W ramach wstępu: Wątek został założony jako obiecana odpowiedź do zamkniętego wątku Tineczki o tytule "Co wy ludzie macie"
Bez gęby wśród ludzi żyć się nie da. Zawsze jakąś nam dokleją, jakby mało było własnych do wyżywienia. Ja na przykład mam gębę moderatorską, a nie chcę. Albo gębę bezpodstawnie unoszącej się i nie panującej nad nerwami, choć nieprawda. Mam gębę niejadka, choć jestem łakomczuchem i obżarciuchem. I przegram zawsze w tym pojedynku na gęby, które ktoś mi na twarz nalepia. I w nosie! To znaczy nie mam gęby w nosie... ale mam w nosie gęby. Będę je sobie nosić, a co mi tam, jeszcze się nauczę je ignorować albo może niesmiało i z pokorą troszeczkę przeprojektuję, żeby się tak nie kłóciły z tym co naprawdę... tam w środku...
Bawię się teraz nieśmiertelnym Gombrowiczem, i jak się domyślacie wynika to z emocjonalnego sporu o majonez, i antyokcydanty, i o rozdwojenie Żarłocznej jaźni niektórych użytkowników (i wcale a wcale nie mam na myśli wyłącznie Tineczki).
I wiecie co? Nie będę używała łopatologii, aby sformułować swój przekaz. Ot, w skrócie napiszę, co lubię, a czego nie, a Wy interpretujcie jak chcecie :)
Lubię, gdy jest o czym poczytać na forum. Nie lubię, gdy za ilością treści idą słowne przepychanki. Lubię osobowości. Nie lubię destruktywnej dominacji. Lubię odwagę wypowiadania się. Nie lubię nieliczenia się ze zdaniem innym niż własne. Lubię, gdy inni oceniają to, co robię. Nie lubię wydawania generalizujących sądów na temat mojej osoby. Lubię, gdy inni nie boją się mówić o swoich uczuciach. Nie lubię, gdy inni nie liczą się z moimi uczuciami. Lubię ludzi wyrozumiałych i taktownych. Nie lubię w ludziach zaciekłości i uporu. Lubię ludzi, którzy wciąż się uczą. Nie lubię ludzi, którzy edukują na siłę. Lubię majonez. Nie lubię w kółko jeść majonezu.
:) i wszyscy pewnie chetnie sie pod tym podpisza, no bo jak sie nie zgodzic...w praktyce niestety jest gorzej...gdy brak argumentow atakuje sie osobe, a nie problem postawiony w temacie...ale mimo wszystko....jesli dyskusja wniosla cos pozytywnego, a mysle, ze tak chociazby "jak walczyc ze slimakami i mszycami" chociaz moze z majonezem niewiele to ma wspolnego ;) ze jest tak wiele osob, ktore wlasnymi silami staraja sie hodowac zdrowa zywnosc, i ze nie wszystko jest na straty, ze sa osoby ktore mimo obelg puszczaja je w niepamiec i dalej uczestnicza w dyskusji, ze sa osoby ktore nie maja ochoty byc na dywaniku i tylko sledza po cichu, ale w pewnym momencie dodaja otuchy chociazby jednym slowem, ze moze ktos dzisiaj zamiast kotleta schabowego zje cukienie z ciemnym ryzem?
spiew ptakow przed switem slyszalam nocki prawie calej nie przespalam o nieszczesnym majonezie rozwazalam salatke warzywna przygotowalam i dylemat mialam bo majonezu dawno nie uzywalam steskniona za nim lyzeczke plaska dodalam i nadal sie zastanawialam nad wielka asceza myslalam choc smutku nie doznawalam tineczke od batow ratowalam i sama po plecach dostalam Albert i Sklodowska rowniez zawinili pewnie majonezu nie lubili! Ptaki sie zlecialy bo wyzerke zwachaly krowy, kroliki i zajace co po tineczkowej hasaly lace... zima ich zastala wiec wataha do cieplych krajow emigrowala ale wciaz do tego samego stolu zasiadala slonine wodka popijala za cholesterol toast wzywala! grochowke i owoce morza podawano espumisanem zagryzac kazano slimaki i mszyce na piwo zapraszano... a i o macierzynskim nie zapomniano brzuszek lagodnie wymasowano i dzieciatko w Szwecji powitano! tak by dalej swietowano gdyby Wukaenki na olimp nie wezwano przykazania biesiadnikom przypomniano rachunek przy wyjsciu i sciereczke do geby wytarcia podano
Droga Anno ,piekny wierszych ulozylas :) wszystkich obwinilas ,a sama sie oczysciłas. Pozdrawiam Jednak warto pic wodeczke i zakaszac sloninka ,zeby dozyc tak pieknego wieku w zdrowiu. Musze powiedziec ze widzialam gdzies na jakiejs stronie ,wedzona slonine z przyprawami ,chetnie bym zjadla kawalek .
