Moja mama zmarła 31.12.2007 po pawie dwu letniej chorobie. Miała raka mózgu. Minął ponad rok od jej śmierci (ale tak naprawde straciłam ją w marcu 2006 roku kiedy zaczęła sie choroba) a ja nadal nie potafię normalnie żyć bez mamy. Przychodzi czas zimna, szarości, czas gdy jestem często sama i moje mysli nie daja mi spokoju. Brak mi mamy ale tej sprzed choroby. Przerażaja mnie wspomnienia o tym jak inna była gdy nowotwór rósł jej w głowie, przypominam sobie rózne zachowania, to jak wyglądały nasze relacje i wszystko sie we mnie ściska. Nie moge czytac o raku, ogladać filmów gdzie taka choroba sie pojawia. Gdy tylko cos mnie boli pojawia sie strach, paniczny strach, którego niemoge odgonic. Tak bardzo boję się, że to szczęście jakie mam prysnie w jednej sekundzie... Czuje się samotna i mam żal do życia, że naweyt nie moge na nikogo liczyć... widze kobiety z dziecmi i mamami i wiem, ze ja nigdy nie pójdę z mamą na spacer. Mam w sobie tyle róznych uczuć, że czasami boje sie, że eksploduje. Smutno mi, że mama nie dożyła narodzin swojej wnuczki i wstyd mi, ze brzydziłam sie gdy leżąc w hospicjum dotykała mojego brzucha bo chciała poczuc jak Gabrysia kopie... brzydziłam się tego kim się stała przez chorobe. Przykro mi że z bratem nie byliśmy w stanie opiekować się mama w domu. Choć wiem ze hospicjum było najlepszym rozwiazaniem nadal nie wiem czy była to nasza dobra decyzja... Postanowiłam o tym Wam napisać bo dzis własnie jest ten dzien kiedy muszę z kimś sie podzielc moim smutkiem, dzień gdy nie daje sobie rady, a do pogadania mam tylko roczną córeczke i 2,5 letniego KUbę... Może gdy przyjdzie w koncu wiosna wreszcie zrobi mi się lepiej??? a może na to potrzeba jeszcze duuużo czasu???
Przejdzie - pamietaj ze na zalobe trzeba czasu. U Ciebie moze trwac to dluzej bo nie moglas sie opiekowac, nie moglas pogodzic sie ze Twoja Mama tak sie zmienila ale to normalna reakcja. Wybacz sobie bo na pewno Twoja Mama juz Ci wybaczyla....Trzymaj sie - bedzie dobrze . Jakby co to jestem dzis na gg...
Arabis, nie ma odpowiednich słów, które opisały by to wszystko, co w tej chwili kłębi mi się w głowie.
Jedno jest pewne. Z czasem wspomnienie mamy będzie sprawiało, że na Twojej twarzy zjawi się uśmiech. Po śmierci kogoś bliskiego, zawsze mamy wrażenie, że mogliśmy zrobić coś więcej. Że nasze wzajemne relacje mogłyby być lepsze. No, ale tak to już niestety jest.
Jestem przekonana, że Twoja mama nie miałaby do Ciebie żalu. Choroba zawsze zmienia ludzi. Pod każdym względem i niestety nie zawsze na lepsze. Nigdy nie możemy być pewni naszych reakcji i z reguły nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować.
A samotność? Ogarnia czasami każdego z nas. Spróbuj wtedy rozejrzeć się w koło. Jestem pewna, że odnajdziesz cząstkę mamy w oczach swojej prześlicznej córeczki, w zieleni traw, pięknie kwiatów... A także we własnym spojrzeniu. Jestem pewna, że w pewien sposób mama czuwa nad Wami i jest z Tobą przez cały czas.
Trudno mi ubrać w słowa to, co w tej chwili czuję i myślę (nieczęsto mi się to zdarza). Gdybym tylko mogła, objęłabym Cię ramieniem i posiedziała tak z Tobą. W milczeniu. Po prostu...
Musisz sobie wybaczyć, tak jak pisała Dorota Mama już dawno Tobie wybaczyła. Jest ciężko tak żyć, wiem o tym. Mój tatuś zmarł prawie pięć lat temu - w lipcu będzie pięc lat a ja do dzisiaj wchodzę do jego pokoju i gadam sama do siebie, tzn. do niego. Też nie mogę sie pogodzić. Pomyśl sobie inaczej - Mama jest juz szczęśliwa, nie cierpi, z hospicjum nie miałaś wyjścia , zrobiłaś to co było konieczne, spróbuj nie myśleć o tym, wspominaj czas kiedy była rodosna i kochająca i taka ją pamietaj a będzie ci lżej, pozdrawiam cie serdecznie danka
Wiem, jak Ci ciężko...i z całego serca życzę Ci byś sobie wybaczyła, jesli uważasz, że masz co.... Mam wciąż moją Mamę, co dnia z wdzięcznością dziekuję za każdy dzień i proszę o następny. Mamusia walczy z nowotworem, każdy wydarty chorobie dzień jest małą wiktorią i wstepem do kolejnej batalii. Nie poddajemy się... Gdybyś miała kiedykolwiek ochotę porozmawiać z gdynianką:)moj nr gg jest wustawieniach. A tymczasem życzę Ci spokoju ducha, spójrz na swoje Dzieciaczki i uśmiechnij się-Twoja Mama na pewno uśmiecha sie Was.
PS. A dla spokoju ducha zrób sobie badania genetyczne, żebyś nie musiała sie bać, gdy Cię cokolwiek zaboli. Sciskam wiosennie, w Gdyni niebo błękitne jak oczy dzieciaczków:)...moich:) B
Dziekuje dziewczyny za wiadomości :) bardzo był mi potrzebny jakis odzew... Czasami jak bardzo duzo dzieje się w moim życiu, np jak urodziłam córeczkę, i jestem tym zaaferowana i nie myslę o niczym innym to ból znika ale wystarczy sekunda , jakis mały bodziec np rozmowa z babcią z pozoru na temat nie dotyczacy mamy, i ból wraca ze zdwojona siła. Tak sobie myślę, ze ten ból to bardziej żal do zycia, do losu, to poczucie niesprawiedliwości. A co do badań genetycznych to jestem pod kontrolą Genetyki w Centrum Onkologii ale badań mi nie zrobia bo moja mama nie łapała sie pod dostepne w PL markery... Robie regularnie badania typu usg, morflogia ale czas miedzy badaniami to koszmar pełny lęku. Bardzo staram sie życ chwilą obeną nie mysleć o tym co by mogło być gdyby albo co będzie jesli nie daj boże zachoruję ale ciężko mi. Gdy patrzę na córeńkę, też niebieskooką, chcę żyć normalnie nie w strachu tyko nie udaje mi się cholera.
PS Tobie życzę wytrwałosci bo wiem jak jest ciężko. Moja mama oprócz raka mózgu miała wczesniej kiedy byłam dzieckiem nowotwór na żebrach i raka piersi... z tego udało jej się wyleczyć. Niestety rak mózgu był bezlitosny.
nie pamiętam mojej Mamy. Nie mam wspomnień. Nie wiem, jak to jest ją tracić. Ale przede wszystkim nie wiem, jak to jest ją mieć. A oddałabym wszystko za te wspomnienia. Żeby chociaż wspominać, jak Mama przytulała, jak słuchała, jaka była. Los nie dał mi tej szansy......
kochana daj sie przytulic...rozumiem Cie bo nieraz czlowiek sam sie zastanawia co lepiej? Miec i stracic czy nie miec nigdy. Ja powiem (z pelna swiadomoscia miec chocby stracic) i to wszystko jedno czy osobe czy milosc..Bardzo Ci wspolczuje...
