))))))
> .Wnioski ?Może takie , że ważne jest to , co wynosimy z naszych domów . To ,
> o czym rozmawiamy , to, co widzą w domu nasze dzieci .Jeśli będą miały
> dobre fundamenty , to nie zachwieje nimi żaden przygodny całus .
Święte słowa. Myślę Jarku, że nie masz się o co martwić:)
Wspomnienia z okresu starszego dzieciństwa i młodzieżowego są raczej ubogie. W wyniku nieprzyjemnego zdarzenia w dzieciństwie przedszkolnym, męski świat był dla mnie zagrożenienie, nie ważne w jakim wieku, ignorowałam jego istnienie. Szkoła średnia - sam babiniec, na 6 klas mieliśmy dwóch chłopaków o urodzie mniej niż przeciętnej. kontakty z płcią przeciwną rozpoczęły się w klubie turystycznym - wszyskie wyjazdy odbywały się w towarzystwie technikum elektrycznego (zresztą panowie, którzy po szkole poszli do pracy pożenili sie w ramach Róży Wiatrów). W pierwszej klasie - pierwsze zauroczenie - spotkanie dziwaka, luzaka, łamiącego wszelkie zasady, śpiewaka z gitarą. Wzdychałam... uczucie było platoniczne, obiekt pewnie nie wie o nim do dziś i wygasło gdy tylko skończyło się zimowisko (spowszedniało - hehhe).
Wsród koleżanek było jakieś zinteresowanie płcią przeciwną, nigdy jednak nie było to takie oscentacyjne, tak nieskrępowane. zresztą do klasy 8 podstawówki to były dwa wrogie światy. Zainteresowanie przejawiało się przede wszystkim w dokuczniu, ciągnięciu za włosy, porysowanych zeszytach i książkach (w ramach rozsadzania dziewczyn, aby nie gadały i chłopców, aby lepiej się uczyli). zainteresowania płciowe doszło w liceum - pamiętam koleżankę, ktora zaszła w ciążę jeszcze w pierwszej klasie - i choć parę znałam nie było między nimi jakiegoś publicznego prowadzania się.
Obecnie (już 5 klasa) świat babski jest światem bleee, nie stanowiącym partnera do rozmowy - choć wiem, że w klasie jednak już się zaczyna okazywać pierwsze zainteresowanie - jednak moje dziecko poza świat komputera jeszcze nie wyszło.
A dziewczę - to jest temat na osobną bajkę. Przysporzy wielu kłopotów, będzie musiała wszystkiego spróbować, nawet gdyby to miało być jeden raz. zakaz przyśpieszy decyzję. Lepiej potem żałować i ponieść karę niż żyć w żalu, że się nie spróbowało. W każdym razie zaczyna się mizdrzenie przed lustrem, błyszczyk na ustach, kręcenie biodrami (8 lat). Ale całowanie jest jeszcze bleee. I "bzykanie" polega właśnie na tym....
Tak... Jak to z tymi płciami jest śmiesznie...
Corka moja skończyła 3 lata parę dni temu, ale co najmniej od pół roku jest normalną kokietką. Uwielbia się malować (jak uda się jej coś wybejtać), stroić ("ślićnie wyglądam?") i ma wyraźnie inny stosunek do mężczyzn niż do kobiet (kobiety ignoruje, przed panami się popisuje).
Żeby nie było - nie jest to zachowanie skopiowane ze mnie ani nikogo z rodziny, ona po prostu to w sobie ma.
Zrobiła sobie "ziaziu" w palec i po wejściu do wanny zaczęło ją szczypać. Ryczy. Brat (kąpią się razem) usiłuje ją zagadać (jest fenomenalnym STARSZYM BRATEM): boli Cię?
To co trzeba dać? Pla..plas... Natasia (z wdzięcznym rozdarciem) : śminkę!
Misiek jest za to bardzo kochliwy, panie przedszkolanki mówią już na mnie "teściowa". W tym roku zdążył się zakochać raz bardzo i dwa razy chyba na złość tej pierwszej.
Przychodziliśmy do przedszkola a on "już czuję jej zapach, wszędzie bym go poznał" i tego typu teksty. Cały smutny jak dziewczynka nie chciała koło niego siedzieć albo się z nim bawić (raczej humorzasta i przemądrzała, w typie prymuski). Bardzo to przeżywał i cieszę się, że mu przeszło trochę.
Zdarzały się też niemal filozoficzne wstawki. Jedziemy samochodem. Krajobraz wiejski. No, tu mam problem, bo muszę to napisać, tak jak usłyszałam. Misiek "chłopaki to się nic nie znają na orzeniu". Już go mam poprawiać, ale pytam "jak to". "Bo Patryk się chce z Konradem ożenić". Wtedy dotarło do mnie, że to o "ożeniu" była mowa.
Młody kontynuuje "przecież chłopaki się nie mogą ze sobą żenić". Ja z głupia frant "a dlaczego". Młody parsknął z politowaniem "bo przecież nie byłoby dzieci". Ups.
Wścibska matka " a Ty z kim chciałbyś się ożenić". I tu mnie zażył z mańki. "Z Natasią". Lepszy diabeł znany niż nieznany.
Trudno mi przewidzieć, jak się będę zachowywać za te kilkanaście lat jak przyjdzie "co do czego", ale postaram się być wyrozumiała, tolerancyjna i nie będę ich zawstydzać. Trudno, są gorsze nieszczęścia a nadmierna kontrola nigdy nie przynosi dobrych efektów. Ale łatwo raczej nie będzie, patrząc na upadek obyczajów.
" Kto ma pszczoły ten ma miód
kto ma dzieci ten ma...? (ale w żadnym wypadku smród)"
pozdr.p.
Moja Marta miała "chłopaka" gdzieś od pierwszego roku życia. Kolega z podwórka. Praktycznie nie rozłączni. Mając dwa lata na golasa wchodzili pod kołdrę. Potem on wyjechał na trzy lata do Niemiec. Rozłąkę przeżyli oboje bardzo. Po powrocie jeszcze jakiś czas byli "parą". A potem, o coś się pogniewali (nie wiem co to było) i już nie chcą się bawić razem.
A w ogóle Marta to kobietka w 200 % tego słowa. Od małego ma kobiece kształty (krągłe biodra, wcięcie w talii). A przy tym łobuz- z takich co w miniówie na drzewo. Teraz na szczęście majtki stały się czymś wstydliwym i chodzi w spodenkach.
Dojrzewanie
Okres między 10 -14 rokiem życia przypada na tzw. wczesną fazę dojrzewania.
Dokonuje się wtedy zasadnicza zmiana w wyglądzie dziecka, w jego potrzebach, zainteresowaniach, konfliktach, zmienia się sposób widzenia świata.
