...ponieważ 2 tygodnie temu miałam "zaszczyt" po raz pierwszy w życiu wylądować w szpitalu...moją uwagę zwróciła część gastronomiczna tegożprzybytku niedoli. I muszęprzyznać, że miło się "rozczarowałam"!. No tak...dotychczas myslałam (co było poparte złymi opiniami bliskich osób), że szpitalne jedzenie jest okropne! Tymczasem...mi bardzo smakowało! Podam przykładowe menu : śniadanie - 2-3 kromki chleba lub bułeczki, odrobina masła (kosteczka wielkości domino) i w zależności od dnia- albo wędlina, albo dżem, albo pasztet...ser biały...tudzież jakaś sałatka. Do tego często zupa mleczna. Tej akurat nie próbowałam. Acha i kawusia! na mleku dla odmiany kompot
obiad- zupa - zupy były pyszne! Zawiesiste, ale z widocznymi kawałkami warzyw, mięciuchnym ryżem, delikatne w smaku i łagodne na drugie : kotlet (z czego nie wiem, ale smakowo jakby między mielonym i pulpetem) - ziemniaki...i tu było sporo kontrowersji (były jedynie lekko ciepłe)- ja takie lubię - na dodatek mięciutkie jakby pure, natomiast inni pacjenci narzekali, że "ziemniaki są drewniane i nie do jedzenia) sałata zielona z kapką śmietany, udko z kurczaka, surówka lub sałatka marchwiowo- rybna...bywały też dni, że pojawiła się ryba, albo ryż (ach! jaki mięciutki) ze śmietaną słodką...do tego herbata
kolacja znów pieczywo, "domino" masła i dodatek w postaci- wędlina, ser etc...i herbata
Ogólnie bardzo delikatne, łagodne dania ale i bardzo smaczne! Byłam pod wrażeniem i zdziwiona, że szpitalne amciu jest tak smaczne :)
A Wy? Ciekawa jestem jakie Wy macie doświadczenia ze szpitalnym wiktem :)
Witaj!... 6 lat temu, 2 tygodnie przed końcem ciąży byłam już w szpitalu.... na śniadanie i kolację były TYLKO 2 suche kromki.....resztę musiała przynieść rodzina ,były lodówki na korytarzu i tam się trzymało opisane jedzonko...(obiady były w miarę normalne-ale tego już nie pamiętam)....najbardziej pamiętam ten chleb.....!...Pozdrawiam.....
Mnie w szpitalu najbardziej denerwowało to masło. Jeżeli było gorąco to ok. dało się posmarować te kromki ale jak było chłodniej to ciężko było posmarować jedną. Musiałam kupować sobie serek biały by czymś te kromki posmarować.
Ponieważ bardzo niedawno leżałam kilkanaście dni to mogę wziąść udział w tej dyskusji :) otóż u nas wyglądało to tak: - śniadanie 3 kromeczki jakiegoś białego pieczywa , które miało to do siebie że zawsze było świeże (nawet sąsiadka zostawiała sobie np ze śniadania na kolację w woreczku i ono nadal było świeże - rozlatywało się w dłoniach), do chlebka maleńki kawałek masła i do picia chłodna herbata - jesli to coś można było tak nazwać - smak tej "herbaty" był taki jakby jedną torebkę parzono conajmniej 3 - 4 razy. Sha i herbata do wyboru słodka lub gorzka (na szczęście) - obiad jakaś zupka nie powiem w miarę smaczna, najcześciej na ryżu lub kaszy z odrobiną ziemniaczków - kolacja powrótka ze śniadania czyli chleb, masło i wspomiana "herbata"
Można było sobie zamówić drugie danie pani chodziła dziś na jutro i zapisywała koszt 7 zł i nie powiem wyglądało i podobno smakowało dobrze, sąsiadka zamawiała (ja byłam na diecie po operacyjnej) zawsze były to ziemniaczki jakieś mięsko duszone i 2 surówki.