Z tą słoniną przypomniała mi się taka historia. Słowacja - a w zasadzie jeszcze Czechosłowacja, bo dokładnie w trakcie naszego pobytu uchwalili rozłączenie. Mieszkaliśmy u bardzo sympatycznych gospodarzy. Na jedna z wypraw wręczyli nam pakunek - abyśmy, młodzi studenci głodu nie cierpieli. W zawiniątku (lnianej ściereczce) był kawał słoniny i cała, obrana cebula...Potem jeszcze kilkakrotnie kupowałam wędzoną - dla przypomnienia smaku gościnności. Ale teraz to bym juz nie zjadła...
Ekko ,powiem szczerze ! ze chetnie bym zjadla kawalek takiej jak na tym zdjeciu ,z chlebem i ogorkiem kwaszonym :) znalazlam na necie , zdjecie i przepis ,jak ja zrobic ,tutaj przed uwedzeniem.
Dziękuję za rozsądek, przez chwilę mi go tutaj brakowało :) Ale nie, nie zwariowałam, chociaż...już mi sie ten majonez śnił po nocach, na zmianę z morzem oliwy... Wkn, powinnaś zdecydowanie częściej zabierać głos, wprowadzasz tutaj taką atmosferę...normalności. To jest niocenione i niezastąpione :) Pozdrawiam serdecznie!
A ja Ciebie Wkn coraz bardziej zaczynam lubic, albo lubiec, popraw ten , kto wie:)
za to, ze jestes jaka jestes i trzymasz porzadek na WZ za to, ze nikogo swiadomie nie obrazasz za to , ze zamykasz beznadziejne watki za to, ze po prostu jestes:)
Ja tez lubie majonez, zwlaszcza domowej roboty:) Nie lubie mies pod majonezowym przykryciem, ale lubie mieso z dodatkiem sosu bearnease , mniammmmm,,,
Nie mam zielonego pojęcia co to jest sos bearnease (jedyne, z czym mi się kojarzy to nos misia), ale sprawdzę :) Dziękuję, że napisałaś, że nikogo świadomie nie obrażam, choć mam świadomość, że nie raz to zrobiłam i na pewno jeszcze się to stanie - ot durny ludzki gatunek, palnie i myśli, że dobrze, a drugiemu przykro.
A tu macie przepis na najgorszą na świecie sałatkę z majonezem (i wcale nie ma w niej rozgotowanych brokułów):
zmieszać i próbować zjeść, zrezygnować jeśli się pochopnie nie przyjęło zakładu spożycia całej przygotowanej porcji sałatki :) Ha, no i kto mnie przebije w okropieństwie, no kto?
No masz, zapomniałam! Zresztą nawet nie mam w domu. To by dopiero była kwintesencja okropieństwa :) Może jeszcze do kompletu nasiona słonecznika, żeby coś jednak w środku chrupało, bo sałata lodowa pod majonezem stała się mięczakiem :)
Ale sie usmialam, no moze jeszcze caly ten zestaw pod pierzynka z Varii Gombrowicza. Kazdy mistrz popelnil w zyciu wlasnego gniota. Dlaczego nie Pudliszki z pekinska pod kukuruza, jak mawiala moja wschodnia rodzina.
