Czy waszym zdaniem nauczyciel w klasie IV lub V szkoły podstawowej ma prawo wymagać,aby rodzice codziennie podpisywali swoim dzieciom z tyłu zeszytu w ramce,że ich dziecko czyta,a jeśli nie to stawia ocenę niedostateczną? Bo dla mnie to jest kretyństwo,bo to że dzieci powinny czytać to jest OK,ale traktowanie 12-latka ,jak ,,pierwszaka'',to jest przesada. Dzieciaki powinny być oceniane za swe umiejętności w czytaniu ,a nie za podpis rodzica,zwłaszcza że są rodzice którzy tylko podpisują wcale nie pilnując czy ich pociecha czyta.Co o tym sądzicie?
Zgadza się! Jedynym kryterium ocen winny być umiejętności i nauczyciel nie powinien stawiać jakichkolwiek ocen za podpisy rodziców. W całym zamieszaniu doszukuję się jednak jakiegoś pozytywu i wydaję mi się, że ktoś chciał przymusić rodziców by systematycznie pilnowali by dziecko czytało i interesowali się tym na codzień. Z czasem przymusowe czytanie mogłoby wejść w wielce porządany nawyk czytania, może nie tylko u latorośli..... Pozdrawiam
Sami gonimy naszą prawie 11- sto letnią córkę do codziennego (dodatkowego oprócz zadanego w szkole), czytania krótkich artykułów z gazety 21- wiek. Ale stawianie ocen niedostatecznych( może i codziennie..?), uważam za przesadę. Na pewno znajdą się rodzice,którzy tylko "odfajkują" podpis w ramce..ale co to da? czy nauczyciel ma prawo wymagać dodatkowego czytania? bo o takie tu chyba chodzi..?- wątpię.. to kwestia w gestii rodziców aby dziecię w domu zajęło się gazetą lub książką.. ale z pewnością nie jest to rzecz ocenialna, tym bardziej do dziennika..
U mojego dziecka w klasie jest to samo. Dzieci dostają tzw. kartę głośnego czytania i grania i muszą codziennie czytać i grać na flecie, a rodzic codziennie podpisywać. Na koniec miesiąca kartę oddają pani, a pani stawia za to ocenę. Tylko, że moje dziecko jest w drugiej klasie.
Niektórzy rodzice podpiszą się dziecku, które wcale nie czyta i dostanie 5. Inne dziecko może czytać codziennie ale może mieć zapracowanych rodziców którzy zapomną się podpisać i dostanie dziecko 1. Moim zdaniem nauczyciel powinien na lekcji odpytać z czytania i na tej podstawie postawić ocenę. Innym też dobrym pomysłem jest ustalić ile książek dziecko w ciągu roku czy semestru ma dodatkowo przeczytać i w specjalnie do tego przeznaczonym zeszycie zrobić metryczkę książki i napisać o czym książka była. Pewnie, niektóre dzieci przepisały by z gotowca ale i tak musiały by go przeczytać i przepisać więc efekt i tak lepszy niż podpis rodzica:)
Bedac na praktykach szkolnych trafilam na swietnych nauczycieli,i jedna z pan,raz w tygodniu poswiecala kawalek lekcji na ktorej dzieci czytaly.Ona przynosila jakas ksiazke z biblioteki i dzieci ,kazde po kolei,czytaly na glos po fragmencie.Oprocz tego oczywiscie mialy codziennie zadawana czytanke do domu,ale pani rowniez poswiecala dzieciom czas na glosne czyatanie innych ksiazek niz tylko czytanki.Dzieci byly bardzo zachwycone bo nie kazde mialo ochote isc i wypozyczyc ksiazke i samo ja w calosci przeczytac,a i pani sprawdzala jak dzieci sobie radza z czytaniem.Taki sposob jak podpisywanie zeszytu to kompletna bzdura,bo procz podpisu pani nie ma zadnego dowodu na to ze dziecko rzeczywiscie czytalo.
