Zastanawiam się nad tym... Bać należy się żywych,bo mogą narobić niesamowitych kłopotów... Zmarły nigdy nie skrzywdzi... Ot-taka naszła mnie myśl w miesiącu samobójców...
Tak, maj to miesiac samobojcow? Lo matko a mi sie w nim zaczyna chciec zyc ale na powaznie to wcale nieprawda ze depresje lapia tylko zima te prawdziwe nasilaja sie wlasnie wiosna...
Bowiem zjawisko śmierci nadal otoczone jest tajemniczością. Do tego wpływa na to wychowanie. Jeśli umiera ktoś bliski, rodzice chronią dzieci przed widokiem zwłok, tak jakby to było coś wstydliwego. I tak to później ta skorupka na starość "trąci" tym czym nasiąkła za młodu.
"Do tego wpływa na to wychowanie.Jeśli umiera ktoś bliski,rodzice chronią dzieci przed widokiem zwłok,tak jakby to było coś wstydliwego...."
Mając 10-11 lat umarł mój tzw "przyszywany" dziadek,rodzice postanowili że powinnam się z nim pożegnac.Zaprowadzili mnie do pokoju w którym leżał w trumnie(uprzedzam,że wcześniej rozmawiali ze mną o śmierci,o tym że dziadek nie żyje,jest w niebie i takie tam).....i nigdy nie zapomnę tego widoku,bałam się bardzo,przez wiele lat miałam traumę,panicznie się bałam zostawac sama,nie mówiąc o tym by isc nawet w dzień na tyły domu gdzie było wejscie do mieszkania dziadka...Efekt tego "pożegnania" był taki,że musieli mnie leczyc na nerwicę....Wyleczyłam się z tego ale jakiś bliżej nieopisany lęk związany ze śmiercią nadal we mnie tkwi....Każde dziecko jest inne,należy indywidualnie podchodzic do tematu śmierci i nic nie robic na siłę i nie jest to sprawa wychowania ani przygotowania bo na śmierc nie można się przygotowac tylko wrażliwości psychicznej....Takie jest moje zdanie,pozdrawiam:)))))
Nie jesteś w swoim przeżyciu osamotniona. Ja małem 14 lat kiedy musiałem po raz pierwszy być na pogrzebie. Nie mówiąc o samych zwłokach, których widoku na szczęście mi zaoszczędzono, unikałem jak tylko mogłem bliskości nawet trumny. Wiele tygodni później nie mogłem dojść do siebie. Myślę, że wiejskie dzieci mają większe szanse na oswojenie się ze śmiercią. Zwłaszcza jeśli nawet tylko biernie uczestniczą w uboju zwierząt.
Moja pierwsza żaba, którą musiałem ciąć i preparować na stole doświadczalnym, przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Później na ćwiczeniach w prawdziwym prosektorium przez to było mi łatwiej. Myślę, że to jest kwestia wpływu otoczenia w jakim się wyrosło. Oczywiście indywidualny aspekt też jest niezwykle ważny.
Nie zgodzę się z tym że wychowanie na wsi daje większą odporność na oswojenie się ze śmiercią .Każdy ma swoją indywidualną wrażliwość .Wychowałam się na wsi , widziałam też wujka w trumnie i moje przerażenie trwało parę miesięcy .Bałam się ciemności z tego powodu .Dzisiaj mimo że mam już swoje lata , boję się kiedy widzę jakąś osobę w trumnie .Światło musi się palić w nocy minimum przez miesiąc i mimo tego czuję strach .
No nie wiem, ja widzialam nieraz smoierc i sie jej nie boje, to z dziecmi wiejskimi dotyczy statystyki bo statystycznie smierc jest dla nich bardziej "przystepna" bo zaobserwowana w naturze, sa z nia przewaznie bardziej oswojone. Jednak, jak i Lubczyk pisze, wszystko zalezy od indywiduum jako takiego, jego osobowosci i przygotowania, wieku, atmosfery w jakiej wyrosl i w jakiej bylo mu dane zetknac sie ze smiercia. Jesli ktos jako dziecko nasluchal sie (przykladowo) historii o duchach i wampirach itp. ale nie prerobil tego wlasciwie to wiadomo ze bedzie sie bal zmarlych . Tak jak w tym watku wiele osob reaguje strachem na smierc czy widok nieboszczyka inni reaguja traumata na odebranie im mozliwosci pozegnania sie ze zmarlym, przekonania sie ze naprawde odszedl. Kazda decyzja i przezycie jest sprawa indywidualna.