zaznaczam, ze tylko raz w roku mozna taki sos zjesc:)))))))
a Twoja salatka, wcale tak strasznie nie brzmi: ciekawe polaczenie : smak wedzonej ryby, kwas papryki, slony smak oliwek i sera a do tego troche slodkosci z ketczupu, zrownowazony neutralnym smakiem majonezu i otrzezwiony joghurtem,,, i neutralnosc salaty lodowej,,,,,musze wyprobowac, jak dostane dostep do wlasnej kuchni:)
znam troche sąłatek w którcy sos tworzy sie z majonezu, jogurtu i ketchupu. jak dobrowolnie do ust nie włożę niczego co zawiera czysty ketchup, tak w postaci takiego sosu jest całkiem niezły. Jeżeli się użyje pikantnego ketchupu - zniweluje on majonez i nawet "lubiacze" samego majonezu dadzą sie oszukać zwiększoną ilością jogurtu.
jak pierwszy raz miałam jeść połączenie fety, oliwek i tuńczyka byłam przerażona - jak powiedzieć gospodarzom, że nie jadam oliwek, za fetą nie przepadam, a połączenie fety z tuńczykiem jest conajmniej dziwne...Po pierwszym widelcu pałaszowałam aż miło - zaskoczona kompozycją smaków. Dzisiaj to moja ulubiona sałatka.
Till ma przepis na sałatę lodową z tuńczykiem, jajkiem, pomidorem w sosie 1000 wysp. Ja wzbogaciłam to jeszcze o paprykę. Pycha, pycha, pycha (a te 1000 wysp to papryka konserwowa, majonez i ketchup - tak orientacyjnie, bo są i inne składniki).
no , widzisz Ekkore, nalezy probowac, dla mnie nie ma nic dziwnego, dopuki nie sprobuje,,, tez mam swoje ulubione smaki ale nigdy nie oceniam negatywnie nowosci, nim znajda sie na moim jezyku:) jedyne , co obchodze z daleeeeeeka, to sfermentowany sledz, tak uwielbiany przez moja Mame, hihi na sam smrod juz mnie mdli:))))
Ja lubię nowości, lubię próby, lubię eksperymenty - choć we wszelkich działaniach jestem konserwatystką - więc wszystko całkowicie rewolucyjne odbywa się powoli.
No i dobrze, bo jak wiadomo rewolucje obalaja wszystko i nie maja zadnej slusznej alternatywy, a powolna ewolucja w ramach reformy wiele moze zmienic. Mnie potrzeba bylo pietnastu lat na polubienie koziego serka. Ale tez dobrze, ze odzywaja sie nawolujace glosy, tineczki przede wszystkim, zeby nie zakopac sie na amen w jedynych pomyslach jakie nabywamy, notabene z przynajmniej trzech przepisow dziennie w WZ. Przepisow tu bez liku, ale zauwazcie, ze jedyne z ogromna iloscia komentarzy, to te ktore posiadaja jako skladniki................ Jestesmy jakies trzydziesci lat do tylu, a moze i ciut wiecej za tzw.Europa. Wczoraj wygrzebalam moj pierwszy zeszyt z przepisami. Wklejalam wszystkie receptury, ktore wydawaly mi sie niebywale tworcze na poczatku lat lat siedemdziesiatych, po dwudziestu latach przezytych w siermieznej Polsce. Wiecie, ze moglabym zablysnac przepisujac je tutaj. Bo wypisz wymaluj, nalezalo wymieszac z piec puszek, goscie chwalili, roboty niewiele. Jeszcze inny zeszyt z tzw dekoracja (garmazeryjna) potraw, tu burak udaje bez, tu cebula robi za biala roze. Na ktores tam urodziny zafundowano mi maly kurs u mistrza gastronomii, i wielkie odkrycie. Mistrz mowi, ze potrawy maja byc tak skomponowane, ze wybronia sie same. To co uwazalam za calkowita sublimacje dotychczas, okazalo sie tylko kiczem i i nieudolnoscia. Chodzilam chora z pare dni. Ale w koncu zrozumialam, ze talerza nackanego piecioma ziemniakami, kalafiorem i ogromnym kotletem nie wybawi zadna chryzantema misternie z ogorka wyrzezbiona. I tak jak pisze ekkore, stworzylam sobie moja mala samorewolucje, probowalam najpierw zrozumiec na czym polega przestawienie sie i co to daje. Dlatego ciagle przepadam za zdjeciami z Waszych swiatecznych stolow, bo widze, ze duzo z nas przeszlo te wlasne rewolucje, ze moze byc niebywale wytwornie, ale bez napuszenia, ze chyba lepiej skupic nad dobrym wykonawstwem zamiast przez godzine robic z marchwi serpentyne. Sluchajcie (jak chcecie), mam taka mala ksiazeczke, rok wydania 1976, traktuje wylacznie o tzw "dekoracjach". Ze wszystkiego cos tam wycinamy, podginamy, wkladamy albo do lodowatej wody, albo do wrzatku , dzisiaj tak podane potrawy bylyby obciachem estetycznym, stad moj niegdysiejszy watek na temat mody w kuchni.
