Jestem zła,niewyspana,ale rowniez bezsilna...wszystko za sprawa mojego pieska. Juz nie wiem co ja mam robic?!Mam ratlerka miniaturke i jest w mojej rodzinie od 14lat, jak widac ma juz swoje lata i stad moje problemy. Gdybym chociaz widziala,ze psina naprawde sie meczy,to moze i mialabym na tyle odwagi,zeby ja uspic,ale na ten moment sprawa przedstawia sie nastepujaco: co do jedzenia,to nie ma zadnych problemow,gorzej jest juz ze wzrokiem - potrafi tak przywalic w szafki,ze czasem zastananawiam sie czy ona jeszcze w ogole widzi,nio i naistotniejsza sprawa ,,zalatwianie sie" :/ Potrafie po niej sprzatac kilkanascie razy dziennie,a o zmianie ,,pieluch" czyli rzeczy w ktorych spi juz nie wspomne.Chodze niewyspana,bo codziennie jest ta sama historia,jak tylko kladziemy sie spac,pies zaczyna buszowac i a to trzeba dolac jej wody do miski,a to jeszcze wyprowadzic ja kilka razy...nie mam pojecia kto meczy sie bardziej,czy my czy pies?Normalna dla nas sprawa stalo sie tez zwijanie dywanow na noc lub wtedy,gdy nie ma nas w domu.Moze to i glupie,ale czasem zastanawiam sie jak ja mam przyjac gosci,bo nie wiem co moze ich spotkac... Wiem,ze pewnie niektorzy powiedza:,,z czego ona robi problemy,uspic psa i po kłopocie" - zeby to bylo takie proste. Jakby nie bylo,to czlonek rodziny i sumienie nie pozwala mi na to,zeby ja uspic. I w taki oto sposob znalazlam sie w sytuacji bez wyjscia...chyba bez wyjscia.Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Hmmm, ja mam psa czteromiesięcznego, ale zachowuje sie dokładnie tak jak Twój. W meble nie walił, ale gryzł je i drapał. Ja nie wytrzymałam nerwowo i piesek poszedł do kojca (na szczęście mam podwórko na tyle duże, żeby się wybiegał).
Rozumiem Cię doskonale.Też nie mogłam zdobyć się na uśpienie .Jedyne co mogę poradzić( o ile jeszcze nie byłaś) to wizyta u lekarza weterynarii.Niech oceni stan ogólny pieska i powie jakie są rokowania.Pozdrawiam.
To tylko zwierzę. Uśpić i po problemie. Śmieszy mnie, że ludzie martwią sie o zwierzęta a o dzieci juz nie. Miałam pieska. Był zdrowy ale głupi. Musiał byc na łańcuchu bo jak się uwolnił to zagryzał kaczki, kury i indyki sąsiadom. Postanowilismy go się pozbyć. Rozważaliśmy różne sposoby ale nie chcieliśmy problemów. W końcu ja wpadłam na pomysł by wezwać weterynarza. Jeden zastrzyk i po psie. Kosztowało to nas 20zł 6 lat temu. Pies miał 10lat. Widok nie był fajny ale pozbylismy się problemu. U Ciebi jest o tyle lepsza sytuacja, że pies jest stary i ślepy. Wykończycie się przy nim jak po nocach nie będziecie spać.
Aż nie wiem co mam o tym myśleć!!!!! Bardzo przykra jest starość i to nie tylko u zwierząt, ale trzeba o tym myśleć jak się pod swój dach przygarnia takie bezbronne stworzenie, każdy się kiedyś zestarzeje i co EUTANAZJA bo przeszkadza, bo nie można się wyspać...... niesamowite!!!! Trzeba pamiętać też o tych chwilach dobrych które kiedyś nam zwierzątko (jak było jeszcze młode) dawało...Chyba nie będę na ten temat więcej się rozwodzić, bo mogę o słowo za dużo napisać. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w opiece nad starym pieskiem.........
No nie wiem czy zwierze to gorszy stwor niz czlowiek? Nie cierpi, nie okazuje przywiazania, nie czuje bolu? Jakos dziwnie sie czyta... Z drugiej strony przyznam, ze ludzkie podejscie do zwierzat jest w ogole dziwne bo nieraz rozczulamy sie nad pieskiem czy muszka ale jadamy ze smakiem mieso, nosimy skurzane buty i torebki. Hmmm ludzie sa chyba ogolnie rzecz biorac i nie wylaczyjac mnie ambiwalentnie nastawieni do zwierzat.
Jednak nie potrafilabym potraktowac zwierzecia domowego tak...przedmiotowo.
Dlaczego uogólniasz,że ludzie martwią się o psy,a o dzieci nie?Moim zdaniem,ten kto martwi się o zwierzęta,martwi się również,albo przede wszystkim o ludzi.Psy jak i ludzie,mają rożne charaktery i trzeba nad nimi pracować.Nigdy nie uśpiłabym tak jak piszesz zdrowego psa.To mi się po prostu nie mieści w głowie.
As żaden pies nie jest głupi,to zależy jak się psa chowa,jakby był chowany od małego z kurczaczkami i kaczkami ,na pewno by nic nie dusił.Moja babcia nie trzyma teraz żadnych kur czy kaczek,ale kiedyś chowała dla siebie.Miała suczkę Perełkę która miała 2 szczeniaki,chodziły razem i nigdy nic nie udusiły ,jeszcze kogut łobuz ich dziobał,nawet mnie skoczył na głowę.Człowiek który nie kocha zwierząt,nie kocha też ludzi! zwierzęta są bezbronne i zasługują żeby traktować je z szacunkiem,bo są nam wierne,a niektórzy ludzie są bardzo źli,kochają tylko siebie. Pies powinien dostawać treściwe jedzenie a nie ochłapy,wtedy nie będzie zagryzał zwierząt(tylko psy myśliwskie mają instynkt,duszenia) Bardzo dobrze rozumiem Lidzie,my też musieliśmy uspać naszą suczkę bardzo starą,miała 17 lat i się męczyła i była to bardzo trudna decyzja:( mama odwlekała uśpienie z dnia na dzień,ale wreszcie on nadszedł.Lidziu jeżeli się męczy, musisz podjąć decyzję:(Pozdrawiam.
"postanowiliśmy się go pozbyć, "jeden zastrzyk i po psie". Chryste, dawno tak się nie zdenerwowałam, brak słów. Ludzie bez serca nie powinni mieć nie tylko zwierząt, ale i dzieci, wychowują takie same bezduszne istoty jak oni sami. A weterynarz powinien odpowiadać karnie, zabicie zdrowego psa to przestępstwo.
"Chryste, dawno tak się nie zdenerwowałam, brak słów. Ludzie bez serca nie powinni mieć nie tylko zwierząt, ale i dzieci, wychowują takie same bezduszne istoty jak oni sami. A weterynarz powinien odpowiadać karnie, zabicie zdrowego psa to przestępstwo".
nie moge nic napisac, tak mi bardzo przykro... kocham psy... wszystkie....... i jak ktos juz powiedzial - nie ma glupich psow, sa tylko glupi wlasciciele nie moge wiecej, musialabym napisac cos nieprzyjemnego... .........................................................................................
Użytkownik as napisał w wiadomości: > To tylko zwierzę. Uśpić i po problemie. Śmieszy mnie, że ludzie martwią sie o > zwierzęta a o dzieci juz nie. Miałam pieska. Był zdrowy ale głupi. Musiał byc > na łańcuchu bo jak się uwolnił to zagryzał kaczki, kury i indyki sąsiadom. > Postanowilismy go się pozbyć. Rozważaliśmy różne sposoby ale nie > chcieliśmy problemów. W końcu ja wpadłam na pomysł by wezwać > weterynarza. Jeden zastrzyk i po psie. Kosztowało to nas 20zł 6 lat temu. Pies > miał 10lat. Widok nie był fajny ale pozbylismy się problemu. U Ciebi jest o > tyle lepsza sytuacja, że pies jest stary i ślepy. Wykończycie się przy nim jak > po nocach nie będziecie spać. Sorry as ale Twoja wypowiedz jest najglupsza wypowiedzia jaka kiedykolwiek czytalam.Jak mozesz tak pisac???To nie jest tylko zwierze to jest przyjaciel ,ktory kocha bezgranicznie...uspic i po problemie...matkooo....nie zycze Ci aby kiedys Twoje dzieci stanely przed dylematem co zrobic z Toba na stare lata..opiekowac sie do ostatnich chwil,czy oddac Cie do Domu Starcow.Czlowiek ,ktory zle traktuje zwierzeta podobnie traktuje ludzi...Zastanow sie nad tym.
Popros dzieci , że jak juz bedziesz stara i niedołężna to niech oddadzą Cie do przytulku !!!!! Zaplacą jakies 200zl na mc i pozbedą sie problemu. Oczywiście widok nie będzie fajny :)
Zszokowalas mnie. Mamy psa i nie wyobrazamy sobie momentu jak to okreslilas "pozbycia się go" albo uwiezienia na lancuchu. Tak samo martwimy sie o psa jak i o dzieci. A dzieci przy kazdym zwierzeciu ucza sie odpowiedzialnosci, wrazliwosci, opiekunczosci, dbania o drugą istotę. Wiem jedno ze jak zestarzeje sie moj pies bedziemy sie nim opiekowac.Jest takie piekne przyslowie brazylijskie "Dbaj o każda zywa istote tak, jak bys dbala o siebie"
Aż mnie ciarki przeszly.....nie skomentuje tej wypowiedzi..... Na starość nie ma lekarstwa, na głupotę niestety też..... Od kąd pamiętam mieliśmy owczarki niemieckie w domu. Trzeci z kolei (gdy pozostałe już odeszły) został zakupiony jak miam może z 5 lat. To było bardzo mądre zwierzę bardzo go wszyscy domownicy kochali. Któregoś dnia zaczął trzepać uszami, zabrałam go do lekarza bo coś mi się nie podobało. Okazało się że zachorował na zapalenie uszu, były krople, narkoza i operacyjne czyszczenie uszu kilka razy, Był ból fizyczny, nocne wizyty domowe weterynarza i godziny z kroplówkami w ręce, (jak odchodziliśmy wyrywał igły) nieprzespany tydzień i czuwanie na zmianę. Była ostatnia noc kiedy zasnął mi na rękach...i już się nie obudził. A potem tydzień ciszy i tylko łzy płynące po policzkach domowników. Ósmago dnia spotkałam znajomego , którego znajomy miał szczeniaka do oddania w dobre ręce, pomyślałam obojetnie jaki będzie biorę bo atmosfera w domu nie do wytrzymania. Okazało się że był identyczny ;)) Dzisiaj bez zastanowienia zrobiłabym tak samo od pierwszych oznak szukałabym pomocy. Zwierzę to nie kłopot!!! Życzę Ci żebyś trafiła na mądrego weterynarza...
p.s sorry Mal55 za nisko się podpięłam pisałam do tej wypowiedzi co Ty
Ty jestes kompletna idiotka!!!!! Nie mam slow na Twoja glupote i brak serca!!!! Tylko GLUPI czlowiek ma "glupiego" psa, zaden pies nie jest glupi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ty jestes tak strasznie GLUPIA, ze az mi sie otwiera noz w kieszeni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
USPIJ siebie i wara do posiadania zwierzat!!!!!!!!!!!!!!!!!!, bo jak tylko bym mogla, to: i bez zadnego znieczulenia!!!!!!!
Wczoraj Pampas wylał mi na łeb wiadro zimnej wody, przypominając, że niestety na wielu wsiach w Polsce stosunek do zwierząt jest mocno przedmiotowy. I rzeczą zwyczajną jest "pozbywanie się kłopotu w sposób niehumanitarny". Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni - i te biedne, skazane na łaskę i niełaskę dwu- i czworonogi doświadczą w końcu lepszego losu od najgorszego ze zwierząt - człowieka!
Poryczalam sie, bo wlasnie napisalam o moim maltanczyku i walce o jego zycie. Mieszkam teraz na wsi i tu prawie kazdy ma psa, zebys widziala , jak te psy sa kochane, mimo ogromnych ogrodow, kazdy idzie z psami na spacery wiele razy dziennie. Zaden pies nie jest uwiazany na lancuchu, co w Szwecji jest kompletnie nie dozwolone!!! Zdazaja sie tragedie , wlascicielka umyslowo chora trzymala 50 pieskow zamknietych w domu, w strasznych warunkach, ale w koncu sasiedzi doniesli na policje i pieski zyja wspanialym zyciem u nowych wlascicieli.
Tak, kochana, nie ma gorszego zwierzecia niz czlowiek!!!!
Bardzo bym chciała, żeby na świecie coś się w końcu zmieniło w kwestii wzajemnego odnoszenia się do siebie i do zwierząt. Może w końcu nauczymy się dobra na własnym złu. Historia maltańczyka niezwykła - jego odejście - samo życie - głupota ludzka nie zna granic.
Ufff, ale dzisiaj parno :/ Humor poprawił mi dopiero koktajl jagodowo-bananowo-limonkowy na jogurcie :)
Tu tez parno, jutro ma byc burza i pioruny, tak jak sie ich boje, tak je uwielbiam :))))
Och, kochana, ja tez mam taka wizje, wszyscy zyjemy w symbiozie, w zajemnym odnoszieniu sie do siebie i zwierzat, nauczymy sie , bo nie ma innej opcji!!!!
A u mnie wiaterek i cudowna noc polarna, jasno i cieplo:)
W mojej rodzinie tez był taki kłopot pare lat temu mielismy ukochanego pieska z którym sie wychowywaliśmy gdy mial 15 lat zaczał zderzac sie z wszystkim co spotkal na drodze, były to oznaki starosci, tracił wzrok, doszło nawet do tego ze zderzył sie z domem gdy był w ogrodzie, zawieżlismy go do weterynarza i niestety nie było ratunku bo piesek meczył sie nic nie widzac i musielismy go uspic, niestety lekarstwa na starosc nie ma i ty tez powinnas sie zastanowic nad takim rozwiazaniem, pozdrawiam
Ja bym poszla z nim do weterynarza i wtedy ´na podstawie okowan podjela decyzje. Moze mozna mu jeszcze pomoc? Albo tez podleczyc czy ulatwic zycie Tobie i jemu?
Historia jakich wiele ,sama ostatnio musialam pozegnac 16 -letniego przyjaciela ,byl slepy od dwoch lat , gluchy mial klopoty z nerkami ale po antybiotykach jakos na chwile przechodzilo ,pomimo tego psiak czul sie dobrze w sensie nie cierpial ,ale gdy zaczal okropnie kaszlec kaszlal dzien i noc dobrze ze mamy podworko bo inaczej byloby ciezko ,okazalo sie ze ma wode w plucach i ze to kwestia dni i udusi sie ,wolelismy na te powolna smierc nie patrzec.
Piszesz ze zmieniasz pieluchy w poslaniu jesli robi pod siebie to to juz byloby niewesolo ,najlepiej spytaj weteryniarza ,tylko uwaga niektorzy specjalnie niby to lecza aby zarobic pieniadze i to chyba nie z milosci do zwierzat ....
Moja mama miala chorego psiaka chodzila od lekarza do lekarza kazdy mowil co innego kazdy przepisywal jakies leki poprawy nie bylo ,na koniec jakas troskliwa pani dohtor dala mu kroplowke coby dluzej chyba sie meczyl :-( .Zdechl w cierpieniu ,.....ech
przede wszystkim pamiętaj, że Twoja sunia nie robi tego świadomie czy złośliwie, ona też nie wie, co się dzieje, jest zagubiona i zdenerwowana. niestety psia starość niesie takie właśnie nieprzyjemnie zarówno dla psiaka jak i właściciela skutki być może suńka rzeczywiście oślepła i nie rozpoznaje pory dnia, co zburzyło jej codzienny rytm. najsensowniej będzie pójść do weterynarza, niech fachowiec oceni, czy suni mozna jakoś pomóc, czy nie ma sensu, żeby się dłużej męczyła. obyś tylko nie trafiła na takiego psiego rzeźnika jak ten, którego sprytnie wynalazła moja ulubiona od dziś As pozdrawiam ciepło.
