Ostatnio pisałam o uzależnieniu od "jednogarnkowości", dziś nieco o chorobliwej manii produkowania ciast w sposób absolutnie nieprzepisowy. Bo jak inaczej nazwać skłonność do przeinaczania dobrych przecież przepisów, skoro: - leżą za daleko, bo aż w drugim pokoju całe 5 metrów od kuchni - siedzą w komputerze i trzeba do niego podejść i wyszukać odpowiednią stronę, aby wyświetlić składniki i sposób wykonania - leżą tuż pod nosem, ale akurat skończyła się mąka pszenna, zamiast rabarbaru mam wisnie, i jakaś niepotrzebna resztka jogurtu poniewiera się smętnie w lodówce Większość rozsądnych ludzi: - pójdzie po przepis do drugiego pokoju - włączy komputer i sprawdzi składniki - zje lub wyrzuci resztkę jogurtu, pójdzie do sklepu po brakujące składniki i upiecze ciasto Niestety, nie jestem rozsądnym człowiekim, lecz Wkn - czyli Wielką Kuchenną Niewiadomą i często postępuję w kuchni nie wiadomo jak, biorę przepisy nie wiadomo skąd i tworzę nie wiadomo co. I wiecie co? Ja to lubię, jak nie wiem co!
Przejdę może do rzeczy, pojadając jeden ze swoich cukierniczych cudotworów, bo przecież po to zakładałam wątek, aby zdać relację z wczorajszego pieczenia "na oko". Może znajdzie się jakiś Żarłok ryzykant, który powtórzy mój chaotyczny wypiek, należący do ciast pospolitych, babkowych, typowych ciast do kawy, na osłodzenie zwykłego dnia.
Margarynę rozpuścić z wodą i cukrem, przestudzić. Ubic pianę z białek. Dodać żółtka, mąki, jogurt, wymieszać. Delikatnie połączyć z pianą z białek. Połowę ciasta wymieszać z kakao i łyżką wody. Dość gęste ciasto nakładać kleksami na średniej wielkości blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównać wierzch. Gęsto posypać wiśniami, lekko wciskając je w ciasto. Piec ok 30 minut w ok. 170 stopniach. Sprawdzić drewnianym patyczkiem, czy nie jest surowe w środku. Przestudzić, obficie posypać cukrem pudrem. Zjadać od razu lub poczekać do następnego dnia, kiedy wydaje się jeszcze lepsze, bo nabiera jednocześnie krochości i miekkości ciast babkowych.
Przyznam, ze rozne juz cuda tworzylam w kuchni "na oko" ale nigdy ciasta, jakos mam wrazenie, ze pieczenie to proces chemiczny uzalezniony od konkretow, a ze jestem mniej konkretna osoba.... to sie boje ;)))))) Moze to tez wynika z faktu, ze bardzo rzadko pieke, wiec nie mam tego wyczucia, wynikajacego z doswiadczenia np. ile trzeba jajek na konkretna ilosc maki, zeby ciasto nie padlo... nie mam pojecia o takich rzeczach i nie mam wyobrazni cukiernika ..... W zwiazku z powyzszym zeznaniem, chyle czolo przed Wielka Kuchenna Niewiadoma (podoba mi sie) i z japa rozdziawiona do granic wytrzymalosci szczeki podziwiam :)))
Hm, gdzie ten chaos? wg mnie prawie typowe ciasto pod owoce - zawsze daję kostkę margaryny, szklankę cukru, jajka 4, a mąki to zależy, przeważnie 2 szklanki, ale jak coś jeszcze tam ciapnę mokrego to i 3 wsypię. Moje improwizowanie ogranicza się raczej do zwiększania mąki /żeby było wyższe ciasto/ a potem uzupełnianie -co tam mam pod ręką, aby miało to postać ciasta.
Wlasnie o to mi chodzi Alman, ze jak widac Ty masz pojecie.... a ja nie :(( Jesli chodzi o ciasta, to musze miec wszystko dokladnie wywazone, wymierzone, odliczone, przyklepane .... :))) w przeciwnym razie nawet nie zabieram sie do roboty :)))) Oczywiscie, ze to co podala Wkn jako skladniki to juz nie jest chaos, ale Ona prawdopodobnie zaczela, ze tak powiem z niczego, czyli musiala jakos te skladniki dobrac i skomponowac w odpowiednia calosc, ze wyszlo smaczne ciasto ......... Eeeeech :)) gdybym ja tak zaczela piec z przegladu lodowki i spizarki to ........nawet sie boje myslec co by moglo z tego wyjsc :)))) Ty musialabys widziec, jak ja glowkuje przy zmniejszaniu lub zwiekszaniu przepisow na ciasto ..... to jest prawie praca naukowa, doktoraty mozna pisac nad tym co ja wyczyniam :))))))
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości: > Oczywiscie, ze to co podala Wkn jako skladniki to juz nie jest > chaos, ale Ona prawdopodobnie zaczela, ze tak powiem z niczego, czyli musiala > jakos te skladniki dobrac i skomponowac w odpowiednia calosc, ze wyszlo > smaczne ciasto .........