Dziecko staje się młodzieżą...
Co to oznacza?
Dojrzewanie wiąże się z istotnymi zmianami w organizmie młodego człowieka. Dziecko zaczyna rosnąć, pojawiają się drugorzędowe cechy płciowe, zmienia się barwa głosu, cera, sposób poruszania się i gestykulacji.
Proces dojrzewania nie przebiega w tym samym tempie u wszystkich. Zdarza się, że w jednej klasie są ludzie, u których proces dojrzewania jest bardzo zaawansowany oraz tacy, którzy nie zaczęli jeszcze dojrzewać. Uczniowie, którzy dotychczas nie różnili się między sobą stopniem rozwoju, dzielą się na bardziej i mniej "dorosłych". To stwarza nowe problemy i podziały w klasie.
Stajemy przed zadaniem przyzwyczajenia się, przywyknięcia i zaakceptowania tej zmiany. Musimy na nowo określić własną tożsamość wobec siebie, swego ciała, wyglądu i wobec otoczenia - rodziny, kolegów, szkoły.
Zaczynamy buntować się, mamy często odmienne zdanie niż rodzice i nauczyciele. Mamy problemy, ale i zaczynamy stwarzać problemy innym.
W okresie tym rozpoczyna się poszukiwanie doświadczeń poza domem, rodziną. Już nam nie wystarcza przebywanie jedynie w gronie rodzinnym. Większego znaczenia nabiera grupa rówieśnicza.
Zaczyna się bardzo ważny okres budowy nowych zasad funkcjonowania rodziny
Kiedyś odbyłam rozmowę z moim 13 letnim synem na temat pocałunków z języczkiem.
* Zapytałam się go wówczas :
- Czy całowanie to jest grzech ?
* Moje dziecko odpowiedziało mi :
- „Pocałunek nie jest żadnym grzechem. Wręcz przeciwnie.”
*A co to znaczy pocałunek z języczkiem ?
* Mój synuś mi odpowiedział :
- „Pocałunki zakochanych, czyli tzw. "całowanie z języczkiem" to nic innego jak tylko okazywanie w piękny sposób miłości do drugiego człowieka!! A czy Bogu nie chodzi właśnie o to, żeby ludzie, którzy się kochają okazywali sobie uczucia?”
*Po czym kontynuował dalej swoją wypowiedź :
-„Namiętne pocałunki to słodki i najpiękniejszy sposób wyrażania uczuć. Rozumiem sex.... Ok.... może to i grzech.... ale przecież nie jest grzechem pocałować... TYLKO pocałować osobę przez nas kochana!! Jak dla mnie, pocałunek z moja druga połówka to naprawdę cudowna sprawa i nie widzę w tym ani grzechu ani niczego złego, bo jeżeli dwoje ludzi chce się do siebie jeszcze bardziej zbliżyć”
*Do czego zbliżyć –zapytałam
- „to takie namiętne pocałunki pozwalają na to nie wyrządzając przy tym nikomu krzywdy, bo to przecież nie jest grzech, a jeśli ktoś tak twierdzi to niech się zastanowi, czym jest miłość (nawet dwojga małolatów) bez pocałunków? To właśnie dzięki pocałunkom najpiękniej możemy wyrazić uczucia wobec drugiej osoby .”- to mi odpowiedział dojrzewający syn
W ten oto sposób matce zamknął usta , zaczęłam zastanawiać się , czy aby nie spróbował już tego „miodu” , bacznie go obserwuję , mam nadzieję , że zbyt wcześnie nie zostanę babcią .
Wiem , że moje dziecko jest „spoko” , późniejsze rozmowy na to wskazują , ostatnio stwierdził , że dziewczyny są głupie i jak na razie nie ma potencjalnej kandydatki na dziewczynę .
Początkowo zamierzałem oddzielnie odpowiadać każdemu uczestnikowi/uczestniczce niniejszej dyskusji... a tak na marginesie to fakt, iż odezwały się tylko dziewczyny, zawdzięczamy zapewne typowej męskiej powściągliwości i dyskrecji ;o)... jestem niezmiernie wdzięczny za głosy w dyskusji... za opisy własnych doświadczeń... wynika z nich, że faktycznie (choć może nie powinienem generalizować tylko na przykładzie klasy Małego, bo przecież dla starszego, Dużego dziewczyny nadal są upośledzoną wersją człowieka, obarczoną na dodatek kilkoma poważnymi defektami uniemożliwiającymi sensowne i praktyczne wykorzystanie) wiek, w którym młodzież porywa się na pierwsze doświadczenia intymne, z pokolenia na pokolenie się obniża, co według mojej opinii powinno przynajmniej odrobinkę wzmóc czujność rodziców... a w zasadzie rodziców i dziadków... w rozmowie z Małym wyszło na jaw, iż Mały dokonał samorozgrzeszenia bazując na pewnych nocnych pogaduchach z Babcią ;o) Babcia w dobrej wierze opowiadała Małemu o uczuciach, zaufaniu, szacunku nie całkiem uświadamiając sobie, że jej skąd inąd mądre wywody zostaną poddane lekkiej nadinterpretacji... wczoraj blisko godzinę dzieliłem się z Babcią aktualnościami i wpadło mi przy okazji pewne uzasadnienie bieżącego stanu rzeczy... moje wnioski są pewną wypadkową dyskusji na forum WŻ oraz rozmowy z Babcią, co jest kolejnym dowodem, iż mądrych ludzi warto słuchać... otóż mam wrażenie, że współwinę za obniżenie wieku inicjacji partnerskich, ponosi niedawna reforma szkolnictwa.... dziwne?... nie szukam winnych, ale kto ma cierpliwość niech doczyta do końca... wiadomym jest, że dziewczęta dojrzewają szybciej niż chłopcy... z reguły dzieje się to w przypadku dziewcząt, mniej więcej w klasie piątej lub szóstej... chłopcy w tym czasie są chłopcami-dziećmi... oczywiście coś tam wiedzą, o czymś mówią, coś zauważają, ale nadal wyglądają i zachowują się jak dzieci... nawet jeśli ich "wiedza" o seksualności jest dość duża, to fizyczność i psychika pozostaje nadal w tyle... dziewczynki szukają w swoim otoczeniu obiektów, w których mogłyby lokować swoje uczucia i fascynacje.... w szkole ośmioklasowej obiektami westchnień mogli być koledzy z klas starszych... rówieśnicy z klasy byli dla dziewcząt infantylnymi dziećmi ciągającymi za warkocze... ośmioklasiści właśnie w tym czasie przeobrażali się w mężczyzn... pod nosem pojawiał się wąs... głos brzmiał coraz poważniej... barki zaokrąglały się... klatki piersiowe rozrastały się.... a sylwetka zaczynała przystojnieć... oczywiście ośmioklasiści byli bezpiecznymi obiektami westchnień, gdyż z reguły nie zwracali uwagi na "smarkule"... sam pamiętam z tego okresu życia pewną "małolatę", która wszem i wobec oznajmiała, że wyjdzie za mnie za mąż (póki co nie zrealizowała swej groźby)... piętnastolatkowie w tym czasie wzdychali w skrytości do aktrakcyjnych nauczycielek lub do "kobiet" ze szkół ponadpodstawowych... dzisiaj trzynastoletnim dziewczynkom usunięto ze szkolnego pola widzenia OMC Mężczyzn i chcąc nie chcąc skazane są na rówieśników... w związku z czym, te co bardziej przedsiębiorcze, z pewnym wysiłkiem przysposabiają sobie obiekt uczuć, który żeby nie było "siary" (modne słowo), i jak wspomniała jedna z uczestniczek dysputu, żeby stanąć na wysokości zadania realizuje się w roli małoletniego kochanka...
