Chodzi mi zasady, którymi nalezy się kierować, przy obmyslaniu potraw, mających pojawic się na jakimś uroczystym ( np świątecznym) obiedzie. Co dokładnie znaczy, zę potrawy mają do siebie pasować- czy dania, łagodne, mają przeplatać się z ostrzejszymi, różnić kolorystycznie, bardzo sycące z mniej, składniki nie powinny się powtarzać ( np jesli makaron w drugim daniu, to już w zupie coś innego niż makaron) Czy nalezy kierować się sezonowością produktów?
Poza tym intryguje mnie taka sprawa: jakiej wielkości mają być porcje, jeśli tych dań, danek, zupa, drugie danie surówka, deser i napoje, jest na tyle dużo, że raczej spowodują obciążenie i ospałość, niż przyjemną sytość i radość ze spotkania.
Chodzi mi nie o konkretne menu, tylko o ogólne zasady.
Poczytaj w necie bo tu sie moda zmienia i co bylo 10 lat temu hitem juz nie jest. To raz. Dwa: smaki powinny(jeskli to proszony obiad czy ciepla proszona kolacja) sie wzmacniac i uzupelniac . na przyklad lekka zupa, rybna przystawka albo lekkie danie pomiedzy. pieczyste czy inne danie glowne, deser. Niespecialnie wyjdzie na przyklad grochowa, sledz, delikatny kurczak, ciezki deser. Ani kolory ani produkty nie powinny sie powtarzac. Jesli robimy danie zapiekane z serem to nie podamy serow na deser...
Jasne ze tak, jak poczytasz menü sprzed stu lat na zwykla (nie mowiac juz o proszonej) kolacji to jest to epistol z ktorego dzis ugotowalabys menü na trzy dni dla glodnej rodziny. Nawet teraz lata 60-siate i dalej do dzis, w odstepach okolo dziesiecioletnich zmieniaja sie lapidarnie. Czasem sa to cale potrawy, zestawy, czaem tylko sposob podania badz przygotowania.
Poczytaj moze troche kart menü na przyjecia z restauracji wysokiej klasy to zorientujesz sie o co mi chodzi. Co nie znaczy ze nie ma roznicy miedzy domem a restauracja. Wiadomo jest ale tak nabieresz troche wyczucia. Oczywiscie zalezy to tez od tego na ile osob, jki budzet i warunki sie posiada itd.
Pewnie,że moda się zmienia. Pamietasz jakieś 25lat temu kanapki gotowe na weselach? Teraz juz się tego nie spotyka. Chociaz ostatnio byłam na balu gdzie podali gotowe kanapki ale nie cieszyły sie za bardzo chyba popularnoscią, przynajmniej na moim stole. albo galareta wieprzowa. kiedyś był to standart a teraz czasem się zdarzy ale baaaardzo żadko.
Ale mnie nie chodziło o "modne" potrawy, tylko o uniwersalne, prawidłowe skomponowanie całości. Ja wiem, ze pojawiają się mody ( np kiedyś mój tata się śmiał, że dzieciaki przepadają za hamburgerami, a jeszcze kilka lat wczesniej jakby mama zawołała: Choc na karminadlę w zymle, to niejedno dziecko by się wzgrygnęło) Mnie chodziło o coś zupełnie innego- o całość, w której będą różne potrawy ( "modne" i "niemodne") stworzą harmonijne, spójne menu.
> np kiedyś > mój tata się śmiał, że dzieciaki przepadają za hamburgerami, a > jeszcze kilka lat wczesniej jakby mama zawołała: Choc na karminadlę w > zymle, to niejedno dziecko by się wzgrygnęło)
Ja, jak robie takie niby "galowe menu" to sobie zawsze zakladam jakies motto, wtedy bardzo ulatwia mi to dobranie potraw. Teraz na 18-stke syna szkukam cos na "jesienne menu", napewno bedzie cos z dyni, grzybow, cebuli...( 4 lub 5-cio daniowe). Ostatnio robilam azjatyckie menu. Porcje robie male, zeby kazdy ze smakiem czekal na nastepne danie.
...a ja myslalam, ze to ja tylko taka wariatka-perfekcjonistka , dobrze wiedziec, ze was tez takie "cos" bierze... Oczywiscie odpowiednie dekorowanie stolu, karty menu........ Tez nie robie tego czesto i najwyzej na 10 osob.
Ja tez tak robię :) ale nie wiedziałam, czy dobrze...
Robiłam już wieczór "rosyjski" przy herbatce z samowaru, blinach i malutkich ciasteczkach ( kupnych... ło matko, ile ja kiedys gotowaców kupowałam) Robiłam "raz na ludowo ;) " smalec, ogórki kiszone, pierogi, grzybki, łacka sliwowica (!!!) I jeszcze parę innych, ale raczej szłam za skojarzeniem, a nie żelazną szkołą kulinarną, bo o tym nie mam jeszcze wystarczającego pojecia.
Czym się różni przyjęcie uroczyste od przyjęcia zwykłego? Ano różni się tym, że na świątecznym stół powinien być odpowiednio nakryty a i goście przychodzą raczej pod krawatami. W ślad za tym idzie wybrany zestaw dań. A więc: - dostosowanie dań do sezonu > obowiązkowo tak! To zawsze jest i będzie w modzie - dostosowanie do składu osobowego - obowiązkowo tak, bo to Ty musisz wiedzieć co Twoi goście jadają chętnie a czym możesz ich wystraszyć - potrawy muszą do siebie pasować i tą zasadą nie rządzi żadna moda, np. po czymś pikantnym nie podasz łagodnego dania bo będzie smakować jak mydło; składniki potraw nie powinny się powtarzać w następnym daniu, itp., bardzo sycące podajesz zawsze na koniec i po ich wyserwowaniu przewidujesz dłuższą przerwę, np. podając zacne napoje; kolorystyka powinna pasować do dekoracji stołu - ale to jest już trochę wyższa szkoła.
O wielkości porcji decyduje ilość dań no i oczywiście apetyty gości. Jesli np. głównym daniem jest do wyboru albo kurczak albo kotlet, to nie możesz tego liczyć jako dwa dania, bo każdy z gości zje tylko jedno (powinien choćby).
Generalna zasada: najpierw lekki aperitif, później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w środku; później danie główne a po nim można wpleść coś zaczepnego przed deserem. Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy ciasto dopiero na końcu. Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki, które można umiarkowanie zastosować
Dlaczego tak akcentuję wielkość dań? Ano z doświadczenia. Niezbyt czesto urządzam tego rodzaju przyjęcia, ale kilka razy w roku się zdarza. I zawsze mam taki problem z moimi gośćmi ( skład osobowy - przeważnie ten sam): ja bym chciała jeszcze czymś ich zaskoczyć a oni jęczą, zę są przejedzeni i nic nie tkną. Nie chcę być nachalna i zmienić przyjemności z dobrego jedzonka w jego przeciwieństwo ( tzn złe samopoczucie z powodu przejedzenia) i nie chcę zaglądać bez przerwy w talerze i ględzić- a czemu nie jesz i stresować się, że może coś niedobrego podałam... Dlatego pomyślałam sobie, że może za duze porcje nakładam... Tylko tak łyso wygląda na obiadowym talerzu np 1/3 porcja miesa i 1/5 porcji ziemniaków ( czy tam czego)- może powinnam stosować mniejsze talerze?
O dostosowaniu do gustów osób - nawet nie wspomniałam, bo wydało mi się to oczywiste. Po co mam podawać krewetki, których nikt nie tknie? albo kawę, której nie moze pić szwagier? Już nie mówiąc o tym, ze na najbardziej zaszczytnym miejscu ( no, prawie ) wśród moich gości zasiada 3- letnia siostrzenica- a dla niej najwspanialszym posiłkiem jest paróweczka i na deser zielona galaretka, hi...No i dla niej na stole królują paszteciki w kształcie swinek, albo słoni ( które ona całuje, ale jeść nie chce, hi )
Z dopasowanie kolorystycznym potraw do dekoracji stołu i w ogóle całego pomieszczenia- myslę, że dałabym sobie radę, bo to mój mały chyś ( hyś? )...Dla mnie sposób w jaki podane jest jedzonko jest równie ważny ( o ile nie ważniejszy) niż samo jedzenie- i dotyczy to talerzy, szklanek, kieliszków, serwetek, kwiatków itd
Generalna zasada: najpierw lekki aperitif, później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w środku; później danie główne a po nim można wpleść coś zaczepnego przed deserem. Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy ciasto dopiero na końcu. Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki, które można umiarkowanie zastosować
Chciałabym, zebyś rozwinął tę część ( jesli mozesz) :) Co to znaczy "zaczepne" czekadełko... I jeszcze co znaczy " coś zaczepnego przed deserem"- chodzi o jaki rodzaj dania? coś w rodzaju "bawigęby"? I jeszcze odnośnie deseru: rozumiem, że ( patrząc na zasadę nie powtarzania sie potraw) pierwszy deser ma być lżejszy ( jaki? owoce? owoce z musem, jakies same musy/galaretki/ budynie?), a drugi "cięzszy"- ciasto, tort; tak? Czyli kiedy podaje się ten pierwszy deser? Przed daniem głównym?
Czy konieczne jest "porcjowanie" na talerze???? Wiekszość moich gosci lubi bardzo gorące dania więc takie ubrane i porcjowane są zbyt chłodne:) Róniez czekam na porady , bo za miesiąc szykuję przyjęcie dla rodziców i chciałabym by było niepowtarzalne, ale tradycyjne nieco.
Moze niekonieczne, ale ja mam niezbyt wielki stól i jak naustawiam misek, waz, półmisków- to jedzenie staje się niewygodne, bo istnieje ryzyko włożenia rękawa do jakiegoś naczynia :)
Drogi Lubczyku, mam nadzieję, że jeszcze dziś (lub chociaż w tym tygodniu) dopiszesz odpowiedź.... Bardzo na to liczę, bo też zanosi się na imprezkę..... Pozdrowienia i dzięki za wszystkie porady
Agiku, zrób obok tzw szwdzki stoł. Ja tak zawsze robie, kiedy gosci kupa(co innego, jak niewielu-wtedy moge sie pobawic w szczegóły).Przygotowuje rozne zimne zakąski, do tego jedno lub dwa ciepłe-najlepiej jednogarnkowe-danka.Do tego alkohole i jeden chętny facet do ich podawania, mieszania itp).Wśród moich znajomych panuje zwyczaj, ze i tak kazdy cos tam donosi do żarełka i alkohol.Ja przygotowuję wylacznie bazowe danka no i kuuupe sztućców, talerzyków, tac itp.Potem sobie zasiadamy naokolo calkioem niedużego stolika,.Wykorzystane sa naogól wszystkie stołki i inne .Najważniejsze, ze sie spotykamy i mamy o czym gadać.A jedzonko...no potem nastepuje wymiana przepisów, bo niektóre czasem świetne!Raz siedzielismy wszyscy cały dzięn w ...toalecie tak nas ktos podtruł.Chyba namierzylismy gada, ale sie nie przyznał.
Dzięki Majoliko :) Ja nie urządzam przyjęcia, Temat jest do pogadania i do wyciągniecia ewentualnie jakichś nauk, a niekoniecznie do wykorzystania w praktyce.
A co do "szwedzkiego" stołu ;)) cus to za kunst powiedzieć capka ;)))) Jasne, ze szwedzki stół sprawdzi się na wielu spotkaniach, ale mnie chodziło, o to, zeby się dowiedziec, jak zrobić coś trudniejszego- przyjęcie "galowe", uroczyste z zachowaniem wszelkich reguł...
