Słodkie te lale, a jakie mają stroje... jak byłam mała, to taka porcelanowa lala w ślicznej sukience siedziala na środku łóżka u znajomej mojej mamy, jak byłam grzeczna, to moglam się nią pobawic. Och, co to była za radośc. Później miałam już swoją lalę, miała włosy, zamykała oczy i mówiła "mama". Ile ja wtedy mialam koleżanek..., wszystkie chciały się ze mną bawic. Ja jedna na ulicy miałam taką lalkę...to były czasy... pozdrawiam jasia
Oj Jasiu, moja Mama tez miala znajoma z lalka na srodku wyscielonego pod kwadracik lozka :)) i tez jako pierwsza w okolicy mialam taka mowiaca i zamykajaca oczy lalke...... ale zle sie to dla mnie skonczylo, bo kiedys bawilam sie z kolezanka przed domem i jakis chlopak sie z nas nasmiewal i co gorsze z tej mojej lalki wiec niewiele myslac wyrznelam go w lepetyne zeliwna wanienka z nozkami (zabawka, ale grozna) i krew sie polala ..... oczywiscie zostalam stosownie ukarana (nie wolno mi bylo lalki wynosic z domu - to chyba byla najciezsza kara w tamtych czasach niemoznosc pochwalenia sie tym co sie ma) .... Tak wiec nie mam za milych wspomnien z bawienia sie lalkami ......cos mi sie wydaje, ze od tamtej pory zaczelam bawic sie z kolegami brata w wojne i lazic po drzewach....
Cha, cha ...dobre...., moja śliczna lalka niestety źle skończyła, kiedyś bawiłyśmy się w "dom" i złapał nas deszcz, my w nogi, a lalka została...gdy po nią pobieglam , to niestety wlosy, które były na tekturze- - rozmiekły..i takim sposobem skalp został zdjęty...byłam mocno zszokowana, że mama się za bardzo nie gniewała... i ja też jakoś od tego czasu bardziej grywałam w "wojne", "palanta", "scyzoryk" i tak takie chlopiece zabawy... oczywiscie pod "ścisłym " okiem mojego starszego brata. Jesteśmy rowieśnicami i myślę, że nasze dzięcięce zabawy były bardzo podobne....
aaa, co do łażenia po drzewach, to też byłam niezłą bochaterką...właziłam , gdzie się dało... raz wlazłam na śliwkę i odkryłam......, że mam lęk wysokości...siedziałam na tej śliwce pół dnia.... az mój ojciec mnie znalazł i obiecując milczenie ( przed kolegami), ściągnął mnie na ziemię. O ! ulgo wieczna, juz nigdy na żadne drzewo z własnej woli nie wlazłam.... pozdrawiam jasia
Jasiu, jednym slowem to byly czasy !!!! Czasem jak wspominam to moje dziecinstwo to sie sama zasmiewam do rozpuku. Na pierwsze w zyciu drzewo zostalam wsadzona przez wujka (18letniego wowczas, ja mialam chyba 3 lata), ktory mial sie mna opiekowac w czasie jak wszyscy pomagli dziadkom przy zniwach, posadzil mnie tam i kazal siedziec i sie nie ruszac, a on polecial do kolegow. Nie wiem jak dlugo go nie bylo, ale zaczelam sie wiercic i zawisnelam na drzewie za falbanke sukienki, poczym spadlam na plasko i doczolgalam sie do domu poobijana jak ofiara wojenna ..... oj dostalo sie wujciowi, dostalo.... Potem jak juz bylam starsza to zawsze brat i jego koledzy wciagli mnie na te drzewa metoda ciagniecia i popychania za kuper, bo jak trzeba bylo sie chowac przed wrogiem to taka beksa pod drzewem nie wrozyla nic dobrego :)))) i tym sposobem doszlam do jakiej takiej perfekcji :)))
Oj były, to czsy były...a na takie dziewczyny jak (chyba my) , wołali - chłopczyce, bo moje koleżanki w tym czasie chodziły w ładnych sukieneczkach, czystych - od rana do wieczora. A ja ?...zawsze odarte kolana, łokcie, w spodniach . Mama mówila, że nie warto mi szyc sukienek, (sama szyła), bo i tak nawet w sukience wygladam jak chłopak. Znajome mamy, mówiły "ładnego chłopczyka pani ma",a ja w bek, bo przeciez dziewczynką byłam...