a może nie mam racji i nieumyślnie staję się uczestnikiem odwiecznego konfliktu pokoleń....? sam już nie wiem...
Jarlu do głowy mi nie przyszła taka interpretacja i takie wnioski ale ... masz rację. Tak było ja w czwartej klasie zakochana byłam w perwnym Przemku (przez miesiąc może dwa) z siódmej klasy a on nawet na mnie nie spojrzał oczywiście. I tak się to powtarzała co chwilę i ze mną i z innymi dziewczynami: kochanie się w starszakach.
No i co ta reforma edukacji narobiła - zamęt w przyrodzie!
Współwinnych stanu rzeczy znajdziesz mnóstwo . Opcja z reformą edukacji , która przeniosła właściwe obiekty platonicznych westchnień małych kobietek i pozostawiła je w towarzystwie tkwiących jeszcze po uszy w dzieciństwie równolatków jest w pewnym stopniu do zaakceptowania , ale nie w całości .
Zawsze były , są i będą te bardziej -hmmmm- energiczne dziewczęta , które wybiorą sobie obiekt uczuć i wyegzekwują ich realizację .A że łatwiej egzekwować w gronie rówieśników niż pośród tych starszych kolegów , otoczonych jednakże również starszymi , w związku z czym atrakcyjniejszymi kolezankami , to dość oczywiste.
Zawsze byli , są i będą chłopcy , którzy będą musieli się wykazać kolejnymi zdobytymi sprawnosciami ....
Winnych znajdzie się wszędzie. I to nie tu jest problem ;)))))))))) . Tak już jest świat poukładany .
Gdyby młodość wiedziała , a starość mogła ........
Jakreb oj masz oj masz racje... ale i to ze dzieci wczesniej dojrzewaja to tez racja. Wydaje sie ze prawda lezy posrodku... A i chlopaki czy dziewczyny w tym samym wieku sa rozni. W klasie mojego syna (15 lat) jest chlopak ktory juz dwa lata chodzi z ta sama dziewczyna. To dobry kolega syna i tak raz gadalismy jak to jest (gdzies okolo przed rokiem). Syn uznal, ze on nie chce miec dziewczyny bo one "chlopakow strasznie pilnuja, sa zazdrosne, robia sceny jak sie nawet usmiechniesz do innej". Moj syn stwierdzil ze on tak sie nie da (jeszcze) "zakuc w kajdany" bo on chce byc wolny. moc sie za dziewczynami ogladac (wszystkimi ktore mu sie podobaja) ... Jak dlugo tak bedzie? A nie wiem raczej czuje ze w kazdej chwili moze sie to zmienic :-) Powodzenia Malemu i wszyskim innym "jarekbowym" czlonkom rodzinnki.
To prawda, ze panowie w ogóle się nie odzywają, a bardzo jestem ciekawa ich zdania.
Ja sama znam 2 pary- małżeństwa które zaczęły ze sobą chodzić jedna w 1. klasie LO a druga w 8 klasie podstawówki a więc w wieku 14 lat!!! Teraz mają 48 lat i są małżeństwem prawie 25... wydaje mi się to niesamowite.
My z mężem jesteśmy parą z liceum i oprócz nas klasa "wydała na świat" jeszcze trzy małżeństwa, choć "spiknęli się" dopiero po szkole.
p.
Edukacja - teraz nauka o człowieku i rozrodczości jest w 4 klasie (za moich czasów była w 6). Dla większości to smichy-chichy. U syna w klasie chłopiec wolał dostać jedynkę niż odpowiadać jako pierwszy. Wypytywałam Marcina czy nie wstydzi się ewentualnie odpowiadać, ale on uznał, że to normalne.
A z inne strony - może wracamy do dawnego modelu? kiedyś dziewczyna po pierwszej miesiącze była gotowa do zamążpójścia. tyle, że były inne wartości. Była gotowa do zamążpójcia - założenia rodziny, odpowiedzialności za nią a nie niczym nie skrępowanych zachowań
Bardzo ładna uwaga , Ekkore;)))))))))))))
Odpowiedzialność to chyba jest to magiczne słowo o które rozbijają się wszystkie nasze dywagacje.
Za siebie , za drugą osobę , za konsekwencje swojego zachowania ...
Tyle , że teraz ta - wybacz dosadność - miesiączkujaca dziewczyna nie jest traktowana jako potencjalna kandydatka do zamążpójścia ....
Słowo małżeństwo moze się kojarzyć chyba tylko jako groźna konsekwencja klasycznej wpadki ( wpadli biedacy i musieli...).
Więc jeszcze raz - jeśli dziecko ma poukładany dom ,kochających i rozmawiających z nim rodziców ( nie - mówiących do niego !) , to zwiększają się szanse dziecka na to , że samo też zaufa podobnym wartościom .
Ale każde dziecko jest niezależnym czlowiekiem .
I jak pamiętacie - nie da się tylko słuchać starszych.
Nie da się przyjąć na wiarę ich zapewnień ,ostrzezeń , najlepszych rad.
Każdy musi żyć na własne konto , popełniać własne błędy , wyciągać własne wnioski ... oby jak najmniejszym kosztem .