Wcale sie nie dziwie, ze was ktos podtrul. Pojecie "szwedzki" stol jest zle zrozumiane poza granicami Szwecji. Szwedzki stol to znaczy ze wszystkie dania sa jednoczesnie postawione. Zaczyna sie jesc od zimnych dan ,sledzie, krewetki, jajka z kawiorem, losos w roznych wersjach, sosy,,,,, potem na nowym talerzu gorace dania,,,,,ale i to wlasnie ALE jest podstawa "szwedzkiego stolu". Mianowicie: dania na zimno musza stac na lodzie, albo specjalnych plytach trzymajacych zimno. Dania gorace musza stac na podgrzewanych plytach, temperatura dan nie moze spasc ponizej 80 stopni C. Tylko wtedy uniknie sie zartuc:)
Tak to jest, jak niektóre chłopy biora sie za gotowanie.Ja nauczona doświadczeniem(choc nie swoim)bardzo rygorystycznie przestrzegam zasad higieny w trakcie przygotowania potraw.Wyobraź sobie kolega kiedys odpowiadał za organizacje wielkiej kolacji.Kilka soób zatruło sie salmonellą. Tylko dlatego, ze nie bylo to tzw zatrucie zbiorowe nie wkroczyl prokurator.Okazało sie, że najprawdopodobniej któraś z osób roznoszących byla nosicielem.Wyhodowano ja w próbkach ugotowanych juz potraw. Kuchnia była czysta.Ale kilka osób niexle się pochorowało.A wystarczyło umyć łapy!Salcia to delikatna bakteryjka i nie lubi mydła.
Tak porcjowanie jest konieczne, jak nie zapraszasz na bufet. Dam Ci dobra rade: zagrzej talerze w piekarniku, albo w microfalowce i nie bedziesz miala problemu z ochlodzonym goracym daniem:)
Ja nigdy nie podam goracego dania na "zimnych" talerzach.
Ok dla garstki się sprawdza, ale dla 20 jak sama obsługuję....nie bardzo:) i chciałam i usłyszec ok można nie porcjować:)))) lecz nie zawsze jaest tak jak sobie wymyslimy.
Pozdrawiam.
Dziękuje wykorzystam pomysł z talerzami na mniejszych imprezach.
Hm hm hm je tez była "kelnerką" w sezonie letnim w stołówce FWP ( pamętasz???, jeszcze to funkcjomuje), ale tam na wygrzanych talerzach się nie podawało ...hihihih łapy chciało urwać, ciężkie półmichy z równie ciężką zawartością. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Użytkownik eyta napisał w wiadomości: > Czy konieczne jest "porcjowanie" na talerze???? Wiekszość moich gosci > lubi bardzo gorące dania więc takie ubrane i porcjowane są zbyt > chłodne:)Róniez czekam na porady , bo za miesiąc szykuję przyjęcie > dla rodziców i chciałabym by było niepowtarzalne, ale tradycyjne > nieco.
Początkiem odpowiedzi niestety musi być owo sakramentalne - to zależy od .... W tym przypadku od kilku czynników. Przyzwyczajenia gości są ważne, ale nie najważniejsze, bo postępując umiejętnie można sobie biesiadników wychować. Wiec głównie zależy od tego co podajesz i jakie masz w domu warunki przestrzenne.
Co podajesz? Jeśli to będzie jakieś ptaszysko lub udziec z "kochą" i będziesz to porcjować w brytfannie na oczach gości, automatycznie serwujesz mięso na podstawiane Ci talerze. Oczywiście, że możesz podać już poporcjowane danie w gorącej formie, w której się upiekło. Wtedy musisz rozważyć czy sos spod pieczeni podasz w sosjerce czy zaryzykujesz poplamiony obrus. Drugim warunkiem są warunki przestrzenne jakimi dysponujesz w kuchni. Jeśli masz małe pomieszczenie i dasz radę nakładać najwyżej po 2 - 3 talerze, to musisz z tego zrezygnować i zawsze podawać gorące na stół na podgrzanym półmisku. Goście sami sobie dobierają na co mają ochotę. Pamiętaj jednak, że wszystko musi mieć i ręce i nogi, bo na stół dochodzą miski z ziemniakami, ryżem, kluskami, sałatami i Bóg wie z czym jeszcze. Jeśli tego będzie za duży wybór to zanim wszyscy się obsłużą to danie już nie będzie gorące.
Dziękuję! Poczytałam i się rozjasnie w mej łepetynce. Teraz czeka mnie próba galowa galowego przyjęcia , tzn .35 rocznica ślubu moich rodziców. Będzie nas garsteczka , więc może uda mi się z tymi talerzami pobawić. Ciekawe co moje " konserwy " na to powiedzą:))) Pozdrawiam .
witaj agik, wiem, ze czekasz na rady Lubczyka (ja tez), ale pozwol, ze podziele sie z toba, jak u mnie (przewaznie) wyglada imprezka: 1. kolorowe, zroznicowane przystawki (nie wszyscy goscie stawiaja sie w tym samym czasie, wiec dla tych, co juz przyszli, oferujesz rozne dobroci "na zeba" plus oczywiscie drinki (alkoholowe lub bez) 2. zupa lub np. risotto (zalezy, czy to bardziej tradycyjny obiad, czy raczej "na luzie") 3. danie glowne: mieso, drob, ryby 4. salata 5. deser i kawa, nigdy nie mam 1 deseru , fajnie jest podac cytrynowa granite, aby zabic smaki mies, ryb, sosow, ale moga to byc jakies ciasteczka, mousse, a potem tort, czy jakies inne ciasto
pytasz o zaczepne czekadelko, tego moze byc ogromne mnostwo, podam ci kilka przykladow: marynowane grzyby czy warzywa, oliwki, smazone kalamary, prosciutto z melonem, nadziewane male pomidorki, faszerowane grzyby, muszle, malutkie indywidualne pizze (twoja ksiezniczka na pewno by zjadla), mini-quiche, bruschetta, rozne rolls (np. nalesnik posmarowac miekkim serkiem, na to wedzony losos, szczypiorek...zawinac, pokroic na male kawalki), grillowane suszone sliwki zawiniete w bekon (tabasco sauce), cos z ciasta francuskiego (duzy plat tniesz na 3 podluzne kawalki, nakladasz farsz na 1 koncu i zwijasz w trojkacik, to sie swietnie mrozi, w dniu imprezy na ok.20 min. do piekarnika)
a gdy chodzi o nakladanie na talerze, to jesli masz otwarta kuchnie (tzn. otwarta do jadalni), mozesz postawic polmiski na blacie w kuchni, albo jeszcze jeden pomysl, kup stol rozkladany, na to ladny obrus, na to polmiski, albo jeszce inaczej: podaj 2-3 polmiski z przystawkami, nie stawiaj na stole, ale podaj z jednej strony stolu 1, z drugiej cos innego, kazdy sobie nalozy, zostaw te 2-3 polmiski na stole, jeden raz zapros gosci na dokladke (bardzo nie lubie zmuszania do jedzenia), gdy talerze puste, nikt nie doklada- idz po nastepne danie, postaw waze (polmisek) na stole.........
chcialam dopisac o talerzach, ja mam biale, kwadratowe talerze (oczywiscie moga byc inne), takie sredniej wielkosci, one sluza do np. salaty, risotto i przekasek, tylko do glownego dania podaje duze talerze, mam nadzieje, ze zrozumialas ten ostatni paragraf - po kazdym kolejnym danku sprzatasz polmiski, na stole jest tylko to, co jest w danym momencie konsumowane, acha, do dania glownego podaje oczywiscie warzywa, ale na cieplo np. szparagi, marchewka z groszkiem, buraczki zasmazane itd.
Odpisywałam i ... skończył mi sie internet ;) na szczęście na chwilkę...
Co ja to chciałam...?
Co do samych przystawek- mam całe mnóstwo pomysłów, a i tak przed każdym przyjęciem wertuję ksiązki i przeczesuję neta w poszukiwaniu inspiracji... Podaję moje bułeczki ( wszyscy za nimi przepadają ;) ) z masełkiem czosnkowym, albo ziołowym, albo z którąś moich licznych konfitur, parówki w cieście drożdżowym, "paszteciki" z gotowego ciasta francuskiego, podobne do Twoich suszone śliwki zawinięte z orzechem w boczek, albo owoce z wytrawnym nadzieniem ( najbardziej smakuja nam gruszki z serem z pleśnią, jabkła z nadzieniem serowo- ananasowym, albo śliwki z musem chrzanowym), grillowane oscypki z galaretką jagodową... Bardziej mi chodziło o to, co Lubczyk miał na myśli nazywając czekadełka, przekąski - "zaczepnymi"
Co do podawania- mam rzeczywiście problem- bo kuchnie mam w drugiej części mieszkania- więc podawanie na kuchennym blacie- odpada ( przynajmniej obecnie) Ba! obecnie nawet nie mam miejsca w kuchni na przetrzymywanie już przygotowanych, czekających w kolejce na podanie potraw.
Talerze też mam kwadratowe, białe- małe i duże ( mam tez inne, ale te mi się obecnie najbardziej podobają ;) ) Używałam tych dużych do podawania dań obiadowych, a małych jako deserowych, ale chyba będę używac tylko tych małych, a potem je myć w celu podania deseru. Mam tez pasujące do nich kwadratowe miski- ale one są ogromne- chyba z 400 ml pojemności- gdybym zapełniła je np zupą- to po zjedzeniu takiej zupy na 100% nikt już by nic nie zjadł przez najbliższe kilka dni :D
wiesz agik, co do talerzy to uwielbiam duze talerze ( najlepiej czysto biale za ktorymi wlasnie szukam) i na nich tylko troche jedzenia. Nie umiem jesc z talerza, obojetnie czy duzy czy maly, wypelnionym po brzegi, na sam widok jestem juz pelna. Mamy to szczescie i raz w roku jestesmy zapraszani z pracy na galowe przyjecie. Podaja tam takie cuda, ze ja nawet przeczytac(na karcie) tego nie moge:). Wszystko na duzych talerzach, hapy-dwa razy widelcem dziobnac. Zadne danie nawet glowne nie jest przeladowane, no bo ilez mozna zjesc przy 5-ciu daniach. Wszystko estetycznie, apetycznie udekorowane/podane. Zupy tez podaja w duzych talerzach, ale tylko na dnie. Moj maz na widok tych talerzy: "I ja sie mam tym najesc"????, ale na sam koniec to i on zadowolony i najedzony do syta.
Troche inny temat. Bardzo denerwuja mnie tez w restauracji te ogromne porcje, czlowiek tylko siedzi i sie meczy, zeby zjesc do konca. Wolalabym przejrzysciej, wtedy mozna ze smakiem jeszcze przekaske/przystawke zjesc. Wlasnie w niedziele bylismy u wlocha i podali jako "czekadlo" malutkie, cieplutkie, swiezutkie buleczki do tego oliwa i maslo ziolowe... i jedzac te bulki juz sie denerwowalam, ze nie zjem mojego jedzenia, i tyle mialam z degustacji...
haha dla mnie porcje tez sá za wielkie - choc na to nie wygladam. U mnie Luby dojada albo zamawiam pol porcji (jest cesto opcia senior, dziecko) w restauracjach. Nio i czekadelka tez tylko probuje hihi.
....a moj sie denerwuje, po co sobie cos zamowil jak moze sie z naszych (moich i corki) resztek najesc. Ja lubie tak strasznie roznosci probowac i dziobie kazdemu zawsze widelcem po talerzu hi, hi, a najgorzej jak cos mi lepiej smakuje niz moje danie, maz juz widzi po mojej minie i z litosci sie czasami zamienia... Porcje dla seniorow spotyka sie rzadko, a w dzieciecych nie ma takiego wyboru.
Porcje w restauracjach specjalnie sa duze - pp to, aby klient wiecej zaplacil. Restauracje nie maja interesu w przygotowywaniu malych porcyjek, za ktore klient malo zaplaci. Taka jest smutna prawda.
