Chciałam z Wami pogadać na ten temat. Jak to jest, ze są miejsca, w których bardzo dobrze się czujemy, a są też takie, w których łyk herbaty staje ością w gardle.
Polacy słyną w gościnności, ale też pamiętam ze szkoły, ze storopolska gościnność czasem polegała na porywaniu podróżnych w celu "goszczenia" ich. Co jest goscinnością "za bardzo", a co urąga dobrym zasadom przyjmowania gosci? Czy goscinność mieści się w kategorii dobrego wychowania? czy to zupełnie odrębna sprawa?
Kiedyś w menu jakiejs restauracji przeczytałam taką sentencję ( nie pamiętam dosłownie), ze przyjmowac kogoś pod swój dach to mieć cały czas jego dobro na uwadze. Czy do tych słów można właśnie sprowadzić istotę gościnnosci, czy to jeszcze coś innego?
Hmm fajny temat. Z ta staropolska goscinnoscia to roznie bo... zajezdzalo sie dworki i czyszczono dokladnie piwnice z win i zapasow. Wszystko jedno czy wypadalo czy nie. Wystarczy poczytac Kitowicza haha. Ale wiadomo to ekstremalnosc.Kiedys dworki pelne byly tez rezydentow czyli "stalych" gosci, nie majacych sie gdzi podziac krewnych i powinowatych ktorzy czasem ta goscinnosc odplacali przejeciem pewnych prac domowych: opieka nad dziecmi, dobrem, funkcja ochmistrza itd.
Do dzis przetrwalo przyslowie: "Gosc i ryba na trzeci dzien smierdzi" co daje do zrozumienia by nie naduzywac cudzej goscinnosci. Ale i gospodarze zapraszajac gosci nie powinni za nimi biegac ze szmatka albo plakac bo wino sie wylalo.Starac sie by gosc mial wszystko czego mu potrzeba. Slowem Gosc powinien czuc sie jak w domu ale wiedziec (sam z siebie) ze jest gosciem. i nie wybrzydzac na wszystko nie grymasic, nie zachowywac sie nieodpowiednio, respektowac regoly panujace w domu gospodarzy.
W wielu domach gościnnośc podlega zasadzie "zastaw się a postaw się". Znam ludzi, którzy, aby ugościc odpowiednio przybyłych biorą pożyczki i balują po kilka dni, a potem latami spłacają swoją gościnnośc. Myślę, że nie na tym to polega. Wychodzę z założenia, że "czym chata bogata...", ale nie bank. Lubię gościc i staram się zapewnic odwiedzającym maksymalnie dobre warunki pobytu, ale muszę przyznac, że po kilku dniach jestem goścmi zmęczona. Nie mogę znaleźc wolnego kąta we własnym domu.
No wlasnie - przeciez goscinnosc to nie tylko zastaw sie ale i moze przede wszystkim, mila atmosfera. Wtedy i kaszanka jest pxyszna a pewnie i pyszniejsza niz udziec sarni podany z odpowiednia mina budzaco u goscia swiadomosc, ze to na pokaz, na zastaw sie. Czyli goscie maja przyjsc, wytrzeszczyc oczy, zblednac z zazdrosci i wkolo opowiedziec jakie Kowalski urzadzil przyjecie. Moim zdaniem takie zachowanie nie ma nic z goscinnoscia - tak jak ja ja rozumie - wspolnego. I jak piszesz kazdy bedac gchoc idealnym gospodarzem ma kiedys chocby i nyjmilszych gosci dosc - nie dlatego, ze ich nie lubi ale dlatego ze kazdy potrzebuje swoj rytm, swa codziennosc. I to powinien gosc tez respektowac. Jak i nie wymagac jakichs cudow.
Sa tez okropni goscie ktorzy mimo wysilkow gospodarzy zawsze im za plecami obrobia d..e. Takich najlepiej nie zapraszac...choc czasem uciec sie nie da. Wtedy trudno trza sie nie przejmowac. Niektorzy tacy sa - im nikt nigdy jeszcze nie dogodzil. a jesli to sie i tak nie przyznaja.
Rzeczywiście są tacy niewdzieczni goście. Miałam niedawno z takimi do czynienia, ale postanowiłam nie składac rewizyty i bez wątpienia nie ponowię swojego zaproszenia.
Mialam gosci ,ktorych bede dlugo pamietac.Zadzwonili przyjezdzamy do was za dwa tygodnie,bilety juz mamy.Przyjechali maz wzial urlop aby im pokazac ciekawe miejsca.W drodze nad Niagare kobieta czytala gazete a syn gral na" game boy".W domu czekala az wszystko poda jej sie pod nos.W sklepie dawala do placenia/przez nas /rzeczy ktore kupila dla siebie.Byli dwa tygodnie .Na szczescie ja nie wzielam urlopu.Nie moglam sie doczekac kiedy wreszcie wyjada.Mialam tez przypadek ,ze znajomy zadzwonil w sobote przyjazdzam .Dostal odpowiedz wlasnie w srode jade do Polski na 3 tygodnie/to byla prawda jechalismy do Polski/.Obrazil sie i od tego czasu sie nie odzywa.Jestem goscinna ale do czasu.To tyklo dwa przypadki ktore opisalam a bylo ich wieeeeele.
To pogadajmy ;)) Na pewno tak jest , że gościnność jest związana z dobrym wychowaniem . Ale nie chcę się w to wgłębiać , bo nie lubię tego " trzeba " albo " nie można " albo " coś pasuje albo absolutnie nie " . Poza tym zdarza się , że wszystko jest zgodne z kanonem gościnności , a przyjęcie okazuje się wielką klapą ...
Sama stosuję zasadę , żeby przyjmować gości w taki sposób w jaki sama chciałabym być przyjmowana . I tak , nie zapraszam i nie bywam u ludzi , których " nie za zbytnio " . W ten sposób problem niewygodnych czy upierdliwych gości mam z głowy ;) Po drugie staram się nie zapominać , że spotykamy się po to ,żeby ze sobą być , a całe obżarstwo to tylko dodatek . Dlatego staram się większość potraw przygotować wcześniej , żeby po przyjściu gości nie znikać w kuchni na pół godziny i nie zostawiać ich samopas . Po trzecie nigdy nie dopytuję czy jedzenie aby na pewno smakuje , wymuszając w ten sposób komplementy . Jak smakuje to sami powiedzą , a jak nie to trudno . Nigdy też nie namawiam do jedzenia , bo każdy je tyle ile chce i jak chce . Jak mi coś nie wyjdzie ( często ;) to nie wyrywam włosów z głowy . Trudno ... Najczęściej taka nieudana potrawa wspaniale wszystkich rozluźnia :)) I pamiętam też o tym , żeby się nie zarobić , bo nie ma nic gorszego niż przemęczona gospodyni ... :)
ja tam mam ze 4 ulubione miejsca w polsce u ludzi u ktorych jest luz :):):):) sa goscinni ale bez przesady :) i to mnie sie podoba :) skoro sie znamy to ma byc kazde spotkanie na luzie :):):):):)
a co najlepsze jak razem cos gotujemy:):):):):):) no i oczywiscie browarek :)
Bodek, uważaj, teraz jak przyjedziesz, będziesz miał jeszcze więcej pojemników do przejrzenia, gdy będziesz chciał znaleźć mąkę :} Tylko w słoiczki na przyprawy muszę się jeszcze zaopatrzyć porządne, bo nie mieszczą mi się w klaustrofobicznej szufladzie :/ Ale spoko damy radę - jedna półka na piwo zawsze będzie wolna!
co pamietam: jak chcialem cos ugotowac a ty mialas ugotowane ziemniaki na kopytka czy cos tam... a ja jak oczywiscie, ze nie bede marnowal i uzylem :):):):)
To były ziemniaki na zapiekane kulki ziemniaczane do zupy krem z pieczarek, łosiu jeden. A Ty zapomniałeś. I zrobiłeś z tego na drugie zapiekane placki do mięsa. No i jedliśmy na pierwsze pyry i na drugie pyry hehehe :) Fajnie było. Brakowało tylko sernika z ziemniakami na deser i chleba ziemniaczanego na kolację :D
chociaz po ostatniej wizycie zapomnialem ci zostawic przyprawy. ale to sie da naprawic:):):):) za to miesko smazone z salata bylo cacy:):):):):) --- skoro podgladasz i dopatrujesz -- teraz sie wykaz i wrzuc przepis :):P:P:P:P:P:P
To teraz ja :) Ja bardzo lubię przyjmowac gości, szykować jedzonko, sprzątać... Staram się nie zmuszać nikogo do jedzenia, ale mi czasem nie idzie- sukcesywnie zmniejszam ilości jedzenia, bo zawsze mi zostaje. Staram się pamiętać tez o tym, ze przejedzenie zmienia się w przeciwieństwo załozenia, ze spotkamy się, pogadamy, zjemy cos dobrego- przejedzenie sprawia przeciez, ze cżłowiek źle się czuje :), i kombinuje tylko jak tu się położyć, hi. Staram się pamiętac, o takich różnych duperelach- ze szwagier pije czarna kawę rozpuszczalną w kubeczku, mama rozpuszczalną z mlekiem w kubeczku a herbatę mocną i czarną bez cytryny i koniecznie w szklance, a kolezanka Kasia obiera cytrynę, bo ma uczulenie, kolezanka Baska ma uczulenie na truskawki, Kolezanka Andzia parzy pomidora, bo się boi, ze jej skórka przylgnie do żołądka i ogórka też je obranego, chrzesnica nie je ryb, mąz kuzynki nie je wieprzowiny, bo mu religia zabrania, oraz nie pije alkoholu do zmierzchu ( później może, bo Allah nie patrzy już), przyjaciółka ma za soba trudny epizod z anoreksją, więc jepiej, jak sa tylko owoce i takie tam inne.
Mnie się zdaje, ze zamiast robić ceregiele, ze tam dwa widelce do ryby, wystarczy autentyczna troska o wygodę, o to zeby gościom było przyjemnie- chca oglądać ulubiony teleturniej w tefałce- prosze bardzo... chca się na chwilkę połozyć- nie ma sprawy itd .
Od zawsze marzył mi się taki domek, w którym pachnie kawą, słychac cichutką muzykę w tle i gwar gości. Marzyło mi się, zeby przyjeciele CHCIELI do mnie przychodzić i dobrze się czuli, szykowalibysmy razem jedzonko... Tak trochę, jak w akademiku... drzwi otwarte dla gości...
A teraz o odwrotności Bardzo źle się czuję w domach, w których non stop się wylicza ile kosztował poczęstunek. Moja zmarła babcia w tym celowała- "chodźcie kochani, siadajcie... " a potem następowała długa lista tego, jakie poniosła koszty, ile koztowała herbata, kawa, dodatkowy chleb, śledź, pomidor. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Zdaje się, ze nie tylko ja. Potem już było tak, ze kazdy przynosił ze soba jedzenie, kawę, ciacho. I te wieczne biadolenia- dlaczego nikt do mnie nie chce przyjść, dlaczego jestem taka samotna... Bardzo źle sie czuję w domach, w których przyjęcia są związane z jakąś pompą... Gdzie jakaś ciocia zawsze ma na podorędziu komentarz- nie garb się, ubrudziłaś się - ojej...
Ale te wszystke fakty są związane bardziej z kultura osobistą, chyba. Chyba nie trzeb apobierać specjalnych nauk, jak przyjmowac gości- wystarczy zyczliwość, serdeczność i troska- jak w sentencji, którą przytoczyłam :)
I jeszcze o "wpadaniu na chwilkę" i "zasiadaniu się"- uwazam, ze nie gospodarz nie ma obowiązku zywić gościa, który wpadł na chwilkę, ale miło jest zainteresowac się, czy nie gość nie jest głodny. I uważam, ze jak najbardziej wypada zaproponowac kanapkę z pasztetem, jeśli akurat tylko to jest w domu. Ja lubię "wpadac" do takich domów...
I obgadywanie jeszcze... Zarówno gości, jak i gospodarzy- uważam, ze to niegodne i niskie. Ani nie bywam w takich domach, gdzie to się praktykuje, ani nie zapraszam. I nie ma, ze musze... Pamiętam, jak zostałam zaproszona pierwszy raz przez matkę lubego. Potem do mnie doszło, ze miała do mnie pretensje, ze nie przyłaczyłam się do zmywania, czy tam obierania ziemniaków. Ale ja uważam, ze albo jestem gość, albo rodzina- gości się nie zagania przemocą do prac porzadkowych, a rodzinie można spokojnie powiedzieć- chodź, pomóż... Pompowanie na siłę "rodzinnej" atmosefery też bywa niezręczne.
Dochodze w ten spoób do wniosku, ze istota gościnności polega na zywym otwarciu się na drugą osobę.
Moj dom jest zawsze otwarty, nikt nie musi dzwonic ani na komorke, ani na stacjonarny telefon,,,i sie umawiac na kawe???? Podchodze do "problemu" racjonalnie: "czym chata bogata" i jak milo, ze ktos chce mnie odwiedzic:)))
Dam Ci przyklad: widze przez okno sasiada z 3 pieskami, przyszedl spontanicznie i nie zdazyl zadzwonic do drzwi, bo ja otworzylam, pieski wyszalaly sie w ogrodzie a my wypilismy kawe i nic innego , bo nie mialam.
Ide na spacer z Amigo, godzina pozna, sasiad ( dunczyk o ktorym juz chyba pisalam?) wola mnie i prosi do domu na kawe, siedze w kuchni z nim i jego zona ( odludkiem kompletnym wedlug innych sasiadow) i palasze ciasto rabarbarowe i swieza kawe, czas leci i o godzinie 23 dziekuje za goscine, za smiech , za chwile spedzone z obcymi mi ludzmi, za cieplo i za spontaniczna goscine,,,
Nas czasem niespodziewany gośc zastaje w sytuacji intymnej... - to juz nie jest tak fajnie... Pisałam kiedyś o takim panu, który uwielbia robić takie niespodzianki... np o 10 wieczór, albo o szóstej rano... Szczerze- to nie mam chęci na rozmowę z nim, bo zawsze zmierza do tego, jak to za komuny było cudownie...nie mam nic do powiedzenia na ten temat, nie mam nastroju do rozmowy, oli mnie głowa, a ten gada i gada... Jak wyłaczamy domofon- to wali laską w kraty .... po prostu bosko...Z telefonu nie korzysta... a szkoda, bo oszczedziłoby to obydwu stronom wielu stresów.
A poza tym Tineczko Kochana :) - zawsze masz porządek w domu? Ja nie zawsze. Niekoniecznie mnie cieszy, jak ktoś obcy to ogląda. Pracuję równiez w domu, czesto terminy gonią, naprawdę znam lepsze sposoby na zorganizowanie własnego czasu, niż pogaduchy z niezapowiedzianym gościem, szczgólnie jak ten czas musze potem "nadgonić"- czesto kosztem własnego snu.
Miałam takiego kolege w liceum... no , kurde ciagnęło mnie do niego, a jego chyba do mnie... W końcu się odważył i postanowił mnie odwiedzić ( po pretekstem konsultacji na temat literatury dwudziestolecia wojennego, hi) Niestety, właśnie, kiedy wychodziłam- dosłownie z reką na klamce i kluczami w ręce- on zapukał... szkoda, ze się nie umówił... No szkoda jak sto diabłów, czekałabym na niego przecież i to jak... A tak to nici...Potem się już nie złożyło... Teraz mi tylko zostaje żałować, ze się nie zapowiedział, choćby mało konkretnie ( np wpadnę między 7.30, a 22.30, hi)... eh, no szkoda...Tylko zostaje mi załować, ze nie zgrzeszyłam wtedy...A to tylko jedno zdanie przecież...
Jak widzisz różnie jest :)
A temat ząłożyłam po to, zeby o tym pogadać. I bardzo dziękuję za Twój głos w dyskusji...
Tineczko wszystko zalezy od tego czy: jestes czynna zawodowo masz czas jestes domowa pedantka i zawsze masz czysto z podlogi mozna jesc nie masz "za wiele" na glowie nie jestes akurat na romantycznej radce, rzeczowej ale waznej rozmowie z partnerem, dzieckim, mama, babcia , ciocia czy reszta swiata. Nie masz trudnych chwil, nie palkalas i nie wygladasz jak kura przepuszczona przez wyzymaczke ani tez nie kozystasz z jedynego od tygodni wolnego dnia dla siebie nie jestes chora, smutna czy masz psm albo ktos z czlonkow twej rodziny mieszkajacych z toba, nie opiekujesz sie na granicy padniecia malym dzieckiem badz inna moze juz leciwa osoba itd. itd.
