Mały pojechał do Ojca na całe wakacje. Zostałam sama. I teraz wszystkie potwory i strachy wyłażą z szaf i zakamarków. Jest mi obojętne co i jak jem, jak śpię i kiedy kładę się spać. Nie umiem sobie znaleźć miejsca, nie widzę sensu sprzątania i porządnego ubarania się. Nie chce mi się wychodzić z domu. Mobilizuję sie tylko na wyjścia do pracy - nie mogę jej stracić. Powinnam zabrać się za dokończenie magisterki. Zreszta wiele rzeczy powinnam...ale...nie robię tego. Brnę jeszcze bardziej w odrętwienie. Bezsennosć leczę prochami i alkoholem, a rano jadę na pobudzaczach. Albo nic nie jem cały dzień, albo obżeram się kompulsywnie, a potem cierpię (mam poważne kłopoty z brzuchem). Moja Siostra, którą bardzo kocham jest ciężko chora daleko za granicą, nie ma nawet jak i za co do niej pojechać (kraj ogranięty wojną). Tylko od ludzi, którzy się nią opekują wiem co się z Nią dzieje. Nie ma możliwości przewiezienia jej do kraju.:( Inna bardzo bliska mi osoba, ma taką pracę, że każdego dnia może zaginąć lub zginąć. Jak sobie z tym radzić?
Wysłałaś małego na całe wakacje? Dziwne. Ja bym na coś takiego nie poszła. Jeśli chodzi o siostrę, spróbuj załatwić jej jak najlepszą opiekę i zadbaj o to, by niczego jej nie brakowalo (np. przelej parę groszy). Może kontaktuj się z nią mailowo jak najczęściej, wysyłaj listy, dzwoń. Co do innej bliskiej Ci osoby: pracę można zmienić, porozmawiaj z nią/nim o swoich lękach i niepokojach związanych z zawodowym niebezpieczeństwem, może wspólnie znajdziecie rozwiązanie. A teraz Ty: weź się kobieto w garść! nawet jeśli jest się na dnie, zawsze jest nadzieja, że ktoś od spodu zapuka. Spotykaj się ze znajomymi, rodziną. Zorganizuj sobie wolny czas: może nowe hobby? Zaplanuj sobie porządki, wycieczki. Żarcie, prochy i alkohol pomagają tylko w stoczeniu się. Pomyśl trochę. Chyba masz dla kogo żyć? A jeśli nie, to żyj na złość innym.
Prawie całe. Wróci w połowie sierpnia. Podczas roku szkolnego widzi ojca tylko raz na 2 miesiące (300 km odległość) - należy im się wspólny czas. Ja i tak pojadę na inspekcję. :) Będzie miał dobrą opiekę, dziadków na miejscu, wyjazdy na wycieczki. Muszę sie z tym pogodzić, ale to pierwsze takie moje samotne wakacje od 9 lat. Niestety z siostrą nie mam bezpośredniego kontaktu - jakby to powiedzieć - jest przytomna, ale "niekontaktowa". Robię co mogę, utrzymuję kontakt, pieniądze tam nie są problemem - jest należycie zabezpieczona, ale ja nie mogę pozbyć się poczucia winy, że nie jestem z nią. Tęsknię do Niej. A Bliska Osoba jest związana kontraktem - jego zerwanie nie wchodzi w rachubę. Zaczęło się zanim się poznaliśmy więc nie miałam wpływu na ówczesne decyzje. Muszę tylko wytrwać. Jak widać nie mam wpływu na rzeczywistość. Pozostaje się pogodzić. Tylko jak?
Hmmm. W takim razie weź się za siebie. Nowy image, nowe znajomości, nowe miejsca, nowe zainteresowania. Przecież nie moższ pozwolić, żeby to wszystko Cię przytloczyło. Usmiechaj się, bo śmiech to lek na wszystko, nastaw się do życia pozytywnie.
A nie pomyślałam o wyjeździe gdzieś do kogoś? Oderwałabyś się od tego wszystkiego, odetchnęła? Trzymam kciuki żeby wszystko ułożyło się po Twojej myśli.
Duniasza, prochy i alkohol nie zapełnią niby pustego przestworza wokół Ciebie, które tak naprawdę jest pełne nierozwiązanych, przeszłych problemów. Nie kopnę nigdy, choćbyś nawet o to poprosiła. Bo nie kopniaka Ci trzeba. Sama te problemy musisz zidentyfikować - uszeregować, a w tym te, na które kompletnie nie masz wpływu, oddzielić i ... nauczyć się walki. I na pewno nie samodzielnie. Potrzebny jest dobry terapeuta. Byś miała całkowitą jasność (pozbawioną dzisiejszych emocji), z czym i jakimi środkami będziesz walczyć (odróżnij prawdziwe lekarstwa od tzw. "prochów") Na pewno te środki to nie alkohol, prochy i pobudzacze. One znieczulą Cię tylko do zdolności podejmowania własnych decyzji. Nie przeszłam przez to nigdy, ale przeszła bardzo bliska przyjaciółka. Terapeut(k)a dosłownie uratowała jej życie.
Duniasza, poradzisz sobie, ale nie sama. Masz cel : magisterka. Wyjdź z domu, zdobądź nowe materiały. Masz pracę : skup się na niej, lub znajdź inną, jeśli ta Ci nie odpowiada. I uwierz w siebie. Unormuj posiłki.
Wiem, że brak dziecka jest dla ciebie straszny ale wykorzystaj ten czas na to na co nie miała byś normalnie czasu i mozliwości przy dziecku. Zrób generalne pożądki lub mały remont np dziecka pokoju. Pamiętaj, że dziecko do ciebie wróci i co wtedy jak doprowadzisz się przez tą depresję do poważnej choroby. Wtedy na czas leczenia znowu dziecko będzie musiało wyjechać i koło się zamknie. Myśl o dziecku niech cię nie dobija tylko motywuje do działania i zdrowego odrzywiania. Może uda Ci się wyjechać gdzieś jeżeli nie na dłużej to chociaż na weekend. Może masz jakieś koleżanki z którymi po urodzeniu dziecka żadko się spotykałaś to możesz się z nimi spodkać i poplotkować. Kożystaj z tego czasu który masz tylko dla siebie. Nie marnuj go i dbaj o swoje zdrowie również dla dziecka.
Kochana!!! Tak sobie myślę... Faktycznie kopniak Ci potrzebny. Kiedyś przez to przeszłam ( łąsciwie to przeczołgalam się), wiem, jak to jest nie móc wstać, nie móc się umyć, uczesać... Mnie luby nosił do łazienki, karmił na siłę, czesał-chuda byłam taka, ze można było sią na mnie uczyć anatomii... Powtarzał mi codziennie- TRZEBA WSTAĆ- co chwila- TRZEBA WSTAĆ!!! i tak codziennie, aż w to uwierzyłam. Teraz WIEM, że właśnie tak trzeba. Nawet jesli nie widac w tym sensu- TO TRZEBA. Jak automat. Umyć się, uczesac, posprzątać....Na przetrwanie. Na wylizanie ran.
Duniaszka! Nie jesteś robokopem ( i nie chciej nim być) Tyle co do stanu wewnetrznego...
Co do zewnętrznych okoliuczności- to tyle ile się da- tyle mozesz. Reszta nie jest Twoją wina/ zasługą... Pomyśl- co jest potrzebne twojej siostrze?Z tego, co możesz. Pomysl, że równie dobrze Ona mogłaby się zamartwiać, tym, ze nie może pomóc Tobie... I znów to samo- nie chciej być robokopem. Pomóż sobie- wtedy Jej tez pomożesz. Możesz być wsparciem, jesli jesteś wystarczająco mocna. Jeśli nie jesteś - to zwyczajna boCHaterszczyzna :( Nie wydaje mi się, zebyś miała na tyle siły na dziś, by ją tracić na nakładanie maski Dzielnej.
Jesli chcesz kopaniaka w rzeczywistości- to jutro, albo pojutrze będę w Poznaniu.
Zawsze możesz napisać na Psychotekście. Spotakasz tam osoby, które przechodzą( albo przeszły) to samo.
Kiedy Mały był w domu dzięki Niemu zbierałam się w sobie, wstawałam, zakładałam maskę dzielnej i do przodu. Agik, wiesz ile mnie kosztował ten rok. Tyle zmian.Nie wierzę w terapeutów. Są tylko dwa fora na których się udzielam i tylko nasze WŻ, z którym jestem już tak długo, że jest dla mnie jedyna formą możliwą do przyjęcia "publicznej spowiedzi" o tym co w duszy. Wiem jakie osoby mogę tu spotkać i wiem, że jestem z Wami bezpieczna. Czasami pomaga uzewnętrznienie problemu. Dziękuję, że wszystkie wpisy. Wiem, co powinnam, tylko najgorzej jest się wziąć w garść kiedy się tej garści nie ma.
Tylko jeszcze maskę trzeba zmienić w rzeczywistość :( Maska jest czasem zbyt chyba wygodna, co?
To ( chyba) jest tak, ze pozory dzielności czasem wystarczą, ale czasem sa zbyt... uwierajace ( ?)
Pomyśl obrazowo- maska - to bagaż, który musisz tez dźwigać. Chyba, ze to nie maska... Masz na to siłę?
Domyślam się, ile kosztował Cię ten rok. Z całego serca życzę, by to juz było w tyle. Tylko, ze ... trzeba przez to przejśc bez znieczulenia. Coś, jak "wyrawać chwasta"
Co do terapeuty- aż mi się płakac chce, bo tak Cię rozumiem. Wiem, ze muszę, a raczej, ze powinnam, bo inaczej będzie się za mna wlekło jak smród po gaciach. I choc raz przyklepię pod skórą- to wyjdzie oczodołami- i to w momenice kiedy jestem najbardziej bezbronna. I ... nie moge się zebrać już drugi rok... ale w końcu się zbiorę. I wierze, ze Ty też.
Terapeuta (dobry) jest potrzebny...kiedy dojrzejemy do tego, zeby to co w nas siedzi wyszlo na jaw...wiekszosc z nas wie co go gnebi, i hodujemy to nasze "cos" latami w srodku, ale bardzo czesto zle to oceniamy i krzywdzimy siebie. Po to jest terapeuta, spojrzy z boku i pomoze ocenic sytuacje inaczej. Wydaje sie nam, ze "wiemy", ze potrafimy sobie poradzic z tym jesli bedziemy chcieli, i jesli sie zdecydujemy, ale tak nie jest...najczesciej blednie oceniamy siebie i nasze problemy...
Polecam kontakt z przyrodą. Na początek cały wolny czas staraj się spędzać np. w lesie. Może podjedź sobie do jakiejś stadniny lub zwykłej stajni. Nic nie rób, tylko oglądaj przyrodę i zwierzęta. To co się w lesie dzieje i co robią zwierzęta na padoku lub na pastwisku potrafi nas zająć i zrelaksować. Jak się napatrzysz, to zacznij myśleć co dalej. Jak masz w pobliżu jakiś strumyk to koniecznie posiedź nad nim i popatrz i posłuchaj jak woda cudnie po kamykach się przemieszcza. Samemu można przyrodą też się cieszyć.. Dasz radę. Ważne, że wiesz o tym, że coś powinnaś zrobić, czyli w zasadzie pierwszy krok zrobiłaś, bo napisałaś na forum. Coś się dzieje. O prochach i gorzale zapomnij, bo ani nie zauważysz jak cię połkną. Tą pułapkę omijaj z daleka. Trzymam kciuki za Ciebie.
Moi chłopcy też u mnie przebywali przez całe wakacje i ich matka to przeżyła, a nawet się cieszyła, że od nich odetchnęła!
Nie pojadę do stadniny Czos, choć Bóg wie jak bardzo chciałabym. Jeśłi znalazłabym się wśród koni poryczałabym się jak bóbr i wyszła z gorszą depresją. Jeszcze nie uporałam się z tym, że nie będę już nigdy jeżdzić konno. Nie, jeśli nie chcę doszczętnie zniszczyć kolana. Rozkochałam się w koniach i musiałam to porzucić. :( Jeszcze boli Czos, jeszcze boli.
Duniasza Jestes cała na "nie"... :( " na da się", "nie mam pieniędzy", "nie moge" terapia- ( znów) "nie"..., "wyjazd- nie", konie- "nie", "nie potrafię", "nie chce", "nie wierzę" Uwierz, ze jest jakies "tak" Małe kroczki. JESTEŚ W STANIE wstać!!! Jesteś w stanie doprowadzić swoje otoczenie do porządku ( po sobie wiem, jakie to jest ważne. Najpierw porządek na biurku, potem poukładane ubrania, poscielone łożko- ŁAD ZAMIAST CHOASU. Ład sie udziela. Omiatsz wzorkiem uporządkowane powierzchnie. WIDZISZ ład. Angazujesz myśli, angażujesz dłonie. Mycie szkła- precyzyjna praca, która właściwie nigdy nie ma końca, bo takie jest szkło, tzreba uważac, zeby sobie kuku nie zrobić. Uwaga, skupiona na czymś innym, niz poczucie winy, krzywdy niewypowiedzianej, nie wykrzyczanej.
Życie... Wkładanie maski. Wykrzywianie twarzy w usmiechu do lustra- udziela się. Wyjście. Zajecie się problemami innych ( tylko na chwilę i tylko dla zajecia własnej kryzczącej wyobraźni, pamięci)
Jestem ważna, jestem wartosciowa, jestem- powtarzanie tak długo, aż "wejdzie w krew"
Motylki, trawki, słońce- pozytywy, moze nie dziś, ale może jutro...
Zdrowy egoizm.
Juz zaczęlaś. Teraz następny krok. Trzymam, jakby co. Nic się nie bój, na pewno utrzymam. I na pewno dasz radę. I ja też.
Wczoraj posprzątałam biurko. I usiadłam na podłodze i posegregowałam stare gazety. Na tyle sił straczyło. Jestem o pierwsze śmieci z mojego zycia lżejsza.
A nie pomyślałaś o tylko byciu z końmi? Mnie praca w stajni przy koniach bardzo pomaga. Myslę tylko o tym,żeby moja ulubiennica była czysta i sierść jej lsniła. Te wszystkie rady......śmiechu warte. Słuchaj Agik.Tylko ktoś kto przeszedł przez to piekło wie, co to znaczy i najlepiej Ci pomoże.Bo bardzo fajnie daje się rady.
Uwierz mi, wiem co piszę. A jesli nie pisze nic o sobie to nie znaczy, że nie znam tego.Nie lubię pisac o sobie i moze dlatego tak mylnie oceniacie moje wypowiedzi. Może gdybym wywlekła podszewkę mojego życia, ale po co? Ale jak pisze Agik, każdy ma swoją maskę..i nie każdy umie i chce ją zdjąć.A ja nikomu nie odbieram prawa do rad, a ponoć każdemu wolno powiedzieć swoje zdanie. Nawet mnie...
No wlasnie...kazdemu wolno, chcesz to piszesz ...nie to nie, ale nie oceniaj innych, ze "smiechu warte" mysle, ze kazdy opisal cos z wlasnych emocji i przezyc, i pewnie do smiechu mu nie bylo...mysle, ze nie chcialas nikogo urazic...tak Ci wyszlo..czasem rady sa smieszne, wydaja sie smieszne, takie nie sa...sa trudnymi przezyciami z zycia wzietymi...jesli ktos sobie poradzil, to czemu nie pomoc innemu. A czasem tak jest, ze ma sie potrzebe do zejscia calkiem w dol, na sam dol, zeby moc sie od czego odbic...
Proszę, nie chcę w tym wątku negatywnych emocji. Mam ich dość na codzień. Chętnie wysłucham każdej rady. Coś co komuś pomogło nie musi pomóc mnie, ale daje alternatywę działania. I pokazuje , że jesli komuś chciało się napisać coś w moim temacie to nie jest obojętny i to też pomaga.
Może masz rację z tą stajnią. Może to pozwoli przałamać mi żal do losu i mieć kontakt z końmi w inny sposób. Lubię czyścić konie. :)
Mówię tylko ze swoje go doświadczenia. Dzisiejsza wizyta u lekarza uzmysłowiła mi kilka rzeczy. I stąd mój komentarz. A będąc te kilka godzin w stajni mysle tylko o jednym o koniu i tylko na nim skupia się moja uwaga. To naprawde dużo i pomaga.
Beo Gdyby wszýstkie rady swiata, rady ludzi ktorzy sami czegos nie przeszli, byly smiechu warte ...to nie powinno sie chodzic do lekarza z choroba na ktora on sam nie chorowal. Dla mnie jest takie rozumowanie nielogiczne. Bo wcale nie jest prawda ze jak ktos mial grype to mnie uleczy. Moze wesprze czasem fakt.
Wiadomo, ze bylemu alkoholikowi czy narkomanowi czy ofiarze wypadku badz choroby najlatwiej zrozumiec osoby akurat na dana przypadlosc cierpiace co wcale nie znaczym ze potrafia zawsze , tylko dlatego, ze przezyly, pomoc osobie cierpiacej. Wlasnie czasem dlatego, ze przezyly same brak im potrzebnego dystansu, trzezwego spojrzenia z boku, a czasem zwyczajnej wiedzy jak skrocic komus ciezki czas .
Duniaszo twoje zalamanie wpadlo teraz gdyz teraz jestes, ze tak powiem "Na urlopie". Po prostu wtedy gdy organizm wie ze nie MUSI, na przyklad ze wzgledu na synka, sie trzymac dopada nas cos co w innym napietym czasie spychamy w podswiadomosc. Pomysl co mogloby Ci sprawic przyjemnosc i pomysl tez nad tym czy jednak droga do terapeuty (a moze tylko telefon zaufania czy grupa wsparcia) nie bylyby dla Ciebie alternatywa do tabletek.Z tego co piszesz masz bardzo stresujacy czas za soba. Nie musisz walczyc z konsekwencjami tego stresu sama. Wiem, ze chcesz byc silna , moze boisz sie reakcji otoczenia badz osadu gdybys podjela terapie, moze samej tobie krok taki wydaje sie slaboscia bo "kiedys nikt o terapeutach nie slyszal i ludzie radzili sobie sami". Owszem ale kiedys pomagala spoolecznosc w ktorej se zylo lub tez spychala bezlitosnie taka osobe na margines. Dzis sa inne czasy i nie jest wstydem szukac pomocy. Przecierz zlamanej nogi tez nie leczysz sama a zlamane serce czy dusza to cos o wiele bardziej skomplikowanego.
Nie namawiam do niczego zachecam jednak do dzialania dla dobra twego i synka. Abys w miare szybko sie pozbierala. Pokazalas nam juz tutaj ze jestes dzielna i odpowiedzialna osoba ,zaradna gospodynia i kochajaca Matka. Teraz czas abys wykorzystala twoje pozytywne cechy nie tylko dla innych ale i w stosunku do siebie. Jestes tego warta - jesli mi nie wierzysz to...spytaj synka. I dla niego usmiechnieta i podbudowana Mama bedzie wzorem tego co nlezy robic jesli zycie nam dokopie - wlasnie nie tabletki (a przynajmnie jesli sa konieczne na poczatku) nie tylko one. Nie alkohol bo on niczego nie rozwiazuje, nie samoumartwianie i cierpienie w milczeniu lecz po prostu powstawanie po upadku, pomoc innych, poczucie ze nie jestesmy skazani i bezwolni, ze nie musim byc ofiarami, ze mozemy sie bronic. Wlasnie takie uczucie i przyklad dasz synkowi jesli podejmiesz to wyzwanie i nie dasz sie. jesli pokarzesz mu, ze nawet najsilniejszy rycerz potrzebuje czasem pomocy malego skrzata (pamietasz bajki o trzech braciach w ktorych samotna walka nic nie dawala ale sluchanie dobrych rad i otwartosc na nie prowadzila do sukcesu bohatera?) albo mrowek czy pszczolek. Widzisz ten rycerz zostal bohaterem dlatego ze nie ujal sie duma, nie sluchal tego "ze bohaterem jest sie tylko wtedy gdy sie samemu walczy", wrecz przeciwnie - zrozumial, ze sa sytuacje w zyciu w ktorych pomoc nam potrzebna i nie jest wstydem lecz madroscia po nia siegnac. Sciskam cieplutko i sily ducha oraz optymizmu zycze.
Tak Czosie natura jest wspaniala..ja nawet jadac do pracy wybieram "polne" drogi zeby napasc oczy...ja to nazywam, ze laduje moja "videocard" tak sie napatrze na drzewa, na chmury, na laki...mam kilka drzew po drodze ktore obserwuje, jak zmieniaja liscie, kiedy sa pelne, soczyste i zielone tak jak teraz, a kiedy za kilka miesiecy zaczna sie "rozbierac" i marniec, zeby potem znowu zablysnac...i zapachy kwitnacego jasminu, magnolii, skoszonej trawy...
Duniaszo, skoro widzisz problemy innych ludzi w czasie swojej depresji, to nie jest jeszcze z Tobą tak żle. Moim skromnym zdaniem powinnaś spotykać się z innymi ludżmi jak najczęściej. Nie masz ochoty? To nie szkodzi, zmuś się do tego, bo to bardzo ważne. Aha i nie pij sama, zawsze lepiej z kimś pogadać przy pełnym szkle.
Duniaszo ! Masz przecież aż dwa światełka w tunelu ( syn i Bliski ) . To chyba dużo ? Sprzątaj Dziewczyno ! Najpierw w papierach , poźniej w głowie . Teraz już nie masz wymówki , teraz masz na to czas ... Może wybierzesz sobie coś z Malty ? Trochę magii nie zaszkodzi ...
Przykro mi z powodu Twoich problemow...wiele stracilas...ale pomysl ile jeszcze Ci zostalo...zdrowie, praca... musisz robic wszystko, zeby tego nie stracic, bo bardzo latwo sie zachwiac w takiej sytuacji w jakiej sie znajdujesz..wszystko jest bez sensu...jedzenie, ubranie, to co wokol...depresja...kto jej nie mial lub nie ma? I wlasnie zeby sie jej pozbyc musisz wszystkimi silami odnalezc sens w tych malych rzeczach, ktore teraz wydaja Ci sie bez znaczenia...posilki przygotowane z miloscia, o stalych godzinach, ladnie nakryty stol sprzatanie! pierwszym krokiem do wyjscia z tego stanu "spiaczki" jest sprzatanie mieszkania...zrob porzadek, najpierw wokol siebie, a potem zobaczysz sens tego porzadku wewnatrz siebie...czyszczenie zlewu do polysku wbrew pozorom moze sprawiac duzo radosci. Dbaj o siebie, czuj sie piekna i wartosciowa. Nie lez w lozku jesli nie spisz. Nie obwiniaj sie jesli nie mozesz pomoc siostrze, takie jest zycie...ja sama przebywam za granica, bo tu sie lecze na nowotwor i mam w polsce mame, ktorej zdiagnozowano parkinsona, bardzo bym chciala byc przy niej i zajac sie nia...moze kiedys, mam nadzieje, ze bedzie jeszcze dlugo sprawna. Dbaj o swoje zdrowie. Glowa do gory. Pozdrawiam
Dziękuję za wsparcie. Potrzebuję go bardzo, choćby i po to by wstać włączyć komputer, i przeczytać co piszecie.
Mówią o mnie w rodzinie, ze jestem bohaterka, znalazłam pracę 300 km od miejsca zamieszkania, poczekali na mnie 2 tygodnie, czyli że chyba byłam tego warta, znalazłam dziecku fajną publiczną szkołę, wynajęłam mieszkanie w dobrym miejscu, ciepłe i przytulne. W międzyczasie obroniłam licencjat, kiedy miałam piekło agresywnego męża w domu. Złożyłam pozew odsądzana od czci i wiary przez całą rodzinę z obu stron. Przeszłam drogę przez mękę rozwodu. j I codziennie walczę z szarą rzeczywistością. Czasami mam wrażenie nastąpiło już zmeczenie materiału. Że pęknę. Ale kiedy Syn jest w domu trzymam się dla Niego.
A teraz, wczoraj, dowiedziałam się jakie podłe i nieprawdziwe informacje ex rozpowszechnia o mnie - wierzcie mi, nigdy nie czułam się tak upokorzona, zobrzydzona, aż do wymiotów. Niby wiem, że to nic nie zmieni, On nie ma z tego żadnej korzyści poza dokopaniem mi. Powyciągał najintymniejsze sprawy, z których zwierzałam mu się w dobrych czasach małżeństwa, rozmawialiśmy o błędach, o rozczarowaniach, pomyłkach. I teraz przerabia to tak, zeby ukazac mnie w najgorszym świetle wobec wspólnych znajomych. Szantażuje mnie nagraniami, które podobno zrobił podczas naszych przedrozwodowych kłótni. Nie rozumiem tylko po co to robi. Bo Syn jest teraz u Niego na wakacjach i zawsze będzie mógł mi powiedzieć, że go nie odda? Bo wie, ze nie mogę nic zrobić? Kopie wiedząc że zaboli i robi to z czystej złośliwości. A ja nie umiem zniżyć się do jego poziomu. Wie, ze każde tłumaczenie pognębi mnie bardziej. Ja wiem, ze to tylko gadanie. Ale boli i jest obliczone na sprawianie bólu.
Napiszecie, ze mam się nie odzywać. Ok. Kontaktuję się z Nim tylko w sprawie syna, a i tak zawsze gdzieś tam przemyci szpilę, rozmawia ze mną tak, żeby mnie upokorzyć. Po co? Nie rozumiem po co...:( Mógł to zrobić w czasie rozwodu. Dlaczego teraz? I robi to na trzeźwo.
bo czuje sie winny, wie, ze zle postapil i zeby sie poczuc mniej podle, chce obrzucic blotem Ciebie...badz silna, i tak jak ktos tu napisal nie patrz na innych "co ludzie powiedza" kto Cie zna, wie ze jestes wartosciowa osoba, nie musisz sie bronic i nic udowadniac nikomu
Niestety takie zachowanie nie jest tylko domeną mężczyzn - sam przez to przeszedłem , i uwierz mi że w wykonaniu kobiety jest to równie bolesne . Mi się udało to przetrwać - czego i Tobie szczerze życzę - a że nie utonąłem w alkoholu to tylko dla tego że jestem z synem i dobrze nam razem. A mamuśka po 9 latach odczepiła się w końcu od nas i mamy teraz święty spokój . Tak że trzymaj się , nic co złe nie może trwać wiecznie i kiedyś całe to zło będzie tylko wspomnieniem , oby jak najprędzej . Czego Ci bardzo mocno i szczerze życzę . Pozdrawiam .
eee, chyba truskawki, bo dziś w przypływie szaleństwa kupiłam 2 kg na 1 osobę. Mam jeszcze zamrożoną gdzieś młoda kapustę z pieczarkami w pomidorach. Ale od wczoraj nic a nic nie piłam. Poza kawą. :)
Duniaszo...:))) Nie będę się wygłupiać z wymądrzaniem się na temat życia, jego zakrętów i cudownych pomysłów jak z nich wyjść i nie poobijać się zbytnio. Pomysł na życie to jedno a jego realizacja to już zupełnie inna sprawa. Tu zaczynają się schody... To, co jedni zrobią prawie bez wysiłku dla innych będzie okupione ciężką pracą, wyrzeczeniami i walką ze swoimi słabościami. W takim przypadku najmniejszy krok do przodu to duży sukces. Duniaszo, najważniejszą sprawą jest zajrzeć w siebie i zastanowić się, co spowodowało ten chaos. Znaleźć przyczynę i małymi kroczkami zacząć porządkować siebie...a dopiero potem reszta świata I nigdy ale to nigdy nie zapominać, że "jestem człowiekiem i to w dodatku z różnymi ograniczeniami..." A jeśli tak, to mam prawo do błędów... rzecz w tym abym znalazła w sobie siły i motywację do tego aby je próbować naprawić.
Wiesz, jest taki tekst - jak dla mnie zupełnie ponadczasowy i ponadkulturowy . Mam na myśli Dezyderatę...http://www.zosia.piasta.pl/desiderata.htm Te słowa pomagają w różnych sytuacjach i każdy ale to absolutnie każdy może je sobie wziąć do serca bez przeszkód. Szkoda tylko, że tak oczywiste prawdy tak trudno wprowadzić w życie... Dezyderatę można często zobaczyć u osób, które potrzebują mieć przypominane o nie zbaczaniu z obranej drogi,walczących z nałogami a a także u tych, którzy starają się świadomie i mądrze przeżyć życie. To dobry drogowskaz dla każdego, na tyle uniwersalny i elastyczny, że zostawia miejsce na różne scenariusze. Trzeba tylko abo aż chęci i cierpliwości w pracy nad sobą. Mnie osobiście trochę przypomina księgę Hioba... Ech, rozpisałam się...
Duniaszo, wierzę, że znajdziesz dużo siły na porządkowanie siebie. A wszystko po to by już jutro było ładnie, przytulnie i tak jak chcesz...:) Życzę Ci tego szczerze...:)
Bardzo ostroznie podchodze do wszelkich wspomagaczy farmakologicznych. Niestety ocknelam sie dopiero w momencie, kiedy juz ani sport, ani ucieczki na lono natury nie pomagaly. Pomogl mi srodek o nazwie Citalopram. Lekarz zalecal polroczne przyjmowanie, ale z wlasnej woli odstawilam po 2,5 mies. Wystarczylo. Teraz, jak mi zle, uciekam na WZ.
Poniedziałek: totalne dno. Wtorek: śniadanie (kanapka z serem pomidorem i sałatą) zjadłam, ale niestety w związku z chorobą oddałam morzu. Na obiad zostałam zaproszona wię mój pierwszy od wielu dni ciepły posiłek zaliczyłam. :) Kolacja...no zapomniałam. ale to przez koncert. Był udany, bawiłąm się świetnie choć w tłumach młodzieży wyglądałam jak samotny stary baobab. :) Dobry rock, więc naładowana jestem energią. Ciekawe na jak długo? Środa: jestem niewyspana, marzę o podusi, kocyku i ciszy. Śniadanie zjedzone. Zakładam maskę i do pracy.
Gdybyś wciąz mieszkała tam gdzie wcześniej, jutro zabrałabym Ciebie na cały weekend do Darłówka. Wiesz co się dzieje teraz tam :) A może spontanicznie wsiadaj w pociąg i przyjeżdżaj. Tylko się za długo nie zastanawiaj :)
Idzie ku lepszemu? Oby, oby. Bo daje mi to energię do dalszej walki. Magisterka czeka. Odmalowanie mieszkania, póki Mały u Ojca. I znalezienie sposobu przewiezienia reszty moich osobistych rzeczy od byłego. I nie o kwestie logistyczne tu chodzi.;)
Ale dziś spotkało mnie wielkie szczeście: dostałam w pracy premię - niewielką ale zawsze. To nieduża firma i nie ma systemu premiowania jako takiego, więc ta nagroda jest szczególnie cenna, bo wynika wprost z zadowolenia pracodawcy. Jestem taka ucieszona, tym bardziej, że z pieniędzmi krucho, że na obiad zjadłam ryż z sosem pomidorowym na ostro i kawałkami kurczaka. :)
Brawo Duniaszka! Cieszę się ogromnie, kiedy czytam to, co teraz napisałaś. Do tej pory siedziałam cichutko w kąciku i trzymałam kciuki za Ciebie... Nie powiem...hmm...nawet chciałam się odezwać żebyś wiedziała, że jestem myślami z Tobą, ale jak poczytałam ile to mądrych słów dziewczyny napisały, to jakoś tych moich własnych mi zabrakło. Szczególnie cenne wydają mi się te napisane przez Agik i Dorotę zza płota, ale nie tylko (te zwyczajnie zapamiętałam). Wierzę, że z każdym dniem będziesz widziała więcej pozytywów i poczujesz przypływ energii a dzięki temu dasz sobie radę. Musisz tylko dbać o siebie a reszta będzie się powolutku układała. Czas szybko umyka - nim się zorientujesz synuś będzie razem z Tobą. Dla niego zbieraj siły, zrealizuj to, co zaplanowałaś a dobre - zacznie przyciagać dobre. Przekonasz się. Jesteśmy z Tobą. Uściski pełne ciepła zasyłam.
No widzisz , w pracy Cię docenili ! Więc nie przejmuj się opiniami ludzi którzy Cię nie doceniają . Naprawdę nie warto dla nich tracić zdrowia . Zajęć jak widzę masz aż nadto więc się nie rozpisuję żeby nie przeszkadzać , ale wieczorkiem czekam na raport z kolacji . Co dobrego , ile i dlaczego tak mało ? I bez wymówek że kolacji nie jadasz bo dbasz o linię . Pozdrawiam .
Ja też się cieszę! Głowa do góry! Jak widzisz, przyjemność może spotkać Cię gdziekolwiek!- wystarczy się otworzyć i założyć czasami różowe okulary! Trzymam kciuki:)
Ludzie boja sie lekow, a te czesto sa zbawieniem...citalopram, jak piszesz srodek antydepresyjny i zaden oglupiacz...pobudza produkcje serotoniny, ktorej w sytuacjach stresowych i depresji nam brakuje, pomaga tez bardzo przy bulimii i zaburzeniach odzywiania. Ja go stosuje juz od 7 lat.
7 lat ? Trochę długo - więc chyba nie jest za bardzo skuteczny . Bierzesz z przepisu lekarza czy na własna rękę ? Nie znam się na tym , ale słyszałem że środki tego typu mogą uzależniać .
Obecnie sa i takie ktore nie uzalezniaja lecz jedynie regulujaa substancje potrzebne do prawidlowej pracy mozgu. Czyta sie gorzej jak jest - po prostu jak wyzej juz napisano niektore choroby powoduja wieksze zapotrzebowanie na pewne substancje konieczne dla dobrego zdrowego samopoczucia. Nie ma to nic wspolnego z lekami psychotropowymi, nie czyni sennym ani otepialym, pozwala pracowac, prowadzic auto i normalnie funkcionowac. Leki te , leki nowej generacji NIE uzalezniaja- Zazywa sie je pod kontrola lekarza.
To ze potrzebujacy zazywaja je (czasami) latami nie jest niczym niepokojacym gdyz przewaznie i dawka jest zminimalizowana. Skutki uboczne sa ale zanikaja przewaznie po pierwszych dwoch tygodniach jesli lek jest dobrze dobrany. Przy niewielkich dawkach praktycznie nie wystepuja.
No to sie moge podpisac...zaoszczedzilas mi czasu..dodam tylko jeszcze, ze niebezpieczne byloby nagle odstawienie takiego srodka, trzeba go powoli zmniejszac i obserwowac zachowanie, samopoczucie. Kiedys chcialam zrezygnowac, ale jednak jest mi potrzebny, zadnych skutkow ubocznych mi nie stwarza, czuje sie swietnie wiec go biore. Sport, malowanie i natura dodatkowo umila zycie....pozdrawiam, warto isc do specjalisty, nie gryzie ;)
Ostrożnie: " Ze względu na zwiększone ryzyko prób samobójczych w początkowym okresie terapii, cytalopram należy podawać pod ścisłym nadzorem lekarskim. Pacjenci ze skłonnościami samobójczymi nie powinni mieć dostępu do dużych ilości leków."
Mimo wszystko nie polecam brania tego leku na własną rękę , jest tego znacznie więcej ale wkleiłem tylko początek ulotki producenta . Do tego dochodzi jeszcze długa lista interakcji z innymi środkami farmakologicznymi . Pozdrawiam .
Mozesz spac spokojnie...nie zrzuce sie z okna...mieszkam na pierwszym pietrze ;))))))))))))))) oczywiscie, ze z przepisu lekarza... nie wolno czytac ulotek...(hi hi) bez nadzoru lekarza ;) pozdrawiam
Producent musi sie zabezpieczyc przed wszystkimi mozliwosciami. oni robia takie specjalistyczne badania np. jesli pisza, ze dany lek "czesto wywoluje nudnosci" to znaczy, ze jakis tam procent pacjetow bioracych udzial w eksperymencie te nudnosci mial sporadycznie, zadko, w niektorych przypadkach dochodzi do samobojstwa...byc moze ze 0.1% badanych je popelnilo, ale musza to ujac w ulotce...tak jest z kazdym lekiem Sa leki, ktore sa nowe, a do takich naleza np. leki bedace na rynku od 10 lat, i wtedy moga napisac skutki uboczne nieznane ...a o wszelkie niejasnosci powinno sie pytac lekarza...dziekuje za troske :)
Na początku mojej drogi w okresie okołorozwodowym brałam lek o nazwie Trittico. To bardzo dobry lek, brałam go na sen, bo spałam po 2-4 godziny dziennie z przerwami, nie jednym ciągiem, a on reguluje fazy snu. NIe usypia, a tylko reguluje. Ale mimo samozaparcia i starań, skutki uboczne, a mianowicie senność i rozbicie w ciagu dnia spowodowały, że przestałam brać. Nadal nie spałam, ale za to mogłam w ciągu dnia normalnie funkcjonować. Spanie nadal jest problemem, uporczywe rozmyslanie o kłopotach przed snem, które jest nie do opanowania, strach o Bliskich, przed strata pracy, mieszkania (mam umowę najmu do listopada), powoduje że nie moge zasnąć. Znam techniki relaksacji przed snem, stosowałam je jeszcze na studiach. Podczas ważnych sesji udawało mi się normalnie spać i co najważniejsze zasypiac. Teraz klops. Strach wyłażą z zakamarków i siłą biorą mnie do swojego obłąkanego tańca. Zasypiam z totalnego zmęczenia albo od płaczu.
