Dzisiaj będzie troszkę weselej. Tak trochę do śmiechu, ale i trochę do łezki (jak kto zechce) a w sumie to znowu o zawiedzionej miłości.
Dawnymi laty Elfi zajmowała się wynajmowaniem mieszkania letnikom. Ponieważ ostatnio zaczęła chorować na stawy biodrowe i może się poruszać tylko z trudnością, dała sobie z tym spokój. Przed tygodniem na moją prośbę uczyniła wyjątek, przyjmując pod swój dach Kasię z rodziną. Gdyby nie deszcz, który nadal pada, goście nie wyjechaliby tak skoro.
Przez kilka ostatnich lat przyjeżdżało do nich zaprzyjaźnione małżeństwo z Wiednia. Wokół siebie robili wszystko sami, więc gospodyni nie miała z tym żadnego ambarasu. Zawsze mieli ze sobą małoletnią córeczkę i dwoje bliźniąt co już wprawdzie poruszało się dwupodporowo, ale jeszcze z pieluchą w zębach.
Dwa lata temu szok. Przyjechali jak zwykle wszyscy ale jak się okazało, to tato przywiózł mamę z dziećmi na letnisko, a sam jeszcze tego samego dnia wracał do domu. Państwo byli świeżo po rozwodzie o czym w Lubczykowie nikt wcześniej nic nie wiedział.
Ponieważ jeszcze wtedy pracowałem, przyjeżdżałem na wieś tylko w łykendy. Mamę maluszków widywałem tylko w sobotnie wieczory, kiedy wysiadywała na ławeczce pod śliwką Elfi. Obok niej siedziała zawsze jakaś życzliwa słuchaczka ze wsi.
Na tej samej ławeczce, tyż łzy lejąc, siadywała wspomniana poprzednio biodrzasta porzucona narzeczona. Tak to owa przytulna ławeczka stała się i konfesjonałem i zbiornikiem na morze łez jednocześnie.
Koło tych spłakanych wiedeńskich ocząt, ni stąd ni zowąd i zupełnie w niewiadomy sposób zakręcił młodszy Bernatki. On 20 ona 35. On młody i wżdy głodny byczek, ona biedna porzucona, pewnikiem też spragniona. Kiedy i gdzie to robili? Jak w ogóle to tego doszło? Tego do dzisiaj nie wie nikt.
Jakoś to tam później wyszło, że „panna” odwiozła dzieci do miasta i po dwóch tygodniach wróciła sama, dojeść rozpoczęte cucu. I wtedy gruchło na całą wieś!
Puka do drzwi ukochanego, a tu niespodziewanie wypada na nią furia. Wytargała ją za włosy, poszarpała na niej odzienie zwierzchnie i podarła kosztowną bluzkę, co sobie oblubienica specjalnie na dawno wytęsknioną randkę kupiła. Biedna zaskoczona, niczym przerażony bażancik musiała się salwować ucieczką. Na odchodnem musiała jeszcze wysłuchać wykrzyczanej opinii o sobie, co z niej za jedna, taka i owaka.
Nie miałem szczęścia być przy tym i historię znam jedynie z opowiadania.
Jak do tego doszło, znaczy mam na myśli do amorów? Ano stęskniona, świeżo zakochana, pisała do swego Adonisa z Wiednia stęskniony list za listem. Chłopak jak wspomniałem, miał wtedy 20 lat, a w domu zamiast smoka, czujną mamuśkę. Tej wydały się podejrzane liczne listy ze stolicy więc najpierw je zatrzymała a później zaczęła otwierać. W ten taki prosty sposób słodka tajemnica wyszła na jaw. Z awanturą czekała bo nie była pewna kto zacz pisuje takie cieplutkie listy. Gdy w drzwiach ukazało się rozwiązanie zagadki, przystąpiła do dzieła.
Romeo został ukarany aresztem domowym, a i zaznaczono mu, że jeżeli nie posłucha, to zostanie wydziedziczony i ma się natychmiast wynieść z domu ze wszystkimi manatkami. Chłopak widocznie szybko otrzeźwiał bo mu suchy grunt pod nogami w rodzicielskim siele okazał się być milszy od przyjemnej wiadomej wilgoci. Zaszył się w czworakach i tyle go było widać.
Furia natomiast nie zwlekając pognała kłusem do Elfi, aby tej z kolei tej zrobić awanturę o to, że pozwala na to, aby pod jej dachem wyprawiały się takie bezeceństwa, i zażądała natychmiastowego odesłania tej „Pani” do domu.
Elfi jak wiemy o niczym nie wiedziała, ale idąc za szkołą swego koguta wzięła w dłonie grabie i krótko poinformowała sypiącą skrami agresorkę, że jeszcze jedno głośne i obraźliwe słowo, a będzie musiała prosić chirurga o pomoc w wydobywaniu tego łagodnego ogrodniczego sprzętu z własnych pleców.
