1. nie przepraszaj za to, ze sie podpielas w "zlym" watku, sa gorsi grzesznicy,
2. poniewaz sama nie chcesz zalozyc "swojego" watku, wiec ja go zakladam dla Ciebie, pisz co chcesz, o czym (o kim) chcesz, kiedy chcesz (widze, ze siedzisz po nocach, czy Ty dziewczyno mozesz spac?), mozesz sie tu wygadac do woli,
3. bardzo sie ciesze, ze jedziesz do Zurychu, ja wierze w cuda, Ty tez uwierz,
4. prosze Cie mysl POZYTYWNIE, to ponoc przyciaga pozytywne, wiem, ze to trudne, ....... wiem, ale sprobuj.............
5. co zrobilas z tymi wszystkimi czeresniami?
bardzo serdecznie Cie pozdrawiam, zycze Ci duzo zdrowia i sil, mysle o Tobie
Nie wiem wprawdzie o co chodzi, ale widzę Kokliko, że potrzebujesz wsparcia - cały skład wagonów pełnych dobrej mocy i wsparcia Ci przesyłam, trzymaj się i myśl tylko pozytywnie. Pozdrawiam!
Kochani, dziekuje za zyczliwosc, probuje zebrac sie w garsc choc samopoczucie i nastroj z lekka minorowe, to przygotowalam z pietnascie sloikow na jutrzejsze przetworswtwo, bedziemy robic rozne chutneye warzywno owocowe. O rezultatch doniose. Pojutrze audiencja zagraniczna u Wielkiego Specjalisty, jak cos bede wiedziala to sie podziele. Pozdrawiam
Trzymam kciuki za wszystko co sie dzieje i mimo ze nie mamy ostatnio bezposredniego kontaktu (ja tez zawirowana) to ciagle o Tobie mysle bardzo cieplo. Jak juz bedzie po tym specjaliscie to musimy sie spiknac. Buziaki i glowa do gory, bedzie dobrze.
Kokliko, odezwij sie kochana, napisz o podrozy, o Wielkim Specjaliscie i o jego zakazach-nakazach... czy masz jakas diete? jak sie czujesz? czekamy na wiesci... sciskam Cie mocno
No , nie zdzierżę już !! Przez Ciebie ( i Luckystar ) kupiłam małżowi Declarations Cartiera i robię jakieś dziwaczne chutneye zamiast posmarować wędlinę majonezem jak tradycja nakazuje ... I co z tymi chatney' ami mam robić teraz ? No , a z tymi jajcami to jak ma być ?
Witam wszystkich...nie zagladalam nawet do tego watka...a wiecie dlaczego? pomyslalam sobie...wykwintna rafinowana kuchnia...raki i jajka po wiedensku...ja tylko jestem dobra w prostej dietetycznej kuchni raka w zyciu nie gotowalam...owszem jesc jadlam, ale takie juz prawie gotowe, najczesciej w restauracji....
Potem w "sniadaniach" doczytalam o jakiego raka chodzi....i ze Kokliko troche zawiedziona byla mala reakcja...to takie wredne slowo. troche dziala jak choroba zakazna, troche jak przeklecie, troche jak wyrok sadowy, mandat do zaplacenia... zwlaszcza dla kogos kto nie mial z nim nigdy do czynienia....zamknac oczy, zapomniec, moze to sen, moze to nieprawda, moze jakas pomylka? wymazac, udac ze nie ma i nie bylo? co powiedziec? kazde slowo glupie sie wydaje...ale kazde, nawet to glupie, lepsze od ucieczki
nie, nie....skoro juz jest (on, rak)...to ugoscic trzeba...zapoznac sie lepiej...zaznajomic z nieproszonym gosciem, nawet powyzywac i nakrzyczec, a nastepnie obrac dobra strategie walki... walki, czyli reakcji jesli poddamy sie apatii i nieodreagujemy (najpierw niedowierzaniem, potem zloscia i agresja, potem akceptacja i reakcja) bedzie kiepsko, sama medycyna na wiele sie zda boimy sie o bliskich, o to zeby kogos nie przestraszyc naszym rakiem...wiekszosc moich przyjaciol ucieklo jak sie dowiedzialo o mojej chorobie, a jak zobaczyli mnie lysa, to odwracali glowy w druga strone...a Tobie chce sie krzyczec...patrzcie na mnie! jeszcze tu jestem, zyje, to nie wirus...nie pratkuje...ludzie sie boja..nie wiedza jak reagowac .i Ty chora musisz im pokazac jak sie walczy, jak powoli nabiera odwagi, z dnia na dzien przyzwyczajac do nowej sytuacji...czy gorszej? innej na pewno...
Tak, Aniu, właśnie tak trzeba...ale dla tej drugiej strony to też nie jest łatwa sprawa.... 2 lata temu dowiedziałam się też, że to choróbsko dopadło moją szwagierkę...na początku nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować, czy dzwonić, pisać /mieszkają w USA/. To strasznie trudne także dla innych, dla rodziny....nie wiedziałam, jak ona zareaguje, czy chce żeby się z nią kontaktować? w jakiej formie? a może ma wszystko i wszystkich w nosie i chce być sama? ja swoje problemy "lubię" przeżywać sama ze sobą, zamykam się jak ślimak w swej skorupie i "trawię", a dopiero potem wyłażę z tym do bliskich....nie wiedziałam, jak zacząć... Ale po nocnych przemyśleniach napisałam maila do szwagra, zapytałam wprost, jaka jest jej kondycja psychiczna, czy mogę napisać? odpisał natychmiast, że tak.... Znowu noc nieprzespana i znowu dylemat, co napić, od czego zacząć? 2 godziny siedziałam przed kompem i nic...nie mogłam ruszyć z miejsca...ale w końcu napisałam, tak po prostu pisałam "sercem". I od tego dnia pisałam już każdego dnia, to był mój rytuał. Rano parzyłam kawę i zasiadałam do kompa...i pisałam, o wszystkim, ale głównie pisałam to tak tak, żeby ją wesprzeć, żeby miała codzienną dawkę mocnego "kopa"... nie czekałam na odpowiedź, czasem ją otrzymywałam, czasem nie....ale wiedziałam już, że moje pisanie znaczy coś dla niej i że czeka... Przeszłam z nią "korespondencyjnie" okres badań, operacji, chemii, wszystko...Chyba z pół roku trwała ta moja korespondencyjna terapia....kiedy już poczuła się na tyle dobrze, że wróciła do pracy, ja też stopniowo przestawałam pisać.... i dopiero wtedy przysłala mi specjalne podziękowania...i wtedy dopiero dowiedziałam się, ile dla niej znaczyły te moje maile, to codziennie nękanie jej i zmuszanie do czytania, jak były pomocne w całym procesie leczenia, jak często zmuszały ją do bycia dzielną, do walki.... ale to się stało trochę przez przypadek, bo skąd ja miałam wiedzieć, że to pomaga, że czeka na te moje "wypociny"...ot, pokierowałam się sercem...a może powinno się w takich sytuacjach mówić wprost - pomocy! czekam na wasze wsparcie! na kopniaki!
Wlasnie droga Alman Ty nalezysz do tych odwaznych, pomimo wlasnego strachu i niepewnosci zareagowalas i wsparlas Twoja bratowa, okazalas sie dla niej bardzo pomocna, choc jest to naprawde trudne. Jestesmy bardzo rozni, mamy odmienne charaktery, sposoby reagowania, a w szczegolnosci osoby chore na raka sa bardzo wrazliwe...ja mam silny charakter, powiedzmy przebojowy, co ulatwia sytuacje. Moja przyjaciolka z grupy arteterapii, jest natomiast osoba bardzo wrazliwa i ona wlasnie cierpi niesamowicie z powodu swoich przyjaciol, ktorzy "znikneli" ze strachu. Ostatnio staralam sie jej to tlumaczyc... wiekszosc osob nie wie jak sie ma zachowac, bojac sie o to, zeby nie urazic danej osoby, wiedzac, ze jest chora glupio spytac "jak sie masz?" czy "jak sie czujesz" a moze jest umierajaca? z drugiej strony jesli sie nie spytasz, wychodzi na to, ze masz to gdzies, nawet jesli tak nie jest...
mi zawsze sprawialo przyjemnosc (glownie podczas chemii) jesli ktos pytal jak sie czuje, wrecz na to czekalam, i czekalam na mozliwosc wyrzucenia z siebie jak bomby, czy granata "mam raka" potem juz wszystko szlo latwiej...
