Forum

Rozmowy wolne i frywolne

Listy ze wsi do miasta. 003

  • Autor: lubczyk69 Data: 2009-06-25 18:11:56

    Listy ze wsi do miasta 003 25.06.2009

    Ten trzeci.

    Pewnie się domyślacie dokąd prowadziły moje pierwsze kroki w Lubczykowie Dolnym. Oczywiście do sąsiadki, która wykonała do mnie telefon z tą cenną informacją. Długo, bardzo długo zastanawiałem się nad tym co mam ze sobą przytaszczyć jako symbol dziękczynny, no bo dziękować było za co.

    Ponieważ obejście, w którym zamieszkiwała wspomniana sąsiadka w żadnym wypadku nie kłuło w oczy bogactwem, doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie, jeżeli to będzie coś jednocześnie praktycznego i jednocześnie polskiego. Wybór padł na polską białą kiełbasę, bo oni tu takiej nie znają. Z takim wieńcem pachnącym z daleka czosnkiem i majerankiem pukam do drzwi.

    Dzień dobry pani! Mam nadzieję, że pani mnie pamięta? To do mnie pani dzwoniła!

    Pamiętam, oczywiście że pamiętam, powiada nieco wstydliwie zarumieniona pani.

    (dla niewtajemniczonych – ludzie tutaj są bardzo skromni i dość nieufni w stosunku do wszystkiego co pochodzi spoza granic wioski)

    Ja chciałem Pani bardzo podziękować za to, że Pani o mnie pamiętała!

    Tu w konsekwencji nastąpiła oczywiście niezliczona ilość wzajemnych uprzejmości w postaci: – ależ po co, ależ to absolutnie zbyteczne, ależ to z mojej strony, to nie było nic takiego wielkiego, itd.

    Ja znowu sięgam do swoich znajomości charakterów ludzkich i delikatnie przerywając pytam, czy Pani miewa na sprzedaż coś takiego jak jajka, mleko i inne podobne skarby wsi?

    No czasem tak, odpowiada nieco zmieszana.

    Bo ja, powiadam, chętnie będę kupować takie wiktuały u Pani i niech Pani proszę potraktuje tą kiełbasę jako wymienny zadatek.

    No i jak myślicie? Podziałało i to z miejsca. W ten sposób miałem spłacony pierwszy dług wdzięczności.

    Skoro już jesteśmy przy owej sympatycznej sąsiadce, a i tak kiedyś trzeba zacząć poznawać kto tu jest kim, wobec tego nieco o domu, o niej, i o jej rodzinie.

    Chałupa jest oznaczona numerem 6 i od wjazdu do wsi jest to zaraz drugi dom po lewej stronie. Najpierw na rogu asfaltu i polnej drogi, która też odchodzi w lewo, ma się do czynienia z potężnych rozmiarów czereśnią. W jej cieniu stoi przydrożna święta figurka z kamienia, a zaraz obok garaż z przyklejoną przez ścianę zadaszoną kapliczką.

    Ową kapliczkę (na pół legalnie) wybudował mąż Elfi, bo tak ma na imię ta kochana kobieta.

    Zaraz po lewej, na samym początku wspomnianej polnej drogi stoi coś w rodzaju bożonarodzeniowej szopki, w której zamiast zwyczajowych postaci, oczarowuje dziecięce oczęta sama królewna Śnieżka we własnej osobie. Otaczają ja krasnoludki w superacie, bowiem jest ich 10 a nie 7 jak by należało. Widząc takie dictum, przypadkowe dzieci popadają w rozterkę, ale prosto tłumaczy się im, że to druga zmiana poplątała się z pierwszą.

    Po przeciwnej stronie drogi, tuż pod ścianą domu, inne krasnale pilnują plastikowego zajączka. Od frontu, tj. od strony asfaltowej drogi pani Elfride hoduje bajecznie kolorową mieszankę rzadkich i popularnych kwiatów. Zanim jedne skończą porę kwitnienia, rozwijają się drugie. Wszystko jest dobrane z tak wytrawnym smakiem, że aż dziw bierze skąd takie subtelne poczucie estetyki u prostej wiejskiej kobiety, która przecież nie kończyła żadnych wielkich nauk.

    Dalej za rogiem jest mała przydomowa szklarnia a w niej ogórki, pomidory i sałata. Obok kalafiory, buraki i kalarepa.

    Sąsiadka hoduje też bez stresowe kury, które pod okiem dziarskiego koguta, od rana wałęsają po całej okolicy. Żółtka ich jaj są nieprzytomnie czerwone. Ciast, które na nich pieczesz nie trzeba niczym dodatkowo farbować. Gospodyni aż się sumuje z tego powodu, ale ja jej tłumaczę, że zamiast się frapować powinna się cieszyć. Aby to potwierdzić dobrowolnie płacę za pakunek jaj o 25% drożej.

    Wieś dąsa się za to na Elfi, bo kury jak to wolne stworzenia Boże, wszędzie wlazą i wszędzie narobią szkody. A to rozgrzebią rabatki bratków czy nasturcji, a to zostawią na ganku znaczącą pamiątkę. Jak to baby. Są pożyteczne ale zawsze robią co chcą. Nie ma nad nimi żadnej kontroli. Wieś tego nie akceptuje ale mimo wszystko milczy.

    Inne gospodynie trzymają swoje nioski w zamkniętych kojcach i uważają, że i te szkodnice powinny zostać zamknięte.

    Herr Anton popiera jednak żonę i twierdzi, że natury nie wolno poprawiać.

