Byly juz watki o tym gdzie wyjechalismy i jak nam sie zyje poza krajem. Mowilismy czego nam brakuje na obczyznie. Byla tesknota za krajem, jedzeniem, rodzina itp. A ja chce Was zapytac jak traktuje sie w kraju, w ktorym mieszkacie, innego Polaka. W Szkocji "naszych" jest mnostwo. Ale panuje tu zasada cos a'la - skoro jestes Polakiem to musisz rodakowi pomoc. Wyjatki od reguly sie zdarzaja ale cos w tym jest. Bylam kiedys na kliku spotkaniach Polakow i skonczylo sie na tym ze jeden patrzyl na drugiego doslownie jak na wroga. Rozmowy, owszem, ale na neutralne tematy i to krotko, byle juz nie rozmawiac. Z kolei niedaleko nas mieszkaja ludzie z ......(jakies miasto w Polsce) ktorzy uwazaja ze powinnismy, jako rodacy, zawsze we wszystkim im pomgac i nie miec kontaktow ze Szkotami tylko z Polakami bo "My" musimy sie trzymac razem. Poza tym panuje zawisc, patrzenie jeden na drugiego jak na zagrozenie, zlosliwosc i niezyczliwosc. Tu pewnie moznaby wiecej wymieniac, ale szkoda czasu. Powiem szczerze, ze na "naszych" ktorzy osiedlili sie na wyspach juz sie kilka razy sparzylam i teraz raczej unikam tutaj kontaktow z Polakami. A ja to jest w innych krajach???
Polacy musza i trzymaja sie razem tylko wtedy, gdy jest zagrozenie dla nich, jako narod-w przeciwnym wypadku widza w swoim rodaku konkurenta, wroga, majacego nadzieje,ze ten drugi zarabia mniej niz on i ze tamtemu szybciej sie noga powinie... Rzeczywiscie rozmowy sa sztuczne i na kazdym kroku trzeba uwazac,zeby za duzo nie powiedziec. Anglicy szczyca sie, ze im sie lepiej powodzi, Polacy odwrotnie musi sie lepiej powodzic,ale ten drugi nie moze o tym wiedziec...Dlatego Anglicy zawsze na powitanie mowiac jak sie czujesz, odpowiadaja dziekuje dobrze a Polak odpowie: wiesz glowa mnie dzisiaj boli, w pracy sie nie uklada, zycie jest do niczego....;)))
Witajcie dziewczyny, ciekawy temat, ale rzeka.........A tak w skrocie, to wydaje mi sie, ze ludzie wszedzie dobieraja sie wedlug jakiegos sprecyzowanego klucza, czasem jest srodowiskowy wylacznie, czesto wedlug pasji czy podobnych zainteresowan, czasem z powodu starych zazylosci itd. I wedlug tego samego klucza dobieramy sie gdzie indziej, tylko mamy wrazenie, ze klucz sie nam poszerzyl o miejsce urodzenia, nic bardziej blednego, i oczekujemy jakichs szczegolnych zachowan naszych rodakow tylko dlatego, ze sa naszymi wspolziomkami. Mysle, ze z samego faktu emigracji, ludzie nie poddaja sie metamorfozie : zawistny glupek czy nad Wisla, czy nad Tamiza ciagle bedzie tym samym zawistnym glupkiem. Byl czas kiedy wydawalo mi sie, ze starcza dzieci w tej samej polskiej szkole, zeby zaprzyjaznic sie z mamami. Ale okazalo sie, ze nawet przekazywanie tradycji moze byc kompletnie inne, ze kazda ma inne oczekiwania ,ze nawet niby wspolny jezyk moze byc rozny. Tyle tutaj nas z roznych stron, ze ogromnie jestem ciekawa jak Wy tego Polaka - sasiada w obcym kraju postrzegacie. Ja mam ogromnie duzo przyjaciol polskich, ze nie wiekszosc, ale to sa Ci sami ludzie ktorych wybralabym za przyjaciol w Polsce. Pozdrawiam wszystkie emigrantki i krajowe.