Kolezanka natomiast interpretuje to tak: "wiedza, ze jestem chora i nikt sie spyta jak sie czuje,(jeszcze nie umarlam) a takimi dobrymi przyjaciolkami bylysmy kiedys" nastepna: "spotkalam moja przyjaciolke, ktorej dawno nie widzialam, i ona do mnie: jak ty dobrze wygladasz!" i wyobraz sobie, ze to ja zabolalo, poniewaz wcale dobrze z nia nie jest...mimo dobrego wygladu... ja takie reakcje obracalam zawsze w czarny humor mowiac, ze "nawet w trumnie ladnie sie wyglada" ale dziekuje robie co moge, zeby zawsze byc piekna ;) Moja przyjaciolka (Sandra ma na imie) jednak odkad bierze udzial w arteterapii, troche sie zmienila, jest silniejsza, odwazniejsza i weselsza, mimo tego iz choroba postepuje... Chyba lepiej jest zrobic "cos" i nawet to zepsuc, niz nie zrobic nic...
Chyba lepiej jest zrobic "cos" i nawet to zepsuc, niz nie zrobic nic...
dzieki Aniu za te slowa, bo juz zaczelam sie zastanawiac, czy Kokliko nie ma mi za zle, ze zalozylam ten watek, ale Ona przeciez prosila... czekalam, ze moze ktos, kto ja lepiej zna to zrobi, w koncu sama zaczelam, mysle, ze Kokliko ma potrzebe podzielenia sie z nami swoimi doswiadczeniami, obawiam sie tylko, ze troche sie zawiodla, ze bylo jej przykro... ja, podobnie jak tineczka, NIGDY nie czytalam tamtego watku (tak, jak Ty Aniu tego watku), nie wiem, dlaczego tego wieczora tam zajrzalam... i bardzo sie ciesze, ze zajrzalam, bo mimo, ze dowiedzialam sie o chorobie Kokliko, to wiem, ze Ona wie, ze nie jest sama, ze mysle o Niej ... ze tak wielu z nas o niej mysli.... mam wielka nadzieje, ze Kokliko (czy ktos moze mi napisac jej prawdziwe imie) napisze do nas wkrotce...
o czym mówicie? ja też nie czytałam "tamtego" wątku, dlatego nawet w swojej wypowiedzi zaznaczyłam, że nie wiem o co chodzi /wypowiedź gdzieś na początku wątku może post 3 ?/ podejrzewam, że wiele osób nie jest w temacie...
Natychmiast po włączeniu WuŻetu, zaglądam do tego wątku, w oczekiwaniu na klikanie Kokliko. I napiszę tylko jedno, jeśli nawet za każdym razem mam dostawać od Niej po łbie za to, że jak zwyklę chlapnę coś głupiego, nie mam nic przeciwko temu. Pisz, pisz, naszy Ty, niezależenie czy będziesz klikać zwyczajnie, z humorem, ze smutkiem czy wkurzona. Czekamy bardzo mocno!
Dzięki, nigdy nie zagladałam do tamtego wątku, co będę czytać kiedy śniadań z reguły nie jadam..... Kokliko Kochana, odzywaj się, napisz coś więcej....chyba nie wątpisz w to, że nieważne co kto napisze i jak zareaguje, czy w ogóle się odezwie, ale i tak cała armia żarłoków stoi za Tobą murem, i każdy jak potrafi stara się pomóc - jedni modlitwą, inni trzymaniem kciuków, a jeszcze inni dobrymi myślami i fluidami. Ode mnie masz wszystko, cały pakiet...i musi być dobrze, bo innej możliwości nie ma. Trzymaj się dzielnie, my jesteśmy przy Tobie, choć nas nie dostrzegasz. I odezwij się, koniecznie !
A dla mnie samo slowo SNIADANIE jest piekne! to najpiekniejszy posilek w ciagu dnia...to on mnie stawia na nogi, to tylko dla niego z trudem zwlekam sie z lozka, ciagnie mnie zapach swiezo parzonej przez meza kawy....i taki wielki wybor!
Aniu, pieknie opisalas tego "raka", tego nieproszonego goscia, tego potwora we wlasnym ciele - won ode mnie- ale jak juz goscisz moje komorki, to nawet nie mysl, ze bede cie dokarmiala!
Najbardziej mnie boli, ze jestes taka mloda, ze masz mase lat smiechu i szczescia przed soba, ze...ze.... Wiec, byka za rogi i nie daj sie!!!!
Musze ci opowiedziec o lysej glowie. Dokladnie 8 lat temu zwisaly mi z glowy dlugie czarne wlosy. Oczywiscie farbowane co dwa tygodnie:) Wieloletnie farbowanie skonczylo sie uczuleniem na farbe. Potworne swedzenie, drapanie skory do krwi i krosty. Ktoregos dnia wscieklam sie niesamowicie , bo odrosty siwe, reszta czarna a czaszka krwista. Stanelam przed lustrem, wzielam syna elektryczna maszyne do golenia i od czola zaczelam golic loki. Po pol godzinie bylam kompletnie lysa i cholernie zadowolona.
Syn, jeszcze mieszkajacy w domu, zupelnie mnie nie poznal, po powrocie z pracy. Reakcja byla: kto to? co sie stalo? mama chora? Jak mu powiedzialam dlaczego sie zgolilam , powiedzial o`key mamo, masz ladna czaszke:)
Najlepsze bylo, jak moja mama, przeprowadzajaca sie z poludnia Szwecji do mojej dzielnicy nie poznala wlasnej corki:))) Wysiadla z ciezarowki, podala mi reke i powiedziala: hej, nazywam sie Irena , bo kompletnie mnie nie poznala!!!!
Nie wiem, dlaczego ludzie sie odwracali w droga strone Aniu, to mnie bardzo dziwi!!!
Mam teraz sasiada z AIDS , odrazu nam opowiedzial o swojej chorobie, nie mamy zadnego problemu z calusami, usciskami i wesolo jest nam spedzac razem czas.
Ha ha ha! fajna ta lysa glowa! tak bardzo w moim stylu....radykalne podejscie do niezrecznej sytuacji, krotkie ciecie i po bolu! Wyobrazam sobie Twoja ksztaltna czaszke...ja moja lysa tez lubilam...
wlosy mi wypadly tydzien po pierwszej kroplowce, mialam dlugie wlosy, no bo do slubu byly potrzebne, wiec od roku hodowalam, do slubnego uczesania, pieknej bialej sukni z tafty...planow bylo duzo...plany, plany, plany...od pewnego czasu juz nie wybiegam w przyszlosc dalej niz 3 miesiace, o wiele lepiej sie zyje :)...tydzien po slubie zamiast podroz poslubna ...szpital...i poczatek drugiego zycia.... wiec po pierwszej kroplowce...pamietam, prosto do fryzjera pojechalam samochodem, zeby sciac sie na krotko, nawet ladna fryzurke mi zrobiono...pamietam jak z fotela pedem do lazienki lecialam z pierwszym chemicznym pawiem...ale byl szczypiacy! fuj ledwo wrocilam do domu...w glowie zamet, mgla na oczach i bol wszystkiego...co oni mi holera wstrzykneli? arszenik? a takie ladne, czerwoniutkie bylo...
po tygodniu ktoregos ranka podnosze glowe z poduszki, a ta sliczna fryzurka zostala na poduszce jak stara peruka... ogolilam sie na lyso, i od razu poczulam lepiej...calkiem mi lysina pasowala...do tego makijarz, a! i z depilacja jaki spokoj! maz w tym okresie mnie nazywal Lysek albo Rzygus
moj lekarz przed kazda wizyta najpierw calowal moja lysine! takie male wariactwo (szalony byl ten lekarz, a jak przeklinal...) ale ile radosci mi to dawalo...i ile sily...te wizyty byly jak...randki ;)
to bylo 7 lat temu...byla zima, nosilam dwie czapki na raz, i spalam w kapturze...wiecie jak wieje po lysej pale?