No to faktycznie bylysmy chlopczyce :))) Moja Mama zawsze stawiala mi za wzor corki swojego brata, bo one takie dziewczece......do dzis ich nie lubie dzieki temu ;)) A w sukieneczkach tez mi bylo bardzo trudno sie poruszac, wlosy musialam miec zawsze krotko obciete, bo wszystko tam bylo lacznie ze smola ja tylko czekalam jak brat wyrosnie ze swoich spodni i juz byly moje. Ale pamietam jak kiedys dostalam lanie bo poszlam do szkoly w swetrze ojca, sweterek nie powiem siegal mi do kolan i moglam sie w niego zmiescic z dodatkowo czterema kolezankami.....Mama mnie przylapala na tym przestepstwie i dostalo mi sie za "przynoszenie wstydu rodzinie"... Generalnie rzecz biorac przynoszenie wstydu rodzinie bylo czestym przestepstwem w moim przypadku ;) jedna z ciotek, ktora zawsze lubilam i lubie mowila, ze ja jestem jak wirus i rozprzestrzeniam moje zachowanie na inne dzieci :)))
To synek mojej siorki.
Fajny hultaj!
Słuchajcie, oczywiście żartuję - to jedna z "postaci" w Muzeum Lalek, które miałam przyjemność odwiedzić.
Coś niebywałego - 1700 lalek!!
Przecież to lalka !!!!
Piegusawa- a skąd Ty piszesz, że masz taka godzinę ??????
Ojoj, sorki, że nie odpisałam.
Piszę z Polski przecież, tylko, że noc była, zasiedziałam się, ot co!
A co się stało ze zdjeciem lalki ? fajna była, chciałam pokazac mężowi...a tu kicha, ni ma.
Jak to ni ma? Jest!
u mnie jest tylko krzyżyk....
jasia
O kurcze, to muszę zapytać męża, jak przyjdzie, bo to przekracza moje umiejętności komputerowe.
u mnie w ogole nic nie ma !
Ok, spróbuję wrzucić jeszcze raz.
Teraz widać? Dajcie znać, bo jeśli nie - to coś robię źle...
Tak... teraz jest ta fajna lala
dzięki - jasia
Pozwoliłam sobie zamieścić jeszcze dwa zdjęcia z Muzeum Lalek.
Słodkie te lale, a jakie mają stroje...
jak byłam mała, to taka porcelanowa lala w ślicznej sukience siedziala na środku łóżka u znajomej mojej mamy,
jak byłam grzeczna, to moglam się nią pobawic.
Och, co to była za radośc.
Później miałam już swoją lalę, miała włosy, zamykała oczy i mówiła "mama".
Ile ja wtedy mialam koleżanek..., wszystkie chciały się ze mną bawic.
Ja jedna na ulicy miałam taką lalkę...to były czasy...
pozdrawiam jasia
Oj Jasiu, moja Mama tez miala znajoma z lalka na srodku wyscielonego pod kwadracik lozka :)) i tez jako pierwsza w okolicy mialam taka mowiaca i zamykajaca oczy lalke...... ale zle sie to dla mnie skonczylo, bo kiedys bawilam sie z kolezanka przed domem i jakis chlopak sie z nas nasmiewal i co gorsze z tej mojej lalki wiec niewiele myslac wyrznelam go w lepetyne zeliwna wanienka z nozkami (zabawka, ale grozna) i krew sie polala ..... oczywiscie zostalam stosownie ukarana (nie wolno mi bylo lalki wynosic z domu - to chyba byla najciezsza kara w tamtych czasach niemoznosc pochwalenia sie tym co sie ma) .... Tak wiec nie mam za milych wspomnien z bawienia sie lalkami ......cos mi sie wydaje, ze od tamtej pory zaczelam bawic sie z kolegami brata w wojne i lazic po drzewach....