Wg mnie jest to nielogiczne. gdyby porcje były mniejsze to mozna by zamówić coś dodatkowo a tak to nie ma na to miejsca. Jednak nie dla wszystkich porcje w restauracji są za duże. Mój mąż lubi zjeść i dla niego to nawet za mało. Rodzinka z dziećmi pojechała na wakacje. Zatrzymali się zjeść w jakiejś restauracji. Dziewczynka 6-7 lat,która lubi zjeść zamówiła pierogi ruskie. Kelenr przyniósł olbrzymi tależ a na nim cała góra pierogów. Stawia przed mężczyzną, a on mówi : to dla córeczki. Wszyscy goście z restauracji się roześmiali. Niestety dała radę zjeść tylko kilka.
Interes to jest wtedy, kiedy klient dużo zapłaci za małę porcyjki :) - mało jedzenia, dużo dekoracji :)- to jest interes :) I dużo zapłaci za różne dodatki w stylu, chrzan, cytryna, keczup, musztarda
U nas tak samo. Z wiekiem stalam sie bardzo wymagajaca i wybredna jesli chodzi o jedzenie w restauracji i jestem tego zdania,ze jak place kupe kasy to chce zjesc cos, czego w domu nie umiem sama zrobic/doprawic, nie musi to byc nic exklusywnego, ale jakies specjaly np. regionalne lub danego kucharza i wtedy nie liczy sie ilosc, a jakosc!
Tu gdzie mieszkam raczej nie ma problemu z tym zeby zamowic mniejsza porcje. U nas te male porcje to juz prawie standard na kazdej prawie karcie a w razie czego zawsze warto zapytac kelnera - w ponad 80% nie jest to problemem. Nawet czasem jest opcja - na przyklad przy Vorspeise aby zamowic jedno a kelner poda na prosbe dwa talerze by mozna bylo jjesc we dwoje :-)
Moze nie mialas odwagi zapytac? Acha i czasem informacja o malych porcjach "dla seniorow " zamieszczona jest ogolnie na poczatku karty niekoniecznie przy kazdym daniu.
U nas raczej to zadkosc z tymi porcjami dla seniorow. Pisze, o tych normalnych restauracjach wloskie, greckie, niemieckie... Jak maja jakies ciekawe Vorspeise to zamawiam tylko to plus salate i mi tez wystarczy. A jedno danie i dwa talerze tez czasami praktykujemy, hi, hi
a w ostatecznosci to kaze sobie reszte zapakowac
Nie wiem czy znasz Schlemmerbock (moze sie to u was inaczej nazywa - Restaurantpass)? Placisz za niego pare € i mozesz w wyznaczonych restauracjach jesc we dwoje i zaplacic tylko jedno danie (to drozsze). Super sprawa!, poznalismy przez to bardzo ciekawe restauracje, a najwazniejsze, ze jak idziemy w 4-rke (z dziecmi) jesc, to placimy tylko polowe. Oczywiscie napoje placi sie normalnie.
Super nie nie mam ale poszukam. U nas jest czesto na przyklad w lecie w greckiej restauracji taka akcja "obiad za pol ceny". Trzeba jednak przyjsc miedzy 11,30 a 13,00 i dostaje sie caly obiad (dwie salaty do wyboru, kilka Przystawek, kilka dan glownych do wyboru) jako menu. Porcje sa mniejsze ale nie malenkie tylko takie srednie. Placi sie pol ceny.Fajna sprawa dla mnie
Podaje aperitiff zawsze wytrawny, kwaskowaty (nigdy slodki) do wyboru z alkoholem i bez. Do aperitiffu malutkie "zagryski" na przyklad: http://wielkiezarcie.com/recipe26716.html, (czesto mam wsrod gosci wegetarianow i dlatego robie pare gatunkow) ,albo moje serca z bazylii i parmezanu, nigdy nic slodkiego:)
U nas nie podaje sie zupy i przystawki. Albo jedno, albo drugie. Przystawka ma byc kontrastem do glownego dania. Ryba-mieso, mieso-ryba itd... Dopiero do dania glownego (u nas) podaje sie pieczywo i smarowidlo do niego na przyklad: tapenade. Miedzy daniami chwila odpoczynku, czas na wypicie plynow (np: wino podane do przystawki) czas na pogaduszke, odwiedziny w toalecie,,,, Na wyczyszczenie cebulek smakowych ( po polsku?) podaje malutka porcje gratine, doslownie lyzeczke, oczywiscie wytrawne.
Danie glowne podaje na goracych talerzach (podgrzewam na dole piekarnika) do tego extra sos na stole i oczywiscie dodatki,salaty i przyprawy. Wino pasujace, plyny i zawsze wode przy serwowaniu wina i dla tych nie pijacych alkoholu. Nie podaje zadnych slodkich sokow, coca coli, jedynie dzieci moga dostac cos slodszego.
Znowu przerwa, rozmowy, siusianie:) Inne gratine na oczyszczenie smakow i potem lekki deser i odpowiednie wino deserowe na przyklad madeira, wino port ...
Kawa, herbata po dlugim czasie po obiedzie do tego jakies ciasto i koniak, likiery do wyboru.
Pozno wieczorem (noc) sery, dodatki ewentualnie znowu jakies przegryzki i drinki, az do konca przyjecia:)
Dziękuję Kochana Tineczko :) Ok, kolejnośc jest dla mnie jasna, zresztą zanim załozyłam temat, zerknęlam sobie do "Encyklopedii kulinarnej Larousse", więc myślę, ze tutaj nie popełniłabym jakiegoś rażącego błędu.
Mnie chodziło o cos takiego bardziej intuicyjnego ( chyba)- skąd mam wiedzieć, ze dania nawzajem się dopełniają- wszystkie dania składające się na cały posiłek do siebie pasują...
Moze na przykładzie. Mamy teraz początek jesieni. Mam zamiar ugościć 10 osób ( w tym jedno dziecko- drugie jest na cycu, więc- kulinarnie poza zasięgiem moich zainteresowań, natomiast karmiąca matka- owszem)
1 Przekąska- na poczekanie, aż wszystko przygotuję, na zaostrzenie apetytu, na zaspokojenie pierwszego głodu: grzanki z kurkami, albo sałatka, albo drobne "ciasteczka" na słono, różne napoje- dla spragnionych po podrózy- woda, sok, ew, napój jakiś gazowany. 2. Zupa- najchętniej grzybowa, ale skoro grzyby były na przystawkę- to może lepiej inna- np dyniowa? Woda, wino, soki, kompot 3 Danie główne- powiedzmy pieczona pierś kaczki z sosem owocowym, kluski, sałata- napoje- woda, wino, soki... 4. Deser- sałatka owocowa, albo deser jakiś na bazie galaretki, musu... 5. Wino 6. Kawa, herbata 7. Tort( nie umiem), albo inne ciasto- sernik na zimno, tarta...
A kiedy wódka?????????? ;)))) i wszystkie marynaty?
Co to jest "granite" ? Mnie się kojarzy ze zmiksowanymi owocami ( warzywami??? ) z lodem...
Nie polecalabym slodkich napojow i sokow - zbyt zapychaja, jesli juz to najwyzej sok naturalny jablkowy rozcienczony pol na pol woda mineralna. Nie polecam tez napojow silnie gazowanych - tez zapychaja. Najlepsza jest jednak woda czy lekko gazowana czy bez gazu. No i wino pasujace do potrawy, czasem piwo....
a ja wam powiem, ze na codzien nie pije zadnych slodkich napoi (nie smakuja mi), ale do dobrego jedzenia potrzebuje!!! cos slodkiego i najczesciej jest to cola, nie cierpie wytrawnego wina jak juz to biale medium. Smaki sa niestety rozne, mimo roznych regol:)
Na kompocie sie tez wychowalam i teraz go nie cierpie!!!
Ja bym się na tym przyjęciu nie najadł. Nie lubie dań z owocami, ale jeżeli Twoi znajomi preferuja takie jedzenie to inna sprawa. Jeżeli chodzi o napoje to dla mnie najważniejsza jest coca cola lub pepsi.
Bys sie najadla, czy najadl??? Ty nie masz najmniejszego pojecia o sztuce kulinarnej i smakach!!! Az zal czytac co napisalas! Pij sobie cole i nie wtracaj sie w dyskusje, bo mnie trzesie.....
Ała, tylko nie bij po twarzy... a jak już musisz po twarzy, to przynajmniej nie z liścia... Bardzo dobrze, zę się AS odzywa... przynajmniej mam jakies pojęcie, co by się u nas działo, gdyby na stole nie było koli...;))
A poza tym nie gadamy tu tylkoi wyłacznie o światowym menu, ale przede wszystkim o przyjeciach, o gościnności. "Nasz" tata jest bardzo prostym człowiekiem i on zwyczajnie nie lubi takiego "wydziwiania" jemu najbardziej smakuje schabowy z ziemniakami i smaki jakie zapamiętał z dzieicństwa- zacierka na mleku, gruszki ulęgałki, racuchy, pierogi.... To absolutnie nie znaczy, ze nie ma dla niego miejsca przy moim potencjalnie swiatowym, hi stole. I dla niego będzie kompot i czerwona oranżada o smaku landrynek... Trzymaj się As ...
Zalezy co rozumiesz pod pojeciem przyjecia galowego. Bo ja nie wyobrazam sobie delikatnej, eleganckiej potrawy popijac coca-cola.Przeciez to zaglusza i zmywa cala kompozycje smakowa dania z podniebienia. Jesli tak lubie to ide do Mc Donald. Tyle ze menu tam proponowane nie ma nic wspolnego z przyjeciem galowym.
Po namysle: Z drugiej strony dobrze byloby miec coca- cole pod reka ...jesli sie wie, ze ktos uwielbia i "musi miec" by sie dobrze czuc Wiec ja jako gosopodyni przyjecia nie bede zmuszac by pil cos innego. To znow ma wiele wspolnego z goscinnoscia a to tez nalezy do walorow przyjecia a szczegolnie galowego. Jednak sama jako gosc takiego przyjecia nie wymagalabym tego.
I jeszcze biorac pod uwagę księżniczkę ;) dla niej to jest największy przysmak - ciemne piwko na to mówi, bo tak ją dziadek nauczył, ze piją w takich samych szklankach- dziadek piwko, a księżniczka "ciemne piwko" czyli pepsi :) Dla niej to odświętny napój, tylko z dziadkiem może się napić, albo z wujkiem, bo rodzice jej nie pozwalają pić zbyt czesto, z troski o malutki brzuszek....
Dopiero teraz sie zastanowilam, dlaczego potrzebuje (wcale jej nie uwielbiam:)) te nieszczesna cole, zeby sie dobrze czuc (tak jak to ladnie okreslilas). Pzeciez na codzien do obiadu tez jej nie pije i zyje, ale zawsze po obiedzie szukam, zeby skubnac gdzies troche slodkiego, ciasto, czekoladka...!!! I to chyba nie tylko ja mam taki "problem", bo np. u kolezanki po obiedzie na stol idzie natychmiast ciasto, jej maz tez potrzebuje cos slodkiego. Nie wiem czy to przez to, ze spada/podnosi? sie insulina po jedzeniu?! Nie znam sie na tych rzeczach, wyniki mam w porzadku:) Moze ten "problem" tez uwzglednic przy takim menu? Cola to dla mnie nie napoj, zeby ugasic pragnienie, tylko,zeby sie dobrze czuc!
U mnie w domu nie istnieje zadna butelka coli, zadna oranzada, zaden owocowy kompot na przyjeciu. Plyny do jedzenia to: czysta woda, woda mineralna, wina alkoholowe i bezalkoholowe, piwo mocne i bezalkoholowe ewentualnie wodka. Zapewniam, ze dzieci chetnie pija wode:)
Pozwol,ze sie wtrace.:) Dla mnie goscinnosc to jak ktos z SERCA mi cokolwiek zaproponuje, obojetnie czy to woda, kompot, czy cola.
U nas tez tradycyjnie dla niespodziewanych gosci proponuje sie wode, ew. kawe lub piwo. Jak gosci zapraszam i znam ich smaki to staram sie je uwzglednic. Jak ja jestem zapraszana to pije co mi podadza, najczesciej jednak jest bardzo wielki wybor.
