Forum

Rozmowy wolne i frywolne

Jakie jest Wasze zdanie...

  • Autor: Glumanda Data: 2009-05-24 14:34:50

    Jak myslicie na temat tego, ze komus wpadaja w rece listy, nie adresowane do niego.. czy wg Was, moze je czytac... i wykorzystywac zawarte w nich wiadomosci .. do ew. konfrontacji?? 
    Osobiscie uwazam, ze listy nie przeznaczone do mojej wiadomosci sa dla mnie tabu... obojetnie czy leza przed moim nosem, czy stoja schowane w jakiejs ksiazce... Interesuje mnie Wasze zdanie na ten temat. Pozdrawiam niedzielnie :)

  • Autor: anneau Data: 2009-05-24 14:47:00

    Ja wyznaję zasadę, że cudzych listów się nie czyta. Kropka.

  • Autor: Agulek74 Data: 2009-05-24 15:09:47

    Nie raz zdarzyło się listonoszowi włożyć do naszej skrzynki list i zawsze oddajemy do adresata. Ciekawska jestem bardzo ale nie wyobrażam sobie przeczytać czyjś list.

  • Autor: Beata500 Data: 2009-05-24 15:18:08

    Nigdy nie nie czytam listów niezaadresowanych do mnie.Nawet listy,które przychodzą do mojej córki (studiuje poza miejscem zamieszkania) pozostaja zamkniete do jej przyjazdu.Ewentualnie,jeżeli to sa to sprawy typu bank,wkładam do nastepnej koperty i odsyłam córce.Nie otwieram listów zaadresowanych do męża,on nie otwiera moich.Spotkałam się tez z taka sytuacją,że ludzie sobie "grzebią" w torebkach.Jeżeli mój mąż potrzebuje coś,co aktualnie znajduje się w mojej torebce,podaje mi ją,a nie szuka sam.Tak samo nauczylismy córkę.

  • Autor: makusia Data: 2009-05-24 15:41:35

    Nie wyobrażam sobie aby ktoś czytał moje listy , i działa to w drugą stronę , nigdy nie czytam cudzych listów , jeżeli listonosz omyłkowo wsadzi do naszej skrzynki ,oddaję mu przy następnej okazji.

  • Autor: Glumanda Data: 2009-05-24 15:46:52

    Te listy, o ktorych ja pisze..byly juz otwarte... dla mnie tym bardziej.. tajemnica..i zaufanie.
    A jesli juz ktos..odwaza sie na ich przeczytanie... to powinien potem dac sobie rade z przetworzeniem przeczytanych wiadomosci, nawet jesli sa one gorzka informacja. Tak samo nienawidze przekazywania wiadomosci otrzymanych od kogos poufnie, jako atutow do "werbalnej walki" ... nawet gdybym dostala takie wiadomosci..nigdy nie powiedzialabym dalej ...

  • Autor: Beata500 Data: 2009-05-24 16:49:12

    Znalazłam kiedyś taki otwarty list w książce pożyczonej od koleżanki.Używała tego listu jako chyba jako zakladkę lub po prostu go tam włozyła.Nie powiem,że nie rzuciłam okiem na to co znalazlam,ale po pierwszym zdaniu zorientowalam się ,że to list i oddałam go szybciej ,niż książkę-nie przeczytałam go.Zadzwoniłam do koleżanki i chyba był to list o ważnej dla niej treści,ponieważ bardzo szybko po niego przyjechała.Poniewaz znamy się bardzo długo,nawet nie spytała ,czy czytałam,ani ja nie musiałam zapewniać jej,ze tego nie zrobiłam.

  • Autor: CZOS Data: 2009-05-24 17:06:23

    Przyznam szczerze, że ten temat mnie zaskoczył. Nie przychodzi mi do głowy, że można się zastanawiać nad przeczytaniem cudzej korespondencji, a o samym fakcie dokonania czegoś tak brzydkiego nie myślę. Są pewne kanony i bariery, których nigdy nie można przekroczyć. Zawsze mnie peszyła sam propozycja, abym coś nawet mojego wyciągnął z cudzej kieszeni lub torebki. Nie jest tu dla mnie powodem, ża właściciel kieszeni czy torebki ma brudne ręce lub jest czymś zasjęty, Ja mam czas, ja poczekam. Nie mieści mi się w głowie, że można się nad czymś takim zastanawiać.

