Od czego by tu zacząć ? hmmm.. Nie wiem chyba oszalałam ,mam gigantycznego stresa oczywiscie odbija sie to na moich bliskich . W niedziele o 5 rano wyjezdzamy do Polski ( ojj kiedy miesiąc temu było wiadomo że jedziemy cieszyłam sie jak dziecko ) Teraz czym bliżej wyjazdu coś mnie dopadło ,jakieś przygnębienie nie wiem ..... walizki czekają , bilety złatwione , sąsiedzi zaopiekują sie domem i zwierzętami wszystko dopięte na ostatni guzik , a mnie coś ściska w żołądku . Taki stres przed całą tą drogą ( będziemy jechać 600 kilomerów do promu potem 18 godzin płynąć no i jescze 200 i w domu . Moze to też ma związek z pogodą .Tutaj gdzie mieszkam zima w pełnej krasie a w Polsce szaleja wichury .Czy ja aby nie przesadzam _???? czy to tylko ja tak mam ????
nie martw się tak to jest przed wyjazdami , ja mam to samo , jak co roku jedziemy na wczasy , zamiast się cieszyc to jakoś tam jest nerwowo , ale potem juz na miejscu jest ok
Mysle, ze Olusia ma racje, ja tez tak mam, ze jak daleko do wyjazdu, to pelnia radosci a jak juz spakowana to najchetniej zostalabym w domu :))) ale potem na miejscu, to jakos to juz jest inaczej i znow sie ciesze. Ja mysle, ze w Twoim przypadku to w gre wchodzi jeszcze ta dluga podroz tyloma srodkami to faktcznie nie jest takie wesole. Na pocieszenie powiem Ci, ze ja juz zaczynam miec stres przed wyjazdem do Polski, a to jeszcze pol roku :))) wiec staram sie o tym nie myslec. Zycze Ci szczesliwej podrozy i glowa do gory wszystko bedzie dobrze, a potem przyjedziesz i bedziesz opowiadac ;)
Nie, nie tylko Ty tak masz.... :-)) Ja mam tak samo, jak jedziemy do Rodziców, (tylko jakieś 300km) to ja już dzień wcześniej jestem "naładowana", mój wielce wyrozumiały małżonek nazywa to "syndromem przedwyjazdowym". Życzę Ci bezpiecznej podróży :-))
Pomimo, że pakowanie to niemalże mój chleb powszedni - dzień przed wyjazdem i jak coraz blizej niego lepiej do mnie nie podchodzić. Na wszystkich warczę, a już jak coś jest zrobione nie tak jak chciałam....Ale wreszcie wsiadamy do samochodu...jeszcze chwila nerwów, przypominanie co zostało zapomniane i zaczyna się radość z wyjazdu
Jest taka stara piosenka, którą śpiewa Willie Nelson i zaczyna się tak: "On the road again Seeing places I have never been..." i coś tam dalej, ale nie pamiętam. Była ona (piosenka) na ścieżce dźwiękowej do Forresta Gumpa - jak dla mnie kwinesencja podróżowania (ale samochodowego). Polecam p.
ASTI nie martw sie, to chyba normalka:-). Ja tez tak mam, w zeszlym roku jechalam do polski, cieszylam sie jak dziecko( juz kilka m,cy wczesniej). Przed wyjazdem nerwowka, jak ja sobie poradze z dwojka maluchow sama, chociaz wczesniej mnie to wcale nie martwilo.Gdy juz wsiadlam do samolotu, nerwy odeszly.Teraz tez co tydzien pokonujemy trase 300 km, i tez zawsze jakis nerw krazy :-)) Maz sie juz przyzwyczail i co tydzien przed wyjazdem pyta czy przepadzisko bierze czy obejdzie sie bez:-). Dzis wieczorem wyjezdzamy wiec zobaczymy czy przepadzisko mnie wezmie:-)) Zycze szczesliwej drogi.