A powiedz czy jak sunia była młodsza załatwiała się tak jak trzeba czy też się robiła to gdzie się jej spodobało ? Znam wielu ludzi którzy mają i starsze psy ale o takim czymś słyszę pierwszy raz. Starość jest przykra nawet i u psów. Mamy też psiunię ma co prawda dwa lata dopiero ale już nie raz się zastanawiałam jaka będzie za np. 10 lat. Na pewno jej nie uśpię no chyba że już będzie bardzo, bardzo chora. Ale też nie jestem tego pewna na 100%.
Lidziu,moja rada jest taka.zasiegnij porady weterynarza on najlepiej okresli jaki jest stan psinki,jesli lekarz zadecyduje ze nie ma dla niej juz ratunku to ja zdecydowalabym sie na uspenie psa,poprostu zeby sie dluzej nie meczyl....
Nie wiem, czy masz weterynarza, do którego zawsze chodzisz ze swoim psiakiem. Dobrze szczególnie w takiej trudnej sytuacji udać się do lekarza, który umie ocenić nie tylko stan fizyczny zwierzęcia, ale i psychiczny. Czasem słucham opowieści pani weterynarz, która od lat zajmuje się naszym schorowanym od urodzenia labradorem - włos jeży się na głowie, jakie głupoty robią właściciele zwierząt i czasem weterynarze leczący te zwierzęta. A ona? Ona zwyczajnie nie umie pogodzić się krzywdą, jaką wyrządza się zwierzakom. Ale... opowiadała również o wzruszającej historii psa i jego pana. Pana zobaczyłam jak wychodzi zamaszystym krokiem, trzaskając drzwiami ze słowami "k... m..." i rzucając ze złością obrożę i smycz pod okna gabinetu weterynaryjnego. Wówczas myślałam, że facet jest niekulturalny lub niezrównoważony. Okazało się, że nie mógł rozstać się ze swoim wiekowym i schorowanym wilczurem, który nie był w stanie chodzić, miał problem z przyjmowaniem pokarmów i bardzo cierpiał, chorując zdaje się na raka. Lekarka po prostu podjęła męską decyzję i kategorycznie zażądała skrócenia cierpień psa, którego pan tak bardzo kochał. Łza się kręci w oku. Tragedia, w której uczestniczył jeden pies i dwoje przeżywających to ludzi. Takiego psiego lekarza i Tobie życzę - aby umiał właściwie ocenić jego kondycję. I żeby umiał leczyć, jeśli jest to możliwe (przypuszczam, że mojego chorego na sporo rzeczy psa niejeden właściciel uśpiłby będąc na moim miejscu, aby pozbyć się kłopotu. A pies żyje i chyba ma się całkiem nieźle :)) Pozdrawiam
Dziękuję Wam serdecznie za porady, na pewno przy najblizszej okazji wybiore sie do weterynarza,choc nie ukrywam,ze tak jak niektore osoby mam obawy co do ,,fachowej opinii". Nie jestem weterynarzem,ale patrzac na moja psine sadze,ze narzady wew. ma zdrowe, a co do robienia pod siebie,to zauwazylam,ze sunia normalnie wstaje,kuca i po prostu sika - wlasnie to mnie dziwi,bo przeciez ma sile wstac,chodzic,wiec ,,bez problemu" moglaby(tak jak zawsze to robila) pokrecic sie przy drzwiach i wtedy znioslabym ja na dwor.Tak teraz przypomnialo mi sie,ze mialam napisac,ze psinka zaczela baaaardzo duzo pic - kurcze,az samej mi teraz glupio,ze tak zlekcewazylam ta sprawe- moze sunia na cos choruje,a ja zamiast ruszyc tylek,to jeszcze Wam zawracam glowe...ale z drugiej strony dzieki Wam mam mobilizacje do dzialania.Jeszcze raz dziekuje.
Jeśli suczka dużo pije, może to świadyczyć o ropomaciczu, chorobie nerek, zaburzeniach hormonalnych, lub jeszcze innych... Koniecznie idz do weterynarza, najlepiej ( jesli nie masz sprawdzonego) , do jakiegos poleconego przez innych. Niestety wielu jest nieuków, ktorzy nie dość, że wyciagna kasę to jeszcze zaszkodzą.Od 26 lat mam psy, przyjaciół weterynarzy, wiele widziałam i sie nasłuchałam... Ja też stoję przed trudna decyzją: moja najstarsza suczka 13,5- letnia sznaucerka olbrzymka,( z mojej hodowli z resztą) jest już tak schorowana i cierpiąca ,że ta odwlekana decyzja musi zapaść. Od roku ma nowotwór tarczycy, jajnika, ale najgorszy problem jest teraz z chodzeniem; ma straszne zwyrodnienia stawów, tył juz dawno kiepsko działa, teraz dołączyły się bóle w stawach barkowych. Każde wyjście przed dom to masakra: dyszy, siusia z bólu i stresu na schodach ( nieszczęsne 8 stopni do windy), koszmar.. Od miesiąca jest na metacamie - zwiększam dawkę, ale to juz nie działa... Tyle ,że ma apetyt, gdyby nie trzeba było się ruszać... Uważam, że to szczęście, kiedy można skrócić cierpienie istocie którą kochamy, kiedy już nie ma nadziei na poprawę. U twojego psa, być może jeszcze nie musi tak być. Co do as, nie będę się wypowiadać
Nadmierne picie ma najprawdopodobniej podloze chorobowe. Jesli chodzi o siusianie, oprocz choroby (np. zwieracze tak jak u ludzi zwiotczale) mozliwe jest, ze Twoja sunia poprostu nauczyla sie, ze "moze" bez pardonu siusiac tam gdzie stoi. Sadzac z tego co piszesz ona nawet nie stara sie zasygnalizowac, ze "musi". Oczywiscie moge sie mylic. Rowniez jestem zdania, ze naszym czworonogom nalezy sie u nas emerytura. Za co? A no za lata wiernosci i radosci jaka nam daja, za bezwarunkowa milosc do nas. Moj poprzedni pies zmarl nagle, najprawdopodobniej na serce. Mial 16 lat. Do ostatniego dnia wodzil za mna oczami jakby chcial powiedziec "dziekuje". Wdzieczna jestem losowi, ze oszczedzil mi decyzji, ktora najprawdopodobniej w niedlugim czasie bedziesz musiala podjac. Pochowalismy go skrycie przy ksiezycu w pobliskim parku (tutejsze prawo zakazuje). Jeszcze przez pol roku placilam podatek za psa, ktorego nie mialam. A pozniej kupilam szczeniaka, Jack Russel Terier. Ma na imie Kuba. Niedlugo skonczy dwa lata. Oczko w glowie calej rodziny. Na emeryture pojdziemy chyba razem. Zycze Ci duzo cierpliwosci i sily. Twoja sunia na to zasluzyla. Pozdrawiam. Elzbieta
Lidziu, Twój piesek moźe mieć cukrzyce, ale trzeba to sprawdzić poprzez badanie krwi, np glukometrem (krew pobiera się z małżowiny usznej). Rokowania przy cukrzycy - zdecydowanie złe, choć można podawać insulinę i patrzeć czy stan się stabilizuje. Skoro przestał widzieć, wciąż musi konfrontować to co pamięta z nową sytuacją, a nie jest to łatwe. Trzeba popracować z psinką, by nauczyła się sygnalizacji chęci siusiania. Istnieje możliwość, że to ludzie muszą zaobserwować jej zachowanie bo może sygnalizuje tylko inaczej. Trzeba dużo do niej mówić spokojnym i pewnym tonem, bo pies wyczuwa niezadowolenie swojego pana. I oczywiście pójść do weterynarza. Życzę dużo cierpliwości, a gdy przyjdzie pora - odwagi!.
nasz pies, lat 13,5 zredukowal nam wakacje ubiegloroczne do minimum, w bezpiecznej odleglosci.Bo gdybyby co, to bylismy trzy godziny pociagiem od domu. W miedzyczasie postarzal sie straszliwie, nie widzi, nie slyszy, ot, taka staruszka specjalnej troski. Prawd opodobnie w tym roku wakacje beda zredukowane do maksimum, jednym slowem brak wakacji (chyba, ze uda sie wynajac cos na parterze, najchetniej nad morzem (kanal La Manche) i staruszka jakos przezyje podroz, na rekach wniesiona i wyniesiona z samochodu. Na walke ze zwyrodnieniami stawow karmiona jest codziennie Canivitem, na ogolne samopoczucie Geriadogiem. Weterynarz nie wychodzi z podziwu nad forma i zywotnoscia . ", moj pies jest tylko psem, a weterynarz lekarzem od zwierzat " w gruncie rzeczy tak samo przydatnym jak zwierzeta, tez moznaby go z calej tej historii wykluczyc (ale w jakim momencie?).a logistke wakacyjna zredukowac. wyrozumialosci do "niewlascicieli" zwierzat, bo jesli czlowiek czuje, ze nie podola to jednak lepiej nie wdawac sie w niepotrzebne zwiazki, ale kiedy podjal juz te decyzje, to pies (kot) pomimo swojej psiej rangi pozostaje czlonkiem rodziny; Tym bardziej, ze jest kompletnie bezbronny wobec naszych zmian myslowych à propos. I nie wie kiedy moze dozywac starosci, a kiedy ta starosc stanie sie niewygodna dla wlascicieli (bo wszak o to poszlo w watku), to nalezy z nia skonczyc. A moze to i dobre rozwiazanie? Eutanazja dla psa i tesciowej?
Tobie jak Wszyscy polecam wizyte u sprawdzonego weta. Mozesz nawet podzwonic najpierw i przez telefon zapytac kilku lekarzy o opinie na tak zwane oko. Wtedy mniej wiecej mozesz ocenic kto mowi rozsadnie.
Jakis czas temu zaginal nasz kot. Wrocil po 2 tygodniach, przerazliwie chudy i nie w formie. Kot jest kastrowany wiec nie poszedl na dziewczyny. Tutejsi weterynarze (Islandia) jakos mnie nie przekonywali do swych racji i swej oceny sytuacji. Moj maz zadzwonil do weterynarza w Polsce i bardzo mila, mloda pani doktor poswiecila okolo 20 min by szczegolowo omowic z czy moze sie wiazac tak dlugi pobyt poza domem i jakie klopoty moze niesc, podala nam objawy jaka moga wystapic i co wtedy mamy robic, poprosila rowniez o zdjecie na maila naszego Rudego. Pozniej mailowo jeszcze pytala jak ma sie nasze Futro. Wiec sa lekarze z sercem i zycze byscie takiego znalezli.
Do as natomiast..... moj maz powiedzial, ze Waszemu psu posluzylo pewnie to uspienie bo pewnie zasluzyl na spokoj.
Mnie natomiast najbardziej poruszyly Twe slowa o tym ,ze rozwazaliscie rozne mozliwosci ale nie chcieliscie miec klopotow. Rozumiem, ze po glowach Wam chodzila ceglanka.
Tym bardziej...ze zachowanie tego psa jak zywo mi przypomina ogolne zachowanie psow zle traktowanych i trzymanych wiecznie na lancuchach. Kiedys na wsiach bylo to powszechne: tak robilo sie psa ostrym. Z powodzeniem z tego co czytam...
Pamietam jako 12-letnie dziecko bylam w sanatorium w Obornikach Slaskich. Sanatorium miescilo sie w palacyku. Tam tez byl pies (nalezacy zdaje sie do kogos na terenie posesji stale mieszkajacego) ktoego trzymano na krotkim lancuchu bo mial byc zly i glupi.
Jak go pierwszy raz z kolezanka zobaczylysmy to sie poplakalysmy, chude skudlone cos, szczerzace zeby i warczace, szarpiace krotkim lancuchem. Przestrzegano nas bysmy nie podchodzily bo ugryzie wiec tak stalysmy w bezpiecznej odleglosci i ryczalysmy bo nam go bylo szkoda. Jak sie wyryczalysmy to postanowilysmy cos zrobic. Zwolalysmy narade grupowa. Miedzy nami byla dziewczynka ktora chowala sie od malego z psami bo jej rodzice mieli chodowle. Radzilysmy tak i siak i uradzilysmy:
Najpierw tylko tam to znaczy do "zlego psa" chodzilysmy , kucalysmy w bezpiecznej odleglosci i nie patrzac psu w oczy rozmawialysmy do niego cichym lagodnym glosem. On szczekal i szarpal sie. Potem zdobylysmy stara miske (lato bylo) i przynosilysmy mu wode. On juz zaczynal nas ignorowac to znaczy nie warczal i nie szarpal sie ale obserwowal. Kijem (ale go bron Boze nie unoszac) tylko sunac po ziemi przysowalismy mu ta miske tak zeby mogl pic.W ogole zero naglych ruchow. Przychodzilysmy nawet i trzy razy dziennie. Uprosilysmy tez resztki z kuchni ktore w taki sam sposob dostawal.
Po tygodniu czy poltora zaczal tak oniezdecydowanie machac ogonem jak nas zobaczyl ale nie dopuszczal do siebie. Po nastepnym tygodniu zaczelysmy ciut blizej podchodzic. Az po trzech tygodniach po raz pierwszy dal sie poglaskac. Ale tylko nam nikomu wiecej.
Na noc byl spuszczany chyba na godzine i siersc mial cala w rzepach i cholera wie w czym jeszcze. Tata naszej "pieskowej " kolezanki przyslal jej jakas masc ktora smarowalysmy mu skore bo mial takie lyse placki. Bylam tam trzy miesiace. Nasza akcja stala sie glosna i popularna i zainteresowala doroslych ktorzy nie mogli uwierzyc, ze ten pies daje sie glaskac. Nawet ta obawa byla powodem, ze sie wszystko wydalo bo pani opiekunka zabronila nam tam chodzic i dopiero ja ublagalysmy by z nami poszla i sama zobaczyla. Wywalczylysmy mu lancuch dwa razy taki dlugi jak mial. Moze to komus wydac sie smieszne bo lancuch to lancuch ale tylko to moglysmy wywalczyc. Okazalo sie, ze wlasciciel zostawial go calymi dniami bez wody i zarcia a wieczorem przychodzil z kijem by spuscic z lancucha i z kijem by w lancuchu zapiac . ...
Wszystko sie wydalo wlasciciel dostal nagane a my po wizycie weterynarza pozwolenie na opieke psa (w stosunku do dzieci ) lagodnego jak baranek, karmilysmy go dalej i zdobywszy smycz chodzilysmy z nim na spacer! A on radosnie merdajac ogonem nie odstepowal nas na krok, lizac nam rece. Z kuchni kucharki dawaly nam czasej jajka i jego siersc zaczela wygladac jak siersc i nie kudly, przytyl i w ogole wypieknial. Wlasciciel stanal pod taka presja spoleczna wychowawcow personelu i rodzicow ze calkiem stracil rezon.
Ja wyjechalam potem ale kolezanka jeszcze zostala i wiem ze psem zajeli sie dorosli, dostal wybieg i wiedzie mu sie dobrze.
Dorotko zza plota...dzieki ci za te wypowiedz!!!Ludzi oceniam po czynach a nie po tym jak mowia czy sie chwala.Moj maz (kiedys zdecydowany przeciwnik trzymania pieska w domu ) jest tego calkowitym przykladem.Nasluchalam sie bardzo wiele ,samych najgorszych rzeczy jakie nas spotkaja az czasami sama watpilam czy maz mowi powaznie czy zartuje.Dzis ....ja musze hamowac jego nadopiekunczosc nad naszym pieskiem .Jest rozpieszczonym i ukochnym naszym czlonkiem rodziny .To mlody piesek ,ma 4 lata, mamy jeszcze czas myslec o starosci pupila.Wiem ze to bedzie bardzo trudna chwila i napewno ciezko bedzie to przezyc.Nawet nie dopuszczam tej mysli do glowy ,ze musialabym korzystac z "takiej uslugi" weterynarza .
