Wiem, wiem, temat brzmi poważnie, ale już tłumaczę... Otóż po wielu burzliwych (a nawet bardzo) przeżyciach, szukaniu swojego miejsca to tu (np. w mediach), to tam (własna firma), znowu znalazłam się w punkcie wyjścia. To znaczy- będę zaczynać od zera. Firmę zamykam i znowu muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Ostatnimi czasy bardzo zainteresowałam się gotowaniem (m.in. dzięki tej stronce). Z lubością pichcę dla swojego faceta, czasem bardzo wymyślne, czasem zupełnie proste dania, nieodmiennie z frajdą. Tak się zastanawiam, czy da się połączyć przyjemność z gotowania z zarabianiem na życie... Problemem jest to, że nie mam ukończonej żadnej szkoły gastronomicznej i mało się znam na technice gotowania jako takiej (wiem, że z kiwi galaretka się nie zsiądzie, ale to chyba trochę za mało). A może powinnam mieć więcej wiary w siebie? Ciekawa jestem Waszych opinii w tej kwestii.
Hej:-)O to coś jak ja:-)Też gotuje i gotuje i...tak sobie pomyslałam,że może jakaś mała knajpeczka w okolicy(zwłaszcza ,że żarcie w okolicznych lokalach pozostawia dużo do zyczenia)...a nwet babki w sklepie przy okazji zakupów popierały mnie goraco.Ale jak zwykle wszystko sprowadza sie do-pieniędzy.Jak masz za co to fajnie,jak nie masz to kiszak:-(((Chyba ,że wygrana w totka..ale czekac całe zycie???Jeśli dyponujesz srodkami i odwaga to wcale szkoła nie jest Ci potrzebna...O ile nie zamorduje Cię sanepid i inne kontrolne dziadygi:-)
Z ciekawosci zerknelam na Twoj jedyny przepis,,,bardzo fajny, ale, jak naprawde chcesz zarabiac na zycie gotowaniem , to powinnas postarac sie byc unikalna:)
Zacznij od gotowania wlasnych bulionow, koncentrowania smakow, nie uzywaj gotowych przypraw typu: sol czosnkowa, kupowane doprawiane sery, produkty ze sloika,,, itd:)
Wszystko mozesz zrobic sama , mniejszym kosztem jako bonus.
Szkola gastronomiczna nie kazdemu pomoze byc dobrym kucharzem, te sztuke trzeba miec w malym palcu:)
Jedyne , czego naprawde musisz sie nauczyc, to higiena pracy i proces zwiazany z oziebianiem i podgrzewaniem dan.
Eeee, raczej nie... Po kilku głębszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że być może znowu dałam się ponieść swojej fantazji. W sumie to plan utopijny, raczej mi nie wyjdzie, bo rzeczywiście, radość z gotowania dla najbliższych to żadna rękojmia. A o własnym lokalu raczej nie myślałam, nie chciałabym mieć lokalu, myślałam o jakiejś innej formie "przekazywania posiłków dalej", ale nie do końca wiem, jakiej :D. Generalnie, taka idee fixe, która pozostanie zapewne w domowych pieleszach :).
Wiem, wiem, temat brzmi poważnie, ale już tłumaczę... Otóż po wielu burzliwych (a nawet bardzo) przeżyciach, szukaniu swojego miejsca to tu (np. w mediach), to tam (własna firma), znowu znalazłam się w punkcie wyjścia. To znaczy- będę zaczynać od zera. Firmę zamykam i znowu muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Ostatnimi czasy bardzo zainteresowałam się gotowaniem (m.in. dzięki tej stronce). Z lubością pichcę dla swojego faceta, czasem bardzo wymyślne, czasem zupełnie proste dania, nieodmiennie z frajdą. Tak się zastanawiam, czy da się połączyć przyjemność z gotowania z zarabianiem na życie... Problemem jest to, że nie mam ukończonej żadnej szkoły gastronomicznej i mało się znam na technice gotowania jako takiej (wiem, że z kiwi galaretka się nie zsiądzie, ale to chyba trochę za mało). A może powinnam mieć więcej wiary w siebie?
Ciekawa jestem Waszych opinii w tej kwestii.
Babsy- Kochana- znasz moją opinię:D
Znasz wszystkie za i przeciw :D
Trzymam kciuki!!!!
P.S szkoła nie zając :)
Zerknij sobie do tego tematu Sygulki :P- tylko "podmiot liryczny" zmień
dziewczyny zakasac rece i do roboty
fundusze - Urzad Pracy oraz Unia Europejska
serio mozna zebrac - jak macie pomysl to realizujcie go, kto nie probuje ten nic nie zyskuje,
Zacznij od gotowania wlasnych bulionow, koncentrowania smakow, nie uzywaj gotowych przypraw typu: sol czosnkowa, kupowane doprawiane sery, produkty ze sloika,,, itd:)
Wszystko mozesz zrobic sama , mniejszym kosztem jako bonus.
Jedyne , czego naprawde musisz sie nauczyc, to higiena pracy i proces zwiazany z oziebianiem i podgrzewaniem dan.
Zycze powodzenia!
Pozdrawiam:)
Z lubością pichcę dla swojego faceta,
To trochę za mało. Jak Tobie będzie samo gotowanie sprawiało radość bez względu na to dla kogo, to wtedy sukces murowany
Co do szkól to się zgodzę z poprzednikami, ale podstawową wiedzę trzeba mieć.
Spróbować powinnaś jak czujesz ochotę i ciąg do patelni i innych garów. Pozdrawiam
Eeee, raczej nie... Po kilku głębszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że być może znowu dałam się ponieść swojej fantazji. W sumie to plan utopijny, raczej mi nie wyjdzie, bo rzeczywiście, radość z gotowania dla najbliższych to żadna rękojmia. A o własnym lokalu raczej nie myślałam, nie chciałabym mieć lokalu, myślałam o jakiejś innej formie "przekazywania posiłków dalej", ale nie do końca wiem, jakiej :D. Generalnie, taka idee fixe, która pozostanie zapewne w domowych pieleszach :).