Nie ma chyba szansy na to , że wychowa się dziecko na własny obraz i podobieństwo ... zawsze nas zaskoczy czymś w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie ;))))))
Użytkownik till napisał w wiadomości:
> ,kochających i rozmawiających z nim rodziców ( nie - mówiących do
> niego !) , to zwiększają się szanse dziecka na to , że samo też zaufa
> podobnym wartościom . Ale każde dziecko jest niezależnym czlowiekiem .I jak
> pamiętacie - nie da się tylko słuchać starszych. Nie da się przyjąć na
> wiarę ich zapewnień ,ostrzezeń , najlepszych rad.Każdy musi żyć na własne
> konto , popełniać własne błędy , wyciągać własne wnioski ... oby jak
> najmniejszym kosztem .Nie ma chyba szansy na to , że wychowa się dziecko na
> własny obraz i podobieństwo ... zawsze nas zaskoczy czymś w najmniej
> spodziewanym i odpowiednim momencie ;))))))
rozmowa ż IV, CMs. ~wie; lm D. ~mów
No to kicha.... Duży nie zaufa podobnym wartościom!!! (a może to dobrze???) Na tematy inne niż komputer i sport mogę do niego tylko mówić.... :o( Rozmowa nie wchodzi w rachubę....
Muszę chłopaków poprosić żeby przy każdej mojej myśli wyrażonej słowami oddawali mi jakąkolwiek swoją myśl tą samą drogą bo jeśli się nie wymienimy to może się to źle odbić na ich zaufaniu podobnym wartościom...
przykładowy dialog:
-Widzisz Synu... uważam, że obcując z drugim człowiekiem należy dbać o to aby nie wyrządzić mu krzywdy...
-Tak Ojcze... uważam, że Brazylia ma szanse na mistrzostwo świata...
-Przyłóż się Dziecko do nauki, bo masz talent, a sądzę, że ogromną zbrodnią przeciw samemu sobie jest marowanie własnych talentów...
-Oczywiśćie Tato... też uważam, że Darek Szpakowski nie powininen komentować meczów...
Nie daj Boże, żeby Mały i Duży byli moim obrazem i podobieństwem!!!!! Nie zasłużyli sobie na to!!! Nic tak złego nie zrobili, żeby ich tak karać!!!
Dopóki milczenia nie wzmacnia gestami uznawanymi za wysoce niestosowne , to może jeszcze nie jest tak źle ;))))))))))
ufff... to mnie uspokoiłaś.... nie ma żadnych gestów z jego strony....
na hasło: "Porozmawiamy!" podrywa się do ucieczki... po mniej więcej 7 minutach pogoni (co będzie jak kiedyś uda mu się uciec?) dopadam go, powalam, krępuję i wciągam do pokoiku... tam związanego osadzam na krześle i rozmawiam do niego....
kiedyś wzburzony rozmową do niego zapomniałem go rozwiązać i zrobiłem to następnego dnia... kolejne trzy dni był dziwnie odrętwiały... pewnie rozmyślał o naszej rozmowie... ale gestów nie wykonywał...
Może mu rąk jednak nie rozwiązałeś przez nieuwagę ? ;)))))))))))))
To nie jest nieuwaga tylko instyntk samozachowawczy!!!
Użytkownik till napisał w wiadomości:
> Bardzo ładna uwaga , Ekkore;)))))))))))))Odpowiedzialność to chyba jest to
> magiczne słowo o które rozbijają się wszystkie nasze dywagacje.Za siebie , za
> drugą osobę , za konsekwencje swojego zachowania ...
W zasadzie niby racja, jednak przeciętny człowiek czternastoletni (a nawet i ponadprzeciętny) nie za bardzo chyba rozumie prawdziwy sens słowa "odpowiedzialność" - i trudno tego wymagać, gdy kłopoty mają z tym czasem nawet i siwe głowy (albo raczej łyse...;)). Jakimkolwiek hamulcem są raczej normy zachowań obowiązujące w danej społeczności. I ewentualny blamaż związany z niedostosowaniem się do tychże. Normy się jednak rozmywają, autorytety tym bardziej, ostracyzm dotyczy zupełnie innych zachowań... Ciężki jest los stonogi.
p.
Nie jestem siwa , ani łysa ( i nikt mi nigdy nie uciekł ... ciśnie się za M. Kondratem ... ale nie , o ucieczce nie;))))) )
Normy zachowań w grupie nastolatków ;))))) - dreszcz przebiega po kręgosłupie . Całe szczęście , że się z tego jednak zazwyczaj wyrasta .
A odpowiedzialność trzeba trenować . Posiadanie dowodu osobistego nie łączy się niestety z żadną iluminacją w tej kwestii...
Fajnie, że znowu jesteś, Pandora :))))))
Nie chodziło mi o grupę nastolatków, lecz o pełny przekrój wiekowy populacji. Fakt niewątpliwy, że większa jest teraz separacja tych "przedziałów wiekowych" i może to też jest po trosze przyczyną.
p.
dzięki :)))
Użytkownik till napisał w wiadomości:
A odpowiedzialność trzeba trenować .
Ha i znowu niezupełnie się zgadzam. Odpowiedzialność do dla mnie pewien stan umysłu, umiejętność czucia. Zapewne można trenować odpowiedzialne zachowania, tak samo jak zachowania czułe czy agresywne. Trzeba mieć jednak ten stan świadomości "przekroczony", żeby odpowiedzialność stała się cechą bezwiedną, bezwarunkową. Moim zdaniem nie da się tego wytrenować ani nauczyć, trzeba tego stanu doświadczyć, posiąść go, inaczej gadamy ze ślepym o kolorach. W momencie, kiedy człowiek doznaje "objawienia" to po prostu staje się odpowiedzialny, niezależnie od chęci czy włożonego w to wysiłku. Istnieją też na pewno jakieś predyspozycje charakterologiczne (że nie powiem "płciowe"...) ułatwiające "dojrzewanie". Tak przynajmniej ja to odczuwam.
p.
Nawet nie wiesz , jak mi tego brakowało na forum;)))))))))))
Wiedziałam, że nie zostawisz tego treningu w spokoju :)))))
Dla mnie odpowiedzialnośc to również i wiedza . Taka , do której dochodzi się i pracą nad sobą ( nad wierzgającym potomstwem również ) .
Ewentualny koncowy sukces jest wypadkową wrodzonych predyspozycji , własnie włozonej pracy i ... szczęścia .
Tak ale kiedyś też ludzie żyli znacznie krócej, dlatego wszystko musieli robić wcześniej. Jeżeli ludzie dożywali średnio 30-40 lat to w wieku 15 lat byli już na półmetku swojego życia, tak jak teraz np. w wieku 40 lat.
Moja koleżanka ma też związaną z tym teorię dotyczącą monogamii- kiedyś monogamia mogła się lepiej sprawdzać, bo skoro ludzie żyli 40 lat to z jedną osobą byli np. lat 25 a teraz, kiedy żyjemy po 80 lat musimy spędzić z małżonkiem lat 60!!!!
Jeden mąż i wiele żon to poli..... poligamia
Jeden mąż i dwie żony to bi...... bigamia
Jeden mąż i jedna żona to mono ..... MONOTONIA !