Jesli choc polowa tych sytuacji odpowuiest twierdzaco to masz zapewne 100% wiecej czasu i swobody od reszty swiata
Oz i proste. A ja zezwalam zazyle zaprzyjaznionym osobom wpadanie ale jesli nie mam czasu to nie mam albo psiapsiulka musi sie pogodzic z tym ze bede gotowac, prasowac czy prac. Co innego wiadomo jesli trzeba pocieszyc czy cos.
Ale zeby mnie kazdy znajomy nachodzil kiedy chce bo mu pasuje a ja musze na rzesach stawac by dogodzic? Nie na to sie stanowczo nie pisze.
Tineczko wydaje mi sie ze w Twoim poscie zapomnialas o jednym : w przytoczonej sytuacji mialas czas i ochote na gosci tak jak i oni na Ciebie jako goscia
Dorotko przeciez Tineczka jest emerytka juz,wiec samo przez sie ma wiecej czasu niz inni pracujacy.
Ja kiedys pracowalam do 17tej od samego rana,najpierw dziecko do szkoly trzeba bylo wyprawic,potem lecialam na przystanek,zeby do pracy zdazyc,konczylam po 17-tej autous do domu ,po drodze male zakupy i okazywalo sie ze bylam w domu okolo18.30badz przed 19-ta.Do domu wpadalam,cos zjadlam,ewentualne pranie badz prasowanie albo i sprzatanie,przygotowanie obiadu na nastepny dzien,zagladniecie do zeszytow dziecka lub ewentualna pomoc i byl wieczor dodam ,ze pozny,wiec takie wpadanie czasem wybijalo mnie z rytmu ,a nikt nie zrobil za mnie co bylo do zrobienia.Ja poprostu padalam,bylam ciagle zmeczona,a o czytaniu ksiazki moglam zapomniec,czasem a i owszem bralam do reki ksiazke,ale zasypialam po jednej stronie,rowniez niejednokrotnie zdarzalo mi sie zasypiac normalnie na siedzaco,jak chcialam obejrzec jakis program badz film,dotrwalam do poczatkowych napisow potem sie budzilam w srodku nocy i tylko sie przenosilam do sypialni.
Dodam ,ze mialam taka kolezanke ,ktora wlasnie notorycznie sobie wpadala,ale jak przestalam sie przejmowac tym ze musze siedziec i z nia gawedzic i pic kawe,a zaczelam robic swoje to co musialam zrobic,juz tak czesto nie wpadala.Oczywiscie lubilam sobie tez posiedziec ,ale nie mialam na to czasu niestety.
W tej chwili nie pracuje juz po tyle godzin co kiedys,mam wiecej czasu,a i dziecko duze i powiem wam szczerze,ze to naprawde jest wspaniale ,ze nie musisz ciagle wszystkiego robic w biegu i non stop byc na super szybkich obrotach.
Dorotko przeciez Tineczka jest emerytka juz,wiec samo przez sie ma wiecej czasu niz inni pracujacy.
Wlasnie a Tineczka pisze, ze ona nie rozumie jak mozna inaczej niz miec/prowadzic otwatry dom. Mozna a czasem nawet trzeba moim zdaniem. Bo nie kazdy ma takie zycie/charakter / potrzeby jak je ma aktualnie Tineczka i trzeba wykazac troszke tolerancji i zrozumienia dla innych jak mi sie wydaje. Ciebie rozumiem na 100% Aleksandro- to, ze wtedy takimi niezapowiedzianymi goscmi to mozna by bylo wbic gwozdz... do trumny twego wolnego czasu
To ja mam chyba ogromne szczęście bo mam na tyle kulturalnych znajomych, że nigdy nie wpadają bez uprzedzenia:) Zresztą my też zawsze najpierw dzwonimy. Nie wyobrażam sobie iść do kogoś bez wcześniejszego powiadomienia go.
Lubię gości, lubię przygotowywać dla nich poczęstunek. staram sie zawsze dobrac potrawy do preferencji smakowych gości - mam już za sobą kilka "wpadek", które zobrzydziły mi daną potrawę na długi czas -np trafił się kolega, który nie jada groszku i majonezu - a ja bez wcześniejszego wywiadu zaserwowałam tradycyjną sałatkę... Jak przychodzą - przyjeżdżaja goście staram się likwidowac telewizor - za rzadko się widzimy, aby tracić czas na wirtualnych gości (no chyba, że goście mają takie życzenie). Wszelkie prace domowe schodzą na drugi plan - powinnam być dla gości, a nie zajmować sie przyziemnościami. Jeżeli goście nie są za długo, zdążę zrobić to potem. W kuchni - lubię gdy mi towarzyszą, a nie pomagają - obowiązki mają w domu, tu przyjechali się pogościć.
Tak, fajny temat, czesto o tym rozmawiamy z przyjaciolmi...najwiekszym problemem sa przyzwyczajenia, z ktorych obydwie strony gosc i gospodarz powinni lekko zrezygnowac na rzecz dobrego wspolzycia. Oczywiscie wszystko zalezy od tego jak dlugo goscina bedzie trwala i jakie sa wiezy miedzy goscmi i goszczacymi. Mieszkajac za granica czesto mamy gosci i jestesmy w gosciach. Jak i rowniez nasi przyjaciele, czesto dzielimy sie uwagami. Moim zdaniem "gosc" powinien przyjac goscine taka jaka mu sie ofiaruje nie wybrzydzajac, a gospodarz starac sie zaspokoic w miare mozliwosci potrzeby gosci. Gospodarz decyduje o tym gdzie polozyc goscia spac, co i kiedy podac jesc, oczywiscie pytajac wczesniej czy czegos nie lubia. Jedna z moich kolezanek jadac w gosci zaczyna przestawiac w kuchni rzeczy, zmieniac nawyki gospodarza, odmawia obiadu gotowanego przez niego, przywozi z Polski prawie pol swiniaka i 100 golabkow, zamiast probowac nowej dla niej kuchni. Dla mnie wlasnie takie zachowanie jest niedoprzyjecia. kazdy z nas moze zrezygnowac z nawyku raz na jakis czas. Godne uznania jest przygotowanie potrawy dietetycznej czy wegetarianskiej, jesli wiemy ze bedzie osoba o takim sposobie jedzenia. Oczywiste jest tez dla mnie komunikowanie planow na dany dzien, godzin powrotu itd.
Jesli chodzi natomiast o krotkie gosciny, tu we Wloszech nauczylam sie, czym "chata bogata" jesli nie jest to okazja cwiecwieku, dominuja spotkania bardzo luzne, dwa dania i deser i duzo duzo smiechu...bez wikszych ceregieli... jesli ktos wpada niezapowiedzianie podaje sie obiad dzielac tym co sie ma
Z pewna taka niesmialoscia napisze,ze troche w Swiecie bywalam i uwazam,ze polska goscinnosc jest najfajniejsza :) Zwykle zaproszenie na kawke.Do kawki zawsze cos sie musi znalezc,najczesciej domowe ciacho,i jeszcze jakies cisteczka.I czujemy sie fajnie.Gospodarz sie cieszy,ze ciacho smakuje,gosc sie cieszy,ze gospodarz sie postaral.I tak moim zdaniem powinno byc. W Stanach najczesciej przyjmuje sie gosci na stojaco,goscie sami sie obsluguja,zagladaja do lodowy,biora co chca,brrrr,jakos mi to nie podchodzi.Mam na mysli oczywiscie Amerykanow,bo Polacy swoja polska goscinnosc zabieraja w Swiat ze soba:) Tutaj w Anglii to chyba tak bardziej po naszemu,zrobia herbatke,poczestuja ciasteczkiem:)
Atmosfera to juz inna sprawa.Jest tutaj taki fajny program "Come dine with me" Jest 4 czy 5 uczestnikow,kazdy uczestnik musi przygotowac obiad z deserem,pozniej pozostali oceniaja.Zwyciezca otrzymuje 1000 funtow nagrody.I zawsze wygrywa ten,u ktorego pozostali czuli sie najlepiej,a jedzonko niekoniecznie bylo the best....
Netka mieszkam w Stanach od 25 lat i owszem przyjecia na stojaco sa ale to sa przyjecia na 20 osob i wiecej. Nie bardzo wyobrazam sobie ze tyle osob posadzilabys za stolem. No chyba ze w 3 rzedach:)))) to ja juz wtedy wole bufet na stojaco. Bywalam rowniez w domach Amerykanow, bo przeciez moja rodzina to wlasnie Amerykanie i jakos nie musialam nigdy zagladac nikomu do lodowki. Wiec moze nie przesadzajmy, bo jedno doswiadczenie o niczym nie swiadczy. Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy posilkami a nie czekaja na obsluge.
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości: > Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni > czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy > posilkami a nie czekaja na obsluge.
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości: > Netka mieszkam w Stanach od 25 lat i owszem przyjecia na stojaco sa ale to sa > przyjecia na 20 osob i wiecej. Nie bardzo wyobrazam sobie ze tyle osob > posadzilabys za stolem. No chyba ze w 3 rzedach:)))) to ja juz wtedy wole > bufet na stojaco. Bywalam rowniez w domach Amerykanow, bo przeciez moja > rodzina to wlasnie Amerykanie i jakos nie musialam nigdy zagladac nikomu do > lodowki. Wiec moze nie przesadzajmy, bo jedno doswiadczenie o niczym nie > swiadczy. Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni > czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy > posilkami a nie czekaja na obsluge.
...no ja nie mieszkalam w Stanach az tak dlugo,,ale przez te pare lat,ktore tam spedzilam, sprzatalam domki i widzialam takie codzienne zycie.Niekoniecznie wielkie przyjecia ale zwykle odwiedziny i o tym napisalam.Nie podobalo mi sie,kiedy do babki przyszla kolezanka a ona(ta babka)nie zaproponowala jej nawet herbaty czy kawy,nie zaproponowala jej zeby usiadla.To tylko jeden przyklad z wielu.I to jest u nich normalne ale mnie sie to nie podoba.Widzialam tez raz,gdy jednej mojej babce z domku popsula sie pralka,przyszedl specjalista,ona akurat wychodzila i powiedziala do faceta,zeby sie nie krepowal i jak bedzie czegos potrzebowal do zjedzenia to niech sie obsluzy .No i on sie wcale nie krepowal,i sie obsluzyl:)Nie mam pojecia czy oni sie znali czy tez nie,ale jakos tez mi sie to nie spodobalo. Co innego jest jesli przyjezdzaja do Ciebie dobrzy znajomi,na dodatek na dluzej,wtedy powinni sie czuc swobodnie i brac sobie co chca i na dodatek wcale sie nie krepujac....Chociaz z wlasnego doswiadczenia wiem,ze chyba jednak nie warto az tak bardzo wierzyc w zapewnienia:czuj sie jak u siebie w domu. To moje spostrzezenia tylko :)
Jezeli przychodzi mechanik do naprawy jakiegos domowego sprzetu i musze go zostawic samego lub tylko w towarzystwie osoby sprzatajacej to dlaczego mam nie zaproponowac zeby sie poczestowal? Nie wiem jak Ciebie traktowano, ale ja tez kiedys sprzatalam domy i zwykle mialam klucze od domu, w ktorym nikogo nie bylo przychodzilam, sprzatalam i wychodzilam. Wiadomo ze musialam cos zjesc w miedzyczasie czy sie napic, to czy gospodyni miala przychdzic z pracy, czy tez zostawiac mi na stole wydzielone co mi wolno ruszyc? Nie po prostu otwieralam lodowke i bralam na co mialam ochote, te amerykanskie lodowki nie sa az tak przepelnione;)) A juz w ogole nie rozumiem takiego wpadla "babka do babki", bo do mnie nikt nie ma prawa wpadac, tu sie nie wpada do sasiadow pozyczyc soli, ani na kawiarniane pogaduchy i bardzo mi sie to podoba. Gosc jest tylko wtedy gosciem jesli jest zaproszony. Niezaproszony moze dzwonic do drzwi do sadnego dnia, ja nie otwieram. I to jest wedlug mnie piekne, bo jest wyrazem szacunku dla czyjegos czasu. Chcesz przyjsc na kawe czy pogadac, to zadzwon i sie umow. Bez zapowiedzi mozesz sie nie fatygowac. A jesli gosc jest juz zaproszony to nie rozumiem dlaczego nie mialby sie czuc swobodnie.
To jest przerazajace co napisalas....to we Wloszech puka sie do sasiada jak dawniej w Polsce...prawie o kazdej porze dnia i nocy, jesli jest taka potrzeba...zawsze ktos otworzy drzwi pozyczy "soli" z usmiechem i powie przychodz kiedy chcesz...
Nie rozumiem co w tym przerazajacego? Na kazdym prawie rogu ulicy jest sklep, a ja mam latac po sasiadach pozyczac soli czy cukru? Moze gdybym musiala jechac do najblizszego sklepu 10km to inna sprawa.
Myślisz, ze to od narodowości zależy? Ja myślę, że od człowieka...
Przykłady, które przytoczyłam dotycza wyłacznie Polaków. Ja spotkałam się z tymi negatywnymi przykładami właśnie w Polsce. Sknerstwo, wyliczanie, co gość zjadł, strofowanie, ze ( np) ubrudzisz mi kanapę, ściane, zachlapiesz mi obrus, narzekanie, ze tyle roboty, i to cąłe zmywanie, sprzatanie- jakoś nie sprzyja dobremu samopoczuciu gości. Podobnie, jak przesadne nakłanianie do jedzenia ( bo się napracowałam), podobnie, jak szykowanie czegoś na pokaz...
No to sie wypowiem:) i nie sa to ani moje polskie, ani moje amerykanskie zwyczaje, tylko po prostu MOJE. Gosciem jest dla mnie ktos kto zostal zaproszony na konkretny dzien i konkretna godzine, jesli wizyta odbywa sie jednego dnia. Zwykle w takich sytuacjach mam juz wszystko przygotowane i nakryty stol na 15 min. przed ustalonym czasem. Gosc ma sie czuc swobodnie, czyli niech sie swobodnie upomina jesli cos jest mu potrzebne, ale niekoniecznie walesa po calej chalupie jak smrod po gaciach. Mialam kiedys sytuacje kiedy moja kolezanka przyprowadzila (uprzednio pytajac o zgode) swoja kolezanke i okazalo sie, ze jak obie panie przyszly to kolezanka mojej kolezanki zapalala ochota zwiedzania mojego mieszkania. Przetrawilam do czasu kiedy chciala tez wejsc do pokoju mojego syna, w tym momencie zabronilam, bo syn akurat tam spal. Na co pani powiedziala ze ona sobie "tylko zajrzy". Normalnie takie zachowanie nie miesci mi sie w glowie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabronilam kategorycznie. Ja nie "zagladalam" do pokoju mojego syna bez potrzeby i jego zgody, wiec nie widzialam powodu dla ktorego mialaby to robic zupelnie przypadkowa obca osoba. Jesli goscie przybywaja z daleka i laczy sie to z chwilowym zamieszkaniem pod moim dachem uprzedzam z gory, ze ja sie goscmi nie zajmuje w sensie opieki, ja dotrzymuje im towarzystwa na miare moich mozliwosci, ale jesli goscie cos potrzebuja to maja sie czuc jak u siebie i sobie radzic rowniez sami w czasie naszej nieobecnosci. Jesli mowie 'czuj sie jak u siebie' to dokladnie oznacza czuj sie jak u siebie. Nie pytaj co chwila czy mozesz, bo juz w tych kilku slowach powiedzialam ze MOZESZ, wiec otwieraj lodowke jak Ci sie chce pic, idz do lazienki bez szczegolnego anonsowania czy pytania o pozwolenie. Poloz sie jak chcesz sobie uciac drzemke. No czuj sie jak u siebie. Nie lubie meczyc gosci i nie lubie jak oni mnie mecza. Goscina ma byc obustronna radoscia i przyjemnoscia a nie katorga. Nie wpycham w gosci jedzenia!!! ani im go nie zaluje, malo? doloz sobie. Zabraklo na talerzu? siegnij do lodowki czy ewentualnie dokroj chleba. Nie lubie gospodyn ktore przy gosciach ciagle jeszcze gotuja ocierajac pot z czola, albo juz sprzataja podczas kiedy goscie jeszcze zegnaja sie z domownikami w przedpokoju. Dziala mi to na nerwy obustronnie. Nie lubie byc zapraszana w sposob "to wpadnijcie" dla mnie to nie jest zaproszenie, to gadka szmatka bez sensu, moze odpowiednia dla nastolatkow ale nie doroslych ludzi. W ten sposob moja kolezanka przypomina mi ze jeszcze nie wpadlismy do jej nowego (2 lata) mieszkania, na moje "bo nigdy nas nie zaprosilas" odpowiada "no teraz to akurat..." wyliczajac tysiace problemow. To nie jest dla mnie zaproszenie, ja za bardzo szanuje czas wlasny i innych zebym do kogos "wpadala" bo akurat jestem w okolicy. Do mnie tez sie nie "wpada", wpasc moze tylko listonosz z paczka lub listem, ktos kto oczekuje chocby tylko kawy powinien byc umowiony. No moze jestem wredna malpa, ale tak mam. Kiedys zaprosilismy kolezanke, te od "wpadania" na sylwestra u nas w domu (mieszkala wtedy w sasiedztwie) i w czasie wieczoru zaprosila nas na obiad noworoczny. Na moje pytanie "na ktora godzine?" odpowiedziala "to ja zadzwonie" po czym nastepnego dnia zadzwonila o 18:50 jak ja juz gotowalam dla nas obiad. I jeszcze byla oburzona, ze "przeciez Was zapraszalam". Niby racja, ale czy nie mozna zadzwonic o 14tej i powiedziec "to przyjdzcie na 19ta"? Czy ja naprawde za duzo wymagam od doroslej osoby?