Natomiast tak jak czytałam wyżej rodzinka przynosiła chorym jakieś wędlinki, serki itp które można było trzymać w lodówce dostępnej dla pacjentów na korytarzu oddziału
Kiedy byłam w szpitalu wszystko było dobrze, a nawet świetnie dopóki był remont kuchni i jedzenie było z firmy cateringowej, a później już mocno się rozczarowałam.:-( Śniadania i kolacyjki ok, z tym zastrzeżeniem, że wędliny nie zawsze były świeże. W zasadzie pewnego dnia położna zapytała "ale chyba nie jadłyście tego sera?" My na to "Dlaczego?" -"bo był zepsuty". Aobiad: Zupy... -nie jedzcie bo będą wam dzieci ryczec od tej wegety i kostek... (po cichu odrobinę jadłam) 2 danie... -pulpet ze śmierdzącego mięsa, albo śledzie smażone z sosem (dla kobiet karmiących),ziemniaki zawsze jak z parnika, letnia klucha +idealna dla mam karmiących surówka z marchewki i chrzanu. Ja się zawsze skusiłam na odrobinę tych ziemniaków, bo przecież coś jeśc trzeba, ale nic innego się nie nadawało do konsumpcji.
Ja nie jestem wybredna jeśli chodzi o jedzenie, ale nie potrafię tknąc nadpsutego mięsa,a takie niestety nam podawano:-(
Hmm Ja leżałam w szpitalu przez ok m-c. Nie byłam na diecie i jadłam "te lepsze" dania czyli: pulpeciki, kopytka, kotlety mielone, pieczeń z sosem, ryż zapiekany z jablkami i bita śmietaną, bigos z ziemniaczkami, do tego oczywiście zupy. Do picia kawa z mlekiem, lub herbata. Na położnictwie dostawały kobiety dodatkowo mleko i w tzw międzyczasie słodkie drożdżówki. Na śniadanie zawsze był chlebek biały, razowy lub bułeczki+ wędlina+ masło. Oczywiscie był też dżem truskawkowy lub biały ser. Można było również zjeść zupę mleczną. :) Ogólnie można sie było najeść. Jedzonko było naprawde badzo smaczne. :)
Leżąc na diabetologii miałam super jedzonko, na patologii ciązy nie takie złe, ale potem diabetolog sie właczył i było ekstra.Natomiast po porodzie nie jadłam połowy podawanych rzeczy np. sałatki z kiszonej kapusty i konserwowych ogórków.Najlepsze było to,że to był jeden szpital i jedna kuchnia :). Ale generalnie nie było źle :)
Do dzisiaj pamietam .. smak kisielu po 48 godz .. ''nic nie jedzenia '' nareszcie kubeczki smakowe podjeły prace ,, hiihihihi, Potem juz było ..super na nasz oddział obsługował catering z renomowanego hotelu .. !! A na nocnym dyżurze roznosił sie smakowity zapach pizzy ... która zamawial sobie Doctor .... , którego za dnia zona meczyła ...dietą .. hihiiihi
Leżałam 3 razy w szpitalu i nie smakowało mi tam nic prawie. Najgorzej wspominam obrzydliwe grube parówki z chrząstkami w środku, rozgotowane we wszystkie strony i piers indyka z milionem przerostów.
czyli na razie wspólny mianownik- kostka masełka "niezbędne minimum"...a z tą lodówką na korytarzu to z jednej strony - dobry pomysł, a z drugiej...mam rozumieć, że pacjenci biedni lub samotni po prostu leżeli głodni?
No.. Pewnie często tak jest... Jak tata leżał w szpitalu, to na sąsiednim łożku lezął pan z drugiego końca Polski. Z oczywistych względów nikt go nie odwiedzał zbyt często. a leżał w tym szpitalu miesiąc. Mama jak zanosiła tacie obiad, to brała też dla tego pana.