Co do siusiania, nadmiernego picia i utraty wzroku- myślę, że wystarczą badania krwi, gdyż sugerowało by to cukrzycę. Czasmai wystarczy odpowiednia dawka inuliny i dieta i problem daje sie unormować (choc zaawansowany wiek pieska jest przeszkodą).
Nasz 13-letni jamnik, Max też długi czas sikał w nocy (na szczęscie tylko w kuchni, gdzie są kafelki, wię nie było problemu ze sprzątaniem), czasem też nie wytrzymywał w dzień gdy byliśmy w pracy- no cóż, trochę to była słabośc pęcherza, trochę stres (nigdy nie lubił zostawać sam w domku). 30 marca sparaliżowało go (skutki włażenia na blat, żeby wyżreć kocie z miski).Pierwszy tydzień był straszny- poraziło też pęcherz, niezbędny był cewnik i papmersy.Później siusianie wróciło (notabene- cud, przestał lać w kuchni). dziesięc tygodni- dzień w dzień, łącznie z sobotami, niedzielami i świętami- wizyta u lekarza- zabiegi: pole magnetyczne, laser, lampy i do tego zatrzyki (wyliczyliśmy , że dostał około 250 w sumie).Poświęciliśmy czas i kuuupę kasy (około 2 tys), część ludzi(równiez kochana tesciowa i moi rodzice) pukała się w czółko ,,głupki, wywalą kasę, a z psa nic nie bedzie". Na dwór był wynoszony na rękach - i pół bloku miało widowisko- prowadzony za tylne łapy w charakterze taczki i podtrzymywany za ogon przy wiadomych czynnościach. TERAZ mój pies chodzi, mało tego wrednego wilka z I klatki goni, aż huczy (trochę mu się łapy rozjeżdżają jeszcze, ale w wirze walki cóż to ma za znaczenia). Kocham go i nie żałuję ani jednej minuty, ani jednej złotówki którą poświęciłam na ratowanie mu zdrowia. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz ,,zleje mi się w kuchni"
Ps: co do podejścia ludzi do zwierząt, to można by książke napisać. Kuzyn Najlepszego (facet fajny, ale mieszka na wsi, gdzie inaczej się traktuje psy) zabił swojego kundelka widłami, bo pogryzł mu jakiś gówniany wąż. Potem żona go ganiała z tymi widłami, a i ja będąc w odwiedzinach szukałam czegoś ostrego na niego. Cóż - życie.
Jestem zszokowana:(( jak można zabić psa za jakiś głupi wąż,powinni takich do więzienia zamykać,Izuś ten kuzyn nie zasługuje na miano człowieka,Jakby mój tata zabił mojego psa,nigdy bym mu tego nie wybaczyła.Pozdrawiam wszystkich kochających zwierzęta.
Izuś ,kochana jesteś.Ja w swoim życiu miałam już nie jednego psa i kilka musiałam pożegnać.Obecnie mam 2 labradory i kota.Młodszy miał być uśpiony w wieku 3 miesięcy,udało się go uratować,ma teraz 4 lata.Ile się nachorował i ile to kosztowało nie zliczę,ale tak jak Ty nie żałuję ani jednej złotówki.
Wchodzą,wchodzą.Zwłaszcza mama ,synuś woli chłodek,a wchodzi raczej z przekory.Za to Maxi obowiazkowo śpi z córką ,jak tylko jest w domu.Niedługo wróci na wakacje do domu,to luksus murowany.
Mój nie wchodzi, bo straszna z niego za przeproszeniem świnia. Od szczeniaka jest uczony, że cala podłoga należy do niego. Ma wstęp do kuchni, do dużego pokoju, do sypialni (tu ma swoje legowisko, kiedyś naiwnie próbowaliśmy go przyzwyczaić do przedpokoju, ale wkradał się do nas w nocy, spał na dechach, byle w sypialni, byle przy nas, nawet gdy w przedpokoju było jego gąbczaste spanie z pokrowcem). Ale za to wdzięcznnie przyjmuje schodzenie do parteru właścicieli, którym wtrynia się na kolana, fika łapami w powietrzu, mruczy, burczy i przewraca gałami. Dziś był ze mną na jagodach - nieodłączny towarzysz spacerów. Wypad na jagody wyglądał jak wyprawa dwóch ślimaków, żeby chory na serce, łykający prochy labrador nie opuścił przedwcześnie swojej właścicielki, która jest do tego śmierdziucha i głupola bardzo przywiązana. I jeśli kiedyś będzie musiało dojść do pożegnania u weterynarza tego ufnego i cierpliwego zwierza, będę z nim do końca i zapłacę każdą cenę, żeby nie cierpiał.
Skad ja to znam, tysiace wylanych lez, ale pies zyje. Moje siersciuszki zachowuja sie w sposob nastepujacy: Wychodze do lazienki, nie ma zadnego na lozku, wychodze, i wszystkie leza, a lozko ledwo zipie. Oczywiscie wszystkie spia z nami w sypialni.
Kocham Cie za te slowa, za ta milosc do towarzysza zycia , za cierpliwosc dla niego, wiem na pewno, ze jak bedzie trzeba, to odejdzie do kraju zwierzat przytulony i kochany!
Mój młodszy labrador to też straszny śmierdziuch.Uwielbia się kąpać,a ma na terenie podwórka dwa stawy i później z lubością wyciera się w co może,najlepiej w coś co śmierdzi,a potem biegiem do domu,żeby pani miała co robić.On się normalnie chwali,że coś narozrabiał.
A ja właśnie ratuje zwierzeta niektórzy pukają się w czoło po co? A po to że to wg bibli je Bóg stworzył przed człowiekiem, i to one nie zjadły zakazanego owocu z drzewa dobra i zła i dlatego są dobre. Po to że jeżeli nawet ktoś wierzy i jest katolikiem powienien wiedzieć że są święci od zwierząt chociażby św Franciszek i Roch. One nigdy nie wyrządziły mi żadnej krzywdy, czego niestety nie moge powiedzieć o ludziech, te uratowane od okrucieństwa potrafią kochać inaczej. Koty psy ptaki i nie tylko zawsze mogą znaleźć u mnie schornienie. Uważam też że są ludzie, którzy pomagają ludziom i ludzie którzy pomagają zwierzętom i żaden nie jest gorszy. Też musiałam uśpić psa, poszłam tylko na zwykły zabieg usunięcia sutka a wróciłam z kolczatką i kagańcem w ręku, poprostu tak było lepiej rak zaatakował całe ciało i wszystkie orany wewnętrzne może to i dobrze nie musiałam patrzeć na jej cierpienie,a weterynarz nie robił mi złudnych nadziei. Za dwa dni na mojej drodze stanął pies potrzebujący pomocy, wieszany i bity metalowym prętem, bojący się samochodów, ciemności, smyczy branej do ręki, sikający ze strachu, brała luminal miała wtedy 5 m-cy, teraz ma 8 lat i odwdzięcza się tak bezgraniczną miłością. Mam teraz kotkę i psa mopsa który jest z nami już 2 m-ce, jego rodzina już go nie chciała znudzil się ze względu na alergie i jedno jądro nie był dochodowy. NIe zapominajmy o psach rasowych czasami nie jest im różowo w tzw pseudohodowlach, siedzą w klatkach, a suki są eksploatowane ile fabryka dała! Są to najczęściej psy bez papierów, zdjęcia do stron internetowych mają robione na łózkach a tak naprawdę żyją w straszliwych warunkach. Nie uogólniam oczywiście żeby nikogo nie urazić, pisze o przypadkach mi znanych i niestety potwierdzonych. Chciałam przytoczyć tylko pewnien tekst zaczerpnięty ze strony fundacji kocia dolina :
Co da uratowanie jednego psa lub kota?
"Wielki sztorm pozostawił na plaży tysiące rozgwiazd. Brzegiem oceanu powoli szedł starzec. Delikatnie brał każdą rozgwiazdę do ręki i odnosił ją do wody. Z naprzeciwka nadszedł młodzieniec i zdumiony rzekł - Po co to robisz, starcze?! Przecież tych rozgwiazd jest tu dziesiątki tysięcy! I tak wszystkich nie uratujesz! Twoje staranie zupełnie nie ma sensu!! Starzec w milczeniu podniósł kolejną rozgwiazdę i wkładając ją do wody rzekł - Dla niej ma..."
A ten mój kocurek,zwie się Matylda.Tak ,tak kocur.Ktoś go wyrzucił jak miał 4 miesiące.Moja córcia niewiele myśląc uprosiła tatusia(bo on z tych co lubi psy,a koty to już niekoniecznie),żeby wziąć kotka do domu,bo zbliżała się zima.Tatus sie zgodził,więc biegiem do weterynarza,żeby kotka odrobaczyć ,zbadać itp.Pan doktor zrobił co do niego należy,określił wiek kotka ,powiedział ,że to kotka.Nazwaliśmy go Matylda.Po jakimś czasie,stwierdziłam,że mąż jednego kota w domu zniesie,ale jak przyniesie przychowek,to juz niekoniecznie.No to pojechalam do weterynarza i proszę o tabletki antykoncepcyjne.Byłam z kotem.Po chwili pan doktor mówi,że on tabletki może dać,ale on proponuje go wykastrować.No i tak Matylda został wykastrowany,a imię zostało.Potem pomyslałam,że przecież sama mogłam pod ogon zajrzeć,ale przecież byłam u weterynarza,a nie u kowala.Poza tym,ma tyle sierści włochatej,że jak podnosił ogon,to nic nie bylo widać.W tej chwili Matylda ma prawie 7 lat i ma się dobrze.
U mnie było to samo. Przygarnęliśmy Gombao z wielkim przekonaniem, że mamy kota (pierwszy nasz kot). Inteligentnie z Najlepszym po 3 dniach zaczęlismy się doszukiwac u niego hm...jajek tudzież innych oznak męskości. Pamiętam jak lekarka płakała ze śmiechu po pytaniu Najlepszego,, Pani doktor, gdzie on ma interes?" No i mamy Gómbałkę- pierwsza dziewucha oprócz mnie-Najlepszy, Młody, pies i żółw- wszystko chłopy.
Nie zabieram przeważnie głosu w takich wątkach,ale tu musiałam... Bo się wkurzyłam,że''na wsi inaczej traktuje się psy''.Nieprawda!Przecież to zależy od człowieka,a ludzie są różni,niestety:((
Ja mieszkam tak na przedmiesciach miasta-ni to wies ni miasto,psy to moja fobia-boje sie ich cholernie i omijam duzym lukiem.Raz przygarnęłam młodego dobermana-błąkał się psiak,roku nawet nie miał,jakiś zalęniony,...pomyślałam,że będzie''lekarstwem''na mój strach.No fakt-tylko mojego pieska się nie bałam...Wszystko rozumiał,naprawdę mądry pies był,posłuszny,ułożony.I po 7 latach zachorował ciężko,przyjechał weterynarz i powiedział,że przykro mu,ale trzeba uśpić(nasz weterynarz to człowiek naprawdę kochający zwierzęta).Płakałam jak bóbr...
Ale żeby traktować dobrze zwierzęta to trzeba mieć serce,a nie kamień,być wrażliwym,i nie ważne czy mieszka się w mieście czy na wsi... Pozdrawiam
Oczywiście, masz rację, nie powinnam uogólniać, źle to sformułowałam. Jednak moje doświadczenie jest takie, a nie inne. Szczególnie dotyczy to osób ,,starszej daty" (nie starych, ale już po 40-50). Cenią ,, żywiznę", która jest produktywna- świnka- bo mięsko, krówka - bo mleko itd. A pies... No cóż, pies ma być zły i pilnować obejścia (często się go nie dokarmia, bo wtedy... będzie zły). A weterynarza wzywa się np. do krowy, która się nie może ocielić, ale do psa...Wspomniany kuzyn do poprzedniego psa (którego notabene lubił, bo nie szkodził), gdy był chory, to wezwał sąsiada myśliwego, żeby skrócił jego męki. I tu okazał sie humanitarny, bo nie widły czy łopata, ale doświadczony łowczy. Mam nadzieję, że kuzyn Najlepszego i - niestety wielu jego sąsiadów- to swoisty skansen, a w innych wioskach jest inaczej. To byłoby cudnie.Pozdrawiam serdecznie- machając łapami Maxa i koty Gómbałki (żółw się wypiął na machanie, hi, hi)- Iza
Użytkownik justine75 napisał w wiadomości: > Ale żeby traktować dobrze zwierzęta to > trzeba mieć serce,a nie kamień,być wrażliwym,i nie ważne czy mieszka się w > mieście czy na wsi...Pozdrawiam
I niech te słowa staną się wytyczną dla wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć! Żeby jeszcze tak nas głupich dwunogów nie ciągnęło do jedzenia mięsa :(
Moj maluch ma zaledwie 2 lata i chore serduszko.Nigdy, nawet przez chwile nie pomyslalam, ze moglabym go uspic, poniewaz jest niewygodny, a miesieczne wydatki na leki duze. Ktos, kto moze zrobic cos tak okrutnego, jak pozbyc sie psa , kota. ..poniewaz ten psoci, powinien poniesc kare. Inaczej, gdy zwierze jest schorowane, porada weterynarza jest niezbedna, decyzja nalezy do nas.
To do Asa, jesli uwazasz, ze ktos kto za 20 zlotych pozbywa sie psa( kota) i w ten sposob bardziej lubi dzieci, to Ci przysiegam, ze nawet przez sekunde nie uwierze, ze taki ktos lubi dzieci. A co dopiero, jesli przydarzy Ci sie dziecko specjalnej troski, bo i tak tez sie moze przydarzyc. Wyobraz sobie dziecko ktore na nic nie reaguje. Na ile go ocenisz, na sto, czy dwiescie zlotych miesiecznie? A juz wiesz, ze m
popadl w starosc??? Ona juz wie, ze rokowania w sprawie dziecka sa kiepskie, dziecka z ktorym nie miala nigdy kontaktu, bo od urodzenia bylo malym warzywkiem, psa ktory schodzi powolnie z tego swiata. Widzisz as, moje dzieci, co za szczescie, urodzily sie zdrowe i w zdrowiu poprzestaly, nasza wspolna (z dziecmi) suczka, tez urodzila sie zdrowa, a teraz ledwo zipie. Nawet za 10.000 bym jej nie uspila, nie bedac przekonana, ze cierpi (pies, a nie ja)). Ile dostojnosci, czujnosci, a ile zwyczajnych obecnosci nam dostarczyla (jak napisala WKn), - grzyby, maliny, borowki - zawsze z nami. No a teraz taki krotki czas, zebysmy byli z nia, No i z powodu psa nie bedzie wakacji, chyba ze jakis parter willi nad Kanalem i koniecznie te plaze piaskowe. A moze ktos ma super namiary?? Odpada Stella -Plage, jako wyjatkowo nieprzyjazne miejsce.
Sisia jest sliczna!!! Mialam pierwszego maltanczyka z chorym sercem, piesek wszedl do mojego domu poprzez kolezanki, kolezanke, wlascicielki chodowcy na oczy nie widzialam,,,Wlascicielka szczeniakow zachorowala na ciezka grype i porozdzielala szczeniaki po znajomych do pilnowania. No i jedna znich rowniez dostala grype i musial ktos zajac sie szczeniakiem, jej kolezanka zapytala sie mnie , czy nie moge go popilnowac pare dni. Dostalam w ramiona malutka, biala wate z czarnymi oczkami i czarnym noskiem, od tej pory nosilam go przy sercu dobe na okraglo, bo mial byc ewentualnie uspiony ze wzgledu na wade serca.
