Miaukolu, super, ze zamiescilas ten link...bardzo mi sie podoba. To fajnie wiedziec, jak sie obchodzi swieta gdzies w swiecie. U nas tez 6 stycznia jest ostatnim dniem i wszystko zostaje sprzatane 7ego juz nie ma sladu po swietach, tylko choinki wyrzucone przed domy do zebrania przez sluzby sprzatajace.
lucky tu sciagaja te ozdoby, ktore miasto wywiesilo a to co ludzie prywatnie maja to jeszcze jest dluzej bo trzeba jakos doswietlic ten "czarny" dzien. Tu o 11 rano dopiero sie przejasnia i 14 juz robi sie ciemno, wiec te lampki i lampeczki potrezbne sa coby nie zwariowac.
a choinki tu sie po ulicach beda paletac jeszcze w lipcu. Sama w szoku bylam jak takie lyse biedaki widzialam latajace w te i wewte przy wietrze 80 km na godz.
Bardzo ciekawe rzeczy sobie poczytałam:) dziękuję bardzo,fajny ten Mikołaj na zdjęciu,przypomina mi skrzata,może znasz jakąś Islandzką pisarkę albo pisarza? chętnie poczytałabym jakieś stare baśnie.
Miaukolku - fajnie było poczytać o świętach na Islandii ... to troszkąę tak jakbym tam z Tobą ... na Twojej wyspie była ... najbardziej podobało mi się to , jak nazywają się Mikołaje islandzkie - dla mnie bomba !!!!!! ... a napisz jeszcze fonetycznie : jak to czytać ???? :):P
A ja, zanim zainteresuję się linkiem, powiem Ci, Miauko, że to tak ładnie zabrzmiało "moja wyspa"... :)))))... cieszę się, że tak mówisz... że jesteś u siebie...
Ciekawe są te zwyczaje, o których piszesz. Dla mnie święta to przede wszystkim pierogi z grzybami i kapustą i barszczyk. Bardzo interesująca ta płaszczka. Słowa "w stanie rozkładu" mnie niepokoją.. Ha ha! Pozdrawiam!
nie probowalam skaty jeszcze bo nie jestem w stanie zniesc zapachu. Niestety jak ktos zjadl to sie za nim ciagnie smrodek tak ze osobie z boku ciezko wystac jest.
Skata poprostu jest zakopywana w ziemii na trzy miesiace alebo wiecej i sie sobie psuje. POtem kroji sie ja w kostke i je ....
Ale fajne :) Niby ta sama tradycja, a kurcze, jak egzotycznie wygląda... Jadłaś płaszczkę Miauka? Ja nie jadłam... A Ty długo jesteś w tej Islandii? Islandia była dla mnie zawsze bardzo egzotyczna, tak mi się kojarzyła zawsze z kraina taką trochę z pogranicza snu... Teraz mi się kojarzy z Tobą. Fajnie byłoby też się dowiedzieć, co się tam jada na święta...
Agik - częściowo odpowiem / hi hi hi to co wiem / za Miaukę - ...'' Łyna tam siedzi " już prawie dwa lata Co do potraw to Miauka niech sama sie wypowie ...
Ostatnio bylam na swiatecznej kolacji w restauracji. TYpowo swiateczne jedzenie i poprobowalam.
Skaty nie bylo, znaczy plaszczki, ale byly sledzie w cynamonie, sledzie w papryce na slodko, byl renifer marynowany i pasztet z niego, byla szynka wieprzowa wedzona owcza kupa tzw hangikjot, ziemniaki w cukrze, ziemniaki w sosie smietanowym na goraca, surowe jablka w sosie smietanowym i losos w roznych postaciach: wedzony, pasztet, pieczony.
Wszystko oprocz hangikjota i jablek w smietanie bylo pycha. NIe wszystko pamietam w tej chwili niestety.