mi tu pachnie tą idiotyczną akcją "cała Polska czyta dzieciom". Tylko widać teraz powinno się nazywać "polskie dziecko czyta -se". Z mlekiem też to było....potem ryby....no i tak się samo modyfikuje, aż efekt głupszy niż ustawa przewidywała. :(
Użytkownik anneau napisał w wiadomości: > mi tu pachnie tą idiotyczną akcją "cała Polska czyta dzieciom". Tylko > widać teraz powinno się nazywać "polskie dziecko czyta -se". Z mlekiem też to > było....potem ryby....no i tak się samo modyfikuje, aż efekt głupszy niż > ustawa przewidywała. :( Nie to nie chodzilo o ta akcje,pani poprostu chciala sprawdzic jak dzieci daja sobie rade z czytaniem tekstow nie wyuczonych w domu.Wg mnie to byl dobry pomysl.
Dzisiejsza szkoła zbyt często przerzuca odpowiedzialność za nauczanie na rodzica. Jest wiele metod sprawdzenia czy dziecko czyta, czy też nie. Mój syn miał szczęście do dobrych polonistów, którzy zachęcali dzieci do czytania. Dzieci miały tzw. zeszyty lektur, w których co dwa tygodnie pisały albo streszczenie, albo opowiadanie, albo charakterystykę jakiejś postaci z przeczytanej książki. Książki (oprócz lektur obowiązkowych) dzieci wybierały same, więc takie, do których czytania nie trzeba było ich zmuszać. Zeszyty były sprawdzane wyrywkowo. Korzyść z takiej metody była podwójna, bo oprócz czytania dzieci też pisały. W przypadku mojego syna, metoda zadziałała. Dziś jest 16-letnim chłopcem, który bardzo dużo czyta i świetnie pisze. Uważam, że na najbliższym zebraniu rodzice powinni poruszyć tą sprawę, w końcu za te oceny niedostateczne głównie oni odpowiadają, bo bez względu na to, czy dziecko czyta czy nie, ważny jest tylko podpis.
Czy waszym zdaniem nauczyciel w klasie IV lub V szkoły podstawowej ma prawo wymagać,aby rodzice codziennie podpisywali swoim dzieciom z tyłu zeszytu w ramce,że ich dziecko czyta,a jeśli nie to stawia ocenę niedostateczną?
Bo dla mnie to jest kretyństwo,bo to że dzieci powinny czytać to jest OK,ale traktowanie 12-latka ,jak ,,pierwszaka'',to jest przesada.
Dzieciaki powinny być oceniane za swe umiejętności w czytaniu ,a nie za podpis rodzica,zwłaszcza że są rodzice którzy tylko podpisują wcale nie pilnując czy ich pociecha czyta.Co o tym sądzicie?
zgadzam się. Gruba przesada. Zaściankowe "wymogi"
Zgadza się! Jedynym kryterium ocen winny być umiejętności i nauczyciel nie powinien stawiać jakichkolwiek ocen za podpisy rodziców. W całym zamieszaniu doszukuję się jednak jakiegoś pozytywu i wydaję mi się, że ktoś chciał przymusić rodziców by systematycznie pilnowali by dziecko czytało i interesowali się tym na codzień. Z czasem przymusowe czytanie mogłoby wejść w wielce porządany nawyk czytania, może nie tylko u latorośli..... Pozdrawiam
Sami gonimy naszą prawie 11- sto letnią córkę do codziennego
(dodatkowego oprócz zadanego w szkole), czytania krótkich artykułów z gazety 21- wiek.
Ale stawianie ocen niedostatecznych( może i codziennie..?), uważam za przesadę.
Na pewno znajdą się rodzice,którzy tylko "odfajkują" podpis w ramce..ale co to da?
czy nauczyciel ma prawo wymagać dodatkowego czytania? bo o takie tu chyba chodzi..?- wątpię..
to kwestia w gestii rodziców aby dziecię w domu zajęło się gazetą lub książką..
ale z pewnością nie jest to rzecz ocenialna, tym bardziej do dziennika..
U mojego dziecka w klasie jest to samo. Dzieci dostają tzw. kartę głośnego czytania i grania i muszą codziennie czytać i grać na flecie, a rodzic codziennie podpisywać. Na koniec miesiąca kartę oddają pani, a pani stawia za to ocenę. Tylko, że moje dziecko jest w drugiej klasie.