Wlascicielka wyzdrowiala i dzwoni do mnie, ze jedzie do weterynarza szczepic szczeniaki i sprawdzic ich zdrowie. Mam oddac malucha.Ja sie zaparlam i powiedzialam, ze pieska nie wypuszcze z ramion zanic w swiecie. Ona do mnie z krzykiem, ze to jej szczeniak i zawola policje, ja na to :zawolaj. W koncu zgodzila sie na moje towarzystwo do weterynarza. Wszystkie maluchy 3 sztuki byly o`key, ale "moj" mial nadal wade serca i weterynarz zdecydowal go uspic! Ja zwariowana z przerazenia , zlapalam malucha i krzycze: po mojej smierci, ani lekarz , ani wlascicielka nie mogli mi wytlumaczyc, ze nie mam prawa do takiego wariactwa. Po uspokojeniu sie troche, zapytalam lekarza, czy piesek cierpi? i jaka bedzie mial smierc? Odpowiedz: serce peknie i on nic nie poczuje, bo tak szybko to sie stanie,,, To ja na to: ja chce , zeby umarl w moich ramionach, przy moim sercu a nie od zastrzyku. Duzo bylo dyskusji z wlascicielka, podpisalam papier, ze podejmuje cala odpowiedzialnosc i zostalam wlascicielka bialego puchu z czarnymi oczkami. Pierwsze lata byly koszmarne, bo diagnoza od weterynarza byla: moze zyc max 3 tygodnie!!! Dlatego byl noszony przy moim sercu dobe na okraglo, przemycalam go do sklepu na zakupy, do kina, nigdy nie byl sam.Uplynal 1-szy rok, 2-gi, 3-ci, mial w lecie 94-y straszne ataki z powodu lata stulecia i okropnych upalow. Zawijalam go w mokre reczniki mrozone w zamrazalniku, zmienialam je na okraglo, spalismy na tarasie, bo w domu sie nie dalo.
Moj kochany maltanczyk zyl 10 lat!!!! Kazdego dnia przy mnie, w pracy byl ze mna ( restauracja ), co bylo kompletnie zabronione:)
I tak by zyl jeszcze dlugo, gdyby nie zostal zagryziony na smierc przez wolno puszczone psy , cwiczone do zabijania, przez narkomana i kryminaliste,,,,
Nie zapomne nigdy tego pieska, on byl moim najwiekszym przyjacielem, moja radoscia kazdego dnia, a weterynarz nie mogl zrozumiec jego dlugiego zycia, bez zadnych tabletek i operacji.
Ze wzruszeniem przeczytałam wszystkie te psie historie.
Chcialam się tylko odnieść do tego, co napisała AS. Pies na wsi ma swoje zadanie do spełnienia- podobnie jak gospdarze. Ładny kawałek wieprzowiny nie gościł by na naszym cywilizowanym miejskim stole, gdyby gospodarze mieli dylemat moralny z kazdym zabiciem zwierzęcia, które żyje w ich gospodarstwie.
Piękne sa te historie o przyjaźni miedzy człowiekiem a psem, tylko, ze ta "miejska" relacja ma swoje drugie oblicze- psiaki- zabaweczki, które zostały wyrzucone z pędzącego auta, psiaki porzucone w lesie, bo znudziły się swoim cywilizowanym gospodarzom, psiaki katowane ze zwykłej głupoty, psiaki dręczone, głodzone, albo przekarmiane.... Na wsi tak się zwierzat nie traktuje. A jeśli ktos tak zwierzeta traktuje- to jego zachowanie jest natychmiast piętnowane. Tyle wynika z moich obserwacji.
To co napisała AS może wydaje się bezduszne, ale jest pozbawione okrucieństwa...
Tylko tyle chciałam napisać, zanim ktos powiesi kolejnego psa na AS... I juz zmykam pełna obaw, ze mnie się z kolei dostanie...
Pozdrawiam- Ciebie Lidzia w szczególności, mam nadzieję, ze Twojemu pieskowi lekarz jakoś pomoże.
Nie wiem. Mój wujek miał kurkę tak wytresowaną, że niejednemu psu głupio by było przy niej stanąć. Dlatego nie rozumiem, czemu psy są uprzywilejowane. Taki zwierzęcy podział na równych i równiejszych?
Może trochę... Ale... Erka ja mam psa i króliczka, gościnnie jest też kot. I nie wywyższam żadnego z nich. Ba uważam, ze kot i królik jest 150% madrzejszy od psa (przynajmniej tak jest u mnie).
Red, chyba sie nie zrozumialysmy, wcale nie uwazam, ze psy sa madrzejsze niz inne zwierzeta, chodzilo mi o to, iz swinki czy kury sa hodowane w celach konsumpcyjnych.
Pochwalić- nie ( tzn ja bym nie chwaliła) Ale z tego, co wyczytałam AS udzieliła tej rady w dobrej wierze, więc nie widze powodów by snuc publiczne domniemania na temat moralnych kwalifikacji As. Przynajmniej mnie się to bardzo żle czytało. Wydawało mi się, ze zaraz odpisujący tak się nakręcą, zę uznają za pewnik, ze As uspiłaby własne dziecko. No i sama stawiasz swój ranking zwierząt- pies wyżej od kury i świni. Czy człowiek w takim razie nie powinien być jeszcze wyżej? ( no mniejsza- to taka erystyczna figura)
A co do stosunku do świni i kury- tutaj widzę troche hipokryzji, bo w końcu to też nasi bracia mniejsi. Odczuwają ból, cierpią. Czym to cierpienie różni się od cierpienia psa? Czy różnica jest w tym, ze świnka nie śpi z nami w jednym łóżku? Bo jest brudna i nie chcielibyśmy takiego towarzysza?
Tak nawiasem- moja babcia oswoiła indyczkę, kiedyś :) Nie wiem, jak to się stało- w każdym razie indyczka wszędzie towarzyszyła babci :) Oswojona świnka tez jest przesympatycznym towarzyszem i to nie prawda, ze jest mniej inteligentna od psa.
Byłam niedawno na takiej kwaterze, której gospodarz był mysliwym. Dla mnie to było kiedyś mocno kontrowersyjne- zabijanie zwierząt. Wyzwiązała się rozmowa na ten temat. To, co opowiadał ten gospodarz było niezwykle fascynujące. Ci mysliwi nie zabijają zwierząt dla sportu, czy adrenaliny. Dokarmiają zwierzęta zimą, gonią kłusowników ( wyobraźcie sobie, ze sa ludzie, którzy potrafią zastrzelić matkę, która ma młode), odstrzeliwują szkodniki... Pan opowiadał, ze kiedyś widział głuszca- strasznie mnie chwyciła za serce ta historia, bo ze łzami w oczach opisywał jakie to piękne stworzenie... mówił, ze nie strzelił wtedy, bo tak ujęło go jego piekno.
Szacunek dla zwierzęcia to nie tylko unoszenie się w ochach i achach nad inteligencją psa.
Oglądałam program w telewizorze, o prymitywnych kulturach. Eskimos, który poluje, żeby wyzywić swoją rodzinę, dziękuje schwytanej rybie, czy ptakowi, za to, ze dzięki jej/jego zyciu rodzina ma posiłek i może przetrwać kolejny dzień. Szacunek dla życia, dla istot zywych...
Widzisz Agik, dlatego ja nie jem miesa. Rozumiem koniecznosc selekcji. W USA mnowstwo ludzi ginie w wypadkach spowodowanych przez sarny, ale.............nie toleruje znecania sie nad zwierzetami.
Tak sobie czytam i czytam te wszystkie historie i podziwiam wszystkich ktorzy darza swoich psow miloscia.Ja tez pochodze ze wsi ,niby blisko stolicy ale zawsze to byla wies ! Moja babcia hodowala drob ,swinie ,kroliki ,miedzy tym wszystkim paletaly sie psy i koty.Duzy pies misiek strozowal domu,male lataly sobie luzem,mial duza bude pod orzechem,dlugi lancuch ,swoja miske i druga na wode,w dzien strozowal w nocy biegal po zagrodzeniu.Przezyl u nas 14 lat,2 razy w swoim zyciu byl chory,wiejski weterynarz Wladyslaw ktory byl wzywany do krow sasiada nigdy nie odmowil zeby zbadac i leczyc miska.Kiedys szczepiono psow tylko przeciw wsciekliznie,nikt nie myslal o nosowce czy innych szczepieniach.Gdy zachorowal i nie bylo juz ratunku,weterynarz przyjechal do domu i uspal psa,wszyscy bardzo to przezyli,ale tlumaczyl ze trzeba tak zrobic bo pies sie meczy.Ucieklam wtedy z domu i beczalam w kacie caly dzien,tak samo bylo z moja 17 letnia suczka,towarzyszyla nam wszedzie,bawila sie z moja corka,jezdzila z nami na wczasy,byla wierna do przesady ,nawet do lazienki za mna chodzila krok w krok,byle byc ze mna. Przeszla 2 operacje,wydalam kupe kasy na leczenie,przedluzylam jej zycie o 2 lata ,decyzje o uspaniu odkladalam ! a gdy nadeszla,bylam chora przez 2 tyg,nie moglam jesc ani spac ,taka to byla milosc miedzy nami. Nie jest prawda ze teraz na wsiach wszyscy traktuja inaczej psow,moze sa jakies przypadki zacofania i glupoty ludzkiej,ale to skrajne przypadki ,dobry wlasciciel kocha i szanuje swojego psa. Wypowiedzi as nie bede komentowac ,zrobili juz to inni ! mysle jednak ze juz nigdy nie wezmie zadnego psa na swoje podworko.Pozdrawiam psiary i kociary
Co do kontrowersji wzbudzonych przez As...też mieszkam na wsi, też mamy psy - trzy pekińczyki i podhalańczyka, istne zoo. To prawda, że traktowanie zwierząt zależy od człowieka a nie od miejsca, gdzie mieszka. Wszędzie można być katem i wszędzie można traktować zwierzę jak swojego "mniejszego" brata, który ma prawo do godnego życia. To co zrobiła As podyktowane było specyficzną sytuacją, ten pies spróbował już gdzieś duszenia kur i tego już nigdy nie dałoby się zmienić, wiem co mówie, jedna suczka - pekinka, a więc nie żadna rasa myśliwska - też dusi kury. Gdyby któraś wyszła poza ogrodzenie - marny jej los. Teraz dla wrażliwych na cierpienie zwirząt opiszę jak wygląda proces duszenia...najpierw pekinka doskakuje i rani ptaszka, wyrywa mu pióra a kiedy ptaszyna słania się na nogach i sama pada, wtedy pewnie pies kończy dzieło...nie wiem, bo jak dotąd zawsze jakos udało się uratować słaniającego się i oskubanego z piór ptaka...pewnie bardzo cierpiał. Nie powiem, na widok tak umęczonego zwierzaka, to miałam mordercze myśli w stosunku do pekińczyka...Ale pomijając uczucia - w takim przypadku, w gospodarstwie, pies nie jest maskotką, która z nudów obgryza sofę czy siusia na dywan, pies taki staje się szkodnikiem, tak jak np. lis i moim zdaniem decyzja As była słuszna...ja co prawda pomyślałabym o innym rozwiązaniu, np. oddała psa w dobre ręce, do domu z ogrodzeniem...ale w tym przypadku As uchroniła psa od gorszej śmierci, zostałby albo otruty przez sąsiada, któremu narobił - jakby nie patrzeć - szkody - albo w inny przykry sposób przez niego unieszkodliwiony. Gdy sąsiadowi gineły gołębie, otruł nasza ukochaną kotkę, męczyła sie parę dni, ale nie było dla niej ratunku...tak bywa, gdy na zwierzaka pada podejrzenie, że uszczupla dobytek sąsiada... Takie są realia wsi, gdy ktoś coś hoduje, to nie po to by owoc pracy zagryzł pies. W takim przypadku kurki są na uprzywilejowanym miejscu a pies staje się zwykłym szkodnikiem. Tu moim zdaniem leży różnica w podejściu do psów na wsi i w mieście. U nas rozwiązaliśmy problem odgradzając kury, nikomu nie przyszło do głowy usypiac psa z tego powodu. A gdy wypuszcza sie kury na cały ogród, to zwykle psa sie zamyka w domu...innego wyjścia nie ma...ale są różne sytuacje i zastanowiłabym sie dwa razy zanim kogoś zwyzywam lub obrażę. Do autorki wątku: zbadałabym gruntownie pieska, ale gdyby dalsze życie miało ozbnaczać dla niego duże cierpienie, nie wahałabym się uśpić zwierzę. To cudowne, ze jest tyle osób, które poswięcają swój czas dla ratowania pupilów...ale czasem wynika to ze strachu przed cierpieniem, jakie będziemy odczuwać po śmierci ukochanego zwierzątka...a zwierzak cierpi, z woli swego pana... I jeszcze historia z życia wzięta, co do traktowania psów i dzieci, bo cos tu już wcześniej wyczytałam. Sytuacja wyglądała tak, że wnuczek, pięcioletni, podszedł do babci i miał chęć wejść się jej na kolana, a wtedy pies, dalmatyńczyk (pewnie z zazdrości) skoczył do malca, uszkadzając mu zębami łuk brwiowy. Reakcja babci była taka, że to wina malca a nie psa...pies nie został ukarany, ani anwet zganiony...jak widać są ludzie i parapety i nie zawsze osoba, która kocha zwierzęta kocha dzieci. Każde przegiecie bywa zgubne w skutkach...
Nie spodziewałam sie,że czeka tu na mnie taka lektura,cieszę się,że podzieliliscie(podzielilyscie) się z innymi wzruszającymi opowieściami - milo wiedziec,ze sa na swiecie ludzie ktorzy tak bardzo kochaja zwierzeta. Powracajac do mojej psiny,oczywiscie byłam u lekarza; wypytał mnie o wszystko,zbadal sunie- na szczescie nic zlego sie nie dzieje(tak stwierdzil weterynarz),powiedzial,ze psy w tym wieku maja niekiedy takie pragnienie,a u mojego psa wynikalo to niby z powodu goraczki. Zapytal czy codziennie ma takie pragnienie,ile psina dokladnie pije,a potem mnie uspokoil i stwierdzil,ze to,,normalna sprawa". Hmm co do sikania,to juz inna bajka,wynika,ze to ja odpowiednio nie dbalam o psa i tak sie nauczyla :/dziwna sprawa! Nie sadzicie?pozdrawiam
Samo badanie nic nie da,psu trzeba pobrać koniecznie krew,moja Dżunka z wesołego psa stała się smutna,w ogóle nie chciała jeść,sierść stała się matowa.Pojechaliśmy do veta,zbadał ją miała gorączkę i powiększone węzły chłonne,natychmiast pobrał jej krew,laborantka od razu zbadała i okazało się ze ma kleszcza.Dostała na miejscu 3 zastrzyki, leki do domu,za 5 dni pojechaliśmy na kontrolę,gorączka spadła,ale leki dał jeszcze na 4 dni dodatkowo.Odzyskała apetyt i teraz ma piękną błyszczącą sierść:)I jest zdrowa jak dawniej:)
Jestem zła,niewyspana,ale rowniez bezsilna...wszystko za sprawa mojego pieska. Juz nie wiem co ja mam robic?!Mam ratlerka miniaturke i jest w mojej rodzinie od 14lat, jak widac ma juz swoje lata i stad moje problemy. Gdybym chociaz widziala,ze psina naprawde sie meczy,to moze i mialabym na tyle odwagi,zeby ja uspic,ale na ten moment sprawa przedstawia sie nastepujaco: co do jedzenia,to nie ma zadnych problemow,gorzej jest juz ze wzrokiem - potrafi tak przywalic w szafki,ze czasem zastananawiam sie czy ona jeszcze w ogole widzi,nio i naistotniejsza sprawa ,,zalatwianie sie" :/ Potrafie po niej sprzatac kilkanascie razy dziennie,a o zmianie ,,pieluch" czyli rzeczy w ktorych spi juz nie wspomne.Chodze niewyspana,bo codziennie jest ta sama historia,jak tylko kladziemy sie spac,pies zaczyna buszowac i a to trzeba dolac jej wody do miski,a to jeszcze wyprowadzic ja kilka razy...nie mam pojecia kto meczy sie bardziej,czy my czy pies?Normalna dla nas sprawa stalo sie tez zwijanie dywanow na noc lub wtedy,gdy nie ma nas w domu.Moze to i glupie,ale czasem zastanawiam sie jak ja mam przyjac gosci,bo nie wiem co moze ich spotkac... Wiem,ze pewnie niektorzy powiedza:,,z czego ona robi problemy,uspic psa i po kłopocie" - zeby to bylo takie proste. Jakby nie bylo,to czlonek rodziny i sumienie nie pozwala mi na to,zeby ja uspic. I w taki oto sposob znalazlam sie w sytuacji bez wyjscia...chyba bez wyjscia.Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Hmmm, ja mam psa czteromiesięcznego, ale zachowuje sie dokładnie tak jak Twój. W meble nie walił, ale gryzł je i drapał. Ja nie wytrzymałam nerwowo i piesek poszedł do kojca (na szczęście mam podwórko na tyle duże, żeby się wybiegał).