Bardzo ciekawe jest święto Bożego Narodzenia cbchodzone na Islandii,jest tam wiele cech wspólnych z naszymi obrzedami, Jednak potrawy mnie najbardziej zaintrygowały,a szczególnie ziemniaki w cukrze i hangikjot(?)tego sobie nie jestem w stanie wyobrazić.Ciężko by mi było przyzwyczaić się do tak długich okresów ciemności:)jak Ty to znosisz:)no chyba że ta myśl ,że pózniej już tylko leto i leto:)Pozdrawiam bardzo gorąco i dziękuję.
tu nie ma prawie wcale lasow, jeden procent terenu zajmuja "lasy". Wiec nie ma czym wedzic. A owiec jest wiecej niz ludzi. Kupy jest wiec duzo i sie ja wykorzystuje do wedzenia szynki :) Efekt jest popielniczkowy. Mieso pachnie i smakuje jak dobrze wytarzane w popielniczce.
Jest to tutejszy przysmak a mnie niestety ten papierosowy efekt jakos nie specjalnie pasuje.
Ojku, chyba bym tego nie lubiła... Choć to i tak lepsza wersja, niz poczatkowo myślałam, ze to owa kupa jest treścią posiłku, ale nawet dym z owczej kupy chyba mi nie pasuje.... No oki, rozumiem, skąd pomysł na wędzenie szynki w... tym... Ale skąd im przyszło do głowy jeść rozkładającą się płaszczkę? Płaszczka przyrządzona inaczej jest niejadalana?
z ra plaszczka to podejrzewam z dawnych czasow sie wzielo. Nie bylo pomyslow na konserwacje wiec zakopywano w ziemii, i akurat na swieta jak wyjeli to sie okazalo, ze taki amoniakowy przysmak wyszedl. To tylko moje domysly sa.
Tutaj rowniez wielkim przysmakiem sa ryby suszone. Ryby solone i suszone, ryby suszone na wietrze, tak ze w srodku pozostakje miesista a zewnatrz jest sucha. Ryby ususzone na kosc, Ryby suszone na gumowato lub na chrupko. Bokiem omijam te dzialy w sklepach bo zapach z daleka po nosie mnie uderza.
Zdarzaja sie nam rowniez wpadki. Ostatnio maz pojechal na taki rynek zwany Kolaportem, jest on otwarty tylko w weekendy. I dal sie skusic na rybe w pieknym lososiowym kolorze, ktora wygladala na cudnie wedzona. Okazala sie byc suszona ryba smierdzaca okropnie. PO wyjeciu jej z opakowania (hermetyczne) urwalo nam nosy. Nikt nawet z islandczykow znajomych jej nie chcial, dopiero babcia mojej szefowej sie skusila bo uwielbia ta rybe. Okazalo sie, ze to przysmak z dawnych lat i tylko strasi ludzie juz to jedza.
Ciekawi mnie bardzo ten sledz w cynamonie, bo przepisu nigdzie nie znalazlam a smak pamietam i uwazam ze boski. Na swieta super odmiana. Moze ktos zna takiego sledzia albo pomysl na przyrzadzenie?