Właśnie o to chodzi, że oceniane mają być dzieci a nie ich rodzice za podpis.
Niektórzy rodzice podpiszą się dziecku, które wcale nie czyta i dostanie 5. Inne dziecko może czytać codziennie ale może mieć zapracowanych rodziców którzy zapomną się podpisać i dostanie dziecko 1. Moim zdaniem nauczyciel powinien na lekcji odpytać z czytania i na tej podstawie postawić ocenę. Innym też dobrym pomysłem jest ustalić ile książek dziecko w ciągu roku czy semestru ma dodatkowo przeczytać i w specjalnie do tego przeznaczonym zeszycie zrobić metryczkę książki i napisać o czym książka była. Pewnie, niektóre dzieci przepisały by z gotowca ale i tak musiały by go przeczytać i przepisać więc efekt i tak lepszy niż podpis rodzica:)
Bedac na praktykach szkolnych trafilam na swietnych nauczycieli,i jedna z pan,raz w tygodniu poswiecala kawalek lekcji na ktorej dzieci czytaly.Ona przynosila jakas ksiazke z biblioteki i dzieci ,kazde po kolei,czytaly na glos po fragmencie.Oprocz tego oczywiscie mialy codziennie zadawana czytanke do domu,ale pani rowniez poswiecala dzieciom czas na glosne czyatanie innych ksiazek niz tylko czytanki.Dzieci byly bardzo zachwycone bo nie kazde mialo ochote isc i wypozyczyc ksiazke i samo ja w calosci przeczytac,a i pani sprawdzala jak dzieci sobie radza z czytaniem.Taki sposob jak podpisywanie zeszytu to kompletna bzdura,bo procz podpisu pani nie ma zadnego dowodu na to ze dziecko rzeczywiscie czytalo.
mi tu pachnie tą idiotyczną akcją "cała Polska czyta dzieciom". Tylko widać teraz powinno się nazywać "polskie dziecko czyta -se".
Z mlekiem też to było....potem ryby....no i tak się samo modyfikuje, aż efekt głupszy niż ustawa przewidywała. :(
Użytkownik anneau napisał w wiadomości:
> mi tu pachnie tą idiotyczną akcją "cała Polska czyta dzieciom". Tylko
> widać teraz powinno się nazywać "polskie dziecko czyta -se". Z mlekiem też to
> było....potem ryby....no i tak się samo modyfikuje, aż efekt głupszy niż
> ustawa przewidywała. :(
Nie to nie chodzilo o ta akcje,pani poprostu chciala sprawdzic jak dzieci daja sobie rade z czytaniem tekstow nie wyuczonych w domu.Wg mnie to byl dobry pomysl.
Dzisiejsza szkoła zbyt często przerzuca odpowiedzialność za nauczanie na rodzica. Jest wiele metod sprawdzenia czy dziecko czyta, czy też nie. Mój syn miał szczęście do dobrych polonistów, którzy zachęcali dzieci do czytania. Dzieci miały tzw. zeszyty lektur, w których co dwa tygodnie pisały albo streszczenie, albo opowiadanie, albo charakterystykę jakiejś postaci z przeczytanej książki. Książki (oprócz lektur obowiązkowych) dzieci wybierały same, więc takie, do których czytania nie trzeba było ich zmuszać. Zeszyty były sprawdzane wyrywkowo. Korzyść z takiej metody była podwójna, bo oprócz czytania dzieci też pisały. W przypadku mojego syna, metoda zadziałała. Dziś jest 16-letnim chłopcem, który bardzo dużo czyta i świetnie pisze. Uważam, że na najbliższym zebraniu rodzice powinni poruszyć tą sprawę, w końcu za te oceny niedostateczne głównie oni odpowiadają, bo bez względu na to, czy dziecko czyta czy nie, ważny jest tylko podpis.
Wymaganie podpisów składanych przez rodziców zawsze rodziło pokusę podrabiania ich. Ten pedagog pewnie nie chodził do szkoły.
otóż to. Sama idea czytania jak najbardziej wskazana. Ale zachęta powinna być a nie przypus pod groźbą lufy.