Co to za statystyka którą porównujemy ze śmiercią np.kurczaka a ze śmiercią człowieka .Dzieci wiejskie nie uczestniczą kiedy to podrzyna się świnię , na takie drastyczne sceny nie patrzą .To samo jest w mieście kiedy to dziecko ma chomika lub inne zwierzątko i musi się z nim pożegnać .To nie w tym sęk .
Przecież ja nie piszę o wychowaniu na wsi jako takim, tylko o tym, że dzieci tam wzrastające, jeżeli mają okazję być świadkami uboju zwierząt, szybciej się oswajają ze zjawiskiem śmierci. (patrz boszurka "Śmierć i umieranie" wydana bardzo dawno temu przez PZWL) Nie porównuję też śmierci człowieka i zwierzęcia w spsób poniżający czyjąkolwiek godność.
Wszystkie stworzenia Boże wobec śmierci są równe. Są tylko różnice emocjonale. Znam osoby, które bardziej rozpaczają po śmierci ukochanego kotka czy pieska niż skutkiem odejścia kogoś bliskiego. Ręczę, że nie mam na celu nikogo dotknąć w szlachetności jego uczuć.
Ja nie mówię że mnie to uraziło , może źle sformułowałam swoją wypowiedź .Czasami mam taki sposób wypowiadania się mojej nagłej myśli .Bez urazy lubczyku
Niestety też miałam podobną historię. Pamiętam to jak dzisiaj. Z tym, że uparłam się i dziadka nie pocałowałam. Jednak tamten fakt odbił się na całym moim przyszłym życiu. Unikałam pogrzebów jak tylko mogłam. A gdy w wieku 24. lat zmarł mój ojciec (bardzo bliska dla mnie osoba), bałam się wejśc do kostnicy. Wtedy sąsiadka mnie nastraszyła, że jesli nie pożegnam się z ojcem to on będzie mnie straszył do końca zycia. Pamiętam, że ją strasznie za to nakrzyczałam, do dzisiaj omija mnie szerokim łukiem. Nie pożegnałam się z tata, widziałam go tylko z odległości 3 m, jednak już się tak nie bałam. Głupie przesłądy, bo do dzisiaj mnie nie nastraszył. Wychodzę z założenia, że należy bać się zywych a nie martwych. A jeśli wydaje się nam, żezmarli nas straszą to tylko nasza bujna wyobraźnia. Często szłyszę jak ktoś chodzi w nocy po piwnicy, nie boję się. Być może faktycznie duchy istnieją...jednak nie są groźne. Chociaż sama w wielkim domu nocą bałabym się zostać. Myślę, że rodzice nie powinni dzieciom, które są słabe psychicznie pozwalać na spotkania z trupami w trumnach, bo to nie sa przyjemne widoki. Dziecięca wyobraźnia mocno pracuje...
Ja sie boje zmarłych..nie wiem dlaczego. O ile pamietam to nie miałam przykrych doswiadczeń w dzieciństwie. Ale czuje jakis lęk i opór...Uważam, że nie mozna nic robic na siłę..i lepiej bliską osobe zapamiętać jako żywa, usmiechnieta i radosna niż jako leżącą w trumnie ze zmienioną twarza.. /często nie do poznania/. Bo po takim "bliskim spotkaniu" niestety dłuugo zastaje w pamieci wudok osoby lezacej w trumnie i wypiera radosne wspomnienia o niej samej..
Czy boję się zmarłych? Hmmm... ja się boję śmierci ogólnie, boję się tego momentu, kiedy przyjdzie mi odejśc, nie chce umierac, napawa mnie to ogromnym lękiem. A zmarli? Przeraża mnie perspektywa pośmiertnej bliskości zmarłych, ale nie tak bardzo jak sama śmierc.
Bylam kilka razy przy umierajacej osobie trzymajac ja za reke "do konca"... jest to taki magiczny moment....cialo bez duszy pozostaje takie puste, jakby nic nie znaczace...a zarazem nadal bliskie..a jednak czegos w nim brakuje... boimy sie nieznanego, ja osobiscie boje sie bolu i mam nadzieje, ze bede oczekiwac smierci jako uwolnienia od chorego ciala...