8 miesięcy temu zmarł mój mąż.Rok wcześniej rozwiedliśmy się, ale kiedy okazało się,że jest chory opiekowałam się nim aż do śmierci. Nowotwór rozsiał sie aż do mózgu. Lekarze zabrali go do Hospicjum dopiero w stanie agonalnym,był tam zaledwie kilka godzin. Nasze dzieci bardzo przeżywały jego zachowanie pod wpływem nowotworu,nie mogły zrozumieć, zwłaszcza młodszy dlaczego tato tak się zachowuje. Wykłocałam się z lekarzami o pomoc o każdą wizytę w domu, sama musiałam robic mu zastrzyki, odliczać dawki morfiny bo umierający już nie potrzebują lekarzy... Ostatnie dwa miesiące kiedy nie był w stanie podnieść się z łozka były męczrnia nie tylko dla niego i to codzienne patrzenie jak zycie z niego ucieka. Nie miej wyrzutów, mama do ostatniej chwili miała opiekę i lekarzy, nie zapewniłabyś jej tego w domu. A ból? Ból wcześniej czy później przycicha. Chociaż ostatnio, kiedy zapytano mnie czy moja 16 letnia córka jest pierworodna, zabolało, bo 18 lat temu pochowaliśmy pierworodnego. Ale trzeba nauczyć się z nim żyć, i jest to możliwe. Z czasem zaczniesz cieplej patrzeć na świat.
Dziekuję Ci za to co napisałaś. Moja mama dopóki była w stanie chodzic i nie zataczała sie przewracając była w domu, czasem tylko kiedy cos sobie zrobiła przyjeżdzało pogotowie. Druga chemia niestety zniczczyła jej płytki krwi i mama trafiła do szpitala gdzie kazali nam załatwiac hospicjum. Tak tez zrobilismy. Najgorsze było to, ze kiedy z mama rozmawialismy myślała, ze jedzie do miejsca gdzie bedzie prała, prasowala itp a była własciwie nie chodzaca. Potem przyszedł krótki ok miesieczny okres gdy sama sie poruszała, to było juz w hospicjum, nawet miała wrócić do domu. Niestety kiedys gdy robiła sobie herbate pzewróciła sie i poparzyła. Zaległa na łózku i juz nie podniosła się. Potem doszło cewnikowanie. Mama bardzo przytyła przez sterydy i nie bylismy w stanie jej podnosic, przewijac i myć. Poza tym ja byłam juz w ciązy no i mieszkałam z własnym męzem ponad 2 godziny drogi od miejsca zamieszkania mamy. Działy się tez dziwne rzeczy z jej świadomoscią. Nawet jej nie bolało tylko nie była soba, zapominała, myliła wydarzenia, na szczęście nas poznawała. Niestety gdy umierała nas przy niej nie było, dojechalismy za póxno :(
Kochana Arabis ja mysle ze zawsze jest szokiem dla dziecka gdy widzi ono, ze rodzic to nie ten mocarz z czasow dziecinstwa. Nieomylny, ostoja, sila i opieka. Kiedy sie widzi ze ta osoba odchodzi choc cialo jest ale jakze obce nie rozpoznajaca, moze bluzniaca, nieporadna...To szok.Naturalny lecz bolesny...Trzymaj sie
Wiem jak Ci ciężko. Staraj się o mamie mysleć jak najlepiej. Wspominać te chwile gdy byłaś dzieckiem. Jaka była super. Naśladfować ją w stosunku do twoich dzieci. niech żyje w tobie nadal. Jeżeli będziesz rozpaczać to jej tam gdzie się znajduje będzie bardzo przykro i będzie nieszczęśliwa. Jeżeli chodzi o hospicjum to wiadomo jakie są stereotypy na ten temat. Ty jednak pamiętaj, że tam była fachowa opieka i sprzęt jaki był jej potrzebny. W domowych warunkach pewnie dużo bardziej by się męczyła. Myslę, że zrobiłaś to dla dobra mamy i ona ci za to dziękuje. Jeżeli chodzi o chorobę to staraj się nie panikować. Jak czujesz, że jest coś nie tak to się zbadaj i będziesz wiedzieć czy jest wszystko ok. Nawet gdyby coś było nie tak to na początku prawie wszystko się da wyleczyć. Więc głowa do góry. Masz dla kogo żyć. Jak sprubujesz żyć normalnie twoja mama będzie się cieszyć i będzie z ciebie dumna. Napisane może jak dla dziecka ale myślę,że choć trochę pomogłam .
Arabis , wiem jak jest Ci ciężko . Moja mama zmarła pod koniec 2003 r . Niby minęło 5 lat i trzy miesiące. Ja powiem Ci ,że pamiętam każdy dzień Jej choroby , tj. od połowy października ( kiedy postawiono diagnozę, do Jej śmierci tj. 22 grudnia) . A brakuje mi Jej każdego dnia... tak bardzo bym chciała do Niej chociaż zadzwonić , nie mówiąc już o przytuleniu ... Była moją najlepszą przyjaciółką. Było mnóstwo takich momentów w moim życiu ,że Jej brak był wręcz nie dozniesienia. Jak radość po obronie pracy magisterskiej , dzień mojego ślubu , czy też narodziny mojej córeczki i wiele jeszcze innych chwil... Teraz opowiadam moje niuni o Babci , która patrzy na Nią z góry i pokazuję Jej fotki. jeszcze jest za mała i póki co jest to dla Niej abstrakcją . Ale co tam ja wierzę ,że mam drugiego Anioła Stróża w postaci mojej mamy . Jak chcesz to napisz do mnie na gg. Wiem,że na początku, po stracie ukochanje osoby, człowiek nie ma ochoty na rozmowy , ale przychodzi taka chwila , kiedy trzeba z kimś pogadać . Rozmowa taka przynosi ogromną ulgę... Pozdrawiam Cię serdecznie
mam jeszcze do Ciebie pytanie , bo czytałam ,że korzystasz z Centrum Onkologii? Mogłabyś coś więcej o tym napisać . Bo ja mam obsesję , że też będę miała nowotwór. Sama też chętnie bym skorzystała z takiej możliwości ...
Oczywiscie, ze piszę cos wiecej, otóż w Centrum Onkologii jest taki ddział, tzn katedra gdzie zajmuja sie rodzinami i badaniem oraz profilaktyka nowotworową. Podaje Ci numer do tej katedry, tam robia ogólne badania no i markerowe jesli jest taka mozliwośc, trzeba zadzwonic i sie umówić. Tylko oczywiscie dzwonic trzeba raczej w godzinach przedpołudniowych 022 546 29 35, no i czeka sie troche na wizyte ale chyba warto :)
Wiesz to co napisałaś to jakbym ja pisała... tzn też marze o zadzwonieniu i przytuleniu sie do mojej najlepszej przyjaciółki. Taka była moja mama przed choroba. Niestety w trakcie choroby uslyszalam wiele przykrych slow od mamy i choc wiem ze to przez chorobe to obraz mamy mam wymieszany, dziwny... z tego powodu tez mi jest ciezko i juz sama nie wiem jaka moja mama była ;(
Arabis Twoja Mama to ta Mama sprzed choroby, Na pewno. Otoz nowotwor mozgu zmienia osobowosc niezaleznie od woli. Twoja Mama nie wiedziala co robi i mowi, to bylo od Niej niezalezne i zapewne gdyby mogla tym kierowac NIGDY by pewnych rzeczy nie zrobila czy powiedziala.... Moja ukochana Babcia zmarla na raka i mialöa przerzuty do mozgu. Miala chwile, ze byla jak dawniej ktore coraz zadziej byly. Stala sie "zlosliwa i niesprawiedliwa" pisze extra w cudzyslowiu bo wiem ze to byly tylko objawy choroby a nie swiadome zmiany zachowania.Im bardziej byla chora tym czesciej i dluzej miala te "zle" dni. W chwilach poprawy byla jednak zno´w tak samo kochana jak kiedys.