W ramach wstępu:
Wątek został założony jako obiecana odpowiedź do zamkniętego wątku Tineczki o tytule "Co wy ludzie macie"
Bez gęby wśród ludzi żyć się nie da. Zawsze jakąś nam dokleją, jakby mało było własnych do wyżywienia.
Ja na przykład mam gębę moderatorską, a nie chcę. Albo gębę bezpodstawnie unoszącej się i nie panującej nad nerwami, choć nieprawda.
Mam gębę niejadka, choć jestem łakomczuchem i obżarciuchem. I przegram zawsze w tym pojedynku na gęby, które ktoś mi na twarz nalepia. I w nosie! To znaczy nie mam gęby w nosie... ale mam w nosie gęby. Będę je sobie nosić, a co mi tam, jeszcze się nauczę je ignorować albo może niesmiało i z pokorą troszeczkę przeprojektuję, żeby się tak nie kłóciły z tym co naprawdę... tam w środku...
Bawię się teraz nieśmiertelnym Gombrowiczem, i jak się domyślacie wynika to z emocjonalnego sporu o majonez, i antyokcydanty, i o rozdwojenie Żarłocznej jaźni niektórych użytkowników (i wcale a wcale nie mam na myśli wyłącznie Tineczki).
I wiecie co? Nie będę używała łopatologii, aby sformułować swój przekaz. Ot, w skrócie napiszę, co lubię, a czego nie, a Wy interpretujcie jak chcecie :)
Lubię, gdy jest o czym poczytać na forum.
Nie lubię, gdy za ilością treści idą słowne przepychanki.
Lubię osobowości.
Nie lubię destruktywnej dominacji.
Lubię odwagę wypowiadania się.
Nie lubię nieliczenia się ze zdaniem innym niż własne.
Lubię, gdy inni oceniają to, co robię.
Nie lubię wydawania generalizujących sądów na temat mojej osoby.
Lubię, gdy inni nie boją się mówić o swoich uczuciach.
Nie lubię, gdy inni nie liczą się z moimi uczuciami.
Lubię ludzi wyrozumiałych i taktownych.
Nie lubię w ludziach zaciekłości i uporu.
Lubię ludzi, którzy wciąż się uczą.
Nie lubię ludzi, którzy edukują na siłę.
Lubię majonez.
Nie lubię w kółko jeść majonezu.
A ja lubie Twoja szarlotke z kaszy manny ,i napoleonke Ekko i majonez ,ale nie za czesto :)
Śle ukłony i wyrazy podziwu dla ciekawego przeniesienia gombrowiczowskich wizji w świat codziennych "przepychanek".
Uwielbiam Gombrowicza !!
Wkn - podziw wielki :))
Lubię swoją gębę ... Dobrze mi z nią ...
Chociaż oczywiście moja gęba i ja to dwie różne osoby ;)))
Wkn,świetnie to wszystko ujęłaś:)
Napisałaś dokładnie to,co myślę na temat kontaktu z ludźmi-czy to w realu czy w necie.
Pozdrawiam:)
Moje lubię - nie lubię zazębia się z Twoim. Pewnie jakby poszukał dalej jeszcze coś by się znalazło
Lubię majonez.
Nie lubię w kółko jeść majonezu.
lubie wiosne i pierwiosnki
nie lubie smieci rozrzuconych w lesie.
I wlasnie o to chodzi.
Dziekuje za przypomniemie Gombrowicza, tak sie "zaamerykanizowalam", ze ulecial z pamieci.