3 lata temu kupilam sobie peruke...na internecie! ha ha ha...bo nastepna chemia potrzebna byla...to jak stara wyzeraczka, przygotowalam sie, bo w nowej pracy musialam byc "prezentacyjna" gdyz ludzie, nie lubia sie stresowac i nieswojsko czuc.... Zalozylam moja internetowa peruke i poszlam z nia do fryzjera! Ladna byla...ale fryzjer przycial mi ja do mojej twarzy...ale smiechu bylo przy tym...fryzjer wiedzial co jest grane (stary przyjaciel) ale dziewczyna od mycia glowy nie...wyobrazacie sobie jej zdziwienie jak kazala mi do zlewu sie nachylic i "prac" moja peruke chciala!? Ha Ha ha Najlepsze jest to, ze ja tej peruki nigdy nie zalozylam...bo nie byla mi potrzebna....wlosy owszem, przerzedzily mi sie, ale kto nie ma zadkich wlosow...
Tak jak i Ciebie Tineczko moi przyjaciele, po raz pierwszy widzac mnie lysa i machajaca do nich...odwrocili sie...bo nie znali chlopaka, ktory do nich machal z daleka... Pozdrawiam serdecznie :)))))))))))))))
To o clafoutisa jeszcze popytam ... Może jak Cię wkurzę jakąś herezją to walniesz klikiem ... To taka jajecznica na owocach jest ?;))) Czy jakaś celebra jest wskazana ? Kiedyś jadłam owoce upieczone pod kruszonką i byłam święcie przekonana , że oto właśnie clafoutis zniknął w mych czeluściach :) Ale to chyba nie on ci był ...?
ha ha ha miauka, dzieki za te zdjecia...w koncu tajemnica wyjasniona...slodkie placki z owocami...chyba na czesc Kokliko sprawie w krotce taki sobie...moze podacie jakis latwy przepis...nieskomplikowany..
He, he...nie znam się na takich "wypaśnych" potrawach, ale a propos jajecznicy z owocami.j..Nikt nie pobije mojego chłopeczka w eksperymentach kulinarnych z jajami i owocami.Kiedy nasza rodzina słyszy od męza "Jurto robię na sniadania jajecznicę":, rozlega się pomruk i jedno wielkie westchnienie.Mąż mój bowiem, jest istotą prawie wszystkożerną i wszystko mu smakuje.Jest to niewatpliwy plus, kiedy muszę przygotować obiad, natomiast kiedy nasz Pan i Władca wkracza do kuchni...Łomatko, ratuj się kto może ! Zmuszani byliśmy do jedzenia jajecznicy z bananami, zurawinami, brzoskwiniami..itp, itd.Efekty tych eksperymentów są straszne, ale najgorsza jest mina mojego chłopka, kiedy nicnierozumiejącym wzrokiem wodzi po nas i pyta : "Co wy nie jesteście głodni?". Kokliko, specjalne całusy dla Ciebie, myślimy o Tobie.
Kochani Wszyscy, dziekuje za cieple slowa i mysli, ja tez o Was myslalam, ale mialam kilka dni "podlamki" - tak bywa z nieproszonym a natretnym gosciem. Najpierw czlowiek wymysla jakies bzdurne strategie, az przyjdzie moment akceptacji i swiadomosci, ze musimy wspolnie z soba jeszcze troche pobyc. Gryplan na najblizszy czas jest meczacy, choc czekam na telefoniczne powiadomienie co do intesywnosci terapii (bo przeciez nie moge co pare dni udawac sie do tego przekletego Zurychu), to jednak czekam z wiekszym spokojem. Napisze do Was wieczorem. i.
Dziękuję, że się odezwałaś. Będziemy czekali na każdą informację. Najgorsze jest czekanie, ale kiedy wszystkie zostanie nazwane i okreslone, to już sobie z resztą poradzisz. Będzie dobrze. Ściskam mocno.
Noooo...dzięki, ze się odezwałaś wreszcie...te podłamki to normalka, ważne, żeby nie pozostawać za długo w takim stanie tylko się szybko zbierać i do przodu...przecież wiesz, że dasz radę, że to okres przejściowy, który trzeba przejść jak choroby wieku dziecięcego, ale to minie i będzie dobrze...ja widzę po swojej szwagierce - przetrzymała wszystko i jest ok, i z Tobą też tak będzie, bądź pewna. I pamiętaj, że duże, a może nawet prawie wszystko w Twoich rękach, w Twojej sile, w Twojej twardości, zaciekłości i chęci przepędzenia tego drania.... trzymaj się i pisz..my tu czekamy wszyscy na wieści od Ciebie, nawet jeśli nie zawsze się odzywamy to śledzimy wątek i jesteśmy z Tobą...cały czas. Zasyłam pozdrowienia i uściski.
Ehhhh !! Ty " Cudzoziemko " ;) Dosyć już modernizmu ... Może teraz dla odmiany hedonizmu trochę ? A może tak na " full power "? Albo ... tak jak zechcesz ...
niełatwo o hedonizm, tak jak i o stoicyzm Weź mi pokaż bez zastanowienia, co w każdej sytuacji potrafią korzystać z dobrodziejstw (podobno) założeń obu! Trzymajta się ludzie, wracam do pracy :( Ale po południu wyskoczę na paradę jednej z trup teatralnych, które przyjechały na gdańską Fetę :)
Bez zastanowienia to ja nic nie powiem , bo wolno myślę ( znaczy powoli ;) . Taki już ze mnie wolnomyśliciel :) A po zastanowieniu ... też nic ciekawego :) Żeby w każdej sytuacji , to chyba raczej trudno ... To przecież teoria jest ( i to starożytna jakaś ) ... Tak sobie pomyślałam , żeby wyciskać z każdej sytuacji na maxa ( teoretycznie ) dobrego .
Wkn, ciesze sie, ze odezwalas sie. Po tych kilku incydentach slownych pewna bylam, ze omijasz mnie Wielkim Lukiem. Mam nadzieje, ze nie tylko z powodow ludzko-grzecznie-zyczliwych. Zazdroszcze Ci parady teatralnej, przez wiele lat jezdzilismy na festiwale teatralne do Avignon'u, a teraz sama jestem paradna. Stoikowi chyba latwiej popasc w hedonizm, dla mnie to moze byc co najwyzej jakis nastepny etap, poki co neka mnie egocentryczne pytanie do Niebios - dlaczego akurat ja? Przyznaje sama, ze obrzydliwie sie zapytuje. Co do stoikow, to Sartre tez uwazal, ze wolnosc czlowieka zalezy od niego samego, no i niestety skonczyl w kuble historii (filozofii). Ja osobiscie wolalabym na kanapce z dobra ksiazka, w wojazach, w lesie na grzybobraniu, a jeszcze najbardziej chcialabym tego wszystkiego d u z o. Wychodzi na to, ze ani hedonistka, ani stoiczka, tylko pazerna na mile chwile. W tym duchu Was pozdrawiam.
Piszesz :"Przyznaje sama, ze obrzydliwie sie zapytuje'"- a to wcale nieprawda. Obrzydliwie, to by było egoistycznie a Ty sama stwierdzasz,że egocentrycznie. A nawet , gdyby wyszedł z Ciebie egoizm, to do licha masz do tego prawo.Tak ja uważam .Hawk ! powiedziałam i idę lulu...
Obrzydliwe? chyba nie... Tylko zupełnie niepotrzebne? No bo jaka jest na nie dobra/ prawdziwa odpowiedź? Że Cie Niebiosa nie kochają?, ze sama sobie jesteś winna??? ze co? Zawsze jak mam chęc zadać takie pytanie- to natychmiast prostuję sobie lot i na pytanie "dlaczego mnie...? " odpowiadam sobie " a dlaczego nie? " No i po co zadawac pytanie, na które nie ma odpowiedzi. I tracić cenną życiową energię?
