Pytanię kieruję głównie do Kokliko - akurat zauważyłam jej komentarz odnośnie placków cebulowych z Alzacji - ale może jest jeszcze ktoś obeznany z tematem. Francuskiego nie znam. Mój mąż rozumie specyficzne, techniczne słownictwo. Choć to dawne niemieckie tereny to młode pokolenie, pracujace w gastronomii nie za bardzo włada niemieckim. Jeść coś jednak trzeba. Jedzenie przez cały tydzień pizzy z szynką i pieczarkami (to rozumiem) może być przesadą. Ryzykowanie na ładnie brzmiące nazwy może okazać się niewypałem. Już raz płacilam wcale nie mało za salceson - lokalną specjalność. A ja nie cierpię salcesonu...
Ja wprawdzie nie Kokliko ale, jeśli pozdwolisz, to wtrącę swoje trzy grosze :) Byłam w Alzacji raz - w Colmar i wiele razy przejeżdżałam, co prawda nie orientuję się aż tak dobrze w potrawach tego regionu, jednak miałam okazję jeść typowo alzacką specjalność, którą jest choucrout czyli francuski bigos. Tu jest link z wikipedii ze zdjęciem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kiszona_kapusta . Typowo alzackie wina to rieslingi ale te nie przypadły mi do gustu. Poza tym nie potrafię więcej powiedzieć o kuchni alzackiej, nawet nie bardzo wiem o co chodzi z tym plackiem cebulowym, bo znam go jedynie z Niemiec (okolice Freibourga) chociaż to blisko Alzacji i może tak samo zanane jest po obu stronach granicy... Przy najbliższej okazji podpytam kolegów francuskich, co jeszcze w Alzacji jest godne uwagi, bo sama jestem ciekawa :)
Ekko, Alzacja, pod wzgledem kulinarnym jest nieslychanie uprzywilejowana kraina. Oprocz kuchni francuskiej, ktora przyjela bez zastrzezen, kultywuje wlasna bardzo bogata kuchnie regionalna. Jesli idzie o porady praktyczne, to przede wszystkim nalezy pamietac o tym, ze w restauracjach serwuja porcje ooogggromne i na ogol po przystawce nic juz nie mozna pomiescic. A oto (malusienka) rozpiska na tzw potrawy typowe: oprocz wspomnianej klasycznej flammekueche (tarte flambée), inna tarte flambée au munster (jesli lubisz sery z tzw "charakterem", to sprobuj koniecznie). Oczywiscie wspomniany przez woila "bigos" (choucroute), no i filar alzacki, czyli baeckeoffe (w tlumaczeniu piec z piekarni - w specjalnym zamknietym naczyniu z gliny zostaja ulozone marynowane w winie cztery gatunki mies - wolowina, wieprzowina i jagniecina plus noga cieleca, warzywa i przyprawy. Wszystko szczelnie zamkniete ciastem, ma sie rozumiec z kominkiem. Dorzucilabym do tej listy tzw palette à la diable, pieczen wieprzowa z kawalka zrulowanego "od szynki", marynowana i pieczona w sosie musztardowym. Koniecznie tarta cebulowa (tarte à l'oignon). Na przystawke moze pojsc tzw salade mixte - tarty ser szwajcarski z serdelowa (ale ta serdelowa jak marzenie) pod mocnym winegretem z szalotka, na ogol jedna porcja starcza za trzy obiady. W Alzacji robia chyba najlepsze parowki na swiecie(cielece), zwane tam Knack. Jesli chcemy wiekszych luksusow, to koniecznie foie gras, na polski tlumaczone jako sztrasburskie pasztety! Na deser moze byc tarta z wegierkami(tarte aux quetsches). A wszystko zapite albo Pinot Noir, albo Gewurtztraminer. Rieslinga nie polecam, ale to juz kwestia gustu. Przypomnialo mi sie w miedzyczasie jeszcze kilka potraw, jak chcesz, mozemy kontynuowac temat na gg. A tak na marginesie, znajac Wasza pasje, zastanawialam sie gdzie jedziecie (Neuf-Brisach, Lichtenberg, Bitsche, czy po prostu linia Maginota?) Serdecznosci
Na gg zapraszam - temat bardzo interesujący. To co napisałaś wydrukuję sobie. Zawsze przyda sie pomoc.