Dokładnie jak potrzebują pomocy to wtedy wiedzą gdzie sa drzwi drugiego Polaka,w przeciwnym wypadku maja Cię "gdzieś".Obecnie mieszkam w Anglii,przyjechałam tu do chłopaka,przed mom przyjazdem,różni znajomi obiecywali"no pewnie jak przyjedziesz coś pomożemy Ci znaleźdż,pójde z Tobą tu i tam i coś znajdziemy"w rezultacie,po moim przyjezdzie,dziwnym trafem,każdy był zabiegany,nie miał czasu itp itd,teraz kiedy mam już pracę,potrafię się już sama dogadać to wiedzą gdzie mieszkm jak potrzebują pomocy.Na palcach jednej ręki można policzyć rodaków pomagających sobie .
potwierdze Twoje slowa, ze na obczyznie nie jestesmy bardzo przyjaznoi wobec siebie, i nprawde czesto rozmowa ogranicza sie doprzysłowiowej pogody. jechałam kiedys metrem w Paryzu z męzem i rozmawialiśmy, nidaleko siedział inna para i tez rozmawiali, ale tak ciszutko szepte, abysmy nie słyszeli o czym, przykre to było, a na miescie jak zapytałam sie jak dosc do jakiegos miejsca to niestety polacy nie udzielili mi odpowiedzi bo sie spieszą:( przykre to było,ale niestety prawdziwe, choc wierze ze nie zawsze tak jest.
tak jak tu juz ktos napisal: niestety Polacy na Obczyznie trzymaja sie razem tylko przeciw innym czyli Tubylcom. Mialam juz roznych znajomych z Polski i tylko kilka znajomosci sie ostalo. Dopuki nie masz (lepiej w ICH subiektywnym) wyobrazeniu jest wszystko ok. Jakos nie potrafimy sie razem trzymac bez zazdrosci ale musze powiedziec ze mieszkam w malej miejscowosci wiec nie mam mozliwosci poznac coraz to nowych przybyszy z Polski. Moje wrazenia odnosza sie do znajomosci sprzed lat parunastu w mojej grupie wiekowej i starszych. Moze mlodsi przybysze sa inni. Jak Was wszystkich na Necie poznalam (a mieszkacie przeciez roznie) MUSI byc tez inaczej:-)
Byly juz watki o tym gdzie wyjechalismy i jak nam sie zyje poza krajem. Mowilismy czego nam brakuje na obczyznie. Byla tesknota za krajem, jedzeniem, rodzina itp.
A ja chce Was zapytac jak traktuje sie w kraju, w ktorym mieszkacie, innego Polaka.
W Szkocji "naszych" jest mnostwo. Ale panuje tu zasada cos a'la - skoro jestes Polakiem to musisz rodakowi pomoc. Wyjatki od reguly sie zdarzaja ale cos w tym jest. Bylam kiedys na kliku spotkaniach Polakow i skonczylo sie na tym ze jeden patrzyl na drugiego doslownie jak na wroga. Rozmowy, owszem, ale na neutralne tematy i to krotko, byle juz nie rozmawiac.
Z kolei niedaleko nas mieszkaja ludzie z ......(jakies miasto w Polsce) ktorzy uwazaja ze powinnismy, jako rodacy, zawsze we wszystkim im pomgac i nie miec kontaktow ze Szkotami tylko z Polakami bo "My" musimy sie trzymac razem. Poza tym panuje zawisc, patrzenie jeden na drugiego jak na zagrozenie, zlosliwosc i niezyczliwosc. Tu pewnie moznaby wiecej wymieniac, ale szkoda czasu.
Powiem szczerze, ze na "naszych" ktorzy osiedlili sie na wyspach juz sie kilka razy sparzylam i teraz raczej unikam tutaj kontaktow z Polakami.
A ja to jest w innych krajach???