Kokliko napisałaś: Ja osobiscie wolalabym na kanapce z dobra ksiazka, w wojazach, w lesie na grzybobraniu, a jeszcze najbardziej chcialabym tego wszystkiego d u z o.
To mi się podoba :) ( chyba najfajniejsze zdanie jakie usłyszałam ostatnio) Czy coś stoi na przeszkodzie, zeby to realizować?
Niebo dzisiaj nieprzychylne dla zadających sobie pytania różnej rangi. Ja dziś zadaję sobie pytanie bardzo prozaiczne - dlaczego burczy i pada akurat, gdy rozpoczął się naprawdę atrakcyjny program Fety. A w tym roku w zasadzie same parady. Rozpoczęło się około godziny 14 teatrem "Klapa" - nazwa trafna niezwykle, bo jak tu w deszczu odczuwać "duszny" błogostan - w podwójnym tego słowa znaczeniu... Co i rusz macam parasol, zastanawiając się, czy wytrzyma napór mokrego i dmącego. A macając, zastanawiam się, czy aktorzy na ulicę wylezą, czy wprost przeciwnie - polezą schować się do bardziej suchego Dolnego Miasta :( I tak w ogóle humor mam dość agresywny w stosunku do przeznaczenia, bo i komputer mam zdechnięty i zabieram Pampasowi, i bajkę dla dzieci mam nieskończoną i niesporo mi idzie, i okna sąsiedzi mi opluli jakimś dziwnym środkiem do podlewania roślin, i... i... i... i... A fuj! No dobra, czas pomacać parasol, tylko cholibka niebo znowu burczy. I ciemno jak w kaszubskich jagodzinach. Jeśli dłużej będę pozostawać w takim stanie psychicznym, to jak nic polecę na tę Fetę na miotle. Albo na odkurzaczu, bo też popatruję na niego z nienawiścią. Czy ktoś będzie łaskaw przyjechać i odkurzyć mi chałupę? Wychodzi na to, że ja też jestem pazerna na miłe chwile, ale leń ze mnie okrutny. A co się u Ciebie w miejscu zamieszkania ciekawego dzieje latem, Kokliko?
Droga Ingo, jak to dobrze, ze napisalas, rozumie te "podlamke", to normalne i wiem, jak straszne jest czekanie... w zeszlym roku lekarz znalazl "cos" i trzeba bylo operowac, powiedziano mi 3 m-ce na zabieg, myslalam, ze oszaleje, nie chcialam martwic Rodzicow, gdy dzwonilam udawalam, ze wszystko OK, ale nie wytrzymalam i powiedzialam w pracy. O, jaka ulga, teraz moglam miec "zly" dzien, moglam nawet poplakac. Najgorsza walke toczylam sama z soba - 24/7. Mam fajna kolezanke i ona codziennie mi mowila, ze bedzie dobrze, ze tylko tak mam myslec, ze taka pozytywna energia, ktora my wysylamy, przyciaga pozytywna energie, ktora "krazy" wokol, po 2 tygodniach zadzwoniono, ze lekarz bedzie operowal w 1 dzien extra (za 3 dni), czy chce teraz przyjsc... po operacji znow czekanie, ale bylam juz w lepszym humorze, w rezultacie wszystko ze mna dobrze, w lutym bylam sprawdzana, tez OK, pamietaj, ze teraz TY jestes najwazniejsza, badz egoistka, nie staraj sie robic wszystkiego dla innych, bo pewnie tak zawsze bylo, bo tak bylysmy wychowane, niech oni teraz lataja z obiadkami i ... odkurzaczem, powtarzaj sobie JESTEM ZDROWA, mowilo sie w Polsce "wiara czyni cuda" UWIERZ W SIEBIE bardzo serdecznie Cie pozdrawiam Urszula
Kokliko, a moge spytac dlaczego jezdzisz az do Zurychu? Wszystkie terapie sa w protokolach, ujednolicone...chyba, ze jakis eksperymantalny srodek chcesz brac?
Anno, byloby fantastycznie gdyby ogolna globalizacja objela jeszcze poszczegolne terapie. Niestety tak nie jest. I najwiekszy szpital onkologiczny we Francji w podparyskim Villejuif peka w szwach od Wlochow i Anglikow. W Zurychu jest jeden z niewielu specjalistow w dziedzinie ktora mnie neka. Tonacy brzytwy sie chwyta, to prawda, terapia jaka mi zaproponowano jest dosyc nowatorska, niestety jedyna z ktora moge wiazac nadzieje. Inaczej szaman i egzotyczni uzdrowiciele.
Z tego co ja wiem, to wlasnie wszystkie terapie jak globalizacja jak sama to nazwalas, wszedzie w UE dostepne powinny byc dla kazdego takie same.... chyba, ze chcesz u wielkiej slawy sie leczyc...leczenie raka polega na sledzeniu protokolow w/g stadiacji, typu nowotworu, itp fakt, ze sa tez terapie typu przeszczep szpiku, nawet przy nowotworze piersi, ale nalezy do zadkosci.. kiedy ja sie rozchorowalam 7 lat temu studiowano nowy lek, ktory byl w ostatniej fazie eksperymentacji, tzn. na pacjentach, zaproponowano mi wtedy udzial w eksperymencie, i moje komorki mialy leciec do Brukseli...niestety bylam zbyt slaba, zeby podjac wtedy decyzje, a lek ten teraz jest stosowany jako "protokol" dostepny dla wszystkich z tym typem raka.
Inga pozdrawiam Cię i trzymam kciuki ,i dobrych fluidów moc Ci slę. Czekam jak wszyscy tutaj na każdą wiadomość od Ciebie. Ściskam Cię mocno ,mocno - Zosia
Kokliko, co tam u Ciebie ? odezwij się ! ma ktoś jakieś wieści od niej??? wiesz, że my tu jesteśmy z Tobą cały czas, ale odezwij się choć czasem...przesyłam moc uścisków i dobrej energii!
witaj kokliko,
1. nie przepraszaj za to, ze sie podpielas w "zlym" watku, sa gorsi grzesznicy,
2. poniewaz sama nie chcesz zalozyc "swojego" watku, wiec ja go zakladam dla Ciebie, pisz co chcesz, o czym (o kim) chcesz, kiedy chcesz (widze, ze siedzisz po nocach, czy Ty dziewczyno mozesz spac?),
mozesz sie tu wygadac do woli,
3. bardzo sie ciesze, ze jedziesz do Zurychu, ja wierze w cuda, Ty tez uwierz,
4. prosze Cie mysl POZYTYWNIE, to ponoc przyciaga pozytywne,
wiem, ze to trudne, ....... wiem, ale sprobuj.............
5. co zrobilas z tymi wszystkimi czeresniami?
bardzo serdecznie Cie pozdrawiam,
zycze Ci duzo zdrowia i sil,
mysle o Tobie
Moge sie tylko podpisac obiema "recami". Kolkilko trzymaj sie!
Nie wiem wprawdzie o co chodzi, ale widzę Kokliko, że potrzebujesz wsparcia - cały skład wagonów pełnych dobrej mocy i wsparcia Ci przesyłam, trzymaj się i myśl tylko pozytywnie. Pozdrawiam!
przyłączam się , pisz ,pisz pisz, to przynosi ulgę , pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły skarbie
Kokliko, nie daj sie!
Sciskam cieplo i sle mase pozytywnych mysli, kciuki zawiazane:)
tineczka
Kokliko, pozdrawiam , zdrówka życzę :) Odezwij się !
Również podpisuję "listę życzliwości"
Kokkliko ?
A kliknij no coś ...
Chociażby o jajkach .
Ty nawet o jajkach potrafisz ciekawie ...
Kochani, dziekuje za zyczliwosc, probuje zebrac sie w garsc choc samopoczucie i nastroj z lekka minorowe, to
przygotowalam z pietnascie sloikow na jutrzejsze przetworswtwo, bedziemy robic rozne chutneye warzywno owocowe.