Rozumiem Cię doskonale.Też nie mogłam zdobyć się na uśpienie .Jedyne co mogę poradzić( o ile jeszcze nie byłaś) to wizyta u lekarza weterynarii.Niech oceni stan ogólny pieska i powie jakie są rokowania.Pozdrawiam.
To tylko zwierzę. Uśpić i po problemie. Śmieszy mnie, że ludzie martwią sie o zwierzęta a o dzieci juz nie. Miałam pieska. Był zdrowy ale głupi. Musiał byc na łańcuchu bo jak się uwolnił to zagryzał kaczki, kury i indyki sąsiadom. Postanowilismy go się pozbyć. Rozważaliśmy różne sposoby ale nie chcieliśmy problemów. W końcu ja wpadłam na pomysł by wezwać weterynarza. Jeden zastrzyk i po psie. Kosztowało to nas 20zł 6 lat temu. Pies miał 10lat. Widok nie był fajny ale pozbylismy się problemu. U Ciebi jest o tyle lepsza sytuacja, że pies jest stary i ślepy. Wykończycie się przy nim jak po nocach nie będziecie spać.
Aż nie wiem co mam o tym myśleć!!!!! Bardzo przykra jest starość i to nie tylko u zwierząt, ale trzeba o tym myśleć jak się pod swój dach przygarnia takie bezbronne stworzenie, każdy się kiedyś zestarzeje i co EUTANAZJA bo przeszkadza, bo nie można się wyspać...... niesamowite!!!! Trzeba pamiętać też o tych chwilach dobrych które kiedyś nam zwierzątko (jak było jeszcze młode) dawało...Chyba nie będę na ten temat więcej się rozwodzić, bo mogę o słowo za dużo napisać. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w opiece nad starym pieskiem.........
To jest zwierze a nie człowiek. Jestem przeciwna eutanazji u ludzi. To inna sprawa.
No nie wiem czy zwierze to gorszy stwor niz czlowiek? Nie cierpi, nie okazuje przywiazania, nie czuje bolu? Jakos dziwnie sie czyta... Z drugiej strony przyznam, ze ludzkie podejscie do zwierzat jest w ogole dziwne bo nieraz rozczulamy sie nad pieskiem czy muszka ale jadamy ze smakiem mieso, nosimy skurzane buty i torebki. Hmmm ludzie sa chyba ogolnie rzecz biorac i nie wylaczyjac mnie ambiwalentnie nastawieni do zwierzat.
Jednak nie potrafilabym potraktowac zwierzecia domowego tak...przedmiotowo.
Dobrze, że ludzi się nie usypia jak są głupi! A może szkoda.....?
Dajcie sobie spokój. Mieliscie doradzić autorce wątku, a nie rozprawiać o eutanazji.
Dlaczego uogólniasz,że ludzie martwią się o psy,a o dzieci nie?Moim zdaniem,ten kto martwi się o zwierzęta,martwi się również,albo przede wszystkim o ludzi.Psy jak i ludzie,mają rożne charaktery i trzeba nad nimi pracować.Nigdy nie uśpiłabym tak jak piszesz zdrowego psa.To mi się po prostu nie mieści w głowie.
As żaden pies nie jest głupi,to zależy jak się psa chowa,jakby był chowany od małego z kurczaczkami i kaczkami ,na pewno by nic nie dusił.Moja babcia nie trzyma teraz żadnych kur czy kaczek,ale kiedyś chowała dla siebie.Miała suczkę Perełkę która miała 2 szczeniaki,chodziły razem i nigdy nic nie udusiły ,jeszcze kogut łobuz ich dziobał,nawet mnie skoczył na głowę.Człowiek który nie kocha zwierząt,nie kocha też ludzi! zwierzęta są bezbronne i zasługują żeby traktować je z szacunkiem,bo są nam wierne,a niektórzy ludzie są bardzo źli,kochają tylko siebie.
Pies powinien dostawać treściwe jedzenie a nie ochłapy,wtedy nie będzie zagryzał zwierząt(tylko psy myśliwskie mają instynkt,duszenia)
Bardzo dobrze rozumiem Lidzie,my też musieliśmy uspać naszą suczkę bardzo starą,miała 17 lat i się męczyła i była to bardzo trudna decyzja:( mama odwlekała uśpienie z dnia na dzień,ale wreszcie on nadszedł.Lidziu jeżeli się męczy, musisz podjąć decyzję:(Pozdrawiam.
Z reguly to nie psy sa glupie, tylko ich wlasciciele.
"postanowiliśmy się go pozbyć, "jeden zastrzyk i po psie". Chryste, dawno tak się nie zdenerwowałam, brak słów. Ludzie bez serca nie powinni mieć nie tylko zwierząt, ale i dzieci, wychowują takie same bezduszne istoty jak oni sami. A weterynarz powinien odpowiadać karnie, zabicie zdrowego psa to przestępstwo.
Mnie tez nerwy "puscily" jak to czytalam.
"Chryste, dawno tak się nie zdenerwowałam, brak słów. Ludzie bez serca nie powinni mieć nie tylko zwierząt, ale i dzieci, wychowują takie same bezduszne istoty jak oni sami. A weterynarz powinien odpowiadać karnie, zabicie zdrowego psa to przestępstwo".
nie moge nic napisac, tak mi bardzo przykro...
kocham psy... wszystkie.......
i jak ktos juz powiedzial - nie ma glupich psow, sa tylko glupi wlasciciele
nie moge wiecej, musialabym napisac cos nieprzyjemnego...
.........................................................................................
Użytkownik as napisał w wiadomości:
> To tylko zwierzę. Uśpić i po problemie. Śmieszy mnie, że ludzie martwią sie o
> zwierzęta a o dzieci juz nie. Miałam pieska. Był zdrowy ale głupi. Musiał byc
> na łańcuchu bo jak się uwolnił to zagryzał kaczki, kury i indyki sąsiadom.
> Postanowilismy go się pozbyć. Rozważaliśmy różne sposoby ale nie
> chcieliśmy problemów. W końcu ja wpadłam na pomysł by wezwać
> weterynarza. Jeden zastrzyk i po psie. Kosztowało to nas 20zł 6 lat temu. Pies
> miał 10lat. Widok nie był fajny ale pozbylismy się problemu. U Ciebi jest o
> tyle lepsza sytuacja, że pies jest stary i ślepy. Wykończycie się przy nim jak
> po nocach nie będziecie spać.
Sorry as ale Twoja wypowiedz jest najglupsza wypowiedzia jaka kiedykolwiek czytalam.Jak mozesz tak pisac???To nie jest tylko zwierze to jest przyjaciel ,ktory kocha bezgranicznie...uspic i po problemie...matkooo....nie zycze Ci aby kiedys Twoje dzieci stanely przed dylematem co zrobic z Toba na stare lata..opiekowac sie do ostatnich chwil,czy oddac Cie do Domu Starcow.Czlowiek ,ktory zle traktuje zwierzeta podobnie traktuje ludzi...Zastanow sie nad tym.
Popros dzieci , że jak juz bedziesz stara i niedołężna to niech oddadzą Cie do przytulku !!!!! Zaplacą jakies 200zl na mc i pozbedą sie problemu. Oczywiście widok nie będzie fajny :)
vikunia... z ust mi to wyjęłaś
Zszokowalas mnie. Mamy psa i nie wyobrazamy sobie momentu jak to okreslilas "pozbycia się go" albo uwiezienia na lancuchu. Tak samo martwimy sie o psa jak i o dzieci. A dzieci przy kazdym zwierzeciu ucza sie odpowiedzialnosci, wrazliwosci, opiekunczosci, dbania o drugą istotę. Wiem jedno ze jak zestarzeje sie moj pies bedziemy sie nim opiekowac.Jest takie piekne przyslowie brazylijskie "Dbaj o każda zywa istote tak, jak bys dbala o siebie"
Na starość nie ma lekarstwa, na głupotę niestety też.....
Od kąd pamiętam mieliśmy owczarki niemieckie w domu. Trzeci z kolei (gdy pozostałe już odeszły)
został zakupiony jak miam może z 5 lat. To było bardzo mądre zwierzę bardzo go wszyscy domownicy kochali.
Któregoś dnia zaczął trzepać uszami, zabrałam go do lekarza bo coś mi się nie podobało.
Okazało się że zachorował na zapalenie uszu, były krople,
narkoza i operacyjne czyszczenie uszu kilka razy,
Był ból fizyczny, nocne wizyty domowe weterynarza i godziny z kroplówkami w ręce,
(jak odchodziliśmy wyrywał igły) nieprzespany tydzień i czuwanie na zmianę.
Była ostatnia noc kiedy zasnął mi na rękach...i już się nie obudził.
A potem tydzień ciszy i tylko łzy płynące po policzkach domowników.
Ósmago dnia spotkałam znajomego , którego znajomy miał szczeniaka do oddania w dobre ręce,
pomyślałam obojetnie jaki będzie biorę bo atmosfera w domu nie do wytrzymania.
Okazało się że był identyczny ;))
Dzisiaj bez zastanowienia zrobiłabym tak samo od pierwszych oznak szukałabym pomocy.
Zwierzę to nie kłopot!!!
Życzę Ci żebyś trafiła na mądrego weterynarza...
p.s sorry Mal55 za nisko się podpięłam pisałam do tej wypowiedzi co Ty
Moja milosc do Owczarkow przejawia sie faktem posiadania 5-ciu sztuk, najpierw byla Mama I Tato, a dzieci tak szkoda bylo oddac.
Wiesz As dobrze, że nie spotkałyśmy sie nigdy w realu - smutne by było to spotkanie!!!
"Im lepiej poznaje ludzi, tym bardziej kocham zwierzeta"
A przypadek As jest tylko tego dowodem.
Pozdrawiam " psiare"
Też Ciebie pozdrawiam serdecznie - podobnie jak Ty "Im lepiej poznaje ludzi, tym bardziej kocham zwierzeta"
Ty jestes kompletna idiotka!!!!! Nie mam slow na Twoja glupote i brak serca!!!! Tylko GLUPI czlowiek ma "glupiego" psa, zaden pies nie jest glupi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ty jestes tak strasznie GLUPIA, ze az mi sie otwiera noz w kieszeni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
USPIJ siebie i wara do posiadania zwierzat!!!!!!!!!!!!!!!!!!, bo jak tylko bym mogla, to: i bez zadnego znieczulenia!!!!!!!
Wczoraj Pampas wylał mi na łeb wiadro zimnej wody, przypominając, że niestety na wielu wsiach w Polsce stosunek do zwierząt jest mocno przedmiotowy. I rzeczą zwyczajną jest "pozbywanie się kłopotu w sposób niehumanitarny".
Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni - i te biedne, skazane na łaskę i niełaskę dwu- i czworonogi doświadczą w końcu lepszego losu od najgorszego ze zwierząt - człowieka!
Poryczalam sie, bo wlasnie napisalam o moim maltanczyku i walce o jego zycie.
Mieszkam teraz na wsi i tu prawie kazdy ma psa, zebys widziala , jak te psy sa kochane, mimo ogromnych ogrodow, kazdy idzie z psami na spacery wiele razy dziennie. Zaden pies nie jest uwiazany na lancuchu, co w Szwecji jest kompletnie nie dozwolone!!!
Zdazaja sie tragedie , wlascicielka umyslowo chora trzymala 50 pieskow zamknietych w domu, w strasznych warunkach, ale w koncu sasiedzi doniesli na policje i pieski zyja wspanialym zyciem u nowych wlascicieli.
Tak, kochana, nie ma gorszego zwierzecia niz czlowiek!!!!
Bardzo bym chciała, żeby na świecie coś się w końcu zmieniło w kwestii wzajemnego odnoszenia się do siebie i do zwierząt.
Może w końcu nauczymy się dobra na własnym złu.
Historia maltańczyka niezwykła - jego odejście - samo życie - głupota ludzka nie zna granic.
Ufff, ale dzisiaj parno :/
Humor poprawił mi dopiero koktajl jagodowo-bananowo-limonkowy na jogurcie :)
Tu tez parno, jutro ma byc burza i pioruny, tak jak sie ich boje, tak je uwielbiam :))))
Och, kochana, ja tez mam taka wizje, wszyscy zyjemy w symbiozie, w zajemnym odnoszieniu sie do siebie i zwierzat, nauczymy sie , bo nie ma innej opcji!!!!
A u mnie wiaterek i cudowna noc polarna, jasno i cieplo:)
ale masz "twarde" poglądy... nasz stosunek do zwierząt świadczy o tym jakimi jesteśmy ludźmi.
W mojej rodzinie tez był taki kłopot pare lat temu mielismy ukochanego pieska z którym sie wychowywaliśmy gdy mial 15 lat zaczał zderzac sie z wszystkim co spotkal na drodze, były to oznaki starosci, tracił wzrok, doszło nawet do tego ze zderzył sie z domem gdy był w ogrodzie, zawieżlismy go do weterynarza i niestety nie było ratunku bo piesek meczył sie nic nie widzac i musielismy go uspic, niestety lekarstwa na starosc nie ma i ty tez powinnas sie zastanowic nad takim rozwiazaniem, pozdrawiam
Ja bym poszla z nim do weterynarza i wtedy ´na podstawie okowan podjela decyzje. Moze mozna mu jeszcze pomoc? Albo tez podleczyc czy ulatwic zycie Tobie i jemu?
Historia jakich wiele ,sama ostatnio musialam pozegnac 16 -letniego przyjaciela ,byl slepy od dwoch lat , gluchy mial klopoty z nerkami ale po antybiotykach jakos na chwile przechodzilo ,pomimo tego psiak czul sie dobrze w sensie nie cierpial ,ale gdy zaczal okropnie kaszlec kaszlal dzien i noc dobrze ze mamy podworko bo inaczej byloby ciezko ,okazalo sie ze ma wode w plucach i ze to kwestia dni i udusi sie ,wolelismy na te powolna smierc nie patrzec.
przede wszystkim pamiętaj, że Twoja sunia nie robi tego świadomie czy złośliwie, ona też nie wie, co się dzieje, jest zagubiona i zdenerwowana. niestety psia starość niesie takie właśnie nieprzyjemnie zarówno dla psiaka jak i właściciela skutki być może suńka rzeczywiście oślepła i nie rozpoznaje pory dnia, co zburzyło jej codzienny rytm. najsensowniej będzie pójść do weterynarza, niech fachowiec oceni, czy suni mozna jakoś pomóc, czy nie ma sensu, żeby się dłużej męczyła. obyś tylko nie trafiła na takiego psiego rzeźnika jak ten, którego sprytnie wynalazła moja ulubiona od dziś As pozdrawiam ciepło.
A powiedz czy jak sunia była młodsza załatwiała się tak jak trzeba czy też się robiła to gdzie się jej spodobało ? Znam wielu ludzi którzy mają i starsze psy ale o takim czymś słyszę pierwszy raz.