Twoja mama była taka jak przed chorobą.Pamiętaj,że wszelkie zmiany w mózgu, zwłaszcza nowotworowe dzieją się poza wolą chorego.Pamiętam jak mąz opowiadał mi z pełną wiarą co "widział" i jak wyklinał wszystkich a za chwile dzieci dzwoniły żebym szybko wracała do domu bo tata mnie szuka.Wszelką pomoc przyjmował tylko ode mnie, zresztą w ostatnich chwilach byłam tylko ja i dzieci, no i moi rodzice i brat.Jego rodzina usunęła się na bok, jakby miała zarazic się rakiem. Nie wolno Ci mysleć,że zmieniła się, wszystko co robiła w chorobie działo się poza jej świadomością.I zachowaj jej obraz taki sprzed choroby, reszta jest zafałszowana.....
Zostało już dużo napisane, dużo poradzone, dużo pocieszone....Co chcę napisać, to wymazuję, nie ma takich słów..... Przykro mi, jedynie ...jestem z Tobą, dziś i jutro, wierzę, że będzie lepiej, miej nadzieję, że czas wyleczy rany na swój sposób, wiedz, że Mama Ciebie KOCHA.... Masz też dla kogo Żyć, więc żyj i bądź dzielna!!!!! pozdrawiam Ula
Droga Arabis...to tylko rok i trzy miesiace, jak zabraklo Twojej mamy, jest to stosunkowo krotki czas...pamietam, ze po smierci mojej babci, ktora byla dla mnie jak mama, razem spalysmy w jednym lozku i wlasciwie to mnie wychowala, ze dopiero po 3 latach zaczelam odczuwac jakby uczucie pogodzenia sie z jej smiercia. To znaczy, ze nie kazda chwila twego zycia wypelnia myslenie o tej osobie, ze jestes w stanie cieszyc sie zyciem, oddychac, ze kamien ktory ci przygniata piersi nie jest juz taki ciezki. Mimo to nadal wspominam maja babcie, w przeroznych sytuacjach, i w tych jak byla zdrowa i opiekowala sie nami, i w tych jak byla chora i wymagala naszej opieki. Kazda choroba zmienia osoby..pamietam jak dzis jak babcia krzyczala "pojdziesz do piekla za znecanie sie nade mna" ale przeciez nie mozna tego brac do siebie. Tobie rak odebral mame...mi rak odebral macierzynstwo. Trzeba sie z tym pogodzic...Twoja mama na pewno by nie chciala, zebys chodzila smutna, dla niej wlasnie musisz sie przezwyciezyc. Masz dzieci, w nich musisz znalezc sile i radosc.To samo jesli chodzi o strach...ja tez sie boje, mysle, ze kazdy z nas sie boi, choroby czy smierci czy utraty bliskiej osoby. Pamietam jak dzisiaj (mialam 32 lata) jak mi lekarz powiedzialala, ze mam raka i jak najszybciej musze sie zoperowac, bo jest duzy (3,5cmx 2,5cm) i nie wiadomo czy nie mam przerzutow, a za 2 miesiace mialam wyjsc za maz. Nagle wszystko zaczelo mnie bolec, watroba, glowa kosci...wszystko...wydawalo mi sie, ze umieram...dopoki nie zrobilam badan, i stwierdzono, ze rak jescze sie nie rozprzestrzenil. Po 6 prawie 7 latach jakos nauczylam sie z nim zyc, nie bylo lekko, bo choroba wraca, wrocila po roku i ciagle jestem na chemii. nauczylam sie w trudnych chwilach uzywac racjonalizm, jakby odstawiac na gorna polke emocje. tak sie wyszkolilam w tym, ze jak ide na trudne badania typu tomografia, resonans czy pet to czasem usypiam w trakcie badania...zamykam oczy i mysle, ze leze na zielonej lace, patrzac na blekitne niebo...Piszesz, ze boisz sie ze ty tez mozesz miec raka...nieznane jest jeszcze straszniejsze niz znane, jesli poznamy naszego wroga to latwiej mozna go pokonac, jesli mozesz to zrob odpowiednie badania i nie mysl o tym wiecej. A o mamie mysl tylko pozytywnie, mysl o mamie, a nie o jej chorobie, bo to nie ona wtedy mowila, to nie ona robila te przykre rzeczy, ale choroba. Postaraj sie zamknac ten okres twojego zycia pozytywnie, nie noszac w sobie goryczy i poczucia winy. Idz naprzod nie wracaj do przykrych rzeczy, nie obwiniaj sie..mama by tego nie chciala. Odwagi :)
Bardzo dziekuję Ci za posta :) Potwornie mi przykro, ze jesteś chora ale podziwiam za siłe z jaką toczysz walkę przez tyle lat. Zawsze sie zastanawiam czy ja będę w stanie jesli zachoruje walczyc i teraz już wiem, ze Gabrysia bedzie tą osoba, dla której będę walczyć... Wiem, ze raka mozna pokonać, można z nim zyć (mam koleżankę po mastektomii a ma dopiero 29 lat i żyje już kilka lat, jest po chemii) nie mniej przeraza mnie to jak bardzo jestem obciążona genetycznie a natłok mysli czasami pywa straszny... najgorzej jest kiedy siedzę sama w domu i nic sie pozytywnego nie dzieje czuję jabym sie zatracała w czarnych myslach. Czekam na wiosnę bo gdy słońce swieci to jakos łatwiej. Trzymaj sie Kochana i walcz. Ma nadzieję, ze wygrasz ostatecznie :)
Dziekuje...pamietaj tez, ze jesli bedzie Ci bardzo zle mozesz udac sie do psychologa, powonien byc dostepny przy kazdym lekarzu domowym...czasami sa przydatne leki antydepresyjne, ktore dzialaja i to bardzo dobrze, mozna sobie pomoc wlasnie w takich sytuacjach przez jakis czas. Nie sa to zadne "oglupiacze" mozesz zwrocic sie do lekarza domowego i poporosic o pomoc. Pozdrawiam serdecznie :)
Łzy cisną się do oczu...Bardzo ci współczuję.Moja mama ma to samo niedawno wyszła ze szpitala miała naświetlania i chemię.Najgorsze jest to że mieszkam na drugim końcu polski ,tydzień temu wróciłam od niej .Dobrze że nie pracuję ,mogę w każdej chwili jechać na dłużej.Mój ojciec też jest rakowcem .Miał operację w sierpniu a mama dwa miesiące póżniej.Nie wiem co będzie za miesiąc...
bardzo bardzo mi przykro!!! rozumiem doskonale Twoje obawy... prawda jest taka, ze faktycznie miesiąc moze wiele zmienić. Bądź dobrej mysli. Ja znam przykład, ze chłopak mojej dziewczyny po operacji guza mózgu, naświetlaniach i chemii żyje już 6 lat. Po protu moja mama miała pecha i guz jej sie odnowił duzo złośliwszy niż przed operacją. Trzymam kciuki za Twoja mamę :)
Arabis kochana!! Mogę sobie tylko wyobrazić co czujesz po stracie mamy! Wierzę, że chwilami możesz jakoś się obwiniać-ale nie masz dlaczego!! Mama napewno Was pilnuje i wolałaby, żebyś się nie obwiniała. Niech w Twoim sercu pozostanie na zawsze taka jaką była przed chorobą i kiedyś taką przedstawisz ją swojej córusi jak będzie na tyle duża, że zacznie się tym interesować. Teraz musisz być w dobrej formie bo Twój nastrój się udziela Gabrysi. Trochę się poznałyśmy na WuŻuowych mamach i wiem, że jesteś wspaniałą osobą-i tak masz o sobie myśleć!!!! Z czasem rany się zabliźnią! Trzymaj się!! Buziole!!!
moja mama zmarła w grudniu 1986 roku..miałam wtedy 9 lat,zawsze powtarzała ,że abym tylko poszła do komuni to potem ona może juz odejść....tego braku nigdy niczymi nikim nie zastąpisz....czasami sa momenty,że ryczę jak smok...nie mam przyjaciółki ,nie mam kumpla..nigdy do nikogo nie powiedziałam juz mamo...