Dla mnie slowo goscinnosc oznacza sposob ugoszczenia danej osoby czy osob. Luckystar,z jednej strony piszesz,ze nie wpuscilabys do domu nie zapowiedzianej znajomej a z drugiej strony zapewniasz,ze Twoi goscie czja sie u ciebie jak u siebie w domu.Ja juz bym wolala otworzyc niezapowiedzianej osobie i poczestowac ja tym co akurat mam niz nie otwierac wcale ale za to nastepnym razem ugoscic tak ja trzeba(z dojsciem do lodowki wlacznie)Dla mnie moj dom jest moim domem i nigdzie nie bede czula sie tak jak u siebie.I nawet nie probuje u kogos czuc sie jak u siebie bo to jest niemozliwe.W racajac do tej LODOWKI.Tu nie chodzi o to,ze ja bym bronila komus cos wziasc z lodowki,tu chodzi o przygotowanie sie na gosci czy goscia.Dlatego tez napisalam,ze polska goscinnosc podoba mi sie bardziej od tej amerykanskiej,na przyklad.Jesli ktos do mnie wpadnie niezapowiedziany,bo i tak sie czasami zdarza,to to pytanie:czy napijesz sie kawy(lub herbaty)po prostu zawsze pada.Nawet jesli nie nmam nic w danym momencie do tej kawy to i tak ta kawe zrobie,jesli trzeba.Jesli ktos sie zapowiada,to wtedy sie przygotowuje.I to mi sie wlasnie podoba.Nie mowie,bierz co tylko chcesz z lodowy,ale czestuje tym co akurat przygotowalam,specjalnie na to spotkanie.I w dalszym ciagu nie mam na mysli jakichs wielkich przyjec.Zwykle spotkanie, na ploteczki,na przyklad.W iem,ze w Stanach nie ma nioezapowiedzianych wizyt,i piszac o tej babce ktora wpadla do innej,mialam na mysli zapowiedziana wizyte wlasnie.Bez kawy,ciasteczka,na stojaco...Jak mowia,co kraj to obyczaj.Mnie sie nasza goscinnosc bardzo podoba.
Nie znam definicji slowa gosc, ale to dla mnie osobiscie akurat nie jest istotne. Natomiast widze ze ja i Ty rozumiemy to slowo zupelnie inaczej:) Dla mnie GOSC to osoba zaproszona i wtedy zostaje traktowana jak gosc. Natomiast ktos kto nagle i niespodziewanie puka do drzwi to PRZYBLEDA, dla ktorego niekoniecznie musze miec czas czy w ogole ochote otwierac drzwi. I masz racje dokladnie ta sama kolezanka jesli jest zaproszona to jest gosciem, a jesli wpada bez zaproszenia to jest przybleda i stosownie zostaje potraktowana. Nie widze w tym zadnego zaprzeczenia. W dalszym ciagu upierasz sie ze sposob przyjmowania jest cecha narodowa a nie osobista poszczegolnych ludzi. No coz, wolno Ci miec wlasnie takie zdanie, szkoda tylko, ze poparte jednym przykladem zdobytym w czasie sprzatania. Jak do mnie przychodzi kobieta sprzatac to tez nie przyjmuje gosci, bo to nie jest odpowiedni do tego czas. A co robisz jesli ktos puka w momencie kiedy akurat masz bilety do kina? Wpuszczasz i robisz kawe? rezygnujesz z kina? czy tez robisz kawe i kazesz szybko wypic najlepiej jednym lykiem zeby zdazyc do kina? i zeby polskiej goscinnosci stalo sie zadosc?
Kurcze,jakos nigdy nie slyszalam okreslenia:niezapowiedziany przybleda,niespodziewany przybleda.Slyszalam natomiast okreslenie:niespodziewany gosc,niezapowiedziany gosc. Niezapowiedzianych gosci nie mam zbyt czesto,wiesz,era telefonow komorkowych,itp.Jesli jednak sie zdarzaja a ja mam akurat wyjscie to otwieram drzwi,witam sie z osoba i przepraszam,ze nie moge jej poswiecic teraz czasu poniewaz musze wlasnie wyjsc.Proste,prawda?Szczerze mowiac,na szczescie nigdy taka sytuacja mi sie jeszcze nie zdarzyla:)
Przyklad,ktory przytoczylam jest jednym z wielu,nie ma sesu opisywac kazdej sytuacji.Nie zaprzeczysz chyba jednak,ze w Ameryce,nie ma zwyczaju czestowania gosci kawa i ciastkiem.Gosci takich godzinnych,na krotko.W Polsce jest.Czy to nie swiadczy o tym,ze jest to jedna z cech narodowych.
Jeszcze o uroczystosciach rodzinnych.Nie dziwcie sie tak bardzo,ze polskie mamy i babcie tak sie staraja.Jesli sie kogos zaprasza,to chce sie ich ugoscic jak nalezy.W innych krajach,np w Ameryce,tez istnieja takie uroczystosci.Swieto dziekczynienia,to na przyklad.Wyglada podobnie jak w Polsce.Tyle tylko,ze oni tam maja pomoce domowe,sprzataczki i kelnerki.Nie musza wiec biegac,starac sioe,przejmowac.Maja od tego ludzi.Polskie rodziny nie stac na taki luksus.Przynajmniej nie wszystkie.
Nie wiem gdzie Ty bywalas w Ameryce? Byl czas ze mialam prywatne klientki do ktorych chdzilam do domu robic np. woskowanie i zawsze bylam czestowana, u niektorych nawet obiadem, bo wiedzialy ze przychodze do nich prosto po pracy w salonie. Nie wiem co Ci Ameryka zrobila, ale z Twoich wypowiedzi przebija jakas chec bycia lepsza, no to uznajmy ze jestes. Mnie na tym nie zalezy, bo ja sie calkiem dobrze czuje we wlasnej skorze.
...nie chce byc lepsza,pisze co widzialam,jak to odbieralam.Bronie swojego zdania.Czy to jest chec bycia lepsza.Raczej nie.Tez mialam rozne domki.Lepsze i gorsze.Na jednym ,na czas przerwy mialam zawsze przygotowana kawe w czajniku i jakasbulke.Na innym,na czas przerwy mialam swoje kanapki i kawe.Na jeszcze innym nie mialam zadnej przerwy.Ja nie pisze,ze oni sa zli,nieuprzejmi,skapi.Oni sa inni.I ich goscinnosc wyglada troche inaczej.Nasz polska bardzo mi sie podoba.I nie mam zamiaru z niej sie nabijac.Tylko tyle.
Netko Anetko, podalas przyklady domow w ktorych pracowalas, z regoly ludzie ktorzy maja gosposie sa troche zamozniejsi, wiec nie znasz moze zwyczajow tych zwyklych szaraczkow, ktorzy sprzataja sobie sami jesli maja na to czas i sile. Ja jestem przekonana, ze wlasnie te osoby poczestowalyby Cie kawa. Im wiecej ktos ma, tym bardziej boi sie dac. Mysle, ze nie zalezy to od narodowosci (calkowicie) ale rozumiem to co napisalas wyzej. Coraz bardziej zaciera sie ta "goscinnosc" to zwykle ofiarowanie szklanki wody, lyka kawy czy herbaty. Kiedy pracownicy z Ikea przyszli zamontowac nam kuchnie, zaproponowalam kawe, ciastka i napoje...byli bardzo zdziwieni, gdyz tak zadko sie to zdaza. Powodow jest chyba wiele..czesc osob nie chce sie fatygowac inni nie chca sie spoufalac, jeszcze innym nie przyjdzie to do glowy. Ja czesto po pracy, ktora koncze w gabinecie o 20 jade pilnowac dzieci do poznej nocy, jak rodzica ida balowac. Mam kilka takich rodzin, 3 sredniozamozne i w tych zawsze mi mowia bierz co chcesz. 2 bardzo bogate (wlasciciele luksusowych hoteli) gdzie nie czestuja niczym, i chca reszte typu 1 euro o godzinie 2 w nocy, przeliczajac godzine na minuty....jest to bardzo zenujace.
Lubie gosci :) ale tylko tych zaproszonych ,czuje sie niezrecznie jak ktos wpada do mnie nie proszony,bywalo tak ze robilam 3 kotlety z koscia na obiad,bo akurat dla kazdego po jednym. Jemy sobie w spokoju w gronie rodzinnym ,nagle dzwonek do drzwi,otwieram a tu moja znajoma z 2 dzieci i mezem,usmiechnieta i mowi dobrze ze jestescie bylismy w markecie i wpadlismy przy okazji na kawe. Powiem szczerze nie bylam zachwycona,poniewaz juz nie dojadlam obiadu ,poczestowac ich nie moglam bo.............. nie mialam juz dla nich ,ani kotletow ani ziemniakow. Zaproponowalam kawe,herbate i ciasto,oczywiscie maz z corka dojadali swoj obiad przy stole,uslyszalam jak dzieci znajomej mowily do matki ze tez chca taki obiad,pytanie tylko skad ? zrobilam im kanapki. Siedzieli 3 godziny,bylam zla bo pogoda byla piekna ,mielismy jechac na dzialke i nie pojechalismy. Uwazam ze luckystar ma racje , gosc proszony jest mile widziany ,sama nigdzie nie chodze jezeli nie uprzedze znajomych o swojej wizycie,nawet jak jade do mamy zawsze dzwonie ,bo moze akurat odpoczywa i nie chce jej przeszkadzac. Jak wczesniej napisala Agik nie zawsze tez mam idealny porzadek w domu,uwazam ze dom to nie muzeum,a wizyty niezapowiedzianych gosci jednak krepuja.
Mamo Rozyczki, dziekuje ze napisalas o tym, bo to przeciez samo zycie. Czy Ci wszyscy co lubia niespodziewanych gosci (moim jezykiem przybledy) zawsze maja pod dostatkiem obiadu, kolacji na nieznana i nieprzewidywalna ilosc osob? No to moze te osoby prowadza restauracje, a tylko nie chca sie przyznac;)) Jak bylam naprawde malym dzieckiem to sie "wpadalo" do kogos zeby sie napic wody (zamiast saturatora) czy skorzystac z lazienki (lepsza niz publiczna;))) ale te czasy chyba minely. Dzisiaj bedac na zakupach czy gdziekolwiek z daleka od wlasnego domu nie musimy stukac do roznych drzwi bez uprzedzenia, bo nam sie akurat siku zachcialo, a ze pora obiadowa? No trudno, dobra gospodyni powie, ze lekarz jej zabronil i odda gosciowi swoja porcje:)))) Takie wpadanie bez zapowiedzi uwazam za (delikatnie mowiac) niekulturalne i brak taktu.
Co prawda nie nazwałabym niespodziewanego gościa przybłędą, lecz gościem nie w czas i nie w porę, ale bardzo nie lubię wizyt bez zapowiedzenia. Mam różne zaplanowane zajęcia i nie zawsze jestem w stanie poświęcić uwagę osobie, która, no właśnie co... będzie patrzyła z kubkiem kawy w garści jak kończę wsadzać gacie do pralki, bo akurat wysypałam wszystkie rzeczy na podłogę w łazience, żeby dokonać segregacji na białe i kolorowe? No i muszę te gacie z podłogi jednak pozbierać, bo może będzie chciała łapy umyć ta gościa albo ten gość diabelny. (Nie daj bóg, jeśli akurat coś szorowałam i przy okazji umazałam umywalkę, no i tak często przy tym sprzątaniu sama myłam ręce, że ręcznik do rąk wygląda jak mokra ściera, a zamierzałam go wymienić na świeży akuratnie po skończeniu wszystkich zaplanowanych prac). Nie będę też zadowolona, gdy ktoś wlizie późnym wieczorem, gdy wreszcie mając chwilę czasu zabiorę się za przygotowywanie jakiegoś tekstu na stronę, a przybyła osoba pozostanie w błogiej nieświadomości, bo cóż u licha można takiego robić wieczorami. A można, niestety można. Dlatego kocham gości, ale zawsze zapowiedzianych. Bo w dzisiejszych czasach to naprawdę nie problem :)
Pasjami nie cierpie niezapowiedzianych gosci, w pewna sobote, objuczeni jak wielblady ladujemy w domu, a za minute "wpadaja" znajomi, szlag mnie malo nie trafil, zakupy do rozpakowania, ogolny rozgardiasz, a ja latam jak wsciekla. Nastepny raz - jestem 3 dni po operacji kolana, znajoma dzwoni, ze do mnie jada, tlumacze, i prosze ze jestem sama w domu i mam balagan i nie moge chodzic, nie wpierniczyla sie ze tak powiem na chama.( bo jej sie nudzilo) Ludzie przyjezdaja tutaj z NY na weekens, ale ja tu zyje i mieszkam. Powiedzialam jej pare slow do sluchu, juz nie przyjezdza.
Oczywiscie, ze takie zachowanie Twojej kolezanki bylo nie na miejscu, w dzisiejszej erze telefonow...kolezanka byla nietaktowna, ale ja na miejscu Rozyczki powiedzialabym, ze mam juz plany, nie moge Ci poswiecic wiele czasu, wpadnij za tydzien, bo jedziemy na dzialke. Szybka kawa i ciacho i dowidzenia. Mysle, ze jasnosc sytuacji jest najwazniejsza. Wsrod moich przyjaciol uzywamy bardzo luzna forme "gosciny" nawet w ten sam dzien lub dzien wczesniej telefon co robicie przyjdzcie na kolacje. Szybkie dwa dania. Gosc przynosi wino i deser, 2 godziny pogaduszek i dobranoc, gdyz czesto sie to odbywa w srodku tygodnia. Nie robi sie duzych ceregieli zeby razem cos zjesc. Do meza przychodzi czesto kolega, je obiad z nami, kolacje i zostaje (czasem) na noc, jesli jest zmeczony...dla mnie to zaden problem, czasem maz mnie powiadamia w ostatniej chwili... Mysle, ze nie przychodzimy do kogos, zeby sie najesc, ale zeby sie spotkac, a jedzenie to taki dodatek
Nie mieszkam w Stanach , ani nawet tam nie byłam ( niestety ) , ale w czasach telefonów komórkowych nawet w naszej RP nie uznaję niezapowiedzianych wizyt . Właśnie z powodu łatwości połączenia się z każdym niezapowiedziana wizyta teraz jest milion razy bardziej nie na miejscu niż np. 10 lat temu ( w RP ) .
