Dzieci na etacie-http://wiadomosci.onet.pl/1368206,2677,kioskart.html- po przeczytaniu tego artykułu jestem w szoku.Coraz wiecej rodziców zamiast wychowywać swoje dzieci tylko je tresuje.Dużo tutaj młodych mam ciekawa jestem co o tym sądzicie.Pozdrawiam
Nie jestem co prawda taką młodą mamą ale jestem przerażona. Sama mam 3 dzieci i moje metody dalece odbiegają od tych, które przedstawia artykuł. Uważam, że angażowanie dziecka w taka iloścś zajęcć, to nic innego jak niechęc rodziców do zajęcia się swoimi pociechami. Moje dzieci same wybierały sobie zajęcia dodatkowe w których chciały uczestniczyć ( oczywiście były jakieś wspólne ustalenia, sugestie). Najstarsza córka przez długi okres czasu śpiewała w dziecięcym zespole. Była to dla niej wielka frajda. Syn, ze względu na swoje zdolności uczy się muzyki, najmłodsza córka chodzi na zajęcia taneczne. Ale poza tym muszą miec jeszcze czas na zabawę, odpoczynek i ...... kontakt z rodzicami. Być może dlatego mam doskonały kontakt z najstarszą 22 letnią córką, bo nie wychowywały ją instytucje tylko dom. Mam nadzieję, że taki sam efekt odniesiemy z mężem w stosunku do 2 młodszych dzieci. Taki wzorzec wyniosłam ze swojego domu. Też chodziłam na dodatkowe zajęcia ale najwięcej wyniosłam z domu. Dzięki tacie, który jest bardzo światłym człowiekiem zdobywałam wiedzę, której nie dała mi ani szkoła podstawowa, ani średnia ani studia. Mama wpajała we mnie i w brata zasady, których nigdy nie odważyłabym się złamać. Dzięki babci znam doskonale historię naszej rodziny. Pamiętam, że jako dziecko najbardziej lubiłam kiedy w okresie Bożego Narodzenia zbieraliśmy się wszyscy u Babci i śpiewaliśmy kolędy. Wieczorami Babcia opowiadała nam o naszych rodzinnych korzeniach. Babcia nie żyje już od wielu lat ale poza "Zbiorem polskich kolęd i kantyczek" z 1832r i innymi pamiątkami po Niej , mam jeszcze coś czego nie niemogłabym zdobyć nigdzie poza rodziną - poczucie własnej tożsamości . I to wszystko mam zamiar przekazać swoim dzieciom.
Pięknie to opisałaś atas.Ja mam syna 17lat i córkę 14 lat.Moje dzieci bardzo dobrze sie uczą i jestem z nich dumna. Moje dzieci tez same wybierały sobie zajęcia- córka i syn uczą sie dodatkowo j. angielskiego.W tym roku córka wymarzyła sobie ,ze bedzie uczyc sie gry na gitarze i jej marzenie sie spełniło.Dzieci i tak maja sporo zajęć w szkole po 6- 7 godz. lekcyjnych.Dzieci muszą znaleść czas na odpoczynek, codzienny kontakt z rodzicami,a my musimy znaleść dla nich czas.Ja też pamietam z dzieciństwa, wspólnie spędzone z rodziną świeta. Te niesamowite opowieści dziadków,wujków.Dzisiaj coraz częściej rodziny zamykaja sie w swoich czterech scianach,z rodziną rzadko sie spotykają,jest jakas niezdrowa rywalizacja.Babcia i dziadek potrzebni są tylko do pilnowania dzieci lub prowadzenia domu.Modne jest zatrudnianie opiekunki do dzieci,a przecież te nasze kochane maluchy potrzebuja najbardziej miłosci rodziców.Ja ze swoim mężem prowadzę firmę i cieszę sie,ze równiez razem zajmujemy się domem i wychowujemy swoje dzieci.Pozdrawiam Cię atas
Ata, dziękuje Ci za tak miłe słowa. A juz myslałam ,że ze mną coś nie tak. Cieszę się, że są jeszcze takie osoby jak Ty dla których RODZINA jest wartością nadrzędną. Mój Tata często cytował mi słowa J.Zamoyskiego "...Takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie". Czy można cos do tego dodać?