Ja nie mogę złego słowa powiedzieć na jedzenie w szpitalu które przez....17 lat jest takie same i to dobre Porcje w sam raz i smak całkiem do przyjecia.W sumie rodzinka donosiła mi tylko owoce i coś na co miałam właśnie ochotę(pobyty w szpitalu ciążowe:)
...ponieważ 2 tygodnie temu miałam "zaszczyt" po raz pierwszy w życiu wylądować w szpitalu...moją uwagę zwróciła część gastronomiczna tegożprzybytku niedoli. I muszęprzyznać, że miło się "rozczarowałam"!. No tak...dotychczas myslałam (co było poparte złymi opiniami bliskich osób), że szpitalne jedzenie jest okropne! Tymczasem...mi bardzo smakowało! Podam przykładowe menu :
śniadanie - 2-3 kromki chleba lub bułeczki, odrobina masła (kosteczka wielkości domino) i w zależności od dnia- albo wędlina, albo dżem, albo pasztet...ser biały...tudzież jakaś sałatka. Do tego często zupa mleczna. Tej akurat nie próbowałam. Acha i kawusia! na mleku dla odmiany kompot
obiad- zupa - zupy były pyszne! Zawiesiste, ale z widocznymi kawałkami warzyw, mięciuchnym ryżem, delikatne w smaku i łagodne
na drugie : kotlet (z czego nie wiem, ale smakowo jakby między mielonym i pulpetem) - ziemniaki...i tu było sporo kontrowersji (były jedynie lekko ciepłe)- ja takie lubię - na dodatek mięciutkie jakby pure, natomiast inni pacjenci narzekali, że "ziemniaki są drewniane i nie do jedzenia) sałata zielona z kapką śmietany, udko z kurczaka, surówka lub sałatka marchwiowo- rybna...bywały też dni, że pojawiła się ryba, albo ryż (ach! jaki mięciutki) ze śmietaną słodką...do tego herbata
kolacja znów pieczywo, "domino" masła i dodatek w postaci- wędlina, ser etc...i herbata
Ogólnie bardzo delikatne, łagodne dania ale i bardzo smaczne! Byłam pod wrażeniem i zdziwiona, że szpitalne amciu jest tak smaczne :)
A Wy? Ciekawa jestem jakie Wy macie doświadczenia ze szpitalnym wiktem :)
Witaj!... 6 lat temu, 2 tygodnie przed końcem ciąży byłam już w szpitalu.... na śniadanie i kolację były TYLKO 2 suche kromki.....resztę musiała przynieść rodzina ,były lodówki na korytarzu i tam się trzymało opisane jedzonko...(obiady były w miarę normalne-ale tego już nie pamiętam)....najbardziej pamiętam ten chleb.....!...Pozdrawiam.....
A ja uwielbiam szpitalne zupy mleczne...
Mnie w szpitalu najbardziej denerwowało to masło. Jeżeli było gorąco to ok. dało się posmarować te kromki ale jak było chłodniej to ciężko było posmarować jedną. Musiałam kupować sobie serek biały by czymś te kromki posmarować.
Ponieważ bardzo niedawno leżałam kilkanaście dni to mogę wziąść udział w tej dyskusji :) otóż u nas wyglądało to tak:
- śniadanie 3 kromeczki jakiegoś białego pieczywa , które miało to do siebie że zawsze było świeże (nawet sąsiadka zostawiała sobie np ze śniadania na kolację w woreczku i ono nadal było świeże - rozlatywało się w dłoniach), do chlebka maleńki kawałek masła i do picia chłodna herbata - jesli to coś można było tak nazwać - smak tej "herbaty" był taki jakby jedną torebkę parzono conajmniej 3 - 4 razy. Sha i herbata do wyboru słodka lub gorzka (na szczęście)
- obiad jakaś zupka nie powiem w miarę smaczna, najcześciej na ryżu lub kaszy z odrobiną ziemniaczków
- kolacja powrótka ze śniadania czyli chleb, masło i wspomiana "herbata"
Można było sobie zamówić drugie danie pani chodziła dziś na jutro i zapisywała koszt 7 zł i nie powiem wyglądało i podobno smakowało dobrze, sąsiadka zamawiała (ja byłam na diecie po operacyjnej) zawsze były to ziemniaczki jakieś mięsko duszone i 2 surówki.