Chyba kazdy w jakis sposob boi się smierci :( ale takie jest zycie i nic na to nie poradzimy.Smierci sie nie boje ,ale boje sie cierpienia przed nia,nie chcialabym zachorowac i sie meczyc,tylko dozyc dokad mam przeznaczone,zasnac i sie wiecej nie obudzic. Zmarlych sie nie boje ,jestem oswojona z tym tematem od dziecka,pamietam smierc swojego dziadka ,zmarl kiedy bylam mala i pamietam go jak lezal w trumnie,dotykalam reki dziadka zeby sie nie bac. Potem bylo cudownie w rodzinie, bo nikt przez kilkanascie lat nie umieral,ale pozniej pogrzeby znow sie zaczely:( a kiedy sie urodzila moja corka i zaczela rozumiec , zawsze ja zabieralam na pogrzeby zeby ja oswoic ze smiercia.Jestem zdania ze powinnismy oswajac nasze dzieci z tematem smierci.
Ja słyszałam że zmarli przestrzegają nas przed czymś, nie powinniśmy się ich bać.Ale niestety ja się boję chociaż nie potrafię powiedzieć czemu, szczególnie wtedy kiedy śnią się mi koszmary z ich udziałem.Straciłam w życiu osoby, które były mi naprawdę bliską rodziną..............
Moj Tata popelnil samobojstwo i ja go znalazlam...Potem przytulalam go jak lezal w trumnie,a do ludzi,ktorzy te trumne zamykali ( obsluga pogrzebu ) do dzis mam jakis dziwny uraz,jakby mi zabrali cos cennego... Dziwne to uczucie. Ale ja nie o tym.Chcialam powiedziec,ze teraz,z perspektywy ponad 4 lat od smierci Taty,nie czuje smutku ze go widzialam i w trumnie,i tam,jak go znalazlam...Mysle,ze dobrze,ze go widzialam,to mi chyba dalo taka pewnosc po kilku miesiacach,jak ciagle snilam,ze wraca,ze wychodzi z grobu itp.Dalo mi pewnosc ze moje sny sie nie spelnia.Mimo,ze czasem ten obraz jego ciala wraca w najmniej spodziewanym momencie i wtedy placze badz musze zacisnac zeby ze strachu,nie zaluje,ze moje kroki wtedy skierowaly sie w tamta strone.To tez jest dziwne... :/
Użytkownik Juta napisał w wiadomości: > Ja słyszałam że zmarli przestrzegają nas przed czymś, nie powinniśmy się ich > bać.Ale niestety ja się boję chociaż nie potrafię powiedzieć czemu, > szczególnie wtedy kiedy śnią się mi koszmary z ich > udziałem.
Hmm mi osobiście nie śnił się koszmar z udziałem zmarłej osoby- przeciwnie, ponad rok temu zmarła mi jedyna babcia którą znałam osobiście, kilka dni po pogrzebie, gdy pomimo osobistych przeciwnościach losu i niemałych prywatnych kłopotach poszłam znów na jej grób pomodlić się za nią, śniła mi się w bardzo mogłabym powiedzieć miły sposób, ani się jej nie bałam ani nie byłam niespokojna w tym śnie, natomiast na początku nie zrozumiałam bardzo snu, bo babcia dawała mi w nim jakieś pieniądze, na drugi dzień ten sam sen tyle że z dziadkiem( dziadka osobiście nie znałam, a jest pochowany razem z Tą babcią we wspólnym grobie) i znów dawała mi pieniądze a dziadek nic nie mówił tylko wyglądali bardzo spokojnie, chociaż we śnie byli "bladzi". Gdy na następny ranek zrozumiałam sen (tak mi się wydaje) już mi się nie śnili. Generalnie chodziło o to (chyba) że babcia "przyszła mi podziękować" że pomimo tych trudności jakie napotkałam, przyszłam do niej, do Nich. (babcia miała w zwyczaju dawać mi i siostrze jakieś drobne pieniążki na tzw. loda, jak tylko zrobiłyśmy coś dobrego dla niej, zrzuciłyśmy węgiel do piwnicy czy umyłyśmy okna, stąd moje przypuszczenie o rozumieniu tego snu). a po tym śnie, nastąpiło że tak powiem, kilka innych pogrzebów wręcz obcych mi osób w przeciągu jakiegoś roku i zawsze gdy się za te osoby (nawet w myślach) modliłam , "przychodziły" do mnie we śnie i nigdy nie były straszne ani upiorne, nawet gdy je ledwo znałam... To tyle. Ps. Żyjmy zgodnie z własnym sumieniem i nie bójmy się zmarłych...