Wiekowo nie jestem młodą mamą mimo, że mam małe dzieci.Zajęcia poza lekcyjne sa dobre i wskazane dla dzieci, chociazby po to aby nie tkwiły w jednym środowisku.Ale we wszystkim konieczny jest umiar.Często jest tak, że dzieciom wmuszamy nasze pragnienia.W nich spełniamy nasze marzenia. Moja starcza córka sama wybrała sobie zajęcia poza lekcyjne i nie próbuję jej zmuszać do dodatkowych zajęć. Mam natomiast inny problem.Zupełnie odwrotny od poruszonego.Mój syn został pierwszoklasistą.Jako zerówkowicz budził się nad ranem gotowy do pójścia do szkoły. Teraz wystąpiły problemy. Doszukiwalismy sie róznych powodów.Przeciez dzieci w klasie te same, szkoła ta sama.Więc co? Ano nauczyciel inny.Póki nie okrzepła w szkole(nowy pedagog) było ok. Teraz mały nie chce chodzić do szkoły.Tzn. czasami, kiedy zapomni zadania.Byłam juz wzywana!! na rozmowę. I nie chodzi o to, że migam sie od rodzicielskich obowiązków. zadania z dzieckiem odrabiam, zajmuje nam to 2 godziny dziennie bo maja tego naprawdę dużo i nierzadko są bardzo trudne.Zarzucono mi, że mały jest zaniedbany bo nie jest odprowadzany do szkoły przez rodziców)( oboje pracujemy - i wychodzimy z domu ok.6,30)małego odprowadza córka. Za kgórymś razem wzięłam syna na powazna rozmowę.A on w bek, bo zapomniał przeczytać paru linijek i Pani bedzie krzyczeć. Musiałam zwolnić się z pracy i zaprowadzic go do szkoły boć to obowiązek szkolny i po rozmowie z wychowaca blady strach, że w końcu zafdzwoni do kuratorium.Porozmawiałam z nia raz jeszcze.I wiecie co? Pani oceniając prace dzieci nawet słoneczko graduje na promyczki, żeby dzieci miały wiekszą motwację do pracy i były bardziej ambitne.A ja głupia tłumaczyłam zapłakanemu synkowi, że brak dwóch promyczków to na pewno dlatego, że Pani nie chciała rysować ich na jego obrazku. Zresztą nauczycielka nie ukrywa, że jest ambitna i tegoi samego będzie wymagac od dzieci. Jestem bardzo rygorystyczna jesli idzie o naukę, mój syn z przesadą ambitny.Sle pójście dla niego do szkoły to jest stres bo nie wie czy zadania zostało zrobione zgodnie z oczekiwaniem. I co wy na to?
Ja na to ,że pani nauczycielka ma chore ambicje i kompleksy. Nie wiem co poradzić. Współczuje, bo takie małe dziecko bardzo przeżywa szkołę. Moje dzieci na szczęście trafiły na prawdziwych pedagogów z powołania. Może powinnaś umówić się na rozmowę z dyrektorem szkoły i z panią nauczycielką razem. Przecież dziecko nie może przeżywać stresu przez 5 dni w tygodniu
Słysze te same głosy od innych rodziców.Oni nie maja tych problemów bo albo sami dzieci odprowadzają albo robią to babcie więc nie maja mozliwości ucieczki bądź zbuntowania sie w domu.Ja na teściową nie moge liczyć.Nie wiem,czy rozmowa coś by dała, bo jedną z dziewczynek cofneła do zerówki jako nie dającą sobie rady z programem.Syn generalnie lubi szkołę, tylko własnie ten stres.Przepisać go do innej szkoły? Wydzie na to samo.
Cio zrobiła? cofnęła? Przecież to nie nauczycielka o tym decyduje tylko poradnia psychologiczno-pedagogiczna - dziecku wykonuje się testy, ktore są naprawdę na dosyć niskim poziomie. poza tym o na coś takiego muszą wyrazić zgodę rodzice. W Twoim przypadku proponowałabym najpierw ogólnoklasową rozmowę z dyrektorką a jeżeli nie odniesie skutku to zdecydowanie zmienić nauczyciela (klasę), a w najgorszym wypadku szkołę. Współczuję dzieciom z dysleksją - przecież w ten sposób tylko się w nich ją utrwala, bo nikt dobrowolnie nie skłoni malucha do dodatkowej pracy przy takiej nauczycielce (a tylko to może dać efekty - praca, praca, praca i jeszcze raz praca oraz ocena dziecka nie za to jak zrobiło, ale ile włożyło pracy).
Mój syn miał problemy z dysleksją, które na szczęście zostały pokonane - pozostała dysgrafia. Już w przedszkolu miał wspaniałe nauczycielki - one zwróciły uwagę na problem (niby wcześnie, ale już podejrzewały), one wspierały mnie w dodatkowych ćwiczeniach. Potem klasa 1-3 - takiego pedagoga życzę każdemu dziecku z problemami (córkę już świadomie zapisywałam do innego, bo moje cwane dziewczę szybko by wmówiło pani, że ma problemy i by je rozwiązywali). Teraz też, gdy każdy nauczyciel jest inny, kontakt ograniczony też nie ma problemów. syn oceniany jest za włożoną pracę, nauczyciele nie oceniają charakteru pisma. I choć ma zaświadczenie z poradni nie zaniosłam go jeszcze do szkoły, mam czas do egzaminów do gimnazjum.