Natomiast tak jak czytałam wyżej rodzinka przynosiła chorym jakieś wędlinki, serki itp które można było trzymać w lodówce dostępnej dla pacjentów na korytarzu oddziału
Kiedy byłam w szpitalu wszystko było dobrze, a nawet świetnie dopóki był remont kuchni i jedzenie było z firmy cateringowej, a później już mocno się rozczarowałam.:-(
Śniadania i kolacyjki ok, z tym zastrzeżeniem, że wędliny nie zawsze były świeże. W zasadzie pewnego dnia położna zapytała "ale chyba nie jadłyście tego sera?" My na to "Dlaczego?" -"bo był zepsuty".
Aobiad:
Zupy... -nie jedzcie bo będą wam dzieci ryczec od tej wegety i kostek... (po cichu odrobinę jadłam)
2 danie... -pulpet ze śmierdzącego mięsa, albo śledzie smażone z sosem (dla kobiet karmiących),ziemniaki zawsze jak z parnika, letnia klucha +idealna dla mam karmiących surówka z marchewki i chrzanu.
Ja się zawsze skusiłam na odrobinę tych ziemniaków, bo przecież coś jeśc trzeba, ale nic innego się nie nadawało do konsumpcji.
Ja nie jestem wybredna jeśli chodzi o jedzenie, ale nie potrafię tknąc nadpsutego mięsa,a takie niestety nam podawano:-(
Hmm Ja leżałam w szpitalu przez ok m-c. Nie byłam na diecie i jadłam "te lepsze" dania czyli: pulpeciki, kopytka, kotlety mielone, pieczeń z sosem, ryż zapiekany z jablkami i bita śmietaną, bigos z ziemniaczkami, do tego oczywiście zupy. Do picia kawa z mlekiem, lub herbata. Na położnictwie dostawały kobiety dodatkowo mleko i w tzw międzyczasie słodkie drożdżówki. Na śniadanie zawsze był chlebek biały, razowy lub bułeczki+ wędlina+ masło. Oczywiscie był też dżem truskawkowy lub biały ser. Można było również zjeść zupę mleczną. :) Ogólnie można sie było najeść. Jedzonko było naprawde badzo smaczne. :)
Leżąc na diabetologii miałam super jedzonko, na patologii ciązy nie takie złe, ale potem diabetolog sie właczył i było ekstra.Natomiast po porodzie nie jadłam połowy podawanych rzeczy np. sałatki z kiszonej kapusty i konserwowych ogórków.Najlepsze było to,że to był jeden szpital i jedna kuchnia :). Ale generalnie nie było źle :)
Do dzisiaj pamietam .. smak kisielu po 48 godz .. ''nic nie jedzenia '' nareszcie kubeczki smakowe podjeły prace ,, hiihihihi, Potem juz było ..super na nasz oddział obsługował catering z renomowanego hotelu .. !! A na nocnym dyżurze roznosił sie smakowity zapach pizzy ... która zamawial sobie Doctor .... , którego za dnia zona meczyła ...dietą .. hihiiihi
Leżałam 3 razy w szpitalu i nie smakowało mi tam nic prawie. Najgorzej wspominam obrzydliwe grube parówki z chrząstkami w środku, rozgotowane we wszystkie strony i piers indyka z milionem przerostów.
czyli na razie wspólny mianownik- kostka masełka "niezbędne minimum"...a z tą lodówką na korytarzu to z jednej strony - dobry pomysł, a z drugiej...mam rozumieć, że pacjenci biedni lub samotni po prostu leżeli głodni?
No..
Pewnie często tak jest...
Jak tata leżał w szpitalu, to na sąsiednim łożku lezął pan z drugiego końca Polski. Z oczywistych względów nikt go nie odwiedzał zbyt często. a leżał w tym szpitalu miesiąc. Mama jak zanosiła tacie obiad, to brała też dla tego pana.
Ja nie mogę złego słowa powiedzieć na jedzenie w szpitalu które przez....17 lat jest takie same i to dobre Porcje w sam raz i smak całkiem do przyjecia.W sumie rodzinka donosiła mi tylko owoce i coś na co miałam właśnie ochotę(pobyty w szpitalu ciążowe:)
Czyli wygląda na to, że w każdym szpitalu gotują inaczej. Obyśmy nidy nie musieli w nim leżeć a jeśli już... to z dobrą kuchnią :D