A ja niestety, mam jakąś traumę związaną ze śmercią! Nikt nigdy nie zmuszał mnie do oglądania kogoś w trumnie, ale od zawsze miałam do tego jakies własne podejście. Po raz pierwszy, kiedy otworzono trumnę z moją Bacią, wybiegłam z kaplicy, jak jakaś "wariatka". Moja rodzina miała do mnie po tem jakieś pretensje, a ja przez dłuższy okres budziłam sie w nocy i z przerażenia krzyczałam. Potem już tylko bylo gorzej. Wole zapamietać kogoś jako żywego uśmiechniętego człowieka, niż leżącgo w trumnie. To przykre i dla niektórych niepojęte, ale nawet nie chciałam widzieć mojej Mamy po śmierci. Za to pamiętam Ją jak była z nami żywa.
Tak, jak zmarła moja babcia, moja mama żałowała,że trumnę zaśrubowano i nie mogłam jej zobaczyć. A ja w duchu cieszyłam się,że to mnie ominęło. Nie lubiłam swojej babci, była straszną kobietą lubiąca dokuczać każdemu. ale też byłam jedyną osobą na pogrzebie, która płakała za nią. Tak samo nie mogłam zidentyfikować ciała męża, spróbowałm przejść próg, ale kiedy zobaczyłam go z daleka w trumnie nie mogłam... Wolę pamiętać go takim jak żył. A bać się zmarłych nie boję, oni nikomu krzywdy nie zrobią.
W ostatniej - poniedziałkowaj "Angorze" jest artykuł toczka w toczkę pasujący do tego wątku. Bardzo interesujący, choć dla bardziej wrażliwych może nie do przełknięcia .
Mój kolega jest jednym z najlepszych specjalistów w dziedzinie tanatopraksji w Polsce. Jego opowieści mogłabym słuchać godzinami i nie przeraża mnie to. On sam o swoich "pacjentach" wypowiada się niezwykle ciepło i od razu widać, że ta praca jest jego życiowym powołaniem.Jednak, kiedy jego mama zginęła w wypadku, nie był w stanie zrobić zupełnie nic. Myślę, że o to właśnie chodzi w naszym lęku przed umarłymi. Dopóki mówimy o osobach nie związanych z nami uczuciowo, kieruje nami naturalna ciekawość przed czymś niezbadanym. Problem zaczyna się kiedy stajemy przed śmiercią ukochanych, bliskich nam osób. Nasz umysł chyba trochę stosuje metodę wyparcia (jeśli czegoś nie zobaczę na własne oczy, to tak jakby to się nie do końca stało). Śmierć nie jest wtedy taka bezwzględnie, do bólu namacalna. Moja ukochana Babcia zmarła tuż przed urodzeniem mojej córeczki. Nie widziałam jej po śmierci, ani nie poszłam na jej pogrzeb (nie byłam w stanie). Pożegnałam ją po swojemu i myślę, że dobrze wtedy zrobiłam. Teraz, kiedy mam jakiś problem lub chcę się z kimś podzielić swoją radością - Babcia jest pierwszą osobą, do której kieruję swoje myśli. W tym sensie ona naprawdę nie do końca umarła.
Nigdy nie balam się zmarlych . Moi rodzice bardzo się starali, żebym nie bywała na pogrzebach, nie widziała otwartych trumien. Pamietam, jak mama mówiła, że pogrzeb to nie impreza dla dziecka i nie zgadzałam się z nią w duchu. Chcialam uczesticzyc w tym ostatnim spotkaniu z odchodząca osoba. Po wielu latach wywalczylam możliwość zobaczenia zmarlego mojego męża, nie chcialam od niego odejść, przytulilam się do niego, rozmawialam z nim. Oderwał mnie od zwlok histerycznie ojciec. Cieszę się, że moglam męża ostatni raz uściskać. Czułam wielką czulość i bliskość do tak znanego mi ale innego juz ciala. Myślę, że nie moglabym się pogodzić z jego smiercią gdyby nie tamta chwila. Potem, jak nasz maly synek zapytal, czy tato na pewno nie żyje powiedzialm mu że na pewno, bo widzialam. Nie przyszloby mi do glowy bac się. Sądzę, że lęk jest skutkirm przekazów międzyludzkich, nie wiem, czaemu ja jemu nie odebrałam tego przekazu. Może był wypowiadany zbyt wyraźnie, może na zasadzie przekory wobec rodziców, a może w wieku dziecięcym, kiedy jestesmy podatni na lęki przed nieznanym, nie miałam okazji do wyrobienia sobie tego lęku dzięki ochronie rodziców.
Ja rowniez boje sie zmarlych.Pamietam,jak bylam mala dziewczynka,ze gdy patrzylam na zmarlych to wydawalo mi sie ,ze oni oddychaja...To bylo niesamowite i nigdy tego nie zapomne.Boje sie zmarlych,boje sie smierci.
Zastanawiam się nad tym...