    Pozdrawiam

  • Autor: Glumanda Data: 2009-05-24 19:21:05

    Aby zaspokoic Twoja ciekawosc, skad te zastanowienie... chodzi tutaj o moja korespondencje, do mojego Taty, ktory juz nie zyje.. a listy zostaly znalezione w jego mieszkaniu, przeczytane.. i ja po 20 latach postawiona pod pregiez.. Dla mnie rowniez nie do pomyslenia.. chodzi tu o kogos z bliskiej rodziny. Pytam sie po to, bo chcialabym znac opinie ludzi postronnych... bo juz calkiem myslalam, ze moze tak sie robi..i to ja jestem glupia :(
    Uwazam, ze tajemnica korespondencji jest zobowiazujaca, a kto jej nie przestrzega popelnia gruby blad..

  • Autor: Paola_r Data: 2009-05-24 20:24:57

    Glumandziu,
    to, niestety, nie są odosobnione przypadki. W mojej dość bliskiej rodzinie zdarzył się podobny przypadek. Otóż rodzeństwo, bardzo ze sobą zżyte popadło kilkanaście lat temu w straszliwy konflikt, o ile mi wiadomo, to nawet nie ten najczęstszy, majątkowy. Poszło o jakieś sprawy osobiste, musiało być jednak nieciekawie, ponieważ między nimi nie było żadnych kontaktów ani telefonicznych, ani osobistych ze względu na tę zadawnioną urazę. Nawet ich dzieci przyłączyły się w tym konflikcie, każde po stronie swoich rodziców.

    Kuzyn kilka lat temu wyjechał wraz z rodziną za granicę i tam pozostał.
    Przez lata pisał do swojej, i swojej siostry Matki listy, gdzie opisywał swoje problemy z przystosowaniem się do życia w nowym środowisku. Wiem to bezpośrednio od niej, ponieważ opowiadając mi o tym bardzo sie martwiła, jak sobie tam dadzą radę i jednocześnie cieszyła ich codziennymi sukcesami. Za każdym razem zaznaczała na koniec naszych pogawędek ; "Tylko nic nie mów A. (jej córce, siostrze kuzyna)". Dotrzymałam słowa.

    Dwa lata temu ciocia zmarła, kuzynka porządkowała jej mieszkanie. Nie przeczę, bardzo kochała matkę, ale ... Przykro mi to napisać.
    W trakcie porządków wpadły w jej ręce listy od brata, adresowane do matki.

    Może bym się nieprędko zorientowała, ale w rozmowie ze mną zaczęła operować faktami, dotyczącymi brata, o których nie powinna na dobrą sprawę nic wiedzieć. Wyglądała naprawdę na doskonale zorientowaną w sytuacji.
    Zwątpiłam któregoś dnia w znaczenie jakiejś opisywanej przez nią sytuacji i wtedy poczerwieniała z gniewu i powiedziała : "Tak było! W. sam pisał do mamy, że ..."

    Zamurowało mnie. Ona zorientowała się, poniewczasie, że powiedziała za dużo.
    Zapytałam krótko i wprost, podejrzewając bardzo prawdopodobną odpowiedź : "Skąd wiesz? Czytałaś jego listy?". Odpowiedź była powolna, ale krótka : "Tak". Listów nawet potem nie spaliła.
    Nie będę przytaczać naszej rozmowy - powyżej i poniżej, w innych postach znajdziesz identyczne argumenty za zaufaniem, lojalnością, szacunkiem, przestrzeganiem zasady nienaruszalności korespondencji. Dodam tylko, że od rozmowy minęło już trochę czasu, a po kuzynce ślad zaginął ;)
    Zero odwiedzin, zero telefonów - nie odpowiedziała również na kilka moich (widziała przecież numer na wyświetlaczu komórki).
    Ja nie mam już ochoty na nawiązywanie kontaktów, bo od innych członków rodziny, których regularnie odwiedza, wiem, że od tego czasu sprawy jej brata były tam wielokrotnie poruszane. Nikt nie zareagował, bo podejrzewam, że nawet nie wiedzieli, skąd A. ma te informacje.
    Aż przykro było to teraz opisać ...

  • Autor: Mama Rozyczki Data: 2009-05-25 08:54:25

    Rozumiem cie bardzo dobrze ,jak chodzilam z moim mezem i pisalismy do siebie listy to moja przyszla tesciowa je czytala,wiem bo potem sama sie do tego przyznala.Uwazala ze skoro listy byly otwarte to moze je przeczytac,ale nie pomyslala ze jezeli je ukrywal w swoim pokoju i nie lezaly na wierzchu,to nie zyczyl sobie zeby je  czytala.
    Na pytanie dlaczego czyta cudze listy ,odpowiedziala ze to z troski o syna i ze kazda matka zrobilaby to samo,no i ze nic sie nie stalo.