kurcze a ja nie wiem o czym wy mówicie, fakt nie mieszkam za granica wiec nie wracam do polski ale nie przypominam sobie zebym przed wakacjami była spieta uwielbiam to wrecz, jednej rzeczy za to nie lubie wracac do domu w którym jest bajzel wiadomo w wirze pakowania czesto nie pochowa sie pewnych rzeczy albo nie zdazy czegos tam zrobic ja staram sie aby wszystko bylo super bo nie znosze wracac do bałaganu ;-)
Malgosiu, na sama mysl o siedzeniu 8 godz w samolocie robi mi sie niedobrze....nie mozesz wstac, polazic, nie ma co robic ...uwielbiam czytac, ale ilez mozna lot do 3godz znosze normalnie, 5 jest jeszcze do przezycia, ale 8 mnie wykancza.... Chyba sobie zaaplikuje tabletki nasenne .....wrrrrrrrrrrrr...... Tez staram sie zostawic wszystko w prawie idealnym porzadku, bo masz racje, nie ma nic gorszego niz wracanie do balaganu. Wiec moze tak uwielbiam wakacje, ale nie podroz ;)))
Luckystar, nie rozsmieszaj mnie! 8 godzin to mozna wytrzymac nawet siedzac na nocniku /przyslowie czeskie/. Rowno za miesiac lece do Paryza, to tylko 2.5 godz., czekam 2 godz. na nastepny samolot i lece "tylko" 12.5 godz. non-stop. Zawsze zamawiam miejsce przy przejsciu, staram sie czesto wstawac i rozprostowac kosci, przewaznie w kolejce do toalety. Tam tez toczy sie najwiecej pogaduszek. Ogladam filmy, slucham muzyki, gram w machjonga lub "Milionera". W samolocie nigdy nie spie, czesto chodze do barku napic sie czegos zimnego lub zjesc cos slodkiego. Najbardziej dokuczaja nogi, bola i sa spuchniete, wylatujac mam nr buta 24 a dolatujac 25.5 /na wszelki wypadek zawsze woze takie "kajaki" w podrecznej torbie/. Z lotniska jade jeszcze 2,5 godz.metrem z trzema przesiadkami. Podobnie jak Ty uwielbiam wakacje ale i podroze tez! Kiedys jechalam cztery dni przez Syberie i to pociagiem! Fajnie bylo! Jeszcze ciagle Twoja 8-godzinna podroz wydaje Ci sie taka dluga? Pozdrawiam tych co lubia lub musza podrozowac. Mari
Jeszcze dluga :( .... wiesz, pociagiem moglabym podrozowac, samochodem tez mi nie przeszkadza, statek wrecz bylby mile widziany, ale ten samolot to jak kapsula bez wyjscia :)) ograniczone mozliwosci lazenia.... i to mnie denerwuje. A spac tez nie moge, wiec stad pomysl z tymi tabletkami, bo wlasnie bedziemy leciec w nocy i diabli mnie biora jak wszyscy inni spia, tylko ja nie moge, a wtedy tez nie bardzo chce lazikowac bo to przeszkadza innym .... ech chyba poprosze o miejsce siedzace na skrzydle :))) gdyby sie dalo do Polski leciec z kilkoma przerwami i podzielic te 8 godz, na kilka krotszych odcinkow czasowych to bylabym cala w skowronkach .... ale nie daja przesiadek nad oceanem :((
2 godziny ledwie wytrzymuje w samolocie a co dopiero 8 czy 12.....Najlepszy jest start i ladowanie a pomiedzy nimi mozna sie zanudzic na smierc i te ciagle zatykanie sie uszow...wspolczuje Wam serdecznie...ale czego sie nie robi, zeby pojechac tam, gdzie sie chce ;)
Przed wyjazdem do Polski cieszylam sie bardzo,bardzo...Bedac w Polsce odetchnelam polskim powietrzem, ale to tylko chwila, pozniej dopadlo mnie sprzatanie, problem z wynajmem mieszkania, znajomi i rodzina...i byl to wlasciwie tylko tydzien a ja marzylam o jak najszybszym powrocie do Anglii, nie wystraszylo mnie ze w tamta strone jechalismy tylko pociagiem i samolotem a w ta- samolotem, pociagiem, metrem i taksowka, modlilam sie tylko o chwile kiedy znajde sie w ''moim'' mieszkanku i odpoczne od tego zgielku, zamieszania,goszczenia i chodzenia w goscine...Moze troche nie na temat, ale od wczoraj jestem nie ''tematowa''' dziewczyna...pozdrawiam serdecznie...
nie martw się tak to jest przed wyjazdami , ja mam to samo , jak co roku jedziemy na wczasy , zamiast się cieszyc to jakoś tam jest nerwowo , ale potem juz na miejscu jest ok
Mysle, ze Olusia ma racje, ja tez tak mam, ze jak daleko do wyjazdu, to pelnia radosci a jak juz spakowana to najchetniej zostalabym w domu :))) ale potem na miejscu, to jakos to juz jest inaczej i znow sie ciesze. Ja mysle, ze w Twoim przypadku to w gre wchodzi jeszcze ta dluga podroz tyloma srodkami to faktcznie nie jest takie wesole. Na pocieszenie powiem Ci, ze ja juz zaczynam miec stres przed wyjazdem do Polski, a to jeszcze pol roku :))) wiec staram sie o tym nie myslec. Zycze Ci szczesliwej podrozy i glowa do gory wszystko bedzie dobrze, a potem przyjedziesz i bedziesz opowiadac ;)
Nie, nie tylko Ty tak masz.... :-)) Ja mam tak samo, jak jedziemy do Rodziców, (tylko jakieś 300km) to ja już dzień wcześniej jestem "naładowana", mój wielce wyrozumiały małżonek nazywa to "syndromem przedwyjazdowym". Życzę Ci bezpiecznej podróży :-))
hahhaha moj mowi, ze mam "wzrastajacy wskaznik paniki" :))))))
Pomimo, że pakowanie to niemalże mój chleb powszedni - dzień przed wyjazdem i jak coraz blizej niego lepiej do mnie nie podchodzić. Na wszystkich warczę, a już jak coś jest zrobione nie tak jak chciałam....Ale wreszcie wsiadamy do samochodu...jeszcze chwila nerwów, przypominanie co zostało zapomniane i zaczyna się radość z wyjazdu
Jest taka stara piosenka, którą śpiewa Willie Nelson i zaczyna się tak:
"On the road again
Seeing places I have never been..."
i coś tam dalej, ale nie pamiętam.