Bać należy się żywych,bo mogą narobić niesamowitych kłopotów...
Zmarły nigdy nie skrzywdzi...
Ot-taka naszła mnie myśl w miesiącu samobójców...
Tak, maj to miesiac samobojcow? Lo matko a mi sie w nim zaczyna chciec zyc ale na powaznie to wcale nieprawda ze depresje lapia tylko zima te prawdziwe nasilaja sie wlasnie wiosna...
Bowiem zjawisko śmierci nadal otoczone jest tajemniczością.
Do tego wpływa na to wychowanie. Jeśli umiera ktoś bliski,
rodzice chronią dzieci przed widokiem zwłok, tak jakby to było
coś wstydliwego. I tak to później ta skorupka na starość "trąci"
tym czym nasiąkła za młodu.
"Do tego wpływa na to wychowanie.Jeśli umiera ktoś bliski,rodzice chronią dzieci przed widokiem zwłok,tak jakby to było coś wstydliwego...."
Mając 10-11 lat umarł mój tzw "przyszywany" dziadek,rodzice postanowili że powinnam się z nim pożegnac.Zaprowadzili mnie do pokoju w którym leżał w trumnie(uprzedzam,że wcześniej rozmawiali ze mną o śmierci,o tym że dziadek nie żyje,jest w niebie i takie tam).....i nigdy nie zapomnę tego widoku,bałam się bardzo,przez wiele lat miałam traumę,panicznie się bałam zostawac sama,nie mówiąc o tym by isc nawet w dzień na tyły domu gdzie było wejscie do mieszkania dziadka...Efekt tego "pożegnania" był taki,że musieli mnie leczyc na nerwicę....Wyleczyłam się z tego ale jakiś bliżej nieopisany lęk związany ze śmiercią nadal we mnie tkwi....Każde dziecko jest inne,należy indywidualnie podchodzic do tematu śmierci i nic nie robic na siłę i nie jest to sprawa wychowania ani przygotowania bo na śmierc nie można się przygotowac tylko wrażliwości psychicznej....Takie jest moje zdanie,pozdrawiam:)))))
Przykro mi,ze musiałaś przez to przejść
Nie jesteś w swoim przeżyciu osamotniona. Ja małem 14 lat kiedy musiałem po raz pierwszy być na pogrzebie.
Nie mówiąc o samych zwłokach, których widoku na szczęście mi zaoszczędzono, unikałem jak tylko mogłem bliskości nawet trumny.
Wiele tygodni później nie mogłem dojść do siebie.
Myślę, że wiejskie dzieci mają większe szanse na oswojenie się ze śmiercią. Zwłaszcza jeśli nawet tylko biernie uczestniczą w uboju zwierząt.
Moja pierwsza żaba, którą musiałem ciąć i preparować na stole doświadczalnym, przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Później na ćwiczeniach w prawdziwym prosektorium przez to było mi łatwiej.
Myślę, że to jest kwestia wpływu otoczenia w jakim się wyrosło. Oczywiście indywidualny aspekt też jest niezwykle ważny.
Nie zgodzę się z tym że wychowanie na wsi daje większą odporność na oswojenie się ze śmiercią .Każdy ma swoją indywidualną wrażliwość .Wychowałam się na wsi , widziałam też wujka w trumnie i moje przerażenie trwało parę miesięcy .Bałam się ciemności z tego powodu .Dzisiaj mimo że mam już swoje lata , boję się kiedy widzę jakąś osobę w trumnie .Światło musi się palić w nocy minimum przez miesiąc i mimo tego czuję strach .
No nie wiem, ja widzialam nieraz smoierc i sie jej nie boje, to z dziecmi wiejskimi dotyczy statystyki bo statystycznie smierc jest dla nich bardziej "przystepna" bo zaobserwowana w naturze, sa z nia przewaznie bardziej oswojone. Jednak, jak i Lubczyk pisze, wszystko zalezy od indywiduum jako takiego, jego osobowosci i przygotowania, wieku, atmosfery w jakiej wyrosl i w jakiej bylo mu dane zetknac sie ze smiercia. Jesli ktos jako dziecko nasluchal sie (przykladowo) historii o duchach i wampirach itp. ale nie prerobil tego wlasciwie to wiadomo ze bedzie sie bal zmarlych . Tak jak w tym watku wiele osob reaguje strachem na smierc czy widok nieboszczyka inni reaguja traumata na odebranie im mozliwosci pozegnania sie ze zmarlym, przekonania sie ze naprawde odszedl. Kazda decyzja i przezycie jest sprawa indywidualna.