A jeśli o śnie mowa, to dzisiejsze popołudnie - przespałam :) i gdyby nie zadzwonił syn pewnie spałabym dalej. :) Mój organizm już i tak wymęczony odreagował późny powrót z wczorajszego koncertu. Kolacji pewnie jeść nie będę, ale trochę truskawek ze śmitaną sobie nie odmówię.
A odchudzać się jakby hmmm nie mam z czego. 170 cm wzrostu i 55 kg wagi.
" uporczywe rozmyślanie o kłopotach .... " , znam to . Może lepiej spróbuj przed snem ułożyć sobie plan na dzień następny , i myśleć o czymś dla Ciebie obojętnym , np. o tym jak to królewna z za siedmiu gór , z za siedmiu lasów i z za siedmiu dolin ma wszędzie daleko . Poczytaj coś wesołego i lekkiego , masz syna więc przypuszczam że masz w domu Kubusia Puchatka , gwarantuję że jego filozoficzne i proste podejście do życia na pewno Ci przed snem pomoże , bo przecież : " im bardziej Kubuś wchodził do środka tym bardziej Prosiaczka tam nie było " . Im więcej myśli pozytywnych tym mniej tych złych . Oj widzę że niejedna kobieta mogła by Ci pozazdrościć figury / to chyba przez te truskawki / , masz tak od zawsze czy coś zrzucałaś ? Ja żrę na potęgę i mam stałe parametry 181 na 80 +/- 2kg . Moja była twierdziła że gdyby mieszkała na wsi to mogła by sobie na tym co ja w siebie wepcham dwie świnie uchodować . Spokojnej nocy życzę .
P.S. Relaksacyjnie polecam ćwiczenia Tai Chi , a i w samoobronie się przyda - jednak jak by na to nie patrzyć jest to sztuka walki .
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości: > Niestety schudłam z powodu choroby. ok. 6 kg. Ale dobrą metodą dla mnie > okazało się ograniczenie słodyczy i niejedzenie po 19.00. Nie rozumiem - dobrą metodą na co? Na utrzymanie tej wagi , czy na przytycie ?
Ech, skrót myślowy z pośpiechu. Najpierw odchudzałam się po ciąży podaną metodą. Waga spadała powoli i z 42 rozmiaru spadłam na 40.
A potem niestety waga poleciała sama z powodu choroby i stresu i w ciągu pół roku o 6 kg. czyli z romiaru 40 do 36-38. Wymieić musiałam prawie całą garderobę. Ale nie życzę nikomu tego sposobu. Teraz nie jem prawie wogóle tłuszczy zwierzęcych, czerwonego mięsa, serów zółtych. A o takich słodyczach jak tort to już zapomniałam. Zbyt nieznośny ból powodują.
Duniaszo kochana jesli mowimy oodstawianiu lekow to nie powinno sie tego robic samowolnie i nagle lecz pod kontrola co najwyzej stopniowo. Nie wiem jak Ty zrobilas to jest tylko uwaga ogolna dla wszystkich czytelnikow. Samowolne nagle odstaienie lekow przewaznie oglebia stan chorobowy.
guma1 widzisz to nie jest jdyny lek tego typu. MUSI byc zazywan pod kontrola lekarza i trzeba informowac innych lekarzy ktorzy przepisuja nam jakies leki aby nie spowodowac miszanki wybuchowej, nie nalezy rownierz pic alkoholu. Dlaczego tak wazny jest lekarz? Ano wlasnie dlatego by dobrac lek odpowiedni do nas, naszej choroby czy zaburzenia. Tu trzeba wlasnie przez pierwszy okres spowiadac sie lekarzowi jesli odczowamy jakiekolwiek skutki uboczne! Wiadomo ze pacjemntowi z myslami samobojczymi nie poda sie(lub zmieni) lek mysli takie nasilajace! Wiadomo ze osobie majacej inne schorzenia - n przyklad zaburzenia rownowagi na skutek innych chorob - trzeba dobrac taki lek ktory tych symptomow u niej nasilal nie bedzie. Itak dalej, i tak dalej.
Gumo1 wydaje mi sie, z w calej Twojej trosce i obawie - co jst bardzo sympatyczne i zrozumiale, nie bierzesz pod uwage jednego: Jakie zycie mieliby ci pacjenci zakopani w depresji nieleczonej, silnych fobiach czy tez innych chorobach jak wspomniana wyzej bulimia BEZ lekow wspomagajacych. Oczywiscie leki to nie wszystko: swiadomy pacjent podejmuje przewaznie terapie (roznorodna) by poznac badz zwalczyc a przynajmniej zminimalizowac przyczyny danej choroby. Czesto jednak bez wspomozenia farmakologicznego NIE JEST w STANIE takiej terapi w ogole podjac gdyz jego dzialanie i myslenie nie funkcionuje obiektywnie. A bez swiadomej woli pacjenta, postanowienia, ze ON chce cos zmienic NIKT nie jest w stanie pacientowi pomoc.
Nie chodzi mi o nie branie leków wogóle , ale właśnie o to żeby je przyjmować pod kontrolą i z przepisu lekarza . A ruszyłem ten temat czytając niektóre posty typu : nie bój się , weź sobie / nazwę pominę / mi pomógł to i tobie pomoże . Tylko że w/g mnie leczenie farmakologiczne jest i powinno być za każdym razem dostosowane do indywidualnej sytuacji " pacjenta" , żeby się potem nie okazało ze do zabicia muchy zamiast packi użyliśmy rakiety przeciwlotniczej . Jak pisałem nie znam się na tym jestem tylko tumanem po zawodówce ale wydaje mi się że lekarz też od razu nie przepisze jakichś mocnych środków . Raczej zacznie od jakichś lekkich ziołowych uspokajających lub energetyzujących , a może cholera po prostu jakichś witamin brakuje że nie wspomnę o leczeniu autosugestywnym gdzie pacjentowi podaje się placebo . Pozdrawiam .
"Często zastosowanie prawdziwego leku mogłoby być szkodliwe dla pacjenta, ale oszukanie go przez wmówienie, że przyjął lek, może poprawić jego sytuację psychiczną."
guma 1 chyba nie myslimy o tym samym A moze jednak tak? Wszystko co napisalas jest ok tylko...tylko , ze leki o ktorych ja pisalam nie nadaja sie do leczenia zwyklej chandry czy zwyczajnej depresji sezonowej czyli normalnej dopadajacej nas w zwiazku z zima i brakiem swiatla, przewaznie samoczynnie sie cofajaca jesli przebywamy na swierzym powietrzu i nie odmawiamy sobie ruchu a nasze zycie ogolnie jest stabilne. Tu wystarcza ziola czy naswietlanie tzw lampa dzienna. To o czym ja pisze i co zreszta, jak mi sie wydaje, zaznaczylam wczesniej to sredniociezkie i ciezkie stany depresyjne spowodowane roznymi (w tym i fiziologicznymi) czynnikami, tak samo nasilone stany lekowe czy tez inne. One nie reaguja ani na placebo ani na ziolka bo sa juz zbyt zakorzenione odbierajac pacientowi nieraz mobilnosc i trwale (jesli nieleczone) mozliwosc radowania sie zyciem.
Jezeli chodzi o witaminy to jak na razie obiecujace wydaje sie stosowanie bardzo wysokich dawek witaminy E ale i tu zdania sa podzielone. Czasem (o ile ma sie czas bo trzeba przyhjmowac dosc dlugo) dobre efekty daje homeopatia ale to przewaznie w formach lzejszych. Oraz uwaga, takie wysokie jak zalecane dawki witamin moga miec rowniwez dzialania uboczne wcale nie niewinne dla organizmu.
Zawsze trzeba wywarzyc za i przeciw oraz to, w jakim stanie jest pacient i jak szybko musi nadejsc pomoc odczowalna dla niego. Niestety osoby n przyklad panicznie bojace sie otwartych miejsc (agorafobia) ktora to zmyka ich w czterech scianach uniemozliwiajac samodzielnosc na zewnatrz mieszkania nie maja czasu na experymenty. Tu grozi strata pracy i kontaktow socialnych. i tu ie pomagaja porady w stylu: nie masz sie czego bac.To jeden z wielu przykladow. Pozdrawiam
Ale to czy dany "pacjent " kwalifikuje się do leczenia farmakologicznego powinien stwierdzić lekarz , po wywiadzie i prawidłowym zdiagnozowaniu przyczyny . I to lekarz powinien zaordynować odpowiednie środki adekwatne do stanu pacjenta , czasami w stanach depresyjnych trzeba najpierw wyeliminować przyczynę powstania tego stanu , a dopiero potem zająć się skutkami jakie ona wywołała . Dlatego raczej proponował bym zacząć najpierw od wizyty u dobrego psychologa terapeuty , a nie od brania leków które komuś tam pomogły . Być może taka osoba zwalczała nimi inne skutki i przyczyny . Dlatego jestem przeciwnikiem brania leków / tych bardziej specjalistycznych / na własną rękę , no ale u nas każdy jest lekarzem , politykiem że o generałach nie wspomnę . No ale ten temat nie po to został założony żebyśmy we dwoje ze sobą dyskutowali , postarajmy się raczej pomóc koleżance i podtrzymać ją na duchu w tym ciężkim dla niej okresie . Pozdrawiam
Przecierz tych lekow o ktorych ja mowie nie dostaniesz (legalnie) bez recepty. Jak rownierz caly czas mowie o koniecznej opiece laekarza. Leki te zas lecza a przynajmnij lagodza fizjologiczne przyczyny stanow depresyjnych badz lekowych. NIGDZIE nie mowilam o braniu jakichs jakichkolwiek lekow na wlasna reke! Jak rowniez ich odstawianiu bez konsultacji z prowadzacym lekarzem.
Nie uwazam tej dyskusji jako nie na miejscu bo i ona moze pomoc nie tylko zalozycielce watku ale moze i innym cichym czytelnikom. Nie jadam prawdy lyzkami staram sie jednak (o ile potrafie podawac jak najbardziej rzetelne informacje. Nie chodzi mi o przekonani kogokolwiek na sile. Pozdrawiam.
To wszystko nie było skierowane do Ciebie osobiście , ale raczej do wszystkich którzy tutaj sugerowali użycie konkretnego leku . Legalnie czy nie ale chyba nie doceniasz ludzi , osobiście znam parę osób które potrafią "na piękne oczy " załatwić w szpitalnej aptece leki o jakich Ci się nawet nie śniło że pomimo ścisłego zarachowania w ten sposób mogą być dostępne - psyhotropowe - na szczęście robią to na użytek własny i nie odsprzedają dalej . Pozdrawiam .
Kochani, dobrze, że jest dyskusja o braniu leków. W sumie mówicie to samo tylko...inaczej.
Guma1 (Prosze o imię, bo jakoś mi niezręcznie pisać Gumo1:) ma rację, że w przypadku łagodnych chwilowych zmian wystraczą leki ziołowe, albo sytuacjach, gdy sytuacji bardzo trudnych nie jesteśmy w stanie rozgryźć - psychoterapeuta. Myślę, że niewiele jest osób, które "załatwiają sobie" leki psychotropowe. Natomiast lekarze rodzinni niechętnie je wypisują, a jeśli powiem, że poproszę o lek, bo brała go koleżanka, to wyślą na drzewo. :)
I jeszcze jedno - nie nalezy mylić leków psychtropowych z antydepresantami.
Dorota też podkreśla, że bez lekarza ani rusz. I słusznie.
A ja brałam dawkę leku mniejsza niż zalecana nawet przez producenta i odstawiłam za zgodą lekarki. Inna sprawa, że nie pojawiłam się u niej więcej, z dwóch powodów - nie chcę i nie mogę jej powiedzieć o wszystkim co mnie gryzie prawdy, a po drugie wizyta kosztuje 100 zł. To dla mnie dużo, a na kase chory wybaczcie trafiłam na samych....pip..., którzy jak nie przyjdziesz do nich z ciężką psychozą uważają, że nic Ci nie jest.
Depresja nie polega na tym, że nie masz się czym cieszyć, ale że nie umiesz się cieszyć tym co masz.
W zeszlym roku bylam z mama u lekarza, wlasciwie to dostala skierowanie na pogotowie, gdyz sztywniala jej reka. Spedzilismy cala noc w szpitalu, zrobiono badania i tomografie komp. i przyjela nas (rozmawiala najpierw z pacjentem, a potem z cala rodzina, jak na filmach bylam w szoku) niesamowita pani doktor neurolog, bardzo mila, stateczna i profesjonalna. Stwierdzila u mamy depresje i przepisala leki. Te same antydepresyjne leki przepisala lekarz rodzinna. Niestety zauwazylam, ze zbyt malo lekarze tlumacza, objasniaja ten temat pacjentowi. Nie sa to leki nasenne, uspokajajace itd. Mysle, ze jest duze nieporozumienie w tej kwestii.
Może to i dobrze że mamy z Dorotą to samo na myśli ale mówimy o tym inaczej , może przez to więcej ludzi zrozumie o co nam chodzi . Trochę późno piszę ale taka praca - mam nadzieję że nie obudziłem . Jak Ci dzisiaj /wczoraj / minął dzień ? Mam nadzieję że samopoczucie trochę lepsze i nocne mary chowają się powoli do konta , popatrz ile tu osób trzyma za Ciebie kciuki i jest z Tobą . Niech Ci się nie wydaje że jesteś sama , jak Ty nam wszystkim kawy nie postawisz jak już wyjdziesz na prostą to nie będę Cię chciał znać . Na imię mam Marek i postanowiam nie pisać do Ciebie o zachowaniu Twojego byłego , bo jak masz zapomnieć o tym wszystkim co było i jest złe skoro każdy Ci o tym przypomina ? Może trochę chaotycznie piszę ale jestem już padnięty . Następne moje wejścia - o ile oczywiście nie masz nic przeciwko nim - może będą troszkę krótsze ale postaram Ci się w nich poprawić troszkę humor. A swoją drogą trochę to dziwne , raczej nie jestem typem gawędziarza a tu się udzielam jak nigdy . Pozdrawiam i dobranoc .
Duniaszko trzymaj sie moja kochan ja Ci baardzo trzymam kciuki by bylo dobrze. Jesli to mozliwe to prosze podaj mi Twego Maila albo gg. Moje tabathea@freenet.de. GG w ustawieniach.
Jedzenie: rano 1/2 sznytki (kanapki, kromki, skibki* ) chleba z szynką i sałatą - ledwie wcisnęłam. Blee, nie miałam ochoty,a le stram się, no staram. W pracy, pączek - częstowała koleżanka i druga połowa owej kanapki z rana bo zapakowałam ją do pracy. I 4 małe kawy. Obiadokolacja: ryż zapiekany z szynką i jajkiem. Chyba za mało piję.
Samopoczucie: chyba pikuje w dół. Ex na wszelkie sposoby torpeduje wszystkie sprawy, które jeszcze musze z nim załatwić, jak choćby podział środków z OFE, a nadomiar złego wyzłośliwia się i prowokuje na potęgę. Nie wiem co mu odbiło, dotąd nie było problemu, a odkąd Mały jest u Niego atakuje jak wściekłe zwierze. Jak uodpornić się na chamstwo, a jednocześnie uzyskać potrzebne rzeczy?
Najbardziej rozbrajajaca jest grzecznosc i determinacja, nie dac sie poniesc nerwom. Wiem, ze latwo sie mowi, ale mysle, ze to stratedia, ktora wygrywa. Sa jednak osoby, krorym jesli sie nie wykrzyczy to nie zrozumieja, i podchodza do tego obojetnie, zalezy od charakteru osoby, ktora mamy przed soba. Pisalas, ze nachodza Cie wszystkie zle mysli przed snem...nie spisz, lub padasz ze zmeczenia...staraj sie nie myslec, zwlaszcza wieczorem, ogladaj telewizje lub wypozyczaj filmy... Ja nauczylam sie takiego autotreningu...odpedzam wszystkie negatywne mysli, jesli zaczna mnie nachodzic: po pierwsze rozmyslajac nic nie zmienie wprowadzi mnie to tylko w zly humor, strach, bezsennosc jesli jest cos do zrobienia ustal sposob w jaki to przeprowadzic np. rozmowe, i dalej o tym nie rozmyslaj nie wspominaj krzywd, ktore Ci wyrzadzona nie miej nadziei na zemste nie zastanawiaj sie nad tym, dlaczego ktos jest zly, czy podly...zostaw rzeczy niech splyna jak brudna woda do sciekow i zasypiaj myslac o milych rzeczach typu konie np. w ten sposob powoli nauczysz sie Ty panowac nad Twoim otoczeniem, a nie odwrotnie
Witaj Duniasza! To jest wsciekle zwierze. Na chamstwo trudno jest sie uodpornic, gdyz trzeba samemu byc troche chamem. Badz taka jaka jestes. Postepowanie Ex dowodzi jego wlasnego poczucia winy, ktora za wszelka cene stara sie zrzucic na Ciebie. Mysle, ze dopiero teraz zdaje sobie sprawe z tego co stracil, i ze nie jest w stanie wiecej tego odzyskac. Bezsilnosc wywoluje wscieklosc. A ze jest chamem, postepuje jak na chama przystalo - stara sie wszelkimi sposobami zatruc Ci zycie i zemscic sie na Tobie. Mysle, ze Anna702 ma racje. Bezgraniczna grzecznosc i determinacja to doskonaly sposob. Osobiste odebranie rzeczy moze zadzialac jak najlepsza terapia. Moze byc symbolem ostatecznego ciecia, ktore jest potrzebne by skonczyc z przeszloscia i by przeszlosc przestala bolec. Jesli sie na to zdecydujesz dobrze by bylo, bys potem nie byla sama. Bedziesz potrzebowala bliska dusze. Jesli sie na to zdecydujesz, pocwicz moze niczym w teatrze konkretne sytuacje, z ktorymi musisz sie liczyc. Pragne Ci tez powiedziec, ze bardzo Cie podziwiam. Jestes kobieta bardzo odwazna i silna (czy Ty o tm w ogole wiesz?). Masz charakter. Twoj Ex to ostatni idiota - nie umial Cie docenic. Wiesz, depresja to taki niezlosliwy rak duszy. Jest uleczalny. Agik ma racje. Malymi kroczkami uporzadkuj swoje zycie i siebie sama. Zdrowy egoizm to dobra rzecz. Jeszcze jedno. Nie sluchaj relacji "zyczliwych" o tym co Twoj Ex powiedzial czy zrobil. Nawet jesli ci "zyczliwi" to rodzina. Niepotrzebne rozdrapywanie ran. I tak nie masz wplywu na to co on wyprawia, a ludzie zawsze doloza sobie drugie tyle. Kategorycznie odmawiaj rozmowy o EX. Pisz o wszystkim, a przede wszystkim o tym co chcesz. Z nami jestes bezpieczna. Taka troche WZ-ka psychoterapia. Sciskam serdecznie. Elzbieta
Dodala bym tylko ze jesli bys sie zdecydowala na osobiste odebranie rzeczy od EXa to polecam nie jedz tam sama lecz wez kogos zaufanego na swiadka. Zawsze to bezpieczniej dla Ciebie gdyz byly wtedy zapewne straci rezon a gdyby i nie stracil bedziesz miala pomoc pod reka. Trzymam kciuki za Ciebie. Zawsze wszystko jedno co zrobisz.
Duniaszko, gdzieś pod skórą czuję, że już zaczęłaś sobie świetnie radzić tylko sama jeszcze tego nie zauważyłaś. To nie dziwi, bo jesteś zbyt zmęczona i zbyt przygaszona. Jednak nabierasz sił. Wyjazd syna był jak "kopniak" na dokładkę, ale chyba dzięki temu odezwałaś się otwierając ten wątek. Dobrze się stało, bo Marek, Dorota i Elżbieta wspaniale Ci doradzają. Aż bym ich chętnie uściskała za to. Duniaszko, dasz radę. Teraz już wszystko powoli zacznie się odwracać w dobrą stronę, droga będzie się prostować a Ty poczujesz jak wraca do serca uśmiech. Daj sobie czas i budź się z taką wiarą każdego ranka a zobaczysz ile masz w sobie sił. Zaskoczysz samą siebie :-) Uściski.
Ps. Proszę Cię tylko o jedno - dbaj o siebie, bo bez tego ani rusz. Zmuszaj się do jedzenia jeśli trzeba.
Dziękuję Kochani za wsparcie. Wpisy tutaj powodują, że to co sama napiszę pozwala mi zweryfikować myśli, nabrać do nich dystansu, a Wasze głosy dają mi oparcie, ze z moim myśleniem jest wszystko ok.
Natomiast z jedzeniem chyba nie...:(
Agik, kupiłam ziemniaki, ale nie powiedziałaś, że muszę jeszcze je obrać!
Wcale nie musisz obierac ziemniakow...we Wloszech zawsze sie je gotuje w mundurkach...wystarczy umyc, wkladasz do zimnej wody i stawiasz na gaz...obierasz tusz przed jedzeniem...jesli nie masz apetytu to kupuj sobie Kubusie, soczki sa pozywne i ochronia Cie przed utrata witamin...
Pomysl sobie, ze te jego wyzłosliwiania się to takie trochę zachowanie bezradnego żuczka kupkojadka, przewróconego na plecki, bezradnie majtającego odnóżami. Żuczek tylko tyle moze, ze czasem zrani.
Moze wymysl dla niego jakieś deprecjonujące miano, którym będziesz go nazywać tu i w myślach. Pamiętam historię takiej dziewczyny z drugiego forum. Przechodziła własnie rozwód. Były wszystko utrudniał, dokuczał, uderzał w najbardziej bolesne miejsca. Zwykła była o nim pisac okrutnik. Ktos jej poradził, zeby nie nazywała go okrutnikiem, bo dajac mu takie imie wskazuje na jego moc względem siebie i swoja podleglość względem niego. Padały rózne propozycjie, niektóre wulgarne, ale dziewczyna pomyślała, stwierdziła, ze nie będzie go nazywać wulgarnie, bo to w końcu ojciec jej dzieci, gotowała dla niego obiadki i w końcu kiedyś go kochała. Nazwala go Małym Heniem... Mały Henio cały zasmarkany, Mały Henio stłukł sobie kolanko, Mały henio nic nie może jej zrobić, to w końcu to tylko mały henio... Inna babka zazwała swojego byłego kaktusem- kaktus bo ja kłuje no i jeszcze wspaniale kojarzy się z innym ( adekwatnym ) słowem.
Jełśi pozwolisz, to ja chwilowo będę nazywac Twojego eksia żuczkiem. Wobec zuczka- przyda Ci się Twoja maska. Zimna uprzejmość też. Lekceważący ton- "nie szkoda Ci czasu na takie pierdoły"- jełsi będzie dokuczał." skończyłes już" ... Jełsi bardzo będzie dokuczał - zawsze możesz przerwać rozmowę, że jesli będzie CI miał jakiś konkret do przekazania- to niech wyśle esemesa. Nawet jesli dużo Cię to kosztuje- to zawsze potem możesz odreagowac.
Włóczyłam się dziś kilka godzin po mieście, bez celu. Nie chcę wracać do domu. Cisza i pustka. Tęsknota za tymi, których kochamy jest ogromna i obezwładniajaca.
Synek nie na końcu świata przecież i codziennie rozmawiam z nim, ale brak mi jego cudnie ciepłego gładkiego policzka, głasków i przytulasków.
Jest nadzieja, że Siostrę uda się przewieźć w bardziej bezpieczne miejsce, ale Ci którzy się nią opiekują dużo ryzykują. I po co Moja Mała tam pojechała? Taka niespokojna dusza. Pomagać, ratować innych, a toż to młode jeszcze, niedoświadczone, ale wiary w niej i energii, siły woli i determinacji za trzech. Kocham Ją bardzo. Kiedyś zimą, z gorączką i zapaleniem płuc przeszła piechotą kilka kilometrów do najbliższego miejsca z internetem, żeby napisać mi, żebym się nie martwiła, że żyje, że ma już lekarstwa. I żebym nie gniewała się na Nią, że nie pisze tak często, ale źle się czuje. Rozumiecie? "żle się czuje"! Oczywiście najpierw listownie "nakrzyczałam" na nią że jest nieodpowiedzialna, że powinna zostać i leczyć się, że potrzebuje opieki i ciepła i jedzenia, a nie włóczenia się po bezdrożach, by napisac do mnie, a potem poryczałam się jak bóbr przed monitorem, bo przecież nie pisała do mnie dni kilka i wiedziała, że odchodziłam od zmysłów, zamartwiałam się nieprzytomnie, czy żyje. Niestety tam gdzie jest komórki często nie mają zasięgu, a poza tym nie może dzwonić ze względów bezpieczeństwa (ruch telekomunikacyjny jest monitorowowany). Zostaje nam tylko internet i serwery proxy. :)
A teraz bądźcie ze mnie dumni. Uszczknęłam nieco z premii i poszłam do mojej ukochanje knajpki. Zamówiłam sałatkę grecką (prawdziwa, bez sałaty), espresso doppio do kawałka czekoladowego ciasta na deser. Jestem objedzona za wszystkie czasy. Brzuch boli, ale co tam, da się wytrzymać. W końcu we wtorek mam gastroskopię i czeka mnie dieta. A poza tym nie wiadomo co potem...
Jestem dumna z Ciebie. My jestesmy dumni z Ciebie. Badz i Ty dumna z siebie. "Daj czasowi czas" - agik ma racje. Wlasnie w taki sposob jak dzisiaj traktuj czas. Wbrew pozorom czas jest Twoim przyjacielem. Widze, ze siostra tez ma charakter. Zupelnie jak Ty. Rodzinne, co? Cieplutkie pozdrowienia. Elzbieta
No słoneczko ! pękamy z dumy , istna rozpusta w Twoim wykonaniu . Nasza " mała " wojowniczka zbiera energię do dalszej walki , co już świadczy o trochę lepszym samopoczuciu . Przestań łazić bez celu , chcesz się włóczyć to przynajmniej podreptaj do jakiegoś muzeum albo na jakiś wykład . W ostateczności zaszalej - do fryzjera do kosmetyczki , a potem stań przed lustrem i powiedz : o Jezu ! ale ze mnie laska , i to tak głośno żebyśmy to wszyscy tutaj usłyszeli . Pozdrawiam i czekam na dalsze optymistyczne wiadomości .
Za kilka godzin mam badanie. Zwyczajnie się boję. Weekend zbierałam się do kupy, wmawiająć sobie, że bedzie ok i czytając kolejny raz Wasze posty. Nie czuje się najlepiej, brak mi zwykłej bliskości obecnosci drugiego człowieka w takich chwilach, co jeszcze bardziej powoduje tesknotę za tymi których kocham.
Dzięki Marku, że pamiętasz o mnie. Trzymaj kciuki, żeby nie wymęczyli mnie nadto na tych testach.
Witaj Duniaszo, jak poszla gastroskopia? mam nadzieje, ze zbytnio Cie nie wymeczyli...i rozwiazesz rowniez problem "zoladkowy"
Sledzimy wszyscy Twoje "male" postepy....jesli Ci przyniesie to niewielka ulge to musze tu napisac, ze ja rowniez kazdego dnia mam swoje male trudnosci...a wiesz co jest mobilizacja dla mnie w tych chwilach? Mysle o Tobie, i tych wszystkich dobrych radach, ktore Ci napisalam, i zeby nie byly one pustym gadaniem, z wielkim wysilkiem (i mysla o Tobie) zbieram spod lozka moje gazety, robie sie na bostwo, i z ochota, i usmiechem ide do pracy...pozdrawiam
Ciszę się, że moje postępy są dla Ciebie mobilizacją, jak to mówią "I Herkules d..p kiedy ludzi kupa." Ale mam nadzieję, że moje niepowodzenia nie będą Cię deprymować.
Usiłuje siedzieć i dokończyć magisterkę,. ale po tylu latach przerwy...ciężko, brakuje podstawowych sformułowań lekkości pióra. Weny po prostu.
Po zabiegu jestem rozbita i obolała - wewnętrznie. Okropne to badanie i takie...uwłaczające...Człowiek nie panuje nad swoim ciałem. Miałam przedsmak tego co przeżywała Bliska mi osoba, kiedyś była ciężko chora na sepsę. Ataki bólu, które rozbierają człowieka na części i składają byle jak. Cierpienie i moja bezradność. Serce wyjące z bólu, ze nie można pomóc. Aż do poranka, kiedy lekarka powiedziała, ze w nocy musieli przeprowadzić reanimację.
Qrczę, zebrało mi się na wspomnienia. Bardzo bolesne. Ale dzięki Bogu i Jego opiece osoba ta żyje i mogę się cieszyć jej obecnością w moim życiu.
Wyniki histopatologii będą za trzy tygodnie. Mam nadzieję, że i teraz tak jak w przypadku guza piersi, usuną jeśli coś będzie i będzie dobrze. Z zaleceń żywieniowych to mam nie pić, nie palić i nie obżerać się. I pozostałe jak dla osób z refluksem. Nie palę, piję tylko ostatnio, a co do obżerania się...cóż czy 2 jogurty, pudełko malin i dwie bułki z dynią w ciągu dnia oraz rosołek z kluseczkami lanymi 1 talerz to obżarstwo?
Wiec spokojnie mozesz sie obzerac...ja dzisiejszy poranek rowniez spedzilam w szpitalu...staralam sie panowac nad moimi myslami, wiec zbytnio sie nie zdeprymowalam, zaraz potem vizyta u fryzjera...pozdrawiam
Trzymaj się Anno, jeśli nie masz garści do wzięcia sie w garść - pożyczam Ci swoją. Moja się kiepsko dla mnie mnie samej nadaje ale może innym będzie służyć. Jak to mówi moja Siostra: GIRL POWER!
Kciuki trzymałem , ale widzę po opisie że niewiele to pomogło . Przepraszam że "wtrącam " się sporadycznie w rozmowę , ale teraz jestem w Finlandii i nie bardzo mam czas dla siebie i dla innych - a plany gonią .
Cieszę się, że się znalazłeś. :) Mam nadzieję, że tam w Finlandii nie zamarzasz.
Siostra ma kłopoty. Tzn. ludzie którzy się nią opiekują i próbowali wywieźć, a tym samym i Ona. Trochę jestem teraz zamotana i przygnębiona, prosze więc o modlitwę (jeśli kto wierzący), albo o ciepłe myśli.
Pierwszy raz się wypowiadam w Twoim wątku ale systematycznie czytam i trzymam za Ciebie kciuki. Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Będę się modlić i za Ciebie i za Twoją siostrę.
No nie zamarzam , nie jest tak źle . Poza tym już się przyzwyczaiłem , praktycznie w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy jestem tu już po raz dziewiąty . Z tym że teraz będę siedział co najmniej miesiąc. Syn jest u babci w Polsce to mogę siedzieć na delegacji . Duniaszko , zobaczysz że z siostrą się wszystko dobrze skończy - bo przecież nie może być inaczej . Moje ciepłe myśli / mimo że z zimnego kraju / będą z wami cały czas . Zdechnę tutaj na lodowcu ale kciuki będę trzymał do końca . Pozdrawiam .
Popatrz słoneczko co mi się przypomniało i co specjalnie dla Ciebie wyszukałem w necie :
"
Jeśli ktoś chce dotrzeć do określonego miejsca niech wybierze jedną drogę i nie zastanawia się nad innymi, ponieważ nie byłaby to już podróż lecz włóczęga.
Dzięki. Mądre. Będzie do mojej kolekcji, bo od wielu latzbieram róznego rodzaju sentencje, aforyzmy, ale koniecznei samodzielnie wyczytane lub ofiarowane - bardzo rzadko ze zbiorków gotowych, no chyba że to Karl Kraus. :)
Duniasza Coś mi mówi, ze kiepsko jest i że nadrabiasz miną... i że maska znów w użyciu...
Tak sobie gdybam... Napisałaś i dostałaś ciepłe słowa, masę wiary w Ciebie, powiedz mi - wstydzisz się? Wstydzisz się, ze jeszcze nie jesteś radosna i pełna energii?
Pisze to po to, zebyś wiedziała ( jeśli tak jest), ze to normalne. Nie da się wyjść z tak stresującej, przygnębiającej sytuacji w jeden tydzień. Trzeba czasu. Niekiedy wielu miesięcy... Bardzo źle mi się pisze, bo ani nie chcę Cię prowokować do tak intymnych zwierzeń na publicznym forum, ani nie ujawnię treści prywatnej wiadomości, którą mi kiedyś wyłałaś. Jednak chciałabym, zebyś wiedziała, ze myślę jak Ci idzie i bardzo, ale to bardzo chciałąbym Ci jakoś ulżyć... tyle, zę nie bardzo wiem, jak.
Wierzę w Ciebie Duniasza. Wierzę w twoją prawdziwą siłe, a nie w maskę. Wierzę, że małymi kroczkami uda Ci się jakoś mocno stanąc na nogi.
Minie Duniasza- zawsze mija. Tylko czas. Szkoda, że nie masz wiary w terapeutę... To najbardziej pewny sposób. Boli, wiem, ze boli.
Tylko jeśli teraz wyrwiesz z siebie to najbardziej bolące żywe mięso- to zostanie wyleczyć Ci tylko ranę. Jeśli pozamiatasz pod dywan, to w końcu urośnie Ci taka sterta, zę się kiedyś o nią przewrócisz. I to wtedy, kiedy będziesz najbardziej bezsilna. Teraz masz czas na to, żeby zająć się sobą.
Mam takie wrażenie ( moze mylne), ze szukasz ... brakuje mi słowa... pretekstu (?), wytłumaczenia (?), wynajdujesz kiepskie okoliczności, żeby jakoś wytłumaczyć się sama przed sobą...
Jest tylko jedna osoba, która może Ci pomóc- Ty sama. To jest jednoczesnie i dobra i zła wiadomość... Pomóż sobie. Jak już zaczniesz- to samo pójdzieeeee.
Agiku, czasami właśnie najbardziej takie bycie blisko, bez szukania na siłę wyjścia z sytuacji pomaga najbardziej. Wystarczy tylko rozumieć i być. Od dokuczliwego exa odcięłam się murem milczenia i wymiany suchych uwag na temat dziecka. Bardzo pomogło myślenie o nim per żuczek - gnojarek najlepiej :). Z każdym dniem jestem silniejsza. To, że odzywacie się w tym wątku: Agiku, Anno, Marku, Majo, Doroto, Smakosiu i pozostali, że dostałam ciepłe słowa i myśli, że mogę napisać w razie draki do Was prywatną wiadomość - to jest wiele i bardzo pomogło, za co wszystkim dziękuję. Może tego nie widać, to tylko suche literki, ale qrcze pomaga. Nie wypiłam ani kropli, przez te dni zjadłam więcej niż przez ostatnie tygodnie. Nie spanikowałam przed badaniem. Poszłam na koncert. Przysiadłam do magisterki. W ciągu tego czasu od napisania wątku zrobiłam sporo. Nie oczekuję spektakularnego powrotu radości życia. O nie. Nie da rady.Za dużo we mnie jeszcze fobii, kompleksów i pokręconej psychiki. I masz rację Agik, to wymaga czasu.
Tylko z jednym czas sobie nie poradzi: z tęsknotą za tymi, których kochamy i z troską o Nich. Nie da się. No nie da przejść do porządku dziennego na tym. Nie da się uspokoić duszy, nawet jeśli nic nie możemy zrobić. Tylko czekać. Tu czas jest wrogiem. Posypuje rany solą.
Czasami potrzebny jest ktoś, kto potrafi powiedzieć jak Ty Agik - nie czas się mazać babo! Zobacz ile zrobiłaś, w jakim miejscu życia się znalazłaś, ocaliłaś własną d..ę i psychikę dziecka. Tyle jeszcze musisz zrobić dla siebie, dla tych których kochasz. Oni są tego warci, Ty jesteś tego warta.
Dziękuję Wam wszystkim. Oto dlaczego WŻ jest jedynym (!) Forum na którym jestem już tak długo i na którym wogóle jestem.
Przyjdzie czas, ze przytulisz twarz do cudnego policzka swojego Synka... Bliski też przeciez kiedyś zakończy swój kontrakt. I Siostra tez będzie blisko...
A co do reszty- to właśnie to miałam na myśli- to sa małe kroczki. Wiesz, co jeszcze pomaga? Robienie planów i grafików. Robienie planów na krótki odcinek czasu- np na dziś. Dzis zjem śniadanie, zrobię to i to. I zapisywanie ich w przejrzystej formie. Ład zamiast chaosu. Chaos jest Twoim wrogiem. złe myśluny, które trzeba odganiać, jak stado wron. Złe jest kiedy mysli latają, jak myszy po stodole. Na to koniecznie trzeba się zdobyć każdego dnia- na porządek. plan, grafik.
Duniaszko, jestem nadal z Ciebie dumna i to bardzo. Widzisz, wiele z tego co chcialam napisac napisala juz agik wiec nie bede sie rozpisywac. Mam tylko jedna prosbe: Duniaszko badz dla siebie po prostu dobra. Kiedy jest Ci zle wyobraz sobie, ze zle jest Twemu wewnetrznemu dziecku malej Duniaszce. Ale Ty nie jestes juz malym i bezbronnym dzieckiem. Obejmij sie wtedy ramionami i pociesz sie tak jakbys bedac kochajaca mama pocieszyla Twojego Synka. Nie karc sie nie oskarzaj. Wiesz, na poczatku wydalo mi sie takie zachowanie dziwne - jak to samemu sie obejmowac i pocieszac? Ale Duniaszko to mi bardzo pomoglo swego czasu czego i Tobie zycze! Trzymam kciuki i czekam zawsze na wiesci choc nie zawsze mam czas cos napisac. Mysle o Tobie cieplutko.
