Pytanie glownie skierowane do pozagranicznie zyjacych wiedzminek i wiedzminkow. Co przywiezliscie z ostatniego pobytu "w kraju". Z odpowiedzi zwolnione sa osoby pozaoceaniczne, bo wiadomo, ze nie moga ryzykowac klopotow administracyjno-prawnych glupim serkiem homogenizowanym. Jakie produkty, jakie tytuly - drukowane, spiewane?????? Oczywiscie juz nie szmuglujemy, bo zanim mamy pomysl to juz nas przeswietla, ale ktoby dzisiaj ryzykowal szmugiel 50 dolarow amerykanskich w skarpetce, albo napelnianie papierosow Carmen jendolarowkami i przesylanie tychze na poste restante Roma Centrale (tak to sobie wymyslilam wtedy za pomoca slownika). Wyobrazcie sobie, jaka trzeba sie wykazac pomyslowoscia na przeszmuglowanie 150 zl (aktualnych). Cala rodzina uczestniczyla w tejze pomyslowosci. No wiec co zawieraly Wasze walizki, oprocz tej ilosci kompletnie niepotrzebnie zabranych rzeczy w tamta strone? Teraz na dodatek! Jesli o mnie, to czerwienie sie ze wstydu na to co zawiozlam (musialam zostawic, bo nie umiem sie spakowac na tydzien), a z powrotem dzieki przychylnosci lotniskowego pana, ze trzydziesci kilo rownie" przydatnego towaru", co w tamta strone. O licho, nawet musztarda meksykanska firmy Kamis, a w Meksyku takowej nie przyuwazylam......chcica ludzka nie ma jednak granic.
ja biore papierosy, zoladkowa gorzka, a do tego czasami wedliny no i swojska :) gorczyca biala, przyprawa do ziemniakow kamis no i oczywiscie wiedzmowate suszone wspaniale grzybki :)
Pamietam jak 14 lat temu wracalam z Polski i celnik patrzac na moje polskie nazwisko zapytal "kiebasi, gdzibki, wodka?". Ten facet nic wiecej nie umial po polsku poza tymi trzema slowami, a ja myslalam, ze sie spale ze wstydu, bo te trzy slowa byly swiadectwem dla calej polonii amerykanskiej. Wtedy, w tamtym momencie obiecalam sobie, ze nigdy w zyciu nie postawie sie w takiej sytuacji. Faktem jest, ze mieszkam w kraju gdzie moge kupic wszystko, rowniez faktem jest, ze np. grzyby suszone sa u nas bardzo drogie, ale zaplace kazda cene, lub nie bede jesc grzybow jesli nie bedzie mnie na nie stac, natomiast nie bede sie wstydzic przed jakims celnikiem. Dostalam od Janka dwa male sloiczki pasty chili i pomidorowej (wlasna produkcja) i malenki sloiczek konfitury z rozy od zaprzyjaznionej blogarki ;) Te skarby przewiozlam normalnie w bagazu i nie bylo problemu. Nie mam tez pojecia ile ta np. "meksykanska" musztarda produkcji Kamisa ma wspolnego z Meksykiem, jakos nie neca mnie takie produkty. W Krakowie zakupilam ser Brie, ktory mial niewiele wspolnego z Brie takim jaki ja czy Ty znamy....tak samo jak Mozzarella niewiele miala wspolnego z Mozzarella, ktora robi u mnie w osiedlowym wloskim sklepie Wloch i moge ja kupic jeszcze ciepla. Tak naprawde, to chyba nigdy nie rozumialam powodow takiego "szmuglowania" :)))))
Tak na marginesie ha ha tez sie nacielam kupujac ta ala meksykanska musztarde, ktorej nikt nie chcial jesc i tak musialam ja przerobic w blenderze na cos bardziej przypominjacego Meksyk hi hi hi
Poniewaz mialam ta przewage, ze samochod nie narzekal na noszenie ciezarow :) moglam zabrac troche ciezsze rzeczy. Obdarowano mnie winogronem proso z ogrodu,ktory mial taki smak, ze nie ma takiego w zadnym sklepie. Oprocz tego przywiozlam pare sokow owocowych Tymbarkow, bo wszystko co polskie wspomagam :) jak jestem w Polsce. Zabralam tez kawalek polskiego bialego twarogu..beda pierogi ruskie... ale nie bede wspomagac ... chociaz tym razem ruskiego handlu u nas... chociaz jak mi braknie..to bede musiala sie z nimi przeprosic :) To tyle..co mi porannna kawa na mysli przywiala..wychodze do pracy..moze moj umysl sie jeszcze rozjasni..i dopisze cos po powrocie :)) Pozdrawiam wszystkich :))
Ja z wakacji przywiozłam sobie muszle chociaż straszono nas ogromnymi karami pieniężnymi. Oprócz tego duuużo papryczek chili i chyba z 10 pikantnych sosów z Heinza, których u nas nie widziałam.