Arabis Bardzo, ale to bardzo mnie poruszyło, to co napisałaś... Zazwyczaj nie pisze w takich watkach, bo to jest starsznie trudne... bo każde słowa są zbyt patetyczne. No i to Tylko słowa. Ale Ty piszesz, ze właśnie te słowa są Ci potrzebne....więc spróbuję.
Czas żałoby to taki dziwny trochę czas, kiedy "rozprawiamy" się z tym, co było. Nie na darmo ten czas oficjalnej żałoby okrslany jest jako rok. Rok to masa czasu- układa się, życie biegnie... I sobie myślę, ze to trochę dlatego jeszcze przzywasz swoją załobę, bo zbyt wiele "zasłaniaczy" działało. Twoje Maleństwo, twoje macierzyństwo. I myślę, zę tez poczucie winy... :( To nie tak... Też wierzę, ze Twoja Mama nie ma o nic do Ciebie żalu, ze wszystko rozumie... już. I Twój strach ( bo to tak naprawdę był strach! Lęk o to nieznane, o to coś, czego nie mozna przezyć za drugiego człowieka, nawet tak bardzo wrośnietego, jak Matka... i o to maleńkie zycie, tak bardzo bezbronne, które było w Tobie. Strach Arabis, a nie obrzydzenie! )
Tak sobie pomyślałam, zę potrzeba Ci dotknąć świetości. Czegoś, co jest pozbawione "brudu" świata- choroby zmieniającej Osobę, całego cierpienia związanego z odejściem... I na to chyba pomoga rozmowy z Mamą. Mama, która już jest uwolniona od bólu i obezwładniającego cierpienia. Widocznie dla Ciebie ten czas ząloby jest niewystarczający. Widocznie potrzebujesz ją przezyć bez znieczulaczy. Widocznie to dla Ciebie jest właśnie dobre! Smutek kiedyś mija... widocznie potrzebujesz tego SWIADOMEGO czasu, by przezyć swoją załobę...
I chyba już przezywasz.... to co pisałaś- że Twoja Mama jest w Twojej córce... może własnie w tym rzecz? może Twoja Mama "zrobiła" dla niej miejsce ( sorry- to skrót myśłowy, ale w tej chwili nie umiem tego wytłumaczyć inaczej, jak dając cudzysłów)
I jeszcze... Anna pisała, żebys nie wahała się udac do lekarza po srodki uśmierzające ból. A ja powiem tak- udac się po pomoc to nic złego. Tylko jeśli dostałabys leki - to to co wychodzi z Ciebie dziś- rok po smierci- na chwilę ucichnie, ale wróci, jeśli nie przezyjesz prawdziwej żałoby, jelsi nie wyrwiesz z siebie tego żywego bolącego miejsca. Mnie się wydaje, ze potrzebujesz rozmowy, potrzebujesz "postawić ołtarz" dla swojej Mamy, potrzebujesz wypowiedzieć słowa- słowa miłości, podziwu i wdzięczności... te słowa, które albo nie padły, albo wydaje Ci się, ze nie wystarczajaco mocno zostały powiedziane.
Myślę, zę trzeba dać czasowi czas. Czas prawdziwej żałoby. I ze jeśli ten czas ( czas nabożeństwa) przeżyjesz- to wróci spokój duszy. I zostanie to co ma być- jasna pamięc, czyste czoło i... wdzieczność, zę była...
Bardzo mocno Cię przytulam Pewnie nie na wiele Ci się zdam, ale jestem jakby co... I przepraszam za patos, ale inaczej nie umiem dziś.
Dziewczyny i chłopaki dziekuje bardzo za wsparcie. Bardzo duzo dla mnie ono znaczy. Faktycznie nie miałam kiedy przezyc tak naprawde smierci mamy. Dotarło to do mnie dzieki Waszym postom. Córka a wczesniej ciąża pozwoliły mi się odciąć od tego co się działo no i teraz to wyłazi... Bardzo dziękuję jeszcze raz. Dzis dzieki wam, dzieki przemysleniom jakie miałam po wczorajszym jest mi lepiej, no i słońce pieknie świeci :) będę sie trzymać to postanowienie na dziś!!!
Mój tat zmarł 15 lat temu (w maju będzie rocznica) - raczysko go zżarło w trzy miesiące - i wcale nie zaczęło się od ataku raka, tylko od przeziębienia. Źle zastosowane leczenie uruchomiło lawinę przerzutów (pani doktor wysłała go na naświetalanie lampą kobaltową, kobieta chyba źle sie z tym czuła, bo potem była na ługim urlopie zdrowotnym). Z postawnego faceta została połowa - kilak dni przed śmiercią wazył poniżej 50 kg. Bolało bardzo - tym bardziej, że byłam ukochaną córeczką taty. Żałowałam wtedy, że nie zdecydowaliśmy się na dziecko na wariata - byliśmy już 3 lata małżeństwem - że nie doczekał wnuka. Ale widocznie tak miało być. Choć z perspektywy czasu wiem, że i jemu, i nam zostało zaoszczędzone cierpienie, że należy dziękować że trwało o tylko 3 miesiące. Ale syn drugie imię ma po dziadku.
Po śmierci taty mama kwalifikowała sie do "wariatkowa". Rozpoczęło sie klimakterium, do tego stres samotności. Mania prześladowcza. Chodziłą do lekarza, wykupowała leki i wyrzucała do kosza, bo lekarz chciał ją otruć. Trwało to ponad rok - do urodzenia Marcina. Pierwszy raz jak jechaliśmy do niej z małeńkim dzieckiem (miał 2 miesiące) panicznie się bałam, że może zrobić mu krzywdę. Ale okazało się, ze to pomogło - mama zaczęła wychodzić ze swojej skorupki, zaczęła widzieć sens życia. Potem - całą zimę spędziliśmy u niej - mieszkaliśmy w nowym bloku na wariackich papierach i nie było ogrzewania - i pomogło - wszystkie objawy ustąpiły.
Nowe zycie...Twoja mama Ekkore zobaczyla sens zycia, kazdy z nas ma jakas swoja "niteczke" ktora trzyma go przy zyciu..mam nadzieje ze ma sie dobrze :)
Mam Rodziców i Teściów, więc jestem w grupie szczęśliwców, choć boję się tego, co może nastąpić za kilka lub kilkanaście lat.. Łączę się jednak z Tobą i przesyłam Ci radosną energię, żebyś znalazła siły na przetrwanie. Zapomnieć - nie zapomnisz, ale ból trochę się przytępi. Trzymaj się ciepło i zdrowo!