Duniaszko droga, życzę Ci żebyś po raz kolejny pozbierała się i wyszła z "dołka". Co więcej, wierzę, a nawet wiem, że Ci się to uda, bo jesteś silną i mądrą kobietą! Pozdrawiam Cię i jakby co - pisz na gg lub maila ( masz go jeszcze?). Ślę całusy i uściski! Renata - Piegusowa
Duniaszko ! Pozdrawiam Cię całym sercem. Przesyłam Ci miliony dobrych mysli i jedno mądre zdanie : jesli czujesz,że jestes na dnie, nic, tylko możesz się od niego odbić. Nic gorszego Cię juz nie spotka ! Teraz może i musi byc tylko lepiej.mały wróci niedługo a Ty wykorzystaj czas dla siebie - na podgonienie magisterki, spacery, dobra lekturę.Może spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi ? A może jeszcze lepiej zapoznać kogoś nowego ? Tak zwyczajnie, na ławce w parku, lub w małej knajpce przy kawce.... Jeszcze raz obściskuję Cię i wazeliniarsko dodam,że obserwuję Twoje wątki od pewnego czasu..Nie raz rozmawiałyśmy z Nostrą na Twój temat : skąd kobietka czerpie tyle siły?Podziwamy Twoja walkę i trzymamy kciuki.Niedługo sama będziesz się śmiać,ze mogłaś tak zwatpić w siebie .Całusy
Dzięki za wsparcie. :) To dlatego czkawka rzuca mną po całym domu a uszy palą.
Czasami chociaż człowiek jest na dnie, to pod nim jeszcze kilka metrów mułu. :)
Najgorsze są soboty. Wczoraj prawie nie było mnie w domu. Włóczyłam się po mieście, by nie siedzieć w pustym domu. Ale przy okazji pomoglam miłej dziewczynie - podróżnej z Torunia. Wróciłam z kilkugodzinnego spaceru z przypieczonymi ramionami (a że blondynka jasna jestem wyglądają jak czerwone pagony :) ) Złapała mnie ulewa. Posiedziałam na schodach ratusza i poczytałam kupioną w antykwariacie książkę. Wieczorem niestety złe wieści. Musze jakość wykombinować wyjazd do Siostry. Póki Mały jest pod opieką Ojca a ja mam 2 tygodnie urlopu. Znajde sposób.
W niedzielę śpię do 10 (Bo jak zasne o 3 to się inaczej nie da.) Później spacerek do Kościoła i po Mszy św. zawsze jakoś mi lepiej więc siadam na ławce i obserwuję ludzi. Czasami mam takie poczucie wyobcowania, jakbym była z innej bajki. Zresztą odkąd pamiętam, nigdy nie należałam do żadnych grup. Nawet w moich paczkach licealnych i na studiach, zawsze byłam jakby obok. Nie jestem postacią wyrazistą, ale jakby tłem. Nie, nie to nic złego. Przecież ktoą też musi robić za tło, a czasami w obrazie to właśnie tło mówi więcej niż postać na pierwszym planie.
Dziś byłam na Absolutorium Syna moich Przyjaciół. Ach jak ten czas leci. To wspaniały, mądry, ciekawy człowiek, żeby wszyscy faceci tacy byli. Ale ma też dobre zworce wynisione z domu. Moi Przyjaciele to dla mnie wzór miłości małżeńskiej. Tej prawdziwej, wzmocnionej przyjaźnią i szacunkiem. I choć bywało im ciężko, to żadne z nich nigdy nie "odpuściło" walki o drugiego, i to nie w momencie kiedy już wszystko było "pozamiatane". ale w pierwszych chwilach, kiedy czuje się, że coś jest "nie tak". Podziwiam ich bardzo. I tak miło na nich patrzeć , kiedy mimo 25 letniego stażu razem nadal patrzą na siebie z zachwytem i miłością.
Duniaszko, trochę mnie nie było na forum więc teraz nadrabiam zaległości. Przeczytałam wszystkie Twoje wypowiedzi i jestem pełna podziwu dla Ciebie - bardzo, bardzo... Coś mi się wydaje, że masz w sobie więcej siły, niż się tego spodziewasz. Kurcze, jak Ty potrafisz się zmobilizować, jak dzielnie "stawiasz" kroki. Idziesz do przodu mimo, że czasami boli i sił brakuje...
Napisz proszę jak dziś się czujesz, jak zaczął się nowy tydzień. Masz jakieś nowe wieści o siostrze?
Witam...zrobilas ogromne postepy...sam fakt, iz mimo wyobcowania ktore czujesz "na ulicy" jednak potrafisz tam byc, siedziec na lawce, czytac ksiazke, po prostu otworzyc sie na swiat i innych ludzi. To bardzo duzo i to taka Twoja walka z wlasnymi slabosciami, bo trzeba z nimi walczyc. Jak bardzo Cie rozumiem...ja rowniez nigdy nie czulam potrzeby nalezenia do zadnych grup, a raczej dominowalo uczucie obcosci, ale to dlatego, ze nie znamy osob wokol nas i cierpimy "zatrzymujemy w sobie bol" Wcale ci inni, ci ktorzy sa wokol nie sa ani lepsi od nas, ani zdolniejsi, ladniejsi, "oni" rowniez cierpia. Czujesz sie wyobcowana poniewaz Twoje "wewnatrz" jest zranione. Opowiem Ci werset z mojego zycia, ktory ta "obcosc" mi przypomnial Pewnie pamietasz, ze lecze sie na raka juz od 7 lat, wiec ciagle jestem w szpitalu...na moim oddziale onkologii powstala grupa arteterapii, spotykamy sie (pacjenci) raz w tygodniu i malujemy obrazy, w tej chwili jest nas 6 osob, czesto ktos z nas jest w trakcie terapii (chemii) ale mimo to nauczylismy sie "zyc dobrze z choroba" usmiechac sie, i zauwarzac innych pomimo naszego wlasnego bolu. 3 razy w roku organizujemy wystawe na oddziale i poczestunek...probujac zaangazowac innych pacjentow. Jest to bardzo trudne, gdyz "my" grupa arteterapii wygladamy troche jak z innej planety, poniewaz sie usmiechamy, zartujemy z naszej choroby, smierci, wygladu. Staramy sie nadac sens naszemu cierpieniu i jak tylko sie da polepszyc poziom zycia w chorobie, robiac rzeczy przyjemne. I wiesz dla wiekszosci "pacjentow z kroplowkami" my nie jestesmy chorzy! Chory musi byc cierpiacy, skrzywiony, lysy, miec kroplowke i plaster na reku. Jest zamkniety w sobie i wlasnej chorobie. Fakt, iz ja, mialam ten plaster, wezyk, igle i kroplowke wczoraj, lub bede go miala jutro, nic juz nie znaczy.Jjestesmy my i oni. Tlo i glowny bohater, pierwszy plan...drugi plan...trzeci... Dzisiaj to rozumiem, rozumiem tych ludzi... ale wiem jak do tego podejsc. Przezylam, doswiadczylam, wycierpialam..i to pozwolilo mi sie nauczyc, jak cierpienie moze byc potrzebne do tego, zeby umiec lepiej zyc. 7 lat temu tego nie wiedzialam. Wszystko w zyciu ma sens....znalazlam taki ladny cytat poesi Lautreamont'a "Cierpienie jest slaboscia, jesli mozemy go uniknac i zrobic cos lepszego" Pozdrawiam serdecznie ;)
Pięknie to napisałaś. Dziękuję Ci za podzielenie się Twoimi uczuciami i przemyśleniami.
Wiesz czasami mi głupio, przed takimi osobami jak Ty, czy Moja Sistra, czy wszyscy Ci, których cierpienie jest wielkie i bardzo realne, że oto ja użalam sie nad sobą, teoretycznie bez powodu. Ale powiedziała mi kiedyś mądra osoba, że to nie tak, bo nakręca jeszcze bardziej poczucie winy i niechęć do siebie. Każde cierpienie jest indywidualne i danej osobie właściwe. I tej osoby miarą może być mierzone.Zauważyłam, że wbrew moim tendencjom do wycofywania się w siebie, powinnam zmuszać się do robienia czegokolwiek (macie rację Agik i Smakosiu), do wychodzenia do ludzi, między ludzi raczej, bo kontakt z nimi nie mam ochoty, ale w pustym domu fiksuję jeszcze bardziej. W końcu nawet magisterkę mogę pisać z laptopem na kolanach w jakiejś uroczej kawiarence. ;)
Anno, cytat powędruje do mojej kolekcji. Naprawdę jest mądry i piękny.
Na szczęście ludzie opiekujący się moją Siostrą znaleźli sposób, żeby przewieźć Ją w inne miejsce (chciwość pomaga otworzyć wiele drzwi). Nieco cieplejsze i bezpieczniejsze. Będzie spokojniej, więc nie będę się zamartwiać, że ktoś ją jeszcze bardziej skrzywdzi.
Witaj dziewczyno ! Jeżeli miałaś nadzieję , że o Tobie zapomniałem , to niestety muszę Cię bardzo rozczarować - PAMIĘTAM !!! . Bardzo się cieszę , że sytuacja Twojej siostry trochę się poprawiła , ale mimo wszystko kciuki jeszcze trochę potrzymam . No i skoro lubisz aforyzmy i cytaty to przesyłam mój ulubiony :
" Wszyscy wiedzą, że coś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi. "
Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło. Never fear shadows, for shadows only mean there is a light shining somewhere near by.
Kiedy jesteśmy szczęśliwi, jesteśmy zawsze dobrzy, lecz kiedy jesteśmy dobrzy, nie zawsze jesteśmy szczęśliwi.
Oscar Wilde
Oby więcej takich rozczarowań Marku. :) To i ja zaprezentuje moje życiowe credo:
Mam bardzo prosty gust: wybieram to co nalepsze. (Wilde)
I dlatego jestem z Wami. Potraficie mnie wyprowadzić z dołka. :)
A z dzisiejszych przemyśleń: Dzięki mojej Siostrze i temu w jakich okolicznosciach się znalazła nauczyłam się bardzo wieleo życiu i o sobie. Że życie ma wiele odmian szarości, a ludzie nie są tylko dobrzy, albo tylko źli.I jak trudno ocalić w sobie człowieczeństwo. Nie mam tendencji do zbawiania świata, ale też nie poddaje się sprzedaży na tym targowisku próżności jakim jest świat. Dziwią mnie ludzie (prosze wybaczyć jeśli urażę) zaczynający dzień od lektury Pudelka, czy innych plotkarskich mediów. Ba, poczytać nawet można, ale przeżywac? Np. brak majtek jakiejś tam gwiazdki (na czymi niebie?). Ech...
No, ale nic to. Siostra spotkała na swojej drodze ludzi, którzy bezinteresownie pomogli jej w rzeczach wymagających nawet narażenia ich życia, ale też s..ów, którzy chcieli wykorzystać ją jako łup wojenny.
Witaj Duniasza. Nie odzywam sie, ale pilnie sledze Twoj watek. Chce tylko dac znac, ze jestem i czesto o Tobie mysle. Ciesze sie, ze istnieja tacy ludzie jak Ty. Ludzie, ktorzy mysla i czuja, nawet gdy sprawia to czasami ogromny bol. Maly kopniaczek na pozbieranie sie i serdeczne usciski. Elzbieta
Zabrzmi to idiotycznie i jeśli się ktoś poczuje urażony to z góry przepraszam , ale muszę to napisać : uwielbiam ten wątek ! Taki ludzki jest i wbrew pozorom optymistyczny ... I Ciebie Duniaszko też :)
Kurczę, masz stuprocentową rację! Ja również śledzę, ale się nie odzywam, żeby głupoty nie palnąć. A niestety jest to moją specjalnością od czasu do czasu :/ I kopa, żeby coś robić, bo to troszkę pomaga, naprawdę. Choćby zrobienie sobie koktajlu ziołowego i ziołowej maseczki na ryłetko :)
Bardzo sie ciesze z powodu Twojej siostry. Widzisz cos zaczyna isc na lepsze i to juz jest duzo :)
O tym cierpieniu to oczywiscie, nie mialam zamiaru porownywac go i mierzyc. Nie wazne z jakiego powodu sie cierpi, i czy ktos ma wieksze "prawo" do cierpienia czy nie, ale zeby nie poszlo ono na marne i bylo konstruktywne. Bol duchowy czy fizyczny (czesto zlaczone w jeden zlepek bolu) tak jak wlasnie napisalas, kazdego boli najbardziej jego wlasny.
Ludzie, to tzw. tlo, moze wydawac sie obce, ale czesto bardzo pomaga. Pozdrawiam Cie serdecznie :)
Wiem, że nie było Twoim zamiarem Anno porównywanie, to oczywiste. Pisałam tylko moim poczuciu winy z powodu moich słabości. To ja jestem pełna podziwu dla Was - Ciebie, Smakosi, Agika i innych, że tak sobie świetnie radzicie i znadujecie czas i chęć wyjścia do drugiego człowieka, tak niepewnego siebie i połamanego życiowo jak ja.
Lata miałam wmawiane, że jestem do niczego, że zła, że wredna, że wyląduję pod mostem, że nikt mnie nie zechce. Więc teraz moja wiara w siebie mocno nadwyrężona stara się stać na własnych słabych nogach, choć łatwo nie jest. Jak pies latami bity, na podniesioną dłoń reaguje w jeden możliwy sposób. Wybaczcie mi to skulenie.
Teraz moim priorytetem stało się pisanie pracy magisterskiej. Czy ktoś z Was pisał lub zna kogoś kto mógłby mi udostępnić części pracy magisterskiej z literatury (ale pisanej po polsku) zwanej stanem badań. Chodzi mi o odświeżenie sobie metodyki pisania stanu badań, pewnych sformułowań. Bez obaw, żadna część pracy nie zostanie wykorzystana w żaden sposób. Chcę tylko odświerzyć umysł i zaczerpnąć pewne wzorce. Studiowałam 12 lat temu, a teraz mam tylko napisac magisterkę, reaktywowana w prawach studenta tylko po to. Poratujcie, proszę. (umieszczę tą prośbę tez w nowym wątku).
Nie wiem, jak inni, ale ja pisze do Ciebie, bo Cie lubię ... I jakoś mi lezy Twój los na sercu. I to nie jest tak, że wyłaczę komputer i juz znika Duniasza. Myślę o Tobie w ciągu dnia, zastanawiam się jak sobie radzisz, jak się czujesz...
Nie mam misji Matki Teresy ( kiedyś po trosze miałam i bardzo źle na tym wyszłam), nie chce zbawić świata, natomiast nauczyłam się, ze warto czasem zwyczajnie wyciągnąć rękę, że czasem jakis "obcy" głos, jest głosem który akurat mnie woła i wtedy wiem, ze nie zabłądzę... Otrzymałam ogromna pomoc od właśnie takich "obcych" ludzi. Jakbym miała to spróbować opisać za pomocą porównania- to tak, jakbym wpadała do studni- czarnej, głębokości której nie jestem w stanie ocenić. Wirtualana pomoc to tak jakby jakieś ręce- obce mnie z tej studni wyciągały. I to w momencie, kiedy już poczucie, ze trzeba walczyć mnie opuszczało, kiedy straciłam całkowicie nadzieję. Ktoś mnie zawołał i wyciągnął mnie z tej studni. Wiele osób. Ja staram się teraz oddać, co wzięłam... Czasem mam takie wrażenie, ze dobra energia nie znika, tylko krąży.
A poza tym ;)- mam niesamowicie głęboką wiarę, ze BĘDZIE DOBRZE Duniasza :) Jeszcze jeden ( moze dwa) zakrety, a za zakrętem.... JEST PIĘKNIE :) I czekam na to, aż przyjdziesz tu i nam wszystkim to powiesz :) Poczekam ile będzie trzeba... A ja bardzo lubię mowić ( a jeszcze bardziej wierzyć), że bedzie dobrze...
Duniaszko napisałaś: ..."To ja jestem pełna podziwu dla Was - Ciebie, Smakosi, Agika i innych, że tak sobie świetnie radzicie i znadujecie czas i chęć wyjścia do drugiego człowieka..." To wcale nie jest tak, że my sobie świetnie radzimy. Dziś my piszemy do Ciebie, bo czujemy, że jestes wspaniałą, wartościową i bardzo ciepłą osobą. Innym razem, to Ty będziesz nas podtrzymywać na duchu. Czasami rodzice nieświadomie rujnują dzieciom poczucie ich własnej wartości a potem to idzie za nimi jak zły duch przez resztę życia. Ty jednak nie poddajesz się mimo, że nie jest Ci lekko. Dostrzegam, że my zaczynamy cieszyć się razem z Tobą każdą Twoją nową decyzją, każdym, nawet najmniejszym krokiem. Teraz pewnie będziemy trzymać kciuki za pisanie pracy magisterskiej. Coś mi się zdaje, że nie zdajesz sobie sprawy jak wielkie pokłady sił w Tobie drzemią. A jak idzie jedzenie? Starasz się, zajadasz trochę? Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.
W te lata kiedy było mi najbardziej trudno, najciężej, kiedy walczyłam o godność każdego dnia, otrzymałam najwięcej bezpośredniej pomocy nie od najbliższych, ale od obcych i od dalekich dawnych przyjaciół, z którymi, wydawałoby się, straciłam kontakt. Agik ma rację: okazane dobro, dobrem powróci, a okazane zło złem uderzy. I to niekoniecznie od tego komu coś uczyniliśmy. I ja doświadczyłam tego wiele razy i doświadczam nadal. Nie ma we mnie nienawisci, bo ona niszczy obie strony i nienawidzącego i nienawidzonego.
Powoli małymi krokami staram się odzyskać siebie, siebie taką jaką się lubiłam wiele lat temu.
Jedzenie...hmm moja pieta achillesowa. Cóż,w innym wątku pytam co moge jeść i jak, bo leki już biorę> staram się zmienić nawyki żywieniowe, a przede wszystkim odzyskać chęć do jedzenia. Bo ostatnio nic mi nie smakuje, a już najbardziej co sama przyrządzę. Nawet nie mam ochoty gotować. Mikroskopijne porcje, wiele zmarnowanego jedzenia. :( Zmeczenie i brak chęci na przygotowanie nawet najprostszej potrawy. Często zanim ją dokończę robić, już nie mam na nią ochoty. I to jest problem. Kiedyś było inaczej, dlatego tu zawitałam, ale dziś moja kuchnia jest smutna i szara. Poza tym wykupiłam mnóstwo leków i finanse mam mocno mocno ograniczone. :( Nie radze sobie, więc ide po linii najmniejszego oporu. Szukałam inspiracji w zakładce przepisów dla diet, ale jest tam okropny chaos i nie mam czasu aby analizować po kolei każdy przepis. A inspiracji mi brak. :(
A może jest szansa żeby gdzieś wykupić takie obiady "ala zakładowe"? Ja też kiedyś przechodziłam taki etap, że nic mi się nie chciało gotować dla samej siebie i nie miałam nawet chęci na jedzenie. Wtedy, żeby nie popaść w anemię zmobilizowałam się i chodziłam kazdego dnia do Baru Turysta. Tam wynajdywałam na tablicy (menu) jakieś swoje zachcianki i prosiłam o połowę porcji. Bar był dotowany przez Urząd Miasta więc jedzenie w miarę tanie. No i tym sposobem udawało mi się zjeść obiad. Aż któregoś dnia znudziło mi się to odwiedzanie baru i z tego to właśnie powodu zaczęłam gotować sobie jedzenie na trzy dni :-) Wszystko jakoś tak samo się poukładało. No ale u Ciebie pewnie pojawi się w kuchni energia kiedy tylko wróci syn. A kiedy On wraca?
Po drodze z pracy mam bar Caritasu, ale wcale tam aż tak tanio nie jest. Może masz rację, może wracając z pracy powinnam odżałowac paru groszy na jakiś obiad.
Wejdź jutro. Sprawdź jak się przedstawiają ceny. Zjedz coś na próbę.A może masz gdzieś po drodze jakiś bar mleczny? Mi się udało znaleźć koło swojego domu sklepik, do którego maleńka firma rodzinna dostarcza pierogi w różnych smakach, naleśniki z serem i prawdziwe swojskie goląbki. Wszystko jest naprawdę bardzo dobre. Jak tylko mam lenia, to zaraz tam robię zakupy i tym sposobem nie wpycham w siebie kolejnej bułki tylko jem normalny obiad :-)
Duniaszka ja Ci polecam garnek na parze. Nie trzeba przy nim stac i pichcic, wszystko robi sie samo. Kladziesz nozke od kurczaka zasypujesz selerem i marchewka na to pokrywka i siadasz do komputera. Za pol godziny wracasz do kuchni i jesz cieply obiadek, zdrowy, lekki i pozywny. Obok mozesz polozyc ziemniak w mundurku, cukinie i co jeszcze tylko chcesz. Ja mam zwykly garnek inox, dol, gora w dziurki i pokrywka. Dla Twojego zoladka to i deslne rozwiazanie. Dobrej nocy zycze :)
Cieszę się Duniasza, że postanowiłaś podzielić się swoimi problemami z nami a jeszcze bardziej cieszę się że są takie osoby jak Agik, Smakosia, Dorota, Guma i wiele innych które potrawią wesprzeć innych dobrym słowem i radą ( myślę, że dla nich to też jakaś forma terapi).
Napewno wiele osób tak jak ja śledzi Twój wątek i łatwiej nam wspólnie z Toba przeżywać swoje własne problemy. Dziękuję Tobie i wyżej wymienionym bo sama czerpię z tych dobrych rad. Myślami jestem z Tobą i wierzę, że z dnia na dzień bedziesz silniejsza
Za mna tez chodza nalesniki....ktoregos dnia po forum o nalesnikach zabralam sie za nie o 22.30 i 5 skonsumowalam na stojaco przy patelni, bo ciasta mialam na 20 sztuk, pyszne byly i chyba bedzie wkrotce powtorka, ale zrobie z grzybami i parmezanem
Kupne pierogi z kapusta i grzybami bo innych w sklepie nie mieli. :( Ohyda. Nie powinnam jeść. Ale w brzuchu burczy. A mam dzis podły humor i jest mi wsio rawno co zjem.
A wszystko przez facetów. Dlaczego uważają, że długowłosa blondynka (naturalna!), o subtelnym typie urody, z natury spokojna i taktowna musi być głupsza od tipsiary i łatwiejsza od blachary. No czemu? Przewyższam ich wiedzą, ale nie zdążę się nawet odezwać, a już mam takiego tokującego samca przed sobą, który nie słyszy nawet, że odstrzelam mu łeb niekompetencji i tokuje dalej pewny siebie. Porażka. A jeszcze myśli, że on piękny jak Bartek Opania i błyskotliwy jak Wojewódzki (wersja dla obytych jak Connery/Allen). A do tego jestem zbyt taktowna by zaśmiać się takiemu w twarz! Wrrrr... A szczytem wszystkie jest jak wchodze do sklepu z typowo "męską" specyfiką. K a t a s t r o f a.
ps. Podrzućcie jakis dobry przepis na naleśniki i ogórki małosolne (proporcje soli do wody - nie moge trafić, ostatnio zrobiło mi się z ogórców bagienko - a jak śmierdziałooooo).
Co do naleśników, to się nie wypowiem, bo robie na oko, ale pewnie zaraz dziewczyny coś podrzucą :-) Hm...a był jakiś wątek o naleśnikach. Zaraz zerknę, może uda mi się go odszukać.
Dzięki tylko proporcje będę musiała zmniejszyć. Bo najwiekszy słój jaki mam ma 1 L. :) No i skąd ja wezmę liście porzeczki czy wiśni. Kiedy mieszkałam na wsi nie było problemu, ale teraz... Nie mam nawet znajomych działkowców.
Wprawdzie naleśniki w mojej diecie są niewskazane, ale jak nauczę się robić je dobrze to mój Syn będzie miał radochę napewno.
Moja mama zawsze do duzego gara wrzuca...kopru duzo tam plywa, czosnku, gorczycy....i talerzem sa przykryte, a talerz cegla przycisniety...juz za dwa tygodnie pojem sobie ogorasow, polskich ziemniakow z maslanka, botwinki...i swieze gruntowe ogorki za mna chodza...
Hi hi ekspresowa wiadomosc z pierwszej linii: pilnie ogorki malosolne poszukuje! Mama daje na litr wody 2 plaskie lyzki soli, i zalewa wrzaca woda. Wczesniej zapomnialam o chrzanie... Koncze prace, lece po chleb do super i robic nalesniki... Pa milego wieczoru ;)
Płaska łyżka soli na litr wody. Sól kamienna, nie jodowana ( mozna kupić w markecie- tylko trzeba patrzeć- napisy krzyczą, ze to do przetworów) Ja tez nie mam skąd wziąc lisci porzeczki, ani wisni- ale przy torach rośnie dąb- iscie dębu tez nadają się do kiszenia ogórkow, bo to chodzi o jakies garbniki, które w lisciach są.
Ogórki muszą byc w całosci zakryte wodą- bo inaczej spleśnieją, a nie skisną. Tez mi się tak zdarzyło.
Mozesz spokojnie korzystać z litrowych słoików- układasz pionowo ogórki, mocno dociskasz- właśnie po to, zeby nie wypłynęly i nie zaplesniały. Mozesz użyć pięciolitrowej plastikowej butelki po wodzie mineralnej- jak juz się ukiszą- to odcinasz wierzch butelki, a ogórki wraz w wodą przekłądasz do mniejszych słoików. Mozesz też kisić w małych butelkach plastikowych- ale muszą mieć na tyle szeroki wlot, zęby ogórek przeszedł... Mozesz ukisić w każdym naczyniu- pod warunkiem, ze ogórki są przykryte wodą- nawet we wazonie :)
Acha ja dysponuję wodą z kranu- więc wodę z solą gotuję i studzę- zalewam już wystudzoną. Moja kolezanka zalewa wodą ze studni- nie gotowaną, ale oni mają dobrą wodę...
Nalesniki wcale nie sa trudne...wymagaja tylko troche wprawy, ale jesli pierwszy ci nie wyjdzie to sie nie przejmuj... Sprobuj zrobic tak: Przepis tylko na jedna osobe o zaniklym apetycie ;)
2 jajka 3 szklanki tlustego mleka maka....na oko moze szklanka, ale zobaczysz w trakcie krecenia szczypta soli lyzka cukru jesli maja byc slodkie olej lub oliwa dobra niepodrapana patelnia, plytka - znaczy niegleboka
Rozbijasz jaja, solisz lub slodzisz lub jedno i drugie Dodajesz 2 lyzki maki i ubijasz mikserem Cienkim strumieniem ciagle mieszajac dodajesz mleko, potem make i na przemian mleko i make Az do uzyskania lejacej sie, ale niezbyt gestej konsystencji Patelnie smarujesz serwetka nasaczona w oleju i rozgrzewasz na "zywym" ogniu Kiedy wlewasz ciasto na patelnie powinna "syczec" Wlewasz ciasto i rozprowadzasz po patelni az po jej brzegi i zlewasz z powrotem nadmiar ciasta do miski Ogien ma byc dosc duzy, ale nie taki zeby sie szybko palily nalesniki Moje na jednej stronie smaza sie ok. minuty Smarujesz gotowe nalesniki np. twarozkiem waniliowym, nutella, dzemem, smietana z cukrem Jesli wolisz na slono to sa super zawiniete w nalesnik parowki i podsmazone na patelni...
Jutro pójdę kupić ogórki i ingredencje. Hehe ;) z butelką dobry pomysł. A teraz czas grzecznie zabrać się za czytanie kolejnej literatury do pracy na mgr-a.
ps. przypomniałam sobie coś jeszcze...pytałam dziś o wkładke do gotowania na parze, bo na całe prawdziwe ustrojstwo to mnie nie stać. :) Kosztuje 9 zł. Jutro pójdę i kupić, zaraz po drodze po ogórki. :) A potem zastanowię się co ugotować. Chyba, że macie podpowiedzi, to kupię na placu Wielkopolskim co trzeba.
Nikt nie odniósł się do tego co napisałam o facetach. Was nie spotykają takie sytuacje? Bo ja mam wrażenie, że mnie nikt nie traktuje poważnie: ani w sytuacjach zawodowych, ani społecznych. (poza oczywiscie tymi którzy mnie znają i nie oceniają powierzchownie). No i jeszcze ten mój zawód wykonywany - każdemu się wydaje że jest mądrzejszy ode mnie. :( A ja mam dosć zmuszania do udowadniania, że jestem lepsza niż im się wydaje. A jestem!
Duniasza A po co się tym denerwować? Ja nie mam koleżanki, której by taka sytuacja nie spotkała kilka razy.
Osobiście z tym się spotykam... ciągle. Nawet się nie dziwię- ja mam taki gapowaty wyglad, w dodatku jestem krótkowidzem- więc bez okularów mam ponoć spojrzenie bezbronnej sarenki :D
Kiedyś chciałam kupic kartę do telefonu. Jakiś młodzieniec, widocznie sobie postanowił zarty sobie zrobić moim kosztem, bo wśród rechotów i piszczących panienek spytał: a ty wiesz, chociaz, co to jest komórka? ja mówię- nie jestem pewna, ale możesz mi pokazać. On wyciąga komórkę, a ja mu na to "ojej, to chyba jest centrala, bo ja kiedyś widziałam komórkę, ale była znacznie mniejsza...
Po mnie nie widać, ze ja potrafię być taką wredną suką...Bo jak już mnie ktoś zna- to nie zaczyna :)
A skoro się tak denerwujesz- to schowaj takt do kieszeni. Nie daj się. Mnie to akurat śmieszy.
Dokładnie ;)) Przyczajony tygrys , ukryty smok ... Wyczekać gościa a potem małym paluszkiem rozłożyć na łopatki :) Satysfakcja gwarantowana , mina macho - bezcenna :) Nic nikomu nie trzeba udowadniać , tylko sobie ...
To bardzo dobrze :) Zanim nie wymyślisz genialnej odpowiedzi , grasz słodką idiotkę ( im dłużej tym lepiej ) . Macho jest coraz bardziej pewny siebie i traci czujność ... Postawa to luzik i spokój .
Ja przeciwnie...reaguje od razu, i czesto musze walczyc sama z soba, zeby jakiemus nie dac w zeby...ostatnio mi taki wlasnie macho zajechal droge na rondzie gdzie nie mial pierszenstwa, trabnelam, zeby chociaz cwaniak wiedzial, ze nie mial racji....stanal jak wryty, wyskoczyl z auta i pedzi do mnie wsciekly...wiec ja tez wysiadam z mojego auta jeszcze pewniej niz on...i to go wlasnie powstrzymalo, bo pewnie myslal, ze sie wystrasze...kopnal tylko moje auto....a ja go spytalam na jakim targu kupil prawojazdy...
Ino sekretarka prawną :). To takie proste skojarzenie - sekretarka =kawa = inteligencja na poziomie kalafiora. A czy wy wiecie jakie te ekspresy do kawy są skomplikowane! Nikt w biurze tego poza mną obsłużyć nie umie.;) hi hi...;)
Co za bzdura!!! Sekretarka jest pempkiem calego biura, bez niej nie ruszy nic, przynajmniej w kraju wikingow tak jest, moja corka jest prokuratorem i bez swojej sekretarki nie wyrobila by sie w pracy. Nie wiem , jak jest w Polsce, ale jak sekretarki=kawa=kalafior, to naprawde Ci nie zazdroszcze:((((
Powiem jeszcze jedno, ze tutaj kazdy jest wazny w miejscu pracy, od tych sprzatajacych (bez nich chaos), do dyrektorow i nikt nie mowi do nikogo "pan, pani", mowi sie "ty". Tutaj nie ma "panow doktorow", kazdy zasluguje na szacunek, a najwiecej ci, ktorzy nasze gowna wywaza, bo bez nich utopimy sie we wlasnych smieciach:)
Na szczęście u mnie w pracy nikt nigdy nie dał mi odczuć tego, ale inni prawnicy i klienci i owszem. Jestem tak samo jak oni wykształcona, obyta, często muszę być i jestem bardziej wszechstronna. Ale też wiem, że 3 zawody mają taką manię wyższości: lekarze, prawnicy i informatycy. Cóż specyfika wiedzy jaką posiadają. Jakiś czas temu rozbawił mnie informatyk, jak zapytałam go o jakąś funkcję w wordzie. Oburzył się, że on jest od programowania, a ja mu na to,że gada jakby znał się na komputerach w ogóle i w szczególe i takie prościzny to chyba powinien wiedzieć, bo tego teraz w podstawókach uczą. Skoro ja znam się lepiej od niego na office, a on na sieciach, to nie widzę powoodu dla którego miałby taktować mnie z wyższością. Niestety ta lekcja nie nauczyła go niczego. Dopiero kiedy przyszedł po prośbie, zeby mu coś tam pomóc w ustawieniach excela - powiedziałam, ze nie jestem informatykiem. Skoro jest taki mądry niech sobie radzi. Może nawet przegooglać internet. Wtedy zrozumiał, że opłaca mu sie współpraca, a nie wojna na kompetencje. :)
Tineczko , mylisz się złotko ! Sekretarka nie jest pempkiem biura.Sekretarka jest szyją biura a szyja ta kręci szefem i resztą personelu.Duniaszko, nie daj się , wrazie czego wzywaj nas - my brygada WŻ- towa szybko się rozprawimy z tymi informatykami
Ja tez jestem sekretarka wsrod lekarzy....ale nie odczuwam tego problemu...to kwestia charakteru, i mysle, ze to Twoje Duniaszo poczucie nizszosci tak kaze Ci myslec....musisz sie z tego wyzwolic bedzie Co duzo lzej...za kazdym razem jesli bedziesz miala do czynienia z osobnikiem "lepszym" od Ciebie pomysl sobie Ty niczym mu nie ujmujesz. Osoby, ktore probuja sie wywyzszyc z regoly maja problemy z wlasna wartoscia, a te na prawde wartosciowe nie wywyzszaja sie. Zawsze pracowalam wsrod lekarzy, wielu z nich przychodzilo do mnie do laboratorium na nauke przy mikroskopie. Moj szef stopien naukowy profesor kardiolog, beze mnie nie znalazlby nic w komputerze....nie ubralby sie do pracy, i nie odczytal wielu badan.... Glowa do gory!
Duniasza, to tak nie dziala:) Przeczytalam o "facetach", to nie jest ich wina, to Ty nieswiadomie wysylasz sygnaly a oni je odbieraja. Jestes napewno lepsza pod kazdym wzgledem, nikomu nie musisz tego udowadniac, tylko sobie:) Juz raz dalas sie molestowac psychicznie i moze fizycznie bylemu mezowi i nastepne "czworonogi" meskie czuja to z daleka. Jak Siebie pokochasz bez granic, bez zadnych "ale", to bedziesz slala inne sygnaly: tu idzie kobieta pewna siebie i kochajaca siebie, zadowolona z zycia i zadajaca szacunku i milosci! Ja wprawdzie bylam brunetka , atrakcyjna dziewczyna w kwiecie wieku (30 lat i rozwodka) i mialam inny problem, zaden "facet" mna sie nie interesowal na powaznie.. Chetnie zatanczyli ze mna, zaprosili na obiad a potem nic.Myslalam , ze cos jest we mnie co odpycha plec meska. I mialam racje! Moj najlepszy przyjaciel, pan w podeszlym wieku rozjasnil mi mozg. Powiedzial: dziecko kochane: jaki mezczyzna ma ochote na zwiazek z kobieta wszystko umiejaca, samodzielna ekonomicznie i z zadartym nosem??? Oni szukaja cicha kobietke, zgadzajaca sie na wszystko, co panu sie spodoba i mial racje:) Moj przyjaciel juz nie zyje, ale ciagle pamietam jego slowa. Niestety nie umialam sie zmienic na ta cicha kobietke i zyje sobie ze soba od lat i jest mi wcale niezle ze soba:))) Nie namawiam Ciebie na samotne zycie, absolutnie nie, tylko na zmiane sygnalow i pokochanie siebie samej a potem przyjdzie ktos , kto zasluzy na Twoja milosc i kompletne zaufanie!!!
Traktuj Siebie powaznie i tak samo potraktuja Ciebie inni! Sle cieple usciski:)
Tineczko w ciągu życia dostawałam sprzeczne sygnał: raz zarzuty, że jestem zimną blond s..ą, raz że "kobieciątkiem" - bluszczem. A ja ciągle taka sama. Człowiek czasami może się pogubić.:) Ale są pewne rzeczy, które z wiekiem odkryłam. Np. że coraz mniej mi zalezy co ktoś o mnie powie i pomyśli. Bo ja zostałam wychowana na "grzeczną" dziewczynkę. Wszyscy mają cię lubić, masz być grzeczna, a co o Tobie sobie pomyślą i inne... I dopiero teraz uczę się, że nie wszyscy muszą mnie lubić. Tak jak ja nie wszystkich lubię. I uczę tego mojego Syna: że nie wszyscy w klasie muszą być jego kolegami.
