Mam takie pytanko. Czy trzeba wyparzać słoiczki do przetworów. Mój mąż twierdzi, że jego mama nigdy nie wyparzała i było ok ( tylko, że u nich do wszystkiego dodaje się kolosalne ilości cukru a mnie to niezbyt pasuje. Jak pamiętam to moja babcia zawsze wygotowywała słoiki i nakrętki. Czy wystarczy np umycie w zmywarce na garnkach czyli 75 stopni i napełnianie gorącym plus ewentualna pasteryzacja, bo jak na mój rozum jak się gotuje w środku zawartość to i tak się wyparza a ja zawsze po wyjęciu gorące stawiam do góry dnem więc i nakrętka ma kontakt z gorącym?
Ot i wlasnie masz Rozyczko racje. Ja dokladnie zapamietalam cala procedure konfiturowa. Bardzo dokladnie umyte sloiki zalewala maja babcia garnkiem wrzatku. Nastepnie ustawiala je do wyschniecia na czystej sciereczce (kto wtedy slyszal o jakichs tam termoobiegach? Potem wlewala w nie specjalna chochelka konfiture, bardzo dokladnie inna sciereczka oczyszczala sloiki z niepotrzebnych zabrudzen, zakrecala i stawiala na caly dzien do gory nogami.Chodzilo o to, ze sloiki mialy byc idealnie suche! Ja odziedziczylam kilka przepisow na staroswieckie konfitury, najllepsza moim zdaniem jest truskawkowa , bo na kilo owocow tylko 650gr. cukru i co nieco soku z cytryny, ale arbuzowa z melonowa (ta najstarsza, bo jeszcze z 19 wieku tez nienajgorsza. Najdluzszego smazenia wymaga sliwkowa, a ta truskawkowa, choc bez wspomagaczy, robi sie w pol godziny i w spizarni przetrwac moze pare lat. Przerabialam rowniez przepisy na konfitury zamkniete celofanem, a wprzody podpalane mocnym alkoholem. Roznica zadna, a zachodu wiecej Wiec teraz jak Rozyczka oblewam sloiki gotujaca woda. Nigdy zaden nie wystrzelil, ale nigdy, przenigdy nic sie nie popsulo.
Przetwory robię już ok. 30 lat. Na początku parzyłam słoiki, przelewając wrzątkiem, potem robiłam to w piekarniku, ale już od chyba ćwierćwiecza /chyba tak się to powie?/ myję tylko w dobrze ciepłej wodzie z dodatkiem "Ludwika", płuczę i odwracam, żeby woda ściekła. To samo z nakrętkami, a kiedy mi wyschną /nakrętki/, to przed nałożeniem na słoik c e l o w o moczę je pod kranem i dobrze otrzepuję - mokre lepiej zasysają się. Przetwory przechowują się bardzo dobrze, często znajduję jakieś "zagubione" słoiki w piwnicy mające nawet 10 lat i są ok.
J też tak robię.Podstawą jest porządne wyszorowanie słoików i nakrętek.Nie wyparzałam nigdy i też nakręcam wilgotne nakrętki.Przetwory się nie psują.Ostatnio robiłam porządki w piwnicy i wyrzucałam starocie.Znalazłam 3 słoiki kwaszonych ogórków startych na tarce(tak do zupy) sprzed 8 lat:)I nie były zepsute:)
Ja również poprostu myję słoiki w czystej wodzie z ludwikiem, płuczę i ustawiam na suszarce do góry dnem, żeby dobrze wyschły i nigdy nic się nie psuje:)
Ja myję w zmywarce na 75 stopni i to wystarcza. Dżemy i konfitury stawiam do góry dnem i przykrywam ręcznikiem, bo nie pasteryzuję. A pozostałe przetwory pasteryzuję, wyciągam z garnka na sciereczkę i przykrywam ręcznikiem
Mój tata powiedził mi, że by ogórki kiszone dobrze się trzymały muszę wyparzyć słoiki w piekarniku a wieczka muszą byc nowe. Dla świętego spokoju go posłuchałam i zobaczymy czy miał rację. Co Wy sądzicie o tym?
też wcześniej wycierałam, a ile było zabawy z tymi słoikami na gumkę i sprężynkę???? gotowanie, parzenie, wycieranie na sucho, ba, pamiętam nawet jak moja mama niekiedy smarowała czymś gumki, chyba białkiem, żeby się lepiej trzymały....aż kiedyś przeczytałam gdzieś, że wilgotne lepiej przylegają, bo lepiej zasysają /wilgotne, nie oznaczy ociekające wodą - otrzepuję mocno/, no i spróbowałam, i faktycznie....po roku sprzedałam ten pomysł koleżankom i znajomym.....były bardzo zadowolone, chciały mnie wprost ozłocić...... odtąd już tylko tak robię, bez względu na to, czy potem pasteryzuję czy też gorące nakładam do słoików, zakręcam i odwracam...ten sposób najbardziej mi odpowiada /z lenistwa chyba/ i co się tylko da pakuję do słoików gorące i już nie pasteryzuję...