Co to za statystyka którą porównujemy ze śmiercią np.kurczaka a ze śmiercią człowieka .Dzieci wiejskie nie uczestniczą kiedy to podrzyna się świnię , na takie drastyczne sceny nie patrzą .To samo jest w mieście kiedy to dziecko ma chomika lub inne zwierzątko i musi się z nim pożegnać .To nie w tym sęk .
Przecież ja nie piszę o wychowaniu na wsi jako takim, tylko o tym, że dzieci tam wzrastające, jeżeli mają okazję być świadkami uboju zwierząt, szybciej się oswajają ze zjawiskiem śmierci. (patrz boszurka "Śmierć i umieranie" wydana bardzo dawno temu przez PZWL)
Nie porównuję też śmierci człowieka i zwierzęcia w spsób poniżający czyjąkolwiek godność.
Wszystkie stworzenia Boże wobec śmierci są równe. Są tylko różnice emocjonale. Znam osoby, które bardziej rozpaczają po śmierci ukochanego kotka czy pieska niż skutkiem odejścia kogoś bliskiego.
Ręczę, że nie mam na celu nikogo dotknąć w szlachetności jego uczuć.
Ja nie mówię że mnie to uraziło , może źle sformułowałam swoją wypowiedź .Czasami mam taki sposób wypowiadania się mojej nagłej myśli .Bez urazy lubczyku
Niestety też miałam podobną historię. Pamiętam to jak dzisiaj. Z tym, że uparłam się i dziadka nie pocałowałam. Jednak tamten fakt odbił się na całym moim przyszłym życiu. Unikałam pogrzebów jak tylko mogłam. A gdy w wieku 24. lat zmarł mój ojciec (bardzo bliska dla mnie osoba), bałam się wejśc do kostnicy. Wtedy sąsiadka mnie nastraszyła, że jesli nie pożegnam się z ojcem to on będzie mnie straszył do końca zycia. Pamiętam, że ją strasznie za to nakrzyczałam, do dzisiaj omija mnie szerokim łukiem. Nie pożegnałam się z tata, widziałam go tylko z odległości 3 m, jednak już się tak nie bałam. Głupie przesłądy, bo do dzisiaj mnie nie nastraszył. Wychodzę z założenia, że należy bać się zywych a nie martwych. A jeśli wydaje się nam, żezmarli nas straszą to tylko nasza bujna wyobraźnia. Często szłyszę jak ktoś chodzi w nocy po piwnicy, nie boję się. Być może faktycznie duchy istnieją...jednak nie są groźne. Chociaż sama w wielkim domu nocą bałabym się zostać.
Myślę, że rodzice nie powinni dzieciom, które są słabe psychicznie pozwalać na spotkania z trupami w trumnach, bo to nie sa przyjemne widoki. Dziecięca wyobraźnia mocno pracuje...
Ja sie boje zmarłych..nie wiem dlaczego. O ile pamietam to nie miałam przykrych doswiadczeń w dzieciństwie. Ale czuje jakis lęk i opór...Uważam, że nie mozna nic robic na siłę..i lepiej bliską osobe zapamiętać jako żywa, usmiechnieta i radosna niż jako leżącą w trumnie ze zmienioną twarza.. /często nie do poznania/. Bo po takim "bliskim spotkaniu" niestety dłuugo zastaje w pamieci wudok osoby lezacej w trumnie i wypiera radosne wspomnienia o niej samej..
Czy boję się zmarłych? Hmmm... ja się boję śmierci ogólnie, boję się tego momentu, kiedy przyjdzie mi odejśc, nie chce umierac, napawa mnie to ogromnym lękiem. A zmarli? Przeraża mnie perspektywa pośmiertnej bliskości zmarłych, ale nie tak bardzo jak sama śmierc.
Bylam kilka razy przy umierajacej osobie trzymajac ja za reke "do konca"... jest to taki magiczny moment....cialo bez duszy pozostaje takie puste, jakby nic nie znaczace...a zarazem nadal bliskie..a jednak czegos w nim brakuje...
boimy sie nieznanego, ja osobiscie boje sie bolu i mam nadzieje, ze bede oczekiwac smierci jako uwolnienia od chorego ciala...
Chyba kazdy w jakis sposob boi się smierci :( ale takie jest zycie i nic na to nie poradzimy.Smierci sie nie boje ,ale boje sie cierpienia przed nia,nie chcialabym zachorowac i sie meczyc,tylko dozyc dokad mam przeznaczone,zasnac i sie wiecej nie obudzic.