Co zaś do samotności to wiem,że można być samotnym w tłumie i nie być samotnym, choć jest się samemu.
Kochanie, wlasnie z domu wynioslas te bzdurne wartosci "grzecznej dziewczynki" i "co inni o Tobie pomysla" Ucz sie , ze zawsze znajdzie sie ktos, nie lubiacy Ciebie, no i co???- jego strata!!! Ty masz siebie kochac i swoje dziecko, a reszta niech sie dostosuje, albo nie, to nie Twoj bol glowy:)
Ale mam zaleglosci Duniaszko! Trzymam jednak kciuki dla Ciebie. A o takich facetach to szkoda slow i nie TY powinnas sie wstydzic. Wstydzic powinien sie taki tokujacy kogut. Wiesz ktos mi powiedzial: jak jakas osoba cie oniesmiela to wyobraz ja sobie nago albo w jakims zupelnie nie pasujacym przebraniu. Pomaga odblokowuje i czlek odzyskuje mowe,,, Sciskam serdecznie!
Ja polecam Ci moje ogórki http://wielkiezarcie.com/przepis33546.html, soli daje się tam więcej niż dziewczyny pisały bo aż 3 łyżki na litr wody ale też 1 łyżkę cukru. Zalewam zawsze wrzątkiem i są pyszne i chrupiące.
Tęsknię do Synka. W przyszły weekend jedę do Niego. Nie wytrzymam. Nie mam jeszcze załatwionego noclegu, ale tam została przyjaciółka, może mnie przygarnie.
Ale z Ciebie laska..., a Synuś ma takie figlarne iskierki w oczkach :)
Duniaszka Kochana Pomyslałam sobie tak- poprosiłaś o "kopniaka". bo żle się czułaś i tak trochę wydawałaś się na być kolanach. Teraz się podniosłaś i tak sobie myślę, ze moze pora na nowy temat? Np " podnoszę sie", "wstaje", albo coś w tym stylu? Broń boże nie chce Cię namówić do tego, żebyś przestała pisać, tylko chodzi mi o to, ze jak szukasz, czy dostałaś nowe odpowiedzi, to widzisz swój temat, w którym prosisz o pozbieranie się. A przeciez juz jesteś pozbierana, tylko wiary Ci trzeba, nadziei, punktu, który wyznacza na jakejś mentalnej linii droge, którą już przeszłaś... Mnie takie różne wizualizacje pomagają... Co o tym myślisz?
O kurcze! Faktycznie fajna z Ciebie dziewczyna. Wcale Ci sie nie dziwie, że tesknisz za synem, ale już niedługo będziesz go miała koło siebie każdego dnia :-) On też pewnie się za Tobą stęsknił...nawet jeśli o tym nie wspomina.
Wcale się nie pozbierałam do końca, Kochani, jeszcze jestem w rozsypce i nie mówię tego przez kokieterię,by oczekiwać głasków. Tyle od Was dobrego dostałam, że powinnam być chodzącą pogodą ducha. Ale nie jestem. I trochę się wstydzę, więc nie przynaję się zbytnio do tego.
Ogórki niestety jeszcze nie zrobione, bo...bo..ech...bo nie byłam w stanie w sobotę wyjść z domu. Czytałam wszystko co napisaliście, ponownie, usiadłam do magisterki, nawet znalazłam w sobie siły by wytrwać, ale już wieczór i noc ciężkie bardzo. W zasadzie nic nie jadłam do niedzielnego popołudnia, ale za to zmobilizowałam się i ugotowałam norweską zupę z łososiem. Bo prosta i akurat miałam składniki. Tylko, ze zjadłam jedną miseczkę, zapiłam kawą i to całe dzisiejsze moje jedzenie. :( Zgodnie z tym co pisałyście zmuszam się do robienia czegokolwiek. Do pisania na forum. Do gotowania j.w., nawet poszłam na koncert muzyki barokowej, by robić coś, zająć mysli, znieczulić.
Poza tym mam kłopoty z exem. Dla odmiany teraz z pełną premedytacją utrudnia mi przyjazd do syna, mimo iż ja wobec niego tego nie robiałm, ale on czuje się panem sytuacji (ma zasądzony miesiąc wakacji), a ja poprostu chcę się zobaczyć z dzieckiem. Nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji, by jak najmniej znowu rozorać sobie duszę. Cholera, ja sie go zwyczajnie boję. Ten wdrukowany strach, wyuczone kulenie uszu by nie eskalować jego złośliwości. Do Małego pojadę, tak czy siak, ale chciałam zabrać Młodego do Koleżanki na noc (jadę 300 km w jedną stronę pociągiem), bo już się nastawił, że się wyprzytula kiedy będziemy spać razem, a ex ani nie pozwolił spać u nich - podobno ma być tam jakaś "kuleżanka" (zresztą sama nie miałam ochoty na nocleg w jaksini lwa), ani zabrać Małego do przyjaciółki. Oczywiście mogę się stanowczo postawić i pewnie to zrobię, ale wywoła to eskalację, bo jeśli mam mu czymś zagrozić muszę wystawić ciężkie działa, a taka wojna odbije się na dziecku, bo ex nie umie odzielić rodzicielstwa od "ex-małżeństwa". Dotąd udawało mi się jej uniknąć, zyskiwałam co chciałam spokojnie, ale teraz coś w exa wskoczyło i jest złośliwy czystą trollową złośliwością. A to już niestety nie moja kategoria wagowa.
Przepraszam Was wszystkich jeśli Was zawodzę, ale naprawdę staram się normalnie żyć i ocalić swoja duszę. I jestem Wam wdzięczna, bo dzięki Wam każdy dzień zaliczam na stronę +.
Oj Duniaszko nie przepraszaj. Ty nas nie zawodzisz. Nawet tak nie myśl. My wiemy, że nic nie przychodzi lekko, kiedy wszystko w środku boli. Sama nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu żeby uniknąć tych nerwów z ex. Tak sobie myślę, że może skoro on się upiera i nie chce by syn poszedł do Ciebie na noc, to nie warto juz z nim na ten temat rozmawiać...? Może zwyczajnie jak juz tam będziesz, to syn poprosi tatę żeby mu pozwolił zostać z Tobą. Może jemu nie odmówi...?
Co do jedzenia - no niestety w tym temacie to musisz się mobilizować, bo jak "spadnie" Ci morfologia, to zaczą się problemy zdrowotne a przecież nie chcesz tego. Trudno, trzeba wciskać w siebie nawet jeśli nie masz na to ochoty.
Cieszę się, że napisałaś tak szczerze jak się w tej chwili czujesz, jaki masz nastrój. Nie musisz grać silnej. Ty nią jesteś tylko dziś chcesz być "małą dziewczynką" i masz do tego prawo a my jesteśmy z Tobą i będziemy tak długo jak trzeba. Przytulam.
Wcale nie musisz dla nas czuc sie lepiej...bedziemy cieszyc sie z kazdego Twojego malego sukcesu, ale nie boj sie jesli ponieszesz porazke...tu nikt nie bedzie krzyczal to o co najbedziej teraz musisz walczyc i zabiegac to wiara w sama siebie. wcale nie jest tak jak to Ci zawsze wmawiano, ze do niczego sie nie nadajesz i nic nie potrafisz, uwierz w siebie, jesli czegos bardzo bedziesz chciala to osiagniesz to nie daj sie zakrzyczec i ponizyc, ani w pracy ani w rodzinie i pamietaj, ze nie ma idealow Tobie sie tak trafilo, ze otoczylas sie nieodpowiednimi ludzmi, teraz musisz sie z nich otrzasnac, ale pierwszy najwazniejszy krok juz zrobilas...musisz tylko isc do przodu
Jestem. Zaglądam na forum, ale miałam siły by tylko pogratulować Bahusowi. I kibicować Alvinkowi i Tineczce. Nie najlepiej się czuję, ale wiem, że to minie. Weszłam w fazę ostrej diety, bo sama już nie wiem co mi szkodzi. A brzuch nadal boli. Mam tylko małe pytanko: w szpitalu dostawałam taką pastę z piersi kurczaka i pietruszki, ale zastanawia mnie czym ona była "związana" bo ta którą zrobiłam sobie jest strasznie sucha, a szpitalną dało się rozsmarować.
Jak dojdę do siebie odezwę się obszerniej. Dziękuję, że o mnie pamiętacie.
Może ja też zrobię coś takiego...? Mam dużo koperku (zastapi pietruszkę), to bym go wreszcie wykorzystała. Trzymaj się Duniaszko. Pisz do nas nawet jeśli by to miało być tylko krótkie pozdrowienie. Uściski.
Duniaszka zrobiłam tę pastę. Jest super! Cytrynę zastąpiłam octem balsamicznym (bo coś mnie podkusiło). Dzięki Tobie mam coś nowego do pieczywa :-). Proponuję skusić się na ten przepis. Lepszego dzionka od wczorajszego
ppierwszy dzień urlopu i o 8 zadzwoniła moja mama jak się czuję i czemu jestem jeszcze w łóżku. Czas wstawać i do roboty, tyle rzeczy do zrobienia. Ale na szczęście Mama daleko ;) i nie widziała co robię po stwierdzeniu: tak, mamo, zaraz wstaję. A ja sobie smacznie zasnęłam, jako że wieczorami zasypiam bardzo późno mimo najlepszych chęci. Później żeby dobić mnie zupełnie i zepsuć humor zadzwonił mój szef, że coś mu nie pasuje w rachunkach, wyjaśniłam jego wątpliwosci a i tak usłyszałam, że tą sprawą będziemy się musieli zająć po moim urlopie. To mój pierwszy urlop w tej pracy i tak mam poczucie, że o czymś zapomniałam. Najfajniej jest pójść na urlop w stresie, przejść go w stresie co mnie czeka po urlopie i zacząć pracę w stresie co nawywijałam. A ja tak boję się stracić pracę. Po tym ciężkim roku potrzebuję stabilizacji i bezpieczeństwa. Nie mam sił znowu szukać pracy, nie będzie mnie stać na opłacenie wynajmowanego mieszkania itd....wiem, ze nie powinnam się teraz tym stresować, ale takie sytuacje tylko przypominają mi po jak cienkiej linie stąpam.
No i jeszcze męczę się z moim bólem brzucha, taki mały, upierdliwy i męczący potrafi zmarnować każdą radość życia. Dziś zjadłam jogurt (1 sztuka) wypiłam kawę (z tego nie zrezygnuję) i podskubneklam kilka paluszków z paczki mojego syna. Nie mam pomysłu na obiad. Naleśniki chodzą za mna już długo, ale są smażone :( . Sama nie wiem...Zamarzyło mi się ciasto drożdżowe z porzeczkami czerwonymi. Bo mogę jeść tylko drożdżowe słodkości. Macie może jakieś pomysły na proste ciasto, (nigdy nie piekłam drożdżowego) najlepiej na suchych drożdżach i z prodiża?
No właśnie miałam pytać :), ale nie z neta wywaliło...
Jeszcze sobie pomyślałam, ze może mogłabys zjeść ze dwa nalesniki- jak Ci się tak bardzo chce- to raczej nie zaszkodzą... Resztę możesz zamrozić- i sobie po dwa wybierać?
No i chciałam się spytać, co z ogórami? I czy kupiłaś w końcu tę wkąłdkę do gotowania na parze?
Ogórki zaprawiłam - jeden słoik na próbę. :) Od byłych teściów dostałam pozwolenie by oskubać ich winorośl z liści i dostałam chrzan i koper. :) Zobaczymy jak mi pójdzie. Zalałam ogórki jak mówiłyście aby nic nie wystawało poza powierzchnie wody.
Z Synkiem widziałam się, wyjazd jakoś przeżyłam, ale ex już zapowiedział, że cokolwiek będe chciała załatwić i tak bedzie robił mi na złość. Z czystej satysfakcji by mi dokopać. I po raz kolejny przekonałam się, że dobrze zrobiłam odchodząc.
Pastę z piersi kurczaka zrobię. Nie pomyślałm, że w tej szpitalnej paście na pewno były warzywa z rosołu. :)I to one dawały efekt pasty a nie suchych wiórków. :)
Pogoda robi się fajniejsza. I to mnie cieszy, bo jadąc do syna przemokłam, wracając też, a ilekroś osuszyłam się w pociągu, po wyjściu byłma znów mokra, tak lało. Czyli w sumie zmokłam 4 razy. :) Obym duża urosła.
Duniaszko, jakiś taki fajny ten Twój komentarz. Jest w nim coś optymistycznego. Wiesz co...Ty chyba już jesteś silniejsza i nawet nie zdajesz sobie z Tego sprawy (?) Synuś wyściskał i wycałował mamę az do "uduszenia"? :-) Napisz potem jak się udały ogórki. Coś czuję, że będą pyszne. A! Ty chyba robisz w słoiku na zimę, tak? Takich małosolnych nie robiłaś?
A co masz dzisiaj na obiad? Ja zaraz idę do mojego "zaprzyjażnionego" sklepu po pierogi z jagodami. Mają takie pyszniaste! Ja bym nie umiała takich zrobić.
Nie, nie robię na zimę, spróbuję jak wyjdą. Zimy nie doczekają.
A humor mam ciut lepszy,bo Synek zawsze mi go poprawia.
Dostałam też od Teściów liście świeżej mięty i melisy. Czy można je zamrozić? Czy musze ususzyć? Jeszcze nie wiem co na obiad. Nawet nie jestem głodna.
Mozesz ususzyc na zime miete i melise, ale rowniez dobrze mozesz zaparzyc taka swieza melise, dobrze robi na zoladek. Miety ja np. pic nie za bardzo moge, gdyz pobudza mi zbytnio kwasy. Zauwazylam, ze utrzymalas kontakty z rodzina exa, to bardzo pozytywne..podoba mi sie...
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości: > Dostałam też od Teściów liście świeżej mięty i melisy. Czy można je
> zamrozić? Czy musze ususzyć?
Znalazłam taką informację: ..."Zioła możesz też zamrozić. Dzięki temu lepiej zachowasz aromat pietruszki czy bazylii. Do mrożenia zioła popakuj w foliowe torebki (opisane, jakie zioło jest w środku!) i włóż do zamrażarki. Jeżeli zioła mają być w stanie zamrożenia przechowywane długo, warto je przed mrożeniem blanszować. Polega to na zanurzeniu ziół we wrzątku, a następnie schłodzeniu w lodowatej wodzie. Po tym zabiegu trzeba je osuszyć i już można mrozić.
A jeżeli chcesz uzyskać coś niezwykłego, zioła możesz też mrozić w kostkach lodu. Jest to dobry sposób przechowywania kwiatów ogórecznika i liści mięty, używanych jako dekoracyjny dodatek do napojów. Przed użyciem, kostki lodu z zamrożonymi ziołami umieść na sitku aby odsączyć wodę po rozmrożeniu. No i... smacznego!"
Ciesze sie, ze juz masz za soba ten wyjazd...spotkanie ze "smokiem" przezylas, i teraz bedziesz juz tylko silniejsza! Staraj sie wypoczac i dbac o siebie, zdrowo sie odzywiaj...pozdrawiam
http://www.youtube.com/watch?v=ZCSaR1nGYog Link do muzy,może nieco smutnej,ale mnie mobilizuje psychicznie.Wokalistka jest urocza,gdy sie tak uśmiecha... A tak poza tym naliczyłam 219 kopniaków od życzliwych,masz twarde siedzenie
A co ogórów- jestem aktualnie na wyjeździe- zrobiłam sobie na próbę kiszone ogórki w małych plastikowych butelkach ( 0,5 litra). Ukisiły się świetnie- są bardzo jędrne i pyszne. Do jednej buteleczki dorzuciłam dwie papryczki chili- zdegustowałam i łoj, jakie ossssssssstre. Jak wrócę do domu to jeszcze takie zrobię, ale już na zimę, bo sa pyszniaste. Ciekawe jak by smakowały kiszone ogórki z imbirem?
Duniaszka, a co w ogóle wolno Ci jeść? Albo czego Ci absolutnie nie wolno raczej... bo może coś wymyslimy. Nie mozesz nie jeść, bo nie będziesz mieć siły.
Ech, bywam na forum rzadziej, bo i odpoczywam (mobilnie) i pracuję (ciężko nad mgr-em).
Niestety nie mam piekarnika :( Ale upiekłam ciasto w prodiżu. Moje pierwsze ciasto w nowym domu i pierwsze w życiu w prodiżu. Na obiad mam zupę norweską, makaron ze szpinakiem i serem Lazur. Pojechałam do rodzicow na chwile i dostałam całą rekalmówke jak mówią w Poznaniu - szabelku (fasolka szparagowa) i teraz będę ją chrupać jak chipsy (oczywiście po ugotowaniu).
Zasadniczo dieta moja polega na wyeliminowaniu tego co mi szkodzi. Niestety prawie wszystko powoduje mniejszy czy większy ból, albo mniejszy czy większy dyskomfort. Lawiruję więc wybierając to co mniejsze. ;) Na pewno nie służy mi czekolada, żółty ser, nawet o obniżonej zawartości tłuszczu oraz wszelkie potrawy długo zalegające w żołądku, ciężkostrawne. I ...mleko. Oraz surowe owoce.
Ale ciekawe... Mogę zjeść pajdę chleba, z cieniutko pokrojoną wędzoną słoninką i plasterkami cebuli (to było moje ukochane jedzonko w dzieciństwie na wsi i w ciężkich czasach) i nic mi nie jest. O ile oczywiście nie przesadzę z ilością. :) Ale np. zjedzenie suchej bułki kajzerki już daje o sobie znać? Hmmm, dziwne.
Błagam Was WŻ-etowicze o przepis na cisto drożdżowe dla ignoranata cukierniczego, najlepiej na suchych drożdżach i w proporcjach do prodiża. Prooooszęęęę....
Pamiętam, że mojej mamie, która miała i ma raczej dwie lewe ręce do gotowania i pieczenia, z prodiża wychodziło absolutnie wszystko! Myślę, że powinnaś założyć nowy wątek, właśnie z tym pytaniem, o ciasto drożdżowe na suchych drożdżach z prodiża.
Od razu mówię, ze odnośnie pieczenia ciasta drozdżowego nie mam nic do powiedzenia. Poza tym jesli chodzi o prodiż, to chyba mam mgliste pojęcie, co to jest...
Natomiast dziwi mnie bardzo sprawa tych bóli, Od razu mówię, ze nie jestem lekarzem, więc nie traktuj tego jako... no nie wiem czego... Ale dziwi zestaw tego po czym Cię boli i po czym Cię nie boli... Nie jest to na tle nerwowym? ( mój luby tak miał, i jeszcze czasem ma- w silnym stresie zaczyna go bardzo bolec żoładek a czasem brzuch. A tam bolec- on po suficie łazi z bólu... :( ) Zrobił sobie ten test, o którym wspominałam, dostał antybiotyki i jakoś zdarzają się te wielkie bóle o wiele rzadziej. Czasem wspomaga się łagdnymi środkami uspokajającymi- i ból żołądka mija. No i jest o wiele mniej dotkliwy. Nie mógł pić kawy- teraz jakoś się odzwyczaił, kawę pije sporadycznie. Nie mógł jeść ogórków kiszonych... Nie powinien był jadać nic ostrego, ani nic smażonego. Nie mógł pić mleka, ani nic mlecznego. Zjedzenie słabo wypieczonego jakiegokolwiek produktu drożdżowego- powoduję zgagę -mordercę ( ale kruche ciasto może jeść, albo francuskie)
Jadał ryż np z sosem pieczarkowym Duszone, albo pieczone w piekaniku mięsko. Galaretki z kurczaka.
To o czym piszesz, Agik, to się nazywa nerwica wegetatywna. Paskudna rzecz - można skręcać się z bólu po zjedzeniu głupiej bułki z serem. Nie wspominając o zupach czy jogurtach. Na szczęście przynajmniej częściowo wyleczalne, trzeba tylko wyeliminować przyczynę stresu, co często bywa niemożliwe, hm... :/
Ja byłabym ostrożna w stawianiu diagnozy, a już szczególnie przez internet. Tylko, ze dużo rzeczy pasuje- u mojego lubego to zaczeło się własnie podczas rozwodu, na kazde świństwo, jakie mu tamta zrobiła ( a było tego niemało- starała się, jak mogła i to kilka lat) reagował bardzo silnymi bólami żoładka.
Duniasza, a co mówi lekarz?
Szkoda, ze nie chcesz spróbować psychoterapii. Czasem powiedzenie głośno bardzo pomaga.
Tak, lekarz kazał wyeliminować stres. haha, a bo się tak da? Same wiecie. Mam m.in. refluks, poczytałam trochę, i o tym, że jedną z opcji leczenia, jest podawanie środków uspokajających. Ale jak poczytałam jakich, to mnie chęć odeszła na próbowanie. Pójdę chyba jednak do jakiegoś lekarza od duszy.
Ja sobie poza oczywiście niską samooceną, nieźle radzę, ze zrywaniem z exem, (również dzięki Wam). Bo nie pokładam już uszu po sobie i nie kulę się. Ale jemu się ciągle wydaje, że się zejdziemy, a utwierdza go w tym otoczenie. Jak pojechałam tam, to pół wsi huczało, że się zeszliśmy. Oj, durni, oni durni. :( Mój Syn nie musi cierpieć z powodu rodziców, a ja dla niego zniosę nawet nalaną gębę eksa raz na jakiś czas. Przykro, że nawet lekarka z tamtejszego ośrodka, wydawało mi się mądra kobita, sporo wiedząca o moich przejściach, jak nas zobaczyła razem (pojechałam z Synkiem, życzył sobie mojej obecności, i nim do ośrodka po zastrzyk dla małego), przy dziecku z uśmiechem zaczęła gadki typu: jak ładnie wyglądacie razem, może się zejdziecie, może się da naprawić. Tylko dla tego, że Mały tulił się do nas obojga. I to takie teksty przy dziecku, któremu starałam się wytłumaczyć, że nie zejdziemy się i tak jak jest też może być dobrze. Głupia baba. Miałam ochotę być bardzo niemiła, ale ograniczyłam się do krótkiego: to raczej niemożliwe. I wyniosłam się z Młodym z gabinetu. Ex, pewnie chciałby mojego powrotu, ale nie dlatego, że bardzo mnie kocha (bo kto tak niszczy kogoś kogo kocha), ale dlatego ,że boi się być sam, że brakuje mu baby w łóżku, kuchni i salonie. (Problemem jest, że pcha isę z łapami, kiedy jesteśmy obok siebie, ale tu raz użyłam nawet łokcia, jak słowa ostre nie pomogły ;)) A z drugiej strony, rozwód nie nauczył go nic. Wiedzie sobie kawalerskie życie, bawi się i pije, nikt mu nie marudzi i nadal uważa, że jestem pip, pip, pip, bo go zostawiłam. Ot, życie.
Co do jedzenia...Mam wrażenie, że muszę tylko trafić na swoją dietę, zmienić nawyki, a jak będę odbierać wyniki, zapytam się lekarza, czy da się coś z tym zrobić.
Dziś kolejna porcja ogórków do zaprawienia. Magisterka strasznie pod górę. Boję się bardzo, że nie zdążę. :( Nie mam pomysłu na obiad. Może dziś naleśniki?
No jestem dumna z Ciebie :) To, co żuczek sobie mysli, to jest jego prywatna sprawa. Masz naprawdę wiele mozliwości ( łącznie z wezwaniem policji) i super, ze nie boisz się z nich korzystać. Na szczęście to już nie jest Twoja sprawa, jakie życie on wiedzie.
Duniaszko, a lekarz nie dał zadnych wskazówek, co do odżywiania się? Czy nie umiesz się w tych wskazówkach odnaleźć? Przewijam sobie w głowie jakieś potrawy, które jadł luby, jak go bardzo bolało- nie jadł nic kwaśnego, ani mlecznego, jakoś smażone mniej mu szkodziło- to moze nalesniki, ale nie z twarogiem, tylko z warzywkami? albo z dżemem? Albo ryż z prazonym jabłkiem ( surowe powodowało zgagę)- można kupić taką gotową "prażuchę" jabłkową do szarlotki Albo ryż z warzywkami na patelnię Albo "najdelikatniejszy schab Aleex" ( linki mi nie wchodzą, ale jak wpiszesz w wyszukiwarkę- to na pewno znajdziesz)- robi się go w garnku- więc nie masz wymówki, ze nie dasz rady zrobić ;). Z komentarzy wynika, ze ludziska z powodzeniem robią tak inne rodzaje mięska. A potem takie mięsko możesz kroić w paseczki i dodawac np do warzyw, do makaronu, albo ryżu. Albo rosól na skrzydełkach- a potem z tego galaretkę Nie napisałaś, czy kupiłaś sobie tę wkłądkę do gotowania na parze. Ale mnie się spomniało, ze ja czasem ustawiam sitko na garnku z gotującą się, przyprawiona wodą i wrzucam coś na to sitko i mi się robi jedzonko na parze... Albo makaron z warzywkami i z sosem beszamelowym Albo pierogi z mięsem.
Albo roladki z piersi kurczaka, duszone w garnku, nadziewane warzywkami z mrożonki...
Moze z tego cos wybierzesz?
A może jeszcze ktoś coś mądrego napisze? No ludziska- zmobilizować sie!
Sęk w tym, ze lekarz nic a nic nie powiedział na temat diety. Poza słowani, jeść co Pani nie szkodzi. U mnie jest dziwnie, bo ja jako takiej nie mam zgagi, tylko za dużo żółci. Żołądek pracuje w ten sposób - jest żółć w żołądku, to neutralizujemy kwasem.
Wiem, już jedno, muszę jeść mniejsze porcje a częściej. I to się sprawdza. A co do reszty. Będę próbować. :)
Fakt - to się może nazywać nerwica wegetatywna. W każdym razie objawy są brrrr. Jednym z nieprzyjemnych efektów zmagania się z czymś takim może być po jakimś czasie np. deformacja jelit, jelita wybrzuszają się w niektórych miejscach, czasem bardzo mocno i przy pewnych rodzajach wykonywanych ruchów boli brzuch, zwykle w miejscach zdeformowanego. Ale to, tak jak piszesz jedna z wielu hipotez. Częstp specjaliści nie postawią od razu odpowiedniej diagnozy, niestety :/
Często pomaga sama świadomość, że podjęło się działania, że wizyta umówiona, czyli się odbędzie. A do września wcale nie tek daleko. Napisz, czy jest poprawa odnośnie diety.
Moja Ukochana Siostra próbowała popełnić samobójstwo. Przepraszam, ale nie jestem w stanie pisać o sobie. Muszę sobie z tym poradzić. Zrobiłam na tą chwilę już chyba wszystko co mogłam dla Niej zrobić. Proszę mnie nie pocieszać i nie pytać o szczegóły.
W poniedziałek koniec urlopu i dobrze, praca pozwoli nie sfiksować.
Dziękuję, że jesteście przy mnie i z szacunku dla wszystkich osób, które wspierają mnie napisałam co sie dzieje. Będę zaglądać na forum, bo inaczej zwariuję. Ale proszę nie wymagać ode mnie zbyt wiele. Jeszcze nie teraz. Do lekarza pójdę. Mam syna muszę jakoś funkcjonować. Siostra też potrzebuje mnie w formie.
Jak ja Ci moge pomoc, dziecko Kochane??? Moglabys byc moim dzieckiem:) Cos na gorze jest dla nas pisane, ale Tobie juz wystaczy, niech ktos z tej gory zejdzie na ziemie i pomorze!!!!!
Zdmuchuje troski z Twojego czola Duniaszka i kolysze Cie cieplo, az do spokojnego, beztroskiego snu , chociaz tej jednej nocy! Tule cieplo, tineczka
Matko kochana, my tu będziemy wszyscy rwać włosy z głowy z niepokoju. W takich chwilach zapominam o pojawiających się co jakiś czas na forum żalach, że nie można podyskutować, bo zaraz inni zakrzyczą, że uczestnictwo w tym forum polega tylko i wyłącznie na przeforsowywaniu własnego zdania. Nieprawda, po stokroć nieprawda! O szczegółach powiesz nabliższym Tobie. Nie będziemy o nic pytać, ale będziemy wypatrywać Twojej obecności i czekać na dobre wieści. Tylko się nie zdziw, że co jakiś niezbyt długi czas będą pojawiać się wołania i pytania "Duniaszko, gdzie jesteś?!". Nawet, jeśli masz pisać bzdety wyliczające, ile herbat wypiłaś i ile stron pracy piszesz na tydzień, rób to! Pisz, czy kupiłaś synowi do szkoły zeszyt w kropki czy w kółka. My to wszystko przeczytamy. I będzie nas obchodzić. Trzymajcie się z siostrą!
Aha, nie zapomnij podlewać kwiatków na balkonie :)
Staram się w wątkach takich wspierających nie komentować wpisów innych "pomagaczy", bo dobrze wiem, ze kazdy głos, który świadczy o tym, ze ktoś przeczytał, starał się zrozumiec jest cenny, jak nie wiem, co... tym razem się wyłamię... Wkn - Twój głos to mistrzostwo świata- ciary mi latają po plecach, jak stado mrówek... Tak mam jak doświadczam PRAWDY.
Tak własnie jest, Duniasza.
Będę wypatrywać. I nieodmiennie trzymać kciuki.
Na DOBRE się obróci, zobaczysz. Tą wiarą się chciałam z Tobą podzielić.
Noc jakoś mineła. Jakoś to dobre słowo. Rano poszłam do kościoła. Łzy już chyba wszystkie wypłakane. Siostra ma gorączkę. Robią przyjaciele wszystko co mogą, pilnują jej na zmiany. Teraz totalnie zamknęła się w sobie. Ostatnio nie mówiła nic, ale reagowała chociaż. Teraz...moja Maleńka.
Zajmuję się czym się da: ugotowałam zupę jarzynową, taką najzwyklejszą. Kiedy przyjdzie załamanie, będzie jak znalazł, poczeka w zamrażarce. Niedługo jadę do znajomej. Wyjeżdza na dłużej i mam się zaopiekować jej domem i zwierzakami. To też odciągnie mnie od głupich myśli, szwendania się bez celu po mieście, a że to wieś, to i cisza i spokój. Logistycznie trudno, bo pod miastem kawał, ale długi wdzięcznosci się spłaca. W autobusie 30 min. na czytanie. W końcu znajdę czas.
Mam nadzieję, że znajoma ma Internet. Mimo wszystko troszeczkę zazdroszczę Ci tej wsi. Będę trzymała kciuki, żeby pogoda była sprzyjająca. Dobrze, że jedziesz.
Mały pojechał do Ojca na całe wakacje. Zostałam sama. I teraz wszystkie potwory i strachy wyłażą z szaf i zakamarków. Jest mi obojętne co i jak jem, jak śpię i kiedy kładę się spać. Nie umiem sobie znaleźć miejsca, nie widzę sensu sprzątania i porządnego ubarania się. Nie chce mi się wychodzić z domu. Mobilizuję sie tylko na wyjścia do pracy - nie mogę jej stracić. Powinnam zabrać się za dokończenie magisterki. Zreszta wiele rzeczy powinnam...ale...nie robię tego. Brnę jeszcze bardziej w odrętwienie. Bezsennosć leczę prochami i alkoholem, a rano jadę na pobudzaczach. Albo nic nie jem cały dzień, albo obżeram się kompulsywnie, a potem cierpię (mam poważne kłopoty z brzuchem). Moja Siostra, którą bardzo kocham jest ciężko chora daleko za granicą, nie ma nawet jak i za co do niej pojechać (kraj ogranięty wojną). Tylko od ludzi, którzy się nią opekują wiem co się z Nią dzieje. Nie ma możliwości przewiezienia jej do kraju.:( Inna bardzo bliska mi osoba, ma taką pracę, że każdego dnia może zaginąć lub zginąć. Jak sobie z tym radzić?
Prosze o wirtualnego kopa na pozbieranie się.
Wysłałaś małego na całe wakacje? Dziwne. Ja bym na coś takiego nie poszła. Jeśli chodzi o siostrę, spróbuj załatwić jej jak najlepszą opiekę i zadbaj o to, by niczego jej nie brakowalo (np. przelej parę groszy). Może kontaktuj się z nią mailowo jak najczęściej, wysyłaj listy, dzwoń. Co do innej bliskiej Ci osoby: pracę można zmienić, porozmawiaj z nią/nim o swoich lękach i niepokojach związanych z zawodowym niebezpieczeństwem, może wspólnie znajdziecie rozwiązanie. A teraz Ty: weź się kobieto w garść! nawet jeśli jest się na dnie, zawsze jest nadzieja, że ktoś od spodu zapuka. Spotykaj się ze znajomymi, rodziną. Zorganizuj sobie wolny czas: może nowe hobby? Zaplanuj sobie porządki, wycieczki. Żarcie, prochy i alkohol pomagają tylko w stoczeniu się. Pomyśl trochę. Chyba masz dla kogo żyć? A jeśli nie, to żyj na złość innym.
Prawie całe. Wróci w połowie sierpnia. Podczas roku szkolnego widzi ojca tylko raz na 2 miesiące (300 km odległość) - należy im się wspólny czas. Ja i tak pojadę na inspekcję. :) Będzie miał dobrą opiekę, dziadków na miejscu, wyjazdy na wycieczki. Muszę sie z tym pogodzić, ale to pierwsze takie moje samotne wakacje od 9 lat. Niestety z siostrą nie mam bezpośredniego kontaktu - jakby to powiedzieć - jest przytomna, ale "niekontaktowa". Robię co mogę, utrzymuję kontakt, pieniądze tam nie są problemem - jest należycie zabezpieczona, ale ja nie mogę pozbyć się poczucia winy, że nie jestem z nią. Tęsknię do Niej. A Bliska Osoba jest związana kontraktem - jego zerwanie nie wchodzi w rachubę. Zaczęło się zanim się poznaliśmy więc nie miałam wpływu na ówczesne decyzje. Muszę tylko wytrwać. Jak widać nie mam wpływu na rzeczywistość. Pozostaje się pogodzić. Tylko jak?
Musisz wytrwać !!!! chyba nie ma jakiegoś złotego środka , ale życzę ci abyś wtrwała i mała dużo siły , trzymam kciuki
Hmmm. W takim razie weź się za siebie. Nowy image, nowe znajomości, nowe miejsca, nowe zainteresowania. Przecież nie moższ pozwolić, żeby to wszystko Cię przytloczyło. Usmiechaj się, bo śmiech to lek na wszystko, nastaw się do życia pozytywnie.
A nie pomyślałam o wyjeździe gdzieś do kogoś? Oderwałabyś się od tego wszystkiego, odetchnęła?
Trzymam kciuki żeby wszystko ułożyło się po Twojej myśli.
Duniasza,
prochy i alkohol nie zapełnią niby pustego przestworza wokół Ciebie, które tak naprawdę jest pełne nierozwiązanych, przeszłych problemów. Nie kopnę nigdy, choćbyś nawet o to poprosiła. Bo nie kopniaka Ci trzeba.
Sama te problemy musisz zidentyfikować - uszeregować, a w tym te, na które kompletnie nie masz wpływu, oddzielić i ... nauczyć się walki.
I na pewno nie samodzielnie.
Potrzebny jest dobry terapeuta. Byś miała całkowitą jasność (pozbawioną dzisiejszych emocji), z czym i jakimi środkami będziesz walczyć (odróżnij prawdziwe lekarstwa od tzw. "prochów")
Na pewno te środki to nie alkohol, prochy i pobudzacze. One znieczulą Cię tylko do zdolności podejmowania własnych decyzji.
Nie przeszłam przez to nigdy, ale przeszła bardzo bliska przyjaciółka.
Terapeut(k)a dosłownie uratowała jej życie.
Duniasza, poradzisz sobie, ale nie sama.
Masz cel : magisterka. Wyjdź z domu, zdobądź nowe materiały.
Masz pracę : skup się na niej, lub znajdź inną, jeśli ta Ci nie odpowiada. I uwierz w siebie.
Unormuj posiłki.
Pozdrawiam cieplutko! Paola.
Wiem, że brak dziecka jest dla ciebie straszny ale wykorzystaj ten czas na to na co nie miała byś normalnie czasu i mozliwości przy dziecku. Zrób generalne pożądki lub mały remont np dziecka pokoju. Pamiętaj, że dziecko do ciebie wróci i co wtedy jak doprowadzisz się przez tą depresję do poważnej choroby. Wtedy na czas leczenia znowu dziecko będzie musiało wyjechać i koło się zamknie. Myśl o dziecku niech cię nie dobija tylko motywuje do działania i zdrowego odrzywiania. Może uda Ci się wyjechać gdzieś jeżeli nie na dłużej to chociaż na weekend. Może masz jakieś koleżanki z którymi po urodzeniu dziecka żadko się spotykałaś to możesz się z nimi spodkać i poplotkować. Kożystaj z tego czasu który masz tylko dla siebie. Nie marnuj go i dbaj o swoje zdrowie również dla dziecka.
Kochana!!!
Tak sobie myślę...
Faktycznie kopniak Ci potrzebny.
Kiedyś przez to przeszłam ( łąsciwie to przeczołgalam się), wiem, jak to jest nie móc wstać, nie móc się umyć, uczesać...