Rozważałam tą ewentualnośc.Syn bardzo prosi, żeby go nie przepisywać, no i problem z dowożeniem, bo musiałabym zapisać go w centrum Krakowa, niedaleko pracy.No i biedaczek musiałby zrywać sie o 6 rano i siedziec w świetlicy az nie skończe pracy.mam o czym myśleć.Liczymyjeszcze, że nauczycielka zauważy za wysoko posttawiona poprzeczkę.Rozmowa zasygnalizowała jej juz coś.Jesli to nie pomoże bede musiała podjąc jakies kroki
zajęcia dodatkowe tak - ale mają one być przyjemnością a nie kojarzyć się z przymusem. Dzieci muszą mieć zajęcia, bo inaczej wylądują przed telewizorem lub komputerem - bo podwórko w dzisiejszych czasach nie stanowi atrakcji. Syn uczestniczy w wielu zajęciach, z wielu rezygnuje po kilku spotkaniach - ale to on ma znaleźć coś co będzie go interesowało, coś co sprawi mu przyjemność. W zeszłym roku chodził na kółko niemieckiego, było tekwondo (nie wiem jak się pisze). W tym roku jest matematyka, informatyka (niemieckiego niestety nie ma), i co więcej znienawidzona wcześniej piłka nożna - teraz jest bramkarzem i biega na SKS-y Córka chodziła cały rok na tańce - gdy doszło do publicznego występu nie chciała więcej. Może jak będzie starsza. teraz chce śpiewać - męczyła o to od pół roku.
jedyny przymus jaki bym zastosowała to w przypadku dziecka uzdolnionego muzycznie - ćwiczenia gam, wprawki są nudne i monotonne - ale jak się tego zaniedba w dzieciństwie wszystko przepadnie. Ale to dziecko musi wykazać zainteresowanie i chęć grania, a moim zadaniem, gdy okaże się, że ma talent jest dopilnować, aby go nie zmarnować. Mój maż skończył szkołę muzyczną na akordeon - chyba dwa stopnie. ale jako drugi instrument chciał fortepian, mama kazała także akordeon. Wiecie - jeden raz słyszałam jak gra na akordeonie- czuje wstręt. Instrumenty leżą u rodziców w piwnicy Choć z dziećmi czasami siedzi i gra im na cymbałkach ze słuchu, czasami jak u kogoś dorwie keybord- tak samo
Swojego czasu, gdy dziecku brakowało motywacji sama się zapisałam na zajęcia (to było karate) i ćwiczyłam z nim, aby tylko nie rezygnował. Ale gdy doszło do tego, że płakał przed zajęciami - to jaki ma sens
ja rowniez uwazam ,ze nic na sile.mozna dopomoc w wyborze ale nie na sile,bo i tak zadnych pozytywnych skutkow nie odniesiemy a tylko oddalimy do siebie dziecko.Ja obserwuje swojego malucha(ma 22 m-ce).Juz zaczyna sobie (po swojemu )grac na keybord (ale to na pewno po muzykalnej rodzinie tatusia),uwielbia tez tanczyc ,wiec chodzimy na zajecia muzyczne dla takich maluchow-pelno przy tym zabawy i smiechu oraz kontakt z dziecmi.
U nas kiedyś w Domu Kultury były zajęcia taneczne- ale chodziły tam dzieci już kilka lat ćwiczące. Córka namówiła na tańce, bo ogłaszali w przedszkolu - to było w trzylatkach. Na zajęciach pojawiło się jeszcze kilkoro dzieci z tej samej grupy. Po kilku minutach ćwiczeń maluchy się znudziły, nie chciały wykonywać poleceń, tylko w kącie w rytm muzyki stworzyły sobie same zabawę, piszcząć i hałasując przy tym. Starsze dzieci oczywiście zamiast ćwiczyć patrzyły. Po zajęciach zostałyśmy poproszone o nie przyprowadzanie dzieci. Musiała im wystarczyć rytmika w przedszkolu.
tutaj sa super prowadzone:pani z mikrofonem na ustach,muzyka ,te dzieci,ktore juz cos mowia to spiewaja,inne tancza ,wiekszosc piosek jest z pokazywaniem.Rodzice oczywiscie aktywnie uczestnicza w tym.Te zajecia trwaja godzine i sa raz w tygodniu.Potem pani uastawia na srodku sali (aha wszysc siedzimy lub stoimy w kole) duze pudelko z instrumentami>dzieci biora te instrumenty i graja-jak potrafia.do tego rowniez jest piosenka,klaskanie w rytmie igra na instrumentach (to wszystko prowadzi ta pani).Nastepnie po kilku zabawch dzieci wkladaja z powrotem instrumenty i dalej sa zabawy taneczne.Po zabawach jest czas na czytanie.pani czyta im bajke.Na koniec jest maly lunch ciastka i soczek dla maluchow.Wszystkie dzieci zadowolone nawet te najmniejsze.Mi osobiscie rowniez bardzo sie podoba.