  • Autor: ekkore Data: 2009-05-24 17:14:28

    Dla mnie samej czytanie czyjejś korespodencji jest czymś nie do przyjęcia. Nie wiem jak skręcałabym się z ciekawości - kartka złożona wpół, trzymana w kieszeni - jeżeli nie jest adresowana do mnie nie zostanie przeczytana.
    Wyjątkiem są listy do Mikołaja...ale w końcu musi on jakoś zdobyć wiedzę co kupić...

    Tajemnica nie dotyczy tylko listów - ale także pamiętników. Nie potrafiłabym przeczytać czyichś sekretów. Na tyle mam to zakorzenione, że nie zaglądam na żadne blogi. Próbowałam - ale dyskomfort psychiczny jest tak duży, że wolę nie czytać- choć mam świadomość, że są one pisanew, aby je czytać.

  • Autor: malka200 Data: 2009-05-24 19:56:37

    ja nawet skrzynki mailowej męża w życiu nie otworzyłam, żeby chociaż zerknąć- a znam wszystkie hasła. Nie wiem, po co miałabym to robić.....

  • Autor: Zośka Data: 2009-05-24 22:18:34

    Korespondencja w każdej formie jest własnością adresata (nie nadawcy), a więc za jego życia wszelkie jej czytanie i używanie nawet w najlepszych intencjach nie jest zgodne z prawem. Po śmierci adresata praw nabywa spadkobierca rzeczy osobistych zmarłego i może czytać je do woli i używać jej do innych celów, np. publikacji.
    Czytanie cudzych listów? Obrzydliwe moralnie, etycznie i zwyczajnie...chamskie.

  • Autor: Dorota zza plota Data: 2009-05-25 08:09:03

    Tu sie zgadzam, ze spadkobierca ma prawo do czytania wszystkich dokumentow w tym i listow pozostawionych w spusciznie. Swoja droga nieraz mozna tak odkryc piekne rodzinne historie....Nie na darmo czytalo sie w liceum listy Sobieskiego do Marysienki czy do dzis bada sie korespondencje jakichs znakomitosci. Jesli jednak listy dotycza osob zywych powinny trafic do tych osob i ewentualnie te osoby powinny rozstrzygnac co z ta korespondencja zrobic. Ale... nigdy nie powinien ich wykorzystac w celu szkody, plotek itp. jezeli listy naleza do osoby zyjacej (ona jest adresatem) nigdy sie ich nie czyta....Takie jest moje zdanie.

  • Autor: Glumanda Data: 2009-05-25 12:50:53

    Uwazam, ze w pierwszej linii.. spadkobiercami bylismy, ja i moj brat. Jego zona i moj maz.. nie sa dziecmi mojego ojca... i chodzi tu zupelnie o wykorzystanie sytuacji.. i niehonorowe zachowanie. To nie byly listy pisanie do tej osoby..tylko do Ojca.

  • Autor: luckystar Data: 2009-05-25 01:47:57

    Dla mnie nie do przyjecia!!! Absolutnie i pod zadnym pozorem/pretekstem. Moj maz ma szafke na bielizne i drobiazgi, nawet do tej szafki w zyciu bym nie zajrzala, sam sobie chowa swoje rzeczy lacznie z bielizna. Kiedys mialm do zorbienia jakies powazne zakupy rzedu kilku setek dolarow. Wspanialy zadzwonil z pracy zanim zdarzylam wyjsc z domu i prosil zebym sobie wziela gotowke z jego szuflady, zamiast uzywac karte kredytowa. Powiedzialam, ze nie moge tego zrobic, bo ja nie zagladam do jego rzeczy. Upieral sie i okreslal dokladnie gdzie leza pieniadze, a ja tez sie uparlam i nie wzielam. Stanelo na tym, ze ja zaplacilam karta, a on mi dal gotowke, ktora zaraz potem wplacilam na karte. Nie moge, nie wyobrazam sobie. Tak jak napisal wyzej CZOS nie wlozylabym reki do niczyjej kieszeni czy torebki i czulabym sie chyba wrecz zgwalcona gdyby ktos pogwalcil moje prawo do prywatnosci. To bylby zdecydowany koniec jakichkolwiek relacji z dana osoba.

  • Autor: Mama Rozyczki Data: 2009-05-25 08:34:03

    Nie czytam listow meza ,ani on moich :) ale do  szafki z jego rzeczami zagladam ,poniewaz mu piore i ukladam jego rzeczy ,bo znajac jego roztargnienie i tak pytalby mnie gdzie co ma :) a tak wszystko ma w jednym miejscu i nie szuka.
    A ja kilkakrotnie wkladalam reke do kieszeni meza ,jak zapomnial dokumentow i dzwonil na domofon ze ma w tej i tej kieszeni ,zeby mu corka zniosla bo sie do pracy spozni.W koncu to nic zlego skoro sobie ufamy,jakby mial cos do ukrycia nie prosilby mnie o to.
    Czesto sie tez zdarza ze prosze corke o pojscie do sklepu,wtedy jezeli jestem zajeta pozwalam wyjac jej pieniadze z torebki ,nie widze w tym nic zlego.

