Jest to reszta wątku do tematu, który poruszyłam tutaj pt. "Lece do Kolonii".
Już od tygodnia jestem w Polsce, ale nawał zajęć po powrocie nie pozwolił mi na wcześniejszą wizytę na tej stronie.
Chciałam tutaj baaarrrdzo gorąco podziękować Maddalenie i niagarze8 , które odpowiedziały na mój apel i zadeklarowały chęć pomocy.
Dziewczyny jesteście wspaniałe !!! Dzięki Wam spokojnie leciałam do Kolonii, bo wiedziałam, że mogę liczyć na moich przyjaciół ( chyba mogę tak o Was napisać, chociaż nigdy się nie widziałyśmy ).
Jakos tak wyszło, że z lotniska wyszliśmy ( byłam z mężem ) na peron chyba kolejki podmiejskiej nr S 13, o której pisała mi Maddalena, w automacie kupiliśmy bilety. Automat był taki "mądry", że miał wypisane stacje z podanym numerkiem i trzeba tylko było wstukać numerek, wsypać euro i wyskakiwał bilet. Niestety nie wiedzieliśmy, że na peronie jest też kasownik do tych biletów, wsiedliśmy do pociągu i tam szukaliśmy "naszego" kasownika, ale go nie znależliśmy, więc jechaliśmy na gapę, ale na szczęscie nie bylo kontroli biletów.
Wysiedliśmy na stacji dalej niż podała mi Maddalena, bo stacja K - Weiden West, to jest wielki parking na samochody, z którego odjeżdża tramwaj i autobus, o którym dowiedziałam się na drugi dzień, bo miał przystanek niedaleko naszego hotelu, a nie widzieliśmy tam żadnej taksówki, która chcieliśmy dotrzec na miejsce.
Następny przystanek, to małe miasteczko ( tak się nam w każdym razie wydawało ) i taxi było tuż obok wyjścia z peronu. Do hotelu dojechaliśmy komfortowo, za 13 euro.
W środę, czwartek i piątek podróżowaliśmy najpierw autobusem nr chyba 925 trzy przystanki i na stacji K-Weiden West, wsiadaliśmy do kolejki S12 lub S13 i jechaliśmy do przystanku Messe Deutz i stamtąd na wystawy Photokina. Droga powrotna, takimi samymi środkami komunikacji.
Musze tutaj napisać, że do tego połączenia doszłam sama, a to dzięki mapie połączeń kolejowo- autobusowo- tramwajowych, które były w hotelu. Macie to w Niemczech świetnie rozrysowane i jestem zachwycona takimi "wykazami " połączeń komunikacyjnych. Jeśli ktoś ma chociaż trochę pojęcie, na jakiej stacji chce wylądować, to taka mapa bardzo to ułatwia.
Dzięki takiej mapie też znalazłam połączenie komunikacyjne z lotniskiem, bo kolej S 13, która nas przywiozła z lotniska, w soboty nie kursuje. Pojechaliśmy kolejką S 12 na stację Porz ( drugi koniec Kolonii z naszej stacji Weiden West ) i stamtąd w odległości 150 m jest przystanek autobusu nr 161, który dowiózł nas pod główne wejście lotniska. Jestem z siebie dumna, że sama dokonałam odkrycia tegoż połączenia i to z moją baaardzo słabą znajomością języka niemieckiego.
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla niagary8 i dla Maddaleny !
basilek, dobrze, ze sie odezwalas. Przyznam szczerze, ze zastanawialam sie jak Ci poszlo. Nie znam Köln, wiec nie moglam odpowiadac za podane mi informacje (uzyskane z hotelu, w ktorym mialas mieszkac). Gdyby cos sie stalo, mialabym Cie na sumieniu:) Dobrze, ze wrocilas cala i zdrowa:) Jak wystawa, jak wrazenia.
Znów miałam małą przerwę w "bytności" na WŻ i dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie wiadomości.
Ogólnie bardzo mi się ten pobyt w Kolonii podobał mimo, że oglądałam miasto i przedmieścia z okien pociągu i autobusu. Podczas podróży wcale sie nie bałam, że np. zgubię się i nie będę mogła sie dogadać, albo że napadną mnie w pociągu. Komfort podróży jest zupełnie inny, znacznie lepszy niż u nas w Polsce.
Jeśli chodzi o Photokinę, to było co oglądać i gdzie chodzić. Powierzchnia wystawiennicza ogrrromna. Było czynnych 7 hall, w tym dwie dwupoziomowe. Całe szczęście, że jest tam dużo schodów ruchomych. Ja po pierwszym dniu miałam tak obolałe nogi, że myślałam że już więcej na tę wystawę nie pojadę. Ale po dobrze przespanej nocy, wszystko minęło i znów wyruszyłam na oglądanie.