A nas właśnie odwiedziła Mamusia ( zapowiedziana ) , która nawet wody stojącej na stole sobie nie naleje ;) Nie wspominając o jedzeniu wszelakim , którego nie chce tknąć ( warzywa z parowaru bez soli są obrzydliwe - ale nie można sięgnąć po solniczkę , żeby sobie posolić , a zupy bez vegety nie da się przełknąć ;) A mnie to nawet bawi ;)))
...I tak sobie właśnie wspominam gościny w mym rodzinnym domu . Oczywiście wszystko z lekka przerysuję , bo oprócz zabawy lekki wk... też nastąpił ;) :
Przed zapowiedzianą wizytą następowała totalna sterylizacja domu . Wszystko lśniło i pachniało . Ludzie wchodzili i mieli dylemat czy zostawić skarpetki , żeby nie zhańbić czystości ;) Po wejściu i obowiązkowym mlaskaniu w policzek goście wchodzili z nami ( dziećmi znaczy ) do gościnnego , rodzice znikali w kuchni , żeby kroić i podgrzewać wszystko ... Trwało to jakieś pół godziny ... My w tym czasie musieliśmy zabawiać gości . Potem następowało wnoszenie ... Trwało to jakieś 15 minut . Potem degustacja przystawek . Mamusia w fartuszku , gotowa do zabrania talerza z powodu braku większej zastawy ( " skończyłeś/aś już , bo muszę pozmywać ;) Potem danie główne ( " co tak mało zjadłaś/eś , nie smakuje Ci ?) . I znowu Mamusia w fartuszku ... No to goście szybko , szybko ... Kolejna zmiana talerzy ( Mamusia już umęczona , oprócz niej inni człokowie rodziny stale się krzątają , coby ulżyć ;) Goście w pośpiechu jedzą . Z tego pośpiechu wujowi wylał się barszczyk - powstaje mała aferka :) Wszyscy biegają ze szmatami ;)
Nareszcie deser i wszyscy oddychają z ulgą ;) Szybciutko pyyyszne ciasto , zmywanie i można już rozlewać alkohol ... Tatuś wyluzowany , Mamusia spocona ;)
I dlatego głęboko ma staropolską gościnność " postaw się a zastaw się " ;)) I jak już mam wypieki na twarzy , a po pytaniu " chcecie herbaty " ktoś odpowiada " tak " , mówię : to zrób i mi ;))))
Hahahahaha dokladnie jak w moim rodzinnym domu:))))))) U mnie to nawet kiedys jakis nieudany placek z szafy spadl, co to go nie wolno bylo gosciom pokazywac:))))))))) I te gosposie krzatajace sie na wysokich obrotach, zadna nie daj Bog nie usiadla jak czlowiek przy stole tylko latala jak nakrecona, toz mozna zeza rozbierznego dostac od samego strzelania oczami za gospodynia. W zyciu sie nie pisze na taka goscinnosc, ani jako gosc ani tym bardziej jako gospodyni:))))))))))))))
Taaaa ;))) Gospodyni nie daj Bóg nie może usiąść jak czlowiek , tylko na jednym półdupku a oczy musi mieć max rozbiegane , żeby przewidywać myśli gości ...;)))
U nas jeszcze był czad - kibelek ;) Żeby włączyć spłuczkę trzeba było Harvard skończyć . Więc jak gość ruszał w kierunku , zawsze miał musiał przejść przez instrukcję obsługi ... No , mega komfort ;))
Dobilas mnie tym kibelkiem!!!!!!!!!! A u nas kiedys moja kuzynka (rowiesniczka moja) wpadla z nienacka do kuchni i siadla dupina prosto w makaron, ktory mama postawila na krzesle, bo caly stol i blat kuchenny juz byly zajete. To byl Sajgon!!!!!!!!! Cala rodzina (obiad byl swiateczny) tlumaczyla mamie ze przeciez nic sie nie stalo i nikt nie umrze od tych klusek (oczywiscie reczna robota) ale mama uparcie twierdzila ze przeciez ona nie wini dziecka, ale nie poda takich klusek na stol. No querwa jakby sie tym kluskom cos stalo (!!) Biedna Wanda miala wtedy ze 4 lata i byla nie z golym tylkiem tylko w gaciach i rajtuzach. Rajwach byl taki przez nastepne pol godziny, co niektorzy nakladali sobie te kluski sami a mama im wyrywala talerze. W koncu ojciec stracil cierpliwosc usadzil wszystkich przy stole i podal kluchy dla wsiech, ale mama poplakiwala w kuchni. Ech mozna by tak bez konca... a potem jak juz sie wszyscy rozeszli to zwykle gospodyni padala i byla nie do zycia przez nastepne 3 dni. A i tak nikt nie byl w pelni zadowolony i tak zawsze bylo cos za co mozna bylo obrobic dupe.
Łoj, to by i u mnie znalazł takich obrazków kilka. Ja niemal luzik, ale dla dzieci. Jak wylało, trudno, są proszki wypierze się, spadło akurat powidłem na obrus? Wypierze się....Ale u mojej Mamy......... Normalnie stresa przechodzę... pilnuję coby łapki równo przy boku miały, córka w żadnym wypadku nie próbowała się podeprzeć.....Normalnie to już chyba odruch bezwarunkowy... A zanim odwiedze ich na obiad uroczysty długo myśle i adaptujemy się cała trójką... ot gościnność :) A niezapowiedziani goście? Unikam jak zarazy...Niezapowiedziany nie jest mile widziany......Zwłaszcza w dobie telefonów komórkowych.
Aja bym dużo dała za mamusię (teściową), która przyjeżdża, siada za stołem i czeka, aż sie jej wodę naleje. Moja pierwsze co robi zabiera się za sprzątanie, przewieszanie prania... Moja cierpliwość szybko sie wyczerpuje...
kiedyś na takie wizyty miałam wszystko posprzątane - byle tylko nie było czego poprawiać. Nic z tego - to trzeba było przełozyć, tamto przestawić. Przestałam się przejmować, nie pucuję...Jak lubi i musi - niech sprząta...
A co powiecie na atakowanie gościa kapciem? Ja nie znoszę... Nie mam :gościnnych" kapci, bo uważam, ze to obrzydliwe. Moi goscie moga sobie zostać w butach- jak im wygodnie, mogą przynieść swoje obuwie, albo chodzić boso. Jak jestem w gościach, to zdejmuje buty, chyba, ze podłoga budzi moje wątpliwości, nie przyjmuję gościnnych kapci, wolę zostać boso. U mamy ( jak jeszcze bywałam) to miałam swoje kapcie, bo czasem wychodziłam do sąsiadki, ale i tak przeważnie chodziłam boso... Natomiast "tesciowa" obraża się nawet na malarza, albo hydraulika, jka wejdzie jej w butach do domu- u niej buty trzeba zdejmować jeszcze przed wycieraczką- wygląda to tak, ze trzeba chodzić na bosaka po zasyfiałej, obcharkanej klatce schodowej... Nie lubię tam być i nie byłam juz chyba z 10 lat, bo nawet jesli te buty się zdejmie to i tak nie obejdzie się od wyliczanki, jak to sie biedna napracowała, zeby mieć lusterko na podłodze...I czyściuteńką wycieraczkę... Szczerze, to smieszy mnie ta przepychanka z kapciami na powitanie...
Agik, na kapcie mam jedno slowo - dulszczyzna. Gosc ma prawo zostac w butach, albo boso albo jak lubi to niech sobie cos przyniesie. Podlog nie myje perfumami Chanel wiec nie jest to drogi zabieg, odkurzacz tez mam:)))
Marylko, w Szwecji zaden gosc nie wejdzie do domu w butach noszonych na ulicy. Tak samo jest w Japonii. Ot, roznica kultur:))) Tu nie chodzi o mycie podlog i odkurzacze, po prostu tak jest:)
O Szwecji i Japonii wiem i to jest tam akurat naturalne, bo to tak samo jakby kazac katolickiemu ksiedzu odprawiac msze w kostiumie nurka:))) Poszanowanie tradycji danego kraju swiadczy tylko o kulturze czlowieka.
W rodzinnym na stanie było ok. 6 par kapci dla gości . Do czasu aż jeden z wujków definitywnie rozwiązał ten problem : " a co , skarpetami pobrudzę podłogę ?" ;))) Przy innej okazji rozwiązał też problem porcelany ( Chodzież albo Ćmielów ale na wagę Rosenthala ;) : Co mi tu dajecie takie małe kubki co to w ucho nawet mały palec mi nie wejdzie " ;)))
Hahaha, ten temat juz byl i awantura tez:))) Ja mam proste wyjscie z sytuacji: wlasne obuwie ( oprocz szpilek ) nie noszone na zewnatrz, to takie proste:) A kapci uzywanych nie wloze nigdy, hehehe
kapcie mnie dobijaly zawsze, jeszcze jako dziecko. No nie cieprpie jak mi kto z kapciami wyskakuje. Sama oceniam czy mam obuwie nadajace sie aby chodzic po czyjejs podlodze i czy ta podloga sie nadaje by chodzic na boso. U mnie w domu jest para goscinnych kapci bo mam taka kolezanke co to ona chce. No to ma.
Kiedys u znajomych nakazano nam na wstepie buty sciagac, moj maz sie zaparl, ze nie i koniec a ja sciagnelam a gospodni wyskoczyla ze swoich kapci i mi zaproponowala.... teraz juz nam nie kaze butow sciagac ani nie proponuje kapci.
Podloga nie szklanka ani zadne cudo, a jak ktos sobie biale dywany polozyl to trudno.
Nigdy gosciom nie sugeruję, czy maja ściągać buty, czy nie... ale jeżeli ściąga, to nie biegnę po kapcie, tylko pytam , czy chce...wolna wola. Ogólnie goscinnośc pojmuję podobnie jak Luckystar, pełna swoboda, nie biegam za gośćmi i nie ograniczam. Jednak lubię niespodziewanych gości, zawsze zaproponuje coś do picia i nigdy nie tłumaczę się, że nie mam akurat nic do kawki...jeżeli w tym czasie miałam coś pilnego do roboty, to nie przerywam sobie, ostatecznie gość nie był zapowiedziany. Ale , jeżeli to co robię, może poczekać, to czemu nie... No i... nie mam problemu powiedzieć takiemu gościowi, że akurat idę do kina, czy coś w tym rodzaju.
Ten problem kapciowy to faktycznie kłopot. Nigdy nie sugeruję gościom żeby zdejmowali buty, ale z ręką na sercu nie byłabym szczęśliwa gdyby ktoś wszedł na dywan w zabłoconych butach. Pewnie nic bym nie powiedziała i jakoś to ścierpiała, ale raczej nie byłabym dobrego zdania o takiej osobie - co innego gdy jest sucho. Jednak z tym zdejmowaniem obuwia trzeba naprawdę uważać. Kiedyś miałam gościa który po zdjęciu obuwia (z własnej woli) sprawił, że o mało nie zemdlałam od smrodu jego nóg. Wymusiłam skrócenie wizyty ,a później nie mogłam dowietrzyć mieszkania. Naprawdę było to coś niesamowitego. Kiedy ja idę z wizytą do zaprzyjaźnionych osób na ogół zabieram jakieś klapki na zmianę. W domu mam też dwie pary dyżurnych (plastikowych) klapek które staram się prać (jeśli były używane) przynajmniej raz w tygodniu. Jeśli ktoś sobie życzy może je założyć, ale nie namawiam do tego bo sama nie znoszę być w takiej sytuacji. Generalnie uważam że przymuszanie czy namawianie do założenia cudzych kapci za niehigieniczne i nie na miejscu.
Agik popieram...nie cierpie kapci, i nie zdejmuje butow! chyba ze bloto za oknem...we Wloszech nie istnieje zdejmowanie butow, i nawet domownicy przyjmujacy gosci powinni miec obuwie. Nie ma nic gorszego jak facet w garniturze i w kapciach, albo kapcie do sukienki...ohyda
Ja do butów się przyzwyczaiłam bo goście na pensjonacie latają w butach nawet jak błoto po kolana dlatego żeby ułatwić sobie życie w pokojach są panele albo deski bo z dywanami bym się zajechała piorąc je ciągle,u siebie mam linoleum z małym chodnikiem wiec ok a jak idę do kogoś to zależy co mają na podłogach i jaka jest pogoda ale przeważnie mam w torbie kapcie robione na drutach(całkiem fajne z guzikami kolorowymi-zakupiłam je w sklepie)i jak widzę minę gospodyni to je zakładam...a po domu i całym pensjonacie ganiam na boso...a za mną moje dzieciaki a każę im zakładać kapcie co one kwitują że jak ja zacznę....a nie ma nic gorszego jak widzę jak ludzie zakładają w gościach worki ochronne jak w szpitalu-masakra,to już wolę na boso:)
Marciu Jak ja jestem w jakims wynajętym pokoju to tez nie stanę bosa stopą na podłodze. Tak, jak nie wejdę pod prysznic bez klapek. Już kiedyś stanęlam i ... bardzo załowałam. I to nie dlatego, ze nie wierze, ze gospodarze sprzątają, tylko dlatego, ze masa ludzi się przewija.
Kiedyś bylismy w naszym ulubionym niegdyś hotelu, w którym właściciele byli naszymi przyjaciółmi- na sto procent dokładnie wszystko, co sie dało wyczyścili przed naszym przyjazdem. Jednak trafilismy na poczatek sezonu grzewczego. Nie dało się wytrzymać w podgrzanym pokoju od obrzydliwego smrodu przepoconych szłap.
A zresztą właściciele kwater jakoś chyba niechętnie korzystają z takich "zabijających wszystko" detergentów. Podejrzewam, ze z powodu nieprzyjemnego zapachu chloru.
A z tymi ochronnymi workami- to chyba bym umarła ze śmiechu, jak bym coś takiego zobaczyła. Naprawdę ktoś coś takiego praktykuje?
Agik nie wiem w jakim watku,ale Tineczka wspominala ,ze u nich w Szwecji tak sie robi,maja worki foliowe dla gosci,a i sami ze soba co niektorzy nosza w torebce.Wiem ,ze byla taka dyskusja na ten temat.
Aleksandro, masz racje!!!!!!!!!! To teraz tez jestem ciekawa, czy przed posadzeniem ich przy stole zaklada im sie takie szpitalne czepki na glowe, coby jakis wlos nie spadl. No i rekawiczki chirurgiczne tez by sie przydaly:)))))))))))
Ale w poście 98 Tineczka mówi o zastępczych pantoflach jednorazowych . Więc to chyba nie chodzi o ochraniacze foliowe ... , chociaż nie potrafię sobie takich " pantofli " wyobrazić ;)))
to chyba jednak te chirurgiczne papcie . U nas uszczesliwiaja niektore gospodnie domowe czyms takim mego lubego jak z ekipa musi przejsc przez pokoj byy obmierzyc na przyklad balkon czy okna. Ja w nich bym zapewne trzy razy wywinel orla zanim bym do stolu doszla haha.
A czemu nie potrafisz? Czasem dają takie w hotelach- takie puchate, jakby frotowe.(1,4 zł za sztukę w makro, hi) Tylko nie umiem sobie wyobrazic, jak takie papcie pasują do np fajowej sukienki...
Chciałam z Wami pogadać na ten temat.
Jak to jest, ze są miejsca, w których bardzo dobrze się czujemy, a są też takie, w których łyk herbaty staje ością w gardle.
Polacy słyną w gościnności, ale też pamiętam ze szkoły, ze storopolska gościnność czasem polegała na porywaniu podróżnych w celu "goszczenia" ich.
Co jest goscinnością "za bardzo", a co urąga dobrym zasadom przyjmowania gosci?
Czy goscinność mieści się w kategorii dobrego wychowania? czy to zupełnie odrębna sprawa?
Kiedyś w menu jakiejs restauracji przeczytałam taką sentencję ( nie pamiętam dosłownie), ze przyjmowac kogoś pod swój dach to mieć cały czas jego dobro na uwadze. Czy do tych słów można właśnie sprowadzić istotę gościnnosci, czy to jeszcze coś innego?
Jakie są "obowiązki" gospodarza względem gościa?
Jak myślicie?
Hmm fajny temat. Z ta staropolska goscinnoscia to roznie bo... zajezdzalo sie dworki i czyszczono dokladnie piwnice z win i zapasow. Wszystko jedno czy wypadalo czy nie. Wystarczy poczytac Kitowicza haha. Ale wiadomo to ekstremalnosc.Kiedys dworki pelne byly tez rezydentow czyli "stalych" gosci, nie majacych sie gdzi podziac krewnych i powinowatych ktorzy czasem ta goscinnosc odplacali przejeciem pewnych prac domowych: opieka nad dziecmi, dobrem, funkcja ochmistrza itd.