:) i wszyscy pewnie chetnie sie pod tym podpisza, no bo jak sie nie zgodzic...w praktyce niestety jest gorzej...gdy brak argumentow atakuje sie osobe, a nie problem postawiony w temacie...ale mimo wszystko....jesli dyskusja wniosla cos pozytywnego, a mysle, ze tak chociazby "jak walczyc ze slimakami i mszycami" chociaz moze z majonezem niewiele to ma wspolnego ;) ze jest tak wiele osob, ktore wlasnymi silami staraja sie hodowac zdrowa zywnosc, i ze nie wszystko jest na straty, ze sa osoby ktore mimo obelg puszczaja je w niepamiec i dalej uczestnicza w dyskusji, ze sa osoby ktore nie maja ochoty byc na dywaniku i tylko sledza po cichu, ale w pewnym momencie dodaja otuchy chociazby jednym slowem, ze moze ktos dzisiaj zamiast kotleta schabowego zje cukienie z ciemnym ryzem?
zamiast komentarza
Brawo, Wkn!
Nic ująć, nic dodać, no może tylko, parafrazując słowa Gombrowicza: "Majonez wielkim dodatkiem jest".
A przynajmniej bywa!
Ja kocham świat sielski - anielski, ale muszę się pogodzić z faktem, że nie zawsze taki jest ! Pozdrawiam wiosennie/zimowo/ !
Dziękuję Wkn za wprowadzenie odrobiny spokoju do tego majonezowego wątku.
Lubię Wkn za dystans i wyważenie :) i za to gombrowiczowskie podsumowanie bardzo hałaśliwego wątku :D
spiew ptakow przed switem slyszalam
nocki prawie calej nie przespalam
o nieszczesnym majonezie rozwazalam
salatke warzywna przygotowalam
i dylemat mialam
bo majonezu dawno nie uzywalam
steskniona za nim
lyzeczke plaska dodalam
i nadal sie zastanawialam
nad wielka asceza myslalam
choc smutku nie doznawalam
tineczke od batow ratowalam
i sama po plecach dostalam
Albert i Sklodowska rowniez zawinili
pewnie majonezu nie lubili!
Ptaki sie zlecialy
bo wyzerke zwachaly
krowy, kroliki i zajace
co po tineczkowej hasaly lace...
zima ich zastala
wiec wataha do cieplych krajow emigrowala
ale wciaz do tego samego stolu zasiadala
slonine wodka popijala
za cholesterol toast wzywala!
grochowke i owoce morza podawano
espumisanem zagryzac kazano
slimaki i mszyce na piwo zapraszano...
a i o macierzynskim nie zapomniano
brzuszek lagodnie wymasowano
i dzieciatko w Szwecji powitano!
tak by dalej swietowano
gdyby Wukaenki na olimp nie wezwano
przykazania biesiadnikom przypomniano
rachunek przy wyjsciu i sciereczke
do geby wytarcia podano
pozdrawiam
Droga Anno ,piekny wierszych ulozylas :)
wszystkich obwinilas ,a sama sie oczysciłas.
Pozdrawiam
Jednak warto pic wodeczke i zakaszac sloninka ,zeby dozyc tak pieknego wieku w zdrowiu.
Musze powiedziec ze widzialam gdzies na jakiejs stronie ,wedzona slonine z przyprawami ,chetnie bym zjadla kawalek .
Ja do tej słoninki też się podłączę.Bardzo lubię wędzoną sloninkę.
A tak bylo sympatycznie...................................
szkoda.
Z tą słoniną przypomniała mi się taka historia. Słowacja - a w zasadzie jeszcze Czechosłowacja, bo dokładnie w trakcie naszego pobytu uchwalili rozłączenie. Mieszkaliśmy u bardzo sympatycznych gospodarzy. Na jedna z wypraw wręczyli nam pakunek - abyśmy, młodzi studenci głodu nie cierpieli. W zawiniątku (lnianej ściereczce) był kawał słoniny i cała, obrana cebula...Potem jeszcze kilkakrotnie kupowałam wędzoną - dla przypomnienia smaku gościnności. Ale teraz to bym juz nie zjadła...
Ekko ,powiem szczerze ! ze chetnie bym zjadla kawalek takiej jak na tym zdjeciu ,z chlebem i ogorkiem kwaszonym :) znalazlam na necie ,
zdjecie i przepis ,jak ja zrobic ,tutaj przed uwedzeniem.
A mi wlasnie taka przywozi moja przyjaciolka ze Slowacji, uzywam jej w malych kawaleczkach do sosu pomidorowego "all'amatriciana"
Dziękuję za rozsądek, przez chwilę mi go tutaj brakowało :) Ale nie, nie zwariowałam, chociaż...już mi sie ten majonez śnił po nocach, na zmianę z morzem oliwy...