    Sam Anton, jest człowiekiem, który przyszedł na świat tylko po to aby pracować. Od rana do nocy zawsze widać go przy jakimś zajęciu. Jak by mu było mało zajęcia nad pracami polowymi, do tego jeszcze hoduje pszczoły. Od lat powinien przejść na emeryturę, ale jak sam mówi – „gdyby wszyscy rolnicy tak myśleli, to co wy byście tam w tych waszych miastach jedli > CO”?

    Państwo Elfride i Anton mają pięcioro dzieci i siedem krów. Już dawno temu wszystkie pociechy stały się dorosłe i powynosiły się do miasta. Pojawiają się od czasu do czasu ale tylko po to aby pogrilować, albo pobrać od rodziców dary płodów ziemi, i tyle ich było widać. Krowy natomiast, jak to krowy, nie zmieniły ani zdania ani miejsca zamieszkania i pozostały wierne gospodarzowi.

    Pan Anton jest bardzo religijnym i pobożnym człowiekiem. Wieczorami w swojej kapliczce śpiewa jak umie różne pieśni adresowane do Matki Boskiej. Towarzyszą mu czasem starsze kobiety ze wsi.

    Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, skąd u niego tyle sił. Obok tego, że haruje od rana do nocy, hoduje pszczoły, to wziął sobie jeszcze na głowę funkcję kościelnego w Lubczykowie Górnym. (zapomniałem dodać, że jest tam i kościół i cmentarz przy nim)

    Ten bardzo dobry i kochany człowiek nosi jednak ciężką zadrę w sercu. Żadne z jego dzieci ani myśli mu pomóc w pracach polowych. Ani w czasie sianokosów ani w czasie żniw. Tłumaczą to tym, że w ten sposób chcą go zmusić do przejścia na emeryturę.

    Obserwuję to smutne zjawisko od 18 lat i przekonałem się, że on prędzej umrze przywalony traktorem na polu niż uda się na cywilny odpoczynek. Wcześniej spotka go wieczne odpoczywanie.

    Następny list powinien być trochę weselszy.

    c.d.n.

  • Autor: aebas Data: 2009-06-25 19:18:39

    Lubczyku mam na "swojej" wsi bardzo podobną sąsiadkę ale Walerkę. Choduje kurki na podwórku, które kłócą się już od bladego świtu omalże nie pod naszymi oknami. "Jajeczków swojskich kurków" często nie możemy przejeść bo... tu cytat dosłowny " pani, my ze starym nie lubim jajów a Marcyna (syn dorosły) też nie chce jeść, ale jak to żeby kurów nie było koło domu, toć to grzech". tak więc ja odddaję suchy chleb dla przychówku sasiadki, mąż świadczy drobne usługi sąsiedzkie typu naostrzenie noży i gracek a w zamian delektujemy się prawdziwymi jajkami. A takich co przyjeżdżają do rodziców w celach "rabunowych ;)" nasza Walerka nazywa "dzierżawą". Często w niedzielę wieczorem przy płocie obok naszego oczka słychać tekst do jej męża " pacz Heniek przyjdzie taka dzierżawa nachapie ile wlezie do auta, jakby mogli to by rozciągi go jak balon a ojcom pomóc nie ma kto i muszą najmać do roboty". Jednak muszę przyznać z wielkim uznaniem, że dzieci i wnuki sąsiadki przyjeżdżają zawsze wtedy gdy jest jakaś robota i zasuwają jak małe samochodziki do zmroku. Pozdrawiam Ela

  • Autor: Eliswie Data: 2009-06-25 22:10:56

    Pan Anton przypomina mi mojego dzialkowego sasiada. Starszy pan dobrze po 80-ce, siwa glowa i drzaca reka. Robi wszystko sam. Kopie, pieli, sadzi, kosi trawe. Naprawia domek jak trzeba, a i rybki tez hoduje. Dzialka wypielegnowana jak malo ktora. A jest tego dosc sporo. Nie pomaga mu nikt. Zona tylko drepta czasami z koszyczkiem i zbiera owoce czy warzywa. Dzieci i wnuki widuje tylko w sobote. Przyjezdzaja pogrilowac i na piwko. Kiedys, gdy przyjdzie czas wiecznego spoczynku bedzie mi go bardzo brak.
    Czekam na c.d. Elzbieta

  • Autor: till Data: 2009-06-25 22:43:34


    Tu właśnie mieszkają Elfi i Anton... i tu przez chwilę mieszkaliśmy i my :)
    Obydwoje ujęli nas prostą i szczerą serdecznością... troską, aby Nieletnim było ciepło i miło... i jeszcze wielu innymi rzeczami... :))))

  • Autor: smakosia Data: 2009-06-25 23:43:30

    W mojej głowie (po opisie Lubczyka) była ogromna przestrzeń i pola. Tak to sobie wymyśliłam, bo pewnie sama za tym tęsknię :-) No a teraz widzę, że tam większa cywilizacja :-). Jednak te drzewa w tle domów ujmują i wróżą piękne widoki. Ten trzeci dzień, to wspaniały przedsmak zapowiadającej się przyjaźni z wyjątkowymi ludźmi. Już czekam na czwarty odcinek.

    Ps. Kurcze! Jak ja uwielbiam wieś...

  • Autor: Agulek74 Data: 2009-06-26 14:46:52

    W każdej wiosce są podobni ludzie jak Ci państwo Elfride i Anton.

Przejdź do pełnej wersji serwisu