Jedziemy w okolice Selestat (alzacka trasa win) - Dambach la Ville. Mieszkać będziemy w centrum winnicy. Miejsce wybrane wakacyjnie - jako, ze córka pierwszy raz w tym roku wykazała sama zainteresowanie wyjazdem z nami (zawsze bylo - jadę, bo nie mam innej opcji, ale chodzić i zwiedzać nie będę - co oznaczało marudzenie przez cały wyjazd) mąż razem z nią dobrał atrakcje - w planach mamy dwudniowy pobyt w Europa Parku koło Freiburga (atrakcje podobne a cena zdecydowanie niższa niż Disneylandzie), jakiś park z małpami luzem, muzeum czekolady, Strasbourg od strony wody. Dla mnie jest muzeum chleba. Linia Maginota oczywiście też będzie. I pewnie sporo zamków - bo tam co krok - dwóch lat chyba by nie starczyło, aby wszystkie w okolicy zwiedzić.
Szkoda, że to tylko tydzień. Ale w październiku ponownie - tym razem okolice Lille.
No i wróciłam. jestem zachwycona tartą flambee - proszę o przepis, szczególnie na ciasto, bo wszelki książki kucharskie, jakie tam przeglądałam (zarówno po niemiecku jak i po francusku - dla tego wypieku gotowa nawet byłam kupić) zawierały informacje o cieście chlebowym - żeby wziąć np. 500 g ciasta chlebowego (bez proporcji). A z całą pewnością nie jest to ciasto takie jak na pizzę - już bardziej takie macowate. No i przepis na polewę - zarówno z twarogu jak i śmietany.
Parówki jedliśmi - nazywały się strasburskie - i rzeczywiście były super. W wina się zaopatrzyliśmy - po uprzedniej kilkukrotnej degustacji na miejscu. I zwiedzaniu piwnic. Mnie najbardziej smakuje Silvaner, mojemu mężowi Riesling - każdy (mnie grand cru Frankstein, inne są zbyt wytrawne do picia bez jedzenia). Gewurztraminer nie przypadł nam do gustu - za słodki. Pinot noire też nie wywołał jakiś zachwytów - chyba wolę zdecydowanie bordeaux. Nabyliśmy też "wodę życia" (eaux de vie) - po wcześniejszych próbach - a podobno nie istnieje heheh. Tłumaczyłam dla pana, który ma muzeum i sprzedaż tych napitków nazwy głównego składnika smakowego - nie myśłałam, że aż z tylu chwastów można upędzić takie smakowitości....
Czy można gdzieś zdobyć przepis na tę wspomnianą pieczeń w sosie musztardowym, a pomysł na sałatkę serowo-serdelową to jest to co tygrysy lubią najbardziej.Pozdrawiam. Żarłoczna Ewa
Pytanię kieruję głównie do Kokliko - akurat zauważyłam jej komentarz odnośnie placków cebulowych z Alzacji - ale może jest jeszcze ktoś obeznany z tematem.
Francuskiego nie znam. Mój mąż rozumie specyficzne, techniczne słownictwo. Choć to dawne niemieckie tereny to młode pokolenie, pracujace w gastronomii nie za bardzo włada niemieckim.
Jeść coś jednak trzeba. Jedzenie przez cały tydzień pizzy z szynką i pieczarkami (to rozumiem) może być przesadą. Ryzykowanie na ładnie brzmiące nazwy może okazać się niewypałem. Już raz płacilam wcale nie mało za salceson - lokalną specjalność. A ja nie cierpię salcesonu...
Ja wprawdzie nie Kokliko ale, jeśli pozdwolisz, to wtrącę swoje trzy grosze :) Byłam w Alzacji raz - w Colmar i wiele razy przejeżdżałam, co prawda nie orientuję się aż tak dobrze w potrawach tego regionu, jednak miałam okazję jeść typowo alzacką specjalność, którą jest choucrout czyli francuski bigos. Tu jest link z wikipedii ze zdjęciem: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kiszona_kapusta . Typowo alzackie wina to rieslingi ale te nie przypadły mi do gustu. Poza tym nie potrafię więcej powiedzieć o kuchni alzackiej, nawet nie bardzo wiem o co chodzi z tym plackiem cebulowym, bo znam go jedynie z Niemiec (okolice Freibourga) chociaż to blisko Alzacji i może tak samo zanane jest po obu stronach granicy... Przy najbliższej okazji podpytam kolegów francuskich, co jeszcze w Alzacji jest godne uwagi, bo sama jestem ciekawa :)
Ekko, Alzacja, pod wzgledem kulinarnym jest nieslychanie uprzywilejowana kraina. Oprocz kuchni francuskiej, ktora przyjela bez zastrzezen, kultywuje wlasna bardzo bogata kuchnie regionalna. Jesli idzie o porady praktyczne, to przede wszystkim nalezy pamietac o tym, ze w restauracjach serwuja porcje ooogggromne i na ogol po przystawce nic juz nie mozna pomiescic.