O rezultatch doniose.
Pojutrze audiencja zagraniczna u Wielkiego Specjalisty, jak cos bede wiedziala to sie podziele.
Pozdrawiam
Będzie dobrze
Nie jestem w temacie ale życzę ci by było wszystko dobrze.
kokliko czekam na specjlalistowe wiesci, ale rownie mocno interesuja mnie Twe chutneye :)
Trzymam kciuki za wszystko co sie dzieje i mimo ze nie mamy ostatnio bezposredniego kontaktu (ja tez zawirowana) to ciagle o Tobie mysle bardzo cieplo. Jak juz bedzie po tym specjaliscie to musimy sie spiknac. Buziaki i glowa do gory, bedzie dobrze.
I ja trzymam kciuki i życzę samych dobrych wiadomości. Pozdrawiam serdecznie.
Kokliko,
odezwij sie kochana,
napisz o podrozy, o Wielkim Specjaliscie i o jego zakazach-nakazach...
czy masz jakas diete?
jak sie czujesz?
czekamy na wiesci...
sciskam Cie mocno
Co się dowiedziałaś?
Kokliko badz dobrej mysli, BEDZIE DOBRZE!!! Pozdrawiam Cie cieplutko i zycze duuuuuuzo zdrowka.
No , nie zdzierżę już !!
Przez Ciebie ( i Luckystar ) kupiłam małżowi Declarations Cartiera i robię jakieś dziwaczne chutneye zamiast posmarować wędlinę majonezem jak tradycja nakazuje ...
I co z tymi chatney' ami mam robić teraz ?
No , a z tymi jajcami to jak ma być ?
jajka to jakies w szklance maja byc i ma sie w nich toscik maczac :) tyle wyczytalam z koklikowych oopowiesci sniadaniowych :)
Właśnie w tych jajkach ujęło mnie szczególnie to , że one MUSZĄ być podane do łóżka ;))
Chatneya zrobiłam porzeczkowego i wiśniowego , teraz sposobię się do agrestowego ...
Użytkownik kojonkosky napisał w wiadomości:
> No , a z tymi jajcami to jak ma być ?
piescic, piescic, piescic :):):):):):):):):):):):)
Aaaaa ;)))))
To tys prowda , że wypieszczone najsmaczniejsze są ;))
:)
Kokliko, trzymaj się i napisz co u Ciebie! Twoje wypowiedzi na różne tematy są świetne, uwielbiam je czytać. Czekam na jeszcze.
Witam wszystkich...nie zagladalam nawet do tego watka...a wiecie dlaczego?
pomyslalam sobie...wykwintna rafinowana kuchnia...raki i jajka po wiedensku...ja tylko jestem dobra w prostej dietetycznej kuchni
raka w zyciu nie gotowalam...owszem jesc jadlam, ale takie juz prawie gotowe, najczesciej w restauracji....
Potem w "sniadaniach" doczytalam o jakiego raka chodzi....i ze Kokliko troche zawiedziona byla mala reakcja...to takie wredne slowo. troche dziala jak choroba zakazna, troche jak przeklecie, troche jak wyrok sadowy, mandat do zaplacenia...
zwlaszcza dla kogos kto nie mial z nim nigdy do czynienia....zamknac oczy, zapomniec, moze to sen, moze to nieprawda, moze jakas pomylka? wymazac, udac ze nie ma i nie bylo? co powiedziec? kazde slowo glupie sie wydaje...ale kazde, nawet to glupie, lepsze od ucieczki
nie, nie....skoro juz jest (on, rak)...to ugoscic trzeba...zapoznac sie lepiej...zaznajomic z nieproszonym gosciem, nawet powyzywac i nakrzyczec, a nastepnie obrac dobra strategie walki...
walki, czyli reakcji
jesli poddamy sie apatii i nieodreagujemy (najpierw niedowierzaniem, potem zloscia i agresja, potem akceptacja i reakcja) bedzie kiepsko, sama medycyna na wiele sie zda
boimy sie o bliskich, o to zeby kogos nie przestraszyc naszym rakiem...wiekszosc moich przyjaciol ucieklo jak sie dowiedzialo o mojej chorobie, a jak zobaczyli mnie lysa, to odwracali glowy w druga strone...a Tobie chce sie krzyczec...patrzcie na mnie! jeszcze tu jestem, zyje, to nie wirus...nie pratkuje...ludzie sie boja..nie wiedza jak reagowac
.i Ty chora musisz im pokazac jak sie walczy, jak powoli nabiera odwagi, z dnia na dzien przyzwyczajac do nowej sytuacji...czy gorszej? innej na pewno...
Tak, Aniu, właśnie tak trzeba...ale dla tej drugiej strony to też nie jest łatwa sprawa....
2 lata temu dowiedziałam się też, że to choróbsko dopadło moją szwagierkę...na początku nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować, czy dzwonić, pisać /mieszkają w USA/. To strasznie trudne także dla innych, dla rodziny....nie wiedziałam, jak ona zareaguje, czy chce żeby się z nią kontaktować? w jakiej formie? a może ma wszystko i wszystkich w nosie i chce być sama? ja swoje problemy "lubię" przeżywać sama ze sobą, zamykam się jak ślimak w swej skorupie i "trawię", a dopiero potem wyłażę z tym do bliskich....nie wiedziałam, jak zacząć...
Ale po nocnych przemyśleniach napisałam maila do szwagra, zapytałam wprost, jaka jest jej kondycja psychiczna, czy mogę napisać? odpisał natychmiast, że tak....
Znowu noc nieprzespana i znowu dylemat, co napić, od czego zacząć? 2 godziny siedziałam przed kompem i nic...nie mogłam ruszyć z miejsca...ale w końcu napisałam, tak po prostu pisałam "sercem".
I od tego dnia pisałam już każdego dnia, to był mój rytuał. Rano parzyłam kawę i zasiadałam do kompa...i pisałam, o wszystkim, ale głównie pisałam to tak tak, żeby ją wesprzeć, żeby miała codzienną dawkę mocnego "kopa"...
nie czekałam na odpowiedź, czasem ją otrzymywałam, czasem nie....ale wiedziałam już, że moje pisanie znaczy coś dla niej i że czeka...
Przeszłam z nią "korespondencyjnie" okres badań, operacji, chemii, wszystko...Chyba z pół roku trwała ta moja korespondencyjna terapia....kiedy już poczuła się na tyle dobrze, że wróciła do pracy, ja też stopniowo przestawałam pisać....
i dopiero wtedy przysłala mi specjalne podziękowania...i wtedy dopiero dowiedziałam się, ile dla niej znaczyły te moje maile, to codziennie nękanie jej i zmuszanie do czytania, jak były pomocne w całym procesie leczenia, jak często zmuszały ją do bycia dzielną, do walki....
ale to się stało trochę przez przypadek, bo skąd ja miałam wiedzieć, że to pomaga, że czeka na te moje "wypociny"...ot, pokierowałam się sercem...a może powinno się w takich sytuacjach mówić wprost - pomocy! czekam na wasze wsparcie! na kopniaki!
Wlasnie droga Alman Ty nalezysz do tych odwaznych, pomimo wlasnego strachu i niepewnosci zareagowalas i wsparlas Twoja bratowa, okazalas sie dla niej bardzo pomocna, choc jest to naprawde trudne.
Jestesmy bardzo rozni, mamy odmienne charaktery, sposoby reagowania, a w szczegolnosci osoby chore na raka sa bardzo wrazliwe...ja mam silny charakter, powiedzmy przebojowy, co ulatwia sytuacje.