:) To mi przypomina historię pewnego sera... Moi Rodzice z Francji przywieźli mi w prezencie kilka paczuszek serowych. Pierwszy ser był boski... pierwszy raz jadłam coś tak doskonałego... przez kilka dni wręcz celebrowałam serowe doznania... dzieliłam go na małe kawałki, żeby dłużej cieszyć się tym niezwykłym smakiem. Kiedy skończył się, z wielką ciekawością otworzyłam następną paczuszkę... choć właściwie to nawet jej nie otworzyłam... zapach, który wydobył się po maleńkim uchyleniu rąbka foliowej tajemnicy, zniszczył prawie wszelkie życie w promieniu stu metrów. Ledwie żywa od tego potwornego smrodu zapakowałam ser nr 2 do trzech worków foliowych, rozważając nawet możliwość uszczelnienia ich taśmą klejącą i wrzuciłam w najbardziej zapomniany kąt lodówki. Dlaczego nie wyrzuciłam od razu do kosza na zewnątrz domu? Chyba mi ten zapach zaszkodził na myślenie... Kilka dni później przyjechał do nas mój kuzyn z Wrocławia, student informatyki, zdany w akademiku kulinarnie li i jedynie na siebie, więc podchodzący do artykułów spożywczych dość odważnie i ogólnie bez uprzedzeń. Ser z Francji? Że śmierdzi? A pokaż! Otworzyłam okna i chowając nos w gruby golf, odpakowałam toksyczne zawiniątko. Niewiele mi to pomogło. Śmierdziało chyba jeszcze gorzej niż poprzednio, więc po udowodnieniu, że wcale nie przesadzałam z tym, że to jakaś bomba biologiczna, szybko zabrałam się za uszczelnianie i pakowanie, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Kuzyn dla odmiany miał błogi wyraz twarzy i z takim prawie rozczuleniem zapytał, czy on mógłby jednak skosztować. Popatrzyłam na niego jak na wariata... ale ponieważ nalegał, więc podałam mu zawiniątko i nóż, po czym uciekłam z kuchni. Kiedy wróciłam, nieśmiało zagadnął, że skoro mnie z tym serem nie po drodze, to może on mógłby go sobie wziąć. Wyjechał do Wrocławia ze śmierdzielem w plecaku. Podróż miał bardzo komfortową, bo nikt nie chciał siedzieć z nim w jednym przedziale. Niestety również nikt nie chciał dzielić z nim lodówki, ani pokoju w akademiku, więc dopiero groźba bezdomności zmusiła go do natychmiastowego spożycia specjału, którym planował delektować się przez resztę semestru... Ser zjadł w mało romantycznym miejscu przed akademikiem, a ponadto koledzy wymogli na nim obietnicę, że już nigdy nic takiego ze sobą nie przywlecze.
Myślę, że islandzkie pyszności też by się spodobały mojemu Kuzynowi... A ja jednak tylko postoję i popatrzę...
z polskim "na zdrowie", z kiszoną kapustą w tle...
Fajna historia:) ale wlasnie tak jak napisalas na zakonczenie "z kiszona kapusta" ... czy Wy wiecie jak ludzie innych narodowosci reaguja na polski bigos? Bardzo podobnie:)) Mysle, ze czlowiek przyzwyczaja sie do pewnych smakow i zapachow juz w dziecinstwie i potem to dla niego normalne. A nasz bigos nalezy pewnie do jednych z najbardziej smierdzacych dan tak miedzynarodowo;)) Tak samo jak zapach suszonych grzybow dla nas tak przyjemny, a juz mi kiedys powiedziala kolezanka (uprzednio przepraszajac) ze dla niej to smierdzi "niedomytym dziadem" Nie dosc ze sie nie obrazilam, to jeszcze w duchu przyznalam Jej racje:)
Ppomysl na podroz komfortowa byl niezly ale akademik hihihihi
ja podobnie reaguje jak Ty na serek olomuniecki, choc chcialabym ale sie boje :)
a co kapusty kiszonej to lucky ma racje. W zeszlym roku tuz po wprowadzece do nowego mieszkania gotowalam bigos, farsz do pierogow i farsz do uszek. Wpadli do nas islandzcy fachowcy od przeciekow i miny robili jak my na ta ichnia plaszczke. NIby wpraszali sie na obiad ale uciekac chcieli czym predzej.
Natomiast 50 litrow bigosu zaserwone tubylcom na dworzu znika blyskawicznie :)
Miauka, ja pamietam jak kiedys pracowalam w duzym zakladzie fryzjerskim i pracownikow mielismy naprawde z roznych zakatkow swiata. Byla tez duza kuchnia ze stolami gdzie mozna sobie bylo cos podgrzac, czy zjesc kanapke. I kiedys jedna z dziewczyn odgrzewala jakies danie, wydzielajace zapach, a na ten moment weszla inna i krecac nosem zapytala "a co tu tak smierdzi?" Odprowadzilam Ja na bok i wyjasnilam, ze slowo "smierdzi" i takie pytanie moze byc postawione jak wchodzi do ubikacji, ale nie do kuchni, z ktorej korzystaja rozne narodowosci. Jedzenie tak jak religia uwazam sa bardzo wrazliwym punktem i mozna jednym niefortunnym slowem obrazic czyjes uczucia. Najpierw byla zaskoczona, potem pomyslala chwile i przyznala mi racje, bo tak jest naprawde. A bigos na swiezym powietrzu - swietny pomysl:))
Kurczę, mój mąż przywiózł mi kiedyś z podróży taki ser. Smak niezły, ale taki "zapach", że musiałam nos zatykać, żeby go spróbować, a jak mi małżonek szanowny nim chuchnął, to... aż mnie to przeraziło..