Mnie luby nosił do łazienki, karmił na siłę, czesał-chuda byłam taka, ze można było sią na mnie uczyć anatomii... Powtarzał mi codziennie- TRZEBA WSTAĆ- co chwila- TRZEBA WSTAĆ!!!
i tak codziennie, aż w to uwierzyłam. Teraz WIEM, że właśnie tak trzeba. Nawet jesli nie widac w tym sensu- TO TRZEBA. Jak automat.
Umyć się, uczesac, posprzątać....Na przetrwanie. Na wylizanie ran.
Duniaszka! Nie jesteś robokopem ( i nie chciej nim być)
Tyle co do stanu wewnetrznego...
Co do zewnętrznych okoliuczności- to tyle ile się da- tyle mozesz. Reszta nie jest Twoją wina/ zasługą... Pomyśl- co jest potrzebne twojej siostrze?Z tego, co możesz. Pomysl, że równie dobrze Ona mogłaby się zamartwiać, tym, ze nie może pomóc Tobie...
I znów to samo- nie chciej być robokopem. Pomóż sobie- wtedy Jej tez pomożesz. Możesz być wsparciem, jesli jesteś wystarczająco mocna. Jeśli nie jesteś - to zwyczajna boCHaterszczyzna :( Nie wydaje mi się, zebyś miała na tyle siły na dziś, by ją tracić na nakładanie maski Dzielnej.
Jesli chcesz kopaniaka w rzeczywistości- to jutro, albo pojutrze będę w Poznaniu.
Zawsze możesz napisać na Psychotekście. Spotakasz tam osoby, które przechodzą( albo przeszły) to samo.
Ściskam.
Kiedy Mały był w domu dzięki Niemu zbierałam się w sobie, wstawałam, zakładałam maskę dzielnej i do przodu. Agik, wiesz ile mnie kosztował ten rok. Tyle zmian.Nie wierzę w terapeutów. Są tylko dwa fora na których się udzielam i tylko nasze WŻ, z którym jestem już tak długo, że jest dla mnie jedyna formą możliwą do przyjęcia "publicznej spowiedzi" o tym co w duszy. Wiem jakie osoby mogę tu spotkać i wiem, że jestem z Wami bezpieczna. Czasami pomaga uzewnętrznienie problemu. Dziękuję, że wszystkie wpisy. Wiem, co powinnam, tylko najgorzej jest się wziąć w garść kiedy się tej garści nie ma.
Wszystko jest w twojej głowie. Wystarczy mocno chcieć i się da.
wiem... myslę, ze wiem...
Ale trzeba.
Tylko jeszcze maskę trzeba zmienić w rzeczywistość :(
Maska jest czasem zbyt chyba wygodna, co?
To ( chyba) jest tak, ze pozory dzielności czasem wystarczą, ale czasem sa zbyt... uwierajace ( ?)
Pomyśl obrazowo- maska - to bagaż, który musisz tez dźwigać. Chyba, ze to nie maska...
Masz na to siłę?
Domyślam się, ile kosztował Cię ten rok. Z całego serca życzę, by to juz było w tyle. Tylko, ze ... trzeba przez to przejśc bez znieczulenia. Coś, jak "wyrawać chwasta"
Co do terapeuty- aż mi się płakac chce, bo tak Cię rozumiem. Wiem, ze muszę, a raczej, ze powinnam, bo inaczej będzie się za mna wlekło jak smród po gaciach. I choc raz przyklepię pod skórą- to wyjdzie oczodołami- i to w momenice kiedy jestem najbardziej bezbronna. I ... nie moge się zebrać już drugi rok... ale w końcu się zbiorę. I wierze, ze Ty też.
Damy radę Duniasza
Tylko TRZEBA WSTAĆ
Terapeuta (dobry) jest potrzebny...kiedy dojrzejemy do tego, zeby to co w nas siedzi wyszlo na jaw...wiekszosc z nas wie co go gnebi, i hodujemy to nasze "cos" latami w srodku, ale bardzo czesto zle to oceniamy i krzywdzimy siebie. Po to jest terapeuta, spojrzy z boku i pomoze ocenic sytuacje inaczej. Wydaje sie nam, ze "wiemy", ze potrafimy sobie poradzic z tym jesli bedziemy chcieli, i jesli sie zdecydujemy, ale tak nie jest...najczesciej blednie oceniamy siebie i nasze problemy...
Polecam kontakt z przyrodą. Na początek cały wolny czas staraj się spędzać np. w lesie. Może podjedź sobie do jakiejś stadniny lub zwykłej stajni. Nic nie rób, tylko oglądaj przyrodę i zwierzęta. To co się w lesie dzieje i co robią zwierzęta na padoku lub na pastwisku potrafi nas zająć i zrelaksować. Jak się napatrzysz, to zacznij myśleć co dalej. Jak masz w pobliżu jakiś strumyk to koniecznie posiedź nad nim i popatrz i posłuchaj jak woda cudnie po kamykach się przemieszcza. Samemu można przyrodą też się cieszyć.. Dasz radę. Ważne, że wiesz o tym, że coś powinnaś zrobić, czyli w zasadzie pierwszy krok zrobiłaś, bo napisałaś na forum. Coś się dzieje. O prochach i gorzale zapomnij, bo ani nie zauważysz jak cię połkną. Tą pułapkę omijaj z daleka. Trzymam kciuki za Ciebie.
Moi chłopcy też u mnie przebywali przez całe wakacje i ich matka to przeżyła, a nawet się cieszyła, że od nich odetchnęła!
Nie pojadę do stadniny Czos, choć Bóg wie jak bardzo chciałabym. Jeśłi znalazłabym się wśród koni poryczałabym się jak bóbr i wyszła z gorszą depresją. Jeszcze nie uporałam się z tym, że nie będę już nigdy jeżdzić konno. Nie, jeśli nie chcę doszczętnie zniszczyć kolana. Rozkochałam się w koniach i musiałam to porzucić. :( Jeszcze boli Czos, jeszcze boli.
Duniasza
Jestes cała na "nie"... :(
" na da się", "nie mam pieniędzy", "nie moge" terapia- ( znów) "nie"..., "wyjazd- nie", konie- "nie", "nie potrafię", "nie chce", "nie wierzę"
Uwierz, ze jest jakies "tak"
Małe kroczki.
JESTEŚ W STANIE wstać!!!
Jesteś w stanie doprowadzić swoje otoczenie do porządku ( po sobie wiem, jakie to jest ważne. Najpierw porządek na biurku, potem poukładane ubrania, poscielone łożko- ŁAD ZAMIAST CHOASU. Ład sie udziela. Omiatsz wzorkiem uporządkowane powierzchnie. WIDZISZ ład.
Angazujesz myśli, angażujesz dłonie.
Mycie szkła- precyzyjna praca, która właściwie nigdy nie ma końca, bo takie jest szkło, tzreba uważac, zeby sobie kuku nie zrobić.
Uwaga, skupiona na czymś innym, niz poczucie winy, krzywdy niewypowiedzianej, nie wykrzyczanej.
Życie...
Wkładanie maski. Wykrzywianie twarzy w usmiechu do lustra- udziela się. Wyjście. Zajecie się problemami innych ( tylko na chwilę i tylko dla zajecia własnej kryzczącej wyobraźni, pamięci)
Jestem ważna, jestem wartosciowa, jestem- powtarzanie tak długo, aż "wejdzie w krew"
Motylki, trawki, słońce- pozytywy, moze nie dziś, ale może jutro...
Zdrowy egoizm.
Juz zaczęlaś. Teraz następny krok. Trzymam, jakby co. Nic się nie bój, na pewno utrzymam. I na pewno dasz radę. I ja też.
Przytulam mocno.
Wczoraj posprzątałam biurko. I usiadłam na podłodze i posegregowałam stare gazety. Na tyle sił straczyło. Jestem o pierwsze śmieci z mojego zycia lżejsza.
No zuch jesteś!
Teraz kolejny kroczek.
Wspaniale! Ciesze sie razem z Toba...moze posprzatasz moje gazety pod lozkiem???
A nie pomyślałaś o tylko byciu z końmi? Mnie praca w stajni przy koniach bardzo pomaga. Myslę tylko o tym,żeby moja ulubiennica była czysta i sierść jej lsniła.
Te wszystkie rady......śmiechu warte. Słuchaj Agik.Tylko ktoś kto przeszedł przez to piekło wie, co to znaczy i najlepiej Ci pomoże.Bo bardzo fajnie daje się rady.
A nie pomyslalam ze jesli ktos daje rady to wlasnie dlatego ze przeszedl przez cos podobnego?
Uwierz mi, wiem co piszę. A jesli nie pisze nic o sobie to nie znaczy, że nie znam tego.Nie lubię pisac o sobie i moze dlatego tak mylnie oceniacie moje wypowiedzi. Może gdybym wywlekła podszewkę mojego życia, ale po co?
Ale jak pisze Agik, każdy ma swoją maskę..i nie każdy umie i chce ją zdjąć.A ja nikomu nie odbieram prawa do rad, a ponoć każdemu wolno powiedzieć swoje zdanie. Nawet mnie...
No wlasnie...kazdemu wolno, chcesz to piszesz ...nie to nie, ale nie oceniaj innych, ze "smiechu warte" mysle, ze kazdy opisal cos z wlasnych emocji i przezyc, i pewnie do smiechu mu nie bylo...mysle, ze nie chcialas nikogo urazic...tak Ci wyszlo..czasem rady sa smieszne, wydaja sie smieszne, takie nie sa...sa trudnymi przezyciami z zycia wzietymi...jesli ktos sobie poradzil, to czemu nie pomoc innemu.
A czasem tak jest, ze ma sie potrzebe do zejscia calkiem w dol, na sam dol, zeby moc sie od czego odbic...
>Te wszystkie rady......śmiechu warte.
Proszę, nie chcę w tym wątku negatywnych emocji. Mam ich dość na codzień. Chętnie wysłucham każdej rady. Coś co komuś pomogło nie musi pomóc mnie, ale daje alternatywę działania. I pokazuje , że jesli komuś chciało się napisać coś w moim temacie to nie jest obojętny i to też pomaga.
Może masz rację z tą stajnią. Może to pozwoli przałamać mi żal do losu i mieć kontakt z końmi w inny sposób. Lubię czyścić konie. :)
Mówię tylko ze swoje go doświadczenia. Dzisiejsza wizyta u lekarza uzmysłowiła mi kilka rzeczy. I stąd mój komentarz.
A będąc te kilka godzin w stajni mysle tylko o jednym o koniu i tylko na nim skupia się moja uwaga. To naprawde dużo i pomaga.
Beo Gdyby wszýstkie rady swiata, rady ludzi ktorzy sami czegos nie przeszli, byly smiechu warte ...to nie powinno sie chodzic do lekarza z choroba na ktora on sam nie chorowal. Dla mnie jest takie rozumowanie nielogiczne. Bo wcale nie jest prawda ze jak ktos mial grype to mnie uleczy.
Moze wesprze czasem fakt.
Wiadomo, ze bylemu alkoholikowi czy narkomanowi czy ofiarze wypadku badz choroby najlatwiej zrozumiec osoby akurat na dana przypadlosc cierpiace co wcale nie znaczym ze potrafia zawsze , tylko dlatego, ze przezyly, pomoc osobie cierpiacej. Wlasnie czasem dlatego, ze przezyly same brak im potrzebnego dystansu, trzezwego spojrzenia z boku, a czasem zwyczajnej wiedzy jak skrocic komus ciezki czas .
Duniaszo twoje zalamanie wpadlo teraz gdyz teraz jestes, ze tak powiem "Na urlopie". Po prostu wtedy gdy organizm wie ze nie MUSI, na przyklad ze wzgledu na synka, sie trzymac dopada nas cos co w innym napietym czasie spychamy w podswiadomosc. Pomysl co mogloby Ci sprawic przyjemnosc i pomysl tez nad tym czy jednak droga do terapeuty (a moze tylko telefon zaufania czy grupa wsparcia) nie bylyby dla Ciebie alternatywa do tabletek.Z tego co piszesz masz bardzo stresujacy czas za soba. Nie musisz walczyc z konsekwencjami tego stresu sama. Wiem, ze chcesz byc silna , moze boisz sie reakcji otoczenia badz osadu gdybys podjela terapie, moze samej tobie krok taki wydaje sie slaboscia bo "kiedys nikt o terapeutach nie slyszal i ludzie radzili sobie sami". Owszem ale kiedys pomagala spoolecznosc w ktorej se zylo lub tez spychala bezlitosnie taka osobe na margines. Dzis sa inne czasy i nie jest wstydem szukac pomocy. Przecierz zlamanej nogi tez nie leczysz sama a zlamane serce czy dusza to cos o wiele bardziej skomplikowanego.
Nie namawiam do niczego zachecam jednak do dzialania dla dobra twego i synka. Abys w miare szybko sie pozbierala. Pokazalas nam juz tutaj ze jestes dzielna i odpowiedzialna osoba ,zaradna gospodynia i kochajaca Matka. Teraz czas abys wykorzystala twoje pozytywne cechy nie tylko dla innych ale i w stosunku do siebie. Jestes tego warta - jesli mi nie wierzysz to...spytaj synka. I dla niego usmiechnieta i podbudowana Mama bedzie wzorem tego co nlezy robic jesli zycie nam dokopie - wlasnie nie tabletki (a przynajmnie jesli sa konieczne na poczatku) nie tylko one. Nie alkohol bo on niczego nie rozwiazuje, nie samoumartwianie i cierpienie w milczeniu lecz po prostu powstawanie po upadku, pomoc innych, poczucie ze nie jestesmy skazani i bezwolni, ze nie musim byc ofiarami, ze mozemy sie bronic. Wlasnie takie uczucie i przyklad dasz synkowi jesli podejmiesz to wyzwanie i nie dasz sie. jesli pokarzesz mu, ze nawet najsilniejszy rycerz potrzebuje czasem pomocy malego skrzata (pamietasz bajki o trzech braciach w ktorych samotna walka nic nie dawala ale sluchanie dobrych rad i otwartosc na nie prowadzila do sukcesu bohatera?) albo mrowek czy pszczolek. Widzisz ten rycerz zostal bohaterem dlatego ze nie ujal sie duma, nie sluchal tego "ze bohaterem jest sie tylko wtedy gdy sie samemu walczy", wrecz przeciwnie - zrozumial, ze sa sytuacje w zyciu w ktorych pomoc nam potrzebna i nie jest wstydem lecz madroscia po nia siegnac. Sciskam cieplutko i sily ducha oraz optymizmu zycze.
Tak Czosie natura jest wspaniala..ja nawet jadac do pracy wybieram "polne" drogi zeby napasc oczy...ja to nazywam, ze laduje moja "videocard" tak sie napatrze na drzewa, na chmury, na laki...mam kilka drzew po drodze ktore obserwuje, jak zmieniaja liscie, kiedy sa pelne, soczyste i zielone tak jak teraz, a kiedy za kilka miesiecy zaczna sie "rozbierac" i marniec, zeby potem znowu zablysnac...i zapachy kwitnacego jasminu, magnolii, skoszonej trawy...
Duniaszo, skoro widzisz problemy innych ludzi w czasie swojej depresji, to nie jest jeszcze z Tobą tak żle. Moim skromnym zdaniem powinnaś spotykać się z innymi ludżmi jak najczęściej. Nie masz ochoty? To nie szkodzi, zmuś się do tego, bo to bardzo ważne. Aha i nie pij sama, zawsze lepiej z kimś pogadać przy pełnym szkle.
Duniaszo !
Masz przecież aż dwa światełka w tunelu ( syn i Bliski ) . To chyba dużo ?
Sprzątaj Dziewczyno ! Najpierw w papierach , poźniej w głowie . Teraz już nie masz wymówki , teraz masz na to czas ...
Może wybierzesz sobie coś z Malty ? Trochę magii nie zaszkodzi ...
Kupiłam bilety na NIN, o ile nie spanikuję pójdę.
Jak spanikujesz to możesz dostać nawet całkiem realnego kopniaka ...:)
Duniaszka,
Moje zmagania z depresja trwaja wiele lat ( odziedziczone w genach), wiec moze przyda Ci sie pare rad, ze tak powiem z autopsji:
1. Nie przejmowac sie sprawami na ktore nie mam wplywu.
2. Nikt nie jest w stanie Ci pomoc dopoki nie dojrzejesz do tego ze tej pomocy potrzebujesz
3. Myslec pozytywnie, ( wiem jak trudno), ale chociaz postarac sie dojrzec pozytywna strone kazdej nawet najgorszej sytuacji.
4. Sprawiac sobie drobne przyjemnosci
5. Wyznaczyc jakis cel.
6. NIGDY ale to nigdy nie przejmowac sie " co ludzie powiedza"
Jeszcze taka mala dygresja " Ci ktorzy nas rania sa naszymi najlepszymi nauczycielami"
Sciskam serdecznie.
Przykro mi z powodu Twoich problemow...wiele stracilas...ale pomysl ile jeszcze Ci zostalo...zdrowie, praca...
musisz robic wszystko, zeby tego nie stracic, bo bardzo latwo sie zachwiac w takiej sytuacji w jakiej sie znajdujesz..wszystko jest bez sensu...jedzenie, ubranie, to co wokol...depresja...kto jej nie mial lub nie ma?
I wlasnie zeby sie jej pozbyc musisz wszystkimi silami odnalezc sens w tych malych rzeczach, ktore teraz wydaja Ci sie bez znaczenia...posilki przygotowane z miloscia, o stalych godzinach, ladnie nakryty stol
sprzatanie! pierwszym krokiem do wyjscia z tego stanu "spiaczki" jest sprzatanie mieszkania...zrob porzadek, najpierw wokol siebie, a potem zobaczysz sens tego porzadku wewnatrz siebie...czyszczenie zlewu do polysku wbrew pozorom moze sprawiac duzo radosci.
Dbaj o siebie, czuj sie piekna i wartosciowa.
Nie lez w lozku jesli nie spisz.
Nie obwiniaj sie jesli nie mozesz pomoc siostrze, takie jest zycie...ja sama przebywam za granica, bo tu sie lecze na nowotwor i mam w polsce mame, ktorej zdiagnozowano parkinsona, bardzo bym chciala byc przy niej i zajac sie nia...moze kiedys, mam nadzieje, ze bedzie jeszcze dlugo sprawna.
Dbaj o swoje zdrowie. Glowa do gory. Pozdrawiam
Dziękuję za wsparcie. Potrzebuję go bardzo, choćby i po to by wstać włączyć komputer, i przeczytać co piszecie.
Mówią o mnie w rodzinie, ze jestem bohaterka, znalazłam pracę 300 km od miejsca zamieszkania, poczekali na mnie 2 tygodnie, czyli że chyba byłam tego warta, znalazłam dziecku fajną publiczną szkołę, wynajęłam mieszkanie w dobrym miejscu, ciepłe i przytulne. W międzyczasie obroniłam licencjat, kiedy miałam piekło agresywnego męża w domu. Złożyłam pozew odsądzana od czci i wiary przez całą rodzinę z obu stron. Przeszłam drogę przez mękę rozwodu. j I codziennie walczę z szarą rzeczywistością. Czasami mam wrażenie nastąpiło już zmeczenie materiału. Że pęknę. Ale kiedy Syn jest w domu trzymam się dla Niego.
A teraz, wczoraj, dowiedziałam się jakie podłe i nieprawdziwe informacje ex rozpowszechnia o mnie - wierzcie mi, nigdy nie czułam się tak upokorzona, zobrzydzona, aż do wymiotów. Niby wiem, że to nic nie zmieni, On nie ma z tego żadnej korzyści poza dokopaniem mi. Powyciągał najintymniejsze sprawy, z których zwierzałam mu się w dobrych czasach małżeństwa, rozmawialiśmy o błędach, o rozczarowaniach, pomyłkach. I teraz przerabia to tak, zeby ukazac mnie w najgorszym świetle wobec wspólnych znajomych. Szantażuje mnie nagraniami, które podobno zrobił podczas naszych przedrozwodowych kłótni. Nie rozumiem tylko po co to robi. Bo Syn jest teraz u Niego na wakacjach i zawsze będzie mógł mi powiedzieć, że go nie odda? Bo wie, ze nie mogę nic zrobić? Kopie wiedząc że zaboli i robi to z czystej złośliwości. A ja nie umiem zniżyć się do jego poziomu. Wie, ze każde tłumaczenie pognębi mnie bardziej. Ja wiem, ze to tylko gadanie. Ale boli i jest obliczone na sprawianie bólu.
Napiszecie, ze mam się nie odzywać. Ok. Kontaktuję się z Nim tylko w sprawie syna, a i tak zawsze gdzieś tam przemyci szpilę, rozmawia ze mną tak, żeby mnie upokorzyć. Po co? Nie rozumiem po co...:( Mógł to zrobić w czasie rozwodu. Dlaczego teraz? I robi to na trzeźwo.
bo czuje sie winny, wie, ze zle postapil i zeby sie poczuc mniej podle, chce obrzucic blotem Ciebie...badz silna, i tak jak ktos tu napisal nie patrz na innych "co ludzie powiedza" kto Cie zna, wie ze jestes wartosciowa osoba, nie musisz sie bronic i nic udowadniac nikomu
Niestety takie zachowanie nie jest tylko domeną mężczyzn - sam przez to przeszedłem , i uwierz mi że w wykonaniu kobiety jest to równie bolesne . Mi się udało to przetrwać - czego i Tobie szczerze życzę - a że nie utonąłem w alkoholu to tylko dla tego że jestem z synem i dobrze nam razem. A mamuśka po 9 latach odczepiła się w końcu od nas i mamy teraz święty spokój . Tak że trzymaj się , nic co złe nie może trwać wiecznie i kiedyś całe to zło będzie tylko wspomnieniem , oby jak najprędzej . Czego Ci bardzo mocno i szczerze życzę . Pozdrawiam .
Ja wiem, że to nie zależy od płci a od człowieka. Dziękuję za wsparcie i Wam równiez życzę szczęścia tego codziennego i niecodziennego.
Duniasza, co jadłaś dziś na obiadek? Bo jadłaś, prawda?
Gorący kubek się liczy? I 0,5 kg lodów? acha i jeszcze maxi grzesiek na śniadanie do kawy. Chyba źle...:( teraz widzę.
Nie liczy się!!!
Naprawdę zaraz skopię Ci tyłek!!!
Dziwisz się, ze boli Cię brzusio?
Co jutro będziesz jadła na obiadek?
Ja będę jadła makaron orkiszowy z sosem pomidorowym.
eee, chyba truskawki, bo dziś w przypływie szaleństwa kupiłam 2 kg na 1 osobę. Mam jeszcze zamrożoną gdzieś młoda kapustę z pieczarkami w pomidorach. Ale od wczoraj nic a nic nie piłam. Poza kawą. :)
Super początek :)
A co zrobisz, jak Ci "wyjdą" zapasy z zamrażalki? ;)
Pójdę za nimi?
A może zostaw sobie na zaś ;) a jutro oskrob pięć ziemniaczków? i do tego koperek i maslanka?
I to wszystko ? Nie dziwię się że brak Ci energi do walki z samą sobą . Obiecaj że jutro zaczniesz dzień od uśmiechu i śniadania .
Nie obiecuję, bo jeśli znów zawiodę będzie jeszcze gorzej, ale będę się starać.
No i o to staranie się chodzi , zawsze to jakiś dobry i zdrowy objaw . No dobra ; może być bez uśmiechu ale śniadania to Ci nie daruję .
Duniaszo...:))) Nie będę się wygłupiać z wymądrzaniem się na temat życia, jego zakrętów i cudownych pomysłów jak z nich wyjść i nie poobijać się zbytnio. Pomysł na życie to jedno a jego realizacja to już zupełnie inna sprawa. Tu zaczynają się schody...
To, co jedni zrobią prawie bez wysiłku dla innych będzie okupione ciężką pracą, wyrzeczeniami i walką ze swoimi słabościami.
W takim przypadku najmniejszy krok do przodu to duży sukces.
Duniaszo, najważniejszą sprawą jest zajrzeć w siebie i zastanowić się, co spowodowało ten chaos.
Znaleźć przyczynę i małymi kroczkami zacząć porządkować siebie...a dopiero potem reszta świata
I nigdy ale to nigdy nie zapominać, że "jestem człowiekiem i to w dodatku z różnymi ograniczeniami... "
A jeśli tak, to mam prawo do błędów... rzecz w tym abym znalazła w sobie siły i motywację do tego aby je próbować naprawić.
Wiesz, jest taki tekst - jak dla mnie zupełnie ponadczasowy i ponadkulturowy .
Mam na myśli Dezyderatę...http://www.zosia.piasta.pl/desiderata.htm
Te słowa pomagają w różnych sytuacjach i każdy ale to absolutnie każdy może je sobie wziąć do serca bez przeszkód.
Szkoda tylko, że tak oczywiste prawdy tak trudno wprowadzić w życie...
Dezyderatę można często zobaczyć u osób, które potrzebują mieć przypominane o nie zbaczaniu z obranej drogi,walczących z nałogami a a także u tych, którzy starają się świadomie i mądrze przeżyć życie.
To dobry drogowskaz dla każdego, na tyle uniwersalny i elastyczny, że zostawia miejsce na różne scenariusze. Trzeba tylko abo aż chęci i cierpliwości w pracy nad sobą.
Mnie osobiście trochę przypomina księgę Hioba... Ech, rozpisałam się...
Duniaszo, wierzę, że znajdziesz dużo siły na porządkowanie siebie. A wszystko po to by już jutro było ładnie, przytulnie i tak jak chcesz...:) Życzę Ci tego szczerze...:)
Duniasza
A dziś jak Ci minał dzionek?
Bardzo ostroznie podchodze do wszelkich wspomagaczy farmakologicznych. Niestety ocknelam sie dopiero w momencie, kiedy juz ani sport, ani ucieczki na lono natury nie pomagaly. Pomogl mi srodek o nazwie Citalopram. Lekarz zalecal polroczne przyjmowanie, ale z wlasnej woli odstawilam po 2,5 mies. Wystarczylo. Teraz, jak mi zle, uciekam na WZ.
Poniedziałek: totalne dno.
Wtorek: śniadanie (kanapka z serem pomidorem i sałatą) zjadłam, ale niestety w związku z chorobą oddałam morzu. Na obiad zostałam zaproszona wię mój pierwszy od wielu dni ciepły posiłek zaliczyłam. :) Kolacja...no zapomniałam. ale to przez koncert. Był udany, bawiłąm się świetnie choć w tłumach młodzieży wyglądałam jak samotny stary baobab. :) Dobry rock, więc naładowana jestem energią. Ciekawe na jak długo?
Środa: jestem niewyspana, marzę o podusi, kocyku i ciszy. Śniadanie zjedzone. Zakładam maskę i do pracy.
Hmm
Wyglada prawidłowo i ... zdrowo ;)
Nikt nie obiecywał, ze będzie lekko...
Ale zuch jesteś!
Co dziś na obiadek?
I co będziesz robić po pracy?
Muzyka jest dla mnie również czymś w rodzaju...przyjaciela-zawsze ze mną...
Napisz proszę jaki to koncert rockowy?Też lubię mocne granie.
Pozdrawiam!
Nine Inch Nails. :)
Hej. Pamiętasz mnie? Czy Ty nadal mieszkasz tam gdzie mieszkałaś?
Pozdrawiam
Pamiętam. :) Teraz mieszkam w Poznaniu.
Gdybyś wciąz mieszkała tam gdzie wcześniej, jutro zabrałabym Ciebie na cały weekend do Darłówka. Wiesz co się dzieje teraz tam :) A może spontanicznie wsiadaj w pociąg i przyjeżdżaj. Tylko się za długo nie zastanawiaj :)
Niestety nie da rady. :( A szkoda. :) Byłaby okazja się spotkać.
No to chyba powoli idzie ku lepszemu . Pozdrawiam .
WŻ-towej kuracji dzień kolejny:
Idzie ku lepszemu? Oby, oby. Bo daje mi to energię do dalszej walki. Magisterka czeka. Odmalowanie mieszkania, póki Mały u Ojca. I znalezienie sposobu przewiezienia reszty moich osobistych rzeczy od byłego. I nie o kwestie logistyczne tu chodzi.;)
Ale dziś spotkało mnie wielkie szczeście: dostałam w pracy premię - niewielką ale zawsze. To nieduża firma i nie ma systemu premiowania jako takiego, więc ta nagroda jest szczególnie cenna, bo wynika wprost z zadowolenia pracodawcy. Jestem taka ucieszona, tym bardziej, że z pieniędzmi krucho, że na obiad zjadłam ryż z sosem pomidorowym na ostro i kawałkami kurczaka. :)
Przede mną popołudnie...
Brawo Duniaszka! Cieszę się ogromnie, kiedy czytam to, co teraz napisałaś. Do tej pory siedziałam cichutko w kąciku i trzymałam kciuki za Ciebie... Nie powiem...hmm...nawet chciałam się odezwać żebyś wiedziała, że jestem myślami z Tobą, ale jak poczytałam ile to mądrych słów dziewczyny napisały, to jakoś tych moich własnych mi zabrakło. Szczególnie cenne wydają mi się te napisane przez Agik i Dorotę zza płota, ale nie tylko (te zwyczajnie zapamiętałam). Wierzę, że z każdym dniem będziesz widziała więcej pozytywów i poczujesz przypływ energii a dzięki temu dasz sobie radę. Musisz tylko dbać o siebie a reszta będzie się powolutku układała. Czas szybko umyka - nim się zorientujesz synuś będzie razem z Tobą. Dla niego zbieraj siły, zrealizuj to, co zaplanowałaś a dobre - zacznie przyciagać dobre. Przekonasz się. Jesteśmy z Tobą. Uściski pełne ciepła zasyłam.
No widzisz , w pracy Cię docenili ! Więc nie przejmuj się opiniami ludzi którzy Cię nie doceniają . Naprawdę nie warto dla nich tracić zdrowia . Zajęć jak widzę masz aż nadto więc się nie rozpisuję żeby nie przeszkadzać , ale wieczorkiem czekam na raport z kolacji .
Co dobrego , ile i dlaczego tak mało ? I bez wymówek że kolacji nie jadasz bo dbasz o linię . Pozdrawiam .
Ja też się cieszę!
Głowa do góry!
Jak widzisz, przyjemność może spotkać Cię gdziekolwiek!- wystarczy się otworzyć i założyć czasami różowe okulary!
Trzymam kciuki:)
Ludzie boja sie lekow, a te czesto sa zbawieniem...citalopram, jak piszesz srodek antydepresyjny i zaden oglupiacz...pobudza produkcje serotoniny, ktorej w sytuacjach stresowych i depresji nam brakuje, pomaga tez bardzo przy bulimii i zaburzeniach odzywiania.
Ja go stosuje juz od 7 lat.
7 lat ? Trochę długo - więc chyba nie jest za bardzo skuteczny . Bierzesz z przepisu lekarza czy na własna rękę ? Nie znam się na tym , ale słyszałem że środki tego typu mogą uzależniać .
Obecnie sa i takie ktore nie uzalezniaja lecz jedynie regulujaa substancje potrzebne do prawidlowej pracy mozgu. Czyta sie gorzej jak jest - po prostu jak wyzej juz napisano niektore choroby powoduja wieksze zapotrzebowanie na pewne substancje konieczne dla dobrego zdrowego samopoczucia. Nie ma to nic wspolnego z lekami psychotropowymi, nie czyni sennym ani otepialym, pozwala pracowac, prowadzic auto i normalnie funkcionowac. Leki te , leki nowej generacji NIE uzalezniaja- Zazywa sie je pod kontrola lekarza.
To ze potrzebujacy zazywaja je (czasami) latami nie jest niczym niepokojacym gdyz przewaznie i dawka jest zminimalizowana. Skutki uboczne sa ale zanikaja przewaznie po pierwszych dwoch tygodniach jesli lek jest dobrze dobrany. Przy niewielkich dawkach praktycznie nie wystepuja.
No to sie moge podpisac...zaoszczedzilas mi czasu..dodam tylko jeszcze, ze niebezpieczne byloby nagle odstawienie takiego srodka, trzeba go powoli zmniejszac i obserwowac zachowanie, samopoczucie. Kiedys chcialam zrezygnowac, ale jednak jest mi potrzebny, zadnych skutkow ubocznych mi nie stwarza, czuje sie swietnie wiec go biore. Sport, malowanie i natura dodatkowo umila zycie....pozdrawiam, warto isc do specjalisty, nie gryzie ;)
Przeczytaj moją drugą wypowiedż do anny 702.
Ostrożnie:
" Ze względu na zwiększone ryzyko prób samobójczych w początkowym okresie terapii, cytalopram należy podawać pod ścisłym nadzorem lekarskim. Pacjenci ze skłonnościami samobójczymi nie powinni mieć dostępu do dużych ilości leków."
Mimo wszystko nie polecam brania tego leku na własną rękę , jest tego znacznie więcej ale wkleiłem tylko początek ulotki producenta .
Do tego dochodzi jeszcze długa lista interakcji z innymi środkami farmakologicznymi . Pozdrawiam .
Mozesz spac spokojnie...nie zrzuce sie z okna...mieszkam na pierwszym pietrze ;)))))))))))))))
oczywiscie, ze z przepisu lekarza...
nie wolno czytac ulotek...(hi hi) bez nadzoru lekarza ;)
pozdrawiam
Jak pisałem wcześniej , nie znam się na tym . Ale przyznaj że czytając takie oficjalne ostrzeżenie producenta , człowiek zaczyna się zastanawiać .
Producent musi sie zabezpieczyc przed wszystkimi mozliwosciami.
oni robia takie specjalistyczne badania np. jesli pisza, ze dany lek "czesto wywoluje nudnosci" to znaczy, ze jakis tam procent pacjetow bioracych udzial w eksperymencie te nudnosci mial
sporadycznie, zadko, w niektorych przypadkach dochodzi do samobojstwa...byc moze ze 0.1% badanych je popelnilo, ale musza to ujac w ulotce...tak jest z kazdym lekiem
Sa leki, ktore sa nowe, a do takich naleza np. leki bedace na rynku od 10 lat, i wtedy moga napisac skutki uboczne nieznane
...a o wszelkie niejasnosci powinno sie pytac lekarza...dziekuje za troske :)
Nie ma sprawy . Ale mimo wszystko życzę Ci żebyś nie musiała podpierac się dłużej " wspomagaczami " .
Na początku mojej drogi w okresie okołorozwodowym brałam lek o nazwie Trittico. To bardzo dobry lek, brałam go na sen, bo spałam po 2-4 godziny dziennie z przerwami, nie jednym ciągiem, a on reguluje fazy snu. NIe usypia, a tylko reguluje. Ale mimo samozaparcia i starań, skutki uboczne, a mianowicie senność i rozbicie w ciagu dnia spowodowały, że przestałam brać. Nadal nie spałam, ale za to mogłam w ciągu dnia normalnie funkcjonować. Spanie nadal jest problemem, uporczywe rozmyslanie o kłopotach przed snem, które jest nie do opanowania, strach o Bliskich, przed strata pracy, mieszkania (mam umowę najmu do listopada), powoduje że nie moge zasnąć. Znam techniki relaksacji przed snem, stosowałam je jeszcze na studiach. Podczas ważnych sesji udawało mi się normalnie spać i co najważniejsze zasypiac. Teraz klops. Strach wyłażą z zakamarków i siłą biorą mnie do swojego obłąkanego tańca. Zasypiam z totalnego zmęczenia albo od płaczu.
A jeśli o śnie mowa, to dzisiejsze popołudnie - przespałam :) i gdyby nie zadzwonił syn pewnie spałabym dalej. :) Mój organizm już i tak wymęczony odreagował późny powrót z wczorajszego koncertu. Kolacji pewnie jeść nie będę, ale trochę truskawek ze śmitaną sobie nie odmówię.
A odchudzać się jakby hmmm nie mam z czego. 170 cm wzrostu i 55 kg wagi.
" uporczywe rozmyślanie o kłopotach .... " , znam to . Może lepiej spróbuj przed snem ułożyć sobie plan na dzień następny , i myśleć o czymś dla Ciebie obojętnym , np. o tym jak to królewna z za siedmiu gór , z za siedmiu lasów i z za siedmiu dolin ma wszędzie daleko .
Poczytaj coś wesołego i lekkiego , masz syna więc przypuszczam że masz w domu Kubusia Puchatka , gwarantuję że jego filozoficzne i proste podejście do życia na pewno Ci przed snem pomoże , bo przecież : " im bardziej Kubuś wchodził do środka tym bardziej Prosiaczka tam nie było " . Im więcej myśli pozytywnych tym mniej tych złych . Oj widzę że niejedna kobieta mogła by Ci pozazdrościć figury / to chyba przez te truskawki / , masz tak od zawsze czy coś zrzucałaś ? Ja żrę na potęgę i mam stałe parametry 181 na 80 +/- 2kg . Moja była twierdziła że gdyby mieszkała na wsi to mogła by sobie na tym co ja w siebie wepcham dwie świnie uchodować . Spokojnej nocy życzę .
P.S.
Relaksacyjnie polecam ćwiczenia Tai Chi , a i w samoobronie się przyda - jednak jak by na to nie patrzyć jest to sztuka walki .
Niestety schudłam z powodu choroby. ok. 6 kg. Ale dobrą metodą dla mnie okazało się ograniczenie słodyczy i niejedzenie po 19.00.