wraz z mężem przemyciliśmy tunezyjskie pieniążki - dinary- podczas powrotu z wakacji........strachu troche było..., nie wolno ich było pod żadnym pozorem wywozić z kraju......ale nam się udało, choć nie planowaliśmy tego.... Pozdrawiam.
Bedąc latem na zachodnim wybrzezu kraju, graniczącym z Niemcami,zauważyłam że w Niemczech panuje przekonanie że u nas wszystko jest smaczniejsze! tony jedzenia wywozonego z naszego kraju! :) I niech tak zostanie. Polska kiełbasa dawno przegoniła tą z Unii, a tostery mamy te same.
Mam rodzinę w Szwecji.....kiedy tylko są w kraju, zawsze kupują kiełbasę i chleb. Pomimo, że mieszkają tam już 9 lat nie mogą rozstać się z tym smakiem.
Moja zagraniczna rodzinka, z wizyt w Polasce, albo jak dopadnie kogoś, kto przyjeżdża w gości do nich, zawsze domaga się kiełbasy, grzybów, chleba, wedlowskich słodyczy, przetworów pudliszek, jedwabi z Milanówka...i śliwowicy...
Kuzyn, który mieszkał w Grecji, jak im przywieźli chleb- to jadł go nawet jak już zasechł- jadł ze łzami w oczach... Ogórki kiszone to też rarytas- ponoć w Grecji się nigdy im nie ukisiły... Luby jakiś czas mieszkał w Niemczech ( tam zresztą poznaliśmy się)- mówi, ze najgorsza kiełbasa w Polsce była lepsza niż jakakolwiek, którą jadł tam.
Moja kuzynka, którą kariera zawodowa rzuciła do Moskwy- całymi paletami wywoziła przetwory pudliszek oraz... kiełbasę ;)
Moja mama jakiś czas ( kilka lat) mieszkała w Nowym Jorku- na pytanie- czego jej brakuje ( oprócz nas)- zawsze odpowiadała- kiełbasa, czekoladki wedlowskie, grzyby...Po powrocie jadła chyba przez tydzień codziennie kiełbasę i grzyby...
Nie rozumiem Maryla, czemu Cię tak zawstydziło pytanie celnika? Znaczy się to normalne, ze ludzie właśnie te rzeczy zabierają ze sobą- widocznie są na tyle dobre, ze to są jedyne 3 słowa, które celnik znał... A co zakazane są?