Zmarlych sie nie boje ,jestem oswojona z tym tematem od dziecka,pamietam smierc swojego dziadka ,zmarl kiedy bylam mala i pamietam go jak lezal w trumnie,dotykalam reki dziadka zeby sie nie bac.
Potem bylo cudownie w rodzinie, bo nikt przez kilkanascie lat nie umieral,ale pozniej pogrzeby znow sie zaczely:( a kiedy sie urodzila moja corka i zaczela rozumiec , zawsze ja zabieralam na pogrzeby zeby ja oswoic ze smiercia.Jestem zdania ze powinnismy oswajac nasze dzieci z tematem smierci.
Ja słyszałam że zmarli przestrzegają nas przed czymś, nie powinniśmy się ich bać.Ale niestety ja się boję chociaż nie potrafię powiedzieć czemu, szczególnie wtedy kiedy śnią się mi koszmary z ich udziałem.Straciłam w życiu osoby, które były mi naprawdę bliską rodziną..............
Moj Tata popelnil samobojstwo i ja go znalazlam...Potem przytulalam go jak lezal w trumnie,a do ludzi,ktorzy te trumne zamykali ( obsluga pogrzebu ) do dzis mam jakis dziwny uraz,jakby mi zabrali cos cennego... Dziwne to uczucie.
Ale ja nie o tym.Chcialam powiedziec,ze teraz,z perspektywy ponad 4 lat od smierci Taty,nie czuje smutku ze go widzialam i w trumnie,i tam,jak go znalazlam...Mysle,ze dobrze,ze go widzialam,to mi chyba dalo taka pewnosc po kilku miesiacach,jak ciagle snilam,ze wraca,ze wychodzi z grobu itp.Dalo mi pewnosc ze moje sny sie nie spelnia.Mimo,ze czasem ten obraz jego ciala wraca w najmniej spodziewanym momencie i wtedy placze badz musze zacisnac zeby ze strachu,nie zaluje,ze moje kroki wtedy skierowaly sie w tamta strone.To tez jest dziwne... :/
Użytkownik Juta napisał w wiadomości:
> Ja słyszałam że zmarli przestrzegają nas przed czymś, nie powinniśmy się ich
> bać.Ale niestety ja się boję chociaż nie potrafię powiedzieć czemu,
> szczególnie wtedy kiedy śnią się mi koszmary z ich
> udziałem.
Hmm mi osobiście nie śnił się koszmar z udziałem zmarłej osoby- przeciwnie, ponad rok temu zmarła mi jedyna babcia którą znałam osobiście, kilka dni po pogrzebie, gdy pomimo osobistych przeciwnościach losu i niemałych prywatnych kłopotach poszłam znów na jej grób pomodlić się za nią, śniła mi się w bardzo mogłabym powiedzieć miły sposób, ani się jej nie bałam ani nie byłam niespokojna w tym śnie, natomiast na początku nie zrozumiałam bardzo snu, bo babcia dawała mi w nim jakieś pieniądze, na drugi dzień ten sam sen tyle że z dziadkiem( dziadka osobiście nie znałam, a jest pochowany razem z Tą babcią we wspólnym grobie) i znów dawała mi pieniądze a dziadek nic nie mówił tylko wyglądali bardzo spokojnie, chociaż we śnie byli "bladzi". Gdy na następny ranek zrozumiałam sen (tak mi się wydaje) już mi się nie śnili. Generalnie chodziło o to (chyba) że babcia "przyszła mi podziękować" że pomimo tych trudności jakie napotkałam, przyszłam do niej, do Nich. (babcia miała w zwyczaju dawać mi i siostrze jakieś drobne pieniążki na tzw. loda, jak tylko zrobiłyśmy coś dobrego dla niej, zrzuciłyśmy węgiel do piwnicy czy umyłyśmy okna, stąd moje przypuszczenie o rozumieniu tego snu). a po tym śnie, nastąpiło że tak powiem, kilka innych pogrzebów wręcz obcych mi osób w przeciągu jakiegoś roku i zawsze gdy się za te osoby (nawet w myślach) modliłam , "przychodziły" do mnie we śnie i nigdy nie były straszne ani upiorne, nawet gdy je ledwo znałam... To tyle. Ps. Żyjmy zgodnie z własnym sumieniem i nie bójmy się zmarłych...