;))))))))))))))))))))
hahahahahahah --- :):):):):):)
80 lat !!!! Boże no to się nazywa OPTYMIZM :D
Bahus
Choć w znaczeniu ogólnym problem poruszony w tym wątku nadal istnieje, to bohaterowie opisywanych sytuacji własnie się rozstali... Mały zerwał z Kaśką!
Natomiast ja, będąc pewna przemyśleń swojej córki( kilka wypowiedzi wyżej) została poproszona o rozmowę. Dziecina moja rozpytywać mnie poczęła o sprawy kosmetyczne, estetyczne itp.Zawalona natłokiem pytan zdołałam nieśmiało i z pewnym niepokojem zapytać: Dziecko, czyzby spodobał Ci sie jakiś chłopak?Moja panna z błyskiem w oku potwierdziła moje obawy. Jarkub.. umarł król, niech zyje król.
Witaj Sweetya - miło Cię znów widzieć na forum :)))
-dzięki Elu;)))
A jak miło było Was widzieć bezpośrednio...eeech
musze powiedziec, ze oburza mnie postawa wychowawczyni, czy ktos z Was rowniez zwrocil na to uwage? Po pierwsze nie potrafila sobie poradzic w tak naprawde prostej sytuacji, gdzie trzeba bylo dokladnie okreslic granice i konsekwentnie sie ich trzymac. Wychowawczyni zenowala sie jak pensjonariuszka na widok wymiany czulosci przez malolatow, zamiast ZAREAGOWAC. Z dziewczynki zrobila poczatkujaca ladacznice, prowokujaca do tego typu zachowan, proszac zone Jarkab o zachowanie tej calej spraw dla siebie, zeby chronic chlopca.
Ale sie wkurzylam! Kto dal tej Pani dyplom??? Bedac rodzicem oczekiwalabym, zeby Pedagog sprawujacy opieke nad moim dzieckiem oraz bedacy odpowiedzialny w calej szerokosci za nieletniego podczas wycieczki szkolnej, reagowal na takie sytuacje, tak jak powinien reagowac pedagod. Czyli po zaobserwowaniu, iz malolaty posuwaja sie za daleko bedac na WYCIECZCE SZKOLNEJ, porozmawiac z nimi, ze nie bedzie tolerowala takiego zachowania. Jezeli dzieci nie beda sluchaly, bedzie zmuszona zawiadomic rodzicow i jezeli zajdzie taka koniecznosc bedzie musiala poprosic ich o odebranie dzieci z miejsca wycieczki. Koniec. Mysle, ze dzieciaki na haslo rodzice zareagowalyby jak na zimy prysznic i zastanaowily sie nad tym, co robia. A w ostatecznosci odjechalyby z rodzicami do domu.
Wracajac do dziewczynki, pani wychowawczyni obarcza cala "wina" wlasnie ja, a przeciez do calowania potrzeba dwoch jezyczkow, no nie? Postanowila przeprowadzic rozmowe tylko z nia, chroniac tym samym chlopca.halo, cos tu jest nie tak. Kojarzy mi sie to z obarczaniem wina kobiet za to, ze zostaly zgwalcone. bo zapewne sprowokowaly sprawce! To okropne. Ta Pani naprawde powinna zrezygnowac ze swojej funkcji, dla dobra dzieci iich rodzicow.
Co do samych dzieciakow, to przytoczmy fakty. Inicjacja seksualna przypada srednio na 13-14 rok zycia, to zalezy jeszcze od kraju, ale usrednijmy. Na przelomie lat srednia leciala na leb na szyje w dol, ale zadajmy sobie pytanie: dlaczego? Nie winmy za to dzieci, nie kiwajmy glowa zdegustowani, nie mowmy "za moich czasow" itd. To my dorosli jestesmy za to odpowiedzialni. Dorosli wydaja czasopismo "Bravo", gdzie poruszane sa bartdzo intymne tematy, dorosli produkuja programy muzyczne, gdzie o 12 w poludnie puszczane sa teledyski z polnagimi, obsciskujacymi sie parkami. Dzieci rozumieja anglojezyczne teksty piosenek, w ktorych to jedna pani np. jest napalona, jak twierdzi, drugi pan musi ja miec tu i teraz itd.
A nasze kioski, stacje benzynowe pelne sa gazet z etykieta "tylko dla doroslych".
No wlasnie w takich warunkach wzrasta aktualne pokolenie, nazywane juz oficjalnie pokoleniem porno.
Tym bardziej wychowawcy powinni, reagowac, spokojnie i z klasa, pewnie i asertywnie, a nie reagowac jak male bezradne dziewczynki.
I tu chce podkreslic, ze abslotnie nie uwazam, ze te dzieciaki, mam na mysle Malego i Kasie sa zle. Tylko powinno sie im uswiadomic, ze to nie te miejsce i nie ten czas. Mysle, ze to jest odpowiedni moment, zeby podrzucic im jakas literature, dopasowana do wieku i do tematu. Delikatnie porozmawiac, co napewno Jarekb doskonale potrafi, mimo tego, ze w pierszym momencie swiat stanal mu w miejscu:)) i nie wiedzial jak ma sie zachowac. Juz teraz wiemy, ze Maly zerwal z Kaska, wiec moze skupi sie na spedzeniu wakacji z kumplami, uprawiajac sport, a rodzice beda starac sie delikatnie wprowadzac go w swiat doroslach, odpowiednio dozujac informacje.
Podam tylko jeszcze przyklad pewnej znajomej rodziny dunczykow, ich corka ma niecale 14 lat i jakis czas temu zauwazylam w jej pokoju ksiazeczke wyada w formie komisowej opisujacej sprawy milosci miedzy nastolatkami, jak rowniez wprowadzajacej w swiat seksu. Na ksiazeczce lezalo kilka prezerwatyw. Powiem szczerze: zmrozilo mnie i odebralo mi glos. Ta dziewczynka, to taki maly, niewinny elfik i widok prezerwatyw w jej pokoju...to dopiero dalo mi do myslenia. Zapytalam wprost rodzicow, o co tu biega. Otoz, dzieci w Danii otrzymuja przerozne materialy, rowniez prezerwatywy, odbywaja pogadanki, podczas ktorych moga zapytac wprost, nie bojac sie, nie krepujac sie. W ten sposob sprawy seksu nie sa dla nich czyms zakazanym, nie chowaja sie po katach i chichraja histerycznie przekazujac sobie jakies genialne newsy, a poza tym, jak powiedziala mi mama dziewczynki, to, ze Mete ma prezerwatywy w pokoju, jeszcze nie znaczy, ze z nich korzysta. A poniewaz temat seksu nie jest owiany niezdrowym tematem tabu, Mete przyjdzie do mamy i porozmawia z nia, jezeli zechcialaby (kiedys) wykorzysstac prezerwatywy.