U ciebie napilabym sie wody, a upalnym latem zimnego piwka (z alkoholem) , a u Doroty skorzystalabym (ale tylko do jedzenia) z tej coli walajacej sie po piwnicy.
No wlasnie ! A ja bym sie cieszyly widzac ze sie dobrze czujesz i masz wszystko czego Ci do szczescia potrzeba - przynajmniej do szczescia zadowolonego goscia. pozdrawiam serdecznie!
Ni tineczko nie wycofalam sie . Cola do popicia wyszukanego menu a nie tylko menu w Mc Donald to dla mnie nadal profanacja dania. Ale jako gospodyni przyjecia czuje sie w obowiazku zadbac o kazdego z moich gosci i wziecie pod uwage ich male "spleen". Normalnie na codzien nie malam w domu nigdy coli ani orenzad nie mialam bo ich nie lubie. Kupowalam okazyjnie: urodziny dzieci badz z udzialem dzieci itp. Moich dwojka tez ani za cola itp nigdy nie przepadala chyba ze bedac w grupie rowiesnikow w pewnym wieku :-) Luby cole lubi i zawsze musi miec w domu no to sobie ma a raczej mamy od czasu j zamieszkalismy razem. Ciekawe ze jej nigdy do posilkow nie pije hihi. Obie jestesmy goscinne tineczko - Ty tylko moze troszke bardziej ortodoksyjna jestes haha. Pozdrawiam serdecznie!
Coca colę pije głównie z powodu niskiego ciśnienia i by nie zasnąć bo przyjęcia wiadompo długo trwają. Kawy nie znoszę, a jak się skusze to boli mnie po niej okropnie głowa więc nie mam innego wyjścia. Ewentualnie moge pójść na stacje paliw lub supermarketu i kupić energy drinka.
Ależ As, nie tłumacz się..., proszę... Picie coli nie jest czynem nagannym moralnie, ani zakazanym.
Powiedz mi lepiej, czy naprawdę nic nie spodobało Ci się w "moim' zaproponowanym menu??? Nic??? naprawdę nic?? ;( Ani grzanka z kurkami, ani paróweczki w ciescie? ani zupa- krem ( wkońcu nie ustalone, jaka zupa), ani kaczka pieczona , ani kluski, ani szarlotka???
Przeciez to nie jest jakies bardzo wydziwiane... ;(((
To czym Ty się zywisz??? Jesz same frytki?
Jedno wiem na pewno: frytek u mnie nie będzie!!! Nigdy! Kiedyś się tak strułam, ze rzygałam dalej niz widzę! I od tej pory nie jem frytek!!! I nikomu nie podam!!! Jak ktoś chce- niech sobie zamówi ( na własne ryzyko, moge co najwyżej zapłacić), ale u mnie po prostu od conajmniej 12 lat nie ma żadnych frytek!!! I nie będzie!
Menu wymysliłaś fajne. Jednak ja też jestem baba ze wsi i nie dla mnie takie rarytasy. Nie spodobały mi sie tylko te potrawy z owocami bo nie gustuję w takich smakach. Co do frytek to nie będę się tu wypowiadać bo jakoś sobie nie wyobrażam galowego przyjęcia z frytkami, chociaż gdyby były tam dzieci to by były zachwycone:D Byłam w tym roku na I Komunii u męża siostry. Wiem, że to nie eksluzywne przyjęcie i trudno porównywać ale na obiad były 3 rodzaje mięs do wyboru. Jednym z nich był schab ze śliwkami. Pozostało wybrać mi schabowego bo ta śliwka mnie odstraszała. Okazało się, że nikt z rodziny tej kobiety nie zachwycił się tym ale rodzina jej mężą (ludzie miastowi i lubiący jeść) w tym gustowali. Mi się wydaje, że zanim ustali się menu na przyjęcie trzeba wiedzieć kto na nim będzie. Napewno inne potrawy czy nawet udekorowanie będzie jak przeważać będą na nim emeryci, młodzierz czy też będzie dużo dzieci.
Tylko powiedz mi- ile tych owoców jest w mięsnych daniach mojego przyjęcia hipotetycznego ? Lubię owoce! To prawda! Nie cierpię dotykać mięsa, a szczególnie surowego... owoce są piękne! i warzywa też! Dlaczego mam jeść od urodzenia do śmierci te same potrawy? Jak naprawdę nie znam smaku tych innych? Dlaczego nie mam spróbowac czegoś innego? przeciez inni ludzie w innych krajach- jedzą! I chwalą sobie! A jak mi nie posmakuje- to co z tego? od tego się przeciez nie umiera!! A od krytyki na wyrost- czasem serce umiera :((( i wola spróbowania nowych doświadczeń umiera:((( A wtedy to juz tylko połozyć się do trumny.... bo taki jest koniec wszystkich... i tych jedzących mięso z owocami i tych jedzących samo mięso w towrzystwie bułki tartej...
Powiedz mi ( jeśli mozesz i chcesz)- czemu nie spróbować? I skąd to Twoje przekonanie, ze to na 100% na pewno nie będzie dobre??? I nie mówię tu o przekonaniach, preferencjach smakowych- bo nie wyczytałam ( moze źle czytam, ale to inna sprawa), ze jakiekolwiek masz... To oczywiście Twoja prywatna sprawa, bo nikt Cię moze zmusić do entuzjastycznego odpowiadania na nowinki, czy inne- ale powiedz mi ( jesli mozesz/ chcesz) czemu jesteś tak zawsze i tak bardzo na "NIE"???
Droga Agik. Wydaje mi sie, ze As wyrazila tylko swoj punkt widzenia, ktory mruga blado wsrod innych opinii, wiec nie sadze, aby bylo warto pozwolic sercu umrzec...
Ale trochę mi poszło, bo wypowiedzi As odzwieciedlają to, z czym tak czesto spotykam się w realu... "Po co?" Przecież kita świnki i beka kapusty kiszonej zaspokoi wszelkie zyciowe potrzeby cąej rodzin na całą zimę!! można jeść to samo cały czas- masz przeciez białko, masz witaminę "c" w kapuście, masz ziemniaki, chleb, smalec, kiełbasę, rybe w piątek- to czego ci jeszcze od życia trzeba???????????? A wszystko inne - to jest niechrześcijańskie i nieskromne wydziwianie!!! A na co? a po co? Mamy przecież swoją dumę narodową, która najbardziej wyraża się w pierogach!!! i mięsku ze swinki - niczym nie zakłoconego....
Jasne! Bądźmy dumni z naszej kapusty i wieprzowiny... skoro nie mamy innych powodów............................................ I nic innego nie umiemy wymyślić... bo najlepsze wymyślili 200 lat emu nasi dumni przodkowie.... A jak ktos nie chce się poznać na naszym smalcu- to tylko jego strata.... tylko obawiam się, ze ci "co nie chcą się poznac" mają to wszystko szczerze w dupie.... Ewntualnie mozemy cicho przynzać, ze majonez jest ok( choć to jakis zgniły francuski wynalazek), albo frytki, albo hamburger... ale to po ciuchutku... ewentualnie... że to nie jest takie złe....
Przepraszam, bo to nie do mie:) Jednak nie moge utrzymac jezyka, po co wtracac swoje schabowczaki do dyskusji???? Siedz sobie droga As i jedz co ci sie tylko podoba, popijaj cola i pepsi i zostaw sztuke kulinarna innym , a jak chcesz wtracac swoje 5 groszy, to musisz sie liczyc z brakiem akceptacji przynajmnie z mojej strony!!!!
Jak na kobiete ze wsi, to jestes bardzo swiatowa! Coca cole znasz i pijesz, energi drink znasz, frytki hmmmm,,,,,, A ta biedna sliwka w schabie cie odstraszyla, a czy kiedykolwiek sprobowalas jak to smakuje?????
Najlepiej staruszkom podac ugotowana owsianke, mlodziezy hamburgery z frytkami a dzieciom same frytki.....wrrrrrrr
OOO!!! W zyciu!!! Moje księżniczki ( druga raz- dwa dorośnie ;)) ) nigdy nie będą u mnie jeść frytek! ani hamburgerów!!! Bedziemy szukac, aż znajdziemy- to co im smakuje!!!! I nigdy to nie będzie żaden gotowiec! Mogą sobie paluszkami wybierac, co im smakuje wprost z talerza, ale na talerzu znajdzie się pokarm wyprodukowany przeze mnie, a nie przez wielka fabryke!!!
Bycie księzniczką zobowiązuje ;))) Równiez do krzywienia buzią na paskudztwa :))) Mnie i mojej siostrze mama gotowała! a nie odgrzewała! Żyjemy ;) to i ksiezniczki przeżyją ;)
Na spokojnie... ;))) Zwróć As uwage na to, co napisałaś: "jednak ja jestem baba ze wsi i nie dla mnie takie rarytasy" Nie szanujesz sama siebie? Powiedz mi jaki wpływ ma miejsce zamieszkania na ciekawość? Jak dla mnie z faktu "jestem ze wsi" wynika tylko jedno- że Twoje miejsce zamieszkania jest na wsi. Nie idzie za tym żadne wskazanie na preferencje smakowe. Gdyby szło- to czemu ludzie ze wsi mieliby jeść np czekoladę, albo pomarańcze? Ludzie ze wsi nie chodzą do sklepów? Chyba w tamtym tygodniu tefałka pokazywała wyniki takich badań- w ciągu ostatnich kilku lat ludzie mieszkający na wsi wydają średnio o 150 zł więcej na jedzenie, jak ludzie mieszkający w mieście. A chyba 70 % mieszkańców wsi robi zakupy w wielkich marketach. Więc możliwości mamy identyczne.
To jest tylko i wyłacznie Twoja sprawa, co jesz, ile i kiedy. I ten brak ciekawości tez jest Twoją sprawą, ale nie dorabiaj do tego ideoligii, bo to śmieszne. Moja mama urodziła się i wychowała na wsi. Ale ciekawość do poznawania nowych smaków ja mam właśnie po mamie. Moja siostra też.
agik ale nie kazdy taka cekawosc noe´wych smakow ma i nam jako ewentualnym gpospodarzom trzeba to zaakceptowac o ile zlezy nam m´na tym by Kazdy gosc czul sie dobrze u nas. Oczywiscie znow bez przesady - jesli ktos zazyczy sobie zupelnie inne menu niz planowane i na wszystko cokolwiek zaproponowane bedzie krecil noswm to niestety albo nie zaprosze albo podam (jemu) menu z Mac w napredce zakupione. Nie bede natomiast naklaniac i misionowac na sile bo to dla mnie znow jest baardzo niegoscinne.
Pewnie, że nie musisz gotowac tradycyjnych dan. Możesz zająć się sztuką kulinarną tylko potem nie narzekaj, że się narobiłaś a goście prawie nic nie tkneli. Nie mam na mysli, że nie bedzie im smakować tylko nie karzdy lubi nowe doznania. Żałuję, że odezwałam się tutaj bo tylko strasznie smutno mi się zrobiło jak wyśmialiscie mnie. W sierpniu byłam na weselu a w I sobotę września na balu jubileuszowym. Po powrocie powiedziałam mężowi, że ja się chyba na takie imprezy nie nadaję. Prawie nie jem. Nie piję alkoholu i nie lubię tańczyć.
Nie narzekam :) Jeśli zwróciłaś uwagę, to zaakcentowałam wielkość dań. Moi goście chętnie próbują, a jak coś jest za bardzo wydziwiane, to po prostu nie jedzą, a ja już więcej tego nie robię.
Piszesz do mnie, ze Cię wyśmialiśmy... Ja Cię wyśmiałam? ( Ja i kto? moja dwunastnica?) Nie wyśmiałam Cię! Chciałam nawiązać z Tobą rozmowę, pytałam o różne rzeczy, nie odpowiedziałaś.... Wypowiadasz się bardzo stanowczo "to nie dobre"(i w tym stylu), ale przecież nawet nie masz o tym pojęcia, bo nawet nie próbujesz!