Nie do końca, coś tam stukało do mojej słabej pamięci, że jakoś podobnie wygląda Ciasto z rabarbarem najłatwiejsze, ale byłam pewna tylko kostki margaryny i 3 łyżek wody - resztę zabyłam :) I wyszło, co wyszło. A zostały tylko dwa biedne kawałki, każdy z 6 wisienkami - akurat na pokolację (bo na kolację zupa wiśniowa z kluskami z ciasta ptysiopodobnego)
Robiąc ciasta zawsze trzymam się przepisu - jedyne co modyfikuję to ilość cukru - zawsze zmniejszam. Jeżeli dochodzi do improwizacji- a nie jest ich mało - to jest to zebranie kilku receptur i stworzenie nowej - ale nigdy na oko, zawsze zostają zachowane przepisowe proporcje - np. ciasto kruche zawsze robię z tego samego, swojego sprawdzonego przepisu.
Natomiast moja mama, babcie (już świętej pamięci), ciocia ciasta robią na oko - nawet nie korzystają ze szklanek - czują konsystencję - wiedzą kiedy dosypać mąki czy dolać mleka. Nie jest to może coś wyszukanego - ale słodki dodatek pachnący dzieciństwem - ciasta drożdżowe czy piaskowe pod owoce lub same. I w wielu wypadkach ich wyczucie zdaje lepszy egzamin niż ścisłe trzymanie się przepisu (chłonność mąki)
A ja zawsze improwizuję z ciastem drozdżowym na rogaliki, bułeczki z wszelakim nadzieniem. Podstawa na 0,5- 1 kg mąki to około 5 dkg drożdży , a reszta juz dowolnie byle konsystencja ciasta była dosyć luźna. Tłuszcz albo płynny albo wgnieciony , kwaśna smietana jak jest, to daję ilość od 1 łyżki do małego pojemnika,albo letnie mleko, 1 - 3 jajek, drożdzę z cukrem rozkęcone, albo w mleku z cukrem podrastają. Zagniatam, nie czekam aż wyrośnie cisato, a rogaliki czy bułeczki rosną puchate, mięciutkie. W innych wypiekach to ciasto wg przepisu ale dodatki owoce kremy masy to już jak fantazja podpowiada.
Ostatnio pisałam o uzależnieniu od "jednogarnkowości", dziś nieco o chorobliwej manii produkowania ciast w sposób absolutnie nieprzepisowy.
Bo jak inaczej nazwać skłonność do przeinaczania dobrych przecież przepisów, skoro:
- leżą za daleko, bo aż w drugim pokoju całe 5 metrów od kuchni
- siedzą w komputerze i trzeba do niego podejść i wyszukać odpowiednią stronę, aby wyświetlić składniki i sposób wykonania
- leżą tuż pod nosem, ale akurat skończyła się mąka pszenna, zamiast rabarbaru mam wisnie, i jakaś niepotrzebna resztka jogurtu poniewiera się smętnie w lodówce
Większość rozsądnych ludzi:
- pójdzie po przepis do drugiego pokoju
- włączy komputer i sprawdzi składniki
- zje lub wyrzuci resztkę jogurtu, pójdzie do sklepu po brakujące składniki
i upiecze ciasto
Niestety, nie jestem rozsądnym człowiekim, lecz Wkn - czyli Wielką Kuchenną Niewiadomą i często postępuję w kuchni nie wiadomo jak, biorę przepisy nie wiadomo skąd i tworzę nie wiadomo co.
I wiecie co? Ja to lubię, jak nie wiem co!
Przejdę może do rzeczy, pojadając jeden ze swoich cukierniczych cudotworów, bo przecież po to zakładałam wątek, aby zdać relację z wczorajszego pieczenia "na oko".
Może znajdzie się jakiś Żarłok ryzykant, który powtórzy mój chaotyczny wypiek, należący do ciast pospolitych, babkowych, typowych ciast do kawy, na osłodzenie zwykłego dnia.
Oto składniki i przepis:
60 dag wydrylowanych mozolnie wiśni
1 kostka dobrej margaryny
1 szkl cukru
3 łyzki wody
2 łyżki jogurtu naturalnego
3 jajka
1 łyżka kakao
1 łyżka wody
1 szkl mąki pszennej
1 niepelna szkl mąki z pełnego przemiału
1/2 mąki ziemniaczanej
Margarynę rozpuścić z wodą i cukrem, przestudzić. Ubic pianę z białek. Dodać żółtka, mąki, jogurt, wymieszać. Delikatnie połączyć z pianą z białek. Połowę ciasta wymieszać z kakao i łyżką wody.
Dość gęste ciasto nakładać kleksami na średniej wielkości blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównać wierzch. Gęsto posypać wiśniami, lekko wciskając je w ciasto. Piec ok 30 minut w ok. 170 stopniach. Sprawdzić drewnianym patyczkiem, czy nie jest surowe w środku. Przestudzić, obficie posypać cukrem pudrem. Zjadać od razu lub poczekać do następnego dnia, kiedy wydaje się jeszcze lepsze, bo nabiera jednocześnie krochości i miekkości ciast babkowych.
kto zaryzykuje?