Mam takie pytanko. Czy trzeba wyparzać słoiczki do przetworów. Mój mąż twierdzi, że jego mama nigdy nie wyparzała i było ok ( tylko, że u nich do wszystkiego dodaje się kolosalne ilości cukru a mnie to niezbyt pasuje. Jak pamiętam to moja babcia zawsze wygotowywała słoiki i nakrętki. Czy wystarczy np umycie w zmywarce na garnkach czyli 75 stopni i napełnianie gorącym plus ewentualna pasteryzacja, bo jak na mój rozum jak się gotuje w środku zawartość to i tak się wyparza a ja zawsze po wyjęciu gorące stawiam do góry dnem więc i nakrętka ma kontakt z gorącym?
Moja babcia po umyciu, płucze słoiki gotowaną wodą:)
Ot i wlasnie masz Rozyczko racje. Ja dokladnie zapamietalam cala procedure konfiturowa. Bardzo dokladnie umyte sloiki zalewala maja babcia garnkiem wrzatku. Nastepnie ustawiala je do wyschniecia na czystej sciereczce (kto wtedy slyszal o jakichs tam termoobiegach?
Potem wlewala w nie specjalna chochelka konfiture, bardzo dokladnie inna sciereczka oczyszczala sloiki z niepotrzebnych zabrudzen, zakrecala i stawiala na caly dzien do gory nogami.Chodzilo o to, ze sloiki mialy byc idealnie suche!
Ja odziedziczylam kilka przepisow na staroswieckie konfitury, najllepsza moim zdaniem jest truskawkowa , bo na kilo owocow tylko 650gr.
cukru i co nieco soku z cytryny, ale arbuzowa z melonowa (ta najstarsza, bo jeszcze z 19 wieku tez nienajgorsza.
Najdluzszego smazenia wymaga sliwkowa, a ta truskawkowa, choc bez wspomagaczy, robi sie w pol godziny i w spizarni przetrwac moze pare lat.
Przerabialam rowniez przepisy na konfitury zamkniete celofanem, a wprzody podpalane mocnym alkoholem. Roznica zadna, a zachodu wiecej
Wiec teraz jak Rozyczka oblewam sloiki gotujaca woda. Nigdy zaden nie wystrzelil, ale nigdy, przenigdy nic sie nie popsulo.
Przetwory robię już ok. 30 lat. Na początku parzyłam słoiki, przelewając wrzątkiem, potem robiłam to w piekarniku, ale już od chyba ćwierćwiecza /chyba tak się to powie?/ myję tylko w dobrze ciepłej wodzie z dodatkiem "Ludwika", płuczę i odwracam, żeby woda ściekła. To samo z nakrętkami, a kiedy mi wyschną /nakrętki/, to przed nałożeniem na słoik c e l o w o moczę je pod kranem i dobrze otrzepuję - mokre lepiej zasysają się. Przetwory przechowują się bardzo dobrze, często znajduję jakieś "zagubione" słoiki w piwnicy mające nawet 10 lat i są ok.
J też tak robię.Podstawą jest porządne wyszorowanie słoików i nakrętek.Nie wyparzałam nigdy i też nakręcam wilgotne nakrętki.Przetwory się nie psują.Ostatnio robiłam porządki w piwnicy i wyrzucałam starocie.Znalazłam 3 słoiki kwaszonych ogórków startych na tarce(tak do zupy) sprzed 8 lat:)I nie były zepsute:)
Ja również poprostu myję słoiki w czystej wodzie z ludwikiem, płuczę i ustawiam na suszarce do góry dnem, żeby dobrze wyschły i nigdy nic się nie psuje:)
Ja myję w zmywarce na 75 stopni i to wystarcza. Dżemy i konfitury stawiam do góry dnem i przykrywam ręcznikiem, bo nie pasteryzuję. A pozostałe przetwory pasteryzuję, wyciągam z garnka na sciereczkę i przykrywam ręcznikiem
Mój tata powiedził mi, że by ogórki kiszone dobrze się trzymały muszę wyparzyć słoiki w piekarniku a wieczka muszą byc nowe. Dla świętego spokoju go posłuchałam i zobaczymy czy miał rację. Co Wy sądzicie o tym?
pierwszy raz slysze ,ze pokrywka musi byc mokra-------zawsze wycieram do sucha!!!! aleee wyprobuje!! a co mi tam!
też wcześniej wycierałam, a ile było zabawy z tymi słoikami na gumkę i sprężynkę???? gotowanie, parzenie, wycieranie na sucho, ba, pamiętam nawet jak moja mama niekiedy smarowała czymś gumki, chyba białkiem, żeby się lepiej trzymały....aż kiedyś przeczytałam gdzieś, że wilgotne lepiej przylegają, bo lepiej zasysają /wilgotne, nie oznaczy ociekające wodą - otrzepuję mocno/, no i spróbowałam, i faktycznie....po roku sprzedałam ten pomysł koleżankom i znajomym.....były bardzo zadowolone, chciały mnie wprost ozłocić......
odtąd już tylko tak robię, bez względu na to, czy potem pasteryzuję czy też gorące nakładam do słoików, zakręcam i odwracam...ten sposób najbardziej mi odpowiada /z lenistwa chyba/ i co się tylko da pakuję do słoików gorące i już nie pasteryzuję...