:))) rozpisalam sie, ale cieszylabym sie, gdbyscie rowniez zechcieli sie wypowiedziec na ten temat, a szcegolnie jak widzicie role wychowawcy w tym temacie.
Pozdrawiam.
hmmm.... :o)
baaardzo ciekawy punkt widzenia Maddaleno... podoba mi się rozmiar wypowiedzi jak i wyczuwalne zaangażowanie w nią... pozwól jednak, że w dalszej części mego postu oddam się lekkiej polemice....
wspomniałaś, że nauczycielka powinna "zareagować", "dokładnie określić granice", a w ostateczności postraszyć rodzicami... tak ogólnie rzecz biorąc skłonny jestem zgodzić się z takimi oczekiwaniami wobec nauczycielki, jednak gdy szczegółowo to analizuję to rodzą się wątpliwości... "zareagować" kojarzy mi się z babcią mojego znajomego (dziś faceta ok 35 lat), która przyłapawszy go jako 12-letniego chłopca na onanizmie, zareagowała tak skutecznie, iż nie dość, że z panicznym lękiem czekał na wyrośnięcie sierści na wewnętrznej stronie dłoni, to dodatkowo dorastał i dojrzewał w absolutnym przekonaniu o swoim zboczeniu oraz skrajnym obrzydzeniu do seksu... już jako dorosły człowiek obsesyjnie potępiał akt seksualny jako czynność obrzydliwą samą w sobie, zwierzęco ohydną i wulgarną... zatem: "zareagować"? - tak.... ale szczerze mówiąc wolałbym mieć kontrolę nad tymi reakcjami... "dokładnie określić granice"?... niby tak, ale tu też mam wątpliwości wynikające z mojego praktycznego uczestnictwa od ośmiu lat w spotkaniach z rodzicami na wywiadówkach i obserwowania różnych postaw rodziców... w bardzo ogólnym ujęciu to rodzice nałożyli szkole kaganiec i z każdym kolejnym rokiem go coraz mocniej zaciskają... granica nie jest określona przez rodziców więc jakim cudem ma ją określić szkoła!!!??? to właśnie w tej klasie u Małego, kilka lat temu (bodajże w IV klasie) wychowawczyni poprosiła o indywidualną rozmowę jedną z matek, w trakcie której delikatnie zwróciła uwagę, iż baleyage na włosach i makijaż na twarzy jedenastolatki to chyba zbyt wczesne "poprawianie" urody... nauczycielka ku swemu zaskoczeniu została zaatakowana!... okazało się, że po pierwsze co ją to obchodzi, ma się wypowiadać jak wyniki w nauce będą złe, a póki co kolor włosów nie wpływa na wyniki... po drugie niech pokaże przepis, który reguluje jaki kolor i w jakim wieku jest dozwolony... a po trzecie to chyba sama zazdrości innym urody, skoro tak się czepia.... hmmm... czy taka matka określa jakieś granice? czy one pokrywałyby się z Twoimi granicami? czyje granice są "lepsze" Twoje czy tej przykładowej matki? na większości wywiadówek nauczyciele (u Dużego i u Małego) omawiają nieodpowiednie zachowania dzieciaków... zwracają uwagę na wulgarność i agresywność chłopców... wulgarność!!!??? i agersywność dziewczynek... nie wolno im jednak używać nazwisk!!! to my jako rodzice i społeczeństwo doprowadziliśmy to tej patologii: oczekujemy od nauczyciela informacji i reakcji, ale tak żeby nam nic nie powiedział!!! ogromna większość rodziców z resztą ma zupełnie inne oczekiwania od wychowawcy.... oni nie chcą nic wiedzieć... oni chcą kartkę z ocenami i wrócić do domu przed "Klanem".... próby rozmowy inicjowane przez nauczycieli tylko w ekstremalnych przypadkach inicjują dyskusję (najczęściej jałową)... na wywiadówkach w klasach V-VI wielokrotnie pojawiał się temat dojrzewania dziewcząt i związanych z tym zachowań.... nigdy nie wywołał on dyskusji, czy choćby reakcji.... w takich momentach zalega cisza, w której każdy z rodziców przekanuje sam siebie że to nie o moje dziecko chodzi... mam wątpliwość czy postraszenie rodzicami coś faktycznie da jeśli rodzice nie nareślili granic przyzwoitości (mea culpa)...
piszesz o obarczaniu całą winą dziewczynek... nie mam córki i mogę się wypowiedzieć tylko bazując na informacjach od Małego i z wywiadówek... od V klasy sygnalizowano rodzicom fakt, że dziewczęta dojrzewają szybciej, że rywalizują między sobą o to która więcej i szybciej... Mały wymienił mi kiedyś wszystkich swoich poprzedników, wyjaśniając szczegółowo dlaczego Kaśka z nimi chodziła i dlaczego już nie chodzi... nie bronię Małego i sporo już z nim rozmawiałem na ten temat, ale ufam, że reakcja wychowawczyni skierowana przede wszystkim do Kaśki wynika z obserwacji nie tej jednej wycieczki, a również zachowań "powszednich"... teoretycznie wychowawczyni mogłaby sobie całkowicie temat odpuścić bo za dwa tygodnie się pożegnają, a jednak mówiła Kaśce o szacunku do siebie samej i do otoczenia... z tego co wiem to przypadek Kaśki obejmuje więcej niż "dwa języczki" i chyba nie byłbym tak radykalny wobec wychowawczyni :o) uważam, że to rodzice zaniedbują swoje dzieci i ich wychowanie...
daleki jestem od obwiniania dzieci, a moje zdegustowane "za moich czasów..." dotyczy chyba czegoś innego... tak jak dzisiaj zanika wiosna, a zima błyskawicznie przeistacza się w lato, tak dziecko niemal bez okresu przejściowego przyjmuje zachowania "dorosłe"... za moich czasów było miejsce na marzenia, na radość z rozmowy lub niemal całkiem "milczącego" spaceru... dziś nie mogę dopatrzyć się u młodzieży takich chwil kiedy się tęskni, kiedy z wypiekami na policzkach wracało się do domu myśląc o "przypadkowym" dotknięciu się dłoni, kiedy wyjście do kina było okazją do bycia razem, a nie do wzajemnej penetracji krtani i bielizny (celowo przerysowuję)... kiedy ważny był uśmiech, rozmowa, niewinny dotyk, a cała reszta pozostawała w sferze marzeń i domysłów... kiedy liczył się wzajemny szacunek... masz rację że massmedia i showbiznes czynią z seksu i erotyki towar handlowy, którym bombardują społeczeństwa, ale to rodzice powinni czuwać (nie cenzurować bezwględnie) nad tym co dziecko czyta i ogląda oraz dodawać do tego istotną wartość... szkoła jest zbiorowiskiem tak różnych postaw i wartości, zarówno wśród kadry nauczycielskiej, rodziców i młodzieży, że nierozsądnym byłoby oczekiwać od nauczycieli wychowywania dzieciaków... tym bardziej że byłby to proces wbrew dzieciom, rodzicom bądź samym nauczycielom...