Zgadlas, wlasnie dlatego mnie tak zawstydzily te slowa, bo przewozenie tych artykulow jest zakazane i zawsze bylo zakazane. Mozna je sprowadzac, produkowac ale nie przywozic w walizkach. Nie wiem w jakich latach Twoja Mama mieszkala w Nowym Yorku i gdzie, ale od lat w polskiej dzielnicy (Greenpoint) mozna kupic wszystko to samo co w supermarketach w Polsce. Sklep Wedla jest tam na rogu Manhattan Ave od conajmniej 10 lat. Roznica polega, a w zasadzie polegala (lata temu) na cenie, bo wiadomo, ze czekoladki kupione za zlotowki bardziej sie oplacaly niz te za dolary. Dlatego dalam przyklad grzybow suszonych, ktore u nas kosztuja, nie pamietam dokladnie, ale chyba 80-100 dolarow za pol kilograma, a teraz pewnie i wiecej, bo przeciez wszystkie ceny poszly w gore. Nie pamietam, bo grzyby suszone to nie jest cos, co kupuje cotygodniowo, ale jak bede w polskim sklepie (tez nie wiem kiedy) to napewno sprawdze, tak dla ciekawosci. To samo jest ze spirytusem, u nas wolno sprzedawac i kupowac tylko 75% a w Polsce 96% - to spora roznica w mocy ;) z tym tylko, ze w wypadku spirytusu o ile dobrze pamietam mozna bylo przywiezc 1 butelke na osobe, no ale zdarzalo sie ponoc nagminnie, ze niektore bagaze mialy wszystkie rekawy i nogawki wypelnione butelkami. Kielbasy mozesz kupic jakie tylko chcesz i ile chcesz wlasnie w polskiej dzielnicy, wyrob moze sie minimalnie roznic smakiem w roznych sklepach, bo to zalezy od producenta, ale roznice sa naprawde minimalne. Kazdy z nas, kto tu mieszka od lat, ma z reguly ulubiony sklep, w ktorym kupuje wedliny. Jednynie kaszanki nikt nie robi dobrej ;) tzn, takiej jaka ja pamietam jeszcze z czasow dziecinstwa.... a moze to tylko wyobraznia podpowiada ten nieosiaglany smak ?? bo w Polsce mimo, ze wszyscy wiedzieli o tej mojej "chetce" na kaszanke to i tak, zadna nie dorownywala tej z mojego dziecinstwa :)))))
Jedyne czego nie moge kupic i podkreslam przy kazdej okazji to wisnie i agrest, ale jakos te artukuly nie sa popularne na lotniskach.
Mama wróciła w 93... Moze właśnie różnica cenowa sprawiła, ze nie jadła tych róznych rzeczy... :) Powtarzam tylko, co mówiła...
Czasem sobie tak myślę, ze to po prostu tęsknota tak "dosmacza" te wszystkie rzeczy...Moze też z Twoją kaszanką tak jest? Ja strasznie tęsknię za babcią, której z pewnych względów nie moge widywać... I jakoś mi się tak zdaje, zę chleb, który piekła babcia jest nie do podrobienia, że po prostu nikt nie piecze takiego chleba...
Oj z ta kaszanka to zdecydowanie wlasnie tak jest :)))) Pamiec i wyobraznia utworzyly przepis doskonaly, ale jak sie okazuje nieosiagalny :)))) Mysle, ze masz tez racje w przypadku Mamy, bo to zrozumiale, ze emigranci zarobkowi nie "tracili" bezmyslnie pieniedzy na zachcianki podniebienia, ja to doskonale rozumiem. Ludzie przyjezdzali po to zeby pomoc rodzinom w Polsce i na tym sie skupiala ich cala uwaga i energia, wydawanie ekstra pieniedzy na zachcianki nie wchodzilo w rachube. Teraz Ameryka nie jest juz krajem atrakcyjnym "zarobkowo", bo mozna lepsze pieniadze zarobic blizej wiec i ten obraz sie zmienia. Jeszcze inaczej patrze ja, bo przyjechalam od poczatku na stale i przyjechalam po to zeby tu zyc a nie zarobic i wracac. Sa tez tacy jak ja, ale maja ambicje "dorabiania" sie i Oni tez zyja inaczej. Ja jestem absolutna przeciwniczka posiadania, w sensie jakichkolwiek nieruchomosci wiec w sumie nie robi mi to roznicy czy wydam na zachcianke, czy na potrzebe.
