Wczoraj koło południa. Wyglądam przez okno - czarna chmura oddala się majestatycznie w kierunku Szwecji, pogłębiając kolor i tak brudnego już morza. Szybka decyzja - wyjść z koleżanką na zakupy, może nam zanadto nie zamoczy gniazd na głowie. Wychodzimy, kupujemy, gawędzimy... LEJE! (skąd do cholery wzięło się to małe ciemnoszare, skoro i tak świeci słońce?!) - cierpliwie mokniemy pod krzakiem niewiadomego gatunku. Rozważamy dalsze zakupy w zasiusianych przez deszcz ubraniach lub sromotny odwrót w kierunku zamieszkiwanej przez nas wielkiej płyty. Po krótkiej wymianie zdań postanawiamy udawać, że nie jest to sromotny odwrót i wstępujemy dla niepoznaki do budy z warzywami, znajdującej się na trasie "zmokłe kury, jednak chcą do domu!")
No i teraz sytuacja, która nas setnie rozbawiła:
Ja: Kupię sobie chyba 8 ogórków gruntowych Koleżanka z lewą nogawką spodni przemoczoną do nitki (dalej nazywana Kol.): Dlaczego 8?? Ja: Bo więcej mi się nie chce nosić, to 8 powinno być chyba dobrze. Kol.: Aha, to kup mi kalafiora, ugotuję go jutro wieczorem chłopu... (zamyśla się) I pół kilo czereśni. Ja: Poproszę 8 ogórków, kalafiora i pół kilo tych dużych czereśni. (po chwili, gdy waga wykazała 79,9 dag) Trochę za dużo... Sprzedawczyni: burk, burk, grr, mełłł, mełłł... jasne, bo dwa deko za dużo... (wydłubuje dwie garście nadmiaru, nadal burcząc) Kol.: (bardzo głośno) Chyba poproszę, żeby z kalafiora pani obcięła liście. Ja.: (równie głośno protestuję) W żadnym wypadku,zachowaj liście, jeśli nie chcesz przyrządzić kalafiora dziś. Dzięki temu nie zepsuje się tak szybko. (do sprzedawczyni) Niech pani nie obcina liści. S.: (zaczyna obcinać liście) Ja: Miała pani nie obcinać liści. Kol.: No, już trudno, niech pani obetnie. Nic się takiego przecież nie stało. S.: (Przestaje obcinać i wkłada kalafiora do reklamówki, obok upycha liście, mierzac nas podejrzliwie wzrokiem od stóp do głów) S.: (Zwraca się do mojej koleżanki) Niech pani przyjdzie jutro, dam pani całą siatkę tych liści kalafiora, co zostaną z dzisiaj. Kol.: (Patrzy na S. jak na obłąkaną) Ale po co mi te liście?! Ja.: (Cierpliwie wprowadzam sprzedawczynię w tajniki sztuki kulinarnej, tłumacząc, dlaczego chciałyśmy zachować zielsko wokół białego jadalnego. Tymczasem sprzedawczyni, ponawia obcinanie liści z nieszczęsnego kalafiora i z powrotem upycha do siatki w formie odłączonej, w jaką przeszły). Kol.: (Z wyraźną rozpaczą w głosie) Ale ja nie chcę tych liści. S.: (z naciskiem) Jak pani TYCH nie chce, to niech jutro przyjdzie, dam więcej. Kol.: One mi nie są potrzebne obcięte! S.: (Z dezaprobatą wyciąga liście z foliowej siatki i odbiera pieniądze przekonana o niepełnosprawności umysłowej klientek). Za nami coraz mniej cierpliwie ogonek przemoczonych klientów.
Ciekawe, czy koleżance będzie smakował kalafior... Ciekawe, czy jeszcze kiedyś udamy się do tego warzywniaka, aby zakupić kalafiora... Ciekawe, czy jeśli tam jednak pójdziemy, będzie na nas czekał worek kalafiorowych liści...