Nikt Ci nie broni nie jeść, nie pić, nie tańczyć, ale może lepiej nie wypowiadać się aż tak autorytatywnie i bazujac na kategorii oczywistości, bo to wcale nie jest takie oczywiste...
Ty i Tineczka. Mam wrażenie, że jak Tineczka widzi moje komentarze to aż w niej kipi. wywnioskowałam to już przynajmniej po 2 wypowiedziach skierowanych do mojej osoby.
Lo Matulu, to przepraszam!!! Wiesz jak to jest naprawde??? Kto sie czubi,,,,,,;) Zawsze bede krzyczec glosno przeciwko piciu coli do jedzenia, ale Ty nie jestes cola!!!
No co Ty As , nie smuć się i nie żałuj ... Jesteś bardzo oryginalna ( w najlepszym znaczeniu tego słowa :) , a Twoje wypowiedzi zmuszają mnie do zupełnie innego spojrzenia na świat , mimo tego , że często mam inne zdanie ... I potrzebne to jest ... mi na pewno ... Pozdrawiam serdecznie .
W zwiazku z jakas Nowa Krucjata (kto nie z nami, ten z cala przeciwko nam) przestalo sie udzielac kulinarnie i nie tylko, wiele osob. I tak maglujemy w nieskonczonosc te same pierogi, te same pomidorowe, te same kukurydze i ananasy z puszki, co staly sie jakby wiza do Wielkego Swiata w nowosciach. Korzystam z watku agika, sama nie mialabym odwagi, zeby dopowiedziec, ze kotlet schabowy nie jest jakims szczegolnie polskim specjalem, a juz w panierce, to naprawde ogolnoswiatowy banal. Tylko dlaczego mysmy sie wczepili w banal jako specjalnosc? Tenze banal w innych krajach podaja glownie w restauracjach dla tirow! Nie chodzi o to zeby na sile wczepiac sie w kuchnie miedzynarodowe, czy etniczne, chodzo o to, zeby rewizytowac stare tradycje, zeby miec odwage na dodanie aronii do kaczki, na odwage w ogole. Nawet do staroscwiecczyzny. Bigos w aktualnym wydaniu tez kiedys ktos wymyslil, ktos inny poprawil, dodal. Ksiazki potrafia byc nudne i bardzo czesto sa nudne i niewiele warte, wyobrazcie sobie, ze to watek o literaturze, a nie o gotowaniu. I, ze sto trzydziesta recenzje powiesci jakies tam Danielle Steel, czy czytelniczka zdzierzy? Czy ktos powie, ze chodzi o watek alfabetyzacji, bo czytelniczka dopiero co nauczyla sie czytac, wiec przerabiamy z nia elementarz i Murzynka Bambo? Czy naprawde w portalu o jedzeniu musimy czytac czterdziesty osmy wpis na temat okrasy do kartofli, a nie starczy kliknac w te okrasy? Nawet jesli mnie skrytykujecie, to przy swoim obstane. Bo wszak nie wypada zapraszajac gosci, zapowiedziec : oto najlepsza pomidorowa, po pomidorowej najznakomitsze zrazy , a po zrazach najwspanialszy ze wspanialych torcik. Edytowanie przepisu jest wszelako zaproszeniem. Co do galowego przyjecia, to uwazam, ze ma byc skromno-wykwintnie. Przystawki moga byc dwie, ale juz z cala pewnoscia jedno glowne danie. Aby wszystkim dogodzic, ja prowadze kajecik "nieznosnosci" moich przyjaciol, bo okazuje sie, ze jeden nie moze kolendry, inny na czosnek uczulony, a inny jeszcze ma odruch wymiotny jak widzi na talerzu kolor zolty!!!!(tak, tak). Kiedy jeszcze zdrowiem kwitlam wydalam tzw polskie przyjecie, i podalam "zrewizytowane" golabki na danie glowne, golabki byly maluskie bez zadnego ryzu, przewiazane wstazeczka z wedzonej szynki, podane w towarzystwie puree z ziemnaczkow z oliwa z orzeszkow pistacjowych (zamiast masla). Acha, do nadzienia golabkowego dalam suszone zurawiny. agik, skoro jesien, to ta zupa z dyni bardzo pasuje, ale dodaj do niej jakis imbir, albo przetarte pieczone papryki, albo i spory peczek przetartej natki, no wlasnie, nic tak dobrze nie usypia jak wymyslanie nowosci.......... A dla Twoich ksiezniczek Twoje nocne przemyslania stana sie tradycja.
Jesli ktokolwiek wychodzi z zalozenia, ze nie przeskoczy malego bajorka, czy dwoch schodkow na polpietrze, to z cala pewnoscia nigdy nie przeskoczy, jesli ktos zalozyl (oj nieslusznie), ze Rodzic jego nie zje avocado, to slusznie, jesli tego avocado nigdy mu nie da do sprobowania. Moi Rodzice nie mieli jakos specjalnie rozwinietych kubkow smakowych(Tineczko, po polsku "kubki", a nie "cebulki"). A na sam koniec wozilam w bagazu recznym i avocado i mule. Ja tez wyjechalam z Polski ze smakiem kapusniaku i skwarkow. Innych smakow uczylam sie sama. Ze smakami troche jak z tabliczka mnozenia, jak sie nauczyles mnozyc do piecdziesieciu, to masz ochote do stu. Agik, gratulacje. Jestes madra nieslychanie.
Bardzo dziękuję, ze się przyłaczyłaś do rozmowy, bo bardzo jestem ciekawa Twoich przemyśleń.
Zupa z dyni,która co prawda jest zapowiedzią jesieni i zresztą w ogóle kwintesencją jesiennego menu, jednak została odrzucona z powodu koloru :) Ale jak już robię zupę dyniową ( bez znaczenia czy w wesji "galowej" czy przaśnie codziennej) to daję albo imbir, albo papryczki chili, albo musztardę.
Poza tym chyba udało mi się uchwycić jeszcze inną myśl, zanim mi uciekła ;) Właśnie takie łaczenie tradycji z nowym i nieopatrzonym mi się podoba ( to co napisałaś o "gołabkach") Jemy coś, co dobrze znamy, ale jednak trochę to jest coś innego. Tak jaby te nowe składniki były dzikie i trzeba by je było oswoić. Np krewetki :) " a toto nie ugryzie mnie w gardło?" ale już krewetka wrzucona do jakże dobrze znanej sałatki z majonezem, kukurydzą i ananasem wydaje się oswojona i bezpieczna. I takie cos mi sie podoba. W końcu od czegoś trzeba zacząć ;)))) A nie wysuwanie kolców na pół metra, ze tylko nieodmiennie barszcz z krokietem, bo to elegancja najwyższej próby. I jak własnej cnoty będziemy tej elegancji bronić. Myślę, ze schabowy też obiektem takich poszukiwań był- bo skąd inaczej wziąłby się na nim ten nieszczęsny plaster ananasa? Który z dania nudnego zrobił danie pretensjonalnie nudne... Przedwczoraj oglądałam w telewizorze, w jakimś programie sniadaniowym jak pani Kasia Klich opowiadała o pomidorowej. Mówiła, ze do soku pomidorowego dodaje sok pomarańczowy, podaje to w filiżance do capuccino ozdobioną spienionym mlekiem i posypaną cynamonem. Super jak dla mnie. Ale pomidorowa ze śmietaną i kręconym makaronem- już nie :)
Jeszcze chciałam Cie Kokliko spytać, według jakiego klucza dobierasz dania na swoje przyjecia? Rozumiem, ze kajecik ( ja co prawda notuję sobie to w głowie i te luźne notatki wrzucam do byle jakiej szuflady w głowie, ale zaczyna to już być męczące, i chyba sobie zgapię ten pomysł z kajecikiem od Ciebie), potem co? Sezon? Kolor?
A w ogóle- teraz mi przyszło do głowy, ze ja tak wszystkich męczę o te zasady, a moze to jest tak, ze tego nie da się nauczyć? Albo ktoś umie połaczyć ze sobą dania na zasadzie jakiegoś szóstego zmysłu, intuicji, iskry geniuszu, albo nie. Wtedy by to znaczyło, że wszelkie próby "nauczenia się" byłyby tylko załosnym nasladownictwem. Jak to jest? Pytam Ciebie Kokliko i wszystkich innych, którzy mają na ten temat jakieś zdanie.
to prawda. Galowe w te czy we wte zawsze trzeba jako gospodarz zadbac o to by KAZDY zaproszony gosc znalazl cos dla siebie. Gdybys byla moim gosciem as dostalabyc i Twa cole i jakas potrawe bez owocow. Bez dyskusji. Tyle ze Coli nigdy bym nie podala jako obligatoryjny napoj do menu a jedynie na zyczenie.
Swoja droga przy organizacji takiego galowego dobrze jest sie popytac o alergie i preferencje smakowe gosci - jesli sie ich nie zna.
O`key, grzanki z kurkami bardzo dobry pomysl na pierwszy rzut, absolutnie nie salatka, bo najedza sie za bardzo:) Troche przerwy i zupa z dyni , no bo jesien i sezon, dobry pomysl:) Piers kaczki mniammmm, tu uzyj marynaty:) sos owocowy z dodatkiem czarnej czekolady? kluski i salata oraz rozne chutney mniammmmm Deser: panacotta z szafranem (pieknie zolta) ze swiezymi jezynami... Do kawy: pyszny, szybki jablecznik (sezon na jablka), podam Ci przepis bardzo prosty:)
Wodka, to oddzielny dzial, musi byc??? U nas podaje sie tylko do sledzi:)))) Granite`, to "lody" sorbe` bez smietany, zoltek,,,na przyklad: sok z cytryny+starta skorka z limonki +posiekana bazylia( mieta) i odrobina cukru pudru dla zbalansowania smakow ( nie moze byc slodkie) i zamrozone a potem widelcem zeskrobane do podania ( taki zamrozony puch) A jeszcze ciekawsze zrobic z wywarow z warzyw, ale nie mieszac smakow.
Skoro moje menu jest ok, to teraz następny filtr ;)) Nie ma nic dla małej księżniczki ;))) Wię cdo zestawu przekąsek dorzucam malutkie kiełbaski w cieście drożdżowym, posypane czarnuszką wspanale pachnącą. :)
Zupa z dyni- szczerze móiąc nie wiem, ale może jej się w jej malutkiej głowce ulęgnąć, że to zupa z kurczaczka zółciutkiego i może powiedzieć- "nie ciem" ;) więc może jakaś inna jesienna zupa byłaby lepsza? Da się zrobic zupę z papryki pieczonej np? Albo brokułowa z migdałami i czosnkiem?
Kaczka będzie z sosem różanym. Mała myślę, ze bez sosu zje :)
Pannacotta z szafranem i jeżynami- brzmi fajowo, ale jezyny mają takie twarde pesteczki, nie kazdy lubi... Deser- gruszki w sosie malinowo- wanilowym.
Upiec szarlotkę jestem w stanie- nawet wyobraziłam sobie, że szarlotka na ciepło w zimnymi lodami to fajny pomysł.... Albo tartę z brzoskwiń, albo nektarynek- tez jestem w stanie :).
No ok, skoro napoje zapychają, to zostaniemy przy wodzie- z listkiem melisy, albo mięty, albo selera, alo z plasterkiem jakiegoś cytrusa.
Wódka- tak :)))))))))))))) Czyli rozumiem, ze po obiedzie? Do niej marynaty, sledzie... Druga czesć towarzystwa pije wino i do wina sery, tak?
Aż mi się zachciałao takie przyjecie urządzić :) Skoro już mam menu...
wodka to chyba pomiedzy. Wydaje mi sie ze mozna podac na apetyt - do pierwszych przekasek kieliszek na przyklad zubrowki. No i po daniu glownym czysta badz ziolowa "na trawienie" Ale raczej nie mieszac wodki i wina - pewnie jedni chetnie siegna po wino a inni po wodke.