Moja mama zmarła 31.12.2007 po pawie dwu letniej chorobie. Miała raka mózgu. Minął ponad rok od jej śmierci (ale tak naprawde straciłam ją w marcu 2006 roku kiedy zaczęła sie choroba) a ja nadal nie potafię normalnie żyć bez mamy. Przychodzi czas zimna, szarości, czas gdy jestem często sama i moje mysli nie daja mi spokoju. Brak mi mamy ale tej sprzed choroby. Przerażaja mnie wspomnienia o tym jak inna była gdy nowotwór rósł jej w głowie, przypominam sobie rózne zachowania, to jak wyglądały nasze relacje i wszystko sie we mnie ściska. Nie moge czytac o raku, ogladać filmów gdzie taka choroba sie pojawia. Gdy tylko cos mnie boli pojawia sie strach, paniczny strach, którego niemoge odgonic. Tak bardzo boję się, że to szczęście jakie mam prysnie w jednej sekundzie... Czuje się samotna i mam żal do życia, że naweyt nie moge na nikogo liczyć... widze kobiety z dziecmi i mamami i wiem, ze ja nigdy nie pójdę z mamą na spacer.
Mam w sobie tyle róznych uczuć, że czasami boje sie, że eksploduje.
Smutno mi, że mama nie dożyła narodzin swojej wnuczki i wstyd mi, ze brzydziłam sie gdy leżąc w hospicjum dotykała mojego brzucha bo chciała poczuc jak Gabrysia kopie... brzydziłam się tego kim się stała przez chorobe. Przykro mi że z bratem nie byliśmy w stanie opiekować się mama w domu. Choć wiem ze hospicjum było najlepszym rozwiazaniem nadal nie wiem czy była to nasza dobra decyzja...
Postanowiłam o tym Wam napisać bo dzis własnie jest ten dzien kiedy muszę z kimś sie podzielc moim smutkiem, dzień gdy nie daje sobie rady, a do pogadania mam tylko roczną córeczke i 2,5 letniego KUbę...
Może gdy przyjdzie w koncu wiosna wreszcie zrobi mi się lepiej??? a może na to potrzeba jeszcze duuużo czasu???
Przejdzie - pamietaj ze na zalobe trzeba czasu. U Ciebie moze trwac to dluzej bo nie moglas sie opiekowac, nie moglas pogodzic sie ze Twoja Mama tak sie zmienila ale to normalna reakcja. Wybacz sobie bo na pewno Twoja Mama juz Ci wybaczyla....Trzymaj sie - bedzie dobrze . Jakby co to jestem dzis na gg...
Arabis, nie ma odpowiednich słów, które opisały by to wszystko, co w tej chwili kłębi mi się w głowie.
Jedno jest pewne. Z czasem wspomnienie mamy będzie sprawiało, że na Twojej twarzy zjawi się uśmiech. Po śmierci kogoś bliskiego, zawsze mamy wrażenie, że mogliśmy zrobić coś więcej. Że nasze wzajemne relacje mogłyby być lepsze. No, ale tak to już niestety jest.
Jestem przekonana, że Twoja mama nie miałaby do Ciebie żalu. Choroba zawsze zmienia ludzi. Pod każdym względem i niestety nie zawsze na lepsze. Nigdy nie możemy być pewni naszych reakcji i z reguły nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować.
A samotność? Ogarnia czasami każdego z nas. Spróbuj wtedy rozejrzeć się w koło. Jestem pewna, że odnajdziesz cząstkę mamy w oczach swojej prześlicznej córeczki, w zieleni traw, pięknie kwiatów... A także we własnym spojrzeniu. Jestem pewna, że w pewien sposób mama czuwa nad Wami i jest z Tobą przez cały czas.
Trudno mi ubrać w słowa to, co w tej chwili czuję i myślę (nieczęsto mi się to zdarza). Gdybym tylko mogła, objęłabym Cię ramieniem i posiedziała tak z Tobą. W milczeniu. Po prostu...
Musisz sobie wybaczyć, tak jak pisała Dorota Mama już dawno Tobie wybaczyła. Jest ciężko tak żyć, wiem o tym. Mój tatuś zmarł prawie pięć lat temu - w lipcu będzie pięc lat a ja do dzisiaj wchodzę do jego pokoju i gadam sama do siebie, tzn. do niego. Też nie mogę sie pogodzić. Pomyśl sobie inaczej - Mama jest juz szczęśliwa, nie cierpi, z hospicjum nie miałaś wyjścia , zrobiłaś to co było konieczne, spróbuj nie myśleć o tym, wspominaj czas kiedy była rodosna i kochająca i taka ją pamietaj a będzie ci lżej, pozdrawiam cie serdecznie danka
Wiem, jak Ci ciężko...i z całego serca życzę Ci byś sobie wybaczyła, jesli uważasz, że masz co.... Mam wciąż moją Mamę, co dnia z wdzięcznością dziekuję za każdy dzień i proszę o następny. Mamusia walczy z nowotworem, każdy wydarty chorobie dzień jest małą wiktorią i wstepem do kolejnej batalii. Nie poddajemy się...
Gdybyś miała kiedykolwiek ochotę porozmawiać z gdynianką:)moj nr gg jest wustawieniach.
A tymczasem życzę Ci spokoju ducha, spójrz na swoje Dzieciaczki i uśmiechnij się-Twoja Mama na pewno uśmiecha sie Was.
PS. A dla spokoju ducha zrób sobie badania genetyczne, żebyś nie musiała sie bać, gdy Cię cokolwiek zaboli.
Sciskam wiosennie, w Gdyni niebo błękitne jak oczy dzieciaczków:)...moich:)
B
Dziekuje dziewczyny za wiadomości :) bardzo był mi potrzebny jakis odzew...
Czasami jak bardzo duzo dzieje się w moim życiu, np jak urodziłam córeczkę, i jestem tym zaaferowana i nie myslę o niczym innym to ból znika ale wystarczy sekunda , jakis mały bodziec np rozmowa z babcią z pozoru na temat nie dotyczacy mamy, i ból wraca ze zdwojona siła. Tak sobie myślę, ze ten ból to bardziej żal do zycia, do losu, to poczucie niesprawiedliwości.
A co do badań genetycznych to jestem pod kontrolą Genetyki w Centrum Onkologii ale badań mi nie zrobia bo moja mama nie łapała sie pod dostepne w PL markery... Robie regularnie badania typu usg, morflogia ale czas miedzy badaniami to koszmar pełny lęku.
Bardzo staram sie życ chwilą obeną nie mysleć o tym co by mogło być gdyby albo co będzie jesli nie daj boże zachoruję ale ciężko mi. Gdy patrzę na córeńkę, też niebieskooką, chcę żyć normalnie nie w strachu tyko nie udaje mi się cholera.
PS Tobie życzę wytrwałosci bo wiem jak jest ciężko. Moja mama oprócz raka mózgu miała wczesniej kiedy byłam dzieckiem nowotwór na żebrach i raka piersi... z tego udało jej się wyleczyć. Niestety rak mózgu był bezlitosny.
nie pamiętam mojej Mamy. Nie mam wspomnień. Nie wiem, jak to jest ją tracić. Ale przede wszystkim nie wiem, jak to jest ją mieć.
A oddałabym wszystko za te wspomnienia. Żeby chociaż wspominać, jak Mama przytulała, jak słuchała, jaka była.
Los nie dał mi tej szansy......
Przykro mi...
kochana daj sie przytulic...rozumiem Cie bo nieraz czlowiek sam sie zastanawia co lepiej? Miec i stracic czy nie miec nigdy. Ja powiem (z pelna swiadomoscia miec chocby stracic) i to wszystko jedno czy osobe czy milosc..Bardzo Ci wspolczuje...