Reprezentuję branżę fotograficzną i żadnych super nowości nie było. Fotografia cyfrowa ma się dobrze . Ani Kodak, ani Fuji nic nowego nie zaprezentowały ( a Photokina odbywa się co 2 lata). Widziałam za to tak wymyślne albumy na zdjęcia , chodzi mi tutaj o okładki, że zastanawiałam się kto takie cudeńka kupuje, bo my Polacy zdecydowanie w takich opcjach nie gustujemy.
Na stoiskach znanych firm produkujących aparaty można było "wkręcać" sie w najróżniejsze obiektywy, niektóre nieziemsko drogie i wykonac sobie fotografie. Mój mąż był wniebowzięty i pokazywał mi astronomiczne ceny niektórych z nich, a przez które za darmo mógł wykonać zdjęcie.
Polaków na targach dość często mozna było spotkać, bo co rusz słychać było polską mowę.
Z polskich firm wystawiała się firma z mojego terenu, prezentując ramki na zdjęcia.
A jeszcze chciałam napisać, że mieszkaliśmy w hotelu mieszczącym sie na terenie gdzie są same firmy i sklepy wielkopowierzchniowe, trawniki są przystrzyżone, a w rożnych krzewach tam rosnących, żyją chyba dzikie króliki, Początkowo myśleliśmy, że to małe zające, ale
oglądając je przez okno hotelu, doszliśmy do wniosku, że to nie mogą być znane nam zające. Bylismy bardzo zaskoczeni, że na terenie całkowicie zagospodarowanym przez człowieka, mogą spokojnie między różami żerowć dzikie zwierzęta.To dla mnie cos niesamowitego.
:))) ja tez widze biegajace lub bardziej kicajace kroliki. Sa rozkoszne i "robia" za koty dachowce, ktorych z kolei tutaj nie ma. Bardzo ciekawe, ze bylas na takich targach i troche sobie jednak trudu zadalas, zeby tam dotrzec. Nie bede sie wypowiadac w tej branzy, bo nie znam sie na temacie. Tylko mnie te wymyslne albumy zaciekawily, w sklepach widzialam takie same jak u nas, nic wymýslnego nie spotkalam. A propos albumow do zdjec, dostalismy w prezencie slubnym album z Australii, zupelnie inny niz nasze europejskie. Przepiekny, pamiatka na cale zycie:)
Wymyślne, tzn. z brokatem, swiecidełkami, z różnymi rzeczami przyklejonymi do okładki, albo album oprawiony w skórę czy coś imitującego, który wygląda jak stara księga i do tego jeszcze ogromna walizka, w którą sie go wklada. A w kwestii albumów ślubnych, które robi się ze zdjęć klienta, to też w fotoshopie można robic cudeńka.
Zaciekawiłaś mnie tym albumem z Australii. To jak on wygląda?
Jest to reszta wątku do tematu, który poruszyłam tutaj pt. "Lece do Kolonii".
basilek, dobrze, ze sie odezwalas. Przyznam szczerze, ze zastanawialam sie jak Ci poszlo. Nie znam Köln, wiec nie moglam odpowiadac za podane mi informacje (uzyskane z hotelu, w ktorym mialas mieszkac). Gdyby cos sie stalo, mialabym Cie na sumieniu:) Dobrze, ze wrocilas cala i zdrowa:) Jak wystawa, jak wrazenia.
Znów miałam małą przerwę w "bytności" na WŻ i dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie wiadomości.
:))) ja tez widze biegajace lub bardziej kicajace kroliki. Sa rozkoszne i "robia" za koty dachowce, ktorych z kolei tutaj nie ma. Bardzo ciekawe, ze bylas na takich targach i troche sobie jednak trudu zadalas, zeby tam dotrzec. Nie bede sie wypowiadac w tej branzy, bo nie znam sie na temacie. Tylko mnie te wymyslne albumy zaciekawily, w sklepach widzialam takie same jak u nas, nic wymýslnego nie spotkalam. A propos albumow do zdjec, dostalismy w prezencie slubnym album z Australii, zupelnie inny niz nasze europejskie. Przepiekny, pamiatka na cale zycie:)
Wymyślne, tzn. z brokatem, swiecidełkami, z różnymi rzeczami przyklejonymi do okładki, albo album oprawiony w skórę czy coś imitującego, który wygląda jak stara księga i do tego jeszcze ogromna walizka, w którą sie go wklada. A w kwestii albumów ślubnych, które robi się ze zdjęć klienta, to też w fotoshopie można robic cudeńka.