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
> Niestety schudłam z powodu choroby. ok. 6 kg. Ale dobrą metodą dla mnie
> okazało się ograniczenie słodyczy i niejedzenie po 19.00.
Nie rozumiem - dobrą metodą na co? Na utrzymanie tej wagi , czy na przytycie ?
Ech, skrót myślowy z pośpiechu.
Najpierw odchudzałam się po ciąży podaną metodą. Waga spadała powoli i z 42 rozmiaru spadłam na 40.
A potem niestety waga poleciała sama z powodu choroby i stresu i w ciągu pół roku o 6 kg. czyli z romiaru 40 do 36-38. Wymieić musiałam prawie całą garderobę. Ale nie życzę nikomu tego sposobu. Teraz nie jem prawie wogóle tłuszczy zwierzęcych, czerwonego mięsa, serów zółtych. A o takich słodyczach jak tort to już zapomniałam. Zbyt nieznośny ból powodują.
Duniaszo kochana jesli mowimy oodstawianiu lekow to nie powinno sie tego robic samowolnie i nagle lecz pod kontrola co najwyzej stopniowo. Nie wiem jak Ty zrobilas to jest tylko uwaga ogolna dla wszystkich czytelnikow. Samowolne nagle odstaienie lekow przewaznie oglebia stan chorobowy.
guma1 widzisz to nie jest jdyny lek tego typu. MUSI byc zazywan pod kontrola lekarza i trzeba informowac innych lekarzy ktorzy przepisuja nam jakies leki aby nie spowodowac miszanki wybuchowej, nie nalezy rownierz pic alkoholu. Dlaczego tak wazny jest lekarz? Ano wlasnie dlatego by dobrac lek odpowiedni do nas, naszej choroby czy zaburzenia. Tu trzeba wlasnie przez pierwszy okres spowiadac sie lekarzowi jesli odczowamy jakiekolwiek skutki uboczne! Wiadomo ze pacjemntowi z myslami samobojczymi nie poda sie(lub zmieni) lek mysli takie nasilajace! Wiadomo ze osobie majacej inne schorzenia - n przyklad zaburzenia rownowagi na skutek innych chorob - trzeba dobrac taki lek ktory tych symptomow u niej nasilal nie bedzie. Itak dalej, i tak dalej.
Gumo1 wydaje mi sie, z w calej Twojej trosce i obawie - co jst bardzo sympatyczne i zrozumiale, nie bierzesz pod uwage jednego: Jakie zycie mieliby ci pacjenci zakopani w depresji nieleczonej, silnych fobiach czy tez innych chorobach jak wspomniana wyzej bulimia BEZ lekow wspomagajacych. Oczywiscie leki to nie wszystko: swiadomy pacjent podejmuje przewaznie terapie (roznorodna) by poznac badz zwalczyc a przynajmniej zminimalizowac przyczyny danej choroby. Czesto jednak bez wspomozenia farmakologicznego NIE JEST w STANIE takiej terapi w ogole podjac gdyz jego dzialanie i myslenie nie funkcionuje obiektywnie. A bez swiadomej woli pacjenta, postanowienia, ze ON chce cos zmienic NIKT nie jest w stanie pacientowi pomoc.
Nie chodzi mi o nie branie leków wogóle , ale właśnie o to żeby je przyjmować pod kontrolą i z przepisu lekarza . A ruszyłem ten temat czytając niektóre posty typu : nie bój się , weź sobie / nazwę pominę / mi pomógł to i tobie pomoże . Tylko że w/g mnie leczenie farmakologiczne jest i powinno być za każdym razem dostosowane do indywidualnej sytuacji " pacjenta" , żeby się potem nie okazało ze do zabicia muchy zamiast packi użyliśmy rakiety przeciwlotniczej . Jak pisałem nie znam się na tym jestem tylko tumanem po zawodówce ale wydaje mi się że lekarz też od razu nie przepisze jakichś mocnych środków . Raczej zacznie od jakichś lekkich ziołowych uspokajających lub energetyzujących , a może cholera po prostu jakichś witamin brakuje że nie wspomnę o leczeniu autosugestywnym gdzie pacjentowi podaje się placebo . Pozdrawiam .
"Często zastosowanie prawdziwego leku mogłoby być szkodliwe dla pacjenta, ale oszukanie go przez wmówienie, że przyjął lek, może poprawić jego sytuację psychiczną."
guma 1 chyba nie myslimy o tym samym A moze jednak tak? Wszystko co napisalas jest ok tylko...tylko , ze leki o ktorych ja pisalam nie nadaja sie do leczenia zwyklej chandry czy zwyczajnej depresji sezonowej czyli normalnej dopadajacej nas w zwiazku z zima i brakiem swiatla, przewaznie samoczynnie sie cofajaca jesli przebywamy na swierzym powietrzu i nie odmawiamy sobie ruchu a nasze zycie ogolnie jest stabilne. Tu wystarcza ziola czy naswietlanie tzw lampa dzienna. To o czym ja pisze i co zreszta, jak mi sie wydaje, zaznaczylam wczesniej to sredniociezkie i ciezkie stany depresyjne spowodowane roznymi (w tym i fiziologicznymi) czynnikami, tak samo nasilone stany lekowe czy tez inne. One nie reaguja ani na placebo ani na ziolka bo sa juz zbyt zakorzenione odbierajac pacientowi nieraz mobilnosc i trwale (jesli nieleczone) mozliwosc radowania sie zyciem.
Jezeli chodzi o witaminy to jak na razie obiecujace wydaje sie stosowanie bardzo wysokich dawek witaminy E ale i tu zdania sa podzielone. Czasem (o ile ma sie czas bo trzeba przyhjmowac dosc dlugo) dobre efekty daje homeopatia ale to przewaznie w formach lzejszych. Oraz uwaga, takie wysokie jak zalecane dawki witamin moga miec rowniwez dzialania uboczne wcale nie niewinne dla organizmu.
Zawsze trzeba wywarzyc za i przeciw oraz to, w jakim stanie jest pacient i jak szybko musi nadejsc pomoc odczowalna dla niego. Niestety osoby n przyklad panicznie bojace sie otwartych miejsc (agorafobia) ktora to zmyka ich w czterech scianach uniemozliwiajac samodzielnosc na zewnatrz mieszkania nie maja czasu na experymenty. Tu grozi strata pracy i kontaktow socialnych. i tu ie pomagaja porady w stylu: nie masz sie czego bac.To jeden z wielu przykladow. Pozdrawiam
Ale to czy dany "pacjent " kwalifikuje się do leczenia farmakologicznego powinien stwierdzić lekarz , po wywiadzie i prawidłowym zdiagnozowaniu przyczyny . I to lekarz powinien zaordynować odpowiednie środki adekwatne do stanu pacjenta , czasami w stanach depresyjnych trzeba najpierw wyeliminować przyczynę powstania tego stanu , a dopiero potem zająć się skutkami jakie ona wywołała .
Dlatego raczej proponował bym zacząć najpierw od wizyty u dobrego psychologa terapeuty , a nie od brania leków które komuś tam pomogły . Być może taka osoba zwalczała nimi inne skutki i przyczyny . Dlatego jestem przeciwnikiem brania leków / tych bardziej specjalistycznych / na własną rękę , no ale u nas każdy jest lekarzem , politykiem że o generałach nie wspomnę .
No ale ten temat nie po to został założony żebyśmy we dwoje ze sobą dyskutowali , postarajmy się raczej pomóc koleżance i podtrzymać ją na duchu w tym ciężkim dla niej okresie . Pozdrawiam
Przecierz tych lekow o ktorych ja mowie nie dostaniesz (legalnie) bez recepty. Jak rownierz caly czas mowie o koniecznej opiece laekarza. Leki te zas lecza a przynajmnij lagodza fizjologiczne przyczyny stanow depresyjnych badz lekowych. NIGDZIE nie mowilam o braniu jakichs jakichkolwiek lekow na wlasna reke! Jak rowniez ich odstawianiu bez konsultacji z prowadzacym lekarzem.
Nie uwazam tej dyskusji jako nie na miejscu bo i ona moze pomoc nie tylko zalozycielce watku ale moze i innym cichym czytelnikom. Nie jadam prawdy lyzkami staram sie jednak (o ile potrafie podawac jak najbardziej rzetelne informacje. Nie chodzi mi o przekonani kogokolwiek na sile. Pozdrawiam.
To wszystko nie było skierowane do Ciebie osobiście , ale raczej do wszystkich którzy tutaj sugerowali użycie konkretnego leku .
Legalnie czy nie ale chyba nie doceniasz ludzi , osobiście znam parę osób które potrafią "na piękne oczy " załatwić w szpitalnej aptece leki o jakich Ci się nawet nie śniło że pomimo ścisłego zarachowania w ten sposób mogą być dostępne - psyhotropowe - na szczęście robią to na użytek własny i nie odsprzedają dalej . Pozdrawiam .
:-) Doceniam ale wtedy odpowiadaja sami za siebie. Pozdrawiam!
Kochani, dobrze, że jest dyskusja o braniu leków. W sumie mówicie to samo tylko...inaczej.
Guma1 (Prosze o imię, bo jakoś mi niezręcznie pisać Gumo1:) ma rację, że w przypadku łagodnych chwilowych zmian wystraczą leki ziołowe, albo sytuacjach, gdy sytuacji bardzo trudnych nie jesteśmy w stanie rozgryźć - psychoterapeuta. Myślę, że niewiele jest osób, które "załatwiają sobie" leki psychotropowe. Natomiast lekarze rodzinni niechętnie je wypisują, a jeśli powiem, że poproszę o lek, bo brała go koleżanka, to wyślą na drzewo. :)
I jeszcze jedno - nie nalezy mylić leków psychtropowych z antydepresantami.
Dorota też podkreśla, że bez lekarza ani rusz. I słusznie.
A ja brałam dawkę leku mniejsza niż zalecana nawet przez producenta i odstawiłam za zgodą lekarki. Inna sprawa, że nie pojawiłam się u niej więcej, z dwóch powodów - nie chcę i nie mogę jej powiedzieć o wszystkim co mnie gryzie prawdy, a po drugie wizyta kosztuje 100 zł. To dla mnie dużo, a na kase chory wybaczcie trafiłam na samych....pip..., którzy jak nie przyjdziesz do nich z ciężką psychozą uważają, że nic Ci nie jest.
Depresja nie polega na tym, że nie masz się czym cieszyć, ale że nie umiesz się cieszyć tym co masz.
W zeszlym roku bylam z mama u lekarza, wlasciwie to dostala skierowanie na pogotowie, gdyz sztywniala jej reka.
Spedzilismy cala noc w szpitalu, zrobiono badania i tomografie komp. i przyjela nas (rozmawiala najpierw z pacjentem, a potem z cala rodzina, jak na filmach bylam w szoku) niesamowita pani doktor neurolog, bardzo mila, stateczna i profesjonalna. Stwierdzila u mamy depresje i przepisala leki. Te same antydepresyjne leki przepisala lekarz rodzinna. Niestety zauwazylam, ze zbyt malo lekarze tlumacza, objasniaja ten temat pacjentowi. Nie sa to leki nasenne, uspokajajace itd. Mysle, ze jest duze nieporozumienie w tej kwestii.
Może to i dobrze że mamy z Dorotą to samo na myśli ale mówimy o tym inaczej , może przez to więcej ludzi zrozumie o co nam chodzi .
Trochę późno piszę ale taka praca - mam nadzieję że nie obudziłem . Jak Ci dzisiaj /wczoraj / minął dzień ? Mam nadzieję że samopoczucie trochę lepsze i nocne mary chowają się powoli do konta , popatrz ile tu osób trzyma za Ciebie kciuki i jest z Tobą . Niech Ci się nie wydaje że jesteś sama , jak Ty nam wszystkim kawy nie postawisz jak już wyjdziesz na prostą to nie będę Cię chciał znać .
Na imię mam Marek i postanowiam nie pisać do Ciebie o zachowaniu Twojego byłego , bo jak masz zapomnieć o tym wszystkim co było i jest złe skoro każdy Ci o tym przypomina ? Może trochę chaotycznie piszę ale jestem już padnięty . Następne moje wejścia - o ile oczywiście nie masz nic przeciwko nim - może będą troszkę krótsze ale postaram Ci się w nich poprawić troszkę humor. A swoją drogą trochę to dziwne , raczej nie jestem typem gawędziarza a tu się udzielam jak nigdy . Pozdrawiam i dobranoc .
No i bardzo dobrze ze sie udzielasz, milo ze i mezczyzna dopinguje nasza Duniasze. Przewaznie to tylko kobitki.
Duniaszko trzymaj sie moja kochan ja Ci baardzo trzymam kciuki by bylo dobrze. Jesli to mozliwe to prosze podaj mi Twego Maila albo gg. Moje tabathea@freenet.de. GG w ustawieniach.
Relacja z pola walki, dzień kolejny.
Jedzenie: rano 1/2 sznytki (kanapki, kromki, skibki* ) chleba z szynką i sałatą - ledwie wcisnęłam. Blee, nie miałam ochoty,a le stram się, no staram. W pracy, pączek - częstowała koleżanka i druga połowa owej kanapki z rana bo zapakowałam ją do pracy. I 4 małe kawy. Obiadokolacja: ryż zapiekany z szynką i jajkiem. Chyba za mało piję.
Samopoczucie: chyba pikuje w dół. Ex na wszelkie sposoby torpeduje wszystkie sprawy, które jeszcze musze z nim załatwić, jak choćby podział środków z OFE, a nadomiar złego wyzłośliwia się i prowokuje na potęgę. Nie wiem co mu odbiło, dotąd nie było problemu, a odkąd Mały jest u Niego atakuje jak wściekłe zwierze. Jak uodpornić się na chamstwo, a jednocześnie uzyskać potrzebne rzeczy?
Najbardziej rozbrajajaca jest grzecznosc i determinacja, nie dac sie poniesc nerwom. Wiem, ze latwo sie mowi, ale mysle, ze to stratedia, ktora wygrywa. Sa jednak osoby, krorym jesli sie nie wykrzyczy to nie zrozumieja, i podchodza do tego obojetnie, zalezy od charakteru osoby, ktora mamy przed soba.
Pisalas, ze nachodza Cie wszystkie zle mysli przed snem...nie spisz, lub padasz ze zmeczenia...staraj sie nie myslec, zwlaszcza wieczorem, ogladaj telewizje lub wypozyczaj filmy...
Ja nauczylam sie takiego autotreningu...odpedzam wszystkie negatywne mysli, jesli zaczna mnie nachodzic:
po pierwsze rozmyslajac nic nie zmienie
wprowadzi mnie to tylko w zly humor, strach, bezsennosc
jesli jest cos do zrobienia ustal sposob w jaki to przeprowadzic np. rozmowe, i dalej o tym nie rozmyslaj
nie wspominaj krzywd, ktore Ci wyrzadzona
nie miej nadziei na zemste
nie zastanawiaj sie nad tym, dlaczego ktos jest zly, czy podly...zostaw rzeczy niech splyna jak brudna woda do sciekow i zasypiaj myslac o milych rzeczach typu konie np.
w ten sposob powoli nauczysz sie Ty panowac nad Twoim otoczeniem, a nie odwrotnie
Witaj Duniasza! To jest wsciekle zwierze. Na chamstwo trudno jest sie uodpornic, gdyz trzeba samemu byc troche chamem. Badz taka jaka jestes. Postepowanie Ex dowodzi jego wlasnego poczucia winy, ktora za wszelka cene stara sie zrzucic na Ciebie. Mysle, ze dopiero teraz zdaje sobie sprawe z tego co stracil, i ze nie jest w stanie wiecej tego odzyskac. Bezsilnosc wywoluje wscieklosc. A ze jest chamem, postepuje jak na chama przystalo - stara sie wszelkimi sposobami zatruc Ci zycie i zemscic sie na Tobie.
Mysle, ze Anna702 ma racje. Bezgraniczna grzecznosc i determinacja to doskonaly sposob. Osobiste odebranie rzeczy moze zadzialac jak najlepsza terapia. Moze byc symbolem ostatecznego ciecia, ktore jest potrzebne by skonczyc z przeszloscia i by przeszlosc przestala bolec. Jesli sie na to zdecydujesz dobrze by bylo, bys potem nie byla sama. Bedziesz potrzebowala bliska dusze. Jesli sie na to zdecydujesz, pocwicz moze niczym w teatrze konkretne sytuacje, z ktorymi musisz sie liczyc.
Pragne Ci tez powiedziec, ze bardzo Cie podziwiam. Jestes kobieta bardzo odwazna i silna (czy Ty o tm w ogole wiesz?). Masz charakter. Twoj Ex to ostatni idiota - nie umial Cie docenic.
Wiesz, depresja to taki niezlosliwy rak duszy. Jest uleczalny. Agik ma racje. Malymi kroczkami uporzadkuj swoje zycie i siebie sama. Zdrowy egoizm to dobra rzecz.
Jeszcze jedno. Nie sluchaj relacji "zyczliwych" o tym co Twoj Ex powiedzial czy zrobil. Nawet jesli ci "zyczliwi" to rodzina. Niepotrzebne rozdrapywanie ran. I tak nie masz wplywu na to co on wyprawia, a ludzie zawsze doloza sobie drugie tyle. Kategorycznie odmawiaj rozmowy o EX.
Pisz o wszystkim, a przede wszystkim o tym co chcesz. Z nami jestes bezpieczna. Taka troche WZ-ka psychoterapia.
Sciskam serdecznie. Elzbieta
Lepiej bym tego nie ujął .
Dodala bym tylko ze jesli bys sie zdecydowala na osobiste odebranie rzeczy od EXa to polecam nie jedz tam sama lecz wez kogos zaufanego na swiadka. Zawsze to bezpieczniej dla Ciebie gdyz byly wtedy zapewne straci rezon a gdyby i nie stracil bedziesz miala pomoc pod reka. Trzymam kciuki za Ciebie. Zawsze wszystko jedno co zrobisz.
Duniaszko, gdzieś pod skórą czuję, że już zaczęłaś sobie świetnie radzić tylko sama jeszcze tego nie zauważyłaś. To nie dziwi, bo jesteś zbyt zmęczona i zbyt przygaszona. Jednak nabierasz sił. Wyjazd syna był jak "kopniak" na dokładkę, ale chyba dzięki temu odezwałaś się otwierając ten wątek. Dobrze się stało, bo Marek, Dorota i Elżbieta wspaniale Ci doradzają. Aż bym ich chętnie uściskała za to. Duniaszko, dasz radę. Teraz już wszystko powoli zacznie się odwracać w dobrą stronę, droga będzie się prostować a Ty poczujesz jak wraca do serca uśmiech. Daj sobie czas i budź się z taką wiarą każdego ranka a zobaczysz ile masz w sobie sił. Zaskoczysz samą siebie :-) Uściski.
Ps. Proszę Cię tylko o jedno - dbaj o siebie, bo bez tego ani rusz. Zmuszaj się do jedzenia jeśli trzeba.
Dziękuję Kochani za wsparcie. Wpisy tutaj powodują, że to co sama napiszę pozwala mi zweryfikować myśli, nabrać do nich dystansu, a Wasze głosy dają mi oparcie, ze z moim myśleniem jest wszystko ok.
Natomiast z jedzeniem chyba nie...:(
Agik, kupiłam ziemniaki, ale nie powiedziałaś, że muszę jeszcze je obrać!
Z obieraniem ziemniaków- to jest mit.
Umyj je tylko i wytrzyj ostrą sciereczką. :)
Wcale nie musisz obierac ziemniakow...we Wloszech zawsze sie je gotuje w mundurkach...wystarczy umyc, wkladasz do zimnej wody i stawiasz na gaz...obierasz tusz przed jedzeniem...jesli nie masz apetytu to kupuj sobie Kubusie, soczki sa pozywne i ochronia Cie przed utrata witamin...
Pomysl sobie, ze te jego wyzłosliwiania się to takie trochę zachowanie bezradnego żuczka kupkojadka, przewróconego na plecki, bezradnie majtającego odnóżami.
Żuczek tylko tyle moze, ze czasem zrani.
Moze wymysl dla niego jakieś deprecjonujące miano, którym będziesz go nazywać tu i w myślach. Pamiętam historię takiej dziewczyny z drugiego forum. Przechodziła własnie rozwód. Były wszystko utrudniał, dokuczał, uderzał w najbardziej bolesne miejsca. Zwykła była o nim pisac okrutnik. Ktos jej poradził, zeby nie nazywała go okrutnikiem, bo dajac mu takie imie wskazuje na jego moc względem siebie i swoja podleglość względem niego. Padały rózne propozycjie, niektóre wulgarne, ale dziewczyna pomyślała, stwierdziła, ze nie będzie go nazywać wulgarnie, bo to w końcu ojciec jej dzieci, gotowała dla niego obiadki i w końcu kiedyś go kochała. Nazwala go Małym Heniem... Mały Henio cały zasmarkany, Mały Henio stłukł sobie kolanko, Mały henio nic nie może jej zrobić, to w końcu to tylko mały henio...
Inna babka zazwała swojego byłego kaktusem- kaktus bo ja kłuje no i jeszcze wspaniale kojarzy się z innym ( adekwatnym ) słowem.
Jełśi pozwolisz, to ja chwilowo będę nazywac Twojego eksia żuczkiem.
Wobec zuczka- przyda Ci się Twoja maska. Zimna uprzejmość też. Lekceważący ton- "nie szkoda Ci czasu na takie pierdoły"- jełsi będzie dokuczał." skończyłes już" ...
Jełsi bardzo będzie dokuczał - zawsze możesz przerwać rozmowę, że jesli będzie CI miał jakiś konkret do przekazania- to niech wyśle esemesa.
Nawet jesli dużo Cię to kosztuje- to zawsze potem możesz odreagowac.
Czas, czas, czas...
Daj czasowi czas...
Włóczyłam się dziś kilka godzin po mieście, bez celu. Nie chcę wracać do domu. Cisza i pustka. Tęsknota za tymi, których kochamy jest ogromna i obezwładniajaca.
Synek nie na końcu świata przecież i codziennie rozmawiam z nim, ale brak mi jego cudnie ciepłego gładkiego policzka, głasków i przytulasków.
Jest nadzieja, że Siostrę uda się przewieźć w bardziej bezpieczne miejsce, ale Ci którzy się nią opiekują dużo ryzykują. I po co Moja Mała tam pojechała? Taka niespokojna dusza. Pomagać, ratować innych, a toż to młode jeszcze, niedoświadczone, ale wiary w niej i energii, siły woli i determinacji za trzech. Kocham Ją bardzo. Kiedyś zimą, z gorączką i zapaleniem płuc przeszła piechotą kilka kilometrów do najbliższego miejsca z internetem, żeby napisać mi, żebym się nie martwiła, że żyje, że ma już lekarstwa. I żebym nie gniewała się na Nią, że nie pisze tak często, ale źle się czuje. Rozumiecie? "żle się czuje"! Oczywiście najpierw listownie "nakrzyczałam" na nią że jest nieodpowiedzialna, że powinna zostać i leczyć się, że potrzebuje opieki i ciepła i jedzenia, a nie włóczenia się po bezdrożach, by napisac do mnie, a potem poryczałam się jak bóbr przed monitorem, bo przecież nie pisała do mnie dni kilka i wiedziała, że odchodziłam od zmysłów, zamartwiałam się nieprzytomnie, czy żyje. Niestety tam gdzie jest komórki często nie mają zasięgu, a poza tym nie może dzwonić ze względów bezpieczeństwa (ruch telekomunikacyjny jest monitorowowany). Zostaje nam tylko internet i serwery proxy. :)
A teraz bądźcie ze mnie dumni. Uszczknęłam nieco z premii i poszłam do mojej ukochanje knajpki. Zamówiłam sałatkę grecką (prawdziwa, bez sałaty), espresso doppio do kawałka czekoladowego ciasta na deser. Jestem objedzona za wszystkie czasy. Brzuch boli, ale co tam, da się wytrzymać. W końcu we wtorek mam gastroskopię i czeka mnie dieta. A poza tym nie wiadomo co potem...
Jestem duma z Ciebie Duniaszko!
Jestem dumna z Ciebie. My jestesmy dumni z Ciebie. Badz i Ty dumna z siebie. "Daj czasowi czas" - agik ma racje. Wlasnie w taki sposob jak dzisiaj traktuj czas. Wbrew pozorom czas jest Twoim przyjacielem.
Widze, ze siostra tez ma charakter. Zupelnie jak Ty. Rodzinne, co?
Cieplutkie pozdrowienia. Elzbieta
Ja też przytulam i zasyłam ciepłe uściski. Dzisiejszy dzień, to kolejny duzy krok do przodu...
No słoneczko ! pękamy z dumy , istna rozpusta w Twoim wykonaniu . Nasza " mała " wojowniczka zbiera energię do dalszej walki , co już świadczy o trochę lepszym samopoczuciu . Przestań łazić bez celu , chcesz się włóczyć to przynajmniej podreptaj do jakiegoś muzeum albo na jakiś wykład . W ostateczności zaszalej - do fryzjera do kosmetyczki , a potem stań przed lustrem i powiedz : o Jezu ! ale ze mnie laska , i to tak głośno żebyśmy to wszyscy tutaj usłyszeli . Pozdrawiam i czekam na dalsze optymistyczne wiadomości .
Jak to nie wiadomo??????
Oczywiście, ze wiadomo!!!!
Potem
Będzie dobrze!
Nie ma innej opcji.
Jesteś super dzielna, więc jeszcze trochę poboli ( no, trochę musi) i przestanie.
Za zakrętem jest pięknie!
Co się z Tobą dzieje i co słychać ?
Za kilka godzin mam badanie. Zwyczajnie się boję. Weekend zbierałam się do kupy, wmawiająć sobie, że bedzie ok i czytając kolejny raz Wasze posty. Nie czuje się najlepiej, brak mi zwykłej bliskości obecnosci drugiego człowieka w takich chwilach, co jeszcze bardziej powoduje tesknotę za tymi których kocham.
Dzięki Marku, że pamiętasz o mnie. Trzymaj kciuki, żeby nie wymęczyli mnie nadto na tych testach.
Co jutro zamierzasz robić?
Witaj Duniaszo, jak poszla gastroskopia? mam nadzieje, ze zbytnio Cie nie wymeczyli...i rozwiazesz rowniez problem "zoladkowy"
Sledzimy wszyscy Twoje "male" postepy....jesli Ci przyniesie to niewielka ulge to musze tu napisac, ze ja rowniez kazdego dnia mam swoje male trudnosci...a wiesz co jest mobilizacja dla mnie w tych chwilach?
Mysle o Tobie, i tych wszystkich dobrych radach, ktore Ci napisalam, i zeby nie byly one pustym gadaniem, z wielkim wysilkiem (i mysla o Tobie) zbieram spod lozka moje gazety, robie sie na bostwo, i z ochota, i usmiechem ide do pracy...pozdrawiam
Ciszę się, że moje postępy są dla Ciebie mobilizacją, jak to mówią "I Herkules d..p kiedy ludzi kupa." Ale mam nadzieję, że moje niepowodzenia nie będą Cię deprymować.
Usiłuje siedzieć i dokończyć magisterkę,. ale po tylu latach przerwy...ciężko, brakuje podstawowych sformułowań lekkości pióra. Weny po prostu.
Po zabiegu jestem rozbita i obolała - wewnętrznie. Okropne to badanie i takie...uwłaczające...Człowiek nie panuje nad swoim ciałem. Miałam przedsmak tego co przeżywała Bliska mi osoba, kiedyś była ciężko chora na sepsę. Ataki bólu, które rozbierają człowieka na części i składają byle jak. Cierpienie i moja bezradność. Serce wyjące z bólu, ze nie można pomóc. Aż do poranka, kiedy lekarka powiedziała, ze w nocy musieli przeprowadzić reanimację.
Qrczę, zebrało mi się na wspomnienia. Bardzo bolesne. Ale dzięki Bogu i Jego opiece osoba ta żyje i mogę się cieszyć jej obecnością w moim życiu.
Wyniki histopatologii będą za trzy tygodnie. Mam nadzieję, że i teraz tak jak w przypadku guza piersi, usuną jeśli coś będzie i będzie dobrze. Z zaleceń żywieniowych to mam nie pić, nie palić i nie obżerać się. I pozostałe jak dla osób z refluksem. Nie palę, piję tylko ostatnio, a co do obżerania się...cóż czy 2 jogurty, pudełko malin i dwie bułki z dynią w ciągu dnia oraz rosołek z kluseczkami lanymi 1 talerz to obżarstwo?
Wiec spokojnie mozesz sie obzerac...ja dzisiejszy poranek rowniez spedzilam w szpitalu...staralam sie panowac nad moimi myslami, wiec zbytnio sie nie zdeprymowalam, zaraz potem vizyta u fryzjera...pozdrawiam
Trzymaj się Anno, jeśli nie masz garści do wzięcia sie w garść - pożyczam Ci swoją. Moja się kiepsko dla mnie mnie samej nadaje ale może innym będzie służyć. Jak to mówi moja Siostra: GIRL POWER!
Kciuki trzymałem , ale widzę po opisie że niewiele to pomogło . Przepraszam że "wtrącam " się sporadycznie w rozmowę , ale teraz jestem w Finlandii i nie bardzo mam czas dla siebie i dla innych - a plany gonią .
Cieszę się, że się znalazłeś. :) Mam nadzieję, że tam w Finlandii nie zamarzasz.
Siostra ma kłopoty. Tzn. ludzie którzy się nią opiekują i próbowali wywieźć, a tym samym i Ona. Trochę jestem teraz zamotana i przygnębiona, prosze więc o modlitwę (jeśli kto wierzący), albo o ciepłe myśli.
Pierwszy raz się wypowiadam w Twoim wątku ale systematycznie czytam i trzymam za Ciebie kciuki. Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Będę się modlić i za Ciebie i za Twoją siostrę.
No nie zamarzam , nie jest tak źle . Poza tym już się przyzwyczaiłem , praktycznie w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy jestem tu już po raz dziewiąty . Z tym że teraz będę siedział co najmniej miesiąc. Syn jest u babci w Polsce to mogę siedzieć na delegacji .
Duniaszko , zobaczysz że z siostrą się wszystko dobrze skończy - bo przecież nie może być inaczej . Moje ciepłe myśli / mimo że z zimnego kraju / będą z wami cały czas . Zdechnę tutaj na lodowcu ale kciuki będę trzymał do końca . Pozdrawiam .
Popatrz słoneczko co mi się przypomniało i co specjalnie dla Ciebie wyszukałem w necie :
"
— Seneka Młodszy '
Dzięki. Mądre. Będzie do mojej kolekcji, bo od wielu latzbieram róznego rodzaju sentencje, aforyzmy, ale koniecznei samodzielnie wyczytane lub ofiarowane - bardzo rzadko ze zbiorków gotowych, no chyba że to Karl Kraus. :)
Bardzo cieple mysli sle!!!
Tule cieplo
tineczka
Duniasza
Coś mi mówi, ze kiepsko jest i że nadrabiasz miną... i że maska znów w użyciu...
Tak sobie gdybam...
Napisałaś i dostałaś ciepłe słowa, masę wiary w Ciebie, powiedz mi - wstydzisz się?
Wstydzisz się, ze jeszcze nie jesteś radosna i pełna energii?
Pisze to po to, zebyś wiedziała ( jeśli tak jest), ze to normalne. Nie da się wyjść z tak stresującej, przygnębiającej sytuacji w jeden tydzień.
Trzeba czasu. Niekiedy wielu miesięcy...
Bardzo źle mi się pisze, bo ani nie chcę Cię prowokować do tak intymnych zwierzeń na publicznym forum, ani nie ujawnię treści prywatnej wiadomości, którą mi kiedyś wyłałaś.
Jednak chciałabym, zebyś wiedziała, ze myślę jak Ci idzie i bardzo, ale to bardzo chciałąbym Ci jakoś ulżyć... tyle, zę nie bardzo wiem, jak.
Wierzę w Ciebie Duniasza.
Wierzę w twoją prawdziwą siłe, a nie w maskę.
Wierzę, że małymi kroczkami uda Ci się jakoś mocno stanąc na nogi.
Minie Duniasza- zawsze mija. Tylko czas.
Szkoda, że nie masz wiary w terapeutę... To najbardziej pewny sposób.
Boli, wiem, ze boli.
Tylko jeśli teraz wyrwiesz z siebie to najbardziej bolące żywe mięso- to zostanie wyleczyć Ci tylko ranę. Jeśli pozamiatasz pod dywan, to w końcu urośnie Ci taka sterta, zę się kiedyś o nią przewrócisz. I to wtedy, kiedy będziesz najbardziej bezsilna.
Teraz masz czas na to, żeby zająć się sobą.
Mam takie wrażenie ( moze mylne), ze szukasz ... brakuje mi słowa... pretekstu (?), wytłumaczenia (?), wynajdujesz kiepskie okoliczności, żeby jakoś wytłumaczyć się sama przed sobą...
Jest tylko jedna osoba, która może Ci pomóc- Ty sama. To jest jednoczesnie i dobra i zła wiadomość...
Pomóż sobie.
Jak już zaczniesz- to samo pójdzieeeee.
Trzymam mocno kciuki i ściskam.
Agiku, czasami właśnie najbardziej takie bycie blisko, bez szukania na siłę wyjścia z sytuacji pomaga najbardziej. Wystarczy tylko rozumieć i być. Od dokuczliwego exa odcięłam się murem milczenia i wymiany suchych uwag na temat dziecka. Bardzo pomogło myślenie o nim per żuczek - gnojarek najlepiej :). Z każdym dniem jestem silniejsza. To, że odzywacie się w tym wątku: Agiku, Anno, Marku, Majo, Doroto, Smakosiu i pozostali, że dostałam ciepłe słowa i myśli, że mogę napisać w razie draki do Was prywatną wiadomość - to jest wiele i bardzo pomogło, za co wszystkim dziękuję. Może tego nie widać, to tylko suche literki, ale qrcze pomaga. Nie wypiłam ani kropli, przez te dni zjadłam więcej niż przez ostatnie tygodnie. Nie spanikowałam przed badaniem. Poszłam na koncert. Przysiadłam do magisterki. W ciągu tego czasu od napisania wątku zrobiłam sporo. Nie oczekuję spektakularnego powrotu radości życia. O nie. Nie da rady.Za dużo we mnie jeszcze fobii, kompleksów i pokręconej psychiki. I masz rację Agik, to wymaga czasu.
Tylko z jednym czas sobie nie poradzi: z tęsknotą za tymi, których kochamy i z troską o Nich. Nie da się. No nie da przejść do porządku dziennego na tym. Nie da się uspokoić duszy, nawet jeśli nic nie możemy zrobić. Tylko czekać. Tu czas jest wrogiem. Posypuje rany solą.
Czasami potrzebny jest ktoś, kto potrafi powiedzieć jak Ty Agik - nie czas się mazać babo! Zobacz ile zrobiłaś, w jakim miejscu życia się znalazłaś, ocaliłaś własną d..ę i psychikę dziecka. Tyle jeszcze musisz zrobić dla siebie, dla tych których kochasz. Oni są tego warci, Ty jesteś tego warta.
Dziękuję Wam wszystkim. Oto dlaczego WŻ jest jedynym (!) Forum na którym jestem już tak długo i na którym wogóle jestem.
Ale tęsknota tez minie...
Przecież wiesz...
Przyjdzie czas, ze przytulisz twarz do cudnego policzka swojego Synka...
Bliski też przeciez kiedyś zakończy swój kontrakt.
I Siostra tez będzie blisko...
A co do reszty- to właśnie to miałam na myśli- to sa małe kroczki.
Wiesz, co jeszcze pomaga? Robienie planów i grafików. Robienie planów na krótki odcinek czasu- np na dziś. Dzis zjem śniadanie, zrobię to i to.
I zapisywanie ich w przejrzystej formie. Ład zamiast chaosu. Chaos jest Twoim wrogiem. złe myśluny, które trzeba odganiać, jak stado wron. Złe jest kiedy mysli latają, jak myszy po stodole. Na to koniecznie trzeba się zdobyć każdego dnia- na porządek. plan, grafik.
Nieodmiennie trzymam kciuki i ściskam.
Duniaszko, jestem nadal z Ciebie dumna i to bardzo. Widzisz, wiele z tego co chcialam napisac napisala juz agik wiec nie bede sie rozpisywac. Mam tylko jedna prosbe: Duniaszko badz dla siebie po prostu dobra. Kiedy jest Ci zle wyobraz sobie, ze zle jest Twemu wewnetrznemu dziecku malej Duniaszce. Ale Ty nie jestes juz malym i bezbronnym dzieckiem. Obejmij sie wtedy ramionami i pociesz sie tak jakbys bedac kochajaca mama pocieszyla Twojego Synka. Nie karc sie nie oskarzaj. Wiesz, na poczatku wydalo mi sie takie zachowanie dziwne - jak to samemu sie obejmowac i pocieszac? Ale Duniaszko to mi bardzo pomoglo swego czasu czego i Tobie zycze! Trzymam kciuki i czekam zawsze na wiesci choc nie zawsze mam czas cos napisac. Mysle o Tobie cieplutko.
Duniaszko droga, życzę Ci żebyś po raz kolejny pozbierała się i wyszła z "dołka".
Co więcej, wierzę, a nawet wiem, że Ci się to uda, bo jesteś silną i mądrą kobietą!