na koniec odniosę się do osławionych zachodnich szkół uczących naciągania prezerwatyw na banany i rozdających środki antykoncepcyjne na każdym kroku.... szczerze powiem, że mam bardzo mieszane uczucia jeśli o to chodzi.... według mojego zdania to jest postawa nie mniej szkodliwa od udawania, że seks wśród młodzieży nie istnieje... i kojarzy mi się z ostatnim przypadkiem polskim: rodzice nastolatki, która zaszła w ciążę na kolonii rozważają wystąpienie o odszkodowanie od organizatora kolonii i opiekuna... zamierzają wytoczyć proces o niedopilnowanie dziecka! a zatem faktycznie dajmy dzieciakom kondomy i będziemy kryci: zabezpieczyłem ich i siebie... rozdawanie dzieciakom "gumek" to według mnie takie proste przesłanie: bzykajcie się ile wlezie tylko róbcie to tak żeby nie było z tego kłopotów... to trochę tak jakbyśmy dziś znieśli kodeks drogowy bo kierowcy i tak go nie przestrzegają, a następnie rozdali dodatkowe poduszki powietrzne żeby było mniej ofiar...
jak część z Was wie z moich wcześniejszych wątków nie unikam w rozmowach z chłopakami żadnych tematów i uważam, że to moja rola i obowiązek... od szkoły oczekuję przede wszystkim sygnalizowania pewnych spraw i zachowań, o których mogę nie wiedzieć, ale wychowanie to przede wszystkim moje zadanie...
kończąc tę przydługą wypowiedź wyjaśnię, iż powodem zerwania było wulgane słownictwo Kaśki... podobno Mały kilkakrotnie wyrażał swoją opinię na ten temat i jak mówi "dawał szansę poprawy"...
Ty masz kłopoty z dorastrajacym Małym, ja z całkiem nieletnią (bo 8 -letnią) Martą. przed wakacjami bzykanie odnosiło się tylko do całowania. nie wyprowadzałam z błędu. teraz jednak, zauważyłam kilka dni temu, moje dziewczę wie dokładnie o jakie ruchy chodzi, wie gdzie się to robi (pod kołdrą w łóżku). Co więcej prezentuje je przed sprzętami domowymi, bratem. wiem, że nie zna przebiegu procesu stosunku. tylko jak wygladaja ruchy ciała i odgłosy. zabronienie nie wchodzi w grę, specjalnie zrobiłaby na odwrót. cieszyć się, że skutków nie będzie, bo za wcześnie na nie... Tłumaczyć co to stosunek - pójdzie do koleżanek, połowy nie zrozumie, wzbudzi ciekawość, a co za tym idzie chęć próbowania, zaczną się żarty, wygłupy z koleżankami... Chce mieć chłopaka, całować się...
Na razie nie reaguję na to co wygaduje.
powiedzcie mi dlaczego to się zaczyna w tak wczesnym wieku
Zgadzam się maddaleną, że w dużym stopniu showbiznes i media masowe kształtują zachowania dzieciaków... kiedyś dziewczynki w wieku Twojej Marty bawiły się w dom, w "męża i żonę", niewiennie odgrywając swoje role... niewinność tych zabaw wynikała z tego, że seksu nie było wokół nich w takiej ilości jak teraz... w obrazie jaki był dostępny w mediach seks albo w ogóle był marginalizowany albo co najwyżej drugorzędny... dziś stał się wartością nadrzędną... pogoń za akceptacją... chcesz być akceptowany musisz być atrakcyjny.... żeby być atrakcyjny musisz skoncentrować się na swoim wyglądzie.... jeśli podobnie atrakcyjnych jak ty jest więcej, to musisz być dostępniejszy od innych... martwi mnie że to się dzieje tak szybko, gdyż uważam (jak już wcześniej wspomniałem), że po drodze gubi się coś fajnego i ważnego... póki co staram się chłopakom przekazywać, że seks jest ważnym elementem w relacjach dwojga partnerów, ale podobnie jak z wieloma innymi rzeczami, musi przyjść na to odpowiedni czas... niektóre zachowania noszące znamiona dorosłości wprowadzone w życie zbyt wcześnie nie dość, że nie sprawiają prawdziwej radości i przyjemności to na dodatek są żałosne, a nie dorosłe...
Ależ zabawy w męża i żonę są - tyle, że nie z bobasem i wózkiem w roli głównej, a parą, chłopakiem i dziewczyną, którzy chodzą ze sobą i robią wiele innych rzeczy 9pokolenie barbie i wyglad super laski)- hehe.
Cóż wychowanie telewizyjne. Pamiętacie "Wystarczy Być" Kosińskiego w którym główny bohater - upośledzony umysłowo szczególowo odtwarzał sceny z telewizji nie rozumiejąc ich znaczenia. Tu nie chodzi tylko o TV ale media w ogóle , które przerobiły już nas rodziców, a na psychikę dzieci oddziałują niepostrzeżenie. Słynna niewinna reklama Antonioo... jakże sympatyczna, a nasze małe bystre maluchy widzą uśmieszki na naszych twarzach i analizują - atrakcyjne, super, dorosłe ,też w to wnikają. Zrozumieją o co chodzi w mig przy kinie familijnym- łagodnej scenie łóżkowej, lub serialu dla nastolatków- amerykańska szkoleniówka. W szkole odgrywają pewnie role z serialu- wyzwolone, śmiałe, sexy laski i silni faceci, którym nic nie jest obce. A my cóż nie reagujemy - od lat nie reagujemy, przecież sprzeciwu nikt nie nauczył nas w TV.
Jestem za jasnym, bez wstydu określeniem granic dziecku, jestem też za jasnym określeniem kompetencji nauczyciela- wyjaśnienie rodzicom, że rola nauczyciela to wychowywanie a nie przyzwalanie a jak się nie podoba to do widzenia - są inne szkoły, wolny wybór.
Pozdrawiam
Obydwoje macie rację.Jedno szkoła powinna stawiać granice, ale z kolei rodzice sami na to nie pozwalają.Moja latorośl zacznie naukę w gimnazjum, w którym obowiązuje ubiór szkolny.I chwała dyrekcji za to, żadne stojenie, markowe ciuchy, makijaże itp. Zostałam o konsekwencjach uprzedzona na pierwszej rozmowie z Dyrekcją.Godząc się na te zasady godzę się również na poddanie mojego dziecka niezłej dyscyplinie.I dobrze. Dzieci w tym wieku to juz nie maluch ale jeszcze daleko im do dorosłości.