Użytkownik Bodek napisał w wiadomości: > hahaha dobra :) nie ma to jak zapytac moze nastepnym razem o marchewke mloda > :) oczywiscie bez lisci :) hahah i moze obierze wam :)
Moj Mezczyzna Irlandczyk, nie jedzacy ZADNYCH warzyw oprocz marchewki, pieczarek i ziemniakow zgodzil sie zjesc zupe mej produkcji, jednak pyta pelen obaw: - A jakie tam dalas warzywa? Ja odpowiadam: - Ziemniaki... marchewke... pieczarki.... - A kalafior? - Alez kalafiora oczywiscie nie ma! *Oczywiscie byl, tylko zmiksowany na papke* Luby zjadl zupe, wzial dokladke byl zachwycony... Za dwa dni przychodzi, je zupe i stwierdza: - Co dodalas do tej zupy? Poprzednia byla lepsza! Ja zdenerwowana: - Bo tym razem kalafiora nie dalam! :D
A propos kalafiora. Jakiś czas temu stosowałam (przez rok czasu) dietę makrobiotyczną. W tej diecie zjada się w warzywie wszystko co jest zjadliwe a więc i liście kalafiora. Pewnego razu chodzę sobie po rynku, w większości kalafiory poobierane ,a ja szukam nieobranych. W końcu dostrzegam, że wśród sterty kalafiorów siedzi kobieta i obcina liście. Mówię, proszę jeden kalafior, ale proszę nie obcinać liści. Pani na to: jak chce Pani dla królika to ja dam Pani liści w reklamówkę. Ja: nie ja nie dla królika a dla siebie. Pani zaniemówiła, popatrzyła na mnie jakby zobaczyła Marsjankę.
Wczoraj koło południa.
Wyglądam przez okno - czarna chmura oddala się majestatycznie w kierunku Szwecji, pogłębiając kolor i tak brudnego już morza.
Szybka decyzja - wyjść z koleżanką na zakupy, może nam zanadto nie zamoczy gniazd na głowie.
Wychodzimy, kupujemy, gawędzimy...
LEJE! (skąd do cholery wzięło się to małe ciemnoszare, skoro i tak świeci słońce?!) - cierpliwie mokniemy pod krzakiem niewiadomego gatunku.
Rozważamy dalsze zakupy w zasiusianych przez deszcz ubraniach lub sromotny odwrót w kierunku zamieszkiwanej przez nas wielkiej płyty.
Po krótkiej wymianie zdań postanawiamy udawać, że nie jest to sromotny odwrót i wstępujemy dla niepoznaki do budy z warzywami, znajdującej się na trasie "zmokłe kury, jednak chcą do domu!")
No i teraz sytuacja, która nas setnie rozbawiła:
Ja: Kupię sobie chyba 8 ogórków gruntowych
Koleżanka z lewą nogawką spodni przemoczoną do nitki (dalej nazywana Kol.): Dlaczego 8??
Ja: Bo więcej mi się nie chce nosić, to 8 powinno być chyba dobrze.
Kol.: Aha, to kup mi kalafiora, ugotuję go jutro wieczorem chłopu... (zamyśla się) I pół kilo czereśni.
Ja: Poproszę 8 ogórków, kalafiora i pół kilo tych dużych czereśni. (po chwili, gdy waga wykazała 79,9 dag) Trochę za dużo...
Sprzedawczyni: burk, burk, grr, mełłł, mełłł... jasne, bo dwa deko za dużo... (wydłubuje dwie garście nadmiaru, nadal burcząc)
Kol.: (bardzo głośno) Chyba poproszę, żeby z kalafiora pani obcięła liście.
Ja.: (równie głośno protestuję) W żadnym wypadku, zachowaj liście, jeśli nie chcesz przyrządzić kalafiora dziś. Dzięki temu nie zepsuje się tak szybko. (do sprzedawczyni) Niech pani nie obcina liści.
S.: (zaczyna obcinać liście)
Ja: Miała pani nie obcinać liści.
Kol.: No, już trudno, niech pani obetnie. Nic się takiego przecież nie stało.
