Znudziły mi się odwieczne kanapki szykowwane przez rodziców na wyjady na wczasy czy kolonie. Zastanawiam sie co zabrać do jedzenia w drodze,. Co wy bierzecie dla siebie i rodziny? Myślałam o kruchych ciasteczkach własnej roboty i kawałku babki to ze słodkich a z konkretów chodzi mi po głowie jakiś element kurczaka. Hmm...
To zalezy jak dluga ma byc ta podroz. Jesli to wypad za miasto na caly dzien (np. piknik) to na sama droge biore owoce, jakies ciastka (cos do przegryzienia). Wiecej nie ma sensu bo w koncu jedzenie piknikowe jedzie z nami. Jednak jesli to wyjazd daleki to co innego. W zeszlym roku jechalam na wakacje samochodem niemal 700 km w jedna strone. Kanapek nie robilam bo by uparowaly. Nie bralam tez ze soba zadnych salatek, surowek, pieczonego kurczaka itp. bo albo nikomu sie nie chcialo tego jesc, albo po kilku godzinach w samochodzie po prostu to jedzienie nie smakowalo. Mialam za to zawsze troche slodyczy, jakies chrupki dla synka. Wiecej nie bralam bo co jakis czas robilismy postoje, na ktorych latwo bylo przygotowac bulke czy chleb (w bagazniku byla mini lodowka turystyczna z zapasem 'obkladu') ; a poza tym robilismy postoj na obiad.
Ja jak jechałam 600km to brałam ze sobą tylko picie. Po drodze zatrzymaliśmy się kilka razy bo jechaliśmy z małym dzieckiem. Obiad zjedliśmy w restauracji. Dla dzieck miałam wodę i mleko. Dla 10 miesięcznego dziecka kupilismy frytki. Wiem, że nie zdrowo ale jej smakowało i poradziła sobie i nie miała żadnych problemów z brzuszkiem
Znudziły mi się odwieczne kanapki szykowwane przez rodziców na wyjady na wczasy czy kolonie. Zastanawiam sie co zabrać do jedzenia w drodze,. Co wy bierzecie dla siebie i rodziny? Myślałam o kruchych ciasteczkach własnej roboty i kawałku babki to ze słodkich a z konkretów chodzi mi po głowie jakiś element kurczaka. Hmm...
Ja przeważnie robie parówki w cieście drożdżwym dobre nawet na zimno :)
To zalezy jak dluga ma byc ta podroz. Jesli to wypad za miasto na caly dzien (np. piknik) to na sama droge biore owoce, jakies ciastka (cos do przegryzienia). Wiecej nie ma sensu bo w koncu jedzenie piknikowe jedzie z nami.
Jednak jesli to wyjazd daleki to co innego. W zeszlym roku jechalam na wakacje samochodem niemal 700 km w jedna strone. Kanapek nie robilam bo by uparowaly. Nie bralam tez ze soba zadnych salatek, surowek, pieczonego kurczaka itp. bo albo nikomu sie nie chcialo tego jesc, albo po kilku godzinach w samochodzie po prostu to jedzienie nie smakowalo.
Mialam za to zawsze troche slodyczy, jakies chrupki dla synka. Wiecej nie bralam bo co jakis czas robilismy postoje, na ktorych latwo bylo przygotowac bulke czy chleb (w bagazniku byla mini lodowka turystyczna z zapasem 'obkladu') ; a poza tym robilismy postoj na obiad.
Ja jak jechałam 600km to brałam ze sobą tylko picie. Po drodze zatrzymaliśmy się kilka razy bo jechaliśmy z małym dzieckiem. Obiad zjedliśmy w restauracji. Dla dzieck miałam wodę i mleko. Dla 10 miesięcznego dziecka kupilismy frytki. Wiem, że nie zdrowo ale jej smakowało i poradziła sobie i nie miała żadnych problemów z brzuszkiem