A oto (malusienka) rozpiska na tzw potrawy typowe:
oprocz wspomnianej klasycznej flammekueche (tarte flambée), inna tarte flambée au munster (jesli lubisz sery z tzw "charakterem", to sprobuj koniecznie). Oczywiscie wspomniany przez woila "bigos" (choucroute), no i filar alzacki, czyli baeckeoffe (w tlumaczeniu piec z piekarni - w specjalnym zamknietym naczyniu z gliny zostaja ulozone marynowane w winie cztery gatunki mies - wolowina, wieprzowina i jagniecina plus noga cieleca, warzywa i przyprawy. Wszystko szczelnie zamkniete ciastem, ma sie rozumiec z kominkiem.
Dorzucilabym do tej listy tzw palette à la diable, pieczen wieprzowa z kawalka zrulowanego "od szynki", marynowana i pieczona w sosie musztardowym. Koniecznie tarta cebulowa (tarte à l'oignon). Na przystawke moze pojsc tzw salade mixte - tarty ser szwajcarski z serdelowa (ale ta serdelowa jak marzenie) pod mocnym winegretem z szalotka, na ogol jedna porcja starcza za trzy obiady. W Alzacji robia chyba najlepsze parowki na swiecie(cielece), zwane tam Knack.
Jesli chcemy wiekszych luksusow, to koniecznie foie gras, na polski tlumaczone jako sztrasburskie pasztety! Na deser moze byc tarta z wegierkami(tarte aux quetsches). A wszystko zapite albo Pinot Noir, albo Gewurtztraminer. Rieslinga nie polecam, ale to juz kwestia gustu. Przypomnialo mi sie w miedzyczasie jeszcze kilka potraw, jak chcesz, mozemy kontynuowac temat na gg.
A tak na marginesie, znajac Wasza pasje, zastanawialam sie gdzie jedziecie (Neuf-Brisach, Lichtenberg, Bitsche, czy po prostu linia Maginota?) Serdecznosci
Na gg zapraszam - temat bardzo interesujący. To co napisałaś wydrukuję sobie. Zawsze przyda sie pomoc.
Jedziemy w okolice Selestat (alzacka trasa win) - Dambach la Ville. Mieszkać będziemy w centrum winnicy. Miejsce wybrane wakacyjnie - jako, ze córka pierwszy raz w tym roku wykazała sama zainteresowanie wyjazdem z nami (zawsze bylo - jadę, bo nie mam innej opcji, ale chodzić i zwiedzać nie będę - co oznaczało marudzenie przez cały wyjazd) mąż razem z nią dobrał atrakcje - w planach mamy dwudniowy pobyt w Europa Parku koło Freiburga (atrakcje podobne a cena zdecydowanie niższa niż Disneylandzie), jakiś park z małpami luzem, muzeum czekolady, Strasbourg od strony wody. Dla mnie jest muzeum chleba. Linia Maginota oczywiście też będzie. I pewnie sporo zamków - bo tam co krok - dwóch lat chyba by nie starczyło, aby wszystkie w okolicy zwiedzić.
Szkoda, że to tylko tydzień. Ale w październiku ponownie - tym razem okolice Lille.
No i wróciłam.
jestem zachwycona tartą flambee - proszę o przepis, szczególnie na ciasto, bo wszelki książki kucharskie, jakie tam przeglądałam (zarówno po niemiecku jak i po francusku - dla tego wypieku gotowa nawet byłam kupić) zawierały informacje o cieście chlebowym - żeby wziąć np. 500 g ciasta chlebowego (bez proporcji). A z całą pewnością nie jest to ciasto takie jak na pizzę - już bardziej takie macowate. No i przepis na polewę - zarówno z twarogu jak i śmietany.
Parówki jedliśmi - nazywały się strasburskie - i rzeczywiście były super.
W wina się zaopatrzyliśmy - po uprzedniej kilkukrotnej degustacji na miejscu. I zwiedzaniu piwnic. Mnie najbardziej smakuje Silvaner, mojemu mężowi Riesling - każdy (mnie grand cru Frankstein, inne są zbyt wytrawne do picia bez jedzenia). Gewurztraminer nie przypadł nam do gustu - za słodki. Pinot noire też nie wywołał jakiś zachwytów - chyba wolę zdecydowanie bordeaux.
Nabyliśmy też "wodę życia" (eaux de vie) - po wcześniejszych próbach - a podobno nie istnieje heheh. Tłumaczyłam dla pana, który ma muzeum i sprzedaż tych napitków nazwy głównego składnika smakowego - nie myśłałam, że aż z tylu chwastów można upędzić takie smakowitości....
Wprawdzie tu też jest mowa o podobieństwie do pizzy. ale może to są właściwe proporcje na to cienkie ciasto ?
Bonjour la France