8 miesięcy temu zmarł mój mąż.Rok wcześniej rozwiedliśmy się, ale kiedy okazało się,że jest chory opiekowałam się nim aż do śmierci. Nowotwór rozsiał sie aż do mózgu. Lekarze zabrali go do Hospicjum dopiero w stanie agonalnym,był tam zaledwie kilka godzin. Nasze dzieci bardzo przeżywały jego zachowanie pod wpływem nowotworu,nie mogły zrozumieć, zwłaszcza młodszy dlaczego tato tak się zachowuje. Wykłocałam się z lekarzami o pomoc o każdą wizytę w domu, sama musiałam robic mu zastrzyki, odliczać dawki morfiny bo umierający już nie potrzebują lekarzy... Ostatnie dwa miesiące kiedy nie był w stanie podnieść się z łozka były męczrnia nie tylko dla niego i to codzienne patrzenie jak zycie z niego ucieka.
Nie miej wyrzutów, mama do ostatniej chwili miała opiekę i lekarzy, nie zapewniłabyś jej tego w domu.
A ból? Ból wcześniej czy później przycicha. Chociaż ostatnio, kiedy zapytano mnie czy moja 16 letnia córka jest pierworodna, zabolało, bo 18 lat temu pochowaliśmy pierworodnego. Ale trzeba nauczyć się z nim żyć, i jest to możliwe. Z czasem zaczniesz cieplej patrzeć na świat.
Dziekuję Ci za to co napisałaś. Moja mama dopóki była w stanie chodzic i nie zataczała sie przewracając była w domu, czasem tylko kiedy cos sobie zrobiła przyjeżdzało pogotowie. Druga chemia niestety zniczczyła jej płytki krwi i mama trafiła do szpitala gdzie kazali nam załatwiac hospicjum. Tak tez zrobilismy. Najgorsze było to, ze kiedy z mama rozmawialismy myślała, ze jedzie do miejsca gdzie bedzie prała, prasowala itp a była własciwie nie chodzaca. Potem przyszedł krótki ok miesieczny okres gdy sama sie poruszała, to było juz w hospicjum, nawet miała wrócić do domu. Niestety kiedys gdy robiła sobie herbate pzewróciła sie i poparzyła. Zaległa na łózku i juz nie podniosła się. Potem doszło cewnikowanie. Mama bardzo przytyła przez sterydy i nie bylismy w stanie jej podnosic, przewijac i myć. Poza tym ja byłam juz w ciązy no i mieszkałam z własnym męzem ponad 2 godziny drogi od miejsca zamieszkania mamy.
Działy się tez dziwne rzeczy z jej świadomoscią. Nawet jej nie bolało tylko nie była soba, zapominała, myliła wydarzenia, na szczęście nas poznawała. Niestety gdy umierała nas przy niej nie było, dojechalismy za póxno :(
Kochana Arabis ja mysle ze zawsze jest szokiem dla dziecka gdy widzi ono, ze rodzic to nie ten mocarz z czasow dziecinstwa. Nieomylny, ostoja, sila i opieka. Kiedy sie widzi ze ta osoba odchodzi choc cialo jest ale jakze obce nie rozpoznajaca, moze bluzniaca, nieporadna...To szok.Naturalny lecz bolesny...Trzymaj sie
Wiem jak Ci ciężko. Staraj się o mamie mysleć jak najlepiej. Wspominać te chwile gdy byłaś dzieckiem. Jaka była super. Naśladfować ją w stosunku do twoich dzieci. niech żyje w tobie nadal. Jeżeli będziesz rozpaczać to jej tam gdzie się znajduje będzie bardzo przykro i będzie nieszczęśliwa. Jeżeli chodzi o hospicjum to wiadomo jakie są stereotypy na ten temat. Ty jednak pamiętaj, że tam była fachowa opieka i sprzęt jaki był jej potrzebny. W domowych warunkach pewnie dużo bardziej by się męczyła. Myslę, że zrobiłaś to dla dobra mamy i ona ci za to dziękuje. Jeżeli chodzi o chorobę to staraj się nie panikować. Jak czujesz, że jest coś nie tak to się zbadaj i będziesz wiedzieć czy jest wszystko ok. Nawet gdyby coś było nie tak to na początku prawie wszystko się da wyleczyć. Więc głowa do góry. Masz dla kogo żyć. Jak sprubujesz żyć normalnie twoja mama będzie się cieszyć i będzie z ciebie dumna. Napisane może jak dla dziecka ale myślę,że choć trochę pomogłam .
Arabis , wiem jak jest Ci ciężko . Moja mama zmarła pod koniec 2003 r . Niby minęło 5 lat i trzy miesiące. Ja powiem Ci ,że pamiętam każdy dzień Jej choroby , tj. od połowy października ( kiedy postawiono diagnozę, do Jej śmierci tj. 22 grudnia) . A brakuje mi Jej każdego dnia... tak bardzo bym chciała do Niej chociaż zadzwonić , nie mówiąc już o przytuleniu ... Była moją najlepszą przyjaciółką. Było mnóstwo takich momentów w moim życiu ,że Jej brak był wręcz nie dozniesienia. Jak radość po obronie pracy magisterskiej , dzień mojego ślubu , czy też narodziny mojej córeczki i wiele jeszcze innych chwil... Teraz opowiadam moje niuni o Babci , która patrzy na Nią z góry i pokazuję Jej fotki. jeszcze jest za mała i póki co jest to dla Niej abstrakcją . Ale co tam ja wierzę ,że mam drugiego Anioła Stróża w postaci mojej mamy . Jak chcesz to napisz do mnie na gg. Wiem,że na początku, po stracie ukochanje osoby, człowiek nie ma ochoty na rozmowy , ale przychodzi taka chwila , kiedy trzeba z kimś pogadać . Rozmowa taka przynosi ogromną ulgę...
Pozdrawiam Cię serdecznie
mam jeszcze do Ciebie pytanie , bo czytałam ,że korzystasz z Centrum Onkologii? Mogłabyś coś więcej o tym napisać . Bo ja mam obsesję , że też będę miała nowotwór. Sama też chętnie bym skorzystała z takiej możliwości ...
Oczywiscie, ze piszę cos wiecej, otóż w Centrum Onkologii jest taki ddział, tzn katedra gdzie zajmuja sie rodzinami i badaniem oraz profilaktyka nowotworową. Podaje Ci numer do tej katedry, tam robia ogólne badania no i markerowe jesli jest taka mozliwośc, trzeba zadzwonic i sie umówić. Tylko oczywiscie dzwonic trzeba raczej w godzinach przedpołudniowych 022 546 29 35, no i czeka sie troche na wizyte ale chyba warto :)
Wiesz to co napisałaś to jakbym ja pisała... tzn też marze o zadzwonieniu i przytuleniu sie do mojej najlepszej przyjaciółki. Taka była moja mama przed choroba. Niestety w trakcie choroby uslyszalam wiele przykrych slow od mamy i choc wiem ze to przez chorobe to obraz mamy mam wymieszany, dziwny... z tego powodu tez mi jest ciezko i juz sama nie wiem jaka moja mama była ;(
Arabis Twoja Mama to ta Mama sprzed choroby, Na pewno. Otoz nowotwor mozgu zmienia osobowosc niezaleznie od woli. Twoja Mama nie wiedziala co robi i mowi, to bylo od Niej niezalezne i zapewne gdyby mogla tym kierowac NIGDY by pewnych rzeczy nie zrobila czy powiedziala....