Cha, cha ...dobre...., moja śliczna lalka niestety źle skończyła, kiedyś bawiłyśmy się w "dom"
i złapał nas deszcz, my w nogi, a lalka została...gdy po nią pobieglam , to niestety wlosy, które były na tekturze-
- rozmiekły..i takim sposobem skalp został zdjęty...byłam mocno zszokowana, że mama się za bardzo nie gniewała...
i ja też jakoś od tego czasu bardziej grywałam w "wojne", "palanta", "scyzoryk" i tak takie chlopiece zabawy...
oczywiscie pod "ścisłym " okiem mojego starszego brata.
Jesteśmy rowieśnicami i myślę, że nasze dzięcięce zabawy były bardzo podobne....
aaa, co do łażenia po drzewach, to też byłam niezłą bochaterką...właziłam , gdzie się dało...
raz wlazłam na śliwkę i odkryłam......, że mam lęk wysokości...siedziałam na tej śliwce pół dnia....
az mój ojciec mnie znalazł i obiecując milczenie ( przed kolegami), ściągnął mnie na ziemię.
O ! ulgo wieczna, juz nigdy na żadne drzewo z własnej woli nie wlazłam....
pozdrawiam jasia
Jasiu, jednym slowem to byly czasy !!!! Czasem jak wspominam to moje dziecinstwo to sie sama zasmiewam do rozpuku.
Na pierwsze w zyciu drzewo zostalam wsadzona przez wujka (18letniego wowczas, ja mialam chyba 3 lata), ktory mial sie mna opiekowac w czasie jak wszyscy pomagli dziadkom przy zniwach, posadzil mnie tam i kazal siedziec i sie nie ruszac, a on polecial do kolegow. Nie wiem jak dlugo go nie bylo, ale zaczelam sie wiercic i zawisnelam na drzewie za falbanke sukienki, poczym spadlam na plasko i doczolgalam sie do domu poobijana jak ofiara wojenna ..... oj dostalo sie wujciowi, dostalo.... Potem jak juz bylam starsza to zawsze brat i jego koledzy wciagli mnie na te drzewa metoda ciagniecia i popychania za kuper, bo jak trzeba bylo sie chowac przed wrogiem to taka beksa pod drzewem nie wrozyla nic dobrego :)))) i tym sposobem doszlam do jakiej takiej perfekcji :)))
Oj były, to czsy były...a na takie dziewczyny jak (chyba my) , wołali - chłopczyce,
bo moje koleżanki w tym czasie chodziły w ładnych sukieneczkach, czystych - od rana do wieczora.
A ja ?...zawsze odarte kolana, łokcie, w spodniach .
Mama mówila, że nie warto mi szyc sukienek, (sama szyła), bo i tak nawet w sukience wygladam jak chłopak.
Znajome mamy, mówiły "ładnego chłopczyka pani ma",a ja w bek, bo przeciez dziewczynką byłam...
No to faktycznie bylysmy chlopczyce :))) Moja Mama zawsze stawiala mi za wzor corki swojego brata, bo one takie dziewczece......do dzis ich nie lubie dzieki temu ;)) A w sukieneczkach tez mi bylo bardzo trudno sie poruszac, wlosy musialam miec zawsze krotko obciete, bo wszystko tam bylo lacznie ze smola ja tylko czekalam jak brat wyrosnie ze swoich spodni i juz byly moje. Ale pamietam jak kiedys dostalam lanie bo poszlam do szkoly w swetrze ojca, sweterek nie powiem siegal mi do kolan i moglam sie w niego zmiescic z dodatkowo czterema kolezankami.....Mama mnie przylapala na tym przestepstwie i dostalo mi sie za "przynoszenie wstydu rodzinie"... Generalnie rzecz biorac przynoszenie wstydu rodzinie bylo czestym przestepstwem w moim przypadku ;) jedna z ciotek, ktora zawsze lubilam i lubie mowila, ze ja jestem jak wirus i rozprzestrzeniam moje zachowanie na inne dzieci :)))