Polacy musza i trzymaja sie razem tylko wtedy, gdy jest zagrozenie dla nich, jako narod-w przeciwnym wypadku widza w swoim rodaku konkurenta, wroga, majacego nadzieje,ze ten drugi zarabia mniej niz on i ze tamtemu szybciej sie noga powinie... Rzeczywiscie rozmowy sa sztuczne i na kazdym kroku trzeba uwazac,zeby za duzo nie powiedziec. Anglicy szczyca sie, ze im sie lepiej powodzi, Polacy odwrotnie musi sie lepiej powodzic,ale ten drugi nie moze o tym wiedziec...Dlatego Anglicy zawsze na powitanie mowiac jak sie czujesz, odpowiadaja dziekuje dobrze a Polak odpowie: wiesz glowa mnie dzisiaj boli, w pracy sie nie uklada, zycie jest do niczego....;)))
Witajcie dziewczyny, ciekawy temat, ale rzeka.........A tak w skrocie, to wydaje mi sie,
ze ludzie wszedzie dobieraja sie wedlug jakiegos sprecyzowanego klucza, czasem jest
srodowiskowy wylacznie, czesto wedlug pasji czy podobnych zainteresowan, czasem z powodu starych
zazylosci itd. I wedlug tego samego klucza dobieramy sie gdzie indziej, tylko mamy wrazenie, ze klucz sie nam
poszerzyl o miejsce urodzenia, nic bardziej blednego, i oczekujemy jakichs szczegolnych zachowan naszych
rodakow tylko dlatego, ze sa naszymi wspolziomkami. Mysle, ze z samego faktu emigracji, ludzie nie poddaja sie
metamorfozie : zawistny glupek czy nad Wisla, czy nad Tamiza ciagle bedzie tym samym zawistnym glupkiem.
Byl czas kiedy wydawalo mi sie, ze starcza dzieci w tej samej polskiej szkole, zeby zaprzyjaznic sie z mamami.
Ale okazalo sie, ze nawet przekazywanie tradycji moze byc kompletnie inne, ze kazda ma inne oczekiwania ,ze
nawet niby wspolny jezyk moze byc rozny.
Tyle tutaj nas z roznych stron, ze ogromnie jestem ciekawa jak Wy tego Polaka - sasiada w obcym kraju postrzegacie.
Ja mam ogromnie duzo przyjaciol polskich, ze nie wiekszosc, ale to sa Ci sami ludzie ktorych wybralabym za przyjaciol
w Polsce. Pozdrawiam wszystkie emigrantki i krajowe.
Dokładnie jak potrzebują pomocy to wtedy wiedzą gdzie sa drzwi drugiego Polaka,w przeciwnym wypadku maja Cię "gdzieś".Obecnie mieszkam w Anglii,przyjechałam tu do chłopaka,przed mom przyjazdem,różni znajomi obiecywali"no pewnie jak przyjedziesz coś pomożemy Ci znaleźdż,pójde z Tobą tu i tam i coś znajdziemy"w rezultacie,po moim przyjezdzie,dziwnym trafem,każdy był zabiegany,nie miał czasu itp itd,teraz kiedy mam już pracę,potrafię się już sama dogadać to wiedzą gdzie mieszkm jak potrzebują pomocy.Na palcach jednej ręki można policzyć rodaków pomagających sobie .
potwierdze Twoje slowa, ze na obczyznie nie jestesmy bardzo przyjaznoi wobec siebie, i nprawde czesto rozmowa ogranicza sie doprzysłowiowej pogody.
jechałam kiedys metrem w Paryzu z męzem i rozmawialiśmy, nidaleko siedział inna para i tez rozmawiali, ale tak ciszutko szepte, abysmy nie słyszeli o czym, przykre to było, a na miescie jak zapytałam sie jak dosc do jakiegos miejsca to niestety polacy nie udzielili mi odpowiedzi bo sie spieszą:(
przykre to było,ale niestety prawdziwe, choc wierze ze nie zawsze tak jest.
tak jak tu juz ktos napisal: niestety Polacy na Obczyznie trzymaja sie razem tylko przeciw innym czyli Tubylcom. Mialam juz roznych znajomych z Polski i tylko kilka znajomosci sie ostalo. Dopuki nie masz (lepiej w ICH subiektywnym) wyobrazeniu jest wszystko ok. Jakos nie potrafimy sie razem trzymac bez zazdrosci ale musze powiedziec ze mieszkam w malej miejscowosci wiec nie mam mozliwosci poznac coraz to nowych przybyszy z Polski. Moje wrazenia odnosza sie do znajomosci sprzed lat parunastu w mojej grupie wiekowej i starszych. Moze mlodsi przybysze sa inni. Jak Was wszystkich na Necie poznalam (a mieszkacie przeciez roznie) MUSI byc tez inaczej:-)