Też uważam ,że dzieci powinny wybierać zajęcia dodatkowe.Ja popełniłam błąd przy pierwszej córce /ma teraz 21 lat/,na siłę chodziła na aggielski,taniec,muzykę ,karate.Jako młoda mama jedynaczki ,uważałam ,że muszę zapewnić jej''wszystko'' i skutek taki ,że do dziś wypomina,że niezrobiła wielu innych rzeczy na które miała wtedy ochotę,a ja uważałam je za mało istotne.Młodsi synkowie sami wybierają zajęcia,i nie raz już po jakimś czasie rezygnują,ale średni dzięki kółku matematycznemu polubił matematykę a zajęcia w bibliotece wręcz uwielbia.I mimo,że jak mówi jego nauczyciel W-F''ma warunki'',poza udziałem w zawodach szkolnych, nie daje się namówić na żadne treningi.Starszy przeciwnie,mimo ,ze mały i chudy cały cały wolny czas poświęca na sport.I szkoda mi maluchów ,które w przedszkolu mojego najmłodszego syna babcie i mamy na ''siłę''ciągną na angielski czy taniec /jeden to od września dwa razy w tygodniu płacze ,żeby babcia koniecznie odebrała go przed angielskim/.Czy to ma sens? To rodzice ''uspokajają ''swoje sumienia ,że dali dziecku wszystko na co ich stać ,ale wierzcie dzieci nie zawsze są szczęśliwe z tego powodu.Moja córka dopiero po latach powiedziała mi jaką traumą były dla niej publiczne występy taneczne,mimo ,że uczestniczyła w nich przez 8 lat,.....a ja byłam taka dumna,jak zdobywała nagrody,jak się okazało bardziej dla mnie jak dla siebie.Kiedy ja chodziłam do szkoły to był wielki wybór zajęć poza lekcyjnych i do tego bezpłatnych,o ile łatwiej było wtedy zrezygnować dziecku jeśli coś mu się nie podobało.Teraz niestety ,rodzice ponoszą,często nie małe koszty,i może dlatego tak usilnie zmuszają do uczestnictwa.
Kremowa ,fajnie ,że o tym wspominasz. Każdy rodzic popełnia jakieś błędy,myślimy,że robimy to dla ich dobra,a tak naprawdę możemy wyrządzić im krzywdę.Oby tych błędów było jak najmniej.Nikt nie jest doskonały,nie ma szkoły,jak być dobrym rodzicem.To dobra przestroga dla innych rodziców,może wcześniej sie nad tym zastanowią.Pozdrawiam Cie kremowa
Kochani ja również mam dwoje dzieci 16 i 17 lat,ale nigdy im niczego nie narzucałam. Przecież takie dziecko zrobi wszystko co mu rodzic karze,tylko,że rodzic nie zdaje sobie sprawy z tego,że krzywdzi dziecko.zabiera mu dzieciństwo.
Szkoła muzyczna powiadasz ... :))))) Przez pierwszy rok bardzo mi się podobało . Potem zacząły się schody - nudziło mnie tam wszystko , co nie było związane z zabawą . Granie nie sprawiało mi najmniejszych trudności , ale bawiło z dnia na dzień coraz mniej ... Jako dziesieciolatka oznajmiłam , że nie mam ochoty dalej uczyć się grać . Ale moi Mądrzy Rodzice zaoponowali - zaczęłaś , to powinnaś skończyć . Nienawidziłam gam , etiud i siedzenia nad klawiszami . Wysuwałam argument , że inne dzieci mogą się bawić cały dzień , a ja nic nie mam z mojego dzieciństwa ( celny i bolesny , zawsze zbudzał w Rodzicach poczucie winy ) . Ale pomimo to niezmiennie słyszałam - zaczęłaś , skończysz , jeśli nie będziesz chciała dalej grać , nie będziesz . Skończyłam z ulgą . Do klawiszy nie usiadłam do tej pory . Znacznie później zaprzyjaźniłam się z gitarą . Ale lekcja charakteru jest na całe życie . Wiem , że nie można poddawać się tylko dlatego , że coś mi nie idzie tak jak sobie to wcześniej wyobrażałam . Więc jeśli u podstawy problemu z zajęciami leży nie brak zdolności a regularne lenistwo , to jestem za tym , zeby nieco przygiąć karku , zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy które mogą potencjalnie rzutować na przyszłośc dziecka .