:)))) Właśnie puściłam drugi filtr :))))))))))) wyglądu dań i zestawów kolorystycznych :) i mi wyszło, ze te wszystkie dania mają podobny kolor- beże, zółte i pomarańcze ;))) Więc zupa koniecznie musi mieć inny kolor :) - zielony, albo czerwony :))))
Zupa z pieczonej czerwonej papryki jest pyszna, dla malutkiej taka jaka jest a dla doroslych z dodatkiem na przyklad kremu z oliwek. Mozesz zrobic rowniez zupe zielona:)
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > Dokładnie o to mi chodziło! Dziękuję Lubczyku :)Dlaczego tak akcentuję > wielkość dań? Ano z doświadczenia. Niezbyt czesto urządzam tego rodzaju > przyjęcia, ale kilka razy w roku się zdarza. I zawsze mam taki problem z > moimi gośćmi ( skład osobowy - przeważnie ten sam): ja bym chciała > jeszcze czymś ich zaskoczyć a oni jęczą, zę są przejedzeni i nic nie > tkną. Nie chcę być nachalna i zmienić przyjemności z dobrego jedzonka w > jego przeciwieństwo ( tzn złe samopoczucie z powodu przejedzenia) i nie > chcę zaglądać bez przerwy w talerze i ględzić- a czemu nie jesz i > stresować się, że może coś niedobrego podałam... Dlatego pomyślałam > sobie, że może za duze porcje nakładam... Tylko tak łyso wygląda na > obiadowym talerzu np 1/3 porcja miesa i 1/5 porcji ziemniaków ( czy tam > czego)- może powinnam stosować mniejsze talerze?O dostosowaniu do > gustów osób - nawet nie wspomniałam, bo wydało mi się to > oczywiste. Po co mam podawać krewetki, których nikt nie tknie? albo > kawę, której nie moze pić szwagier? Już nie mówiąc o tym, ze > na najbardziej zaszczytnym miejscu ( no, prawie ) wśród moich gości > zasiada 3- letnia siostrzenica- a dla niej najwspanialszym posiłkiem jest > paróweczka i na deser zielona galaretka, hi...No i dla niej na stole > królują paszteciki w kształcie swinek, albo słoni ( które ona > całuje, ale jeść nie chce, hi ) Z dopasowanie kolorystycznym potraw do > dekoracji stołu i w ogóle całego pomieszczenia- myslę, że dałabym > sobie radę, bo to mój mały chyś ( hyś? )...Dla mnie sposób w > jaki podane jest jedzonko jest równie ważny ( o ile nie ważniejszy) > niż samo jedzenie- i dotyczy to talerzy, szklanek, kieliszków, > serwetek, kwiatków itd Generalna zasada: najpierw lekki aperitif, > później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna > przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako > pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się > zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w > środku; później danie główne a po nim można wpleść coś > zaczepnego przed deserem.Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy > ciasto dopiero na końcu.Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki, > które można umiarkowanie zastosowaćChciałabym, zebyś rozwinął tę > część ( jesli mozesz) :)Co to znaczy "zaczepne" czekadełko...I jeszcze co > znaczy " coś zaczepnego przed deserem"- chodzi o jaki rodzaj dania? coś w > rodzaju "bawigęby"?I jeszcze odnośnie deseru: rozumiem, że ( patrząc na > zasadę nie powtarzania sie potraw) pierwszy deser ma być lżejszy ( jaki? > owoce? owoce z musem, jakies same musy/galaretki/ budynie?), a drugi > "cięzszy"- ciasto, tort; tak?Czyli kiedy podaje się ten pierwszy deser? > Przed daniem głównym?
Jesli na wstępie podasz małe danka, to po którymś kolejnym takim "maluszku", gościom pierwszy głód mija. Wtedy już patrzą dziko na mniejsze porcje dań głównych na większych talerzach. Po drugie, zawsze możesz oszukać oko gościa, kładąc na talerzu parę listków sałaty. Porcja nie będzie przez to za syta, a w zamian uzyskasz "złudzenie" pełności na talerzu.
Zaczepne czekadełko, to jest coś na jeden ząb. W niektórych restauracjach podaje się takie wymyślności nawet na łyżeczkach do herbaty. To może być np. kostka dobrej myśliwskiej kiełbasy z kropelką jakiegoś aromatycznego sosu; albo kostka intensywnej galarety mięsnej z kawalątkiem cytryny, albo jakiś pasztet itp, itd. Dalej taką rolę spełniają najprzeróżniejsze kreacje własne, od pierogów wymyślnie nadziewanych, polanych jakimś słonym sabajone (takie pierogi podajesz oczywiscie w ilości sztuk - jedna!) po cięte warzywka z dipami. To co podasz, koniecznie ma korespondować z aperitifem - bo inaczej całe wstępne wrażenie będzie do bani.
Zaczepne przed deserem (stosowane rzadko, bo tylko na jamnikowych przyjęciach) znaczy coś małego, co ma na nowo obudzić apetyty. Ostatnio podawałem letnio ciepłą "zupkę" ze słodkich pomidorów, przetartych z malinami przez gęste sito. Taki krem pomidorowo malinowy był w każdej miseczce uzupełniony kilkoma filetami czerwonego grejpfruta.
Desery i pierwszy i drugi, zawsze podajesz na końcu. W/g gustów gości możesz zacząć od deski serów z owocami, albo jakichś lodów czy kremu - galaretki, itp. Na koniec idzie tort lub inne "kalibrowe" ciacho :-)
Rozjaśniło mi się nieco w głowie. Porcje podajemy małe i pamietamy, ze oko tez je. te "zaczepne" czekadełka to takie małe cacuszki. ( sorry, ze tak się przyczepiłam tego słowa, ale mi się to skojarzyło z małym zawadiackim pieskiem, z zakręconym ogonkiem, który wesoło podskakuje i tego skojarzenia nie umiałam przełożyć na coś do jedzenia...) I ogólnie- przykładamy się do wygladu. Czy to te "amuse- bouche", o których pisała Tineczka?
Jeszcze odnosnie układania na talerzu- Pisałes o listkach sałaty, którymi uzyskujemy optyczną "pełność" ( ja sobie pomyślałam, zę fajowo byłoby, gdyby danie było ułozone na całych gałązkach np majeranku, albo oregano). Jak powinien wyglądać taki talerz? Danie ułożone na środku talerza? Czy to bez większego znaczenia, byle ładnie i estetycznie? ( juz nie wchodzac w definiowanie słowa "ładnie", bardziej zdając się na instynky i jakieś własne poczucie estetyki i harmonii)
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > .Bardzo Ci, Kochany, dziękuję...Rozjaśniło mi się nieco w > głowie. Porcje podajemy małe i pamietamy, ze oko tez je. te "zaczepne" > czekadełka to takie małe cacuszki. ( sorry, ze tak się przyczepiłam tego > słowa, ale mi się to skojarzyło z małym zawadiackim pieskiem, z > zakręconym ogonkiem, który wesoło podskakuje i tego skojarzenia nie > umiałam przełożyć na coś do jedzenia...) I ogólnie- przykładamy > się do wygladu. Czy to te "amuse- bouche", o których pisała > Tineczka?Jeszcze odnosnie układania na talerzu- Pisałes o listkach sałaty, > którymi uzyskujemy optyczną "pełność" ( ja sobie pomyślałam, zę > fajowo byłoby, gdyby danie było ułozone na całych gałązkach np > majeranku, albo oregano). Jak powinien wyglądać taki talerz?Danie ułożone > na środku talerza? Czy to bez większego znaczenia, byle ładnie i > estetycznie? ( juz nie wchodzac w definiowanie słowa "ładnie", bardziej > zdając się na instynky i jakieś własne poczucie estetyki i > harmonii)Jeszcze raz Ci dziękuję.
Obecnie panuje moda na kwadratowe talerze. Samo to narzuca konieczność symetrii. Dlatego jeżeli do dania znajdujacego się już przed nimi, goście nie będą już niczego dobierać z półmisków na stole, treść dania powinna (choć nie musi) być umieszczona na środku.
Nie byłbym za układaniem gałązek ziół na talerzu razem z daniem, bo dekoracja talerza zasadniczo powinna być w całości jadalna! Lepiej taką rolę na talerzu spełni "dywanik" z listków. Gałązki ziół wspaniale pasują jako dekoracja półmisków.
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > HmA jesli mam zamair podać sałatę jako dodatek do dania głównego, > to nie będzie to wprowadzać niepotrzebnego dysonansu?Z ziołami > zrozumiałam- co prawa są jadalne, ale mają przeważnie mocny smak.I jeszcze > jedno- jadalna dekoracja- dekoracją, ale czy należy ja zjadać?
Dekoracja powinna być i owszem jadalna, ale nie ma obowiązku jej spożywania. Zwrot talerza z nienaruszoną dekorką nie jest błędem towarzyskim. Mówiąc o już oskubanych listkach ziół, miałem na myśli ułatwienie gościom ich zjedzenia. Jak "zdejmiesz" listki gałazki na talerzu? Nożem się tego nie da zrobić a brać w paluchy nie wypada. Intensywność aromatu regulujesz podaną ilością! Czasem podaje się jedną gałazkę (ale tylko jedną i małą) zielonego rozmarynu czy majeranku, ale to już na wstępie wiadomo, że tego się nie je, tak jak jest to w przypadku zielonej pietruszki czy koperku. "Zjadalność" jest dowolnym wyborem.
Jeśli podajesz do dania głównego sałatę na półmisku, to nic nie stoi na przeszkodzie aby na talerzu znalazły się po kilka listków sałaty innego gatunku i koloru.
Skuszona nieco Waszymi opowiesciami o galowych przyjeciach postanowilam zrobic cos w tym stylu- wprawdzie galowe przyjecie to nie bedzie, ot kolezanki moje ukochane, z pracy, przyjda na parapetówę (!!! ) ale ulozylam sobie takie menu: 1. czekadelko (nie wiem czy nie nazbyt sycace): ananas z serem plesniowym zapiekany w piekarniku 2. tzw danie glowne :placki kurczakowe i salatka (pewnie jajeczna, bo wszystkie ja lubia) 3. deser : mus czekoladowy... "Przyjecie" nie potrwa pewnie zbyt dlugo..ale mam zamiar sie postarac... :)) nie wiem jak ta moja kompozycja ma sie do galowych uroczystosci...ale dziewczyny juz sie ciesza... nie moge ich zawiesc... :)))))))
Witaj Aguś :) Urządzasz parapetówę- masz nowe mieszkanko?
Wszystkie danka, które zaproponowałaś wydają się pyszne, ale bardziej mnie ciekawi wg jakiego klucza dokonałas wyboru? Kierowałaś się tym, co wszystkim smakuje? Czy tym, co najlepiej Ci wychodzi?
Hej Agik :) mam nowe mieszkanie.. :))) nareszcie... i nareszcie moge rozwinac skrzydla w mojej nowej kuchni :))) kierowalam sie gustami kolezanek... placki i salatke mam wyprobowane... w zasadzie sa u mnie na kazdej imprezie..dziewczyny jeszcze nie jadly, ale znaja z opowiesci- maja ochote.. ananasa z serem plesniowym bede robic pierwszy raz- ale tu filozofii zadnej nie ma (chyba) - a wszystkie to lubimy.. najtrudniejszy wydaje mi sie mus czekoladowy... mam nadzieje ze dam rade....(przepis oczywiscie znalazlam na WZ..) Klucza zadnego nie bylo.. tak jakos.. pomyslalam.. milo by bylo ugoscic Je wytworniej niz zazwyczaj :D
Coś sobie uswiadomiłam... Wszelkie "odświętne" przyjęcia, odbywają się w moim zyciu w oparciu o tradycję (świeta) i w oparciu o to co najbardziej "schodzi" ( wesela, komunie i inne tego typu.