Starość jest przykra nawet i u psów. Mamy też psiunię ma co prawda dwa lata dopiero ale już nie raz się zastanawiałam jaka będzie za np. 10 lat. Na pewno jej nie uśpię no chyba że już będzie bardzo, bardzo chora. Ale też nie jestem tego pewna na 100%.
Lidziu,moja rada jest taka.zasiegnij porady weterynarza on najlepiej okresli jaki jest stan psinki,jesli lekarz zadecyduje ze nie ma dla niej juz ratunku to ja zdecydowalabym sie na uspenie psa,poprostu zeby sie dluzej nie meczyl....
Nie wiem, czy masz weterynarza, do którego zawsze chodzisz ze swoim psiakiem. Dobrze szczególnie w takiej trudnej sytuacji udać się do lekarza, który umie ocenić nie tylko stan fizyczny zwierzęcia, ale i psychiczny.
Czasem słucham opowieści pani weterynarz, która od lat zajmuje się naszym schorowanym od urodzenia labradorem - włos jeży się na głowie, jakie głupoty robią właściciele zwierząt i czasem weterynarze leczący te zwierzęta. A ona? Ona zwyczajnie nie umie pogodzić się krzywdą, jaką wyrządza się zwierzakom.
Ale... opowiadała również o wzruszającej historii psa i jego pana. Pana zobaczyłam jak wychodzi zamaszystym krokiem, trzaskając drzwiami ze słowami "k... m..." i rzucając ze złością obrożę i smycz pod okna gabinetu weterynaryjnego. Wówczas myślałam, że facet jest niekulturalny lub niezrównoważony.
Okazało się, że nie mógł rozstać się ze swoim wiekowym i schorowanym wilczurem, który nie był w stanie chodzić, miał problem z przyjmowaniem pokarmów i bardzo cierpiał, chorując zdaje się na raka. Lekarka po prostu podjęła męską decyzję i kategorycznie zażądała skrócenia cierpień psa, którego pan tak bardzo kochał. Łza się kręci w oku. Tragedia, w której uczestniczył jeden pies i dwoje przeżywających to ludzi.
Takiego psiego lekarza i Tobie życzę - aby umiał właściwie ocenić jego kondycję. I żeby umiał leczyć, jeśli jest to możliwe (przypuszczam, że mojego chorego na sporo rzeczy psa niejeden właściciel uśpiłby będąc na moim miejscu, aby pozbyć się kłopotu. A pies żyje i chyba ma się całkiem nieźle :))
Pozdrawiam
Mam nadzieję, że As przeczyta to, co napisałaś i może jeszcze raz przemyśli swoje stanowisko...?
Lidziu, też bym zasięgnęła opinii dobrego i sprawdzonego weterynarza.
Dziękuję Wam serdecznie za porady, na pewno przy najblizszej okazji wybiore sie do weterynarza,choc nie ukrywam,ze tak jak niektore osoby mam obawy co do ,,fachowej opinii". Nie jestem weterynarzem,ale patrzac na moja psine sadze,ze narzady wew. ma zdrowe, a co do robienia pod siebie,to zauwazylam,ze sunia normalnie wstaje,kuca i po prostu sika - wlasnie to mnie dziwi,bo przeciez ma sile wstac,chodzic,wiec ,,bez problemu" moglaby(tak jak zawsze to robila) pokrecic sie przy drzwiach i wtedy znioslabym ja na dwor.Tak teraz przypomnialo mi sie,ze mialam napisac,ze psinka zaczela baaaardzo duzo pic - kurcze,az samej mi teraz glupio,ze tak zlekcewazylam ta sprawe- moze sunia na cos choruje,a ja zamiast ruszyc tylek,to jeszcze Wam zawracam glowe...ale z drugiej strony dzieki Wam mam mobilizacje do dzialania.Jeszcze raz dziekuje.
A czy czasem psy chore na nerki nie piją nadmiernych ilości wody?
Absolutnie nie zawracasz głowy.Powodzenia!
Jeśli suczka dużo pije, może to świadyczyć o ropomaciczu, chorobie nerek, zaburzeniach hormonalnych, lub jeszcze innych... Koniecznie idz do weterynarza, najlepiej ( jesli nie masz sprawdzonego) , do jakiegos poleconego przez innych. Niestety wielu jest nieuków, ktorzy nie dość, że wyciagna kasę to jeszcze zaszkodzą.Od 26 lat mam psy, przyjaciół weterynarzy, wiele widziałam i sie nasłuchałam...
Ja też stoję przed trudna decyzją: moja najstarsza suczka 13,5- letnia sznaucerka olbrzymka,( z mojej hodowli z resztą) jest już tak schorowana i cierpiąca ,że ta odwlekana decyzja musi zapaść. Od roku ma nowotwór tarczycy, jajnika, ale najgorszy problem jest teraz z chodzeniem; ma straszne zwyrodnienia stawów, tył juz dawno kiepsko działa, teraz dołączyły się bóle w stawach barkowych. Każde wyjście przed dom to masakra: dyszy, siusia z bólu i stresu na schodach ( nieszczęsne 8 stopni do windy), koszmar.. Od miesiąca jest na metacamie - zwiększam dawkę, ale to juz nie działa... Tyle ,że ma apetyt, gdyby nie trzeba było się ruszać... Uważam, że to szczęście, kiedy można skrócić cierpienie istocie którą kochamy, kiedy już nie ma nadziei na poprawę.
U twojego psa, być może jeszcze nie musi tak być.
Co do as, nie będę się wypowiadać
Nadmierne picie ma najprawdopodobniej podloze chorobowe. Jesli chodzi o siusianie, oprocz choroby (np. zwieracze tak jak u ludzi zwiotczale) mozliwe jest, ze Twoja sunia poprostu nauczyla sie, ze "moze" bez pardonu siusiac tam gdzie stoi. Sadzac z tego co piszesz ona nawet nie stara sie zasygnalizowac, ze "musi". Oczywiscie moge sie mylic.
Rowniez jestem zdania, ze naszym czworonogom nalezy sie u nas emerytura. Za co? A no za lata wiernosci i radosci jaka nam daja, za bezwarunkowa milosc do nas. Moj poprzedni pies zmarl nagle, najprawdopodobniej na serce. Mial 16 lat. Do ostatniego dnia wodzil za mna oczami jakby chcial powiedziec "dziekuje". Wdzieczna jestem losowi, ze oszczedzil mi decyzji, ktora najprawdopodobniej w niedlugim czasie bedziesz musiala podjac. Pochowalismy go skrycie przy ksiezycu w pobliskim parku (tutejsze prawo zakazuje).
Jeszcze przez pol roku placilam podatek za psa, ktorego nie mialam. A pozniej kupilam szczeniaka, Jack Russel Terier. Ma na imie Kuba. Niedlugo skonczy dwa lata. Oczko w glowie calej rodziny. Na emeryture pojdziemy chyba razem.
Zycze Ci duzo cierpliwosci i sily. Twoja sunia na to zasluzyla. Pozdrawiam. Elzbieta
Lidziu, Twój piesek moźe mieć cukrzyce, ale trzeba to sprawdzić poprzez badanie krwi, np glukometrem (krew pobiera się z małżowiny usznej). Rokowania przy cukrzycy - zdecydowanie złe, choć można podawać insulinę i patrzeć czy stan się stabilizuje. Skoro przestał widzieć, wciąż musi konfrontować to co pamięta z nową sytuacją, a nie jest to łatwe. Trzeba popracować z psinką, by nauczyła się sygnalizacji chęci siusiania. Istnieje możliwość, że to ludzie muszą zaobserwować jej zachowanie bo może sygnalizuje tylko inaczej. Trzeba dużo do niej mówić spokojnym i pewnym tonem, bo pies wyczuwa niezadowolenie swojego pana. I oczywiście pójść do weterynarza. Życzę dużo cierpliwości, a gdy przyjdzie pora - odwagi!.
nasz pies, lat 13,5 zredukowal nam wakacje ubiegloroczne do minimum, w bezpiecznej odleglosci.Bo gdybyby co, to bylismy trzy godziny pociagiem od domu.
W miedzyczasie postarzal sie straszliwie, nie widzi, nie slyszy, ot, taka staruszka specjalnej troski. Prawd
opodobnie w tym roku wakacje beda zredukowane do maksimum, jednym slowem brak wakacji (chyba, ze uda sie wynajac cos na parterze, najchetniej nad morzem (kanal La Manche) i staruszka jakos przezyje podroz, na rekach wniesiona i wyniesiona z samochodu.
Na walke ze zwyrodnieniami stawow karmiona jest codziennie Canivitem, na ogolne samopoczucie Geriadogiem.
Weterynarz nie wychodzi z podziwu nad forma i zywotnoscia .
", moj pies jest tylko psem, a weterynarz lekarzem od zwierzat " w gruncie rzeczy tak samo przydatnym jak zwierzeta, tez moznaby go z calej tej historii wykluczyc (ale w jakim momencie?).a logistke
wakacyjna zredukowac.
wyrozumialosci do "niewlascicieli" zwierzat, bo jesli czlowiek czuje, ze nie podola to jednak lepiej nie wdawac sie w niepotrzebne zwiazki, ale kiedy podjal juz te decyzje, to pies (kot) pomimo swojej psiej rangi pozostaje czlonkiem rodziny;
Tym bardziej, ze jest kompletnie bezbronny wobec naszych zmian myslowych à propos.
I nie wie kiedy moze dozywac starosci, a kiedy ta starosc stanie sie niewygodna dla wlascicieli (bo wszak o to poszlo w watku), to nalezy z nia skonczyc.
A moze to i dobre rozwiazanie? Eutanazja dla psa i tesciowej?
Tobie jak Wszyscy polecam wizyte u sprawdzonego weta. Mozesz nawet podzwonic najpierw i przez telefon zapytac kilku lekarzy o opinie na tak zwane oko. Wtedy mniej wiecej mozesz ocenic kto mowi rozsadnie.
Tym bardziej...ze zachowanie tego psa jak zywo mi przypomina ogolne zachowanie psow zle traktowanych i trzymanych wiecznie na lancuchach. Kiedys na wsiach bylo to powszechne: tak robilo sie psa ostrym. Z powodzeniem z tego co czytam...
Pamietam jako 12-letnie dziecko bylam w sanatorium w Obornikach Slaskich. Sanatorium miescilo sie w palacyku. Tam tez byl pies (nalezacy zdaje sie do kogos na terenie posesji stale mieszkajacego) ktoego trzymano na krotkim lancuchu bo mial byc zly i glupi.
Jak go pierwszy raz z kolezanka zobaczylysmy to sie poplakalysmy, chude skudlone cos, szczerzace zeby i warczace, szarpiace krotkim lancuchem. Przestrzegano nas bysmy nie podchodzily bo ugryzie wiec tak stalysmy w bezpiecznej odleglosci i ryczalysmy bo nam go bylo szkoda. Jak sie wyryczalysmy to postanowilysmy cos zrobic. Zwolalysmy narade grupowa. Miedzy nami byla dziewczynka ktora chowala sie od malego z psami bo jej rodzice mieli chodowle. Radzilysmy tak i siak i uradzilysmy:
Najpierw tylko tam to znaczy do "zlego psa" chodzilysmy , kucalysmy w bezpiecznej odleglosci i nie patrzac psu w oczy rozmawialysmy do niego cichym lagodnym glosem. On szczekal i szarpal sie. Potem zdobylysmy stara miske (lato bylo) i przynosilysmy mu wode. On juz zaczynal nas ignorowac to znaczy nie warczal i nie szarpal sie ale obserwowal. Kijem (ale go bron Boze nie unoszac) tylko sunac po ziemi przysowalismy mu ta miske tak zeby mogl pic.W ogole zero naglych ruchow. Przychodzilysmy nawet i trzy razy dziennie. Uprosilysmy tez resztki z kuchni ktore w taki sam sposob dostawal.
Po tygodniu czy poltora zaczal tak oniezdecydowanie machac ogonem jak nas zobaczyl ale nie dopuszczal do siebie. Po nastepnym tygodniu zaczelysmy ciut blizej podchodzic. Az po trzech tygodniach po raz pierwszy dal sie poglaskac. Ale tylko nam nikomu wiecej.
Na noc byl spuszczany chyba na godzine i siersc mial cala w rzepach i cholera wie w czym jeszcze. Tata naszej "pieskowej " kolezanki przyslal jej jakas masc ktora smarowalysmy mu skore bo mial takie lyse placki. Bylam tam trzy miesiace. Nasza akcja stala sie glosna i popularna i zainteresowala doroslych ktorzy nie mogli uwierzyc, ze ten pies daje sie glaskac. Nawet ta obawa byla powodem, ze sie wszystko wydalo bo pani opiekunka zabronila nam tam chodzic i dopiero ja ublagalysmy by z nami poszla i sama zobaczyla. Wywalczylysmy mu lancuch dwa razy taki dlugi jak mial. Moze to komus wydac sie smieszne bo lancuch to lancuch ale tylko to moglysmy wywalczyc. Okazalo sie, ze wlasciciel zostawial go calymi dniami bez wody i zarcia a wieczorem przychodzil z kijem by spuscic z lancucha i z kijem by w lancuchu zapiac . ...
Wszystko sie wydalo wlasciciel dostal nagane a my po wizycie weterynarza pozwolenie na opieke psa (w stosunku do dzieci ) lagodnego jak baranek, karmilysmy go dalej i zdobywszy smycz chodzilysmy z nim na spacer! A on radosnie merdajac ogonem nie odstepowal nas na krok, lizac nam rece. Z kuchni kucharki dawaly nam czasej jajka i jego siersc zaczela wygladac jak siersc i nie kudly, przytyl i w ogole wypieknial. Wlasciciel stanal pod taka presja spoleczna wychowawcow personelu i rodzicow ze calkiem stracil rezon.
Ja wyjechalam potem ale kolezanka jeszcze zostala i wiem ze psem zajeli sie dorosli, dostal wybieg i wiedzie mu sie dobrze.
Nie wiem czy ale mam nadzieje ze na zawsze...
Dorotko zza plota...dzieki ci za te wypowiedz!!!Ludzi oceniam po czynach a nie po tym jak mowia czy sie chwala.Moj maz (kiedys zdecydowany przeciwnik trzymania pieska w domu ) jest tego calkowitym przykladem.Nasluchalam sie bardzo wiele ,samych najgorszych rzeczy jakie nas spotkaja az czasami sama watpilam czy maz mowi powaznie czy zartuje.Dzis ....ja musze hamowac jego nadopiekunczosc nad naszym pieskiem .Jest rozpieszczonym i ukochnym naszym czlonkiem rodziny .To mlody piesek ,ma 4 lata, mamy jeszcze czas myslec o starosci pupila.Wiem ze to bedzie bardzo trudna chwila i napewno ciezko bedzie to przezyc.Nawet nie dopuszczam tej mysli do glowy ,ze musialabym korzystac z "takiej uslugi" weterynarza .
Co do siusiania, nadmiernego picia i utraty wzroku- myślę, że wystarczą badania krwi, gdyż sugerowało by to cukrzycę. Czasmai wystarczy odpowiednia dawka inuliny i dieta i problem daje sie unormować (choc zaawansowany wiek pieska jest przeszkodą).