S.: (Przestaje obcinać i wkłada kalafiora do reklamówki, obok upycha liście, mierzac nas podejrzliwie wzrokiem od stóp do głów)
S.: (Zwraca się do mojej koleżanki) Niech pani przyjdzie jutro, dam pani całą siatkę tych liści kalafiora, co zostaną z dzisiaj.
Kol.: (Patrzy na S. jak na obłąkaną) Ale po co mi te liście?!
Ja.: (Cierpliwie wprowadzam sprzedawczynię w tajniki sztuki kulinarnej, tłumacząc, dlaczego chciałyśmy zachować zielsko wokół białego jadalnego. Tymczasem sprzedawczyni, ponawia obcinanie liści z nieszczęsnego kalafiora i z powrotem upycha do siatki w formie odłączonej, w jaką przeszły).
Kol.: (Z wyraźną rozpaczą w głosie) Ale ja nie chcę tych liści.
S.: (z naciskiem) Jak pani TYCH nie chce, to niech jutro przyjdzie, dam więcej.
Kol.: One mi nie są potrzebne obcięte!
S.: (Z dezaprobatą wyciąga liście z foliowej siatki i odbiera pieniądze przekonana o niepełnosprawności umysłowej klientek).
Za nami coraz mniej cierpliwie ogonek przemoczonych klientów.
Ciekawe, czy koleżance będzie smakował kalafior...
Ciekawe, czy jeszcze kiedyś udamy się do tego warzywniaka, aby zakupić kalafiora...
Ciekawe, czy jeśli tam jednak pójdziemy, będzie na nas czekał worek kalafiorowych liści...
ale sie usmialam hahahaha
hahaha dobra :) nie ma to jak zapytac moze nastepnym razem o marchewke mloda :) oczywiscie bez lisci :) hahah i moze obierze wam :)
Użytkownik Bodek napisał w wiadomości:
> hahaha dobra :) nie ma to jak zapytac moze nastepnym razem o marchewke mloda
> :) oczywiscie bez lisci :) hahah i moze obierze wam :)
ale obierki zapakuje
dobre hahahaaaaa, pewnie pomyslała ze macie jakieś zwierzatka i wstydzicie sie poprosić o liscie ;))
hihi..
proponuję tak udać się po 5 kg cebuli....obranej.
Super opowiastka, hahahahahahaha bardzo mi sie podobają takie "obrazki z życia" :)))))))))))
Opowiastka, owszem ciekawa, ale i wnerwiajaca ..... Na wszelki wypadek na Twoim miejscu juz bym "tworzyla" danie z lisci kalafiorowych :)))
To teraz ja wam opowiem historie :)
Moj Mezczyzna Irlandczyk, nie jedzacy ZADNYCH warzyw oprocz marchewki, pieczarek i ziemniakow zgodzil sie zjesc zupe mej produkcji, jednak pyta pelen obaw:
- A jakie tam dalas warzywa?
Ja odpowiadam:
- Ziemniaki... marchewke... pieczarki....
- A kalafior?
- Alez kalafiora oczywiscie nie ma! *Oczywiscie byl, tylko zmiksowany na papke*
Luby zjadl zupe, wzial dokladke byl zachwycony... Za dwa dni przychodzi, je zupe i stwierdza:
- Co dodalas do tej zupy? Poprzednia byla lepsza!
Ja zdenerwowana:
- Bo tym razem kalafiora nie dalam!
:D
Ma się te sposoby :) hahaha
A propos kalafiora. Jakiś czas temu stosowałam (przez rok czasu) dietę makrobiotyczną. W tej diecie zjada się w warzywie wszystko co jest zjadliwe a więc i liście kalafiora. Pewnego razu chodzę sobie po rynku, w większości kalafiory poobierane ,a ja szukam nieobranych. W końcu dostrzegam, że wśród sterty kalafiorów siedzi kobieta i obcina liście. Mówię, proszę jeden kalafior, ale proszę nie obcinać liści. Pani na to: jak chce Pani dla królika to ja dam Pani liści w reklamówkę. Ja: nie ja nie dla królika a dla siebie. Pani zaniemówiła, popatrzyła na mnie jakby zobaczyła Marsjankę.