Ta z jeszcze większym wrzaskiem, wsiadła na miotłę i odleciała na pola w poszukiwaniu Antona, aby posłać kilka pozdrowień pod jego adresem. Anton musiał wcześniej słyszeć podniecone głosy, w tym swojej żony, więc bez zastanowienia wydarł się na babę zanim tamta zdążyła cokolwiek powiedzieć. Ta była tak zaskoczona obrotem sprawy, że w mig straciła cały rezon. Dech jej zaparło, a gdy go odzyskała, ona z kolei zalała się łzami.
Wieś początkowo myślała, że to Antek spuścił jej baty. Wszyscy pochowali się do domów i obserwowali przebieg wypadków zza zaciągniętych firanek. Nikt nie chciał w razie czego być ciągany po sądach jako świadek.
Jak się łatwo domyślacie, tego samego wieczora ławeczka pod śliwką była za mała. Odbyła się tam grupowa terapia pocieszająco doradzająca, oraz oczywiście sąd nad Babą Jagą.
Wiedenka została jeszcze przez kilka wieczorów, mając nadzieję na pojawienie się wytęsknionego obiektu. Chodziła w nadziei od chałupy do chałupy jakpo kolędzie, że może się czegoś o nim dowie. Przy okazji barwnie opowiadała całą historię. Niektórzy radzili jej nawet aby zgłosiła skargę na policję, ale pokrzywdzona szlachetnie okazała się wielkoduszna i nie chciała krzywdy mamusi ukochanego. Biedna mocno się przeliczyła, bo luby okazał więcej przywiązania do morgów niż do gorących (przypuszczam) pieszczot.
Kiedy nastąpi nowy ciąg do pisania dalej (?) – znowu nie wiadomo. Jeżeli otrzymam zlecenie pisania do druku, na które z utęsknieniem czekam, wówczas będę zmuszony ogłosić przerwę wakacyjną.
Pozwoliłam sobie, na zrobienie "ksiązki" z Twoich listów. Drukuję każdy z odcinków i wpinam w teczkę. Zawsze to wygodniej trafić do wcześniejszych listów, niż szukać ich na WŻ.
Użytkownik Krystyna911 napisał w wiadomości: > Pozwoliłam sobie, na zrobienie "ksiązki" z Twoich listów. Drukuję każdy > z odcinków i wpinam w teczkę. Zawsze to wygodniej trafić do > wcześniejszych listów, niż szukać ich na WŻ.
Nie rób tego proszę, bo grozi mi, że mogę popaść w samouwielbienie
Użytkownik Krystyna911 napisał w wiadomości: > Dlatego napisałam z przymróżeniem oka.A rośnij sobie na zdrowie. Ale > przecież dla Ciebie to nie pierwszyzna, że Cię drukują . Zapewne nie jest to i > ostatni raz.
Mimo wszystko! Stwierdzam, że mnie mile łechcesz i to mi się niebezpiecznie zaczyna podobać
Gdybym tego nie wiedziała, to pewnie bym i nie pisała ( to też z przymrużeniem oka, gdyby gif okazał się nieodpowiedni) Zamierzony efekt osiągnęłam. I to mi się podoba w Tobie. .
Pozdrów miłą Elfi :) tym bardziej doceniam teraz, że zechciała nas gościć... obcych i dzikich przybyszów z północnego wschodu, co w ludzkim języku ( niemieckim ;))) ) ani beeee, ani meeeee... A że Anton taki krewki... no, no, no... kto by pomyślał... :)))))
Użytkownik till napisał w wiadomości: > Pozdrów miłą Elfi :) tym bardziej doceniam teraz, że zechciała nas > gościć... obcych i dzikich przybyszów z północnego wschodu, co w > ludzkim języku ( niemieckim ;))) ) ani beeee, ani meeeee...A że Anton > taki krewki... no, no, no... kto by pomyślał... :)))))
Elfi jak ją poznałaś, jest samą chodzącą dobrocią. Mąż Anton natomiast, jak mu kto wejdzie na odcisk potrafi zareagować bardzo wojowniczo. I to nie prawda, że byliście "dzikimi przybyszami", bo samo pożegnanie udowodniło, że Was mile widziano. Ja ręczę głową, że zawsze jesteście chętnie zaproszeni i do niej i do nas. Oczywiście pod warunkiem, że "wojsko" przyjedzie z Wami.
Listy ze wsi do miasta. 009 01.07.2009
Ten dziewiąty.
Dzisiaj będzie troszkę weselej. Tak trochę do śmiechu, ale i trochę do łezki (jak kto zechce) a w sumie to znowu o zawiedzionej miłości.
