Forum

Rozmowy wolne i frywolne

Listy ze wsi do miasta. 008

  • Autor: lubczyk69 Data: 2009-06-29 08:09:38

    Listy ze wsi do miasta.  008.              29.06.2009

    Ten ósmy.

    Dla wolnej i namiętnej miłości gleba w Lubczykowie nie jest przyjazna. Powiedziałbym, że tak samo jałowa i kamienista jak w moim ogródku.

    Jakiś czas temu w okolicy wyraźnie dało się słyszeć bażancie trzaskanie dziobem. Nie jestem myśliwym ale ten dźwięk potrafię rozpoznać. Rudzielec zagadnięty o to stwierdził, że z pewnością mam przywidzenia, bo tutaj jak świat światem nie było bażantów. Położyłem pokornie uszy po sobie i nie próbowałem go przekonywać, że wprawdzie mam swoje lata ale aż tak daleko to ze mną jeszcze nie jest.

    Któregoś dnia nagle słyszę potworny wrzask od strony obejścia Antona. Wypadam na ganek i co widzę. Kogut sprawujący pieczę nad stadkiem 14-tu swoich żon, spuszcza lanie nikomu innemu jak właśnie bażantowi. Wrzask taki, że aż uszy bolą. Pióra sypią się dookoła. Zapaśnicy co i rusz skaczą na siebie wystawiwszy do przodu mordercze pazury. Walka nie trwała długo bo to było jak zderzenie Walerego Kliczko z przedszkolakiem. Sromotnie zawstydzony i pokrwawiony bażancik uratował się przyspieszoną rejteradą.

    Kogucisko się otrzepało i natychmiast przystąpiło do deptania jednej z niewolnic. Niech ona i reszta wiedzą kto tu rządzi!

    Z tego płynie nauka, że uprzedniego bez sprawdzenia pola, nie zbliżaj się do obcych bab, bo możesz ciężko oberwać za nawet tylko próbę flirtu.

    Los bażancika był ciężko smutny, bo z obserwacji Rudzielca, lania na nim dokończył jastrząb i taki był szekspirowski koniec amorów. Co do koguta, to też długo nie cieszył się glorią. W parę miesięcy później oddał duszę pysznemu rosołowi z makaronem własnego zagniatania.

    Rudzielec nie mógł przeboleć, że nic nie wiedział o przybyciu tak egzotycznego gościa. Pod jego nosem śmiało się w lesie stać coś, o czym on nie wiedział. Przeprowadził wnikliwe śledztwo w sprawie obecności bażanta w jego rewirze. Okazało się, że parę wiosek dalej ktoś hoduje bażanty i temu samotnemu samczykowi udało się przedostać za ogrodzeniową siatkę. Co było dalej to już wiecie.

    Drugi smutny koniec miłości był bardzo niesmaczny dla całego Lubczykowa.

    Najstarszy Bernatki chodził wtedy z panną, która może nie była urodziwa ale za to robotna. Patrzyła na tego swego księcia z bajki niczym w łobrazek. Hipnoza zupełna.

    Niezbyt wysoka bo tak ze 165. Reszta była dość kuriozalna bo 70x70x180. Tancerki brzucha ze wschodu zzieleniałyby z zazdrości o takie biodra. Gdy szła przez wieś to ta dysproporcja w rozłożeniu ciężaru ciała, wyraźnie brała górę. Bezlitosne przyciąganie kuli ziemskiej delikatnie kiwało jej ciałem to na lewo, to na prawo.

    Młodzi mieszkali pod dachem mamusi. Ślubu nie mieli ale teraz taka na to moda. Roboty było więcej niż dość. Obok tyry na polu przyszłej teściowej, najpierw trzeba było rozbierać „siódemkę” a później zasuwać przy budowie nowego domu na zwolnionym miejscu. Tato biodrzastej panny też tu pracował w pocie czoła.

    Gdy na nowym domu zwieszono wiechę, odśpiewano i wypito co trzeba, kawalerowi miłość przeszła. Spakował manatki panny i kazał się jej wynieść, bo już on ma inną.  Gładkolicą z miasta.

    Tą inną to on miał od początku, tylko biedaczka zajęta pracą dla niego, nie miała czasu go śledzić. Wszyscy to widzieli i zwyczajem rzeczy serdecznie współczuli dziewczynie. Nikt się jednak nie odważył wtrącić, w obawie przed ewentualną awanturą z wiadomej strony.

    Niedoszłemu teściowi zamknięto gębę, bo został spłacony za wyliczone co do minuty godziny pracy. Jak się okazało wszystko było zapisywane w kajecie specjalnie w tym celu kupionym.

    Panna na koniec nie dostała nawet lizaka do potrzymania bowiem stwierdzono, że tu piła, jadła i spała. Pralka prała jej przyodziewek a jak sobie prasowała, to używała ich prądu.

    Tak tak. Dzisiaj to już kompletnie nie wiadomo w co inwestować. Wspomniany na wstępie, niesmak wszyscy mamy do dziś.

    Dom jest pięknie wykończony. Dookoła mnóstwo kwiatów i dywanowo strzyżone trawniki, niczym w angielskim klubie golfowym. Kawalerowi w maju urodziło się Bernatkowe wnuczątko. Kawalerowi – bo tutaj ślubu też nie ma. Może to jakiś taki przedłużony czas próbny? Zobaczymy co to za chleb wyrośnie z tej mąki

    Jak wspomniałem, kiedy dam radę spłodzić następny list, tego w tej chwili nie jestem w stanie określić.

  • Autor: Daneczka69 Data: 2009-06-29 08:53:48

    czekałam, czekałam no i się doczekałam... smutny ten dzisiejszy list... eeech życie!

  • Autor: bytomianka Data: 2009-06-29 14:28:52

     Czytam te listy z zapartym tchem. Samo życie . Pozdrawiam.

  • Autor: CZOS Data: 2009-06-29 17:51:38

    Również należe do czytelników Twoich "Listów......"

    Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to będę czytał nie komentując i nie podpisując listy obecności.

    Pozdrawiam.

  • Autor: Iloria Data: 2009-06-29 23:41:34

    CZOS podpinam się pod Twoją wypowiedź. :)
    Pozdrawiam!

Przejdź do pełnej wersji serwisu