Wyroby firmowe spotkykam wielkokrotnie w sklepach innych krajow Europy Wschodniej (Rumunia, Wegry, Czechy itp.) czy tez w polskich marketach. Natomiast w polskich sklepach tych prywatnych kroluja wyroby prywatnych masazow i te sa najlepsze. Kupilam w Polsce 3 razy kabanosy, bo Wspanialy lubi "patykowa" kielbase, ot tak sobie jak nie jest wystarczajaco glodny zeby jesc, ale ma ochote cos przegryzc. 2 razy kupilam kabanosy w Kielcach (roznej firmy) i raz w Krakowie - wyrok Wspanialego - nasze nowojorskie lepsze :)))
Te kabanosy są przepyszne, nie dziwię się znajomemu, że tak mówi. Sama swojego czasu codziennie się nimi zajadałam. Żadne inne nie smakowały mi jak te z Tarczyńskiego.
Ja woze zawsze moim znajomym kabanosy Krakusa /bo sa dobrze pakowane i psy lotniskowe ich nie znajduja - zakaz wwozenia artykulow spozywczych, glownie miesa i wyrobow miesnych/, wedzona makrele /ryby mozna/, chalwe, sliwki w czekoladzie i pumpernikiel, ktory im smakuje ale zato nie lubia piernika, dziwne co? Rowniez czekolada z mietowym kremem jest bleeeeeee. Pasta do zebow w czekoladzie!!!! Jak mam miejsce w walizce to i chleb razowy. No i galaretki i kisiele, najlepszy zurawinowy.
A co jak zachcianka staje sie nieowolalna potrzeba? Kiszka go mac, ale u mnie zachcianki zawsze dramatyczne. Inaczej parominutowe efemerie, z tymi sobie radze, ale zachcianki staram sie spelniac - choc dzidzius juz na swiat nie przyjdzie.
Ale wracajac do tematu zasadniczego: dwa ostatnie numery polityk, jakies wprosty, ze dwa newsweeki, zwierciadlo, kilka ksiazek ciezkego kalibru wagowego (np. Amos'a Oz'a - Opowiesci o milosci i mroku, Poznac kobiete i jeszcze jedna ktorej tytulu nie spamietalam, potem Bobkowski - Listy z Gwatemali do matki i Punkt rownowagi. Jeszcze jakos malo znaczace w gramach dwie kucharskie Ann Wilson (fantastyczne przepisy, bardzo dobra seria, akurat tych o kurczakach nie mialam), potem nastapily trzy sloiki Kamisa papryki suszonej, musztardy meksykanskiej, pare petek fantastycznej kielbasy domowej roboty, tzw palcowki, prezent od kamyxyz, troche kindziuka, trzy oscypki, troche fantastycznej szynki na zimno wedzonej, dwie pary Levisow (bo w Galerii Centrum przeceny 70°), jakies balsamy oliwkowe, ogorki malosolne, zestaw do kiszenia (koper, chrzan, listki tego i tamtego), konfitura z moreli odczyniona przez moja najdrozsza przyjaciolke, druga konfitura z malin od innej przyjaciolki, no i te misternie opakowane kilo soli bochenskej od Kajtka dla Marysi, coby dobrze ukisily sie ogorki!!!!! Acha, jeszcze bardzo markowe kalosze, tez z przeceny, idealne na grzybobrania, no i najwazniejsza waga, czyli Wielki slownik wlosko-polski i z powrotem. Trzydziesci kilo nadane i ze dwadziescia w reku!
Może nie do końca. ja w dzieciństwie ( i we wczesnej młodości - czyli u mamy) bardzo lubiłam kaszankę. I dosyć często ją jadłam. Taka na cebulce, wyjętą z flaka, przesmażoną... Do tej pory nie znalazłam podobnej smakowo - a próbowałam w wielu miejscach, od róznych producentów. Nawet domową. Zmienił siesmak - a może mnie gust. Ale to samo jest z mielonką - żadna nie smakuje jak ta dawna turystyczna z puszki (chociaż można kupić w puszce o tym samym wyglądzie). A może to dobrobyt poprzewracał nam w d..w głowach? I rzeczy proste przestały smakować?