A ja niestety, mam jakąś traumę związaną ze śmercią! Nikt nigdy nie zmuszał mnie do oglądania kogoś w trumnie, ale od zawsze miałam do tego jakies własne podejście. Po raz pierwszy, kiedy otworzono trumnę z moją Bacią, wybiegłam z kaplicy, jak jakaś "wariatka". Moja rodzina miała do mnie po tem jakieś pretensje, a ja przez dłuższy okres budziłam sie w nocy i z przerażenia krzyczałam. Potem już tylko bylo gorzej. Wole zapamietać kogoś jako żywego uśmiechniętego człowieka, niż leżącgo w trumnie. To przykre i dla niektórych niepojęte, ale nawet nie chciałam widzieć mojej Mamy po śmierci. Za to pamiętam Ją jak była z nami żywa.
Tak, jak zmarła moja babcia, moja mama żałowała,że trumnę zaśrubowano i nie mogłam jej zobaczyć. A ja w duchu cieszyłam się,że to mnie ominęło. Nie lubiłam swojej babci, była straszną kobietą lubiąca dokuczać każdemu. ale też byłam jedyną osobą na pogrzebie, która płakała za nią.
Tak samo nie mogłam zidentyfikować ciała męża, spróbowałm przejść próg, ale kiedy zobaczyłam go z daleka w trumnie nie mogłam... Wolę pamiętać go takim jak żył.
A bać się zmarłych nie boję, oni nikomu krzywdy nie zrobią.
W ostatniej - poniedziałkowaj "Angorze" jest artykuł toczka w toczkę pasujący do tego wątku. Bardzo interesujący, choć dla bardziej wrażliwych może nie do przełknięcia .
Mój kolega jest jednym z najlepszych specjalistów w dziedzinie tanatopraksji w Polsce. Jego opowieści mogłabym słuchać godzinami i nie przeraża mnie to. On sam o swoich "pacjentach" wypowiada się niezwykle ciepło i od razu widać, że ta praca jest jego życiowym powołaniem.Jednak, kiedy jego mama zginęła w wypadku, nie był w stanie zrobić zupełnie nic. Myślę, że o to właśnie chodzi w naszym lęku przed umarłymi. Dopóki mówimy o osobach nie związanych z nami uczuciowo, kieruje nami naturalna ciekawość przed czymś niezbadanym. Problem zaczyna się kiedy stajemy przed śmiercią ukochanych, bliskich nam osób. Nasz umysł chyba trochę stosuje metodę wyparcia (jeśli czegoś nie zobaczę na własne oczy, to tak jakby to się nie do końca stało). Śmierć nie jest wtedy taka bezwzględnie, do bólu namacalna. Moja ukochana Babcia zmarła tuż przed urodzeniem mojej córeczki. Nie widziałam jej po śmierci, ani nie poszłam na jej pogrzeb (nie byłam w stanie). Pożegnałam ją po swojemu i myślę, że dobrze wtedy zrobiłam. Teraz, kiedy mam jakiś problem lub chcę się z kimś podzielić swoją radością - Babcia jest pierwszą osobą, do której kieruję swoje myśli. W tym sensie ona naprawdę nie do końca umarła.
Nigdy nie balam się zmarlych . Moi rodzice bardzo się starali, żebym nie bywała na pogrzebach, nie widziała otwartych trumien. Pamietam, jak mama mówiła, że pogrzeb to nie impreza dla dziecka i nie zgadzałam się z nią w duchu. Chcialam uczesticzyc w tym ostatnim spotkaniu z odchodząca osoba. Po wielu latach wywalczylam możliwość zobaczenia zmarlego mojego męża, nie chcialam od niego odejść, przytulilam się do niego, rozmawialam z nim. Oderwał mnie od zwlok histerycznie ojciec. Cieszę się, że moglam męża ostatni raz uściskać. Czułam wielką czulość i bliskość do tak znanego mi ale innego juz ciala. Myślę, że nie moglabym się pogodzić z jego smiercią gdyby nie tamta chwila. Potem, jak nasz maly synek zapytal, czy tato na pewno nie żyje powiedzialm mu że na pewno, bo widzialam. Nie przyszloby mi do glowy bac się.
Sądzę, że lęk jest skutkirm przekazów międzyludzkich, nie wiem, czaemu ja jemu nie odebrałam tego przekazu. Może był wypowiadany zbyt wyraźnie, może na zasadzie przekory wobec rodziców, a może w wieku dziecięcym, kiedy jestesmy podatni na lęki przed nieznanym, nie miałam okazji do wyrobienia sobie tego lęku dzięki ochronie rodziców.
Ja rowniez boje sie zmarlych.Pamietam,jak bylam mala dziewczynka,ze gdy patrzylam na zmarlych to wydawalo mi sie ,ze oni oddychaja...To bylo niesamowite i nigdy tego nie zapomne.Boje sie zmarlych,boje sie smierci.