  • Autor: Dorota zza plota Data: 2009-05-25 10:06:02

    Szanuje Twoje podejscie ale osobiscie nie mam problemu (ale tylko i wylacznie) na wyrazna prosbe zyczenie Polowka czy Dziecka podac cos czy cos wziasc. Nigdy jednak bym tego nie zrobila jesli nie jestem z kims az w tak zazylych stosunkach. Mam najlepsza przyjaciolke w poprzednim miejscu zamieszkania i dlugo mialam i klucze do Jej mieszkania. Nigdy tam nie wchodzilam bez pytania - chyba ze sama mnie o to poprosila. Tak i z Jej poczta w razie urlopu. Wyciagalam ze skrzynki i kladlam u Niej na stole bo tak bylo umowione ale nigdy choc gazety nie poczytalam chyba, ze za zgoda i wiedza.

    Polowka portfel czy rachunki leza czesto gdzes ja nigdy nawet nie zajrze (na poczatku mialam nawet problem by otworzyc rachunki firmoe hihiu) CHOC POMAGAM W BIURZE i wiadomo rachunek nalezy wyjac i zasegregowac ...Wiem ze w razie naglej potrzeby moge wziazc pieniadze ale nie wyobrazam sobie potrzeby az tajk naglej by nie moc sie wczesniej konkretnie porozumiec.

    Dzis tez wiem gdzie ma klucze na wypadek i sama mi mowila ze gdybym byla w W. i jej nie zastala mam wejsc i czuc sie jak u siebie w domu ale nie wyobrazam sobie tego zrobic  ot tak. To juz musiala by byc burza z piorunami czy orkan a ja ratowac zycie zebym bez wczesniejszego kontaktu z Nia po prostu wejsc. Nawet jesli nasz stosunek do siebie jest naprawde rodzinny - dla mnie i Ona i cala Jaj Rodzina to czlonkowie bliskiej rodziny, ze tak powiem rodziny z wyboru. Zreszta tak sie traktujemy nawzajem - jak czlonkow bliskiej rodziny. Nawet w takim przypadku jest dla mnie nie do pomyslenia naruszyc Jej sfere osobista.

  • Autor: luckystar Data: 2009-05-27 14:11:24

    Nagla potrzeba to zupelnie inna bajka. Ale historia zakupu nie byla nagla potrzeba, bo byla mozliwosc zaplacenia karta, gdyby takiej mozliwosci nie bylo, a zakup musialby byc zrobiony wlasnie tego dnia, moglabym uznac ze zaistniala nagla potrzeba.
    Nie mam potrzeby zagladac do szafy czy szfki meza, bo on sobie doskonale radzi ze swoimi rzeczami, hmmm moze nawet lepiej niz ja:)) Klucze od naszego mieszkania ma zawsze Potomek, na wypadek wyjazdu itp. ale to nie znaczy, ze moze sobie przychodzic kiedy chce bez uprzedzenia, albo na nasza konkretna prosbe.

  • Autor: anna702 Data: 2009-05-25 18:59:46

    czesc Glumanda...moim zdaniem nie powinno otwierac sie zadnych listow jesli nie sa adresowane do nas....ja zostalam tak wychowana i tak bylo u mnie w domu...ale wiele osob nie ma takich skrupulow....czesto dzielilam mieszkania z innymi ludzmi i wspollokatorka nie tylko wchodzila do mojego pokoju pod moja nieobecnosc, buszujac w szafach i szufladach, ale rowniez zapraszala tam inne osoby...ludzie sa wiec bardzo rozni....poza tym nie uwazala tego za nic zlego :-0

  • Autor: mysha2006 Data: 2009-05-26 18:27:21

    Nigdy nie czytałam cudzej korespondencji, pamiętników itp. Nie powiem nie raz otwierałam listy zaadresowane do męża jak czekaliśmy na ważną wiadomość i wtedy od razu do niego dzwoniłam żeby przekazać. Jeżeli chodzi o "grzebanie" w jego rzeczach nie widzę żadnych przeszkód. Mieszkamy razem, mamy wspólne rzeczy i razem z nich korzystamy. Wkładam mu ciuchy do szafy, wiem co ma w portfelu. Nie widzę w tym nic dziwnego. Jemu też nie zabraniam zaglądania do moich rzeczy. Często mówię żeby sobie coś wyciągnął z mojej torebki bo mi się akurat nie chce.

Przejdź do pełnej wersji serwisu