Marylko, mnie bardziej po drodze po kabanosy do Polski, niz do N.Yorku. A jak swiat swiatem ludzie ciagna za soba a to smaki dziecinstwa, a to nowoodkryte. Kiedys na targu w Palermo bardzo bylam nieszczesliwa, ze waga bagazu jest niestety ograniczona. Z drugiej strony nie wyobrazam sobie wrocic tutaj bez nowosci ksiazkowych. Jedynym prawdziwym szmuglem sa papierosy, w zaleznosci od psychicznej wytrzymalosci szmugluje dwa, albo 3 kartony. Niby w zjednoczonej Europie nikt do walizki nie zaglada, ale na zlodzieju czapka gore.... Najwiekszym numerem importowym jaki wykonalam w zyciu, bylo zwiezienie do Paryza dwa lata temu 250 pielmieni, uklejonych platnie, przez pewna ukrainska specjalistke, ubostwiam, a ona robi je zdecydowanie lepiej niz ja.
Pytanie glownie skierowane do pozagranicznie zyjacych wiedzminek i wiedzminkow. Co przywiezliscie z ostatniego pobytu "w kraju".
Z odpowiedzi zwolnione sa osoby pozaoceaniczne, bo wiadomo, ze nie moga ryzykowac klopotow administracyjno-prawnych glupim serkiem homogenizowanym. Jakie produkty, jakie tytuly - drukowane, spiewane?????? Oczywiscie juz nie szmuglujemy, bo zanim mamy pomysl to juz nas przeswietla, ale ktoby dzisiaj ryzykowal szmugiel 50 dolarow amerykanskich w skarpetce, albo napelnianie papierosow Carmen jendolarowkami i przesylanie tychze na poste restante Roma Centrale (tak to sobie wymyslilam wtedy za pomoca slownika). Wyobrazcie sobie, jaka trzeba sie wykazac pomyslowoscia na przeszmuglowanie 150 zl (aktualnych). Cala rodzina uczestniczyla w tejze pomyslowosci.
No wiec co zawieraly Wasze walizki, oprocz tej ilosci kompletnie niepotrzebnie zabranych rzeczy w tamta strone? Teraz na dodatek!
Jesli o mnie, to czerwienie sie ze wstydu na to co zawiozlam (musialam zostawic, bo nie umiem sie spakowac na tydzien), a z powrotem dzieki przychylnosci lotniskowego pana, ze trzydziesci kilo rownie" przydatnego towaru", co w tamta strone.
O licho, nawet musztarda meksykanska firmy Kamis, a w Meksyku takowej nie przyuwazylam......chcica ludzka nie ma jednak granic.
ja biore papierosy, zoladkowa gorzka, a do tego czasami wedliny no i swojska :)
gorczyca biala, przyprawa do ziemniakow kamis no i oczywiscie wiedzmowate suszone wspaniale grzybki :)
Dostalam od Janka dwa male sloiczki pasty chili i pomidorowej (wlasna produkcja) i malenki sloiczek konfitury z rozy od zaprzyjaznionej blogarki ;) Te skarby przewiozlam normalnie w bagazu i nie bylo problemu.
Nie mam tez pojecia ile ta np. "meksykanska" musztarda produkcji Kamisa ma wspolnego z Meksykiem, jakos nie neca mnie takie produkty. W Krakowie zakupilam ser Brie, ktory mial niewiele wspolnego z Brie takim jaki ja czy Ty znamy....tak samo jak Mozzarella niewiele miala wspolnego z Mozzarella, ktora robi u mnie w osiedlowym wloskim sklepie Wloch i moge ja kupic jeszcze ciepla.