Nasz 13-letni jamnik, Max też długi czas sikał w nocy (na szczęscie tylko w kuchni, gdzie są kafelki, wię nie było problemu ze sprzątaniem), czasem też nie wytrzymywał w dzień gdy byliśmy w pracy- no cóż, trochę to była słabośc pęcherza, trochę stres (nigdy nie lubił zostawać sam w domku). 30 marca sparaliżowało go (skutki włażenia na blat, żeby wyżreć kocie z miski).Pierwszy tydzień był straszny- poraziło też pęcherz, niezbędny był cewnik i papmersy.Później siusianie wróciło (notabene- cud, przestał lać w kuchni). dziesięc tygodni- dzień w dzień, łącznie z sobotami, niedzielami i świętami- wizyta u lekarza- zabiegi: pole magnetyczne, laser, lampy i do tego zatrzyki (wyliczyliśmy , że dostał około 250 w sumie).Poświęciliśmy czas i kuuupę kasy (około 2 tys), część ludzi(równiez kochana tesciowa i moi rodzice) pukała się w czółko ,,głupki, wywalą kasę, a z psa nic nie bedzie". Na dwór był wynoszony na rękach - i pół bloku miało widowisko- prowadzony za tylne łapy w charakterze taczki i podtrzymywany za ogon przy wiadomych czynnościach. TERAZ mój pies chodzi, mało tego wrednego wilka z I klatki goni, aż huczy (trochę mu się łapy rozjeżdżają jeszcze, ale w wirze walki cóż to ma za znaczenia). Kocham go i nie żałuję ani jednej minuty, ani jednej złotówki którą poświęciłam na ratowanie mu zdrowia. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz ,,zleje mi się w kuchni"
Ps: co do podejścia ludzi do zwierząt, to można by książke napisać. Kuzyn Najlepszego (facet fajny, ale mieszka na wsi, gdzie inaczej się traktuje psy) zabił swojego kundelka widłami, bo pogryzł mu jakiś gówniany wąż. Potem żona go ganiała z tymi widłami, a i ja będąc w odwiedzinach szukałam czegoś ostrego na niego. Cóż - życie.
Jestem zszokowana:(( jak można zabić psa za jakiś głupi wąż,powinni takich do więzienia zamykać,Izuś ten kuzyn nie zasługuje na miano człowieka,Jakby mój tata zabił mojego psa,nigdy bym mu tego nie wybaczyła.Pozdrawiam wszystkich kochających zwierzęta.
Aniu,ale Ci sunia urosła!Pozdrawiam.
Anulka,
ale super ten Twoj piesiu !!!
Dziekuję:)to młoda suczka ! w maju skończyła rok,boi się aparatu ale..... jak będzie kiedyś spała to zrobie jej wyraźniejsze zdjęcie.
Izuś ,kochana jesteś.Ja w swoim życiu miałam już nie jednego psa i kilka musiałam pożegnać.Obecnie mam 2 labradory i kota.Młodszy miał być uśpiony w wieku 3 miesięcy,udało się go uratować,ma teraz 4 lata.Ile się nachorował i ile to kosztowało nie zliczę,ale tak jak Ty nie żałuję ani jednej złotówki.
Moje zwierzaki,tych pogryzinych ścian,też nie żałuję.
Piękne i jakie zadbane:) a na łóżczko wchodzą jak pańcia nie widzi?
Wchodzą,wchodzą.Zwłaszcza mama ,synuś woli chłodek,a wchodzi raczej z przekory.Za to Maxi obowiazkowo śpi z córką ,jak tylko jest w domu.Niedługo wróci na wakacje do domu,to luksus murowany.
Mój nie wchodzi, bo straszna z niego za przeproszeniem świnia. Od szczeniaka jest uczony, że cala podłoga należy do niego. Ma wstęp do kuchni, do dużego pokoju, do sypialni (tu ma swoje legowisko, kiedyś naiwnie próbowaliśmy go przyzwyczaić do przedpokoju, ale wkradał się do nas w nocy, spał na dechach, byle w sypialni, byle przy nas, nawet gdy w przedpokoju było jego gąbczaste spanie z pokrowcem).
Ale za to wdzięcznnie przyjmuje schodzenie do parteru właścicieli, którym wtrynia się na kolana, fika łapami w powietrzu, mruczy, burczy i przewraca gałami.
Dziś był ze mną na jagodach - nieodłączny towarzysz spacerów. Wypad na jagody wyglądał jak wyprawa dwóch ślimaków, żeby chory na serce, łykający prochy labrador nie opuścił przedwcześnie swojej właścicielki, która jest do tego śmierdziucha i głupola bardzo przywiązana.
I jeśli kiedyś będzie musiało dojść do pożegnania u weterynarza tego ufnego i cierpliwego zwierza, będę z nim do końca i zapłacę każdą cenę, żeby nie cierpiał.
Skad ja to znam, tysiace wylanych lez, ale pies zyje.
Moje siersciuszki zachowuja sie w sposob nastepujacy:
Wychodze do lazienki, nie ma zadnego na lozku, wychodze, i wszystkie leza, a lozko ledwo zipie.
Oczywiscie wszystkie spia z nami w sypialni.
Kocham Cie za te slowa, za ta milosc do towarzysza zycia , za cierpliwosc dla niego, wiem na pewno, ze jak bedzie trzeba, to odejdzie do kraju zwierzat przytulony i kochany!
Mój młodszy labrador to też straszny śmierdziuch.Uwielbia się kąpać,a ma na terenie podwórka dwa stawy i później z lubością wyciera się w co może,najlepiej w coś co śmierdzi,a potem biegiem do domu,żeby pani miała co robić.On się normalnie chwali,że coś narozrabiał.
Beatka,
alez one sa piekne !!!
podepne sie pod Toba, moj Amigo, to szczescie moje i nikt mi tego nie zmieni,,:)))
Cudo w hamaku !!!
Cudo moze nie, ale w hamaku:)))
a to jest Cora i Shaman (popoludniowa drzemka),
pozdrawiam wszystkich kochajacych zwierzeta
A ja właśnie ratuje zwierzeta niektórzy pukają się w czoło po co? A po to że to wg bibli je Bóg stworzył przed człowiekiem, i to one nie zjadły zakazanego owocu z drzewa dobra i zła i dlatego są dobre. Po to że jeżeli nawet ktoś wierzy i jest katolikiem powienien wiedzieć że są święci od zwierząt chociażby św Franciszek i Roch. One nigdy nie wyrządziły mi żadnej krzywdy, czego niestety nie moge powiedzieć o ludziech, te uratowane od okrucieństwa potrafią kochać inaczej. Koty psy ptaki i nie tylko zawsze mogą znaleźć u mnie schornienie. Uważam też że są ludzie, którzy pomagają ludziom i ludzie którzy pomagają zwierzętom i żaden nie jest gorszy. Też musiałam uśpić psa, poszłam tylko na zwykły zabieg usunięcia sutka a wróciłam z kolczatką i kagańcem w ręku, poprostu tak było lepiej rak zaatakował całe ciało i wszystkie orany wewnętrzne może to i dobrze nie musiałam patrzeć na jej cierpienie,a weterynarz nie robił mi złudnych nadziei. Za dwa dni na mojej drodze stanął pies potrzebujący pomocy, wieszany i bity metalowym prętem, bojący się samochodów, ciemności, smyczy branej do ręki, sikający ze strachu, brała luminal miała wtedy 5 m-cy, teraz ma 8 lat i odwdzięcza się tak bezgraniczną miłością. Mam teraz kotkę i psa mopsa który jest z nami już 2 m-ce, jego rodzina już go nie chciała znudzil się ze względu na alergie i jedno jądro nie był dochodowy. NIe zapominajmy o psach rasowych czasami nie jest im różowo w tzw pseudohodowlach, siedzą w klatkach, a suki są eksploatowane ile fabryka dała! Są to najczęściej psy bez papierów, zdjęcia do stron internetowych mają robione na łózkach a tak naprawdę żyją w straszliwych warunkach. Nie uogólniam oczywiście żeby nikogo nie urazić, pisze o przypadkach mi znanych i niestety potwierdzonych. Chciałam przytoczyć tylko pewnien tekst zaczerpnięty ze strony fundacji kocia dolina :
Co da uratowanie jednego psa lub kota?
"Wielki sztorm pozostawił na plaży tysiące rozgwiazd. Brzegiem oceanu powoli szedł starzec.
Delikatnie brał każdą rozgwiazdę do ręki i odnosił ją do wody. Z naprzeciwka nadszedł młodzieniec i zdumiony rzekł - Po co to robisz, starcze?! Przecież tych rozgwiazd jest tu dziesiątki tysięcy! I tak wszystkich nie uratujesz! Twoje staranie zupełnie nie ma sensu!! Starzec w milczeniu podniósł kolejną rozgwiazdę i wkładając ją do wody rzekł - Dla niej ma..."
To nasi braci mniejsi pamietajmy!
Jamajko,
Kocham Cie za te slowa.
Jakie piekne psy!!!
Dzięki.Ale tak samo jak ładnie wyglądają,tak i rozrabiają.
skad ja to znam?
A ten mój kocurek,zwie się Matylda.Tak ,tak kocur.Ktoś go wyrzucił jak miał 4 miesiące.Moja córcia niewiele myśląc uprosiła tatusia(bo on z tych co lubi psy,a koty to już niekoniecznie),żeby wziąć kotka do domu,bo zbliżała się zima.Tatus sie zgodził,więc biegiem do weterynarza,żeby kotka odrobaczyć ,zbadać itp.Pan doktor zrobił co do niego należy,określił wiek kotka ,powiedział ,że to kotka.Nazwaliśmy go Matylda.Po jakimś czasie,stwierdziłam,że mąż jednego kota w domu zniesie,ale jak przyniesie przychowek,to juz niekoniecznie.No to pojechalam do weterynarza i proszę o tabletki antykoncepcyjne.Byłam z kotem.Po chwili pan doktor mówi,że on tabletki może dać,ale on proponuje go wykastrować.No i tak Matylda został wykastrowany,a imię zostało.Potem pomyslałam,że przecież sama mogłam pod ogon zajrzeć,ale przecież byłam u weterynarza,a nie u kowala.Poza tym,ma tyle sierści włochatej,że jak podnosił ogon,to nic nie bylo widać.W tej chwili Matylda ma prawie 7 lat i ma się dobrze.
U mnie było to samo. Przygarnęliśmy Gombao z wielkim przekonaniem, że mamy kota (pierwszy nasz kot). Inteligentnie z Najlepszym po 3 dniach zaczęlismy się doszukiwac u niego hm...jajek tudzież innych oznak męskości. Pamiętam jak lekarka płakała ze śmiechu po pytaniu Najlepszego,, Pani doktor, gdzie on ma interes?" No i mamy Gómbałkę- pierwsza dziewucha oprócz mnie-Najlepszy, Młody, pies i żółw- wszystko chłopy.
Nie zabieram przeważnie głosu w takich wątkach,ale tu musiałam...
Bo się wkurzyłam,że''na wsi inaczej traktuje się psy''.Nieprawda!Przecież to zależy od człowieka,a ludzie są różni,niestety:((
Ja mieszkam tak na przedmiesciach miasta-ni to wies ni miasto,psy to moja fobia-boje sie ich cholernie i omijam duzym lukiem.Raz przygarnęłam młodego dobermana-błąkał się psiak,roku nawet nie miał,jakiś zalęniony,...pomyślałam,że będzie''lekarstwem''na mój strach.No fakt-tylko mojego pieska się nie bałam...Wszystko rozumiał,naprawdę mądry pies był,posłuszny,ułożony.I po 7 latach zachorował ciężko,przyjechał weterynarz i powiedział,że przykro mu,ale trzeba uśpić(nasz weterynarz to człowiek naprawdę kochający zwierzęta).Płakałam jak bóbr...
Ale żeby traktować dobrze zwierzęta to trzeba mieć serce,a nie kamień,być wrażliwym,i nie ważne czy mieszka się w mieście czy na wsi...
Pozdrawiam
Oczywiście, masz rację, nie powinnam uogólniać, źle to sformułowałam. Jednak moje doświadczenie jest takie, a nie inne. Szczególnie dotyczy to osób ,,starszej daty" (nie starych, ale już po 40-50). Cenią ,, żywiznę", która jest produktywna- świnka- bo mięsko, krówka - bo mleko itd. A pies... No cóż, pies ma być zły i pilnować obejścia (często się go nie dokarmia, bo wtedy... będzie zły). A weterynarza wzywa się np. do krowy, która się nie może ocielić, ale do psa...Wspomniany kuzyn do poprzedniego psa (którego notabene lubił, bo nie szkodził), gdy był chory, to wezwał sąsiada myśliwego, żeby skrócił jego męki. I tu okazał sie humanitarny, bo nie widły czy łopata, ale doświadczony łowczy. Mam nadzieję, że kuzyn Najlepszego i - niestety wielu jego sąsiadów- to swoisty skansen, a w innych wioskach jest inaczej. To byłoby cudnie.Pozdrawiam serdecznie- machając łapami Maxa i koty Gómbałki (żółw się wypiął na machanie, hi, hi)- Iza
Użytkownik justine75 napisał w wiadomości:
> Ale żeby traktować dobrze zwierzęta to
> trzeba mieć serce,a nie kamień,być wrażliwym,i nie ważne czy mieszka się w
> mieście czy na wsi...Pozdrawiam
I niech te słowa staną się wytyczną dla wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć!
Żeby jeszcze tak nas głupich dwunogów nie ciągnęło do jedzenia mięsa :(
Moj maluch ma zaledwie 2 lata i chore serduszko.Nigdy, nawet przez chwile nie pomyslalam, ze moglabym go uspic, poniewaz jest niewygodny, a miesieczne wydatki na leki duze. Ktos, kto moze zrobic cos tak okrutnego, jak pozbyc sie psa , kota. ..poniewaz ten psoci, powinien poniesc kare. Inaczej, gdy zwierze jest schorowane, porada weterynarza jest niezbedna, decyzja nalezy do nas.
To do Asa, jesli uwazasz, ze ktos kto za 20 zlotych pozbywa sie psa( kota) i w ten sposob bardziej lubi dzieci, to Ci przysiegam, ze nawet przez sekunde nie uwierze, ze taki ktos lubi dzieci.
A co dopiero, jesli przydarzy Ci sie dziecko specjalnej troski, bo i tak tez sie moze przydarzyc. Wyobraz sobie dziecko ktore na nic nie reaguje. Na ile go ocenisz, na sto, czy dwiescie zlotych miesiecznie? A juz wiesz, ze m
popadl w starosc???
Ona juz wie, ze rokowania w sprawie dziecka sa kiepskie, dziecka z ktorym nie miala nigdy kontaktu, bo od urodzenia bylo malym warzywkiem, psa ktory schodzi powolnie z tego swiata.
Widzisz as, moje dzieci, co za szczescie, urodzily sie zdrowe i w zdrowiu poprzestaly, nasza wspolna (z dziecmi) suczka, tez urodzila sie zdrowa, a teraz ledwo zipie. Nawet za 10.000 bym jej nie uspila, nie bedac przekonana, ze cierpi (pies, a nie ja)).
Ile dostojnosci, czujnosci, a ile zwyczajnych obecnosci nam dostarczyla (jak napisala WKn), - grzyby, maliny, borowki - zawsze z nami.
No a teraz taki krotki czas, zebysmy byli z nia,
No i z powodu psa nie bedzie wakacji, chyba ze jakis parter willi nad Kanalem i koniecznie te plaze piaskowe.
A moze ktos ma super namiary?? Odpada Stella -Plage, jako wyjatkowo nieprzyjazne miejsce.
Sisia jest sliczna!!!
Mialam pierwszego maltanczyka z chorym sercem, piesek wszedl do mojego domu poprzez kolezanki, kolezanke, wlascicielki chodowcy na oczy nie widzialam,,,Wlascicielka szczeniakow zachorowala na ciezka grype i porozdzielala szczeniaki po znajomych do pilnowania. No i jedna znich rowniez dostala grype i musial ktos zajac sie szczeniakiem, jej kolezanka zapytala sie mnie , czy nie moge go popilnowac pare dni. Dostalam w ramiona malutka, biala wate z czarnymi oczkami i czarnym noskiem, od tej pory nosilam go przy sercu dobe na okraglo, bo mial byc ewentualnie uspiony ze wzgledu na wade serca.
Wlascicielka wyzdrowiala i dzwoni do mnie, ze jedzie do weterynarza szczepic szczeniaki i sprawdzic ich zdrowie. Mam oddac malucha.Ja sie zaparlam i powiedzialam, ze pieska nie wypuszcze z ramion zanic w swiecie. Ona do mnie z krzykiem, ze to jej szczeniak i zawola policje, ja na to :zawolaj. W koncu zgodzila sie na moje towarzystwo do weterynarza.