Do dzis przetrwalo przyslowie: "Gosc i ryba na trzeci dzien smierdzi" co daje do zrozumienia by nie naduzywac cudzej goscinnosci. Ale i gospodarze zapraszajac gosci nie powinni za nimi biegac ze szmatka albo plakac bo wino sie wylalo.Starac sie by gosc mial wszystko czego mu potrzeba. Slowem Gosc powinien czuc sie jak w domu ale wiedziec (sam z siebie) ze jest gosciem. i nie wybrzydzac na wszystko nie grymasic, nie zachowywac sie nieodpowiednio, respektowac regoly panujace w domu gospodarzy.
W wielu domach gościnnośc podlega zasadzie "zastaw się a postaw się". Znam ludzi, którzy, aby ugościc odpowiednio przybyłych biorą pożyczki i balują po kilka dni, a potem latami spłacają swoją gościnnośc. Myślę, że nie na tym to polega. Wychodzę z założenia, że "czym chata bogata...", ale nie bank. Lubię gościc i staram się zapewnic odwiedzającym maksymalnie dobre warunki pobytu, ale muszę przyznac, że po kilku dniach jestem goścmi zmęczona. Nie mogę znaleźc wolnego kąta we własnym domu.
No wlasnie - przeciez goscinnosc to nie tylko zastaw sie ale i moze przede wszystkim, mila atmosfera. Wtedy i kaszanka jest pxyszna a pewnie i pyszniejsza niz udziec sarni podany z odpowiednia mina budzaco u goscia swiadomosc, ze to na pokaz, na zastaw sie. Czyli goscie maja przyjsc, wytrzeszczyc oczy, zblednac z zazdrosci i wkolo opowiedziec jakie Kowalski urzadzil przyjecie. Moim zdaniem takie zachowanie nie ma nic z goscinnoscia - tak jak ja ja rozumie - wspolnego. I jak piszesz kazdy bedac gchoc idealnym gospodarzem ma kiedys chocby i nyjmilszych gosci dosc - nie dlatego, ze ich nie lubi ale dlatego ze kazdy potrzebuje swoj rytm, swa codziennosc. I to powinien gosc tez respektowac. Jak i nie wymagac jakichs cudow.
Sa tez okropni goscie ktorzy mimo wysilkow gospodarzy zawsze im za plecami obrobia d..e. Takich najlepiej nie zapraszac...choc czasem uciec sie nie da. Wtedy trudno trza sie nie przejmowac. Niektorzy tacy sa - im nikt nigdy jeszcze nie dogodzil. a jesli to sie i tak nie przyznaja.
Rzeczywiście są tacy niewdzieczni goście. Miałam niedawno z takimi do czynienia, ale postanowiłam nie składac rewizyty i bez wątpienia nie ponowię swojego zaproszenia.
Mialam gosci ,ktorych bede dlugo pamietac.Zadzwonili przyjezdzamy do was za dwa tygodnie,bilety juz mamy.Przyjechali maz wzial urlop aby im pokazac ciekawe miejsca.W drodze nad Niagare kobieta czytala gazete a syn gral na" game boy".W domu czekala az wszystko poda jej sie pod nos.W sklepie dawala do placenia/przez nas /rzeczy ktore kupila dla siebie.Byli dwa tygodnie .Na szczescie ja nie wzielam urlopu.Nie moglam sie doczekac kiedy wreszcie wyjada.Mialam tez przypadek ,ze znajomy zadzwonil w sobote przyjazdzam .Dostal odpowiedz wlasnie w srode jade do Polski na 3 tygodnie/to byla prawda jechalismy do Polski/.Obrazil sie i od tego czasu sie nie odzywa.Jestem goscinna ale do czasu.To tyklo dwa przypadki ktore opisalam a bylo ich wieeeeele.
To pogadajmy ;))
Na pewno tak jest , że gościnność jest związana z dobrym wychowaniem . Ale nie chcę się w to wgłębiać , bo nie lubię tego " trzeba " albo " nie można " albo " coś pasuje albo absolutnie nie " . Poza tym zdarza się , że wszystko jest zgodne z kanonem gościnności , a przyjęcie okazuje się wielką klapą ...
Sama stosuję zasadę , żeby przyjmować gości w taki sposób w jaki sama chciałabym być przyjmowana .
I tak , nie zapraszam i nie bywam u ludzi , których " nie za zbytnio " . W ten sposób problem niewygodnych czy upierdliwych gości mam z głowy ;)
Po drugie staram się nie zapominać , że spotykamy się po to ,żeby ze sobą być , a całe obżarstwo to tylko dodatek . Dlatego staram się większość potraw przygotować wcześniej , żeby po przyjściu gości nie znikać w kuchni na pół godziny i nie zostawiać ich samopas .
Po trzecie nigdy nie dopytuję czy jedzenie aby na pewno smakuje , wymuszając w ten sposób komplementy . Jak smakuje to sami powiedzą , a jak nie to trudno . Nigdy też nie namawiam do jedzenia , bo każdy je tyle ile chce i jak chce .
Jak mi coś nie wyjdzie ( często ;) to nie wyrywam włosów z głowy . Trudno ... Najczęściej taka nieudana potrawa wspaniale wszystkich rozluźnia :))
I pamiętam też o tym , żeby się nie zarobić , bo nie ma nic gorszego niż przemęczona gospodyni ... :)
ja tam mam ze 4 ulubione miejsca w polsce u ludzi u ktorych jest luz :):):):) sa goscinni ale bez przesady :) i to mnie sie podoba :)
skoro sie znamy to ma byc kazde spotkanie na luzie :):):):):)
a co najlepsze jak razem cos gotujemy:):):):):):)
no i oczywiscie browarek :)
cmokasy sle im!!! :)
Oj jak ja lubie kiedy przyjeżdzasz.Oddawać Ci kuchnię w posiadanie i kroić,podawać i podpatrywać ........
Toć On wariatuńcio jest zupełny :D
Bodek, uważaj, teraz jak przyjedziesz, będziesz miał jeszcze więcej pojemników do przejrzenia, gdy będziesz chciał znaleźć mąkę :}
Tylko w słoiczki na przyprawy muszę się jeszcze zaopatrzyć porządne, bo nie mieszczą mi się w klaustrofobicznej szufladzie :/ Ale spoko damy radę - jedna półka na piwo zawsze będzie wolna!
Półka..... szczęściara normalnie. Chyba że masz większą lodówkę :) Za to u mnie miejsca na przyprawy skolno ugodno :)
no bo wkn nie ma wiele towarow na polkach :)
i miejsce jest na browarek :):):):):):)
co pamietam:
jak chcialem cos ugotowac a ty mialas ugotowane ziemniaki na kopytka czy cos tam...
a ja jak oczywiscie, ze nie bede marnowal i uzylem :):):):)
To były ziemniaki na zapiekane kulki ziemniaczane do zupy krem z pieczarek, łosiu jeden. A Ty zapomniałeś. I zrobiłeś z tego na drugie zapiekane placki do mięsa. No i jedliśmy na pierwsze pyry i na drugie pyry hehehe :) Fajnie było. Brakowało tylko sernika z ziemniakami na deser i chleba ziemniaczanego na kolację :D
:) hehehh
chociaz po ostatniej wizycie zapomnialem ci zostawic przyprawy. ale to sie da naprawic:):):):)
za to miesko smazone z salata bylo cacy:):):):):) --- skoro podgladasz i dopatrujesz -- teraz sie wykaz i wrzuc przepis :):P:P:P:P:P:P
Ale to Ty byłeś autorem :) Ja tylko kuchcikiem...
To teraz ja :)
Ja bardzo lubię przyjmowac gości, szykować jedzonko, sprzątać...
Staram się nie zmuszać nikogo do jedzenia, ale mi czasem nie idzie- sukcesywnie zmniejszam ilości jedzenia, bo zawsze mi zostaje.
Staram się pamiętać tez o tym, ze przejedzenie zmienia się w przeciwieństwo załozenia, ze spotkamy się, pogadamy, zjemy cos dobrego- przejedzenie sprawia przeciez, ze cżłowiek źle się czuje :), i kombinuje tylko jak tu się położyć, hi.
Staram się pamiętac, o takich różnych duperelach- ze szwagier pije czarna kawę rozpuszczalną w kubeczku, mama rozpuszczalną z mlekiem w kubeczku a herbatę mocną i czarną bez cytryny i koniecznie w szklance, a kolezanka Kasia obiera cytrynę, bo ma uczulenie, kolezanka Baska ma uczulenie na truskawki, Kolezanka Andzia parzy pomidora, bo się boi, ze jej skórka przylgnie do żołądka i ogórka też je obranego, chrzesnica nie je ryb, mąz kuzynki nie je wieprzowiny, bo mu religia zabrania, oraz nie pije alkoholu do zmierzchu ( później może, bo Allah nie patrzy już), przyjaciółka ma za soba trudny epizod z anoreksją, więc jepiej, jak sa tylko owoce i takie tam inne.
Mnie się zdaje, ze zamiast robić ceregiele, ze tam dwa widelce do ryby, wystarczy autentyczna troska o wygodę, o to zeby gościom było przyjemnie- chca oglądać ulubiony teleturniej w tefałce- prosze bardzo... chca się na chwilkę połozyć- nie ma sprawy itd .
Od zawsze marzył mi się taki domek, w którym pachnie kawą, słychac cichutką muzykę w tle i gwar gości.
Marzyło mi się, zeby przyjeciele CHCIELI do mnie przychodzić i dobrze się czuli, szykowalibysmy razem jedzonko... Tak trochę, jak w akademiku... drzwi otwarte dla gości...
A teraz o odwrotności
Bardzo źle się czuję w domach, w których non stop się wylicza ile kosztował poczęstunek. Moja zmarła babcia w tym celowała- "chodźcie kochani, siadajcie... " a potem następowała długa lista tego, jakie poniosła koszty, ile koztowała herbata, kawa, dodatkowy chleb, śledź, pomidor.
Nie byłam w stanie nic przełknąć.
Zdaje się, ze nie tylko ja. Potem już było tak, ze kazdy przynosił ze soba jedzenie, kawę, ciacho.
I te wieczne biadolenia- dlaczego nikt do mnie nie chce przyjść, dlaczego jestem taka samotna...
Bardzo źle sie czuję w domach, w których przyjęcia są związane z jakąś pompą... Gdzie jakaś ciocia zawsze ma na podorędziu komentarz- nie garb się, ubrudziłaś się - ojej...
Ale te wszystke fakty są związane bardziej z kultura osobistą, chyba.
Chyba nie trzeb apobierać specjalnych nauk, jak przyjmowac gości- wystarczy zyczliwość, serdeczność i troska- jak w sentencji, którą przytoczyłam :)
I jeszcze o "wpadaniu na chwilkę" i "zasiadaniu się"- uwazam, ze nie gospodarz nie ma obowiązku zywić gościa, który wpadł na chwilkę, ale miło jest zainteresowac się, czy nie gość nie jest głodny. I uważam, ze jak najbardziej wypada zaproponowac kanapkę z pasztetem, jeśli akurat tylko to jest w domu.
Ja lubię "wpadac" do takich domów...
I obgadywanie jeszcze...
Zarówno gości, jak i gospodarzy- uważam, ze to niegodne i niskie.
Ani nie bywam w takich domach, gdzie to się praktykuje, ani nie zapraszam. I nie ma, ze musze...
Pamiętam, jak zostałam zaproszona pierwszy raz przez matkę lubego. Potem do mnie doszło, ze miała do mnie pretensje, ze nie przyłaczyłam się do zmywania, czy tam obierania ziemniaków. Ale ja uważam, ze albo jestem gość, albo rodzina- gości się nie zagania przemocą do prac porzadkowych, a rodzinie można spokojnie powiedzieć- chodź, pomóż...
Pompowanie na siłę "rodzinnej" atmosefery też bywa niezręczne.
Dochodze w ten spoób do wniosku, ze istota gościnności polega na zywym otwarciu się na drugą osobę.
Bardzo dobrze podsumowane i...chetnie w takim domu jak Twoj bym sie "pogoscila" gdybym miala okazje
:)
Zapraszam :)
Agik, ja naprawde nie rozumiem tego tematu,,,
Moj dom jest zawsze otwarty, nikt nie musi dzwonic ani na komorke, ani na stacjonarny telefon,,,i sie umawiac na kawe????
Podchodze do "problemu" racjonalnie: "czym chata bogata" i jak milo, ze ktos chce mnie odwiedzic:)))
Dam Ci przyklad: widze przez okno sasiada z 3 pieskami, przyszedl spontanicznie i nie zdazyl zadzwonic do drzwi, bo ja otworzylam, pieski wyszalaly sie w ogrodzie a my wypilismy kawe i nic innego , bo nie mialam.
Ide na spacer z Amigo, godzina pozna, sasiad ( dunczyk o ktorym juz chyba pisalam?) wola mnie i prosi do domu na kawe, siedze w kuchni z nim i jego zona ( odludkiem kompletnym wedlug innych sasiadow) i palasze ciasto rabarbarowe i swieza kawe, czas leci i o godzinie 23 dziekuje za goscine, za smiech , za chwile spedzone z obcymi mi ludzmi, za cieplo i za spontaniczna goscine,,,
No fajnie :)
Nas czasem niespodziewany gośc zastaje w sytuacji intymnej... - to juz nie jest tak fajnie...
Pisałam kiedyś o takim panu, który uwielbia robić takie niespodzianki... np o 10 wieczór, albo o szóstej rano... Szczerze- to nie mam chęci na rozmowę z nim, bo zawsze zmierza do tego, jak to za komuny było cudownie...nie mam nic do powiedzenia na ten temat, nie mam nastroju do rozmowy, oli mnie głowa, a ten gada i gada... Jak wyłaczamy domofon- to wali laską w kraty .... po prostu bosko...Z telefonu nie korzysta... a szkoda, bo oszczedziłoby to obydwu stronom wielu stresów.
A poza tym Tineczko Kochana :) - zawsze masz porządek w domu? Ja nie zawsze. Niekoniecznie mnie cieszy, jak ktoś obcy to ogląda.
Pracuję równiez w domu, czesto terminy gonią, naprawdę znam lepsze sposoby na zorganizowanie własnego czasu, niż pogaduchy z niezapowiedzianym gościem, szczgólnie jak ten czas musze potem "nadgonić"- czesto kosztem własnego snu.
Miałam takiego kolege w liceum... no , kurde ciagnęło mnie do niego, a jego chyba do mnie...
W końcu się odważył i postanowił mnie odwiedzić ( po pretekstem konsultacji na temat literatury dwudziestolecia wojennego, hi)
Niestety, właśnie, kiedy wychodziłam- dosłownie z reką na klamce i kluczami w ręce- on zapukał... szkoda, ze się nie umówił... No szkoda jak sto diabłów, czekałabym na niego przecież i to jak... A tak to nici...Potem się już nie złożyło... Teraz mi tylko zostaje żałować, ze się nie zapowiedział, choćby mało konkretnie ( np wpadnę między 7.30, a 22.30, hi)... eh, no szkoda...Tylko zostaje mi załować, ze nie zgrzeszyłam wtedy...A to tylko jedno zdanie przecież...
Jak widzisz różnie jest :)
A temat ząłożyłam po to, zeby o tym pogadać.
I bardzo dziękuję za Twój głos w dyskusji...
Tineczko wszystko zalezy od tego czy:
jestes czynna zawodowo
masz czas
jestes domowa pedantka i zawsze masz czysto z podlogi mozna jesc
nie masz "za wiele" na glowie
nie jestes akurat na romantycznej radce, rzeczowej ale waznej rozmowie z partnerem, dzieckim, mama, babcia , ciocia czy reszta swiata.
Nie masz trudnych chwil, nie palkalas i nie wygladasz jak kura przepuszczona przez wyzymaczke ani tez nie kozystasz z jedynego od tygodni wolnego dnia dla siebie
nie jestes chora, smutna czy masz psm albo ktos z czlonkow twej rodziny mieszkajacych z toba, nie opiekujesz sie na granicy padniecia malym dzieckiem badz inna moze juz leciwa osoba itd. itd.
Jesli choc polowa tych sytuacji odpowuiest twierdzaco to masz zapewne 100% wiecej czasu i swobody od reszty swiata
Oz i proste. A ja zezwalam zazyle zaprzyjaznionym osobom wpadanie ale jesli nie mam czasu to nie mam albo psiapsiulka musi sie pogodzic z tym ze bede gotowac, prasowac czy prac. Co innego wiadomo jesli trzeba pocieszyc czy cos.