Moja przyjaciolka z grupy arteterapii, jest natomiast osoba bardzo wrazliwa i ona wlasnie cierpi niesamowicie z powodu swoich przyjaciol, ktorzy "znikneli" ze strachu. Ostatnio staralam sie jej to tlumaczyc...
wiekszosc osob nie wie jak sie ma zachowac, bojac sie o to, zeby nie urazic danej osoby, wiedzac, ze jest chora glupio spytac "jak sie masz?" czy "jak sie czujesz" a moze jest umierajaca?
z drugiej strony jesli sie nie spytasz, wychodzi na to, ze masz to gdzies, nawet jesli tak nie jest...
mi zawsze sprawialo przyjemnosc (glownie podczas chemii) jesli ktos pytal jak sie czuje, wrecz na to czekalam, i czekalam na mozliwosc wyrzucenia z siebie jak bomby, czy granata "mam raka" potem juz wszystko szlo latwiej...
Kolezanka natomiast interpretuje to tak:
"wiedza, ze jestem chora i nikt sie spyta jak sie czuje,(jeszcze nie umarlam) a takimi dobrymi przyjaciolkami bylysmy kiedys"
nastepna:
"spotkalam moja przyjaciolke, ktorej dawno nie widzialam, i ona do mnie: jak ty dobrze wygladasz!" i wyobraz sobie, ze to ja zabolalo, poniewaz wcale dobrze z nia nie jest...mimo dobrego wygladu...
ja takie reakcje obracalam zawsze w czarny humor mowiac, ze "nawet w trumnie ladnie sie wyglada" ale dziekuje robie co moge, zeby zawsze byc piekna ;)
Moja przyjaciolka (Sandra ma na imie) jednak odkad bierze udzial w arteterapii, troche sie zmienila, jest silniejsza, odwazniejsza i weselsza, mimo tego iz choroba postepuje...
Chyba lepiej jest zrobic "cos" i nawet to zepsuc, niz nie zrobic nic...
Chyba lepiej jest zrobic "cos" i nawet to zepsuc, niz nie zrobic nic...
dzieki Aniu za te slowa, bo juz zaczelam sie zastanawiac, czy Kokliko nie ma mi za zle, ze zalozylam ten watek, ale Ona przeciez prosila...
czekalam, ze moze ktos, kto ja lepiej zna to zrobi, w koncu sama zaczelam,
mysle, ze Kokliko ma potrzebe podzielenia sie z nami swoimi doswiadczeniami, obawiam sie tylko, ze troche sie zawiodla, ze bylo jej przykro...
ja, podobnie jak tineczka, NIGDY nie czytalam tamtego watku (tak, jak Ty Aniu tego watku), nie wiem, dlaczego tego wieczora tam zajrzalam...
i bardzo sie ciesze, ze zajrzalam, bo mimo, ze dowiedzialam sie o chorobie Kokliko, to wiem, ze Ona wie, ze nie jest sama, ze mysle o Niej ...
ze tak wielu z nas o niej mysli....
mam wielka nadzieje, ze Kokliko (czy ktos moze mi napisac jej prawdziwe imie) napisze do nas wkrotce...
Kokliko ma na imię Inga.
Inguś, czekamy na Ciebie, na Twoje wypowiedzi... Gdzie jesteś? Jakbyś chciała "porozmawiać", to zapraszam na GG. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
o czym mówicie? ja też nie czytałam "tamtego" wątku, dlatego nawet w swojej wypowiedzi zaznaczyłam, że nie wiem o co chodzi /wypowiedź gdzieś na początku wątku może post 3 ?/
podejrzewam, że wiele osób nie jest w temacie...
w tym watku..
http://wielkiezarcie.com/forum_watek.php?id=247062&post=247062&offset=0
kokliko ja też tu zaglądam i czekam na wieści jak się czujesz?
i Twojego pisania brak na forum;(
Natychmiast po włączeniu WuŻetu, zaglądam do tego wątku, w oczekiwaniu na klikanie Kokliko.
I napiszę tylko jedno, jeśli nawet za każdym razem mam dostawać od Niej po łbie za to, że jak zwyklę chlapnę coś głupiego, nie mam nic przeciwko temu.
Pisz, pisz, naszy Ty, niezależenie czy będziesz klikać zwyczajnie, z humorem, ze smutkiem czy wkurzona. Czekamy bardzo mocno!
Dzięki, nigdy nie zagladałam do tamtego wątku, co będę czytać kiedy śniadań z reguły nie jadam.....
Kokliko Kochana, odzywaj się, napisz coś więcej....chyba nie wątpisz w to, że nieważne co kto napisze i jak zareaguje, czy w ogóle się odezwie, ale i tak cała armia żarłoków stoi za Tobą murem, i każdy jak potrafi stara się pomóc - jedni modlitwą, inni trzymaniem kciuków, a jeszcze inni dobrymi myślami i fluidami.
Ode mnie masz wszystko, cały pakiet...i musi być dobrze, bo innej możliwości nie ma. Trzymaj się dzielnie, my jesteśmy przy Tobie, choć nas nie dostrzegasz.
I odezwij się, koniecznie !
A dla mnie samo slowo SNIADANIE jest piekne! to najpiekniejszy posilek w ciagu dnia...to on mnie stawia na nogi, to tylko dla niego z trudem zwlekam sie z lozka, ciagnie mnie zapach swiezo parzonej przez meza kawy....i taki wielki wybor!
Aniu, pieknie opisalas tego "raka", tego nieproszonego goscia, tego potwora we wlasnym ciele - won ode mnie- ale jak juz goscisz moje komorki, to nawet nie mysl, ze bede cie dokarmiala!
Najbardziej mnie boli, ze jestes taka mloda, ze masz mase lat smiechu i szczescia przed soba, ze...ze....
Wiec, byka za rogi i nie daj sie!!!!
Musze ci opowiedziec o lysej glowie. Dokladnie 8 lat temu zwisaly mi z glowy dlugie czarne wlosy. Oczywiscie farbowane co dwa tygodnie:) Wieloletnie farbowanie skonczylo sie uczuleniem na farbe. Potworne swedzenie, drapanie skory do krwi i krosty.
Ktoregos dnia wscieklam sie niesamowicie , bo odrosty siwe, reszta czarna a czaszka krwista.
Stanelam przed lustrem, wzielam syna elektryczna maszyne do golenia i od czola zaczelam golic loki. Po pol godzinie bylam kompletnie lysa i cholernie zadowolona.
Syn, jeszcze mieszkajacy w domu, zupelnie mnie nie poznal, po powrocie z pracy. Reakcja byla: kto to? co sie stalo? mama chora? Jak mu powiedzialam dlaczego sie zgolilam , powiedzial o`key mamo, masz ladna czaszke:)
Najlepsze bylo, jak moja mama, przeprowadzajaca sie z poludnia Szwecji do mojej dzielnicy nie poznala wlasnej corki:)))
Wysiadla z ciezarowki, podala mi reke i powiedziala: hej, nazywam sie Irena , bo kompletnie mnie nie poznala!!!!
Nie wiem, dlaczego ludzie sie odwracali w droga strone Aniu, to mnie bardzo dziwi!!!
Mam teraz sasiada z AIDS , odrazu nam opowiedzial o swojej chorobie, nie mamy zadnego problemu z calusami, usciskami i wesolo jest nam spedzac razem czas.
Aniu Kochana zwalczysz potwora, zapewniam Cie!!!!!
Tysiace usciskow!!!!
tineczka
Dziekuje kochana Tineczko za tak piekny list...odpisze na spokojnie, bo musze napisac list dla szefa...a siedzi za plecami hi hi hi...
Ha ha ha! fajna ta lysa glowa! tak bardzo w moim stylu....radykalne podejscie do niezrecznej sytuacji, krotkie ciecie i po bolu!