Tak naprawde, to chyba nigdy nie rozumialam powodow takiego "szmuglowania" :)))))
Tak na marginesie ha ha tez sie nacielam kupujac ta ala meksykanska musztarde, ktorej nikt nie chcial jesc i tak musialam ja przerobic w blenderze na cos bardziej przypominjacego Meksyk hi hi hi
Poniewaz mialam ta przewage, ze samochod nie narzekal na noszenie ciezarow :) moglam zabrac troche ciezsze rzeczy. Obdarowano mnie winogronem proso z ogrodu,ktory mial taki smak, ze nie ma takiego w zadnym sklepie. Oprocz tego przywiozlam pare sokow owocowych Tymbarkow, bo wszystko co polskie wspomagam :) jak jestem w Polsce. Zabralam tez kawalek polskiego bialego twarogu..beda pierogi ruskie... ale nie bede wspomagac ... chociaz tym razem ruskiego handlu u nas... chociaz jak mi braknie..to bede musiala sie z nimi przeprosic :) To tyle..co mi porannna kawa na mysli przywiala..wychodze do pracy..moze moj umysl sie jeszcze rozjasni..i dopisze cos po powrocie :)) Pozdrawiam wszystkich :))
Ja z wakacji przywiozłam sobie muszle chociaż straszono nas ogromnymi karami pieniężnymi
. Oprócz tego duuużo papryczek chili i chyba z 10 pikantnych sosów z Heinza, których u nas nie widziałam.
Bedąc latem na zachodnim wybrzezu kraju, graniczącym z Niemcami,zauważyłam że w Niemczech panuje przekonanie że u nas wszystko jest smaczniejsze! tony jedzenia wywozonego z naszego kraju! :) I niech tak zostanie. Polska kiełbasa dawno przegoniła tą z Unii, a tostery mamy te same.
Mam rodzinę w Szwecji.....kiedy tylko są w kraju, zawsze kupują kiełbasę i chleb. Pomimo, że mieszkają tam już 9 lat nie mogą rozstać się z tym smakiem.
Kuzyn, który mieszkał w Grecji, jak im przywieźli chleb- to jadł go nawet jak już zasechł- jadł ze łzami w oczach...
Ogórki kiszone to też rarytas- ponoć w Grecji się nigdy im nie ukisiły...
Luby jakiś czas mieszkał w Niemczech ( tam zresztą poznaliśmy się)- mówi, ze najgorsza kiełbasa w Polsce była lepsza niż jakakolwiek, którą jadł tam.
Nie rozumiem Maryla, czemu Cię tak zawstydziło pytanie celnika? Znaczy się to normalne, ze ludzie właśnie te rzeczy zabierają ze sobą- widocznie są na tyle dobre, ze to są jedyne 3 słowa, które celnik znał... A co zakazane są?
Jednynie kaszanki nikt nie robi dobrej ;) tzn, takiej jaka ja pamietam jeszcze z czasow dziecinstwa.... a moze to tylko wyobraznia podpowiada ten nieosiaglany smak ?? bo w Polsce mimo, ze wszyscy wiedzieli o tej mojej "chetce" na kaszanke to i tak, zadna nie dorownywala tej z mojego dziecinstwa :)))))
Mama wróciła w 93...
Moze właśnie różnica cenowa sprawiła, ze nie jadła tych róznych rzeczy... :)
Powtarzam tylko, co mówiła...
Czasem sobie tak myślę, ze to po prostu tęsknota tak "dosmacza" te wszystkie rzeczy...Moze też z Twoją kaszanką tak jest?
Ja strasznie tęsknię za babcią, której z pewnych względów nie moge widywać... I jakoś mi się tak zdaje, zę chleb, który piekła babcia jest nie do podrobienia, że po prostu nikt nie piecze takiego chleba...
Oj z ta kaszanka to zdecydowanie wlasnie tak jest :)))) Pamiec i wyobraznia utworzyly przepis doskonaly, ale jak sie okazuje nieosiagalny :)))) Mysle, ze masz tez racje w przypadku Mamy, bo to zrozumiale, ze emigranci zarobkowi nie "tracili" bezmyslnie pieniedzy na zachcianki podniebienia, ja to doskonale rozumiem. Ludzie przyjezdzali po to zeby pomoc rodzinom w Polsce i na tym sie skupiala ich cala uwaga i energia, wydawanie ekstra pieniedzy na zachcianki nie wchodzilo w rachube. Teraz Ameryka nie jest juz krajem atrakcyjnym "zarobkowo", bo mozna lepsze pieniadze zarobic blizej wiec i ten obraz sie zmienia.