Ale zeby mnie kazdy znajomy nachodzil kiedy chce bo mu pasuje a ja musze na rzesach stawac by dogodzic? Nie na to sie stanowczo nie pisze.
Tineczko wydaje mi sie ze w Twoim poscie zapomnialas o jednym : w przytoczonej sytuacji mialas czas i ochote na gosci tak jak i oni na Ciebie jako goscia
Dorotko przeciez Tineczka jest emerytka juz,wiec samo przez sie ma wiecej czasu niz inni pracujacy.
Ja kiedys pracowalam do 17tej od samego rana,najpierw dziecko do szkoly trzeba bylo wyprawic,potem lecialam na przystanek,zeby do pracy zdazyc,konczylam po 17-tej autous do domu ,po drodze male zakupy i okazywalo sie ze bylam w domu okolo18.30badz przed 19-ta.Do domu wpadalam,cos zjadlam,ewentualne pranie badz prasowanie albo i sprzatanie,przygotowanie obiadu na nastepny dzien,zagladniecie do zeszytow dziecka lub ewentualna pomoc i byl wieczor dodam ,ze pozny,wiec takie wpadanie czasem wybijalo mnie z rytmu ,a nikt nie zrobil za mnie co bylo do zrobienia.Ja poprostu padalam,bylam ciagle zmeczona,a o czytaniu ksiazki moglam zapomniec,czasem a i owszem bralam do reki ksiazke,ale zasypialam po jednej stronie,rowniez niejednokrotnie zdarzalo mi sie zasypiac normalnie na siedzaco,jak chcialam obejrzec jakis program badz film,dotrwalam do poczatkowych napisow potem sie budzilam w srodku nocy i tylko sie przenosilam do sypialni.
Dodam ,ze mialam taka kolezanke ,ktora wlasnie notorycznie sobie wpadala,ale jak przestalam sie przejmowac tym ze musze siedziec i z nia gawedzic i pic kawe,a zaczelam robic swoje to co musialam zrobic,juz tak czesto nie wpadala.Oczywiscie lubilam sobie tez posiedziec ,ale nie mialam na to czasu niestety.
W tej chwili nie pracuje juz po tyle godzin co kiedys,mam wiecej czasu,a i dziecko duze i powiem wam szczerze,ze to naprawde jest wspaniale ,ze nie musisz ciagle wszystkiego robic w biegu i non stop byc na super szybkich obrotach.
Dorotko przeciez Tineczka jest emerytka juz,wiec samo przez sie ma wiecej czasu niz inni pracujacy.
Wlasnie a Tineczka pisze, ze ona nie rozumie jak mozna inaczej niz miec/prowadzic otwatry dom. Mozna a czasem nawet trzeba moim zdaniem. Bo nie kazdy ma takie zycie/charakter / potrzeby jak je ma aktualnie Tineczka i trzeba wykazac troszke tolerancji i zrozumienia dla innych jak mi sie wydaje.
Ciebie rozumiem na 100% Aleksandro- to, ze wtedy takimi niezapowiedzianymi goscmi to mozna by bylo wbic gwozdz... do trumny twego wolnego czasu
To ja mam chyba ogromne szczęście bo mam na tyle kulturalnych znajomych, że nigdy nie wpadają bez uprzedzenia:) Zresztą my też zawsze najpierw dzwonimy. Nie wyobrażam sobie iść do kogoś bez wcześniejszego powiadomienia go.
Lubię gości, lubię przygotowywać dla nich poczęstunek. staram sie zawsze dobrac potrawy do preferencji smakowych gości - mam już za sobą kilka "wpadek", które zobrzydziły mi daną potrawę na długi czas -np trafił się kolega, który nie jada groszku i majonezu - a ja bez wcześniejszego wywiadu zaserwowałam tradycyjną sałatkę...
Jak przychodzą - przyjeżdżaja goście staram się likwidowac telewizor - za rzadko się widzimy, aby tracić czas na wirtualnych gości (no chyba, że goście mają takie życzenie).
Wszelkie prace domowe schodzą na drugi plan - powinnam być dla gości, a nie zajmować sie przyziemnościami. Jeżeli goście nie są za długo, zdążę zrobić to potem.
W kuchni - lubię gdy mi towarzyszą, a nie pomagają - obowiązki mają w domu, tu przyjechali się pogościć.
Tak, fajny temat, czesto o tym rozmawiamy z przyjaciolmi...najwiekszym problemem sa przyzwyczajenia, z ktorych obydwie strony gosc i gospodarz powinni lekko zrezygnowac na rzecz dobrego wspolzycia.
Oczywiscie wszystko zalezy od tego jak dlugo goscina bedzie trwala i jakie sa wiezy miedzy goscmi i goszczacymi.
Mieszkajac za granica czesto mamy gosci i jestesmy w gosciach. Jak i rowniez nasi przyjaciele, czesto dzielimy sie uwagami.
Moim zdaniem "gosc" powinien przyjac goscine taka jaka mu sie ofiaruje nie wybrzydzajac, a gospodarz starac sie zaspokoic w miare mozliwosci potrzeby gosci.
Gospodarz decyduje o tym gdzie polozyc goscia spac, co i kiedy podac jesc, oczywiscie pytajac wczesniej czy czegos nie lubia.
Jedna z moich kolezanek jadac w gosci zaczyna przestawiac w kuchni rzeczy, zmieniac nawyki gospodarza, odmawia obiadu gotowanego przez niego, przywozi z Polski prawie pol swiniaka i 100 golabkow, zamiast probowac nowej dla niej kuchni. Dla mnie wlasnie takie zachowanie jest niedoprzyjecia. kazdy z nas moze zrezygnowac z nawyku raz na jakis czas.
Godne uznania jest przygotowanie potrawy dietetycznej czy wegetarianskiej, jesli wiemy ze bedzie osoba o takim sposobie jedzenia.
Oczywiste jest tez dla mnie komunikowanie planow na dany dzien, godzin powrotu itd.
Jesli chodzi natomiast o krotkie gosciny, tu we Wloszech nauczylam sie, czym "chata bogata" jesli nie jest to okazja cwiecwieku, dominuja spotkania bardzo luzne, dwa dania i deser i duzo duzo smiechu...bez wikszych ceregieli...
jesli ktos wpada niezapowiedzianie podaje sie obiad dzielac tym co sie ma
Z pewna taka niesmialoscia napisze,ze troche w Swiecie bywalam i uwazam,ze polska goscinnosc jest najfajniejsza :) Zwykle zaproszenie na kawke.Do kawki zawsze cos sie musi znalezc,najczesciej domowe ciacho,i jeszcze jakies cisteczka.I czujemy sie fajnie.Gospodarz sie cieszy,ze ciacho smakuje,gosc sie cieszy,ze gospodarz sie postaral.I tak moim zdaniem powinno byc.
W Stanach najczesciej przyjmuje sie gosci na stojaco,goscie sami sie obsluguja,zagladaja do lodowy,biora co chca,brrrr,jakos mi to nie podchodzi.Mam na mysli oczywiscie Amerykanow,bo Polacy swoja polska goscinnosc zabieraja w Swiat ze soba:)
Tutaj w Anglii to chyba tak bardziej po naszemu,zrobia herbatke,poczestuja ciasteczkiem:)
Atmosfera to juz inna sprawa.Jest tutaj taki fajny program "Come dine with me" Jest 4 czy 5 uczestnikow,kazdy uczestnik musi przygotowac obiad z deserem,pozniej pozostali oceniaja.Zwyciezca otrzymuje 1000 funtow nagrody.I zawsze wygrywa ten,u ktorego pozostali czuli sie najlepiej,a jedzonko niekoniecznie bylo the best....
Netka mieszkam w Stanach od 25 lat i owszem przyjecia na stojaco sa ale to sa przyjecia na 20 osob i wiecej. Nie bardzo wyobrazam sobie ze tyle osob posadzilabys za stolem. No chyba ze w 3 rzedach:)))) to ja juz wtedy wole bufet na stojaco. Bywalam rowniez w domach Amerykanow, bo przeciez moja rodzina to wlasnie Amerykanie i jakos nie musialam nigdy zagladac nikomu do lodowki. Wiec moze nie przesadzajmy, bo jedno doswiadczenie o niczym nie swiadczy. Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy posilkami a nie czekaja na obsluge.
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni
> czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy
> posilkami a nie czekaja na obsluge.
zanotowalem :) i tak lubie :):):):):)
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> Netka mieszkam w Stanach od 25 lat i owszem przyjecia na stojaco sa ale to sa
> przyjecia na 20 osob i wiecej. Nie bardzo wyobrazam sobie ze tyle osob
> posadzilabys za stolem. No chyba ze w 3 rzedach:)))) to ja juz wtedy wole
> bufet na stojaco. Bywalam rowniez w domach Amerykanow, bo przeciez moja
> rodzina to wlasnie Amerykanie i jakos nie musialam nigdy zagladac nikomu do
> lodowki. Wiec moze nie przesadzajmy, bo jedno doswiadczenie o niczym nie
> swiadczy. Ja osobiscie lubie jak goscie, ktorzy przyjezdzaja na kilka dni
> czuja sie na tyle swobodnie ze mi zagladaja do lodowki, zwlaszcza miedzy
> posilkami a nie czekaja na obsluge.
...no ja nie mieszkalam w Stanach az tak dlugo,,ale przez te pare lat,ktore tam spedzilam, sprzatalam domki i widzialam takie codzienne zycie.Niekoniecznie wielkie przyjecia ale zwykle odwiedziny i o tym napisalam.Nie podobalo mi sie,kiedy do babki przyszla kolezanka a ona(ta babka)nie zaproponowala jej nawet herbaty czy kawy,nie zaproponowala jej zeby usiadla.To tylko jeden przyklad z wielu.I to jest u nich normalne ale mnie sie to nie podoba.Widzialam tez raz,gdy jednej mojej babce z domku popsula sie pralka,przyszedl specjalista,ona akurat wychodzila i powiedziala do faceta,zeby sie nie krepowal i jak bedzie czegos potrzebowal do zjedzenia to niech sie obsluzy .No i on sie wcale nie krepowal,i sie obsluzyl:)Nie mam pojecia czy oni sie znali czy tez nie,ale jakos tez mi sie to nie spodobalo.
Co innego jest jesli przyjezdzaja do Ciebie dobrzy znajomi,na dodatek na dluzej,wtedy powinni sie czuc swobodnie i brac sobie co chca i na dodatek wcale sie nie krepujac....Chociaz z wlasnego doswiadczenia wiem,ze chyba jednak nie warto az tak bardzo wierzyc w zapewnienia:czuj sie jak u siebie w domu.
To moje spostrzezenia tylko :)
Jezeli przychodzi mechanik do naprawy jakiegos domowego sprzetu i musze go zostawic samego lub tylko w towarzystwie osoby sprzatajacej to dlaczego mam nie zaproponowac zeby sie poczestowal? Nie wiem jak Ciebie traktowano, ale ja tez kiedys sprzatalam domy i zwykle mialam klucze od domu, w ktorym nikogo nie bylo przychodzilam, sprzatalam i wychodzilam. Wiadomo ze musialam cos zjesc w miedzyczasie czy sie napic, to czy gospodyni miala przychdzic z pracy, czy tez zostawiac mi na stole wydzielone co mi wolno ruszyc? Nie po prostu otwieralam lodowke i bralam na co mialam ochote, te amerykanskie lodowki nie sa az tak przepelnione;)) A juz w ogole nie rozumiem takiego wpadla "babka do babki", bo do mnie nikt nie ma prawa wpadac, tu sie nie wpada do sasiadow pozyczyc soli, ani na kawiarniane pogaduchy i bardzo mi sie to podoba. Gosc jest tylko wtedy gosciem jesli jest zaproszony. Niezaproszony moze dzwonic do drzwi do sadnego dnia, ja nie otwieram. I to jest wedlug mnie piekne, bo jest wyrazem szacunku dla czyjegos czasu. Chcesz przyjsc na kawe czy pogadac, to zadzwon i sie umow. Bez zapowiedzi mozesz sie nie fatygowac. A jesli gosc jest juz zaproszony to nie rozumiem dlaczego nie mialby sie czuc swobodnie.
To jest przerazajace co napisalas....to we Wloszech puka sie do sasiada jak dawniej w Polsce...prawie o kazdej porze dnia i nocy, jesli jest taka potrzeba...zawsze ktos otworzy drzwi pozyczy "soli" z usmiechem i powie przychodz kiedy chcesz...
Nie rozumiem co w tym przerazajacego? Na kazdym prawie rogu ulicy jest sklep, a ja mam latac po sasiadach pozyczac soli czy cukru? Moze gdybym musiala jechac do najblizszego sklepu 10km to inna sprawa.
Myślisz, ze to od narodowości zależy?
Ja myślę, że od człowieka...
Przykłady, które przytoczyłam dotycza wyłacznie Polaków.
Ja spotkałam się z tymi negatywnymi przykładami właśnie w Polsce.
Sknerstwo, wyliczanie, co gość zjadł, strofowanie, ze ( np) ubrudzisz mi kanapę, ściane, zachlapiesz mi obrus, narzekanie, ze tyle roboty, i to cąłe zmywanie, sprzatanie- jakoś nie sprzyja dobremu samopoczuciu gości. Podobnie, jak przesadne nakłanianie do jedzenia ( bo się napracowałam), podobnie, jak szykowanie czegoś na pokaz...
Chyba nie od narodowości to zalezy...
No to sie wypowiem:) i nie sa to ani moje polskie, ani moje amerykanskie zwyczaje, tylko po prostu MOJE. Gosciem jest dla mnie ktos kto zostal zaproszony na konkretny dzien i konkretna godzine, jesli wizyta odbywa sie jednego dnia. Zwykle w takich sytuacjach mam juz wszystko przygotowane i nakryty stol na 15 min. przed ustalonym czasem. Gosc ma sie czuc swobodnie, czyli niech sie swobodnie upomina jesli cos jest mu potrzebne, ale niekoniecznie walesa po calej chalupie jak smrod po gaciach.
Mialam kiedys sytuacje kiedy moja kolezanka przyprowadzila (uprzednio pytajac o zgode) swoja kolezanke i okazalo sie, ze jak obie panie przyszly to kolezanka mojej kolezanki zapalala ochota zwiedzania mojego mieszkania. Przetrawilam do czasu kiedy chciala tez wejsc do pokoju mojego syna, w tym momencie zabronilam, bo syn akurat tam spal. Na co pani powiedziala ze ona sobie "tylko zajrzy". Normalnie takie zachowanie nie miesci mi sie w glowie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabronilam kategorycznie.
Ja nie "zagladalam" do pokoju mojego syna bez potrzeby i jego zgody, wiec nie widzialam powodu dla ktorego mialaby to robic zupelnie przypadkowa obca osoba.
Jesli goscie przybywaja z daleka i laczy sie to z chwilowym zamieszkaniem pod moim dachem uprzedzam z gory, ze ja sie goscmi nie zajmuje w sensie opieki, ja dotrzymuje im towarzystwa na miare moich mozliwosci, ale jesli goscie cos potrzebuja to maja sie czuc jak u siebie i sobie radzic rowniez sami w czasie naszej nieobecnosci. Jesli mowie 'czuj sie jak u siebie' to dokladnie oznacza czuj sie jak u siebie. Nie pytaj co chwila czy mozesz, bo juz w tych kilku slowach powiedzialam ze MOZESZ, wiec otwieraj lodowke jak Ci sie chce pic, idz do lazienki bez szczegolnego anonsowania czy pytania o pozwolenie. Poloz sie jak chcesz sobie uciac drzemke. No czuj sie jak u siebie. Nie lubie meczyc gosci i nie lubie jak oni mnie mecza. Goscina ma byc obustronna radoscia i przyjemnoscia a nie katorga.
Nie wpycham w gosci jedzenia!!! ani im go nie zaluje, malo? doloz sobie. Zabraklo na talerzu? siegnij do lodowki czy ewentualnie dokroj chleba. Nie lubie gospodyn ktore przy gosciach ciagle jeszcze gotuja ocierajac pot z czola, albo juz sprzataja podczas kiedy goscie jeszcze zegnaja sie z domownikami w przedpokoju. Dziala mi to na nerwy obustronnie.