Pozdrawiam Cię i jakby co - pisz na gg lub maila ( masz go jeszcze?). Ślę całusy i uściski!
Renata - Piegusowa
Duniasza
Co dziś zamierzasz robić?
Dziś niedziela- chyba w niedzielę trochę trudniej, co?
Trzymam kciuki i ściskam
Duniaszko ! Pozdrawiam Cię całym sercem. Przesyłam Ci miliony dobrych mysli i jedno mądre zdanie : jesli czujesz,że jestes na dnie, nic, tylko możesz się od niego odbić. Nic gorszego Cię juz nie spotka ! Teraz może i musi byc tylko lepiej.mały wróci niedługo a Ty wykorzystaj czas dla siebie - na podgonienie magisterki, spacery, dobra lekturę.Może spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi ? A może jeszcze lepiej zapoznać kogoś nowego ? Tak zwyczajnie, na ławce w parku, lub w małej knajpce przy kawce....
Jeszcze raz obściskuję Cię i wazeliniarsko dodam,że obserwuję Twoje wątki od pewnego czasu..Nie raz rozmawiałyśmy z Nostrą na Twój temat : skąd kobietka czerpie tyle siły?Podziwamy Twoja walkę i trzymamy kciuki.Niedługo sama będziesz się śmiać,ze mogłaś tak zwatpić w siebie .Całusy
Dzięki za wsparcie. :) To dlatego czkawka rzuca mną po całym domu a uszy palą.
Czasami chociaż człowiek jest na dnie, to pod nim jeszcze kilka metrów mułu. :)
Najgorsze są soboty. Wczoraj prawie nie było mnie w domu. Włóczyłam się po mieście, by nie siedzieć w pustym domu. Ale przy okazji pomoglam miłej dziewczynie - podróżnej z Torunia. Wróciłam z kilkugodzinnego spaceru z przypieczonymi ramionami (a że blondynka jasna jestem wyglądają jak czerwone pagony :) ) Złapała mnie ulewa. Posiedziałam na schodach ratusza i poczytałam kupioną w antykwariacie książkę. Wieczorem niestety złe wieści. Musze jakość wykombinować wyjazd do Siostry. Póki Mały jest pod opieką Ojca a ja mam 2 tygodnie urlopu. Znajde sposób.
W niedzielę śpię do 10 (Bo jak zasne o 3 to się inaczej nie da.) Później spacerek do Kościoła i po Mszy św. zawsze jakoś mi lepiej więc siadam na ławce i obserwuję ludzi. Czasami mam takie poczucie wyobcowania, jakbym była z innej bajki. Zresztą odkąd pamiętam, nigdy nie należałam do żadnych grup. Nawet w moich paczkach licealnych i na studiach, zawsze byłam jakby obok. Nie jestem postacią wyrazistą, ale jakby tłem. Nie, nie to nic złego. Przecież ktoą też musi robić za tło, a czasami w obrazie to właśnie tło mówi więcej niż postać na pierwszym planie.
Dziś byłam na Absolutorium Syna moich Przyjaciół. Ach jak ten czas leci. To wspaniały, mądry, ciekawy człowiek, żeby wszyscy faceci tacy byli. Ale ma też dobre zworce wynisione z domu. Moi Przyjaciele to dla mnie wzór miłości małżeńskiej. Tej prawdziwej, wzmocnionej przyjaźnią i szacunkiem. I choć bywało im ciężko, to żadne z nich nigdy nie "odpuściło" walki o drugiego, i to nie w momencie kiedy już wszystko było "pozamiatane". ale w pierwszych chwilach, kiedy czuje się, że coś jest "nie tak". Podziwiam ich bardzo. I tak miło na nich patrzeć , kiedy mimo 25 letniego stażu razem nadal patrzą na siebie z zachwytem i miłością.
Ale się rozpisałam....
Hmm...
Wygląda modelowo...
Jesteś bardzo mądra i bardzo sobie pomagasz...
Jeszcze troszkę.
Duniaszko, trochę mnie nie było na forum więc teraz nadrabiam zaległości. Przeczytałam wszystkie Twoje wypowiedzi i jestem pełna podziwu dla Ciebie - bardzo, bardzo... Coś mi się wydaje, że masz w sobie więcej siły, niż się tego spodziewasz. Kurcze, jak Ty potrafisz się zmobilizować, jak dzielnie "stawiasz" kroki. Idziesz do przodu mimo, że czasami boli i sił brakuje...
Napisz proszę jak dziś się czujesz, jak zaczął się nowy tydzień. Masz jakieś nowe wieści o siostrze?
Ściskam Cię bardzo mocno i bardzo ciepło
Witam...zrobilas ogromne postepy...sam fakt, iz mimo wyobcowania ktore czujesz "na ulicy" jednak potrafisz tam byc, siedziec na lawce, czytac ksiazke, po prostu otworzyc sie na swiat i innych ludzi. To bardzo duzo i to taka Twoja walka z wlasnymi slabosciami, bo trzeba z nimi walczyc. Jak bardzo Cie rozumiem...ja rowniez nigdy nie czulam potrzeby nalezenia do zadnych grup, a raczej dominowalo uczucie obcosci, ale to dlatego, ze nie znamy osob wokol nas i cierpimy "zatrzymujemy w sobie bol" Wcale ci inni, ci ktorzy sa wokol nie sa ani lepsi od nas, ani zdolniejsi, ladniejsi, "oni" rowniez cierpia. Czujesz sie wyobcowana poniewaz Twoje "wewnatrz" jest zranione.
Opowiem Ci werset z mojego zycia, ktory ta "obcosc" mi przypomnial
Pewnie pamietasz, ze lecze sie na raka juz od 7 lat, wiec ciagle jestem w szpitalu...na moim oddziale onkologii powstala grupa arteterapii, spotykamy sie (pacjenci) raz w tygodniu i malujemy obrazy, w tej chwili jest nas 6 osob, czesto ktos z nas jest w trakcie terapii (chemii) ale mimo to nauczylismy sie "zyc dobrze z choroba" usmiechac sie, i zauwarzac innych pomimo naszego wlasnego bolu. 3 razy w roku organizujemy wystawe na oddziale i poczestunek...probujac zaangazowac innych pacjentow. Jest to bardzo trudne, gdyz "my" grupa arteterapii wygladamy troche jak z innej planety, poniewaz sie usmiechamy, zartujemy z naszej choroby, smierci, wygladu. Staramy sie nadac sens naszemu cierpieniu i jak tylko sie da polepszyc poziom zycia w chorobie, robiac rzeczy przyjemne.
I wiesz dla wiekszosci "pacjentow z kroplowkami" my nie jestesmy chorzy! Chory musi byc cierpiacy, skrzywiony, lysy, miec kroplowke i plaster na reku. Jest zamkniety w sobie i wlasnej chorobie. Fakt, iz ja, mialam ten plaster, wezyk, igle i kroplowke wczoraj, lub bede go miala jutro, nic juz nie znaczy.Jjestesmy my i oni. Tlo i glowny bohater, pierwszy plan...drugi plan...trzeci...
Dzisiaj to rozumiem, rozumiem tych ludzi... ale wiem jak do tego podejsc. Przezylam, doswiadczylam, wycierpialam..i to pozwolilo mi sie nauczyc, jak cierpienie moze byc potrzebne do tego, zeby umiec lepiej zyc. 7 lat temu tego nie wiedzialam.
Wszystko w zyciu ma sens....znalazlam taki ladny cytat poesi Lautreamont'a
"Cierpienie jest slaboscia, jesli mozemy go uniknac i zrobic cos lepszego"
Pozdrawiam serdecznie ;)
Pięknie to napisałaś. Dziękuję Ci za podzielenie się Twoimi uczuciami i przemyśleniami.
Wiesz czasami mi głupio, przed takimi osobami jak Ty, czy Moja Sistra, czy wszyscy Ci, których cierpienie jest wielkie i bardzo realne, że oto ja użalam sie nad sobą, teoretycznie bez powodu. Ale powiedziała mi kiedyś mądra osoba, że to nie tak, bo nakręca jeszcze bardziej poczucie winy i niechęć do siebie. Każde cierpienie jest indywidualne i danej osobie właściwe. I tej osoby miarą może być mierzone.Zauważyłam, że wbrew moim tendencjom do wycofywania się w siebie, powinnam zmuszać się do robienia czegokolwiek (macie rację Agik i Smakosiu), do wychodzenia do ludzi, między ludzi raczej, bo kontakt z nimi nie mam ochoty, ale w pustym domu fiksuję jeszcze bardziej. W końcu nawet magisterkę mogę pisać z laptopem na kolanach w jakiejś uroczej kawiarence. ;)
Anno, cytat powędruje do mojej kolekcji. Naprawdę jest mądry i piękny.
Na szczęście ludzie opiekujący się moją Siostrą znaleźli sposób, żeby przewieźć Ją w inne miejsce (chciwość pomaga otworzyć wiele drzwi). Nieco cieplejsze i bezpieczniejsze. Będzie spokojniej, więc nie będę się zamartwiać, że ktoś ją jeszcze bardziej skrzywdzi.
Oj, to dobre wieści! Będziesz może choć trochę spokojniejsza. Wszystko powoli uklada się w "dobrą kartę". Będzie dobrze.
Witaj dziewczyno ! Jeżeli miałaś nadzieję , że o Tobie zapomniałem , to niestety muszę Cię bardzo rozczarować - PAMIĘTAM !!! .
Bardzo się cieszę , że sytuacja Twojej siostry trochę się poprawiła , ale mimo wszystko kciuki jeszcze trochę potrzymam .
No i skoro lubisz aforyzmy i cytaty to przesyłam mój ulubiony :
" Wszyscy wiedzą, że coś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi. "
Albert Einstein
Samej sobie na pocieszenie:
Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.
Never fear shadows, for shadows only mean there is a light shining somewhere near by.
Kiedy jesteśmy szczęśliwi, jesteśmy zawsze dobrzy, lecz kiedy jesteśmy dobrzy, nie zawsze jesteśmy szczęśliwi.
Oscar Wilde
Oby więcej takich rozczarowań Marku. :) To i ja zaprezentuje moje życiowe credo:
Mam bardzo prosty gust: wybieram to co nalepsze. (Wilde)
I dlatego jestem z Wami. Potraficie mnie wyprowadzić z dołka. :)
A z dzisiejszych przemyśleń: Dzięki mojej Siostrze i temu w jakich okolicznosciach się znalazła nauczyłam się bardzo wieleo życiu i o sobie. Że życie ma wiele odmian szarości, a ludzie nie są tylko dobrzy, albo tylko źli.I jak trudno ocalić w sobie człowieczeństwo. Nie mam tendencji do zbawiania świata, ale też nie poddaje się sprzedaży na tym targowisku próżności jakim jest świat. Dziwią mnie ludzie (prosze wybaczyć jeśli urażę) zaczynający dzień od lektury Pudelka, czy innych plotkarskich mediów. Ba, poczytać nawet można, ale przeżywac? Np. brak majtek jakiejś tam gwiazdki (na czymi niebie?). Ech...
No, ale nic to. Siostra spotkała na swojej drodze ludzi, którzy bezinteresownie pomogli jej w rzeczach wymagających nawet narażenia ich życia, ale też s..ów, którzy chcieli wykorzystać ją jako łup wojenny.
Witaj Duniasza. Nie odzywam sie, ale pilnie sledze Twoj watek. Chce tylko dac znac, ze jestem i czesto o Tobie mysle. Ciesze sie, ze istnieja tacy ludzie jak Ty. Ludzie, ktorzy mysla i czuja, nawet gdy sprawia to czasami ogromny bol. Maly kopniaczek na pozbieranie sie i serdeczne usciski. Elzbieta
Niestety z ludźmi tak już bywa . Dlatego :
" Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę ."
Kurt Cobain
To jest moje motto i tego się trzymam .
Zabrzmi to idiotycznie i jeśli się ktoś poczuje urażony to z góry przepraszam , ale muszę to napisać :
uwielbiam ten wątek !
Taki ludzki jest i wbrew pozorom optymistyczny ...
I Ciebie Duniaszko też :)
Kurczę, masz stuprocentową rację!
Ja również śledzę, ale się nie odzywam, żeby głupoty nie palnąć. A niestety jest to moją specjalnością od czasu do czasu :/
I kopa, żeby coś robić, bo to troszkę pomaga, naprawdę. Choćby zrobienie sobie koktajlu ziołowego i ziołowej maseczki na ryłetko :)
Bardzo sie ciesze z powodu Twojej siostry. Widzisz cos zaczyna isc na lepsze i to juz jest duzo :)
O tym cierpieniu to oczywiscie, nie mialam zamiaru porownywac go i mierzyc. Nie wazne z jakiego powodu sie cierpi, i czy ktos ma wieksze "prawo" do cierpienia czy nie, ale zeby nie poszlo ono na marne i bylo konstruktywne. Bol duchowy czy fizyczny (czesto zlaczone w jeden zlepek bolu) tak jak wlasnie napisalas, kazdego boli najbardziej jego wlasny.
Ludzie, to tzw. tlo, moze wydawac sie obce, ale czesto bardzo pomaga. Pozdrawiam Cie serdecznie :)
Wiem, że nie było Twoim zamiarem Anno porównywanie, to oczywiste. Pisałam tylko moim poczuciu winy z powodu moich słabości. To ja jestem pełna podziwu dla Was - Ciebie, Smakosi, Agika i innych, że tak sobie świetnie radzicie i znadujecie czas i chęć wyjścia do drugiego człowieka, tak niepewnego siebie i połamanego życiowo jak ja.
Lata miałam wmawiane, że jestem do niczego, że zła, że wredna, że wyląduję pod mostem, że nikt mnie nie zechce. Więc teraz moja wiara w siebie mocno nadwyrężona stara się stać na własnych słabych nogach, choć łatwo nie jest. Jak pies latami bity, na podniesioną dłoń reaguje w jeden możliwy sposób. Wybaczcie mi to skulenie.
Teraz moim priorytetem stało się pisanie pracy magisterskiej. Czy ktoś z Was pisał lub zna kogoś kto mógłby mi udostępnić części pracy magisterskiej z literatury (ale pisanej po polsku) zwanej stanem badań. Chodzi mi o odświeżenie sobie metodyki pisania stanu badań, pewnych sformułowań. Bez obaw, żadna część pracy nie zostanie wykorzystana w żaden sposób. Chcę tylko odświerzyć umysł i zaczerpnąć pewne wzorce. Studiowałam 12 lat temu, a teraz mam tylko napisac magisterkę, reaktywowana w prawach studenta tylko po to. Poratujcie, proszę. (umieszczę tą prośbę tez w nowym wątku).
Muszę i mogę, a jeśli tak jest to MUSZĘ.
Nie wiem, jak inni, ale ja pisze do Ciebie, bo Cie lubię ...
I jakoś mi lezy Twój los na sercu. I to nie jest tak, że wyłaczę komputer i juz znika Duniasza. Myślę o Tobie w ciągu dnia, zastanawiam się jak sobie radzisz, jak się czujesz...
Nie mam misji Matki Teresy ( kiedyś po trosze miałam i bardzo źle na tym wyszłam), nie chce zbawić świata, natomiast nauczyłam się, ze warto czasem zwyczajnie wyciągnąć rękę, że czasem jakis "obcy" głos, jest głosem który akurat mnie woła i wtedy wiem, ze nie zabłądzę...
Otrzymałam ogromna pomoc od właśnie takich "obcych" ludzi. Jakbym miała to spróbować opisać za pomocą porównania- to tak, jakbym wpadała do studni- czarnej, głębokości której nie jestem w stanie ocenić. Wirtualana pomoc to tak jakby jakieś ręce- obce mnie z tej studni wyciągały. I to w momencie, kiedy już poczucie, ze trzeba walczyć mnie opuszczało, kiedy straciłam całkowicie nadzieję. Ktoś mnie zawołał i wyciągnął mnie z tej studni. Wiele osób.
Ja staram się teraz oddać, co wzięłam... Czasem mam takie wrażenie, ze dobra energia nie znika, tylko krąży.
A poza tym ;)- mam niesamowicie głęboką wiarę, ze BĘDZIE DOBRZE Duniasza :)
Jeszcze jeden ( moze dwa) zakrety, a za zakrętem.... JEST PIĘKNIE :) I czekam na to, aż przyjdziesz tu i nam wszystkim to powiesz :)
Poczekam ile będzie trzeba...
A ja bardzo lubię mowić ( a jeszcze bardziej wierzyć), że bedzie dobrze...
Trochę chaotycznie mi wyszło, sorry.
A co tych materiałow do magisterki- to popytam kolezanki...
Duniaszko napisałaś: ..."To ja jestem pełna podziwu dla Was - Ciebie, Smakosi, Agika i innych, że tak sobie świetnie radzicie i znadujecie czas i chęć wyjścia do drugiego człowieka..." To wcale nie jest tak, że my sobie świetnie radzimy. Dziś my piszemy do Ciebie, bo czujemy, że jestes wspaniałą, wartościową i bardzo ciepłą osobą. Innym razem, to Ty będziesz nas podtrzymywać na duchu. Czasami rodzice nieświadomie rujnują dzieciom poczucie ich własnej wartości a potem to idzie za nimi jak zły duch przez resztę życia. Ty jednak nie poddajesz się mimo, że nie jest Ci lekko. Dostrzegam, że my zaczynamy cieszyć się razem z Tobą każdą Twoją nową decyzją, każdym, nawet najmniejszym krokiem. Teraz pewnie będziemy trzymać kciuki za pisanie pracy magisterskiej. Coś mi się zdaje, że nie zdajesz sobie sprawy jak wielkie pokłady sił w Tobie drzemią. A jak idzie jedzenie? Starasz się, zajadasz trochę? Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.
W te lata kiedy było mi najbardziej trudno, najciężej, kiedy walczyłam o godność każdego dnia, otrzymałam najwięcej bezpośredniej pomocy nie od najbliższych, ale od obcych i od dalekich dawnych przyjaciół, z którymi, wydawałoby się, straciłam kontakt. Agik ma rację: okazane dobro, dobrem powróci, a okazane zło złem uderzy. I to niekoniecznie od tego komu coś uczyniliśmy. I ja doświadczyłam tego wiele razy i doświadczam nadal. Nie ma we mnie nienawisci, bo ona niszczy obie strony i nienawidzącego i nienawidzonego.
Powoli małymi krokami staram się odzyskać siebie, siebie taką jaką się lubiłam wiele lat temu.
Jedzenie...hmm moja pieta achillesowa. Cóż,w innym wątku pytam co moge jeść i jak, bo leki już biorę> staram się zmienić nawyki żywieniowe, a przede wszystkim odzyskać chęć do jedzenia. Bo ostatnio nic mi nie smakuje, a już najbardziej co sama przyrządzę. Nawet nie mam ochoty gotować. Mikroskopijne porcje, wiele zmarnowanego jedzenia. :( Zmeczenie i brak chęci na przygotowanie nawet najprostszej potrawy. Często zanim ją dokończę robić, już nie mam na nią ochoty. I to jest problem. Kiedyś było inaczej, dlatego tu zawitałam, ale dziś moja kuchnia jest smutna i szara. Poza tym wykupiłam mnóstwo leków i finanse mam mocno mocno ograniczone. :( Nie radze sobie, więc ide po linii najmniejszego oporu. Szukałam inspiracji w zakładce przepisów dla diet, ale jest tam okropny chaos i nie mam czasu aby analizować po kolei każdy przepis. A inspiracji mi brak. :(
A może jest szansa żeby gdzieś wykupić takie obiady "ala zakładowe"? Ja też kiedyś przechodziłam taki etap, że nic mi się nie chciało gotować dla samej siebie i nie miałam nawet chęci na jedzenie. Wtedy, żeby nie popaść w anemię zmobilizowałam się i chodziłam kazdego dnia do Baru Turysta. Tam wynajdywałam na tablicy (menu) jakieś swoje zachcianki i prosiłam o połowę porcji. Bar był dotowany przez Urząd Miasta więc jedzenie w miarę tanie. No i tym sposobem udawało mi się zjeść obiad. Aż któregoś dnia znudziło mi się to odwiedzanie baru i z tego to właśnie powodu zaczęłam gotować sobie jedzenie na trzy dni :-) Wszystko jakoś tak samo się poukładało. No ale u Ciebie pewnie pojawi się w kuchni energia kiedy tylko wróci syn. A kiedy On wraca?
Wraca połowie sierpnia. To jeszcze trochę.
Po drodze z pracy mam bar Caritasu, ale wcale tam aż tak tanio nie jest. Może masz rację, może wracając z pracy powinnam odżałowac paru groszy na jakiś obiad.
Wejdź jutro. Sprawdź jak się przedstawiają ceny. Zjedz coś na próbę.A może masz gdzieś po drodze jakiś bar mleczny? Mi się udało znaleźć koło swojego domu sklepik, do którego maleńka firma rodzinna dostarcza pierogi w różnych smakach, naleśniki z serem i prawdziwe swojskie goląbki. Wszystko jest naprawdę bardzo dobre. Jak tylko mam lenia, to zaraz tam robię zakupy i tym sposobem nie wpycham w siebie kolejnej bułki tylko jem normalny obiad :-)
Duniaszka ja Ci polecam garnek na parze. Nie trzeba przy nim stac i pichcic, wszystko robi sie samo.
Kladziesz nozke od kurczaka zasypujesz selerem i marchewka na to pokrywka i siadasz do komputera.
Za pol godziny wracasz do kuchni i jesz cieply obiadek, zdrowy, lekki i pozywny. Obok mozesz polozyc ziemniak w mundurku, cukinie i co jeszcze tylko chcesz. Ja mam zwykly garnek inox, dol, gora w dziurki i pokrywka. Dla Twojego zoladka to i deslne rozwiazanie. Dobrej nocy zycze :)
Cieszę się Duniasza, że postanowiłaś podzielić się swoimi problemami z nami a jeszcze bardziej cieszę się że są takie osoby jak Agik, Smakosia, Dorota, Guma i wiele innych które potrawią wesprzeć innych dobrym słowem i radą ( myślę, że dla nich to też jakaś forma terapi).
Napewno wiele osób tak jak ja śledzi Twój wątek i łatwiej nam wspólnie z Toba przeżywać swoje własne problemy.
Dziękuję Tobie i wyżej wymienionym bo sama czerpię z tych dobrych rad.
Myślami jestem z Tobą i wierzę, że z dnia na dzień bedziesz silniejsza
Duniaszko, jak tam dzisiaj z obiadem? Ja poszłam na łatwiznę i zakupiłam pierogi z jagodami i naleśniki z serem. Pierogi będą na jutro :-)
Za mna tez chodza nalesniki....ktoregos dnia po forum o nalesnikach zabralam sie za nie o 22.30 i 5 skonsumowalam na stojaco przy patelni, bo ciasta mialam na 20 sztuk, pyszne byly i chyba bedzie wkrotce powtorka, ale zrobie z grzybami i parmezanem
A za mną chodzi ryba...Przed chwilą mielismy konferencję z lubym przed lodówką i uradzilim, ze dorsza z grila sobie zapodamy.
A Duniaszka, co wymysliłaś?
Kupne pierogi z kapusta i grzybami bo innych w sklepie nie mieli. :( Ohyda. Nie powinnam jeść. Ale w brzuchu burczy. A mam dzis podły humor i jest mi wsio rawno co zjem.
A wszystko przez facetów. Dlaczego uważają, że długowłosa blondynka (naturalna!), o subtelnym typie urody, z natury spokojna i taktowna musi być głupsza od tipsiary i łatwiejsza od blachary. No czemu? Przewyższam ich wiedzą, ale nie zdążę się nawet odezwać, a już mam takiego tokującego samca przed sobą, który nie słyszy nawet, że odstrzelam mu łeb niekompetencji i tokuje dalej pewny siebie. Porażka. A jeszcze myśli, że on piękny jak Bartek Opania i błyskotliwy jak Wojewódzki (wersja dla obytych jak Connery/Allen). A do tego jestem zbyt taktowna by zaśmiać się takiemu w twarz! Wrrrr... A szczytem wszystkie jest jak wchodze do sklepu z typowo "męską" specyfiką. K a t a s t r o f a.
ps. Podrzućcie jakis dobry przepis na naleśniki i ogórki małosolne (proporcje soli do wody - nie moge trafić, ostatnio zrobiło mi się z ogórców bagienko - a jak śmierdziałooooo).
To mój ulubiony przepis na ogórki: http://wielkiezarcie.com/przepis1164.html
Co do naleśników, to się nie wypowiem, bo robie na oko, ale pewnie zaraz dziewczyny coś podrzucą :-) Hm...a był jakiś wątek o naleśnikach. Zaraz zerknę, może uda mi się go odszukać.
O! Mam! W tym wątku Dorota zza płota (6 wypowiedź) podaje przepis na ciasto naleśnikowe http://wielkiezarcie.com/forum_watek.php?id=240162&post=240165
Dzięki tylko proporcje będę musiała zmniejszyć. Bo najwiekszy słój jaki mam ma 1 L. :) No i skąd ja wezmę liście porzeczki czy wiśni. Kiedy mieszkałam na wsi nie było problemu, ale teraz... Nie mam nawet znajomych działkowców.
Wprawdzie naleśniki w mojej diecie są niewskazane, ale jak nauczę się robić je dobrze to mój Syn będzie miał radochę napewno.
Wiesz co, ja kiedyś zrobiłam ogórki w emaliowanym garnku. Udały się :-) Też nie daję liści porzeczki ani wiśni, bo nie mam do nich dostępu.
Moja mama zawsze do duzego gara wrzuca...kopru duzo tam plywa, czosnku, gorczycy....i talerzem sa przykryte, a talerz cegla przycisniety...juz za dwa tygodnie pojem sobie ogorasow, polskich ziemniakow z maslanka, botwinki...i swieze gruntowe ogorki za mna chodza...
Ale jakie proporcje soli? Ile soli na jeden litr wody? Wtedy łatwiej przeliczyć.
Spytam mamy poczekaj...
Hi hi ekspresowa wiadomosc z pierwszej linii: pilnie ogorki malosolne poszukuje!
Mama daje na litr wody 2 plaskie lyzki soli, i zalewa wrzaca woda.
Wczesniej zapomnialam o chrzanie...
Koncze prace, lece po chleb do super i robic nalesniki...
Pa milego wieczoru ;)
Płaska łyżka soli na litr wody. Sól kamienna, nie jodowana ( mozna kupić w markecie- tylko trzeba patrzeć- napisy krzyczą, ze to do przetworów)
Ja tez nie mam skąd wziąc lisci porzeczki, ani wisni- ale przy torach rośnie dąb- iscie dębu tez nadają się do kiszenia ogórkow, bo to chodzi o jakies garbniki, które w lisciach są.
Ogórki muszą byc w całosci zakryte wodą- bo inaczej spleśnieją, a nie skisną. Tez mi się tak zdarzyło.
Mozesz spokojnie korzystać z litrowych słoików- układasz pionowo ogórki, mocno dociskasz- właśnie po to, zeby nie wypłynęly i nie zaplesniały.
Mozesz użyć pięciolitrowej plastikowej butelki po wodzie mineralnej- jak juz się ukiszą- to odcinasz wierzch butelki, a ogórki wraz w wodą przekłądasz do mniejszych słoików. Mozesz też kisić w małych butelkach plastikowych- ale muszą mieć na tyle szeroki wlot, zęby ogórek przeszedł...
Mozesz ukisić w każdym naczyniu- pod warunkiem, ze ogórki są przykryte wodą- nawet we wazonie :)
Acha
ja dysponuję wodą z kranu- więc wodę z solą gotuję i studzę- zalewam już wystudzoną.
Moja kolezanka zalewa wodą ze studni- nie gotowaną, ale oni mają dobrą wodę...
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
> Ale jakie proporcje soli? Ile soli na jeden litr wody? Wtedy łatwiej
> przeliczyć.
W tym przepisie na ogórki są dokładne proporcje. Na 1 litr wody przypada jedna lekko czubata łyżka soli.
Nalesniki wcale nie sa trudne...wymagaja tylko troche wprawy, ale jesli pierwszy ci nie wyjdzie to sie nie przejmuj...
Sprobuj zrobic tak:
Przepis tylko na jedna osobe o zaniklym apetycie ;)
2 jajka
3 szklanki tlustego mleka
maka....na oko moze szklanka, ale zobaczysz w trakcie krecenia
szczypta soli
lyzka cukru jesli maja byc slodkie
olej lub oliwa
dobra niepodrapana patelnia, plytka - znaczy niegleboka
Rozbijasz jaja, solisz lub slodzisz lub jedno i drugie
Dodajesz 2 lyzki maki i ubijasz mikserem
Cienkim strumieniem ciagle mieszajac dodajesz mleko, potem make i na przemian mleko i make
Az do uzyskania lejacej sie, ale niezbyt gestej konsystencji
Patelnie smarujesz serwetka nasaczona w oleju i rozgrzewasz na "zywym" ogniu
Kiedy wlewasz ciasto na patelnie powinna "syczec"
Wlewasz ciasto i rozprowadzasz po patelni az po jej brzegi i zlewasz z powrotem nadmiar ciasta do miski
Ogien ma byc dosc duzy, ale nie taki zeby sie szybko palily nalesniki
Moje na jednej stronie smaza sie ok. minuty
Smarujesz gotowe nalesniki np. twarozkiem waniliowym, nutella, dzemem, smietana z cukrem
Jesli wolisz na slono to sa super zawiniete w nalesnik parowki i podsmazone na patelni...
chyba znowu dzisiaj beda nalesniki....
Jutro pójdę kupić ogórki i ingredencje. Hehe ;) z butelką dobry pomysł. A teraz czas grzecznie zabrać się za czytanie kolejnej literatury do pracy na mgr-a.
ps. przypomniałam sobie coś jeszcze...pytałam dziś o wkładke do gotowania na parze, bo na całe prawdziwe ustrojstwo to mnie nie stać. :) Kosztuje 9 zł. Jutro pójdę i kupić, zaraz po drodze po ogórki. :) A potem zastanowię się co ugotować. Chyba, że macie podpowiedzi, to kupię na placu Wielkopolskim co trzeba.
Nikt nie odniósł się do tego co napisałam o facetach. Was nie spotykają takie sytuacje? Bo ja mam wrażenie, że mnie nikt nie traktuje poważnie: ani w sytuacjach zawodowych, ani społecznych. (poza oczywiscie tymi którzy mnie znają i nie oceniają powierzchownie). No i jeszcze ten mój zawód wykonywany - każdemu się wydaje że jest mądrzejszy ode mnie. :( A ja mam dosć zmuszania do udowadniania, że jestem lepsza niż im się wydaje. A jestem!
Duniasza
A po co się tym denerwować?
Ja nie mam koleżanki, której by taka sytuacja nie spotkała kilka razy.
Osobiście z tym się spotykam... ciągle. Nawet się nie dziwię- ja mam taki gapowaty wyglad, w dodatku jestem krótkowidzem- więc bez okularów mam ponoć spojrzenie bezbronnej sarenki :D
Kiedyś chciałam kupic kartę do telefonu. Jakiś młodzieniec, widocznie sobie postanowił zarty sobie zrobić moim kosztem, bo wśród rechotów i piszczących panienek spytał: a ty wiesz, chociaz, co to jest komórka? ja mówię- nie jestem pewna, ale możesz mi pokazać. On wyciąga komórkę, a ja mu na to "ojej, to chyba jest centrala, bo ja kiedyś widziałam komórkę, ale była znacznie mniejsza...
Po mnie nie widać, ze ja potrafię być taką wredną suką...Bo jak już mnie ktoś zna- to nie zaczyna :)
A skoro się tak denerwujesz- to schowaj takt do kieszeni. Nie daj się.
Mnie to akurat śmieszy.
Dokładnie ;))
Przyczajony tygrys , ukryty smok ...
Wyczekać gościa a potem małym paluszkiem rozłożyć na łopatki :)
Satysfakcja gwarantowana , mina macho - bezcenna :)
Nic nikomu nie trzeba udowadniać , tylko sobie ...
Tylko, że mnie genialne odpowiedzi przychodza post factum. :( Na chamstwo reaguje zwykle wycofaniem.
Tekst z komórką Agik - bosskie.
to też.
Tez najfajniesze riposty mi przychodzą do głowy po czasie...
Ale staram się je zapamiętać ;)
To bardzo dobrze :)
Zanim nie wymyślisz genialnej odpowiedzi , grasz słodką idiotkę ( im dłużej tym lepiej ) . Macho jest coraz bardziej pewny siebie i traci czujność ...
Postawa to luzik i spokój .
Ja przeciwnie...reaguje od razu, i czesto musze walczyc sama z soba, zeby jakiemus nie dac w zeby...ostatnio mi taki wlasnie macho zajechal droge na rondzie gdzie nie mial pierszenstwa, trabnelam, zeby chociaz cwaniak wiedzial, ze nie mial racji....stanal jak wryty, wyskoczyl z auta i pedzi do mnie wsciekly...wiec ja tez wysiadam z mojego auta jeszcze pewniej niz on...i to go wlasnie powstrzymalo, bo pewnie myslal, ze sie wystrasze...kopnal tylko moje auto....a ja go spytalam na jakim targu kupil prawojazdy...
mam nadzieje ze nie jestes hydraulikiem czy mechanikiem samochodowym...
Ino sekretarka prawną :). To takie proste skojarzenie - sekretarka =kawa = inteligencja na poziomie kalafiora. A czy wy wiecie jakie te ekspresy do kawy są skomplikowane! Nikt w biurze tego poza mną obsłużyć nie umie.;) hi hi...;)
Co za bzdura!!! Sekretarka jest pempkiem calego biura, bez niej nie ruszy nic, przynajmniej w kraju wikingow tak jest, moja corka jest prokuratorem i bez swojej sekretarki nie wyrobila by sie w pracy. Nie wiem , jak jest w Polsce, ale jak sekretarki=kawa=kalafior, to naprawde Ci nie zazdroszcze:((((
Powiem jeszcze jedno, ze tutaj kazdy jest wazny w miejscu pracy, od tych sprzatajacych (bez nich chaos), do dyrektorow i nikt nie mowi do nikogo "pan, pani", mowi sie "ty". Tutaj nie ma "panow doktorow", kazdy zasluguje na szacunek, a najwiecej ci, ktorzy nasze gowna wywaza, bo bez nich utopimy sie we wlasnych smieciach:)
Na szczęście u mnie w pracy nikt nigdy nie dał mi odczuć tego, ale inni prawnicy i klienci i owszem. Jestem tak samo jak oni wykształcona, obyta, często muszę być i jestem bardziej wszechstronna. Ale też wiem, że 3 zawody mają taką manię wyższości: lekarze, prawnicy i informatycy. Cóż specyfika wiedzy jaką posiadają. Jakiś czas temu rozbawił mnie informatyk, jak zapytałam go o jakąś funkcję w wordzie. Oburzył się, że on jest od programowania, a ja mu na to,że gada jakby znał się na komputerach w ogóle i w szczególe i takie prościzny to chyba powinien wiedzieć, bo tego teraz w podstawókach uczą. Skoro ja znam się lepiej od niego na office, a on na sieciach, to nie widzę powoodu dla którego miałby taktować mnie z wyższością. Niestety ta lekcja nie nauczyła go niczego. Dopiero kiedy przyszedł po prośbie, zeby mu coś tam pomóc w ustawieniach excela - powiedziałam, ze nie jestem informatykiem. Skoro jest taki mądry niech sobie radzi. Może nawet przegooglać internet. Wtedy zrozumiał, że opłaca mu sie współpraca, a nie wojna na kompetencje. :)
Tineczko , mylisz się złotko ! Sekretarka nie jest pempkiem biura.Sekretarka jest szyją biura a szyja ta kręci szefem i resztą personelu.Duniaszko, nie daj się , wrazie czego wzywaj nas - my brygada WŻ- towa szybko się rozprawimy z tymi informatykami
Ja tez jestem sekretarka wsrod lekarzy....ale nie odczuwam tego problemu...to kwestia charakteru, i mysle, ze to Twoje Duniaszo poczucie nizszosci tak kaze Ci myslec....musisz sie z tego wyzwolic bedzie Co duzo lzej...za kazdym razem jesli bedziesz miala do czynienia z osobnikiem "lepszym" od Ciebie pomysl sobie Ty niczym mu nie ujmujesz. Osoby, ktore probuja sie wywyzszyc z regoly maja problemy z wlasna wartoscia, a te na prawde wartosciowe nie wywyzszaja sie.
Zawsze pracowalam wsrod lekarzy, wielu z nich przychodzilo do mnie do laboratorium na nauke przy mikroskopie.
Moj szef stopien naukowy profesor kardiolog, beze mnie nie znalazlby nic w komputerze....nie ubralby sie do pracy, i nie odczytal wielu badan....
Glowa do gory!
Duniasza, to tak nie dziala:)
Przeczytalam o "facetach", to nie jest ich wina, to Ty nieswiadomie wysylasz sygnaly a oni je odbieraja. Jestes napewno lepsza pod kazdym wzgledem, nikomu nie musisz tego udowadniac, tylko sobie:)
Juz raz dalas sie molestowac psychicznie i moze fizycznie bylemu mezowi i nastepne "czworonogi" meskie czuja to z daleka.
Jak Siebie pokochasz bez granic, bez zadnych "ale", to bedziesz slala inne sygnaly: tu idzie kobieta pewna siebie i kochajaca siebie, zadowolona z zycia i zadajaca szacunku i milosci!