Dzieci na etacie-http://wiadomosci.onet.pl/1368206,2677,kioskart.html- po przeczytaniu tego artykułu jestem w szoku.Coraz wiecej rodziców zamiast wychowywać swoje dzieci tylko je tresuje.Dużo tutaj młodych mam ciekawa jestem co o tym sądzicie.Pozdrawiam
Nie jestem co prawda taką młodą mamą ale jestem przerażona. Sama mam 3 dzieci i moje metody dalece odbiegają od tych, które przedstawia artykuł. Uważam, że angażowanie dziecka w taka iloścś zajęcć, to nic innego jak niechęc rodziców do zajęcia się swoimi pociechami. Moje dzieci same wybierały sobie zajęcia dodatkowe w których chciały uczestniczyć ( oczywiście były jakieś wspólne ustalenia, sugestie). Najstarsza córka przez długi okres czasu śpiewała w dziecięcym zespole. Była to dla niej wielka frajda. Syn, ze względu na swoje zdolności uczy się muzyki, najmłodsza córka chodzi na zajęcia taneczne.
Ale poza tym muszą miec jeszcze czas na zabawę, odpoczynek i ...... kontakt z rodzicami. Być może dlatego mam doskonały kontakt z najstarszą 22 letnią córką, bo nie wychowywały ją instytucje tylko dom. Mam nadzieję, że taki sam efekt odniesiemy z mężem w stosunku do 2 młodszych dzieci. Taki wzorzec wyniosłam ze swojego domu. Też chodziłam na dodatkowe zajęcia ale najwięcej wyniosłam z domu. Dzięki tacie, który jest bardzo światłym człowiekiem zdobywałam wiedzę, której nie dała mi ani szkoła podstawowa, ani średnia ani studia. Mama wpajała we mnie i w brata zasady, których nigdy nie odważyłabym się złamać. Dzięki babci znam doskonale historię naszej rodziny. Pamiętam, że jako dziecko najbardziej lubiłam kiedy w okresie Bożego Narodzenia zbieraliśmy się wszyscy u Babci i śpiewaliśmy kolędy. Wieczorami Babcia opowiadała nam o naszych rodzinnych korzeniach. Babcia nie żyje już od wielu lat ale poza "Zbiorem polskich kolęd i kantyczek" z 1832r i innymi pamiątkami po Niej , mam jeszcze coś czego nie niemogłabym zdobyć nigdzie poza rodziną - poczucie własnej tożsamości . I to wszystko mam zamiar przekazać swoim dzieciom.
Pięknie to opisałaś atas.Ja mam syna 17lat i córkę 14 lat.Moje dzieci bardzo dobrze sie uczą i jestem z nich dumna. Moje dzieci tez same wybierały sobie zajęcia- córka i syn uczą sie dodatkowo j. angielskiego.W tym roku córka wymarzyła sobie ,ze bedzie uczyc sie gry na gitarze i jej marzenie sie spełniło.Dzieci i tak maja sporo zajęć w szkole po 6- 7 godz. lekcyjnych.Dzieci muszą znaleść czas na odpoczynek, codzienny kontakt z rodzicami,a my musimy znaleść dla nich czas.Ja też pamietam z dzieciństwa, wspólnie spędzone z rodziną świeta. Te niesamowite opowieści dziadków,wujków.Dzisiaj coraz częściej rodziny zamykaja sie w swoich czterech scianach,z rodziną rzadko sie spotykają,jest jakas niezdrowa rywalizacja.Babcia i dziadek potrzebni są tylko do pilnowania dzieci lub prowadzenia domu.Modne jest zatrudnianie opiekunki do dzieci,a przecież te nasze kochane maluchy potrzebuja najbardziej miłosci rodziców.Ja ze swoim mężem prowadzę firmę i cieszę sie,ze równiez razem zajmujemy się domem i wychowujemy swoje dzieci.Pozdrawiam Cię atas
Ata, dziękuje Ci za tak miłe słowa. A juz myslałam ,że ze mną coś nie tak. Cieszę się, że są jeszcze takie osoby jak Ty dla których RODZINA jest wartością nadrzędną. Mój Tata często cytował mi słowa J.Zamoyskiego "...Takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie". Czy można cos do tego dodać?
Wiekowo nie jestem młodą mamą mimo, że mam małe dzieci.Zajęcia poza lekcyjne sa dobre i wskazane dla dzieci, chociazby po to aby nie tkwiły w jednym środowisku.Ale we wszystkim konieczny jest umiar.Często jest tak, że dzieciom wmuszamy nasze pragnienia.W nich spełniamy nasze marzenia.
Moja starcza córka sama wybrała sobie zajęcia poza lekcyjne i nie próbuję jej zmuszać do dodatkowych zajęć.