Nie lubie byc zapraszana w sposob "to wpadnijcie" dla mnie to nie jest zaproszenie, to gadka szmatka bez sensu, moze odpowiednia dla nastolatkow ale nie doroslych ludzi.
W ten sposob moja kolezanka przypomina mi ze jeszcze nie wpadlismy do jej nowego (2 lata) mieszkania, na moje "bo nigdy nas nie zaprosilas" odpowiada "no teraz to akurat..." wyliczajac tysiace problemow. To nie jest dla mnie zaproszenie, ja za bardzo szanuje czas wlasny i innych zebym do kogos "wpadala" bo akurat jestem w okolicy. Do mnie tez sie nie "wpada", wpasc moze tylko listonosz z paczka lub listem, ktos kto oczekuje chocby tylko kawy powinien byc umowiony.
No moze jestem wredna malpa, ale tak mam.
Kiedys zaprosilismy kolezanke, te od "wpadania" na sylwestra u nas w domu (mieszkala wtedy w sasiedztwie) i w czasie wieczoru zaprosila nas na obiad noworoczny. Na moje pytanie "na ktora godzine?" odpowiedziala "to ja zadzwonie" po czym nastepnego dnia zadzwonila o 18:50 jak ja juz gotowalam dla nas obiad. I jeszcze byla oburzona, ze "przeciez Was zapraszalam".
Niby racja, ale czy nie mozna zadzwonic o 14tej i powiedziec "to przyjdzcie na 19ta"? Czy ja naprawde za duzo wymagam od doroslej osoby?
Dla mnie slowo goscinnosc oznacza sposob ugoszczenia danej osoby czy osob.
Luckystar,z jednej strony piszesz,ze nie wpuscilabys do domu nie zapowiedzianej znajomej a z drugiej strony zapewniasz,ze Twoi goscie czja sie u ciebie jak u siebie w domu.Ja juz bym wolala otworzyc niezapowiedzianej osobie i poczestowac ja tym co akurat mam niz nie otwierac wcale ale za to nastepnym razem ugoscic tak ja trzeba(z dojsciem do lodowki wlacznie)Dla mnie moj dom jest moim domem i nigdzie nie bede czula sie tak jak u siebie.I nawet nie probuje u kogos czuc sie jak u siebie bo to jest niemozliwe.W racajac do tej LODOWKI.Tu nie chodzi o to,ze ja bym bronila komus cos wziasc z lodowki,tu chodzi o przygotowanie sie na gosci czy goscia.Dlatego tez napisalam,ze polska goscinnosc podoba mi sie bardziej od tej amerykanskiej,na przyklad.Jesli ktos do mnie wpadnie niezapowiedziany,bo i tak sie czasami zdarza,to to pytanie:czy napijesz sie kawy(lub herbaty)po prostu zawsze pada.Nawet jesli nie nmam nic w danym momencie do tej kawy to i tak ta kawe zrobie,jesli trzeba.Jesli ktos sie zapowiada,to wtedy sie przygotowuje.I to mi sie wlasnie podoba.Nie mowie,bierz co tylko chcesz z lodowy,ale czestuje tym co akurat przygotowalam,specjalnie na to spotkanie.I w dalszym ciagu nie mam na mysli jakichs wielkich przyjec.Zwykle spotkanie, na ploteczki,na przyklad.W iem,ze w Stanach nie ma nioezapowiedzianych wizyt,i piszac o tej babce ktora wpadla do innej,mialam na mysli zapowiedziana wizyte wlasnie.Bez kawy,ciasteczka,na stojaco...Jak mowia,co kraj to obyczaj.Mnie sie nasza goscinnosc bardzo podoba.
Nie znam definicji slowa gosc, ale to dla mnie osobiscie akurat nie jest istotne. Natomiast widze ze ja i Ty rozumiemy to slowo zupelnie inaczej:) Dla mnie GOSC to osoba zaproszona i wtedy zostaje traktowana jak gosc. Natomiast ktos kto nagle i niespodziewanie puka do drzwi to PRZYBLEDA, dla ktorego niekoniecznie musze miec czas czy w ogole ochote otwierac drzwi. I masz racje dokladnie ta sama kolezanka jesli jest zaproszona to jest gosciem, a jesli wpada bez zaproszenia to jest przybleda i stosownie zostaje potraktowana. Nie widze w tym zadnego zaprzeczenia.
W dalszym ciagu upierasz sie ze sposob przyjmowania jest cecha narodowa a nie osobista poszczegolnych ludzi.
No coz, wolno Ci miec wlasnie takie zdanie, szkoda tylko, ze poparte jednym przykladem zdobytym w czasie sprzatania. Jak do mnie przychodzi kobieta sprzatac to tez nie przyjmuje gosci, bo to nie jest odpowiedni do tego czas.
A co robisz jesli ktos puka w momencie kiedy akurat masz bilety do kina? Wpuszczasz i robisz kawe? rezygnujesz z kina? czy tez robisz kawe i kazesz szybko wypic najlepiej jednym lykiem zeby zdazyc do kina? i zeby polskiej goscinnosci stalo sie zadosc?
Kurcze,jakos nigdy nie slyszalam okreslenia:niezapowiedziany przybleda,niespodziewany przybleda.Slyszalam natomiast okreslenie:niespodziewany gosc,niezapowiedziany gosc.
Niezapowiedzianych gosci nie mam zbyt czesto,wiesz,era telefonow komorkowych,itp.Jesli jednak sie zdarzaja a ja mam akurat wyjscie to otwieram drzwi,witam sie z osoba i przepraszam,ze nie moge jej poswiecic teraz czasu poniewaz musze wlasnie wyjsc.Proste,prawda?Szczerze mowiac,na szczescie nigdy taka sytuacja mi sie jeszcze nie zdarzyla:)
Przyklad,ktory przytoczylam jest jednym z wielu,nie ma sesu opisywac kazdej sytuacji.Nie zaprzeczysz chyba jednak,ze w Ameryce,nie ma zwyczaju czestowania gosci kawa i ciastkiem.Gosci takich godzinnych,na krotko.W Polsce jest.Czy to nie swiadczy o tym,ze jest to jedna z cech narodowych.
Jeszcze o uroczystosciach rodzinnych.Nie dziwcie sie tak bardzo,ze polskie mamy i babcie tak sie staraja.Jesli sie kogos zaprasza,to chce sie ich ugoscic jak nalezy.W innych krajach,np w Ameryce,tez istnieja takie uroczystosci.Swieto dziekczynienia,to na przyklad.Wyglada podobnie jak w Polsce.Tyle tylko,ze oni tam maja pomoce domowe,sprzataczki i kelnerki.Nie musza wiec biegac,starac sioe,przejmowac.Maja od tego ludzi.Polskie rodziny nie stac na taki luksus.Przynajmniej nie wszystkie.
Nie wiem gdzie Ty bywalas w Ameryce? Byl czas ze mialam prywatne klientki do ktorych chdzilam do domu robic np. woskowanie i zawsze bylam czestowana, u niektorych nawet obiadem, bo wiedzialy ze przychodze do nich prosto po pracy w salonie. Nie wiem co Ci Ameryka zrobila, ale z Twoich wypowiedzi przebija jakas chec bycia lepsza, no to uznajmy ze jestes. Mnie na tym nie zalezy, bo ja sie calkiem dobrze czuje we wlasnej skorze.
...nie chce byc lepsza,pisze co widzialam,jak to odbieralam.Bronie swojego zdania.Czy to jest chec bycia lepsza.Raczej nie.Tez mialam rozne domki.Lepsze i gorsze.Na jednym ,na czas przerwy mialam zawsze przygotowana kawe w czajniku i jakasbulke.Na innym,na czas przerwy mialam swoje kanapki i kawe.Na jeszcze innym nie mialam zadnej przerwy.Ja nie pisze,ze oni sa zli,nieuprzejmi,skapi.Oni sa inni.I ich goscinnosc wyglada troche inaczej.Nasz polska bardzo mi sie podoba.I nie mam zamiaru z niej sie nabijac.Tylko tyle.
Bylam w Chicago.I tez sie dobrze czuje we wlasnej skorze.
Netko Anetko, podalas przyklady domow w ktorych pracowalas, z regoly ludzie ktorzy maja gosposie sa troche zamozniejsi, wiec nie znasz moze zwyczajow tych zwyklych szaraczkow, ktorzy sprzataja sobie sami jesli maja na to czas i sile.
Ja jestem przekonana, ze wlasnie te osoby poczestowalyby Cie kawa.
Im wiecej ktos ma, tym bardziej boi sie dac.
Mysle, ze nie zalezy to od narodowosci (calkowicie) ale rozumiem to co napisalas wyzej. Coraz bardziej zaciera sie ta "goscinnosc" to zwykle ofiarowanie szklanki wody, lyka kawy czy herbaty.
Kiedy pracownicy z Ikea przyszli zamontowac nam kuchnie, zaproponowalam kawe, ciastka i napoje...byli bardzo zdziwieni, gdyz tak zadko sie to zdaza.
Powodow jest chyba wiele..czesc osob nie chce sie fatygowac
inni nie chca sie spoufalac, jeszcze innym nie przyjdzie to do glowy.
Ja czesto po pracy, ktora koncze w gabinecie o 20 jade pilnowac dzieci do poznej nocy, jak rodzica ida balowac. Mam kilka takich rodzin, 3 sredniozamozne i w tych zawsze mi mowia bierz co chcesz.
2 bardzo bogate (wlasciciele luksusowych hoteli) gdzie nie czestuja niczym, i chca reszte typu 1 euro o godzinie 2 w nocy, przeliczajac godzine na minuty....jest to bardzo zenujace.
Lubie gosci :) ale tylko tych zaproszonych ,czuje sie niezrecznie jak ktos wpada do mnie nie proszony,bywalo tak ze robilam 3 kotlety z koscia na obiad,bo akurat dla kazdego po jednym.
Jemy sobie w spokoju w gronie rodzinnym ,nagle dzwonek do drzwi,otwieram a tu moja znajoma z 2 dzieci i mezem,usmiechnieta i mowi dobrze ze jestescie bylismy w markecie i wpadlismy przy okazji na kawe.
Powiem szczerze nie bylam zachwycona,poniewaz juz nie dojadlam obiadu ,poczestowac ich nie moglam bo.............. nie mialam juz dla nich ,ani kotletow ani ziemniakow.
Zaproponowalam kawe,herbate i ciasto,oczywiscie maz z corka dojadali swoj obiad przy stole,uslyszalam jak dzieci znajomej mowily do matki ze tez chca taki obiad,pytanie tylko skad ? zrobilam im kanapki.
Siedzieli 3 godziny,bylam zla bo pogoda byla piekna ,mielismy jechac na dzialke i nie pojechalismy.
Uwazam ze luckystar ma racje , gosc proszony jest mile widziany ,sama nigdzie nie chodze jezeli nie uprzedze znajomych o swojej wizycie,nawet jak jade do mamy zawsze dzwonie ,bo moze akurat odpoczywa i nie chce jej przeszkadzac.
Jak wczesniej napisala Agik nie zawsze tez mam idealny porzadek w domu,uwazam ze dom to nie muzeum,a wizyty niezapowiedzianych gosci jednak krepuja.
Mamo Rozyczki, dziekuje ze napisalas o tym, bo to przeciez samo zycie. Czy Ci wszyscy co lubia niespodziewanych gosci (moim jezykiem przybledy) zawsze maja pod dostatkiem obiadu, kolacji na nieznana i nieprzewidywalna ilosc osob? No to moze te osoby prowadza restauracje, a tylko nie chca sie przyznac;)) Jak bylam naprawde malym dzieckiem to sie "wpadalo" do kogos zeby sie napic wody (zamiast saturatora) czy skorzystac z lazienki (lepsza niz publiczna;))) ale te czasy chyba minely. Dzisiaj bedac na zakupach czy gdziekolwiek z daleka od wlasnego domu nie musimy stukac do roznych drzwi bez uprzedzenia, bo nam sie akurat siku zachcialo, a ze pora obiadowa? No trudno, dobra gospodyni powie, ze lekarz jej zabronil i odda gosciowi swoja porcje:))))
Takie wpadanie bez zapowiedzi uwazam za (delikatnie mowiac) niekulturalne i brak taktu.
Co prawda nie nazwałabym niespodziewanego gościa przybłędą, lecz gościem nie w czas i nie w porę, ale bardzo nie lubię wizyt bez zapowiedzenia. Mam różne zaplanowane zajęcia i nie zawsze jestem w stanie poświęcić uwagę osobie, która, no właśnie co... będzie patrzyła z kubkiem kawy w garści jak kończę wsadzać gacie do pralki, bo akurat wysypałam wszystkie rzeczy na podłogę w łazience, żeby dokonać segregacji na białe i kolorowe? No i muszę te gacie z podłogi jednak pozbierać, bo może będzie chciała łapy umyć ta gościa albo ten gość diabelny. (Nie daj bóg, jeśli akurat coś szorowałam i przy okazji umazałam umywalkę, no i tak często przy tym sprzątaniu sama myłam ręce, że ręcznik do rąk wygląda jak mokra ściera, a zamierzałam go wymienić na świeży akuratnie po skończeniu wszystkich zaplanowanych prac). Nie będę też zadowolona, gdy ktoś wlizie późnym wieczorem, gdy wreszcie mając chwilę czasu zabiorę się za przygotowywanie jakiegoś tekstu na stronę, a przybyła osoba pozostanie w błogiej nieświadomości, bo cóż u licha można takiego robić wieczorami. A można, niestety można. Dlatego kocham gości, ale zawsze zapowiedzianych. Bo w dzisiejszych czasach to naprawdę nie problem :)
No to krakowskim targiem, jak nie przybleda, to moze powsinoga? :))))))))
Pasjami nie cierpie niezapowiedzianych gosci, w pewna sobote, objuczeni jak wielblady ladujemy w domu, a za minute "wpadaja" znajomi, szlag mnie malo nie trafil, zakupy do rozpakowania, ogolny rozgardiasz, a ja latam jak wsciekla.
Nastepny raz - jestem 3 dni po operacji kolana, znajoma dzwoni, ze do mnie jada, tlumacze, i prosze ze jestem sama w domu i mam balagan i nie moge chodzic, nie wpierniczyla sie ze tak powiem na chama.( bo jej sie nudzilo) Ludzie przyjezdaja tutaj z NY na weekens, ale ja tu zyje i mieszkam.
Powiedzialam jej pare slow do sluchu, juz nie przyjezdza.
Oczywiscie, ze takie zachowanie Twojej kolezanki bylo nie na miejscu, w dzisiejszej erze telefonow...kolezanka byla nietaktowna, ale ja na miejscu Rozyczki powiedzialabym, ze mam juz plany, nie moge Ci poswiecic wiele czasu, wpadnij za tydzien, bo jedziemy na dzialke. Szybka kawa i ciacho i dowidzenia.
Mysle, ze jasnosc sytuacji jest najwazniejsza.
Wsrod moich przyjaciol uzywamy bardzo luzna forme "gosciny" nawet w ten sam dzien lub dzien wczesniej telefon co robicie przyjdzcie na kolacje. Szybkie dwa dania. Gosc przynosi wino i deser, 2 godziny pogaduszek i dobranoc, gdyz czesto sie to odbywa w srodku tygodnia. Nie robi sie duzych ceregieli zeby razem cos zjesc.
Do meza przychodzi czesto kolega, je obiad z nami, kolacje i zostaje (czasem) na noc, jesli jest zmeczony...dla mnie to zaden problem, czasem maz mnie powiadamia w ostatniej chwili...
Mysle, ze nie przychodzimy do kogos, zeby sie najesc, ale zeby sie spotkac, a jedzenie to taki dodatek
Nie mieszkam w Stanach , ani nawet tam nie byłam ( niestety ) , ale w czasach telefonów komórkowych nawet w naszej RP nie uznaję niezapowiedzianych wizyt . Właśnie z powodu łatwości połączenia się z każdym niezapowiedziana wizyta teraz jest milion razy bardziej nie na miejscu niż np. 10 lat temu ( w RP ) .