Również to co mówi Jarek ma całkowicie pokrycie w rzeczywistości. Ja z kolei mam dosiadeczenie będąc przewodniczącą Rady Rodziców przez kilka lat. Ogromne wymagania wobec szkoły i pedagogów, natomiast żadnych wobec własnych dzieci. Pretensje o każdą zasłuzona przez dziecko jedynkę z doszukiwaniem się niemal spisku nauczycieli wobec rodzica!Nie ma mowy o wychowywaniu przez szkołe skoro rodzice nie widzą problemu w agresywnym czy niestosownym zachowaniu własnych dzieci. Koledzy ze szkoły mojej córki znaleźli sobie zabawę w podnoszeniu kijem habitu zakonnicy.Ubaw niezły prawda? Tak również uważali rodzice dowcipnisiów.Nie mówiąc o tym , że swego czasu obecne gimnazjalistki przy pomocy rodziców, bo same nie były wstanie o własnych siłach dotrzec do domu chowały sie przed policją po rozrubie na szkolnym boisku.Nie wspomnę o innych wybrykach akceptowanych przez rodziców i ganiących szkołę za zwracanie uwagi.
Jarku jedno jest pewne,może niech lepiej wiedzą jak, niż żeby potem miały wyrzucić na smietnik albo oddać do Domu Dziecka.Bo w końcu i tak odpowiedzialność spada na dziewczynę,mamy takie a nie inne społeczeństwo.
Z moja 13 letnia córką staram sie rozmawiać, nie tak jak moja matka ze mną.Ale szczerze.Z tego co zauważyłam, sporo wyniosła z lekcji biologii, podchodzi do tego poważnie bez histerycznych smieszków.I mimo, że ktoś tam jej sie podoba, na razie jestem spokojna.
Natomiast czy zachowanie Kaśki, nie jest po części spowodowane chęcią zwrócenia na siebie uwagi?Może w domu pełnym, ludzi tak naprawde nikt jej nie widzi? dzieci zazwyczaj złym i prowokacyjnym zachowaniem wołają o pomoc dorosłych.Może nie tak do końca powinniśmy ją potępiać.
Bea... masz rację zachowanie Kaśki ma napewno jakieś podłoże, ale nie czuję się w obowiązku i na siłach dociekać co się dzieje w domu Kaśki... nie potępiam jej bo na tyle na ile ja ją znam jest dziewczyną sympatyczną i z całą pewnością nie jest "złą kobietą" ;o) po części to też jest powód dla którego piszę o takich sprawach i poruszam takie tematy.... wiem, że niektórzy czytelnicy forum WŻ zadają sobie pytanie o sens tego swoistego ekshibicjonizmu obnażającego zarówno moje przemyślenia jak i intymne detale z życia młodych... otóż uważam, że dyskusja i wymiana doświadczeń może pomagać w uświadamianiu sobie kształtu i obrazu rzeczywistego świata w jakim funkcjonują nasze dzieciaki... a to z kolei może pomóc mnie i innym w jako takim dostosowaniu rodzicielskich zachowań do współczesnych wymogów i zagrożeń...
Ocenić ani potępić Kaśki się nie da.
poraz kolejny weźcie moją Martę - wychowywana w "porządnej" rodzinie, z określonymi zasadami, wpajanymi dzieciom od początku. A nie będę wcale zdziwiona, gdy w wieku 13 lat jej zachowanie nie będzie wcale odbiegało od zachowania Kaśki, zarówno jak idzie o wyrażanie (uwielbia brzydkie słowa, przychodzi powtarza, że ta i ta tak powiedziała, z pełną apoteozą dla tych słów, musi minąć kilka dni, aby jej przeszło), jak i zachowanie w stosunku do płci przeciwnej. I z całą pewnoscią moje wymagania, życzenia, prośby czy warunki stawiane przez nauczycieli nie będą miały znaczenia - jeżeli tylko "będzie musiała" tak postąpić.
A może powinnaś bliżej przyjrzeć sie swojej córci dlaczego właśnie tak sie zachowuje.Mój sześciolatek jak ma problem, jest okropny....Wtedy wiem, że musze wziąść go na kolana przytulić i zapytac o co chodzi. jak nie ma problemu jest po prostu aniołkiem.
Problem z zachowaniem mojej córci wynika z jej bardzo silnego, nie podporządkowującego się charakteru. Do tego dochodzi meteopatia- potrafi wyczuwać zmiany ciśnienia na trzy dni przed deszczem.
Dodatkowo zasada lepiej spróbować i odcierpieć karę, niż żałować i nie spróbować.
Przytulanie, tłumaczenie coraz rzadziej pomaga, powinno być tak jak ona chce i już! Tu i teraz, bez minuty zwłoki. każdorazowe odstąpienie od wymagań (co wcale nie znaczy, ze traktowana jest w wojsku pruskim) oznacza, że następnym razem będzie próbowała mocniej przegiąć.
mam świadomość, że jak zacznie dorastać porozumienie z nią będzie bardzo trudne, że łatwiej dogada się z tatą, który nie jest do końca odporny na jej kocie wdrapywanie się na kolana, przesłodzoną grzeczność i mruganie ślepiami o długich, smolistych rzęsach.
znam ten bol ale i mój mały nauczył sie, że mama owszem przytuli utuli ale na mruganie rzęskami sie nie nabierze.
Tak, ale mało który rodzic przyzna się, że ma problemy z własnym dzieckiem.Zwłaszcza jesli idzie o sprawy tak delikatne i drazliwe jak seks.Nie wiem czy zauważyłeś, ale coraz młodsze małżeństwa i młodsi rodzice uważają, że wiedzą lepiej od tych z wiekszym stażem i bagażem doświadczeń. Nie neguję ich doświadczenia i zdolności rodzicielskich, ale na co dzień zderzam się z takim właśnie zachowaniem.Ja wiem najlepiej,Pytam Cie o radę bo wypada ale i tak nie będę słuchać co mówisz. Wymiana doświadczeń jest potrzebna, zwłaszcza kiedy nie możemy liczyć na wsparcie swoich najbliższych. Ostatnio moja panna pożaliła mi sie, że dziadek ma pretensję, że nie bijemy dzieci.Patrzyłam na nią i widziałam,jak obraz ukochanego dziadka odpływa gdzieś daleko...Nie łatwo być rodzicem ....
hejo,
odpowiem, obiecuje, ale w tym upale moj mozg nie funkcjonuje:) takze odpowiem...jak przyjdzie na to czas:))
cmok