Wszystkie maluchy 3 sztuki byly o`key, ale "moj" mial nadal wade serca i weterynarz zdecydowal go uspic! Ja zwariowana z przerazenia , zlapalam malucha i krzycze: po mojej smierci, ani lekarz , ani wlascicielka nie mogli mi wytlumaczyc, ze nie mam prawa do takiego wariactwa. Po uspokojeniu sie troche, zapytalam lekarza, czy piesek cierpi? i jaka bedzie mial smierc? Odpowiedz: serce peknie i on nic nie poczuje, bo tak szybko to sie stanie,,,
To ja na to: ja chce , zeby umarl w moich ramionach, przy moim sercu a nie od zastrzyku. Duzo bylo dyskusji z wlascicielka, podpisalam papier, ze podejmuje cala odpowiedzialnosc i zostalam wlascicielka bialego puchu z czarnymi oczkami.
Pierwsze lata byly koszmarne, bo diagnoza od weterynarza byla: moze zyc max 3 tygodnie!!!
Dlatego byl noszony przy moim sercu dobe na okraglo, przemycalam go do sklepu na zakupy, do kina, nigdy nie byl sam.Uplynal 1-szy rok, 2-gi, 3-ci, mial w lecie 94-y straszne ataki z powodu lata stulecia i okropnych upalow. Zawijalam go w mokre reczniki mrozone w zamrazalniku, zmienialam je na okraglo, spalismy na tarasie, bo w domu sie nie dalo.
Moj kochany maltanczyk zyl 10 lat!!!! Kazdego dnia przy mnie, w pracy byl ze mna ( restauracja ), co bylo kompletnie zabronione:)
I tak by zyl jeszcze dlugo, gdyby nie zostal zagryziony na smierc przez wolno puszczone psy , cwiczone do zabijania, przez narkomana i kryminaliste,,,,
Nie zapomne nigdy tego pieska, on byl moim najwiekszym przyjacielem, moja radoscia kazdego dnia, a weterynarz nie mogl zrozumiec jego dlugiego zycia, bez zadnych tabletek i operacji.
Sle calusy w nosek Sisi!!!
Ze wzruszeniem przeczytałam wszystkie te psie historie.
Chcialam się tylko odnieść do tego, co napisała AS.
Pies na wsi ma swoje zadanie do spełnienia- podobnie jak gospdarze.
Ładny kawałek wieprzowiny nie gościł by na naszym cywilizowanym miejskim stole, gdyby gospodarze mieli dylemat moralny z kazdym zabiciem zwierzęcia, które żyje w ich gospodarstwie.
Piękne sa te historie o przyjaźni miedzy człowiekiem a psem, tylko, ze ta "miejska" relacja ma swoje drugie oblicze- psiaki- zabaweczki, które zostały wyrzucone z pędzącego auta, psiaki porzucone w lesie, bo znudziły się swoim cywilizowanym gospodarzom, psiaki katowane ze zwykłej głupoty, psiaki dręczone, głodzone, albo przekarmiane....
Na wsi tak się zwierzat nie traktuje. A jeśli ktos tak zwierzeta traktuje- to jego zachowanie jest natychmiast piętnowane. Tyle wynika z moich obserwacji.
To co napisała AS może wydaje się bezduszne, ale jest pozbawione okrucieństwa...
Tylko tyle chciałam napisać, zanim ktos powiesi kolejnego psa na AS...
I juz zmykam pełna obaw, ze mnie się z kolei dostanie...
Pozdrawiam- Ciebie Lidzia w szczególności, mam nadzieję, ze Twojemu pieskowi lekarz jakoś pomoże.
Agik,
Czyli wedlug Ciebie powinnysmy pochwalic As za rade ktorej udzielila Lidzi ?
bo przeciez pies to tak jak swinia albo kura - mozna go zabic.
A dlaczego pies stoi wyżej w hierarchii zwierząt od świni czy kury?
Red, nie uwazasz ze psy sa ciut madrzejsze od kury?
Nie wiem. Mój wujek miał kurkę tak wytresowaną, że niejednemu psu głupio by było przy niej stanąć. Dlatego nie rozumiem, czemu psy są uprzywilejowane. Taki zwierzęcy podział na równych i równiejszych?
Red, czepiasz sie.
Może trochę... Ale... Erka ja mam psa i króliczka, gościnnie jest też kot. I nie wywyższam żadnego z nich. Ba uważam, ze kot i królik jest 150% madrzejszy od psa (przynajmniej tak jest u mnie).
Red,
chyba sie nie zrozumialysmy, wcale nie uwazam, ze psy sa madrzejsze niz inne zwierzeta, chodzilo mi o to, iz swinki czy kury sa hodowane w celach konsumpcyjnych.
Aha
Pochwalić- nie ( tzn ja bym nie chwaliła)
Ale z tego, co wyczytałam AS udzieliła tej rady w dobrej wierze, więc nie widze powodów by snuc publiczne domniemania na temat moralnych kwalifikacji As. Przynajmniej mnie się to bardzo żle czytało. Wydawało mi się, ze zaraz odpisujący tak się nakręcą, zę uznają za pewnik, ze As uspiłaby własne dziecko.
No i sama stawiasz swój ranking zwierząt- pies wyżej od kury i świni. Czy człowiek w takim razie nie powinien być jeszcze wyżej?
( no mniejsza- to taka erystyczna figura)
A co do stosunku do świni i kury- tutaj widzę troche hipokryzji, bo w końcu to też nasi bracia mniejsi. Odczuwają ból, cierpią. Czym to cierpienie różni się od cierpienia psa? Czy różnica jest w tym, ze świnka nie śpi z nami w jednym łóżku? Bo jest brudna i nie chcielibyśmy takiego towarzysza?
Tak nawiasem- moja babcia oswoiła indyczkę, kiedyś :) Nie wiem, jak to się stało- w każdym razie indyczka wszędzie towarzyszyła babci :) Oswojona świnka tez jest przesympatycznym towarzyszem i to nie prawda, ze jest mniej inteligentna od psa.
Byłam niedawno na takiej kwaterze, której gospodarz był mysliwym. Dla mnie to było kiedyś mocno kontrowersyjne- zabijanie zwierząt.
Wyzwiązała się rozmowa na ten temat. To, co opowiadał ten gospodarz było niezwykle fascynujące. Ci mysliwi nie zabijają zwierząt dla sportu, czy adrenaliny. Dokarmiają zwierzęta zimą, gonią kłusowników ( wyobraźcie sobie, ze sa ludzie, którzy potrafią zastrzelić matkę, która ma młode), odstrzeliwują szkodniki... Pan opowiadał, ze kiedyś widział głuszca- strasznie mnie chwyciła za serce ta historia, bo ze łzami w oczach opisywał jakie to piękne stworzenie... mówił, ze nie strzelił wtedy, bo tak ujęło go jego piekno.
Szacunek dla zwierzęcia to nie tylko unoszenie się w ochach i achach nad inteligencją psa.
Pozdrawiam ciepło.
Tak mnie jeszcze naszło...
Oglądałam program w telewizorze, o prymitywnych kulturach.
Eskimos, który poluje, żeby wyzywić swoją rodzinę, dziękuje schwytanej rybie, czy ptakowi, za to, ze dzięki jej/jego zyciu rodzina ma posiłek i może przetrwać kolejny dzień.
Szacunek dla życia, dla istot zywych...
Widzisz Agik, dlatego ja nie jem miesa.
Rozumiem koniecznosc selekcji.
W USA mnowstwo ludzi ginie w wypadkach spowodowanych przez sarny, ale.............nie toleruje znecania sie nad zwierzetami.
Szczerze- to Ci zazdroszczę. Raz na jakiś czas mnie nachodzi własnie takie pragnienie i przez kilka tygodni sie postanowienia trzymam...
Nie zrozumiałam ostatniego zdania... Ty nie tolerujesz znęcania się nad zwierzetami, czy w USA nie toleruje się znęcania nad zwierzętami?
Tak sobie czytam i czytam te wszystkie historie i podziwiam wszystkich ktorzy darza swoich psow miloscia.Ja tez pochodze ze wsi ,niby blisko stolicy ale zawsze to byla wies ! Moja babcia hodowala drob ,swinie ,kroliki ,miedzy tym wszystkim paletaly sie psy i koty.Duzy pies misiek strozowal domu,male lataly sobie luzem,mial duza bude pod orzechem,dlugi lancuch ,swoja miske i druga na wode,w dzien strozowal w nocy biegal po zagrodzeniu.Przezyl u nas 14 lat,2 razy w swoim zyciu byl chory,wiejski weterynarz Wladyslaw ktory byl wzywany do krow sasiada nigdy nie odmowil zeby zbadac i leczyc miska.Kiedys szczepiono psow tylko przeciw wsciekliznie,nikt nie myslal o nosowce czy innych szczepieniach.Gdy zachorowal i nie bylo juz ratunku,weterynarz przyjechal do domu i uspal psa,wszyscy bardzo to przezyli,ale tlumaczyl ze trzeba tak zrobic bo pies sie meczy.Ucieklam wtedy z domu i beczalam w kacie caly dzien,tak samo bylo z moja 17 letnia suczka,towarzyszyla nam wszedzie,bawila sie z moja corka,jezdzila z nami na wczasy,byla wierna do przesady ,nawet do lazienki za mna chodzila krok w krok,byle byc ze mna.
Przeszla 2 operacje,wydalam kupe kasy na leczenie,przedluzylam jej zycie o 2 lata ,decyzje o uspaniu odkladalam ! a gdy nadeszla,bylam chora przez 2 tyg,nie moglam jesc ani spac ,taka to byla milosc miedzy nami.
Nie jest prawda ze teraz na wsiach wszyscy traktuja inaczej psow,moze sa jakies przypadki zacofania i glupoty ludzkiej,ale to skrajne przypadki ,dobry wlasciciel kocha i szanuje swojego psa.
Wypowiedzi as nie bede komentowac ,zrobili juz to inni ! mysle jednak ze juz nigdy nie wezmie zadnego psa na swoje podworko.Pozdrawiam psiary i kociary
Co do kontrowersji wzbudzonych przez As...też mieszkam na wsi, też mamy psy - trzy pekińczyki i podhalańczyka, istne zoo.
To prawda, że traktowanie zwierząt zależy od człowieka a nie od miejsca, gdzie mieszka. Wszędzie można być katem i wszędzie można traktować zwierzę jak swojego "mniejszego" brata, który ma prawo do godnego życia. To co zrobiła As podyktowane było specyficzną sytuacją, ten pies spróbował już gdzieś duszenia kur i tego już nigdy nie dałoby się zmienić, wiem co mówie, jedna suczka - pekinka, a więc nie żadna rasa myśliwska - też dusi kury. Gdyby któraś wyszła poza ogrodzenie - marny jej los.
Teraz dla wrażliwych na cierpienie zwirząt opiszę jak wygląda proces duszenia...najpierw pekinka doskakuje i rani ptaszka, wyrywa mu pióra a kiedy ptaszyna słania się na nogach i sama pada, wtedy pewnie pies kończy dzieło...nie wiem, bo jak dotąd zawsze jakos udało się uratować słaniającego się i oskubanego z piór ptaka...pewnie bardzo cierpiał. Nie powiem, na widok tak umęczonego zwierzaka, to miałam mordercze myśli w stosunku do pekińczyka...Ale pomijając uczucia - w takim przypadku, w gospodarstwie, pies nie jest maskotką, która z nudów obgryza sofę czy siusia na dywan, pies taki staje się szkodnikiem, tak jak np. lis i moim zdaniem decyzja As była słuszna...ja co prawda pomyślałabym o innym rozwiązaniu, np. oddała psa w dobre ręce, do domu z ogrodzeniem...ale w tym przypadku As uchroniła psa od gorszej śmierci, zostałby albo otruty przez sąsiada, któremu narobił - jakby nie patrzeć - szkody - albo w inny przykry sposób przez niego unieszkodliwiony.
Gdy sąsiadowi gineły gołębie, otruł nasza ukochaną kotkę, męczyła sie parę dni, ale nie było dla niej ratunku...tak bywa, gdy na zwierzaka pada podejrzenie, że uszczupla dobytek sąsiada...
Takie są realia wsi, gdy ktoś coś hoduje, to nie po to by owoc pracy zagryzł pies. W takim przypadku kurki są na uprzywilejowanym miejscu a pies staje się zwykłym szkodnikiem. Tu moim zdaniem leży różnica w podejściu do psów na wsi i w mieście.
U nas rozwiązaliśmy problem odgradzając kury, nikomu nie przyszło do głowy usypiac psa z tego powodu. A gdy wypuszcza sie kury na cały ogród, to zwykle psa sie zamyka w domu...innego wyjścia nie ma...ale są różne sytuacje i zastanowiłabym sie dwa razy zanim kogoś zwyzywam lub obrażę.
Do autorki wątku: zbadałabym gruntownie pieska, ale gdyby dalsze życie miało ozbnaczać dla niego duże cierpienie, nie wahałabym się uśpić zwierzę. To cudowne, ze jest tyle osób, które poswięcają swój czas dla ratowania pupilów...ale czasem wynika to ze strachu przed cierpieniem, jakie będziemy odczuwać po śmierci ukochanego zwierzątka...a zwierzak cierpi, z woli swego pana...
I jeszcze historia z życia wzięta, co do traktowania psów i dzieci, bo cos tu już wcześniej wyczytałam. Sytuacja wyglądała tak, że wnuczek, pięcioletni, podszedł do babci i miał chęć wejść się jej na kolana, a wtedy pies, dalmatyńczyk (pewnie z zazdrości) skoczył do malca, uszkadzając mu zębami łuk brwiowy. Reakcja babci była taka, że to wina malca a nie psa...pies nie został ukarany, ani anwet zganiony...jak widać są ludzie i parapety i nie zawsze osoba, która kocha zwierzęta kocha dzieci. Każde przegiecie bywa zgubne w skutkach...
Lidziu,napisz proszę,czy byłaś już u lekarza z pieskiem.
Nie spodziewałam sie,że czeka tu na mnie taka lektura,cieszę się,że podzieliliscie(podzielilyscie) się z innymi wzruszającymi opowieściami - milo wiedziec,ze sa na swiecie ludzie ktorzy tak bardzo kochaja zwierzeta. Powracajac do mojej psiny,oczywiscie byłam u lekarza; wypytał mnie o wszystko,zbadal sunie- na szczescie nic zlego sie nie dzieje(tak stwierdzil weterynarz),powiedzial,ze psy w tym wieku maja niekiedy takie pragnienie,a u mojego psa wynikalo to niby z powodu goraczki. Zapytal czy codziennie ma takie pragnienie,ile psina dokladnie pije,a potem mnie uspokoil i stwierdzil,ze to,,normalna sprawa". Hmm co do sikania,to juz inna bajka,wynika,ze to ja odpowiednio nie dbalam o psa i tak sie nauczyla :/dziwna sprawa! Nie sadzicie?pozdrawiam
Rzeczywiście,dziwna.Bo jak wytłumaczyć fakt,że do tej pory sunia sygnalizowała swoje potrzeby?Może rzeczywiście to "tylko" starość.
Samo badanie nic nie da,psu trzeba pobrać koniecznie krew,moja Dżunka z wesołego psa stała się smutna,w ogóle nie chciała jeść,sierść stała się matowa.Pojechaliśmy do veta,zbadał ją miała gorączkę i powiększone węzły chłonne,natychmiast pobrał jej krew,laborantka od razu zbadała i okazało się ze ma kleszcza.Dostała na miejscu 3 zastrzyki, leki do domu,za 5 dni pojechaliśmy na kontrolę,gorączka spadła,ale leki dał jeszcze na 4 dni dodatkowo.Odzyskała apetyt i teraz ma piękną błyszczącą sierść:)I jest zdrowa jak dawniej:)