Jeśli zaś chodzi o te wszelkie śledziki i renifera ( ojeju, szkoda go..) w Islandii - to fajnie masz, Miauko, że masz możliwość wypróbowania takich specjałów. Swoją drogą nasze kiszonki też uważane są za coś zepsutego.
Przy okazji przypomniało mi się, jak zawieźliśmy do Danii flaki i ogórki kiszone w słoikach. Po naszym wyjeździe obdarowani flaki podgrzali i zjedli a i z ogórkami zrobili to samo - podgrzali wraz z wodą aż do wrzenia. No, ale tego zjeść się nie dało...
Użytkownik piegusowa napisał w wiadomości: > obdarowani flaki podgrzali i zjedli a i z ogórkami zrobili to samo - > podgrzali wraz z wodą aż do wrzenia. No, ale tego zjeść się nie dało...
już sobie wyobrażam ich minę podczas próbowania gorących kiszonych ogórków. Brrr, na samą myśl jęzor cierpnie, hihihhi
Podejrzewam, że oni tak samo, jak my na renifery, mówią na krowy - ojej szkoda ich. Z całą pewnością, zarówno w Islandii, jak i w krajach skandynawskich dużo łatwiej spotkać renifera niż krowę.
A śmierdziuchy...Wszystko na głowę bije francuski munster - w wersji łagodnej - tej prawie bezpleśniowej - otoczenie (bagażnik) pachnie jakby ktoś nie zdążył do toalety. Ale smak w dużym pomieszczeniu całkiem całkiem. Najgorszy jest munster z czerwoną pleśnią - ale o tym trzeba dyskutować z kokliko
po przemyśleniu - kurcze. ta Islandia to wyspa. Nijak tam dostać się krowom czy reniferom. Owce bardziej prawdopodobne - przyjechały razem z osiedleńcami.
Ale wymyśliła mi się taka teoria.
Święty Mikołaj potrzebował miejsca odpoczynku dla spracowanych reniferów. Te które wymagały kuracji zostawały w (na) Islandii. jako, że zaprzęg był różnopłciowy. noce długie, światła brak - coś trzeba robić. Efekty były widoczne dosyć szybko. I w ten sposób renifery stały się przysmakiem restauracyjnym... (tak jak u nas wołowina).
Miauka- wyguglałam ok 31 tys haseł na śledzia w cynamonie :) Nie wiem, które by to miało być, hi...Z ciekawości przejrzałam kilka i nawet sobie zapisałam taki z imbirem i piernikiem...
Użytkownik miauka napisał w wiadomości: > http://www.rvk.is/desktopdefault.aspx/tabid-3413/nie ma tego bardzo duzo i > brakuje opisu potraw swiatecznych ale jednak cos o mojej wyspie. :)
Kurczę, strona którą tłumaczyłam... ale tego o świętach nie... muszę się przypomnieć zleceniodawcy :-/
http://www.rvk.is/desktopdefault.aspx/tabid-3413/
Miaukolu, super, ze zamiescilas ten link...bardzo mi sie podoba. To fajnie wiedziec, jak sie obchodzi swieta gdzies w swiecie. U nas tez 6 stycznia jest ostatnim dniem i wszystko zostaje sprzatane 7ego juz nie ma sladu po swietach, tylko choinki wyrzucone przed domy do zebrania przez sluzby sprzatajace.
lucky tu sciagaja te ozdoby, ktore miasto wywiesilo a to co ludzie prywatnie maja to jeszcze jest dluzej bo trzeba jakos doswietlic ten "czarny" dzien. Tu o 11 rano dopiero sie przejasnia i 14 juz robi sie ciemno, wiec te lampki i lampeczki potrezbne sa coby nie zwariowac.