Moja ukochana Babcia zmarla na raka i mialöa przerzuty do mozgu. Miala chwile, ze byla jak dawniej ktore coraz zadziej byly. Stala sie "zlosliwa i niesprawiedliwa" pisze extra w cudzyslowiu bo wiem ze to byly tylko objawy choroby a nie swiadome zmiany zachowania.Im bardziej byla chora tym czesciej i dluzej miala te "zle" dni. W chwilach poprawy byla jednak zno´w tak samo kochana jak kiedys.
Twoja mama była taka jak przed chorobą.Pamiętaj,że wszelkie zmiany w mózgu, zwłaszcza nowotworowe dzieją się poza wolą chorego.Pamiętam jak mąz opowiadał mi z pełną wiarą co "widział" i jak wyklinał wszystkich a za chwile dzieci dzwoniły żebym szybko wracała do domu bo tata mnie szuka.Wszelką pomoc przyjmował tylko ode mnie, zresztą w ostatnich chwilach byłam tylko ja i dzieci, no i moi rodzice i brat.Jego rodzina usunęła się na bok, jakby miała zarazic się rakiem.
Nie wolno Ci mysleć,że zmieniła się, wszystko co robiła w chorobie działo się poza jej świadomością.I zachowaj jej obraz taki sprzed choroby, reszta jest zafałszowana.....
Zostało już dużo napisane, dużo poradzone, dużo pocieszone....Co chcę napisać, to wymazuję, nie ma takich słów.....
Przykro mi, jedynie ...jestem z Tobą, dziś i jutro, wierzę, że będzie lepiej, miej nadzieję, że czas wyleczy rany na swój sposób, wiedz, że Mama Ciebie KOCHA....
Masz też dla kogo Żyć, więc żyj i bądź dzielna!!!!!
pozdrawiam Ula
odezwij sie na gg 5236892
Popatrzyłem na Twoje zdjęcie w profilu wraz z córunią i wydaje mi się, że życzyć Wam STO LAT było by nietaktem. Będziecie w zdrowiu żyły z 200 lat.
Droga Arabis...to tylko rok i trzy miesiace, jak zabraklo Twojej mamy, jest to stosunkowo krotki czas...pamietam, ze po smierci mojej babci, ktora byla dla mnie jak mama, razem spalysmy w jednym lozku i wlasciwie to mnie wychowala, ze dopiero po 3 latach zaczelam odczuwac jakby uczucie pogodzenia sie z jej smiercia. To znaczy, ze nie kazda chwila twego zycia wypelnia myslenie o tej osobie, ze jestes w stanie cieszyc sie zyciem, oddychac, ze kamien ktory ci przygniata piersi nie jest juz taki ciezki. Mimo to nadal wspominam maja babcie, w przeroznych sytuacjach, i w tych jak byla zdrowa i opiekowala sie nami, i w tych jak byla chora i wymagala naszej opieki. Kazda choroba zmienia osoby..pamietam jak dzis jak babcia krzyczala "pojdziesz do piekla za znecanie sie nade mna" ale przeciez nie mozna tego brac do siebie. Tobie rak odebral mame...mi rak odebral macierzynstwo. Trzeba sie z tym pogodzic...Twoja mama na pewno by nie chciala, zebys chodzila smutna, dla niej wlasnie musisz sie przezwyciezyc. Masz dzieci, w nich musisz znalezc sile i radosc.To samo jesli chodzi o strach...ja tez sie boje, mysle, ze kazdy z nas sie boi, choroby czy smierci czy utraty bliskiej osoby. Pamietam jak dzisiaj (mialam 32 lata) jak mi lekarz powiedzialala, ze mam raka i jak najszybciej musze sie zoperowac, bo jest duzy (3,5cmx 2,5cm) i nie wiadomo czy nie mam przerzutow, a za 2 miesiace mialam wyjsc za maz. Nagle wszystko zaczelo mnie bolec, watroba, glowa kosci...wszystko...wydawalo mi sie, ze umieram...dopoki nie zrobilam badan, i stwierdzono, ze rak jescze sie nie rozprzestrzenil. Po 6 prawie 7 latach jakos nauczylam sie z nim zyc, nie bylo lekko, bo choroba wraca, wrocila po roku i ciagle jestem na chemii. nauczylam sie w trudnych chwilach uzywac racjonalizm, jakby odstawiac na gorna polke emocje. tak sie wyszkolilam w tym, ze jak ide na trudne badania typu tomografia, resonans czy pet to czasem usypiam w trakcie badania...zamykam oczy i mysle, ze leze na zielonej lace, patrzac na blekitne niebo...Piszesz, ze boisz sie ze ty tez mozesz miec raka...nieznane jest jeszcze straszniejsze niz znane, jesli poznamy naszego wroga to latwiej mozna go pokonac, jesli mozesz to zrob odpowiednie badania i nie mysl o tym wiecej.
A o mamie mysl tylko pozytywnie, mysl o mamie, a nie o jej chorobie, bo to nie ona wtedy mowila, to nie ona robila te przykre rzeczy, ale choroba. Postaraj sie zamknac ten okres twojego zycia pozytywnie, nie noszac w sobie goryczy i poczucia winy. Idz naprzod nie wracaj do przykrych rzeczy, nie obwiniaj sie..mama by tego nie chciala. Odwagi :)
Bardzo dziekuję Ci za posta :) Potwornie mi przykro, ze jesteś chora ale podziwiam za siłe z jaką toczysz walkę przez tyle lat. Zawsze sie zastanawiam czy ja będę w stanie jesli zachoruje walczyc i teraz już wiem, ze Gabrysia bedzie tą osoba, dla której będę walczyć... Wiem, ze raka mozna pokonać, można z nim zyć (mam koleżankę po mastektomii a ma dopiero 29 lat i żyje już kilka lat, jest po chemii) nie mniej przeraza mnie to jak bardzo jestem obciążona genetycznie a natłok mysli czasami pywa straszny... najgorzej jest kiedy siedzę sama w domu i nic sie pozytywnego nie dzieje czuję jabym sie zatracała w czarnych myslach. Czekam na wiosnę bo gdy słońce swieci to jakos łatwiej.
Trzymaj sie Kochana i walcz. Ma nadzieję, ze wygrasz ostatecznie :)
Dziekuje...pamietaj tez, ze jesli bedzie Ci bardzo zle mozesz udac sie do psychologa, powonien byc dostepny przy kazdym lekarzu domowym...czasami sa przydatne leki antydepresyjne, ktore dzialaja i to bardzo dobrze, mozna sobie pomoc wlasnie w takich sytuacjach przez jakis czas. Nie sa to zadne "oglupiacze" mozesz zwrocic sie do lekarza domowego i poporosic o pomoc. Pozdrawiam serdecznie :)
Łzy cisną się do oczu...Bardzo ci współczuję.Moja mama ma to samo niedawno wyszła ze szpitala miała naświetlania i chemię.Najgorsze jest to że mieszkam na drugim końcu polski ,tydzień temu wróciłam od niej .Dobrze że nie pracuję ,mogę w każdej chwili jechać na dłużej.Mój ojciec też jest rakowcem .Miał operację w sierpniu a mama dwa miesiące póżniej.Nie wiem co będzie za miesiąc...
bardzo bardzo mi przykro!!! rozumiem doskonale Twoje obawy... prawda jest taka, ze faktycznie miesiąc moze wiele zmienić. Bądź dobrej mysli. Ja znam przykład, ze chłopak mojej dziewczyny po operacji guza mózgu, naświetlaniach i chemii żyje już 6 lat. Po protu moja mama miała pecha i guz jej sie odnowił duzo złośliwszy niż przed operacją. Trzymam kciuki za Twoja mamę :)
Arabis kochana!! Mogę sobie tylko wyobrazić co czujesz po stracie mamy! Wierzę, że chwilami możesz jakoś się obwiniać-ale nie masz dlaczego!! Mama napewno Was pilnuje i wolałaby, żebyś się nie obwiniała. Niech w Twoim sercu pozostanie na zawsze taka jaką była przed chorobą i kiedyś taką przedstawisz ją swojej córusi jak będzie na tyle duża, że zacznie się tym interesować. Teraz musisz być w dobrej formie bo Twój nastrój się udziela Gabrysi.