W związku z tym, chyba jestem skazana na karpia smażonego ( nie cierpię!!!) i kapuchę na ciepło ( nienawidzę!!!!!!!!!!!!!), bo co tu mały robaczek będzie dyskutował w Tradycją :((( I chyba to nic, ze Pani Tradycja dopuszcza różne postne potrawy- jak nie podasz biednego umęczonego jak sam Chrystus Pana Karpia- to tak jakby bąka puścić w towarzystwie- grzesznik jesteś i w ogóle masz naszą świętą Polskość, i lata męczęństwa naszych przodków, którzy się poświecali, żeby tego karpia wywalczyć ogniem i mieczem- w dupie :((( i nie warto przychodzić do ciebie na przyjęcia, bo szargasz nasze świętości... Naszego Pana Karpia, Nasze Przenajświetsze pierogi, nasz Błogosławiony Barszcz...
I Nasze "wspólne" cudami słynące Ziemniaki, I Kotlety Schabowe ( Inne Niż na całym Świecie, bo Nasze!!! Krwią przodków, którzy o kiełbasę walczyli, a Ogórka Kiszonego mieli w herbie- Odkupione)...
Chyba juz mi się nie chce gadac o "galowych" przyjeciach....:(((((((((((((((((
No co Ty Agik????!!!!! Prosze kontynuowac temat! Nieladnie konczyc przyjecie przed podaniem dania glownego. Rozbudzilas podniebienie, to teraz napelniaj brzuszki. Czcijmy Schabowe z familia, a friendsow podejmijmy galowo!
Na danie główne miała być kaczka ( i sos różany do niej).... ale coś mysle, że to chyba źle.... może lepiej byłoby gdyby kazdy usmażył sobie schabowego... ewentualnie, jak ktoś lubi może sobie rzucić na panierkę plaster higieniczngo ananasa z puszki.... w końcu to takie światowe...
Kurka, F-K- to nie do Ciebie.... Tylko tak ogólnie...jakoś ręce ( i cycki) opadają....
I jeszcze majtki i buty mogą spaść. Smutno mi,że Tobie smutno.
ALE... Również nie lubię mięs z owocami, ale próbuję i dopiero wtedy " nie lubię" , przekonuję się do jakis potraw szybciej niż reszta mojej rodziny ( sama dzieki tej stronie przygotowuję) i uczę się smaków . Na codzień gotuję z lekką fantazją ale tradycyjnymi produktami , a przy galowych imprezach staram się choć jedno danie zrobić exlusiv , nie zawsze wychodzi... Wiesz u mnie nawet jak dodam pół łyżeczki miodu do zalewy grillowej to nochami kręcą,że za słodkie.
Wniosek nasuwa mi się jeden: " nie to jest ładne co jest ładne tylko co sie komu podoba"
I bardzo bym chciała spróbować ugotowanej przez Ciebie zupy z selera z gruszką i tej kaki z różą... nie mam dla kogo tak gotować i po trosze boję się,że zmarnuję żarełko a nie zawsze jest...
Rzecz chyba w tym, że ja bardzo lubię gotować... a powtarzanie czynności jest, co tu kryć, nudne. I ciągle te same smaki są nudne! Ja tez się boję, zę coś zmarnuję, ze nie wyjdzie i pieniądze i moja praca pójdą do kosza... Ale, jak się nie przewrócisz- to się nie nauczysz :) A nawet, jak już umiesz, to przecież każdą umiejętność trzeba szlifować... A nowe umiejętności nabywa się przecież poprzez coraz wyższe stawianie poprzeczki.
Szkoda , że sklęsł. Jak czytałam wątek o odczynianiu upału to oblizywałam się , ale... nie ryzykowałam, mam takie " zachowawcze zachowania" .
Ale , ale szlifuję mój warsztat kuchenny, robię rzeczy o których mi się kiedys nie śniło:) piekę ciasta , robię torty ( zrobiłam literówke i wyszły mi zamiast torty -tortury hihihi)
Pozdrawiam . Uwielbiam Twój enuzjazm i Wasze rozmowy o wykwintnym jedzeniu:)
Tak z ciekawości... ;)) co było do oblizywania się w wątku o odczynianiu upału?
Na wykwintnym jedzeniu to ja się nie bardzo znam... ale za to bardzo bym chciała się poznać :)... moze kiedyś... :) Na drogie restauracje- to mi wąż rękę w kieszeni odgryza, do tych tańszych juz nie uczęszczam, bo wydaje mi się, ze w domu mogłabym wszystko lepiej zrobić. W gotowaniu jestem srednio zaawansowana, natomiast widzę znaczną różnicę miedzy tym jak ja gotuję, a jak gotują znajome mi osoby... A już największą różnicę widze w tym, jak zmieniło się moje myslenie o jedzeniu i gotowaniu od jakiegoś roku... Moje myśłenie, mój sposób pojmowania rozwija się dzięki rozmowom, czesto nieudolnym próbom, a ja się z tego cieszę, jak głupia...
Tylko, że coraz bardziej i coraz częściej, czuję się jak ostatnia idiotka...
Oblizywałam się na myśl o napojach jakie komponowałyscie wraz Wkn i innymi bardziej zaawansowanymi.
Wiesz tu jest chyba niewiele osób które może Ci kroku dorównać jeśli chodzi o gotowanie serio , i nie mam nic do zyskania "słodząc Ci", więc niech to powstrzyma złosliwe komentarze.
Mam prawo podziwiac Ciebie i to robię , bo Agiku mówisz/piszesz mądrze a nie wymądrzasz się i z pasją której Ci zazdroszczę:)
Przeczytalam twoj post i tak mi sie jakos smutno zrobilo.... Uswiadomilam sobie, ze w mojej kuchni nie ma chyba zadnej tradycji. Gotuje raczej bardzo "miedzynarodowo" i bardzo czesto cos nowego. Z polskiej kuchni pozostal tylko bigos i barszcz. Nie wiem czy u moich dzieci pozostana jakies smaki z dziecinstwa? Ja mam jeszcze do dzisiaj w oczach i w "nosie" dania swiateczne, niedzielne, urodzinowe... i tak jak napisalas co roku to samo. Wspaniale wspomnienia! Teraz na swieta robie 2-3 dania tradycyjne, ale to nie pozostanie u moich dzieci, bo one wlasnie tego nie jedza, to dla tej starszej generacji.
podpinam sie pod ciebie, bo tez chce o tradycji, ja tez gotuje bardzo "miedzynarodowo", uwielbiam odkrywac nowe smaki, przyprawy (mam to po mamie), a moj maz uwielbia moje gotowanie, wiec tym bardziej lubie to robic...
ale swieta - typowo po polsku i nie dlatego, ze tak wypada (mama tysiace km od nas), ale tak chce, tak lubie i tak zawsze bedzie...
dla gosci mam zawsze wybor, ale poniewaz to ja robie przyjecie, ja wydaje pieniadze i poswiecam czas - to ja podejmuje wszystkie decyzje, i uwazam, ze oni powinni sprobowac dan, ktore przygotowalam i uszanowac moje upodobania, tradycje, zasady... gdy ja ide w goscine, tez probuje wszystkiego i zawsze chwale i dziekuje....
a tak na marginesie to nasi kanadyjscy znajomi zawsze prosza o golabki i pierogi, a Polacy o flaczki, bo ich zony nie potrafia lub nie chca robic (mialam impreze mieszana, ponad 20 osob, gdzie byly flaczki i powiem wam, gdy je podalam zalegla taka cisza- wszyscy sie zajadali- jak ja to lubie...) pozdrawiam wszystkich serdecznie
Wlasnie swieta jakos tak nastawiaja mnie do zachowania taradycji...Moze to tylko taki sentyment emigracyjny :-) Ale juz wszelkie inne okazje do spotkan ze znajomymi celebrujemy przy stole zastawionym miszmaszem kulinarnym. Dlatego temat Agik zaciekawil mnie bardzo. Fajnie byloby uczcic urodzinki w taki inny, dopracowany perfekcyjnie sposob. Prosze Cie Agik, nie bierz sobie do serca krytyki tych, ktorzy nie umieja wyjrzec ze swojej bezpiecznej skorupki. Cenne rady Lubczyka i Tineczki tylko rozbudzily moja wyobraznie.Poprowadz dalej ten watek wlasciwym torem, bo baaaardzo chce sie dowiedziec wiecej!!!
Dziekuję Własciwie- to jak mam poprowadzić temat, skoro sama chciałam się dowiedzieć? Sama ze sobą mam gadać?
Jeszcze jedno- nie wizęłam sobie do serca krytyki, wczoraj mi trochę poszło, ale chyba bardziej rozdmuchałam, niż się źle czułam . A do As nic nie mam. Wręcz przeciwnie. As zawsze występuje, jako taki głos wątpiący, sceptyczny- to jest cenne. As mówi śmiało i bardzo wprost, co myśli, a to jeszcze cenniejsze. Szkoda tylko, że się wycofuje i nie daje się wciągnac w rozmowę, bo wtedy naprawdę byłoby ciekawie. ( przepraszam As, ze pisze o Tobie w trzeciej osobie i nie zwracam się wprost do Ciebie, ale akurat taka kwestia wyniknęła. Ja Cie lubię, uważam, że trochę pełnisz rolę Smerfa Marudy... Tylko się znowu nie uraź, bo pisze to niemal z czułością)
Jeszcze kwestia tradycji- szczególnie na Wigilię. Też mam w głowie i w "nosie" zapachy i smaki. Ważne są. I piękne. Ale z tego wcale nie wynika ( dla mnie, znaczy się), że ma byc zawsze tak samo. Bo ja bym chciała, żeby było różnie... Tradycyjnie, ale różnie. Bo ja się zmieniam, moi bliscy się zmieniają, świat wokól nas się zmienia.
agik, kochana, w kwestii tradycji: ja wcale nie chce "zawsze tak samo", tylko "tradycyjnie, ale roznie", jest taki ogromny wybor i takie mozliwosci i tak, jak napisalam, ja uwielbiam nowosci, wiec co roku jest inaczej, ale zawsze po polsku (szczegolnie Wigilia ) i tak juz zostanie, usciski
Oj Agiku, dawno żaden tekst tak mnie nie ubawił!Pozwól, ze sprzedam znajomym.A ten karp z Ogniem i Mieczem to mistrzostwo .Ale sie musialas wkurzyc;))) Pozwól, ze przytocze tu przykład moich rodziców-już nieżyjacych. Nigdy nie stawiali tradycji ponad rozumem. Wiglilia- była, bo bez niej Polakowi trudno żyć, ale nigdy konwencjonalnie. Było postnie, bo tradycja,ale po co sie mamy męczyć z karpiem-tłuściochem, którego nikt nie lubił.Raz całą wigilie wsuwalismy bliny z kawiorem-nawet szmpan byl, choc nie uchodzi;)No jakies jedno danko, czy zupka sie trafiały zawsze tradycyjne, ale takie, które lubilismy."Podmoskownych wieczierow" nie spiewalismy, bo fałszowalismy okrutnie.Tradycja jest cenna, ale przeciez tradycje sie....zmieniają!To proces kulturowy. Gwoli informacji rodzice byli wierzący, ale nawet p Jezus zmieniał, tradycje.Wiare to ma sie w sercu. Tradycje ma sie w pamięci, szanuje, ale przecież...kto komu zabroni "z pastowanym kabanem po lesie spacerować".Pozdrawiam.