Mam natomiast inny problem.Zupełnie odwrotny od poruszonego.Mój syn został pierwszoklasistą.Jako zerówkowicz budził się nad ranem gotowy do pójścia do szkoły. Teraz wystąpiły problemy. Doszukiwalismy sie róznych powodów.Przeciez dzieci w klasie te same, szkoła ta sama.Więc co? Ano nauczyciel inny.Póki nie okrzepła w szkole(nowy pedagog) było ok. Teraz mały nie chce chodzić do szkoły.Tzn. czasami, kiedy zapomni zadania.Byłam juz wzywana!! na rozmowę. I nie chodzi o to, że migam sie od rodzicielskich obowiązków. zadania z dzieckiem odrabiam, zajmuje nam to 2 godziny dziennie bo maja tego naprawdę dużo i nierzadko są bardzo trudne.Zarzucono mi, że mały jest zaniedbany bo nie jest odprowadzany do szkoły przez rodziców)( oboje pracujemy - i wychodzimy z domu ok.6,30)małego odprowadza córka. Za kgórymś razem wzięłam syna na powazna rozmowę.A on w bek, bo zapomniał przeczytać paru linijek i Pani bedzie krzyczeć.
Musiałam zwolnić się z pracy i zaprowadzic go do szkoły boć to obowiązek szkolny i po rozmowie z wychowaca blady strach, że w końcu zafdzwoni do kuratorium.Porozmawiałam z nia raz jeszcze.I wiecie co? Pani oceniając prace dzieci nawet słoneczko graduje na promyczki, żeby dzieci miały wiekszą motwację do pracy i były bardziej ambitne.A ja głupia tłumaczyłam zapłakanemu synkowi, że brak dwóch promyczków to na pewno dlatego, że Pani nie chciała rysować ich na jego obrazku. Zresztą nauczycielka nie ukrywa, że jest ambitna i tegoi samego będzie wymagac od dzieci. Jestem bardzo rygorystyczna jesli idzie o naukę, mój syn z przesadą ambitny.Sle pójście dla niego do szkoły to jest stres bo nie wie czy zadania zostało zrobione zgodnie z oczekiwaniem. I co wy na to?
Ja na to ,że pani nauczycielka ma chore ambicje i kompleksy. Nie wiem co poradzić. Współczuje, bo takie małe dziecko bardzo przeżywa szkołę. Moje dzieci na szczęście trafiły na prawdziwych pedagogów z powołania. Może powinnaś umówić się na rozmowę z dyrektorem szkoły i z panią nauczycielką razem. Przecież dziecko nie może przeżywać stresu przez 5 dni w tygodniu
Słysze te same głosy od innych rodziców.Oni nie maja tych problemów bo albo sami dzieci odprowadzają albo robią to babcie więc nie maja mozliwości ucieczki bądź zbuntowania sie w domu.Ja na teściową nie moge liczyć.Nie wiem,czy rozmowa coś by dała, bo jedną z dziewczynek cofneła do zerówki jako nie dającą sobie rady z programem.Syn generalnie lubi szkołę, tylko własnie ten stres.Przepisać go do innej szkoły? Wydzie na to samo.
Cio zrobiła? cofnęła? Przecież to nie nauczycielka o tym decyduje tylko poradnia psychologiczno-pedagogiczna - dziecku wykonuje się testy, ktore są naprawdę na dosyć niskim poziomie. poza tym o na coś takiego muszą wyrazić zgodę rodzice.
W Twoim przypadku proponowałabym najpierw ogólnoklasową rozmowę z dyrektorką a jeżeli nie odniesie skutku to zdecydowanie zmienić nauczyciela (klasę), a w najgorszym wypadku szkołę.
Współczuję dzieciom z dysleksją - przecież w ten sposób tylko się w nich ją utrwala, bo nikt dobrowolnie nie skłoni malucha do dodatkowej pracy przy takiej nauczycielce (a tylko to może dać efekty - praca, praca, praca i jeszcze raz praca oraz ocena dziecka nie za to jak zrobiło, ale ile włożyło pracy).
Mój syn miał problemy z dysleksją, które na szczęście zostały pokonane - pozostała dysgrafia. Już w przedszkolu miał wspaniałe nauczycielki - one zwróciły uwagę na problem (niby wcześnie, ale już podejrzewały), one wspierały mnie w dodatkowych ćwiczeniach. Potem klasa 1-3 - takiego pedagoga życzę każdemu dziecku z problemami (córkę już świadomie zapisywałam do innego, bo moje cwane dziewczę szybko by wmówiło pani, że ma problemy i by je rozwiązywali). Teraz też, gdy każdy nauczyciel jest inny, kontakt ograniczony też nie ma problemów. syn oceniany jest za włożoną pracę, nauczyciele nie oceniają charakteru pisma. I choć ma zaświadczenie z poradni nie zaniosłam go jeszcze do szkoły, mam czas do egzaminów do gimnazjum.