Dawnymi laty Elfi zajmowała się wynajmowaniem mieszkania letnikom. Ponieważ ostatnio zaczęła chorować na stawy biodrowe i może się poruszać tylko z trudnością, dała sobie z tym spokój. Przed tygodniem na moją prośbę uczyniła wyjątek, przyjmując pod swój dach Kasię z rodziną. Gdyby nie deszcz, który nadal pada, goście nie wyjechaliby tak skoro.
Przez kilka ostatnich lat przyjeżdżało do nich zaprzyjaźnione małżeństwo z Wiednia. Wokół siebie robili wszystko sami, więc gospodyni nie miała z tym żadnego ambarasu. Zawsze mieli ze sobą małoletnią córeczkę i dwoje bliźniąt co już wprawdzie poruszało się dwupodporowo, ale jeszcze z pieluchą w zębach.
Dwa lata temu szok. Przyjechali jak zwykle wszyscy ale jak się okazało, to tato przywiózł mamę z dziećmi na letnisko, a sam jeszcze tego samego dnia wracał do domu. Państwo byli świeżo po rozwodzie o czym w Lubczykowie nikt wcześniej nic nie wiedział.
Ponieważ jeszcze wtedy pracowałem, przyjeżdżałem na wieś tylko w łykendy. Mamę maluszków widywałem tylko w sobotnie wieczory, kiedy wysiadywała na ławeczce pod śliwką Elfi. Obok niej siedziała zawsze jakaś życzliwa słuchaczka ze wsi.
Na tej samej ławeczce, tyż łzy lejąc, siadywała wspomniana poprzednio biodrzasta porzucona narzeczona. Tak to owa przytulna ławeczka stała się i konfesjonałem i zbiornikiem na morze łez jednocześnie.
Koło tych spłakanych wiedeńskich ocząt, ni stąd ni zowąd i zupełnie w niewiadomy sposób zakręcił młodszy Bernatki. On 20 ona 35. On młody i wżdy głodny byczek, ona biedna porzucona, pewnikiem też spragniona. Kiedy i gdzie to robili? Jak w ogóle to tego doszło? Tego do dzisiaj nie wie nikt.
Jakoś to tam później wyszło, że „panna” odwiozła dzieci do miasta i po dwóch tygodniach wróciła sama, dojeść rozpoczęte cucu. I wtedy gruchło na całą wieś!
Puka do drzwi ukochanego, a tu niespodziewanie wypada na nią furia. Wytargała ją za włosy, poszarpała na niej odzienie zwierzchnie i podarła kosztowną bluzkę, co sobie oblubienica specjalnie na dawno wytęsknioną randkę kupiła. Biedna zaskoczona, niczym przerażony bażancik musiała się salwować ucieczką. Na odchodnem musiała jeszcze wysłuchać wykrzyczanej opinii o sobie, co z niej za jedna, taka i owaka.
Nie miałem szczęścia być przy tym i historię znam jedynie z opowiadania.
Jak do tego doszło, znaczy mam na myśli do amorów? Ano stęskniona, świeżo zakochana, pisała do swego Adonisa z Wiednia stęskniony list za listem. Chłopak jak wspomniałem, miał wtedy 20 lat, a w domu zamiast smoka, czujną mamuśkę. Tej wydały się podejrzane liczne listy ze stolicy więc najpierw je zatrzymała a później zaczęła otwierać. W ten taki prosty sposób słodka tajemnica wyszła na jaw. Z awanturą czekała bo nie była pewna kto zacz pisuje takie cieplutkie listy. Gdy w drzwiach ukazało się rozwiązanie zagadki, przystąpiła do dzieła.
Romeo został ukarany aresztem domowym, a i zaznaczono mu, że jeżeli nie posłucha, to zostanie wydziedziczony i ma się natychmiast wynieść z domu ze wszystkimi manatkami. Chłopak widocznie szybko otrzeźwiał bo mu suchy grunt pod nogami w rodzicielskim siele okazał się być milszy od przyjemnej wiadomej wilgoci. Zaszył się w czworakach i tyle go było widać.
Furia natomiast nie zwlekając pognała kłusem do Elfi, aby tej z kolei tej zrobić awanturę o to, że pozwala na to, aby pod jej dachem wyprawiały się takie bezeceństwa, i zażądała natychmiastowego odesłania tej „Pani” do domu.
Elfi jak wiemy o niczym nie wiedziała, ale idąc za szkołą swego koguta wzięła w dłonie grabie i krótko poinformowała sypiącą skrami agresorkę, że jeszcze jedno głośne i obraźliwe słowo, a będzie musiała prosić chirurga o pomoc w wydobywaniu tego łagodnego ogrodniczego sprzętu z własnych pleców.