Przyznam, ze rozne juz cuda tworzylam w kuchni "na oko" ale nigdy ciasta, jakos mam wrazenie, ze pieczenie to proces chemiczny uzalezniony od konkretow, a ze jestem mniej konkretna osoba.... to sie boje ;)))))) Moze to tez wynika z faktu, ze bardzo rzadko pieke, wiec nie mam tego wyczucia, wynikajacego z doswiadczenia np. ile trzeba jajek na konkretna ilosc maki, zeby ciasto nie padlo... nie mam pojecia o takich rzeczach i nie mam wyobrazni cukiernika ..... W zwiazku z powyzszym zeznaniem, chyle czolo przed Wielka Kuchenna Niewiadoma (podoba mi sie) i z japa rozdziawiona do granic wytrzymalosci szczeki podziwiam :)))
Hm, gdzie ten chaos? wg mnie prawie typowe ciasto pod owoce - zawsze daję kostkę margaryny, szklankę cukru, jajka 4, a mąki to zależy, przeważnie 2 szklanki, ale jak coś jeszcze tam ciapnę mokrego to i 3 wsypię.
Moje improwizowanie ogranicza się raczej do zwiększania mąki /żeby było wyższe ciasto/ a potem uzupełnianie -co tam mam pod ręką, aby miało to postać ciasta.
Wlasnie o to mi chodzi Alman, ze jak widac Ty masz pojecie.... a ja nie :(( Jesli chodzi o ciasta, to musze miec wszystko dokladnie wywazone, wymierzone, odliczone, przyklepane .... :))) w przeciwnym razie nawet nie zabieram sie do roboty :)))) Oczywiscie, ze to co podala Wkn jako skladniki to juz nie jest chaos, ale Ona prawdopodobnie zaczela, ze tak powiem z niczego, czyli musiala jakos te skladniki dobrac i skomponowac w odpowiednia calosc, ze wyszlo smaczne ciasto .........
Eeeeech :)) gdybym ja tak zaczela piec z przegladu lodowki i spizarki to ........nawet sie boje myslec co by moglo z tego wyjsc :))))
Ty musialabys widziec, jak ja glowkuje przy zmniejszaniu lub zwiekszaniu przepisow na ciasto ..... to jest prawie praca naukowa, doktoraty mozna pisac nad tym co ja wyczyniam :))))))
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> Oczywiscie, ze to co podala Wkn jako skladniki to juz nie jest
> chaos, ale Ona prawdopodobnie zaczela, ze tak powiem z niczego, czyli musiala
> jakos te skladniki dobrac i skomponowac w odpowiednia calosc, ze wyszlo
> smaczne ciasto .........
Nie do końca, coś tam stukało do mojej słabej pamięci, że jakoś podobnie wygląda Ciasto z rabarbarem najłatwiejsze, ale byłam pewna tylko kostki margaryny i 3 łyżek wody - resztę zabyłam :)
I wyszło, co wyszło. A zostały tylko dwa biedne kawałki, każdy z 6 wisienkami - akurat na pokolację (bo na kolację zupa wiśniowa z kluskami z ciasta ptysiopodobnego)
Robiąc ciasta zawsze trzymam się przepisu - jedyne co modyfikuję to ilość cukru - zawsze zmniejszam. Jeżeli dochodzi do improwizacji- a nie jest ich mało - to jest to zebranie kilku receptur i stworzenie nowej - ale nigdy na oko, zawsze zostają zachowane przepisowe proporcje - np. ciasto kruche zawsze robię z tego samego, swojego sprawdzonego przepisu.
Natomiast moja mama, babcie (już świętej pamięci), ciocia ciasta robią na oko - nawet nie korzystają ze szklanek - czują konsystencję - wiedzą kiedy dosypać mąki czy dolać mleka. Nie jest to może coś wyszukanego - ale słodki dodatek pachnący dzieciństwem - ciasta drożdżowe czy piaskowe pod owoce lub same. I w wielu wypadkach ich wyczucie zdaje lepszy egzamin niż ścisłe trzymanie się przepisu (chłonność mąki)
A ja zawsze improwizuję z ciastem drozdżowym na rogaliki, bułeczki z wszelakim nadzieniem. Podstawa na 0,5- 1 kg mąki to około 5 dkg drożdży , a reszta juz dowolnie byle konsystencja ciasta była dosyć luźna. Tłuszcz albo płynny albo wgnieciony , kwaśna smietana jak jest, to daję ilość od 1 łyżki do małego pojemnika,albo letnie mleko, 1 - 3 jajek, drożdzę z cukrem rozkęcone, albo w mleku z cukrem podrastają. Zagniatam, nie czekam aż wyrośnie cisato, a rogaliki czy bułeczki rosną puchate, mięciutkie.
W innych wypiekach to ciasto wg przepisu ale dodatki owoce kremy masy to już jak fantazja podpowiada.