Mieszkam obecnie w dośc małym wielkopolskim miasteczku. Zawsze wydawało mi się malownicze i takie wprost wyciągnięte z krainy dzieciństwa. Dlatego też postanowiłam w nim zamieszkac (ponownie). Nie wiem jednak, czy była to słuszna decyzja. W ubiegłym roku międzynarodowa firma wykupiła tu ziemię i zatrudniła pracowników (jakieś 200-250 osób) w tym mojego męża. On był zachwycony, ja sceptyczna, zwłaszcza kiedy przeczytałam regulamin tzw. funduszu socjalnego. Ale jakoś szło. Miesiac temu właściciel zakładu - elegancki Francuz ogłosił upadek firmy wynikajacy ponoc z miedzynarodowego kryzyzu. No i 200 osób straciło pracę. Dwa tygodnie temu ogłoszono w sąsiednim zakładzie drastyczną redukcję etatów, a kolejna firma ogłosiła, ze przenosi produkcję na Ukrainę. Wychodzi na to, że w moim mieście pieniądze będą otrzymywac naprawdę nieliczni. O sobie nie wspominam, bo mimo wykształcenia od 2 lat szukam pracy. Na szczęście mój mąż dostał nową pracę, choc nie ukrywam, że zawdzięcza to znajomemu. Tylko martwię sie o resztę. Teraz moje ukochane miasteczko nie kojarzy mi się z sielankowym bytem, z krainą wszelkiej pomyślności. Zamiast małomiasteczkowego bajkowego krajobrazu widzę wylęgarnie bezrobotnych. Wiem, że nie tylko tu tak jest i wierzę, że ta kraina baśni jeszcze wróci. Tylko kiedy?
Niestety może też nie wrócić. Dorastałam na mazowszu, w takim małym mieście. Niestety z każdym rokiem staje się miastem emerytów, a na ulicach widać coraz więcej patologii.
Mieszkam obecnie w dośc małym wielkopolskim miasteczku. Zawsze wydawało mi się malownicze i takie wprost wyciągnięte z krainy dzieciństwa. Dlatego też postanowiłam w nim zamieszkac (ponownie). Nie wiem jednak, czy była to słuszna decyzja. W ubiegłym roku międzynarodowa firma wykupiła tu ziemię i zatrudniła pracowników (jakieś 200-250 osób) w tym mojego męża. On był zachwycony, ja sceptyczna, zwłaszcza kiedy przeczytałam regulamin tzw. funduszu socjalnego. Ale jakoś szło. Miesiac temu właściciel zakładu - elegancki Francuz ogłosił upadek firmy wynikajacy ponoc z miedzynarodowego kryzyzu. No i 200 osób straciło pracę. Dwa tygodnie temu ogłoszono w sąsiednim zakładzie drastyczną redukcję etatów, a kolejna firma ogłosiła, ze przenosi produkcję na Ukrainę. Wychodzi na to, że w moim mieście pieniądze będą otrzymywac naprawdę nieliczni. O sobie nie wspominam, bo mimo wykształcenia od 2 lat szukam pracy. Na szczęście mój mąż dostał nową pracę, choc nie ukrywam, że zawdzięcza to znajomemu. Tylko martwię sie o resztę. Teraz moje ukochane miasteczko nie kojarzy mi się z sielankowym bytem, z krainą wszelkiej pomyślności. Zamiast małomiasteczkowego bajkowego krajobrazu widzę wylęgarnie bezrobotnych. Wiem, że nie tylko tu tak jest i wierzę, że ta kraina baśni jeszcze wróci. Tylko kiedy?
Niestety może też nie wrócić. Dorastałam na mazowszu, w takim małym mieście. Niestety z każdym rokiem staje się miastem emerytów, a na ulicach widać coraz więcej patologii.