Myślę , ze nie wyjdzie na to samo. Tu jest problem nauczycielki, więc może warto zmienić szkołę. Trzy lata pod "opieką" takiej pani i nerwica gotowa
Rozważałam tą ewentualnośc.Syn bardzo prosi, żeby go nie przepisywać, no i problem z dowożeniem, bo musiałabym zapisać go w centrum Krakowa, niedaleko pracy.No i biedaczek musiałby zrywać sie o 6 rano i siedziec w świetlicy az nie skończe pracy.mam o czym myśleć.Liczymyjeszcze, że nauczycielka zauważy za wysoko posttawiona poprzeczkę.Rozmowa zasygnalizowała jej juz coś.Jesli to nie pomoże bede musiała podjąc jakies kroki
Zgadzam sie z atas.Dla tak małego dziecka zmiana nauczyciela to dodatkowy stres.
zajęcia dodatkowe tak - ale mają one być przyjemnością a nie kojarzyć się z przymusem. Dzieci muszą mieć zajęcia, bo inaczej wylądują przed telewizorem lub komputerem - bo podwórko w dzisiejszych czasach nie stanowi atrakcji.
Syn uczestniczy w wielu zajęciach, z wielu rezygnuje po kilku spotkaniach - ale to on ma znaleźć coś co będzie go interesowało, coś co sprawi mu przyjemność. W zeszłym roku chodził na kółko niemieckiego, było tekwondo (nie wiem jak się pisze). W tym roku jest matematyka, informatyka (niemieckiego niestety nie ma), i co więcej znienawidzona wcześniej piłka nożna - teraz jest bramkarzem i biega na SKS-y
Córka chodziła cały rok na tańce - gdy doszło do publicznego występu nie chciała więcej. Może jak będzie starsza. teraz chce śpiewać - męczyła o to od pół roku.
jedyny przymus jaki bym zastosowała to w przypadku dziecka uzdolnionego muzycznie - ćwiczenia gam, wprawki są nudne i monotonne - ale jak się tego zaniedba w dzieciństwie wszystko przepadnie. Ale to dziecko musi wykazać zainteresowanie i chęć grania, a moim zadaniem, gdy okaże się, że ma talent jest dopilnować, aby go nie zmarnować. Mój maż skończył szkołę muzyczną na akordeon - chyba dwa stopnie. ale jako drugi instrument chciał fortepian, mama kazała także akordeon. Wiecie - jeden raz słyszałam jak gra na akordeonie- czuje wstręt. Instrumenty leżą u rodziców w piwnicy Choć z dziećmi czasami siedzi i gra im na cymbałkach ze słuchu, czasami jak u kogoś dorwie keybord- tak samo
Swojego czasu, gdy dziecku brakowało motywacji sama się zapisałam na zajęcia (to było karate) i ćwiczyłam z nim, aby tylko nie rezygnował. Ale gdy doszło do tego, że płakał przed zajęciami - to jaki ma sens
ja rowniez uwazam ,ze nic na sile.mozna dopomoc w wyborze ale nie na sile,bo i tak zadnych pozytywnych skutkow nie odniesiemy a tylko oddalimy do siebie dziecko.Ja obserwuje swojego malucha(ma 22 m-ce).Juz zaczyna sobie (po swojemu )grac na keybord (ale to na pewno po muzykalnej rodzinie tatusia),uwielbia tez tanczyc ,wiec chodzimy na zajecia muzyczne dla takich maluchow-pelno przy tym zabawy i smiechu oraz kontakt z dziecmi.
U nas kiedyś w Domu Kultury były zajęcia taneczne- ale chodziły tam dzieci już kilka lat ćwiczące. Córka namówiła na tańce, bo ogłaszali w przedszkolu - to było w trzylatkach. Na zajęciach pojawiło się jeszcze kilkoro dzieci z tej samej grupy. Po kilku minutach ćwiczeń maluchy się znudziły, nie chciały wykonywać poleceń, tylko w kącie w rytm muzyki stworzyły sobie same zabawę, piszcząć i hałasując przy tym. Starsze dzieci oczywiście zamiast ćwiczyć patrzyły. Po zajęciach zostałyśmy poproszone o nie przyprowadzanie dzieci. Musiała im wystarczyć rytmika w przedszkolu.
tutaj sa super prowadzone:pani z mikrofonem na ustach,muzyka ,te dzieci,ktore juz cos mowia to spiewaja,inne tancza ,wiekszosc piosek jest z pokazywaniem.Rodzice oczywiscie aktywnie uczestnicza w tym.Te zajecia trwaja godzine i sa raz w tygodniu.Potem pani uastawia na srodku sali (aha wszysc siedzimy lub stoimy w kole) duze pudelko z instrumentami>dzieci biora te instrumenty i graja-jak potrafia.do tego rowniez jest piosenka,klaskanie w rytmie igra na instrumentach (to wszystko prowadzi ta pani).Nastepnie po kilku zabawch dzieci wkladaja z powrotem instrumenty i dalej sa zabawy taneczne.Po zabawach jest czas na czytanie.pani czyta im bajke.Na koniec jest maly lunch ciastka i soczek dla maluchow.Wszystkie dzieci zadowolone nawet te najmniejsze.Mi osobiscie rowniez bardzo sie podoba.