Ja wprawdzie bylam brunetka , atrakcyjna dziewczyna w kwiecie wieku (30 lat i rozwodka) i mialam inny problem, zaden "facet" mna sie nie interesowal na powaznie.. Chetnie zatanczyli ze mna, zaprosili na obiad a potem nic.Myslalam , ze cos jest we mnie co odpycha plec meska. I mialam racje! Moj najlepszy przyjaciel, pan w podeszlym wieku rozjasnil mi mozg. Powiedzial: dziecko kochane: jaki mezczyzna ma ochote na zwiazek z kobieta wszystko umiejaca, samodzielna ekonomicznie i z zadartym nosem??? Oni szukaja cicha kobietke, zgadzajaca sie na wszystko, co panu sie spodoba i mial racje:) Moj przyjaciel juz nie zyje, ale ciagle pamietam jego slowa. Niestety nie umialam sie zmienic na ta cicha kobietke i zyje sobie ze soba od lat i jest mi wcale niezle ze soba:)))
Nie namawiam Ciebie na samotne zycie, absolutnie nie, tylko na zmiane sygnalow i pokochanie siebie samej a potem przyjdzie ktos , kto zasluzy na Twoja milosc i kompletne zaufanie!!!
Traktuj Siebie powaznie i tak samo potraktuja Ciebie inni!
Sle cieple usciski:)
Tineczko w ciągu życia dostawałam sprzeczne sygnał: raz zarzuty, że jestem zimną blond s..ą, raz że "kobieciątkiem" - bluszczem. A ja ciągle taka sama. Człowiek czasami może się pogubić.:) Ale są pewne rzeczy, które z wiekiem odkryłam. Np. że coraz mniej mi zalezy co ktoś o mnie powie i pomyśli. Bo ja zostałam wychowana na "grzeczną" dziewczynkę. Wszyscy mają cię lubić, masz być grzeczna, a co o Tobie sobie pomyślą i inne... I dopiero teraz uczę się, że nie wszyscy muszą mnie lubić. Tak jak ja nie wszystkich lubię. I uczę tego mojego Syna: że nie wszyscy w klasie muszą być jego kolegami.
Co zaś do samotności to wiem,że można być samotnym w tłumie i nie być samotnym, choć jest się samemu.
Kochanie, wlasnie z domu wynioslas te bzdurne wartosci "grzecznej dziewczynki" i "co inni o Tobie pomysla"
Ucz sie , ze zawsze znajdzie sie ktos, nie lubiacy Ciebie, no i co???- jego strata!!!
Ty masz siebie kochac i swoje dziecko, a reszta niech sie dostosuje, albo nie, to nie Twoj bol glowy:)
Ale mam zaleglosci Duniaszko! Trzymam jednak kciuki dla Ciebie. A o takich facetach to szkoda slow i nie TY powinnas sie wstydzic. Wstydzic powinien sie taki tokujacy kogut. Wiesz ktos mi powiedzial: jak jakas osoba cie oniesmiela to wyobraz ja sobie nago albo w jakims zupelnie nie pasujacym przebraniu. Pomaga odblokowuje i czlek odzyskuje mowe,,, Sciskam serdecznie!
Ja polecam Ci moje ogórki http://wielkiezarcie.com/przepis33546.html, soli daje się tam więcej niż dziewczyny pisały bo aż 3 łyżki na litr wody ale też 1 łyżkę cukru. Zalewam zawsze wrzątkiem i są pyszne i chrupiące.
A wogóle to 15 czerwca minęło moich 5 lat na WŻ.
Tęsknię do Synka. W przyszły weekend jedę do Niego. Nie wytrzymam. Nie mam jeszcze załatwionego noclegu, ale tam została przyjaciółka, może mnie przygarnie.
Ladne to zdjecie...i tacy szczesliwi jestescie...
Ale z Ciebie laska..., a Synuś ma takie figlarne iskierki w oczkach :)
Duniaszka Kochana
Pomyslałam sobie tak- poprosiłaś o "kopniaka". bo żle się czułaś i tak trochę wydawałaś się na być kolanach.
Teraz się podniosłaś i tak sobie myślę, ze moze pora na nowy temat? Np " podnoszę sie", "wstaje", albo coś w tym stylu?
Broń boże nie chce Cię namówić do tego, żebyś przestała pisać, tylko chodzi mi o to, ze jak szukasz, czy dostałaś nowe odpowiedzi, to widzisz swój temat, w którym prosisz o pozbieranie się.
A przeciez juz jesteś pozbierana, tylko wiary Ci trzeba, nadziei, punktu, który wyznacza na jakejś mentalnej linii droge, którą już przeszłaś...
Mnie takie różne wizualizacje pomagają...
Co o tym myślisz?
P.S jeszcze chciałam zapytać, co z ogórkami? ;)
O kurcze! Faktycznie fajna z Ciebie dziewczyna. Wcale Ci sie nie dziwie, że tesknisz za synem, ale już niedługo będziesz go miała koło siebie każdego dnia :-) On też pewnie się za Tobą stęsknił...nawet jeśli o tym nie wspomina.
Wcale się nie pozbierałam do końca, Kochani, jeszcze jestem w rozsypce i nie mówię tego przez kokieterię,by oczekiwać głasków. Tyle od Was dobrego dostałam, że powinnam być chodzącą pogodą ducha. Ale nie jestem. I trochę się wstydzę, więc nie przynaję się zbytnio do tego.
Ogórki niestety jeszcze nie zrobione, bo...bo..ech...bo nie byłam w stanie w sobotę wyjść z domu. Czytałam wszystko co napisaliście, ponownie, usiadłam do magisterki, nawet znalazłam w sobie siły by wytrwać, ale już wieczór i noc ciężkie bardzo. W zasadzie nic nie jadłam do niedzielnego popołudnia, ale za to zmobilizowałam się i ugotowałam norweską zupę z łososiem. Bo prosta i akurat miałam składniki. Tylko, ze zjadłam jedną miseczkę, zapiłam kawą i to całe dzisiejsze moje jedzenie. :( Zgodnie z tym co pisałyście zmuszam się do robienia czegokolwiek. Do pisania na forum. Do gotowania j.w., nawet poszłam na koncert muzyki barokowej, by robić coś, zająć mysli, znieczulić.
Poza tym mam kłopoty z exem. Dla odmiany teraz z pełną premedytacją utrudnia mi przyjazd do syna, mimo iż ja wobec niego tego nie robiałm, ale on czuje się panem sytuacji (ma zasądzony miesiąc wakacji), a ja poprostu chcę się zobaczyć z dzieckiem. Nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji, by jak najmniej znowu rozorać sobie duszę. Cholera, ja sie go zwyczajnie boję. Ten wdrukowany strach, wyuczone kulenie uszu by nie eskalować jego złośliwości. Do Małego pojadę, tak czy siak, ale chciałam zabrać Młodego do Koleżanki na noc (jadę 300 km w jedną stronę pociągiem), bo już się nastawił, że się wyprzytula kiedy będziemy spać razem, a ex ani nie pozwolił spać u nich - podobno ma być tam jakaś "kuleżanka" (zresztą sama nie miałam ochoty na nocleg w jaksini lwa), ani zabrać Małego do przyjaciółki. Oczywiście mogę się stanowczo postawić i pewnie to zrobię, ale wywoła to eskalację, bo jeśli mam mu czymś zagrozić muszę wystawić ciężkie działa, a taka wojna odbije się na dziecku, bo ex nie umie odzielić rodzicielstwa od "ex-małżeństwa". Dotąd udawało mi się jej uniknąć, zyskiwałam co chciałam spokojnie, ale teraz coś w exa wskoczyło i jest złośliwy czystą trollową złośliwością. A to już niestety nie moja kategoria wagowa.
Przepraszam Was wszystkich jeśli Was zawodzę, ale naprawdę staram się normalnie żyć i ocalić swoja duszę. I jestem Wam wdzięczna, bo dzięki Wam każdy dzień zaliczam na stronę +.
Ojku
Kochanie
To ja przepraszam.
Widocznie już nie umiem czytać, ze zrozumieniem...
Wydawało mi się, zę już jesteś mocniejsza ( ze jeszcze nie całkiem pewna, ale już mocna) i stąd to...
Bardzo Cię przepraszam.
I przytulam.
Maim zdaniem- super Ci idzie. Tylko jeszcze troszkę.
Agiczku nie przepraszaj. Potrzebuje Twojej girl power, troche przypominasz mi w tym moją Siostrę. :)
Przypomnij sobie jeszcze jedno. W robieniu maski jestem bardzo dobra prawda? :) Lata wprawy.
Ale staje się mocniejsza. Powoli, z Waszym wsparciem, mozolnie. Ale do przodu. :)
A co to jest "girl power" ?
http://en.wikipedia.org/wiki/Girl_Power
Z Siostrą tłumaczyłyśmy to jako "W dziewczynach siła". I to nie na fali feminizmu, ale w życiu codziennym.
Oj Duniaszko nie przepraszaj. Ty nas nie zawodzisz. Nawet tak nie myśl. My wiemy, że nic nie przychodzi lekko, kiedy wszystko w środku boli. Sama nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu żeby uniknąć tych nerwów z ex. Tak sobie myślę, że może skoro on się upiera i nie chce by syn poszedł do Ciebie na noc, to nie warto juz z nim na ten temat rozmawiać...? Może zwyczajnie jak juz tam będziesz, to syn poprosi tatę żeby mu pozwolił zostać z Tobą. Może jemu nie odmówi...?
Co do jedzenia - no niestety w tym temacie to musisz się mobilizować, bo jak "spadnie" Ci morfologia, to zaczą się problemy zdrowotne a przecież nie chcesz tego. Trudno, trzeba wciskać w siebie nawet jeśli nie masz na to ochoty.
Cieszę się, że napisałaś tak szczerze jak się w tej chwili czujesz, jaki masz nastrój. Nie musisz grać silnej. Ty nią jesteś tylko dziś chcesz być "małą dziewczynką" i masz do tego prawo a my jesteśmy z Tobą i będziemy tak długo jak trzeba. Przytulam.
Wcale nie musisz dla nas czuc sie lepiej...bedziemy cieszyc sie z kazdego Twojego malego sukcesu, ale nie boj sie jesli ponieszesz porazke...tu nikt nie bedzie krzyczal
to o co najbedziej teraz musisz walczyc i zabiegac to wiara w sama siebie.
wcale nie jest tak jak to Ci zawsze wmawiano, ze do niczego sie nie nadajesz i nic nie potrafisz, uwierz w siebie, jesli czegos bardzo bedziesz chciala to osiagniesz to
nie daj sie zakrzyczec i ponizyc, ani w pracy ani w rodzinie i pamietaj, ze nie ma idealow
Tobie sie tak trafilo, ze otoczylas sie nieodpowiednimi ludzmi, teraz musisz sie z nich otrzasnac, ale pierwszy najwazniejszy krok juz zrobilas...musisz tylko isc do przodu
Duniasza
Co tam dobrego?
Jakoś cichutka jesteś...
Nieodmiennie sciskam
Ja też! Ja też!
Ja też czekam na jakieś wieści. Najlepiej same dobre:)
Jestem. Zaglądam na forum, ale miałam siły by tylko pogratulować Bahusowi. I kibicować Alvinkowi i Tineczce. Nie najlepiej się czuję, ale wiem, że to minie. Weszłam w fazę ostrej diety, bo sama już nie wiem co mi szkodzi. A brzuch nadal boli. Mam tylko małe pytanko: w szpitalu dostawałam taką pastę z piersi kurczaka i pietruszki, ale zastanawia mnie czym ona była "związana" bo ta którą zrobiłam sobie jest strasznie sucha, a szpitalną dało się rozsmarować.
Jak dojdę do siebie odezwę się obszerniej. Dziękuję, że o mnie pamiętacie.
Nie robiłam nigdy takiej pasty,ale znalazlam taki przepis: http://www.edziecko.pl/jedzenie/2,79376,,,,92928569,P_KOBIETA_PRZEPISY.html
Może ja też zrobię coś takiego...? Mam dużo koperku (zastapi pietruszkę), to bym go wreszcie wykorzystała. Trzymaj się Duniaszko. Pisz do nas nawet jeśli by to miało być tylko krótkie pozdrowienie. Uściski.
Duniasza
Dobrze, ze sie odezwałaś, bo się martwiłam.
Zawsze czekam na jakies wieści od Ciebie, teraz widze jakies załamanie nastroju :(
Trzymaj się Kochana- to minie, trzeba zacisnąc zęby - i przetrzymać.
Jeszcze troszke.
Ściskam
Duniaszko..pewnie,że pamiętamy i nie ma za co dziękować!
Trzymaj się ciepło! i pisz choć po troszku co u Ciebie..:)
Duniaszko jak się dzisiaj czujesz? jak Twój brzuch..?
Kochana Moja, ja tez nie mam sily na sledzenie forum.
Cierpie razem z Toba i dziekuje Ci za troske o Alvinka, mimo wlasnych problemow.
Zycze Ci wspanialych chwil z synkiem i wszystkiego naj...!!!
Sciskam cieplo!
Zapraszam Cię do siebie. Góry mają swój urok i spokój...
Duniaszka zrobiłam tę pastę. Jest super! Cytrynę zastąpiłam octem balsamicznym (bo coś mnie podkusiło). Dzięki Tobie mam coś nowego do pieczywa :-). Proponuję skusić się na ten przepis. Lepszego dzionka od wczorajszego
Ech...
ppierwszy dzień urlopu i o 8 zadzwoniła moja mama jak się czuję i czemu jestem jeszcze w łóżku. Czas wstawać i do roboty, tyle rzeczy do zrobienia. Ale na szczęście Mama daleko ;) i nie widziała co robię po stwierdzeniu: tak, mamo, zaraz wstaję. A ja sobie smacznie zasnęłam, jako że wieczorami zasypiam bardzo późno mimo najlepszych chęci. Później żeby dobić mnie zupełnie i zepsuć humor zadzwonił mój szef, że coś mu nie pasuje w rachunkach, wyjaśniłam jego wątpliwosci a i tak usłyszałam, że tą sprawą będziemy się musieli zająć po moim urlopie. To mój pierwszy urlop w tej pracy i tak mam poczucie, że o czymś zapomniałam. Najfajniej jest pójść na urlop w stresie, przejść go w stresie co mnie czeka po urlopie i zacząć pracę w stresie co nawywijałam. A ja tak boję się stracić pracę. Po tym ciężkim roku potrzebuję stabilizacji i bezpieczeństwa. Nie mam sił znowu szukać pracy, nie będzie mnie stać na opłacenie wynajmowanego mieszkania itd....wiem, ze nie powinnam się teraz tym stresować, ale takie sytuacje tylko przypominają mi po jak cienkiej linie stąpam.
No i jeszcze męczę się z moim bólem brzucha, taki mały, upierdliwy i męczący potrafi zmarnować każdą radość życia. Dziś zjadłam jogurt (1 sztuka) wypiłam kawę (z tego nie zrezygnuję) i podskubneklam kilka paluszków z paczki mojego syna. Nie mam pomysłu na obiad. Naleśniki chodzą za mna już długo, ale są smażone :( . Sama nie wiem...Zamarzyło mi się ciasto drożdżowe z porzeczkami czerwonymi. Bo mogę jeść tylko drożdżowe słodkości. Macie może jakieś pomysły na proste ciasto, (nigdy nie piekłam drożdżowego) najlepiej na suchych drożdżach i z prodiża?
Jutro o świcie jadę do Synka. Już się cieszę na wyprzytulanie go. :)
No właśnie miałam pytać :), ale nie z neta wywaliło...
Jeszcze sobie pomyślałam, ze może mogłabys zjeść ze dwa nalesniki- jak Ci się tak bardzo chce- to raczej nie zaszkodzą...
Resztę możesz zamrozić- i sobie po dwa wybierać?
No i chciałam się spytać, co z ogórami?
I czy kupiłaś w końcu tę wkąłdkę do gotowania na parze?
sciskam
A ja się chciałam spytać czy zrobiłaś tę pastę z kurczaka wg znalezionego przepisu (wkleiłam link) :-) Mi bardzo posmakowała.
Życzę Ci wspaniałego spotkania, takiego o jakim marzysz...
życzę radosnych chwil!
Ogórki zaprawiłam - jeden słoik na próbę. :) Od byłych teściów dostałam pozwolenie by oskubać ich winorośl z liści i dostałam chrzan i koper. :) Zobaczymy jak mi pójdzie. Zalałam ogórki jak mówiłyście aby nic nie wystawało poza powierzchnie wody.
Z Synkiem widziałam się, wyjazd jakoś przeżyłam, ale ex już zapowiedział, że cokolwiek będe chciała załatwić i tak bedzie robił mi na złość. Z czystej satysfakcji by mi dokopać. I po raz kolejny przekonałam się, że dobrze zrobiłam odchodząc.
Pastę z piersi kurczaka zrobię. Nie pomyślałm, że w tej szpitalnej paście na pewno były warzywa z rosołu. :)I to one dawały efekt pasty a nie suchych wiórków. :)
Pogoda robi się fajniejsza. I to mnie cieszy, bo jadąc do syna przemokłam, wracając też, a ilekroś osuszyłam się w pociągu, po wyjściu byłma znów mokra, tak lało. Czyli w sumie zmokłam 4 razy. :) Obym duża urosła.
Duniaszko, jakiś taki fajny ten Twój komentarz. Jest w nim coś optymistycznego. Wiesz co...Ty chyba już jesteś silniejsza i nawet nie zdajesz sobie z Tego sprawy (?) Synuś wyściskał i wycałował mamę az do "uduszenia"? :-) Napisz potem jak się udały ogórki. Coś czuję, że będą pyszne. A! Ty chyba robisz w słoiku na zimę, tak? Takich małosolnych nie robiłaś?
A co masz dzisiaj na obiad? Ja zaraz idę do mojego "zaprzyjażnionego" sklepu po pierogi z jagodami. Mają takie pyszniaste! Ja bym nie umiała takich zrobić.
Pozdrawiam serdecznie
Nie, nie robię na zimę, spróbuję jak wyjdą. Zimy nie doczekają.
A humor mam ciut lepszy,bo Synek zawsze mi go poprawia.
Dostałam też od Teściów liście świeżej mięty i melisy. Czy można je zamrozić? Czy musze ususzyć? Jeszcze nie wiem co na obiad. Nawet nie jestem głodna.
Tylko mam ochotę straszną na dobrą kawę.
Mozesz ususzyc na zime miete i melise, ale rowniez dobrze mozesz zaparzyc taka swieza melise, dobrze robi na zoladek. Miety ja np. pic nie za bardzo moge, gdyz pobudza mi zbytnio kwasy.
Zauwazylam, ze utrzymalas kontakty z rodzina exa, to bardzo pozytywne..podoba mi sie...
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
> Dostałam też od Teściów liście świeżej mięty i melisy. Czy można je
> zamrozić? Czy musze ususzyć?
Znalazłam taką informację: ..."Zioła możesz też zamrozić. Dzięki temu lepiej zachowasz aromat pietruszki czy bazylii. Do mrożenia zioła popakuj w foliowe torebki (opisane, jakie zioło jest w środku!) i włóż do zamrażarki. Jeżeli zioła mają być w stanie zamrożenia przechowywane długo, warto je przed mrożeniem blanszować. Polega to na zanurzeniu ziół we wrzątku, a następnie schłodzeniu w lodowatej wodzie. Po tym zabiegu trzeba je osuszyć i już można mrozić.
A jeżeli chcesz uzyskać coś niezwykłego, zioła możesz też mrozić w kostkach lodu. Jest to dobry sposób przechowywania kwiatów ogórecznika i liści mięty, używanych jako dekoracyjny dodatek do napojów. Przed użyciem, kostki lodu z zamrożonymi ziołami umieść na sitku aby odsączyć wodę po rozmrożeniu. No i... smacznego!"
Źródło: http://poradnikogrodniczy.pl/ziola_w_domu.php
No własnie ja tak zrobiłam na te upały- listki miety zwinęłam w rulonik i zamroziłam, a potem używałam do lemoniady- fajny efekt i dobrze chłodzi.
Wiekszość rzeczy można mrozić :)
Ciesze sie, ze juz masz za soba ten wyjazd...spotkanie ze "smokiem" przezylas, i teraz bedziesz juz tylko silniejsza! Staraj sie wypoczac i dbac o siebie, zdrowo sie odzywiaj...pozdrawiam
http://www.youtube.com/watch?v=ZCSaR1nGYog
Link do muzy,może nieco smutnej,ale mnie mobilizuje psychicznie.Wokalistka jest urocza,gdy sie tak uśmiecha...
A tak poza tym naliczyłam 219 kopniaków od życzliwych,masz twarde siedzenie
Pozdrawiam!
Duniasza
Co tam dobrego?
Jak Ci urlop leci?
A co ogórów- jestem aktualnie na wyjeździe- zrobiłam sobie na próbę kiszone ogórki w małych plastikowych butelkach ( 0,5 litra). Ukisiły się świetnie- są bardzo jędrne i pyszne. Do jednej buteleczki dorzuciłam dwie papryczki chili- zdegustowałam i łoj, jakie ossssssssstre. Jak wrócę do domu to jeszcze takie zrobię, ale już na zimę, bo sa pyszniaste. Ciekawe jak by smakowały kiszone ogórki z imbirem?
Duniaszka, a co w ogóle wolno Ci jeść? Albo czego Ci absolutnie nie wolno raczej... bo może coś wymyslimy. Nie mozesz nie jeść, bo nie będziesz mieć siły.
Sciskam
No właśnie! Duniaszko, co tam u Ciebie? Przygotujesz sobie jakiś obiad na weekend? Masz piekarnik? Może jakaś prosta zapiekanka np. z brokułów?
Ech, bywam na forum rzadziej, bo i odpoczywam (mobilnie) i pracuję (ciężko nad mgr-em).
Niestety nie mam piekarnika :( Ale upiekłam ciasto w prodiżu. Moje pierwsze ciasto w nowym domu i pierwsze w życiu w prodiżu. Na obiad mam zupę norweską, makaron ze szpinakiem i serem Lazur. Pojechałam do rodzicow na chwile i dostałam całą rekalmówke jak mówią w Poznaniu - szabelku (fasolka szparagowa) i teraz będę ją chrupać jak chipsy (oczywiście po ugotowaniu).
Zasadniczo dieta moja polega na wyeliminowaniu tego co mi szkodzi. Niestety prawie wszystko powoduje mniejszy czy większy ból, albo mniejszy czy większy dyskomfort. Lawiruję więc wybierając to co mniejsze. ;) Na pewno nie służy mi czekolada, żółty ser, nawet o obniżonej zawartości tłuszczu oraz wszelkie potrawy długo zalegające w żołądku, ciężkostrawne. I ...mleko. Oraz surowe owoce.
Ale ciekawe... Mogę zjeść pajdę chleba, z cieniutko pokrojoną wędzoną słoninką i plasterkami cebuli (to było moje ukochane jedzonko w dzieciństwie na wsi i w ciężkich czasach) i nic mi nie jest. O ile oczywiście nie przesadzę z ilością. :) Ale np. zjedzenie suchej bułki kajzerki już daje o sobie znać? Hmmm, dziwne.
Błagam Was WŻ-etowicze o przepis na cisto drożdżowe dla ignoranata cukierniczego, najlepiej na suchych drożdżach i w proporcjach do prodiża. Prooooszęęęę....
Pamiętam, że mojej mamie, która miała i ma raczej dwie lewe ręce do gotowania i pieczenia, z prodiża wychodziło absolutnie wszystko!
Myślę, że powinnaś założyć nowy wątek, właśnie z tym pytaniem, o ciasto drożdżowe na suchych drożdżach z prodiża.
Co niniejszym uczynię. Dziękuję. :)
Od razu mówię, ze odnośnie pieczenia ciasta drozdżowego nie mam nic do powiedzenia. Poza tym jesli chodzi o prodiż, to chyba mam mgliste pojęcie, co to jest...
Natomiast dziwi mnie bardzo sprawa tych bóli, Od razu mówię, ze nie jestem lekarzem, więc nie traktuj tego jako... no nie wiem czego...
Ale dziwi zestaw tego po czym Cię boli i po czym Cię nie boli...
Nie jest to na tle nerwowym? ( mój luby tak miał, i jeszcze czasem ma- w silnym stresie zaczyna go bardzo bolec żoładek a czasem brzuch. A tam bolec- on po suficie łazi z bólu... :( ) Zrobił sobie ten test, o którym wspominałam, dostał antybiotyki i jakoś zdarzają się te wielkie bóle o wiele rzadziej. Czasem wspomaga się łagdnymi środkami uspokajającymi- i ból żołądka mija. No i jest o wiele mniej dotkliwy.
Nie mógł pić kawy- teraz jakoś się odzwyczaił, kawę pije sporadycznie.
Nie mógł jeść ogórków kiszonych... Nie powinien był jadać nic ostrego, ani nic smażonego.
Nie mógł pić mleka, ani nic mlecznego.
Zjedzenie słabo wypieczonego jakiegokolwiek produktu drożdżowego- powoduję zgagę -mordercę ( ale kruche ciasto może jeść, albo francuskie)
Jadał ryż np z sosem pieczarkowym
Duszone, albo pieczone w piekaniku mięsko.
Galaretki z kurczaka.
Jutro napiszę Ci więcej ...
Jak Ci idzie z magisterką?
Sciskam nieodmiennie :)
To o czym piszesz, Agik, to się nazywa nerwica wegetatywna. Paskudna rzecz - można skręcać się z bólu po zjedzeniu głupiej bułki z serem. Nie wspominając o zupach czy jogurtach. Na szczęście przynajmniej częściowo wyleczalne, trzeba tylko wyeliminować przyczynę stresu, co często bywa niemożliwe, hm... :/
Ja byłabym ostrożna w stawianiu diagnozy, a już szczególnie przez internet.
Tylko, ze dużo rzeczy pasuje- u mojego lubego to zaczeło się własnie podczas rozwodu, na kazde świństwo, jakie mu tamta zrobiła ( a było tego niemało- starała się, jak mogła i to kilka lat) reagował bardzo silnymi bólami żoładka.
Duniasza, a co mówi lekarz?
Szkoda, ze nie chcesz spróbować psychoterapii. Czasem powiedzenie głośno bardzo pomaga.
Ściskam.
Tak, lekarz kazał wyeliminować stres. haha, a bo się tak da? Same wiecie. Mam m.in. refluks, poczytałam trochę, i o tym, że jedną z opcji leczenia, jest podawanie środków uspokajających. Ale jak poczytałam jakich, to mnie chęć odeszła na próbowanie. Pójdę chyba jednak do jakiegoś lekarza od duszy.
Ja sobie poza oczywiście niską samooceną, nieźle radzę, ze zrywaniem z exem, (również dzięki Wam). Bo nie pokładam już uszu po sobie i nie kulę się. Ale jemu się ciągle wydaje, że się zejdziemy, a utwierdza go w tym otoczenie. Jak pojechałam tam, to pół wsi huczało, że się zeszliśmy. Oj, durni, oni durni. :( Mój Syn nie musi cierpieć z powodu rodziców, a ja dla niego zniosę nawet nalaną gębę eksa raz na jakiś czas. Przykro, że nawet lekarka z tamtejszego ośrodka, wydawało mi się mądra kobita, sporo wiedząca o moich przejściach, jak nas zobaczyła razem (pojechałam z Synkiem, życzył sobie mojej obecności, i nim do ośrodka po zastrzyk dla małego), przy dziecku z uśmiechem zaczęła gadki typu: jak ładnie wyglądacie razem, może się zejdziecie, może się da naprawić. Tylko dla tego, że Mały tulił się do nas obojga. I to takie teksty przy dziecku, któremu starałam się wytłumaczyć, że nie zejdziemy się i tak jak jest też może być dobrze. Głupia baba. Miałam ochotę być bardzo niemiła, ale ograniczyłam się do krótkiego: to raczej niemożliwe. I wyniosłam się z Młodym z gabinetu. Ex, pewnie chciałby mojego powrotu, ale nie dlatego, że bardzo mnie kocha (bo kto tak niszczy kogoś kogo kocha), ale dlatego ,że boi się być sam, że brakuje mu baby w łóżku, kuchni i salonie. (Problemem jest, że pcha isę z łapami, kiedy jesteśmy obok siebie, ale tu raz użyłam nawet łokcia, jak słowa ostre nie pomogły ;)) A z drugiej strony, rozwód nie nauczył go nic. Wiedzie sobie kawalerskie życie, bawi się i pije, nikt mu nie marudzi i nadal uważa, że jestem pip, pip, pip, bo go zostawiłam. Ot, życie.
Co do jedzenia...Mam wrażenie, że muszę tylko trafić na swoją dietę, zmienić nawyki, a jak będę odbierać wyniki, zapytam się lekarza, czy da się coś z tym zrobić.
Dziś kolejna porcja ogórków do zaprawienia. Magisterka strasznie pod górę. Boję się bardzo, że nie zdążę. :( Nie mam pomysłu na obiad. Może dziś naleśniki?
No jestem dumna z Ciebie :)
To, co żuczek sobie mysli, to jest jego prywatna sprawa. Masz naprawdę wiele mozliwości ( łącznie z wezwaniem policji) i super, ze nie boisz się z nich korzystać.
Na szczęście to już nie jest Twoja sprawa, jakie życie on wiedzie.
Duniaszko, a lekarz nie dał zadnych wskazówek, co do odżywiania się?
Czy nie umiesz się w tych wskazówkach odnaleźć?
Przewijam sobie w głowie jakieś potrawy, które jadł luby, jak go bardzo bolało- nie jadł nic kwaśnego, ani mlecznego, jakoś smażone mniej mu szkodziło- to moze nalesniki, ale nie z twarogiem, tylko z warzywkami? albo z dżemem?
Albo ryż z prazonym jabłkiem ( surowe powodowało zgagę)- można kupić taką gotową "prażuchę" jabłkową do szarlotki
Albo ryż z warzywkami na patelnię
Albo "najdelikatniejszy schab Aleex" ( linki mi nie wchodzą, ale jak wpiszesz w wyszukiwarkę- to na pewno znajdziesz)- robi się go w garnku- więc nie masz wymówki, ze nie dasz rady zrobić ;). Z komentarzy wynika, ze ludziska z powodzeniem robią tak inne rodzaje mięska. A potem takie mięsko możesz kroić w paseczki i dodawac np do warzyw, do makaronu, albo ryżu.
Albo rosól na skrzydełkach- a potem z tego galaretkę
Nie napisałaś, czy kupiłaś sobie tę wkłądkę do gotowania na parze. Ale mnie się spomniało, ze ja czasem ustawiam sitko na garnku z gotującą się, przyprawiona wodą i wrzucam coś na to sitko i mi się robi jedzonko na parze...
Albo makaron z warzywkami i z sosem beszamelowym
Albo pierogi z mięsem.
Albo roladki z piersi kurczaka, duszone w garnku, nadziewane warzywkami z mrożonki...
Moze z tego cos wybierzesz?
A może jeszcze ktoś coś mądrego napisze? No ludziska- zmobilizować sie!
Ściskam
Sęk w tym, ze lekarz nic a nic nie powiedział na temat diety. Poza słowani, jeść co Pani nie szkodzi. U mnie jest dziwnie, bo ja jako takiej nie mam zgagi, tylko za dużo żółci. Żołądek pracuje w ten sposób - jest żółć w żołądku, to neutralizujemy kwasem.
Wiem, już jedno, muszę jeść mniejsze porcje a częściej. I to się sprawdza. A co do reszty. Będę próbować. :)
Fakt - to się może nazywać nerwica wegetatywna. W każdym razie objawy są brrrr.
Jednym z nieprzyjemnych efektów zmagania się z czymś takim może być po jakimś czasie np. deformacja jelit, jelita wybrzuszają się w niektórych miejscach, czasem bardzo mocno i przy pewnych rodzajach wykonywanych ruchów boli brzuch, zwykle w miejscach zdeformowanego.
Ale to, tak jak piszesz jedna z wielu hipotez. Częstp specjaliści nie postawią od razu odpowiedniej diagnozy, niestety :/
Umówiłam się dziś do specjalisty od psychiki, ale na kase chorych, to dopiero na wrzesień. Cóż przyjdzie poczekać.
No zuch jesteś!
Mam nadzieję, ze trafisz na dobrego psychologa. No i , ze nie speniasz...
Często pomaga sama świadomość, że podjęło się działania, że wizyta umówiona, czyli się odbędzie. A do września wcale nie tek daleko.
Napisz, czy jest poprawa odnośnie diety.
Moja Ukochana Siostra próbowała popełnić samobójstwo. Przepraszam, ale nie jestem w stanie pisać o sobie. Muszę sobie z tym poradzić. Zrobiłam na tą chwilę już chyba wszystko co mogłam dla Niej zrobić. Proszę mnie nie pocieszać i nie pytać o szczegóły.
W poniedziałek koniec urlopu i dobrze, praca pozwoli nie sfiksować.
Dziękuję, że jesteście przy mnie i z szacunku dla wszystkich osób, które wspierają mnie napisałam co sie dzieje. Będę zaglądać na forum, bo inaczej zwariuję. Ale proszę nie wymagać ode mnie zbyt wiele. Jeszcze nie teraz. Do lekarza pójdę. Mam syna muszę jakoś funkcjonować. Siostra też potrzebuje mnie w formie.
Boże daj mi siły. Błagam.
:(
Przytulam całymi ramionami.
Dziękuję Agik, czasami tyle wystarczy.
Jak ja Ci moge pomoc, dziecko Kochane??? Moglabys byc moim dzieckiem:) Cos na gorze jest dla nas pisane, ale Tobie juz wystaczy, niech ktos z tej gory zejdzie na ziemie i pomorze!!!!!
Zdmuchuje troski z Twojego czola Duniaszka i kolysze Cie cieplo, az do spokojnego, beztroskiego snu , chociaz tej jednej nocy!
Tule cieplo, tineczka
Matko kochana, my tu będziemy wszyscy rwać włosy z głowy z niepokoju. W takich chwilach zapominam o pojawiających się co jakiś czas na forum żalach, że nie można podyskutować, bo zaraz inni zakrzyczą, że uczestnictwo w tym forum polega tylko i wyłącznie na przeforsowywaniu własnego zdania. Nieprawda, po stokroć nieprawda!
O szczegółach powiesz nabliższym Tobie. Nie będziemy o nic pytać, ale będziemy wypatrywać Twojej obecności i czekać na dobre wieści.
Tylko się nie zdziw, że co jakiś niezbyt długi czas będą pojawiać się wołania i pytania "Duniaszko, gdzie jesteś?!".
Nawet, jeśli masz pisać bzdety wyliczające, ile herbat wypiłaś i ile stron pracy piszesz na tydzień, rób to! Pisz, czy kupiłaś synowi do szkoły zeszyt w kropki czy w kółka. My to wszystko przeczytamy. I będzie nas obchodzić.
Trzymajcie się z siostrą!
Aha, nie zapomnij podlewać kwiatków na balkonie :)
Staram się w wątkach takich wspierających nie komentować wpisów innych "pomagaczy", bo dobrze wiem, ze kazdy głos, który świadczy o tym, ze ktoś przeczytał, starał się zrozumiec jest cenny, jak nie wiem, co...
tym razem się wyłamię... Wkn - Twój głos to mistrzostwo świata- ciary mi latają po plecach, jak stado mrówek...
Tak mam jak doświadczam PRAWDY.
Tak własnie jest, Duniasza.
Będę wypatrywać. I nieodmiennie trzymać kciuki.
Na DOBRE się obróci, zobaczysz. Tą wiarą się chciałam z Tobą podzielić.
Ściskam
Noc jakoś mineła. Jakoś to dobre słowo. Rano poszłam do kościoła. Łzy już chyba wszystkie wypłakane. Siostra ma gorączkę. Robią przyjaciele wszystko co mogą, pilnują jej na zmiany. Teraz totalnie zamknęła się w sobie. Ostatnio nie mówiła nic, ale reagowała chociaż. Teraz...moja Maleńka.
Zajmuję się czym się da: ugotowałam zupę jarzynową, taką najzwyklejszą. Kiedy przyjdzie załamanie, będzie jak znalazł, poczeka w zamrażarce. Niedługo jadę do znajomej. Wyjeżdza na dłużej i mam się zaopiekować jej domem i zwierzakami. To też odciągnie mnie od głupich myśli, szwendania się bez celu po mieście, a że to wieś, to i cisza i spokój. Logistycznie trudno, bo pod miastem kawał, ale długi wdzięcznosci się spłaca. W autobusie 30 min. na czytanie. W końcu znajdę czas.
Mam nadzieję, że znajoma ma Internet. Mimo wszystko troszeczkę zazdroszczę Ci tej wsi. Będę trzymała kciuki, żeby pogoda była sprzyjająca. Dobrze, że jedziesz.
Duniaszko...
trzymasz się jakoś?
jak w pracy po urlopie?
Załóż prosze nowy wątek np z cyfrą "jeden" ten już się trudno czyta....
Dobrze Bahusie. Zamknij ten wątek. A ja założę wkrótce nowy pod innym tytułem. Dziękuję i pozdrawiam.
Duniaszko, czekamy!
Narazie zycze spokojnej nocy, rozowych snow i wszystkiego naj....!!!!
Sciskam cieplutko!