Wkn, powinnaś zdecydowanie częściej zabierać głos, wprowadzasz tutaj taką atmosferę...normalności. To jest niocenione i niezastąpione :) Pozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam czytać Gombrowicza..,
lubię majonez,
lubie vegetę ,
kocham psy ...
Nie lubie duzo pisać,
nie lubie się.kłócić ,
Ot i prawie wszystko..
A ja Ciebie Wkn coraz bardziej zaczynam lubic, albo lubiec, popraw ten , kto wie:)
za to, ze jestes jaka jestes i trzymasz porzadek na WZ
za to, ze nikogo swiadomie nie obrazasz
za to , ze zamykasz beznadziejne watki
za to, ze po prostu jestes:)
Ja tez lubie majonez, zwlaszcza domowej roboty:)
Nie lubie mies pod majonezowym przykryciem,
ale lubie mieso z dodatkiem sosu bearnease , mniammmmm,,,
Wiem, ale nie poprawiem ;P
Nie mam zielonego pojęcia co to jest sos bearnease (jedyne, z czym mi się kojarzy to nos misia), ale sprawdzę :)
Dziękuję, że napisałaś, że nikogo świadomie nie obrażam, choć mam świadomość, że nie raz to zrobiłam i na pewno jeszcze się to stanie - ot durny ludzki gatunek, palnie i myśli, że dobrze, a drugiemu przykro.
A tu macie przepis na najgorszą na świecie sałatkę z majonezem (i wcale nie ma w niej rozgotowanych brokułów):
kawałek wędzonej makreli
sałata lodowa
papryka marynowana
oliwki
ser pleśniowy
jogurt
keczup
majonez
zmieszać i próbować zjeść, zrezygnować jeśli się pochopnie nie przyjęło zakładu spożycia całej przygotowanej porcji sałatki :)
Ha, no i kto mnie przebije w okropieństwie, no kto?
Próbuję poczuć ten smak ...
Ale ,ale , a gdzie kukurydza ?;)
No masz, zapomniałam! Zresztą nawet nie mam w domu.
To by dopiero była kwintesencja okropieństwa :)
Może jeszcze do kompletu nasiona słonecznika, żeby coś jednak w środku chrupało, bo sałata lodowa pod majonezem stała się mięczakiem :)
Ale sie usmialam, no moze jeszcze caly ten zestaw pod pierzynka z Varii Gombrowicza.
Kazdy mistrz popelnil w zyciu wlasnego gniota.
Dlaczego nie Pudliszki z pekinska pod kukuruza, jak mawiala moja wschodnia rodzina.
E tam , przewaznie jestes neutralna , jak ten majonez:)))
Tu jest przepis na sos bearnaise, hihi znowu cos zle napisalam,,,glupia d,,a:)
http://wielkiezarcie.com/przepis33416.html
zaznaczam, ze tylko raz w roku mozna taki sos zjesc:)))))))
a Twoja salatka, wcale tak strasznie nie brzmi: ciekawe polaczenie : smak wedzonej ryby, kwas papryki, slony smak oliwek i sera a do tego troche slodkosci z ketczupu, zrownowazony neutralnym smakiem majonezu i otrzezwiony joghurtem,,, i neutralnosc salaty lodowej,,,,,musze wyprobowac, jak dostane dostep do wlasnej kuchni:)
znam troche sąłatek w którcy sos tworzy sie z majonezu, jogurtu i ketchupu. jak dobrowolnie do ust nie włożę niczego co zawiera czysty ketchup, tak w postaci takiego sosu jest całkiem niezły. Jeżeli się użyje pikantnego ketchupu - zniweluje on majonez i nawet "lubiacze" samego majonezu dadzą sie oszukać zwiększoną ilością jogurtu.
jak pierwszy raz miałam jeść połączenie fety, oliwek i tuńczyka byłam przerażona - jak powiedzieć gospodarzom, że nie jadam oliwek, za fetą nie przepadam, a połączenie fety z tuńczykiem jest conajmniej dziwne...Po pierwszym widelcu pałaszowałam aż miło - zaskoczona kompozycją smaków. Dzisiaj to moja ulubiona sałatka.