Też uważam ,że dzieci powinny wybierać zajęcia dodatkowe.Ja popełniłam błąd przy pierwszej córce /ma teraz 21 lat/,na siłę chodziła na aggielski,taniec,muzykę ,karate.Jako młoda mama jedynaczki ,uważałam ,że muszę zapewnić jej''wszystko'' i skutek taki ,że do dziś wypomina,że niezrobiła wielu innych rzeczy na które miała wtedy ochotę,a ja uważałam je za mało istotne.Młodsi synkowie sami wybierają zajęcia,i nie raz już po jakimś czasie rezygnują,ale średni dzięki kółku matematycznemu polubił matematykę a zajęcia w bibliotece wręcz uwielbia.I mimo,że jak mówi jego nauczyciel W-F''ma warunki'',poza udziałem w zawodach szkolnych, nie daje się namówić na żadne treningi.Starszy przeciwnie,mimo ,ze mały i chudy cały cały wolny czas poświęca na sport.I szkoda mi maluchów ,które w przedszkolu mojego najmłodszego syna babcie i mamy na ''siłę''ciągną na angielski czy taniec /jeden to od września dwa razy w tygodniu płacze ,żeby babcia koniecznie odebrała go przed angielskim/.Czy to ma sens?
To rodzice ''uspokajają ''swoje sumienia ,że dali dziecku wszystko na co ich stać ,ale wierzcie dzieci nie zawsze są szczęśliwe z tego powodu.Moja córka dopiero po latach powiedziała mi jaką traumą były dla niej publiczne występy taneczne,mimo ,że uczestniczyła w nich przez 8 lat,.....a ja byłam taka dumna,jak zdobywała nagrody,jak się okazało bardziej dla mnie jak dla siebie.Kiedy ja chodziłam do szkoły to był wielki wybór zajęć poza lekcyjnych i do tego bezpłatnych,o ile łatwiej było wtedy zrezygnować dziecku jeśli coś mu się nie podobało.Teraz niestety ,rodzice ponoszą,często nie małe koszty,i może dlatego tak usilnie zmuszają do uczestnictwa.
Kremowa ,fajnie ,że o tym wspominasz. Każdy rodzic popełnia jakieś błędy,myślimy,że robimy to dla ich dobra,a tak naprawdę możemy wyrządzić im krzywdę.Oby tych błędów było jak najmniej.Nikt nie jest doskonały,nie ma szkoły,jak być dobrym rodzicem.To dobra przestroga dla innych rodziców,może wcześniej sie nad tym zastanowią.Pozdrawiam Cie kremowa
Kochani ja również mam dwoje dzieci 16 i 17 lat,ale nigdy im niczego nie narzucałam.
Przecież takie dziecko zrobi wszystko co mu rodzic karze,tylko,że rodzic nie zdaje sobie sprawy z tego,że krzywdzi dziecko.zabiera mu dzieciństwo.
Szkoła muzyczna powiadasz ... :)))))
Przez pierwszy rok bardzo mi się podobało . Potem zacząły się schody - nudziło mnie tam wszystko , co nie było związane z zabawą . Granie nie sprawiało mi najmniejszych trudności , ale bawiło z dnia na dzień coraz mniej ... Jako dziesieciolatka oznajmiłam , że nie mam ochoty dalej uczyć się grać . Ale moi Mądrzy Rodzice zaoponowali - zaczęłaś , to powinnaś skończyć .
Nienawidziłam gam , etiud i siedzenia nad klawiszami . Wysuwałam argument , że inne dzieci mogą się bawić cały dzień , a ja nic nie mam z mojego dzieciństwa ( celny i bolesny , zawsze zbudzał w Rodzicach poczucie winy ) . Ale pomimo to niezmiennie słyszałam - zaczęłaś , skończysz , jeśli nie będziesz chciała dalej grać , nie będziesz .
Skończyłam z ulgą . Do klawiszy nie usiadłam do tej pory . Znacznie później zaprzyjaźniłam się z gitarą .
Ale lekcja charakteru jest na całe życie . Wiem , że nie można poddawać się tylko dlatego , że coś mi nie idzie tak jak sobie to wcześniej wyobrażałam .
Więc jeśli u podstawy problemu z zajęciami leży nie brak zdolności a regularne lenistwo , to jestem za tym , zeby nieco przygiąć karku , zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy które mogą potencjalnie rzutować na przyszłośc dziecka .
no to z Jarkiem mozecie sobie ręce podać...
Przy najbliższej okazji nie omieszkam ;)
a gitara też stoi u mnie w piwnicy - ostatnio dziadkowie przy porządkowaniu swojej piwnicy nam ją przywieźli