Była ona (piosenka) na ścieżce dźwiękowej do Forresta Gumpa - jak dla mnie kwinesencja podróżowania (ale samochodowego).
Polecam
p.
Ja też mam stres przed wyjazdami, ale tylko z powodu męża, zawsze tuż przed wyjazdem mówi że czuje się do d.......to mnie po prostu rozwala.
kurcze a ja nie wiem o czym wy mówicie, fakt nie mieszkam za granica wiec nie wracam do polski ale nie przypominam sobie zebym przed wakacjami była spieta uwielbiam to wrecz, jednej rzeczy za to nie lubie wracac do domu w którym jest bajzel wiadomo w wirze pakowania czesto nie pochowa sie pewnych rzeczy albo nie zdazy czegos tam zrobic ja staram sie aby wszystko bylo super bo nie znosze wracac do bałaganu ;-)
Luckystar, nie rozsmieszaj mnie! 8 godzin to mozna wytrzymac nawet siedzac na nocniku /przyslowie czeskie/. Rowno za miesiac
lece do Paryza, to tylko 2.5 godz., czekam 2 godz. na nastepny samolot i lece "tylko" 12.5 godz. non-stop. Zawsze zamawiam miejsce przy przejsciu, staram sie czesto wstawac i rozprostowac kosci, przewaznie w kolejce do toalety. Tam tez toczy sie najwiecej pogaduszek. Ogladam filmy, slucham muzyki, gram w machjonga lub "Milionera". W samolocie nigdy nie spie, czesto chodze do barku napic sie czegos zimnego lub zjesc cos slodkiego. Najbardziej dokuczaja nogi, bola i sa spuchniete, wylatujac mam nr buta 24 a dolatujac 25.5 /na wszelki wypadek zawsze woze takie "kajaki" w podrecznej torbie/. Z lotniska jade jeszcze 2,5 godz.metrem z trzema
przesiadkami. Podobnie jak Ty uwielbiam wakacje ale i podroze tez! Kiedys jechalam cztery dni przez Syberie i to pociagiem! Fajnie bylo!
Jeszcze ciagle Twoja 8-godzinna podroz wydaje Ci sie taka dluga?
Pozdrawiam tych co lubia lub musza podrozowac. Mari
Jeszcze dluga :( .... wiesz, pociagiem moglabym podrozowac, samochodem tez mi nie przeszkadza, statek wrecz bylby mile widziany, ale ten samolot to jak kapsula bez wyjscia :)) ograniczone mozliwosci lazenia.... i to mnie denerwuje. A spac tez nie moge, wiec stad pomysl z tymi tabletkami, bo wlasnie bedziemy leciec w nocy i diabli mnie biora jak wszyscy inni spia, tylko ja nie moge, a wtedy tez nie bardzo chce lazikowac bo to przeszkadza innym .... ech chyba poprosze o miejsce siedzace na skrzydle :))) gdyby sie dalo do Polski leciec z kilkoma przerwami i podzielic te 8 godz, na kilka krotszych odcinkow czasowych to bylabym cala w skowronkach .... ale nie daja przesiadek nad oceanem :((
2 godziny ledwie wytrzymuje w samolocie a co dopiero 8 czy 12.....Najlepszy jest start i ladowanie a pomiedzy nimi mozna sie zanudzic na smierc i te ciagle zatykanie sie uszow...wspolczuje Wam serdecznie...ale czego sie nie robi, zeby pojechac tam, gdzie sie chce ;)
Przed wyjazdem do Polski cieszylam sie bardzo,bardzo...Bedac w Polsce odetchnelam polskim powietrzem, ale to tylko chwila, pozniej dopadlo mnie sprzatanie, problem z wynajmem mieszkania, znajomi i rodzina...i byl to wlasciwie tylko tydzien a ja marzylam o jak najszybszym powrocie do Anglii, nie wystraszylo mnie ze w tamta strone jechalismy tylko pociagiem i samolotem a w ta- samolotem, pociagiem, metrem i taksowka, modlilam sie tylko o chwile kiedy znajde sie w ''moim'' mieszkanku i odpoczne od tego zgielku, zamieszania,goszczenia i chodzenia w goscine...Moze troche nie na temat, ale od wczoraj jestem nie ''tematowa''' dziewczyna...pozdrawiam serdecznie...