Ta z jeszcze większym wrzaskiem, wsiadła na miotłę i odleciała na pola w poszukiwaniu Antona, aby posłać kilka pozdrowień pod jego adresem. Anton musiał wcześniej słyszeć podniecone głosy, w tym swojej żony, więc bez zastanowienia wydarł się na babę zanim tamta zdążyła cokolwiek powiedzieć. Ta była tak zaskoczona obrotem sprawy, że w mig straciła cały rezon. Dech jej zaparło, a gdy go odzyskała, ona z kolei zalała się łzami.
Wieś początkowo myślała, że to Antek spuścił jej baty. Wszyscy pochowali się do domów i obserwowali przebieg wypadków zza zaciągniętych firanek. Nikt nie chciał w razie czego być ciągany po sądach jako świadek.
Jak się łatwo domyślacie, tego samego wieczora ławeczka pod śliwką była za mała. Odbyła się tam grupowa terapia pocieszająco doradzająca, oraz oczywiście sąd nad Babą Jagą.
Wiedenka została jeszcze przez kilka wieczorów, mając nadzieję na pojawienie się wytęsknionego obiektu. Chodziła w nadziei od chałupy do chałupy jak po kolędzie, że może się czegoś o nim dowie. Przy okazji barwnie opowiadała całą historię. Niektórzy radzili jej nawet aby zgłosiła skargę na policję, ale pokrzywdzona szlachetnie okazała się wielkoduszna i nie chciała krzywdy mamusi ukochanego. Biedna mocno się przeliczyła, bo luby okazał więcej przywiązania do morgów niż do gorących (przypuszczam) pieszczot.
Kiedy nastąpi nowy ciąg do pisania dalej (?) – znowu nie wiadomo. Jeżeli otrzymam zlecenie pisania do druku, na które z utęsknieniem czekam, wówczas będę zmuszony ogłosić przerwę wakacyjną.
Pozwoliłam sobie, na zrobienie "ksiązki" z Twoich listów. Drukuję każdy z odcinków i wpinam w teczkę. Zawsze to wygodniej trafić do wcześniejszych listów, niż szukać ich na WŻ.
Użytkownik Krystyna911 napisał w wiadomości:
> Pozwoliłam sobie, na zrobienie "ksiązki" z Twoich listów. Drukuję każdy
> z odcinków i wpinam w teczkę. Zawsze to wygodniej trafić do
> wcześniejszych listów, niż szukać ich na WŻ.
Nie rób tego proszę, bo grozi mi, że mogę popaść w samouwielbienie
czyżbyś tego nie lubił
?
A mnie lepiej się czyta, jak mam przelane na papier.
Użytkownik Krystyna911 napisał w wiadomości:
> czyżbyś tego nie lubił ?A mnie lepiej się czyta, jak mam przelane na
> papier.
Ależ skąd to przypuszczenie, że nie lubię? Jeśli mnie ktoś drukuje to ja znowu rosnę :-)
Dlatego napisałam z przymróżeniem oka.
. Zapewne nie jest to i ostatni raz.
A rośnij sobie na zdrowie. Ale przecież dla Ciebie to nie pierwszyzna, że Cię drukują
Użytkownik Krystyna911 napisał w wiadomości:
i to mi się niebezpiecznie zaczyna podobać
> Dlatego napisałam z przymróżeniem oka.A rośnij sobie na zdrowie. Ale
> przecież dla Ciebie to nie pierwszyzna, że Cię drukują . Zapewne nie jest to i
> ostatni raz.
Mimo wszystko! Stwierdzam, że mnie mile łechcesz
Gdybym tego nie wiedziała, to pewnie bym i nie pisała
( to też z przymrużeniem oka, gdyby gif okazał się nieodpowiedni) Zamierzony efekt osiągnęłam. I to mi się podoba w Tobie.
.
Pozdrów miłą Elfi :) tym bardziej doceniam teraz, że zechciała nas gościć... obcych i dzikich przybyszów z północnego wschodu, co w ludzkim języku ( niemieckim ;))) ) ani beeee, ani meeeee...
A że Anton taki krewki... no, no, no... kto by pomyślał... :)))))
Użytkownik till napisał w wiadomości:
> Pozdrów miłą Elfi :) tym bardziej doceniam teraz, że zechciała nas
> gościć... obcych i dzikich przybyszów z północnego wschodu, co w
> ludzkim języku ( niemieckim ;))) ) ani beeee, ani meeeee...A że Anton
> taki krewki... no, no, no... kto by pomyślał... :)))))
Elfi jak ją poznałaś, jest samą chodzącą dobrocią. Mąż Anton natomiast, jak mu kto wejdzie na odcisk potrafi zareagować bardzo wojowniczo.
I to nie prawda, że byliście "dzikimi przybyszami", bo samo pożegnanie udowodniło, że Was mile widziano. Ja ręczę głową, że zawsze jesteście chętnie zaproszeni i do niej i do nas. Oczywiście pod warunkiem, że "wojsko" przyjedzie z Wami.