Bardzo ciekawe rzeczy sobie poczytałam:) dziękuję bardzo,fajny ten Mikołaj na zdjęciu,przypomina mi skrzata,może znasz jakąś Islandzką pisarkę albo pisarza? chętnie poczytałabym jakieś stare baśnie.
http://wapedia.mobi/pl/Literatura_islandzka
Miaukolku - fajnie było poczytać o świętach na Islandii ... to troszkąę tak jakbym tam z Tobą ... na Twojej wyspie była ...
najbardziej podobało mi się to , jak nazywają się Mikołaje islandzkie - dla mnie bomba !!!!!!
... a napisz jeszcze fonetycznie : jak to czytać ???? :):P
o rany fonetycznie toz to strach :)
Łoooooooo Miaukolu .... mało co nie odgryzłam sobie języka :P:P:P:P:P
till :*
Ciekawe są te zwyczaje, o których piszesz. Dla mnie święta to przede wszystkim pierogi z grzybami i kapustą i barszczyk. Bardzo interesująca ta płaszczka. Słowa "w stanie rozkładu" mnie niepokoją.. Ha ha! Pozdrawiam!
nie probowalam skaty jeszcze bo nie jestem w stanie zniesc zapachu. Niestety jak ktos zjadl to sie za nim ciagnie smrodek tak ze osobie z boku ciezko wystac jest.
Ale fajne :)
Niby ta sama tradycja, a kurcze, jak egzotycznie wygląda...
Jadłaś płaszczkę Miauka? Ja nie jadłam...
A Ty długo jesteś w tej Islandii?
Islandia była dla mnie zawsze bardzo egzotyczna, tak mi się kojarzyła zawsze z kraina taką trochę z pogranicza snu... Teraz mi się kojarzy z Tobą.
Fajnie byłoby też się dowiedzieć, co się tam jada na święta...
Agik - częściowo odpowiem / hi hi hi to co wiem / za Miaukę -
...'' Łyna tam siedzi " już prawie dwa lata
Co do potraw to Miauka niech sama sie wypowie ...
Ostatnio bylam na swiatecznej kolacji w restauracji. TYpowo swiateczne jedzenie i poprobowalam.
Wędzona owcza kupa???!!! o rrrany.... Miauko.... :)))))))))))))
O rrrany raz jeszcze... zrozumiałam... jednak brak polskich liter bywa czasem bardzo kłopotliwy :))))))))))))))))
- fakt ... brak polskich znaków ... i właśnie ....tak na opak może być odczytywane:)
Bardzo ciekawe jest święto Bożego Narodzenia cbchodzone na Islandii,jest tam wiele cech wspólnych z naszymi obrzedami, Jednak potrawy mnie najbardziej zaintrygowały,a szczególnie ziemniaki w cukrze i hangikjot(?)tego sobie nie jestem w stanie wyobrazić.Ciężko by mi było przyzwyczaić się do tak długich okresów ciemności:)jak Ty to znosisz:)no chyba że ta myśl ,że pózniej już tylko leto i leto:)Pozdrawiam bardzo gorąco i dziękuję.
ziemniaki w cukrze no to nie dla mnie :)
Ale ta owcza kupa to jakaś metafora, tak?
no nie :)
... mnie też nie pasował popielniczkowy - dosłownie - smak ...... bleeeee :P
Choć to i tak lepsza wersja, niz poczatkowo myślałam, ze to owa kupa jest treścią posiłku, ale nawet dym z owczej kupy chyba mi nie pasuje....
No oki, rozumiem, skąd pomysł na wędzenie szynki w... tym...
Ale skąd im przyszło do głowy jeść rozkładającą się płaszczkę? Płaszczka przyrządzona inaczej jest niejadalana?
z ra plaszczka to podejrzewam z dawnych czasow sie wzielo. Nie bylo pomyslow na konserwacje wiec zakopywano w ziemii, i akurat na swieta jak wyjeli to sie okazalo, ze taki amoniakowy przysmak wyszedl. To tylko moje domysly sa.