A nas właśnie odwiedziła Mamusia ( zapowiedziana ) , która nawet wody stojącej na stole sobie nie naleje ;)
Nie wspominając o jedzeniu wszelakim , którego nie chce tknąć ( warzywa z parowaru bez soli są obrzydliwe - ale nie można sięgnąć po solniczkę , żeby sobie posolić , a zupy bez vegety nie da się przełknąć ;)
A mnie to nawet bawi ;)))
Ojejku ale masz zabawe:))))) A czy mamusia dlugo tak ma byc na tej diecie bezsolnej? :))))))))
;))
Pewnie jak porządnie zgłodnieje to wyjedzie ;))
Ale właśnie pojęcie gościnności Mamusi i moje leżą na przeciwległych biegunach ;)
...I tak sobie właśnie wspominam gościny w mym rodzinnym domu .
Oczywiście wszystko z lekka przerysuję , bo oprócz zabawy lekki wk... też nastąpił ;) :
Przed zapowiedzianą wizytą następowała totalna sterylizacja domu . Wszystko lśniło i pachniało . Ludzie wchodzili i mieli dylemat czy zostawić skarpetki , żeby nie zhańbić czystości ;)
Po wejściu i obowiązkowym mlaskaniu w policzek goście wchodzili z nami ( dziećmi znaczy ) do gościnnego , rodzice znikali w kuchni , żeby kroić i podgrzewać wszystko ...
Trwało to jakieś pół godziny ... My w tym czasie musieliśmy zabawiać gości .
Potem następowało wnoszenie ...
Trwało to jakieś 15 minut .
Potem degustacja przystawek . Mamusia w fartuszku , gotowa do zabrania talerza z powodu braku większej zastawy ( " skończyłeś/aś już , bo muszę pozmywać ;)
Potem danie główne ( " co tak mało zjadłaś/eś , nie smakuje Ci ?) . I znowu Mamusia w fartuszku ...
No to goście szybko , szybko ...
Kolejna zmiana talerzy ( Mamusia już umęczona , oprócz niej inni człokowie rodziny stale się krzątają , coby ulżyć ;)
Goście w pośpiechu jedzą . Z tego pośpiechu wujowi wylał się barszczyk - powstaje mała aferka :) Wszyscy biegają ze szmatami ;)
Nareszcie deser i wszyscy oddychają z ulgą ;)
Szybciutko pyyyszne ciasto , zmywanie i można już rozlewać alkohol ...
Tatuś wyluzowany , Mamusia spocona ;)
I dlatego głęboko ma staropolską gościnność " postaw się a zastaw się " ;))
I jak już mam wypieki na twarzy , a po pytaniu " chcecie herbaty " ktoś odpowiada " tak " , mówię : to zrób i mi ;))))
Hahahahaha dokladnie jak w moim rodzinnym domu:))))))) U mnie to nawet kiedys jakis nieudany placek z szafy spadl, co to go nie wolno bylo gosciom pokazywac:))))))))) I te gosposie krzatajace sie na wysokich obrotach, zadna nie daj Bog nie usiadla jak czlowiek przy stole tylko latala jak nakrecona, toz mozna zeza rozbierznego dostac od samego strzelania oczami za gospodynia. W zyciu sie nie pisze na taka goscinnosc, ani jako gosc ani tym bardziej jako gospodyni:))))))))))))))
Taaaa ;)))
Gospodyni nie daj Bóg nie może usiąść jak czlowiek , tylko na jednym półdupku a oczy musi mieć max rozbiegane , żeby przewidywać myśli gości ...;)))
U nas jeszcze był czad - kibelek ;) Żeby włączyć spłuczkę trzeba było Harvard skończyć .
Więc jak gość ruszał w kierunku , zawsze miał musiał przejść przez instrukcję obsługi ... No , mega komfort ;))
Dobilas mnie tym kibelkiem!!!!!!!!!! A u nas kiedys moja kuzynka (rowiesniczka moja) wpadla z nienacka do kuchni i siadla dupina prosto w makaron, ktory mama postawila na krzesle, bo caly stol i blat kuchenny juz byly zajete. To byl Sajgon!!!!!!!!!
Cala rodzina (obiad byl swiateczny) tlumaczyla mamie ze przeciez nic sie nie stalo i nikt nie umrze od tych klusek (oczywiscie reczna robota) ale mama uparcie twierdzila ze przeciez ona nie wini dziecka, ale nie poda takich klusek na stol. No querwa jakby sie tym kluskom cos stalo (!!) Biedna Wanda miala wtedy ze 4 lata i byla nie z golym tylkiem tylko w gaciach i rajtuzach. Rajwach byl taki przez nastepne pol godziny, co niektorzy nakladali sobie te kluski sami a mama im wyrywala talerze. W koncu ojciec stracil cierpliwosc usadzil wszystkich przy stole i podal kluchy dla wsiech, ale mama poplakiwala w kuchni.
Ech mozna by tak bez konca... a potem jak juz sie wszyscy rozeszli to zwykle gospodyni padala i byla nie do zycia przez nastepne 3 dni. A i tak nikt nie byl w pelni zadowolony i tak zawsze bylo cos za co mozna bylo obrobic dupe.
Łoj, to by i u mnie znalazł takich obrazków kilka.
Ja niemal luzik, ale dla dzieci. Jak wylało, trudno, są proszki wypierze się, spadło akurat powidłem na obrus? Wypierze się....Ale u mojej Mamy......... Normalnie stresa przechodzę... pilnuję coby łapki równo przy boku miały, córka w żadnym wypadku nie próbowała się podeprzeć.....Normalnie to już chyba odruch bezwarunkowy...
A zanim odwiedze ich na obiad uroczysty długo myśle i adaptujemy się cała trójką... ot gościnność :)
A niezapowiedziani goście? Unikam jak zarazy...Niezapowiedziany nie jest mile widziany......Zwłaszcza w dobie telefonów komórkowych.
My też wielokrotnie przeżywaliśmy rodzinne tragedie z powodu oklapniętego czy zakalcowatego placka ;)
Cała impreza traciła wtedy sens ...
Aja bym dużo dała za mamusię (teściową), która przyjeżdża, siada za stołem i czeka, aż sie jej wodę naleje. Moja pierwsze co robi zabiera się za sprzątanie, przewieszanie prania... Moja cierpliwość szybko sie wyczerpuje...
kiedyś na takie wizyty miałam wszystko posprzątane - byle tylko nie było czego poprawiać. Nic z tego - to trzeba było przełozyć, tamto przestawić. Przestałam się przejmować, nie pucuję...Jak lubi i musi - niech sprząta...
A co powiecie na atakowanie gościa kapciem?
Ja nie znoszę...
Nie mam :gościnnych" kapci, bo uważam, ze to obrzydliwe. Moi goscie moga sobie zostać w butach- jak im wygodnie, mogą przynieść swoje obuwie, albo chodzić boso. Jak jestem w gościach, to zdejmuje buty, chyba, ze podłoga budzi moje wątpliwości, nie przyjmuję gościnnych kapci, wolę zostać boso. U mamy ( jak jeszcze bywałam) to miałam swoje kapcie, bo czasem wychodziłam do sąsiadki, ale i tak przeważnie chodziłam boso...
Natomiast "tesciowa" obraża się nawet na malarza, albo hydraulika, jka wejdzie jej w butach do domu- u niej buty trzeba zdejmować jeszcze przed wycieraczką- wygląda to tak, ze trzeba chodzić na bosaka po zasyfiałej, obcharkanej klatce schodowej... Nie lubię tam być i nie byłam juz chyba z 10 lat, bo nawet jesli te buty się zdejmie to i tak nie obejdzie się od wyliczanki, jak to sie biedna napracowała, zeby mieć lusterko na podłodze...I czyściuteńką wycieraczkę...
Szczerze, to smieszy mnie ta przepychanka z kapciami na powitanie...
Agik, na kapcie mam jedno slowo - dulszczyzna. Gosc ma prawo zostac w butach, albo boso albo jak lubi to niech sobie cos przyniesie. Podlog nie myje perfumami Chanel wiec nie jest to drogi zabieg, odkurzacz tez mam:)))
Marylko, w Szwecji zaden gosc nie wejdzie do domu w butach noszonych na ulicy. Tak samo jest w Japonii. Ot, roznica kultur:)))
Tu nie chodzi o mycie podlog i odkurzacze, po prostu tak jest:)
O Szwecji i Japonii wiem i to jest tam akurat naturalne, bo to tak samo jakby kazac katolickiemu ksiedzu odprawiac msze w kostiumie nurka:))) Poszanowanie tradycji danego kraju swiadczy tylko o kulturze czlowieka.
Marylko, to fajnie, ze rozumiesz:)
hahahaha a dlaczego mialabym nie rozumiec? czy naprawde uwazasz ze moja wiedza o swiecie i roznych kulturach jest az tak ograniczona? :)))))))))
W rodzinnym na stanie było ok. 6 par kapci dla gości .
Do czasu aż jeden z wujków definitywnie rozwiązał ten problem : " a co , skarpetami pobrudzę podłogę ?" ;)))
Przy innej okazji rozwiązał też problem porcelany ( Chodzież albo Ćmielów ale na wagę Rosenthala ;) :
Co mi tu dajecie takie małe kubki co to w ucho nawet mały palec mi nie wejdzie " ;)))
Hahaha, ten temat juz byl i awantura tez:)))
Ja mam proste wyjscie z sytuacji: wlasne obuwie ( oprocz szpilek ) nie noszone na zewnatrz, to takie proste:)
A kapci uzywanych nie wloze nigdy, hehehe
kapcie mnie dobijaly zawsze, jeszcze jako dziecko. No nie cieprpie jak mi kto z kapciami wyskakuje. Sama oceniam czy mam obuwie nadajace sie aby chodzic po czyjejs podlodze i czy ta podloga sie nadaje by chodzic na boso. U mnie w domu jest para goscinnych kapci bo mam taka kolezanke co to ona chce. No to ma.
Ja swoich gości proszę aby nie zdejmowali butów bo moj pies chodzi boso, to oni mogą w butach. Pozdrawiam !
Nigdy gosciom nie sugeruję, czy maja ściągać buty, czy nie...
ale jeżeli ściąga, to nie biegnę po kapcie, tylko pytam , czy chce...wolna wola.
Ogólnie goscinnośc pojmuję podobnie jak Luckystar, pełna swoboda, nie biegam za gośćmi i nie ograniczam.
Jednak lubię niespodziewanych gości, zawsze zaproponuje coś do picia i nigdy nie tłumaczę się, że nie mam
akurat nic do kawki...jeżeli w tym czasie miałam coś pilnego do roboty, to nie przerywam sobie, ostatecznie gość nie był
zapowiedziany. Ale , jeżeli to co robię, może poczekać, to czemu nie...
No i... nie mam problemu powiedzieć takiemu gościowi, że akurat idę do kina, czy coś w tym rodzaju.
Ten problem kapciowy to faktycznie kłopot. Nigdy nie sugeruję gościom żeby zdejmowali buty, ale z ręką na sercu nie byłabym szczęśliwa gdyby ktoś wszedł na dywan w zabłoconych butach. Pewnie nic bym nie powiedziała i jakoś to ścierpiała, ale raczej nie byłabym dobrego zdania o takiej osobie - co innego gdy jest sucho. Jednak z tym zdejmowaniem obuwia trzeba naprawdę uważać. Kiedyś miałam gościa który po zdjęciu obuwia (z własnej woli) sprawił, że o mało nie zemdlałam od smrodu jego nóg. Wymusiłam skrócenie wizyty ,a później nie mogłam dowietrzyć mieszkania. Naprawdę było to coś niesamowitego. Kiedy ja idę z wizytą do zaprzyjaźnionych osób na ogół zabieram jakieś klapki na zmianę. W domu mam też dwie pary dyżurnych (plastikowych) klapek które staram się prać (jeśli były używane) przynajmniej raz w tygodniu. Jeśli ktoś sobie życzy może je założyć, ale nie namawiam do tego bo sama nie znoszę być w takiej sytuacji. Generalnie uważam że przymuszanie czy namawianie do założenia cudzych kapci za niehigieniczne i nie na miejscu.
A pamietacie kapciuszki robione na szydelku z podartych rajstop? to byly czasy! wszyscy w jednakowych sztrykowanych ciapach
Agik popieram...nie cierpie kapci, i nie zdejmuje butow! chyba ze bloto za oknem...we Wloszech nie istnieje zdejmowanie butow, i nawet domownicy przyjmujacy gosci powinni miec obuwie. Nie ma nic gorszego jak facet w garniturze i w kapciach, albo kapcie do sukienki...ohyda
Ja do butów się przyzwyczaiłam bo goście na pensjonacie latają w butach nawet jak błoto po kolana dlatego żeby ułatwić sobie życie w pokojach są panele albo deski bo z dywanami bym się zajechała piorąc je ciągle,u siebie mam linoleum z małym chodnikiem wiec ok a jak idę do kogoś to zależy co mają na podłogach i jaka jest pogoda ale przeważnie mam w torbie kapcie robione na drutach(całkiem fajne z guzikami kolorowymi-zakupiłam je w sklepie)i jak widzę minę gospodyni to je zakładam...a po domu i całym pensjonacie ganiam na boso...a za mną moje dzieciaki a każę im zakładać kapcie co one kwitują że jak ja zacznę....a nie ma nic gorszego jak widzę jak ludzie zakładają w gościach worki ochronne jak w szpitalu-masakra,to już wolę na boso:)
Marciu
Jak ja jestem w jakims wynajętym pokoju to tez nie stanę bosa stopą na podłodze. Tak, jak nie wejdę pod prysznic bez klapek.
Już kiedyś stanęlam i ... bardzo załowałam.
I to nie dlatego, ze nie wierze, ze gospodarze sprzątają, tylko dlatego, ze masa ludzi się przewija.
Kiedyś bylismy w naszym ulubionym niegdyś hotelu, w którym właściciele byli naszymi przyjaciółmi- na sto procent dokładnie wszystko, co sie dało wyczyścili przed naszym przyjazdem. Jednak trafilismy na poczatek sezonu grzewczego. Nie dało się wytrzymać w podgrzanym pokoju od obrzydliwego smrodu przepoconych szłap.
A zresztą właściciele kwater jakoś chyba niechętnie korzystają z takich "zabijających wszystko" detergentów. Podejrzewam, ze z powodu nieprzyjemnego zapachu chloru.
A z tymi ochronnymi workami- to chyba bym umarła ze śmiechu, jak bym coś takiego zobaczyła. Naprawdę ktoś coś takiego praktykuje?
Agik nie wiem w jakim watku,ale Tineczka wspominala ,ze u nich w Szwecji tak sie robi,maja worki foliowe dla gosci,a i sami ze soba co niektorzy nosza w torebce.Wiem ,ze byla taka dyskusja na ten temat.
Moze tutaj cos znajdziesz na ten temat,co kraj to obyczaj.. http://wielkiezarcie.com/forum_watek.php?id=216789&post=218244 cos nappewno tam doczytasz
Aleksandro, nie jestem pewna ale czy to nie chodzilo o worek w ktorym przynosi sie wlasne (czyste) buty w goscine?
Luckystar przeczytaj wypowiedz 86 do linku ,ktory podalam,mnie sie wydaje ze chodzi o takie worki foliowe ochronne na buty jak w szpitalach wlasnie.
Aleksandro, masz racje!!!!!!!!!! To teraz tez jestem ciekawa, czy przed posadzeniem ich przy stole zaklada im sie takie szpitalne czepki na glowe, coby jakis wlos nie spadl. No i rekawiczki chirurgiczne tez by sie przydaly:)))))))))))
Ale w poście 98 Tineczka mówi o zastępczych pantoflach jednorazowych .
Więc to chyba nie chodzi o ochraniacze foliowe ... , chociaż nie potrafię sobie takich " pantofli " wyobrazić ;)))
to chyba jednak te chirurgiczne papcie . U nas uszczesliwiaja niektore gospodnie domowe czyms takim mego lubego jak z ekipa musi przejsc przez pokoj byy obmierzyc na przyklad balkon czy okna. Ja w nich bym zapewne trzy razy wywinel orla zanim bym do stolu doszla haha.
A czemu nie potrafisz?
Czasem dają takie w hotelach- takie puchate, jakby frotowe.(1,4 zł za sztukę w makro, hi)
Tylko nie umiem sobie wyobrazic, jak takie papcie pasują do np fajowej sukienki...
Ja zrozumiałam z tego, co pisała Tineczka, ze mają jednorazowe kapcie dla gosci, ale nic nie pisała, ze foliowe. O foliowych słysze pierwszy raz.