Wyobrazam sobie Twoja ksztaltna czaszke...ja moja lysa tez lubilam...
wlosy mi wypadly tydzien po pierwszej kroplowce, mialam dlugie wlosy, no bo do slubu byly potrzebne, wiec od roku hodowalam, do slubnego uczesania, pieknej bialej sukni z tafty...planow bylo duzo...plany, plany, plany...od pewnego czasu juz nie wybiegam w przyszlosc dalej niz 3 miesiace, o wiele lepiej sie zyje :)...tydzien po slubie zamiast podroz poslubna ...szpital...i poczatek drugiego zycia....
wiec po pierwszej kroplowce...pamietam, prosto do fryzjera pojechalam samochodem, zeby sciac sie na krotko, nawet ladna fryzurke mi zrobiono...pamietam jak z fotela pedem do lazienki lecialam z pierwszym chemicznym pawiem...ale byl szczypiacy! fuj
ledwo wrocilam do domu...w glowie zamet, mgla na oczach i bol wszystkiego...co oni mi holera wstrzykneli? arszenik? a takie ladne, czerwoniutkie bylo...
po tygodniu ktoregos ranka podnosze glowe z poduszki, a ta sliczna fryzurka zostala na poduszce jak stara peruka...
ogolilam sie na lyso, i od razu poczulam lepiej...calkiem mi lysina pasowala...do tego makijarz, a! i z depilacja jaki spokoj!
maz w tym okresie mnie nazywal Lysek albo Rzygus
moj lekarz przed kazda wizyta najpierw calowal moja lysine! takie male wariactwo (szalony byl ten lekarz, a jak przeklinal...) ale ile radosci mi to dawalo...i ile sily...te wizyty byly jak...randki ;)
to bylo 7 lat temu...byla zima, nosilam dwie czapki na raz, i spalam w kapturze...wiecie jak wieje po lysej pale?
3 lata temu kupilam sobie peruke...na internecie! ha ha ha...bo nastepna chemia potrzebna byla...to jak stara wyzeraczka, przygotowalam sie, bo w nowej pracy musialam byc "prezentacyjna" gdyz ludzie, nie lubia sie stresowac i nieswojsko czuc....
Zalozylam moja internetowa peruke i poszlam z nia do fryzjera! Ladna byla...ale fryzjer przycial mi ja do mojej twarzy...ale smiechu bylo przy tym...fryzjer wiedzial co jest grane (stary przyjaciel) ale dziewczyna od mycia glowy nie...wyobrazacie sobie jej zdziwienie jak kazala mi do zlewu sie nachylic i "prac" moja peruke chciala!? Ha Ha ha
Najlepsze jest to, ze ja tej peruki nigdy nie zalozylam...bo nie byla mi potrzebna....wlosy owszem, przerzedzily mi sie, ale kto nie ma zadkich wlosow...
Tak jak i Ciebie Tineczko moi przyjaciele, po raz pierwszy widzac mnie lysa i machajaca do nich...odwrocili sie...bo nie znali chlopaka, ktory do nich machal z daleka...
Pozdrawiam serdecznie :)))))))))))))))
To o clafoutisa jeszcze popytam ...
Może jak Cię wkurzę jakąś herezją to walniesz klikiem ...
To taka jajecznica na owocach jest ?;)))
Czy jakaś celebra jest wskazana ?
Kiedyś jadłam owoce upieczone pod kruszonką i byłam święcie przekonana , że oto właśnie clafoutis zniknął w mych czeluściach :)
Ale to chyba nie on ci był ...?
do wujka gugelka zajrzalam i takie o tam jest http://images.google.pl/images?hl=pl&q=clafoutis&lr=&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wi wyglada pysznie :)
ha ha ha miauka, dzieki za te zdjecia...w koncu tajemnica wyjasniona...slodkie placki z owocami...chyba na czesc Kokliko sprawie w krotce taki sobie...moze podacie jakis latwy przepis...nieskomplikowany..
He, he...nie znam się na takich "wypaśnych" potrawach, ale a propos jajecznicy z owocami.j..Nikt nie pobije mojego chłopeczka w eksperymentach kulinarnych z jajami i owocami.Kiedy nasza rodzina słyszy od męza "Jurto robię na sniadania jajecznicę":, rozlega się pomruk i jedno wielkie westchnienie.Mąż mój bowiem, jest istotą prawie wszystkożerną i wszystko mu smakuje.Jest to niewatpliwy plus, kiedy muszę przygotować obiad, natomiast kiedy nasz Pan i Władca wkracza do kuchni...Łomatko, ratuj się kto może ! Zmuszani byliśmy do jedzenia jajecznicy z bananami, zurawinami, brzoskwiniami..itp, itd.Efekty tych eksperymentów są straszne, ale najgorsza jest mina mojego chłopka, kiedy nicnierozumiejącym wzrokiem wodzi po nas i pyta : "Co wy nie jesteście głodni?".
Kokliko, specjalne całusy dla Ciebie, myślimy o Tobie.
Kochani Wszyscy, dziekuje za cieple slowa i mysli, ja tez o Was myslalam, ale mialam kilka dni "podlamki" - tak bywa z nieproszonym
a natretnym gosciem. Najpierw czlowiek wymysla jakies bzdurne strategie, az przyjdzie moment akceptacji i swiadomosci, ze musimy
wspolnie z soba jeszcze troche pobyc.
Gryplan na najblizszy czas jest meczacy, choc czekam na telefoniczne powiadomienie co do intesywnosci terapii (bo przeciez nie moge
co pare dni udawac sie do tego przekletego Zurychu), to jednak czekam z wiekszym spokojem.
Napisze do Was wieczorem. i.
Dziękuję, że się odezwałaś. Będziemy czekali na każdą informację. Najgorsze jest czekanie, ale kiedy wszystkie zostanie nazwane i okreslone, to już sobie z resztą poradzisz. Będzie dobrze. Ściskam mocno.
Noooo...dzięki, ze się odezwałaś wreszcie...te podłamki to normalka, ważne, żeby nie pozostawać za długo w takim stanie tylko się szybko zbierać i do przodu...przecież wiesz, że dasz radę, że to okres przejściowy, który trzeba przejść jak choroby wieku dziecięcego, ale to minie i będzie dobrze...ja widzę po swojej szwagierce - przetrzymała wszystko i jest ok, i z Tobą też tak będzie, bądź pewna.
I pamiętaj, że duże, a może nawet prawie wszystko w Twoich rękach, w Twojej sile, w Twojej twardości, zaciekłości i chęci przepędzenia tego drania....
trzymaj się i pisz..my tu czekamy wszyscy na wieści od Ciebie, nawet jeśli nie zawsze się odzywamy to śledzimy wątek i jesteśmy z Tobą...cały czas. Zasyłam pozdrowienia i uściski.
Ehhhh !!
Ty " Cudzoziemko " ;) Dosyć już modernizmu ...
Może teraz dla odmiany hedonizmu trochę ?
A może tak na " full power "?
Albo ... tak jak zechcesz ...
niełatwo o hedonizm, tak jak i o stoicyzm
Weź mi pokaż bez zastanowienia, co w każdej sytuacji potrafią korzystać z dobrodziejstw (podobno) założeń obu!
Trzymajta się ludzie, wracam do pracy :(
Ale po południu wyskoczę na paradę jednej z trup teatralnych, które przyjechały na gdańską Fetę :)
Bez zastanowienia to ja nic nie powiem , bo wolno myślę ( znaczy powoli ;) .
Taki już ze mnie wolnomyśliciel :)
A po zastanowieniu ... też nic ciekawego :)
Żeby w każdej sytuacji , to chyba raczej trudno ... To przecież teoria jest ( i to starożytna jakaś ) ...
Tak sobie pomyślałam , żeby wyciskać z każdej sytuacji na maxa ( teoretycznie ) dobrego .
Poparaduj na maxa ... ;))))
Ja teatry uliczne będe miała na początku sierpnia,czekam na "Wiśniowy sad".
Wkn, ciesze sie, ze odezwalas sie. Po tych kilku incydentach slownych pewna bylam, ze omijasz mnie Wielkim Lukiem.
Mam nadzieje, ze nie tylko z powodow ludzko-grzecznie-zyczliwych.
Zazdroszcze Ci parady teatralnej, przez wiele lat jezdzilismy na festiwale teatralne do Avignon'u, a teraz sama jestem paradna.
Stoikowi chyba latwiej popasc w hedonizm, dla mnie to moze byc co najwyzej jakis nastepny etap, poki co neka mnie egocentryczne pytanie do Niebios - dlaczego akurat ja?
Przyznaje sama, ze obrzydliwie sie zapytuje.