Till ma przepis na sałatę lodową z tuńczykiem, jajkiem, pomidorem w sosie 1000 wysp. Ja wzbogaciłam to jeszcze o paprykę. Pycha, pycha, pycha (a te 1000 wysp to papryka konserwowa, majonez i ketchup - tak orientacyjnie, bo są i inne składniki).
no , widzisz Ekkore, nalezy probowac, dla mnie nie ma nic dziwnego, dopuki nie sprobuje,,, tez mam swoje ulubione smaki ale nigdy nie oceniam negatywnie nowosci, nim znajda sie na moim jezyku:)
jedyne , co obchodze z daleeeeeeka, to sfermentowany sledz, tak uwielbiany przez moja Mame, hihi
na sam smrod juz mnie mdli:))))
Ja lubię nowości, lubię próby, lubię eksperymenty - choć we wszelkich działaniach jestem konserwatystką - więc wszystko całkowicie rewolucyjne odbywa się powoli.
No i dobrze, bo jak wiadomo rewolucje obalaja wszystko i nie maja zadnej slusznej alternatywy, a powolna ewolucja w ramach reformy
wiele moze zmienic. Mnie potrzeba bylo pietnastu lat na polubienie koziego serka.
Ale tez dobrze, ze odzywaja sie nawolujace glosy, tineczki przede wszystkim, zeby nie zakopac sie na amen w jedynych pomyslach
jakie nabywamy, notabene z przynajmniej trzech przepisow dziennie w WZ.
Przepisow tu bez liku, ale zauwazcie, ze jedyne z ogromna iloscia komentarzy, to te ktore posiadaja jako skladniki................
Jestesmy jakies trzydziesci lat do tylu, a moze i ciut wiecej za tzw.Europa. Wczoraj wygrzebalam moj pierwszy zeszyt z przepisami.
Wklejalam wszystkie receptury, ktore wydawaly mi sie niebywale tworcze na poczatku lat lat siedemdziesiatych, po dwudziestu latach przezytych w siermieznej Polsce.
Wiecie, ze moglabym zablysnac przepisujac je tutaj. Bo wypisz wymaluj, nalezalo wymieszac z piec puszek, goscie chwalili, roboty niewiele. Jeszcze inny zeszyt z tzw dekoracja (garmazeryjna) potraw, tu burak udaje bez, tu cebula robi za biala roze.
Na ktores tam urodziny zafundowano mi maly kurs u mistrza gastronomii, i wielkie odkrycie. Mistrz mowi, ze potrawy maja byc tak skomponowane, ze wybronia sie same. To co uwazalam za calkowita sublimacje dotychczas, okazalo sie tylko kiczem i i nieudolnoscia.
Chodzilam chora z pare dni. Ale w koncu zrozumialam, ze talerza nackanego piecioma ziemniakami, kalafiorem i ogromnym kotletem nie wybawi zadna chryzantema misternie z ogorka wyrzezbiona.
I tak jak pisze ekkore, stworzylam sobie moja mala samorewolucje, probowalam najpierw zrozumiec na czym polega przestawienie sie i co to daje.
Dlatego ciagle przepadam za zdjeciami z Waszych swiatecznych stolow, bo widze, ze duzo z nas przeszlo te wlasne rewolucje, ze moze byc niebywale wytwornie, ale bez napuszenia, ze chyba lepiej skupic nad dobrym wykonawstwem zamiast przez godzine robic z marchwi serpentyne.
Sluchajcie (jak chcecie), mam taka mala ksiazeczke, rok wydania 1976, traktuje wylacznie o tzw "dekoracjach". Ze wszystkiego cos tam wycinamy, podginamy, wkladamy albo do lodowatej wody, albo do wrzatku , dzisiaj tak podane potrawy bylyby obciachem estetycznym, stad moj niegdysiejszy watek na temat mody w kuchni.
To ja ser kozi pokochałam od razu. Ale może pomógł w tym "Ratatuj"?
Tylko czemu on jest taki drogi!? :/
Ja jadłam we Francji..a tam nie odbiega on cenowo od innych, z tej samej kategorii
hehe, a czas tak szybko leci, zdazysz ze wszystkimi eksperymentami:)
Dobrze ujete! Gratuluje!