Trochę się poznałyśmy na WuŻuowych mamach i wiem, że jesteś wspaniałą osobą-i tak masz o sobie myśleć!!!!
Z czasem rany się zabliźnią!
Trzymaj się!! Buziole!!!
Arabis
Bardzo, ale to bardzo mnie poruszyło, to co napisałaś...
Zazwyczaj nie pisze w takich watkach, bo to jest starsznie trudne... bo każde słowa są zbyt patetyczne. No i to Tylko słowa.
Ale Ty piszesz, ze właśnie te słowa są Ci potrzebne....więc spróbuję.
Czas żałoby to taki dziwny trochę czas, kiedy "rozprawiamy" się z tym, co było.
Nie na darmo ten czas oficjalnej żałoby okrslany jest jako rok. Rok to masa czasu- układa się, życie biegnie...
I sobie myślę, ze to trochę dlatego jeszcze przzywasz swoją załobę, bo zbyt wiele "zasłaniaczy" działało. Twoje Maleństwo, twoje macierzyństwo. I myślę, zę tez poczucie winy... :(
To nie tak...
Też wierzę, ze Twoja Mama nie ma o nic do Ciebie żalu, ze wszystko rozumie... już. I Twój strach ( bo to tak naprawdę był strach! Lęk o to nieznane, o to coś, czego nie mozna przezyć za drugiego człowieka, nawet tak bardzo wrośnietego, jak Matka... i o to maleńkie zycie, tak bardzo bezbronne, które było w Tobie. Strach Arabis, a nie obrzydzenie! )
Tak sobie pomyślałam, zę potrzeba Ci dotknąć świetości. Czegoś, co jest pozbawione "brudu" świata- choroby zmieniającej Osobę, całego cierpienia związanego z odejściem... I na to chyba pomoga rozmowy z Mamą. Mama, która już jest uwolniona od bólu i obezwładniającego cierpienia.
Widocznie dla Ciebie ten czas ząloby jest niewystarczający. Widocznie potrzebujesz ją przezyć bez znieczulaczy.
Widocznie to dla Ciebie jest właśnie dobre!
Smutek kiedyś mija... widocznie potrzebujesz tego SWIADOMEGO czasu, by przezyć swoją załobę...
I chyba już przezywasz.... to co pisałaś- że Twoja Mama jest w Twojej córce... może własnie w tym rzecz? może Twoja Mama "zrobiła" dla niej miejsce ( sorry- to skrót myśłowy, ale w tej chwili nie umiem tego wytłumaczyć inaczej, jak dając cudzysłów)
I jeszcze...
Anna pisała, żebys nie wahała się udac do lekarza po srodki uśmierzające ból.
A ja powiem tak- udac się po pomoc to nic złego. Tylko jeśli dostałabys leki - to to co wychodzi z Ciebie dziś- rok po smierci- na chwilę ucichnie, ale wróci, jeśli nie przezyjesz prawdziwej żałoby, jelsi nie wyrwiesz z siebie tego żywego bolącego miejsca.
Mnie się wydaje, ze potrzebujesz rozmowy, potrzebujesz "postawić ołtarz" dla swojej Mamy, potrzebujesz wypowiedzieć słowa- słowa miłości, podziwu i wdzięczności... te słowa, które albo nie padły, albo wydaje Ci się, ze nie wystarczajaco mocno zostały powiedziane.
Myślę, zę trzeba dać czasowi czas.
Czas prawdziwej żałoby.
I ze jeśli ten czas ( czas nabożeństwa) przeżyjesz- to wróci spokój duszy. I zostanie to co ma być- jasna pamięc, czyste czoło i... wdzieczność, zę była...
Bardzo mocno Cię przytulam
Pewnie nie na wiele Ci się zdam, ale jestem jakby co...
I przepraszam za patos, ale inaczej nie umiem dziś.
Dziewczyny i chłopaki dziekuje bardzo za wsparcie. Bardzo duzo dla mnie ono znaczy. Faktycznie nie miałam kiedy przezyc tak naprawde smierci mamy. Dotarło to do mnie dzieki Waszym postom. Córka a wczesniej ciąża pozwoliły mi się odciąć od tego co się działo no i teraz to wyłazi... Bardzo dziękuję jeszcze raz. Dzis dzieki wam, dzieki przemysleniom jakie miałam po wczorajszym jest mi lepiej, no i słońce pieknie świeci :) będę sie trzymać to postanowienie na dziś!!!
No to trzymam kciuki! I zycze coraz wiecej slonca w sercu!
Witaj.
Mam nadziueję, że udaje Ci się realizować postanowienie i trzymasz formę. Ty trzymaj formę, a ja będę trzymał kciuki
Mój tat zmarł 15 lat temu (w maju będzie rocznica) - raczysko go zżarło w trzy miesiące - i wcale nie zaczęło się od ataku raka, tylko od przeziębienia. Źle zastosowane leczenie uruchomiło lawinę przerzutów (pani doktor wysłała go na naświetalanie lampą kobaltową, kobieta chyba źle sie z tym czuła, bo potem była na ługim urlopie zdrowotnym). Z postawnego faceta została połowa - kilak dni przed śmiercią wazył poniżej 50 kg.
Bolało bardzo - tym bardziej, że byłam ukochaną córeczką taty. Żałowałam wtedy, że nie zdecydowaliśmy się na dziecko na wariata - byliśmy już 3 lata małżeństwem - że nie doczekał wnuka. Ale widocznie tak miało być. Choć z perspektywy czasu wiem, że i jemu, i nam zostało zaoszczędzone cierpienie, że należy dziękować że trwało o tylko 3 miesiące. Ale syn drugie imię ma po dziadku.
Po śmierci taty mama kwalifikowała sie do "wariatkowa". Rozpoczęło sie klimakterium, do tego stres samotności. Mania prześladowcza. Chodziłą do lekarza, wykupowała leki i wyrzucała do kosza, bo lekarz chciał ją otruć. Trwało to ponad rok - do urodzenia Marcina. Pierwszy raz jak jechaliśmy do niej z małeńkim dzieckiem (miał 2 miesiące) panicznie się bałam, że może zrobić mu krzywdę. Ale okazało się, ze to pomogło - mama zaczęła wychodzić ze swojej skorupki, zaczęła widzieć sens życia. Potem - całą zimę spędziliśmy u niej - mieszkaliśmy w nowym bloku na wariackich papierach i nie było ogrzewania - i pomogło - wszystkie objawy ustąpiły.
Nowe zycie...Twoja mama Ekkore zobaczyla sens zycia, kazdy z nas ma jakas swoja "niteczke" ktora trzyma go przy zyciu..mam nadzieje ze ma sie dobrze :)
Mam Rodziców i Teściów, więc jestem w grupie szczęśliwców, choć boję się tego, co może nastąpić za kilka lub kilkanaście lat..
Łączę się jednak z Tobą i przesyłam Ci radosną energię, żebyś znalazła siły na przetrwanie.
Zapomnieć - nie zapomnisz, ale ból trochę się przytępi.
Trzymaj się ciepło i zdrowo!