:)
To mi przypomina historię pewnego sera...
Moi Rodzice z Francji przywieźli mi w prezencie kilka paczuszek serowych.
Pierwszy ser był boski... pierwszy raz jadłam coś tak doskonałego... przez kilka dni wręcz celebrowałam serowe doznania... dzieliłam go na małe kawałki, żeby dłużej cieszyć się tym niezwykłym smakiem.
Kiedy skończył się, z wielką ciekawością otworzyłam następną paczuszkę... choć właściwie to nawet jej nie otworzyłam... zapach, który wydobył się po maleńkim uchyleniu rąbka foliowej tajemnicy, zniszczył prawie wszelkie życie w promieniu stu metrów.
Ledwie żywa od tego potwornego smrodu zapakowałam ser nr 2 do trzech worków foliowych, rozważając nawet możliwość uszczelnienia ich taśmą klejącą i wrzuciłam w najbardziej zapomniany kąt lodówki. Dlaczego nie wyrzuciłam od razu do kosza na zewnątrz domu? Chyba mi ten zapach zaszkodził na myślenie...
Kilka dni później przyjechał do nas mój kuzyn z Wrocławia, student informatyki, zdany w akademiku kulinarnie li i jedynie na siebie, więc podchodzący do artykułów spożywczych dość odważnie i ogólnie bez uprzedzeń. Ser z Francji? Że śmierdzi? A pokaż!
Otworzyłam okna i chowając nos w gruby golf, odpakowałam toksyczne zawiniątko.
Niewiele mi to pomogło. Śmierdziało chyba jeszcze gorzej niż poprzednio, więc po udowodnieniu, że wcale nie przesadzałam z tym, że to jakaś bomba biologiczna, szybko zabrałam się za uszczelnianie i pakowanie, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
Kuzyn dla odmiany miał błogi wyraz twarzy i z takim prawie rozczuleniem zapytał, czy on mógłby jednak skosztować.
Popatrzyłam na niego jak na wariata... ale ponieważ nalegał, więc podałam mu zawiniątko i nóż, po czym uciekłam z kuchni.
Kiedy wróciłam, nieśmiało zagadnął, że skoro mnie z tym serem nie po drodze, to może on mógłby go sobie wziąć.
Wyjechał do Wrocławia ze śmierdzielem w plecaku.
Podróż miał bardzo komfortową, bo nikt nie chciał siedzieć z nim w jednym przedziale.
Niestety również nikt nie chciał dzielić z nim lodówki, ani pokoju w akademiku, więc dopiero groźba bezdomności zmusiła go do natychmiastowego spożycia specjału, którym planował delektować się przez resztę semestru...
Ser zjadł w mało romantycznym miejscu przed akademikiem, a ponadto koledzy wymogli na nim obietnicę, że już nigdy nic takiego ze sobą nie przywlecze.
Myślę, że islandzkie pyszności też by się spodobały mojemu Kuzynowi...
A ja jednak tylko postoję i popatrzę...
z polskim "na zdrowie", z kiszoną kapustą w tle...
Fajna historia:) ale wlasnie tak jak napisalas na zakonczenie "z kiszona kapusta" ... czy Wy wiecie jak ludzie innych narodowosci reaguja na polski bigos? Bardzo podobnie:)) Mysle, ze czlowiek przyzwyczaja sie do pewnych smakow i zapachow juz w dziecinstwie i potem to dla niego normalne. A nasz bigos nalezy pewnie do jednych z najbardziej smierdzacych dan tak miedzynarodowo;))
Tak samo jak zapach suszonych grzybow dla nas tak przyjemny, a juz mi kiedys powiedziala kolezanka (uprzednio przepraszajac) ze dla niej to smierdzi "niedomytym dziadem" Nie dosc ze sie nie obrazilam, to jeszcze w duchu przyznalam Jej racje:)
Ppomysl na podroz komfortowa byl niezly ale akademik hihihihi
A bigos na swiezym powietrzu - swietny pomysl:))
Kurczę, mój mąż przywiózł mi kiedyś z podróży taki ser. Smak niezły, ale taki "zapach", że musiałam nos zatykać, żeby go spróbować, a jak mi małżonek szanowny nim chuchnął, to... aż mnie to przeraziło..