Jeszcze inaczej patrze ja, bo przyjechalam od poczatku na stale i przyjechalam po to zeby tu zyc a nie zarobic i wracac. Sa tez tacy jak ja, ale maja ambicje "dorabiania" sie i Oni tez zyja inaczej. Ja jestem absolutna przeciwniczka posiadania, w sensie jakichkolwiek nieruchomosci wiec w sumie nie robi mi to roznicy czy wydam na zachcianke, czy na potrzebe.
W Niemczech znajomi zajadają się naszymi kabanosami z firmy "Tarczyński". Ponoć najlepsze i żadne inne im nie dorównują.
Wyroby firmowe spotkykam wielkokrotnie w sklepach innych krajow Europy Wschodniej (Rumunia, Wegry, Czechy itp.) czy tez w polskich marketach. Natomiast w polskich sklepach tych prywatnych kroluja wyroby prywatnych masazow i te sa najlepsze. Kupilam w Polsce 3 razy kabanosy, bo Wspanialy lubi "patykowa" kielbase, ot tak sobie jak nie jest wystarczajaco glodny zeby jesc, ale ma ochote cos przegryzc.
2 razy kupilam kabanosy w Kielcach (roznej firmy) i raz w Krakowie - wyrok Wspanialego - nasze nowojorskie lepsze :)))
Ja woze zawsze moim znajomym kabanosy Krakusa /bo sa dobrze pakowane i psy lotniskowe ich nie znajduja - zakaz wwozenia
artykulow spozywczych, glownie miesa i wyrobow miesnych/, wedzona makrele /ryby mozna/, chalwe, sliwki w czekoladzie i pumpernikiel, ktory im smakuje ale zato nie lubia piernika, dziwne co? Rowniez czekolada z mietowym kremem jest bleeeeeee.
Pasta do zebow w czekoladzie!!!! Jak mam miejsce w walizce to i chleb razowy. No i galaretki i kisiele, najlepszy zurawinowy.
Nie wiem czy wiesz, że obecnie Krakus to Constar. a tak kiełbasa na pewno przegania tą z zachodu - na własnych nogach
Acha, jeszcze bardzo markowe kalosze, tez z przeceny, idealne na grzybobrania, no i najwazniejsza waga, czyli Wielki slownik wlosko-polski i z powrotem. Trzydziesci kilo nadane i ze dwadziescia w reku!
Może nie do końca. ja w dzieciństwie ( i we wczesnej młodości - czyli u mamy) bardzo lubiłam kaszankę. I dosyć często ją jadłam. Taka na cebulce, wyjętą z flaka, przesmażoną... Do tej pory nie znalazłam podobnej smakowo - a próbowałam w wielu miejscach, od róznych producentów. Nawet domową. Zmienił siesmak - a może mnie gust.
Ale to samo jest z mielonką - żadna nie smakuje jak ta dawna turystyczna z puszki (chociaż można kupić w puszce o tym samym wyglądzie).
A może to dobrobyt poprzewracał nam w d..w głowach? I rzeczy proste przestały smakować?
Z drugiej strony nie wyobrazam sobie wrocic tutaj bez nowosci ksiazkowych. Jedynym prawdziwym szmuglem sa papierosy, w zaleznosci od psychicznej wytrzymalosci szmugluje dwa, albo 3 kartony. Niby w zjednoczonej Europie nikt do walizki nie zaglada, ale na zlodzieju czapka gore....
Najwiekszym numerem importowym jaki wykonalam w zyciu, bylo zwiezienie do Paryza dwa lata temu 250 pielmieni, uklejonych platnie, przez pewna ukrainska specjalistke, ubostwiam, a ona robi je zdecydowanie lepiej niz ja.
kwestia wprawy, pielmieni nawet mnie wychodzi całkiem niezle
Gdyby kto te moje pielmieni do Grenlandii wywozil, to z dumy nabralabym wprawy.
Islandia po drodze :) i blisko do Grenlandii. To co wystarczy, ze na Islandie? Jak wystarczy to przylece po odbior :)
...i porzeczki ;)))
Dokladnie tak, czulam, ze o czyms zapomnialam, ale w momencie pisania tamtego posta ni diabla nie moglam sobie przypomniec :)))