Co do stoikow, to Sartre tez uwazal, ze wolnosc czlowieka zalezy od niego samego, no i niestety skonczyl w kuble historii (filozofii).
Ja osobiscie wolalabym na kanapce z dobra ksiazka, w wojazach, w lesie na grzybobraniu, a jeszcze najbardziej chcialabym tego wszystkiego d u z o.
Wychodzi na to, ze ani hedonistka, ani stoiczka, tylko pazerna na mile chwile.
W tym duchu Was pozdrawiam.
Piszesz :"Przyznaje sama, ze obrzydliwie sie zapytuje'"- a to wcale nieprawda. Obrzydliwie, to by było egoistycznie a Ty sama stwierdzasz,że egocentrycznie. A nawet , gdyby wyszedł z Ciebie egoizm, to do licha masz do tego prawo.Tak ja uważam .Hawk ! powiedziałam i idę lulu...
Obrzydliwe? chyba nie...
Tylko zupełnie niepotrzebne? No bo jaka jest na nie dobra/ prawdziwa odpowiedź? Że Cie Niebiosa nie kochają?, ze sama sobie jesteś winna??? ze co?
Zawsze jak mam chęc zadać takie pytanie- to natychmiast prostuję sobie lot i na pytanie "dlaczego mnie...? " odpowiadam sobie " a dlaczego nie? "
No i po co zadawac pytanie, na które nie ma odpowiedzi. I tracić cenną życiową energię?
Kokliko napisałaś:
Ja osobiscie wolalabym na kanapce z dobra ksiazka, w wojazach, w lesie na grzybobraniu, a jeszcze najbardziej chcialabym tego wszystkiego d u z o.
To mi się podoba :) ( chyba najfajniejsze zdanie jakie usłyszałam ostatnio)
Czy coś stoi na przeszkodzie, zeby to realizować?
Niebo dzisiaj nieprzychylne dla zadających sobie pytania różnej rangi. Ja dziś zadaję sobie pytanie bardzo prozaiczne - dlaczego burczy i pada akurat, gdy rozpoczął się naprawdę atrakcyjny program Fety. A w tym roku w zasadzie same parady. Rozpoczęło się około godziny 14 teatrem "Klapa" - nazwa trafna niezwykle, bo jak tu w deszczu odczuwać "duszny" błogostan - w podwójnym tego słowa znaczeniu...
Co i rusz macam parasol, zastanawiając się, czy wytrzyma napór mokrego i dmącego. A macając, zastanawiam się, czy aktorzy na ulicę wylezą, czy wprost przeciwnie - polezą schować się do bardziej suchego Dolnego Miasta :(
I tak w ogóle humor mam dość agresywny w stosunku do przeznaczenia, bo i komputer mam zdechnięty i zabieram Pampasowi, i bajkę dla dzieci mam nieskończoną i niesporo mi idzie, i okna sąsiedzi mi opluli jakimś dziwnym środkiem do podlewania roślin, i... i... i... i...
A fuj!
No dobra, czas pomacać parasol, tylko cholibka niebo znowu burczy. I ciemno jak w kaszubskich jagodzinach. Jeśli dłużej będę pozostawać w takim stanie psychicznym, to jak nic polecę na tę Fetę na miotle. Albo na odkurzaczu, bo też popatruję na niego z nienawiścią. Czy ktoś będzie łaskaw przyjechać i odkurzyć mi chałupę?
Wychodzi na to, że ja też jestem pazerna na miłe chwile, ale leń ze mnie okrutny.
A co się u Ciebie w miejscu zamieszkania ciekawego dzieje latem, Kokliko?
Droga Ingo,
jak to dobrze, ze napisalas,
rozumie te "podlamke", to normalne i wiem, jak straszne jest czekanie...
w zeszlym roku lekarz znalazl "cos" i trzeba bylo operowac, powiedziano mi 3 m-ce na zabieg, myslalam, ze oszaleje, nie chcialam martwic Rodzicow, gdy dzwonilam udawalam, ze wszystko OK, ale nie wytrzymalam i powiedzialam w pracy.
O, jaka ulga, teraz moglam miec "zly" dzien, moglam nawet poplakac.
Najgorsza walke toczylam sama z soba - 24/7.
Mam fajna kolezanke i ona codziennie mi mowila, ze bedzie dobrze, ze tylko tak mam myslec, ze taka pozytywna energia, ktora my wysylamy, przyciaga pozytywna energie, ktora "krazy" wokol,
po 2 tygodniach zadzwoniono, ze lekarz bedzie operowal w 1 dzien extra (za 3 dni), czy chce teraz przyjsc...
po operacji znow czekanie, ale bylam juz w lepszym humorze, w rezultacie wszystko ze mna dobrze, w lutym bylam sprawdzana, tez OK,
pamietaj, ze teraz TY jestes najwazniejsza, badz egoistka, nie staraj sie robic wszystkiego dla innych, bo pewnie tak zawsze bylo, bo tak bylysmy wychowane, niech oni teraz lataja z obiadkami i ... odkurzaczem,
powtarzaj sobie JESTEM ZDROWA,
mowilo sie w Polsce "wiara czyni cuda"
UWIERZ W SIEBIE
bardzo serdecznie Cie pozdrawiam
Urszula
Kokliko, a moge spytac dlaczego jezdzisz az do Zurychu? Wszystkie terapie sa w protokolach, ujednolicone...chyba, ze jakis eksperymantalny srodek chcesz brac?
Anno, byloby fantastycznie gdyby ogolna globalizacja objela jeszcze poszczegolne terapie. Niestety tak nie jest. I najwiekszy szpital onkologiczny we Francji w podparyskim Villejuif peka w szwach od Wlochow i Anglikow.
W Zurychu jest jeden z niewielu specjalistow w dziedzinie ktora mnie neka. Tonacy brzytwy sie chwyta, to prawda, terapia jaka mi zaproponowano jest dosyc nowatorska, niestety jedyna z ktora moge wiazac nadzieje.
Inaczej szaman i egzotyczni uzdrowiciele.
Z tego co ja wiem, to wlasnie wszystkie terapie jak globalizacja jak sama to nazwalas, wszedzie w UE dostepne powinny byc dla kazdego takie same.... chyba, ze chcesz u wielkiej slawy sie leczyc...leczenie raka polega na sledzeniu protokolow w/g stadiacji, typu nowotworu, itp
fakt, ze sa tez terapie typu przeszczep szpiku, nawet przy nowotworze piersi, ale nalezy do zadkosci..
kiedy ja sie rozchorowalam 7 lat temu studiowano nowy lek, ktory byl w ostatniej fazie eksperymentacji, tzn. na pacjentach, zaproponowano mi wtedy udzial w eksperymencie, i moje komorki mialy leciec do Brukseli...niestety bylam zbyt slaba, zeby podjac wtedy decyzje, a lek ten teraz jest stosowany jako "protokol" dostepny dla wszystkich z tym typem raka.
Inga
I ja codziennie klikam w Twój temat.
I też wyczekuje wiesci.
Ja chyba na razie jestem na takim etapie, ze boję się zaszkodzić i nie chce urazić.
Wierzę, ze BĘDZIE DOBRZE ( choć to nic nie znaczy, bo ja zawsze w to wierzę), ale na dziś ta moją wiarą chce się podzielić z Tobą.
Dobrze, ze napisałaś.
Ściskam
Badz dobrej mysli, odganiaj ile sie tylko da, te przygnebiajace, jak natretne muchy...
jak znosisz chemie?
Kokliko, miło Cię znów "widzieć" )
Inga pozdrawiam Cię i trzymam kciuki ,i dobrych fluidów moc Ci slę.
Czekam jak wszyscy tutaj na każdą wiadomość od Ciebie. Ściskam Cię mocno ,mocno - Zosia
Kokliko, jak sie masz? co u Ciebie?
Kokliko, co tam u Ciebie ? odezwij się ! ma ktoś jakieś wieści od niej???
wiesz, że my tu jesteśmy z Tobą cały czas, ale odezwij się choć czasem...przesyłam moc uścisków i dobrej energii!