Jeśli zaś chodzi o te wszelkie śledziki i renifera ( ojeju, szkoda go..) w Islandii - to fajnie masz, Miauko, że masz możliwość wypróbowania takich specjałów. Swoją drogą nasze kiszonki też uważane są za coś zepsutego.
Przy okazji przypomniało mi się, jak zawieźliśmy do Danii flaki i ogórki kiszone w słoikach. Po naszym wyjeździe obdarowani flaki podgrzali i zjedli a i z ogórkami zrobili to samo - podgrzali wraz z wodą aż do wrzenia. No, ale tego zjeść się nie dało...
Użytkownik piegusowa napisał w wiadomości:
> obdarowani flaki podgrzali i zjedli a i z ogórkami zrobili to samo -
> podgrzali wraz z wodą aż do wrzenia. No, ale tego zjeść się nie dało...
już sobie wyobrażam ich minę podczas próbowania gorących kiszonych ogórków.
Brrr, na samą myśl jęzor cierpnie, hihihhi
A ja jestem zdziwiona, ze w Danii nie znaja kiszonych ogorow :)) Myslalam ze caly swiat zna....i sie okazuje ze jednak nie.
w Danii znaja korniszony. Zreszta oni wszystko w occie maja. Te ogorki w occie to na slodka sa.
Podejrzewam, że oni tak samo, jak my na renifery, mówią na krowy - ojej szkoda ich. Z całą pewnością, zarówno w Islandii, jak i w krajach skandynawskich dużo łatwiej spotkać renifera niż krowę.
A śmierdziuchy...Wszystko na głowę bije francuski munster - w wersji łagodnej - tej prawie bezpleśniowej - otoczenie (bagażnik) pachnie jakby ktoś nie zdążył do toalety. Ale smak w dużym pomieszczeniu całkiem całkiem. Najgorszy jest munster z czerwoną pleśnią - ale o tym trzeba dyskutować z kokliko
po przemyśleniu - kurcze. ta Islandia to wyspa. Nijak tam dostać się krowom czy reniferom. Owce bardziej prawdopodobne - przyjechały razem z osiedleńcami.
Ale wymyśliła mi się taka teoria.
Święty Mikołaj potrzebował miejsca odpoczynku dla spracowanych reniferów. Te które wymagały kuracji zostawały w (na) Islandii. jako, że zaprzęg był różnopłciowy. noce długie, światła brak - coś trzeba robić. Efekty były widoczne dosyć szybko. I w ten sposób renifery stały się przysmakiem restauracyjnym... (tak jak u nas wołowina).
ekko teoria bardzo prawdopodobna i przekonujaca. Mozesz jeszcze mi wytlumaczyc obecnosc koni islandzkich?
do tego pewnie potrzeba więcej butelek z zawartością...
Miauka- wyguglałam ok 31 tys haseł na śledzia w cynamonie :)
Nie wiem, które by to miało być, hi...Z ciekawości przejrzałam kilka i nawet sobie zapisałam taki z imbirem i piernikiem...
Skal :D
skal :)
znaczy siup :)
Użytkownik miauka napisał w wiadomości:
> http://www.rvk.is/desktopdefault.aspx/tabid-3413/nie ma tego bardzo duzo i
> brakuje opisu potraw swiatecznych ale jednak cos o mojej wyspie. :)
Kurczę, strona którą tłumaczyłam... ale tego o świętach nie... muszę się przypomnieć zleceniodawcy :-/
no to sie przypomnij
Miauka,bardzo dziękuję .Dopiero dzisiaj zauważyłam ten wątek,a naprawdę szkoda by było go przegapić.Wesołych Świąt!