Ja w tamtym roku urządzałam pierwszą w swoim zyciu wigilię. Bardzo byłam przejęta. Teraz juz bym wszystko inaczej zrobiła. Zrobiłam zupę grzybową ( i z niej chyba nigdy nie zrezygnuję), ale pierogi do niej zrobiłam w kształcie gwiazdek. ( Bład! za bardzo wydziwiane, a księżniczka dla któej w sumie to było, nie doczekała kolacji, bo tak bardzo była padnięta) Zrobiłam kapustę z grzybami ( ukłon w stronę tradycji, bo wtedy myślałam, ze muszę. No i kolejny błąd, bo potem tę kapustę w kilku innych wydaniach- jako farsz do kulebiaka, jako farsz do krokietów, a na końcu jako bigos meczyłam do sylwestra. Zadnej kapusty juz nigdy nie bede na wigilię robić. Tradycja jakoś to wytrzyma! No i jeszcze jeden bład, bo przeciez gryzby już były) Łazanki zrobiłam ( tez w kształcie gwiazdek. I znów kolejny bład! Znów powtórzone i grzyby i kapucha. I znów za bardzo wydziwiane. I za ciężkie. I w ogóle chaotyczne- po co te łazanki? jako co miały robić? przystawka? Z łazankami koniec na wigilię) Rybę zrobiłam smażoną ( innej nikt by u mnie chyba nie jadł... choc do końca nie wiem, bo nie próbowałam, no ale w końcu była ryba smażona, w płatkach kokosowych- tu mi się udało. Do niej były lane kluski smażone i tu chyba mi się tez udało. I surówka z selera z bakaliami( wigilia mi się bakaliowo kojarzy) Tu mi się chyba też udało. I kompot był z suszonych owoców i będzie powtarzany, jako ukłon w stronę tradycji, ale jako deser, a nie napój. I jeszcze byłą moczka- jako ten lżejszy deser. I jako symbol połączenia mojego stołu i stołu lubego. I siostra upiekła snikersa, ja wtedy jeszcze myślałam, że nie dam rady upiec jakiegokolwiek ciasta. Aaa... i śledzie były, chyba jako pierwsza przystawka i teraz myślę, ze tez źle...
A te bliny z kawiorem na Waszej Wigilii, jakoś mi zazgrzytały Majoliko. No fajnie, postnie i inaczej, ale wigilia to przeciez pamiątka po pasterskiej kolacji, o ile moge sobie wyobrazic, ze pasterze jedli kapustę z grzybami, to z tym kawiorem mi nie idzie...
Jeszcze o wigilii. Z ubiegłorocznego menu zostanie mi zupa grzybowa, moze jakieś pierogi, ale bardziej chyba jako przystawka- moze pieczone, albo coś na wzór i kształt indyjskich pierogów? I raczej nei z grzybami, moze z soczewicą? albo z orzechami? Mam chęć spróbowac jak smakuje ryba na parze, kupiłąm sobie nawet w lepszych czasach sandacza i zrobię próbę ( sandacz na parze - wyczytałam gdzieś w necie- to polskość niemal w postaci krystalicznej. Nie wiem, czy lubię, ale zamierzam spróbowac. Czeka mnie bardzo trudne zadanie,przełamania gwałtownego sprzeciwu lubego wobec ryby innej niż smażona, ale może za którymś razem się uda... Jak już spróbuję, to zdecyduję jaki dodatek skrobiowy bedzie do tego- ziemniaki odpadają. I jaka surówka do tego ( surówka to taki wdzięczny materiał do eksperymentów, raczej tania i raczej nie moze się nie udać...) Kompot zostanie, moczka zostanie.
Przy planowaniu deseru czuję się bardzo niepewnie, bo naprawdę mam o tym małe pojęcie. Ale moze "zabiore" się za produkcję piernika? Albo jakąś szarlotkę?
A jak zrobilas te rybke w platkach kokosowych? I co to te lane kluski smazone? Najblizsza Wigilia bedzie u mnie dwuosobowa, wiec mysle, ze moglabym troche urozumaicic tradycyjne potrawy. Natomiast w Swieta bedzie "rojno i gwarno" i moze podpowiecie jakie "towarzystwo" najlepiej pasuje do indyka...
:) Rybka to była sola ukulana w mące i wiórkach kokosowych- tylko pilnować trzeba, bo te wiórki mają bardzo nieprzyjemny zwyczaj przypalania się. A lane kluski smażone- to lane kluski wrzucone nie na wrzątek, czy tam rosól tylko na gorący tłuszcz.
Początek ryby w kokosowej panierce w przepisie Kluko "ryba na słodko- kwaśno" ( usi... usi... usiłowałam wstawić link, ale mi nie poszło...)
http://wielkiezarcie.com/recipe34172.html --- wow! udało mi się wstawić link do przepisu na niebanalne lane kluski...
Indyk, mniam:) Pasuje: suszone owoce i plastry pomaranczy w syropie z miodu z wanilia, gozdzikami, laska cynamonu zurawina po amerykansku ( Marylka wstawila przepis) wszystkie chutney sos slodko/kwasny z rodzynkami ziemniaki + slodkie ziemniaki amerykanskie w czastkach zapieczone na blasze, posmarowane oliwa i przyprawami-pychota:)
Do indyka kazde towarzystwo, byleby wesole.A najlepsze to juz chyba od Amerykanow z Thanksgiving, opracowali do bolu dobrze, proponuja rozne nadzienia, jest w czym poprzebierac, mozna sobie dobrac w zaleznosci od gustow wlasnych, pojemnosci piekarnika itd. Ja bardzo lubie kaplony (kastrowane koguty wielkosci indyka), nie wiem tylko jak z owymi w nabywaniu w Polsce. Niestety reszta zalezy od sosu w ktorym ptactwo podamy, bo ptactwo ma to siebie, ze znienacka lubi sie wysuszyc. Ale amerykanski dziekczynny indyk ma tyle nadzienia, ze raczej gwarantuje wilgotnosc. Do niego wedlug przepisu Tineczki slodkie bataty, ja robie purée, podaje "wysypane z malutkiej obreczy, gwarancja, ze sie nie rozciapka. Jesli chce aby kolorystycznie i smakowo takie purée wzbogacic, to najpierw bataty, potem purée z fasolki z dodatkiem zielonej rzezuchy i ewentualnie z odrobinka szpinaku. Wszystko dobrze zmiksowane i warstwowo ulozone, jak ktos pragnie, to jeszcze mala warstwa purée z marchewki na wierzch. Jak juz wyjete z obreczy, to mozna skropic paroma kropelkami oliwy z ostu (ale tej najlepszej)! Ja tez nie cierpie kompotu z suszu, ale w ubieglym roku wymyslilam sobie za czyjas rada, ze nie musi byc do popijania, natomiast deser z niego wyjatkowo eksluzywny w postaci galaretki. Mnie przyszlo zyc w tradycji multi-kulti, a skoro kazdy jednak w tym wazny, wiec stworzylismy tradycje "coby i wilk syty, o owieczce nie wspominajac". Barszczyk przemyslany od nowa, bo okazuje sie , ze lubi ten barszczyk calkowicie nowe wkladki, a barszczyk przegryzamy maluckimi cygarami z ciasta francuskiego nadzianego dorszem i kaparami. Po barszczyku leci mus z wedzonego sledzia z ubita smietanka z dodatkiem startej cebuli podany pomiedzy liscmi uparzonego fenkulu. Jedna koniecznosc to ten karp w galarecie po zydowsku, ktory na ogol niedokniety zostaje na dzien nastepny. No ale licho z nim. Na danie gorace po malusienienkim kawaleczku soli nadzianej owocami morza, ale naprawde kawalku naparstkowym, zawsze z naparstkiem nierozgotowanego naparstka pora. No a potem te susze w galarecie. Na inne desery, co to goscie przyniosa, makowce, serniki id, mamy czas do Nowego Roku.
Ale oczywiscie nikt nie musi jak ja, bo po pierwsze nie lubie sie objesc, po drugie nikt w mojej rodzinie nie przepadal za pierogami w tak Nadzwyczajne Swieto, bo pierogarnie-jadlodajnie zawsze wystepowaly pod koniec wakacji, kiedy bylismy juz splukani z forsy. Pierogi byly synonimem baru mlecznego, a nie swiatecznej celebry. No a kapusta zawsze znaczyla jakis koniec miesiaca i nigdy nie mogla stac sie daniem ze wszech miar swiatecznym, wiec kapuste wyeliminowalam nawet w te kapusciane Swieto Bozego Narodzenia. Moja Babka , jeszcze urodzona w 19 wieku tez byla niechetna tejze tradycji, widac to juz dziedziczne.
Wkrotce zaczna sie pierogi, pierniki , a wszystko w jakims wymiarze religijno-metafizycznym. Powiedzcie, dlaczego polskie pierogi wigilijne , jako jedyne na swiecie posiadly wymiar religijny?
Bardzo lubie upiec piernik, bardzo lubie ten piernik piec zima, ale co ma piernik do wiatraka?
ten pomysł z galaretką z suszu tez sobie zgapię :) I jeszcze parę pomysłow w związku z tym mi przyszło do głowy...
Ale powiedz mi Kokliko, co znaczy "barszcz od nowa przemyślany" ? Sam barszcz jest przemyślany? czy dodatki do barszczu są nowe i przemyślane?
Wyczytałam przed chwila, ze barszcz pierwotnie wykonywano z rosliny zwanej barszczem. I ze zewnętrzna czesć tej rośliny jest trujaca, ale środek słodki i smaczny. To dopiero jest ciekawe i podniecające :) A skoro barszcz jest z rośliny zwanej barszczem, z buraków, z mąki- to pole do interpretacji jest ogromne :) Barszcz po tajsku: kwas, trawa cytrynowa, imbir, czosnek... Barszcz po japońsku: kwas i fermentowane wodorosty i chrzan wasabi
W ubieglym roku wrzucilam do indyka pomarancze i jablka, ktore po upieczeniu robily za dekoracje ptaka. Te bardziej tresciwe nadzienia raczej nie wchodza w gre, bo w nadmiarze swiatecznego zarelka moglyby sie zmarnowac, a szkoda by mi bylo.... Zastanawiam sie, czy moznaby uzyc peczka swiezych ziol (jakich?), czy tez owocow innych niz ostatnio. Tineczko, mozesz wrzucic przepis na te owoce w syropie? Czy moznaby je podac jako dodatek rownolegly z zurawina? A jakas surowka do tego wszystkiego, czy puree wystarczy? Ja uwielbiam warzywka... Kokliko, a jak nazywa sie kaplon po angielsku? Mieszkam w UK, wiec podejrzewam, ze moze daloby sie go upolowac w miesnym sklepie. Na pewno znajdzie sie okazja, zeby wyladowal w piekarniku. Agik, fajnie brzmi: nadzienie orzechowo-poziomkowe... Ale chyba w Londynie nie znajde poziomek... Moze jednak podasz przepis w wolnej chwili. Na pewno kiedys sie przyda, nie tylko mnie. I jeszcze jedno: co przed i po indyku? A jaki alkohol?
( Zuzanna Wiciejowska, "potrawy wykwintne i eleganckie" Wyd. Rea s. 43. Ciekawe, ze juz któraś broszura nie podaje roku wydawnictwa. Jakiś nowy trend, czy jak? A ponoć o prawa autorskie mamy coraz mocniej dbać...)
Przygotować nadzienie: wymieszać bułkę tartą, orzechy, natkę i koperek z cebulą zeszkloną na masle. Ubić pianę z białka zs szczyptą soli i delikatnie połączyć z masą. Przyprawić sola i pieprzem. Kurczaka przygotowanego do pieczenia luźno napełnić nadzieniem. Otwór zaszyć lub spiąć szpilką. Kurczaka posmarować z wierzchu masłem, oprószyć pieprzem i solą, ułozyć na blasze i piec w piekarniku nagrzanym do 190 st, polewając wydzielanym sosem. Po upieczeniu pozostawić kurczaka na 5 min w cieple, następnie podzielić na porcje.
Sos: morele i poziomki umyć i osączyć. Z brytfanki zlac sos, 3 łyżki sosu zostawić, wlac do niego ocet winny i nieco odparować. Mąkę ziemniaczaną wymieszać z dwiema łyżkami zimnego bulionu, pozostały bulion wraz z poziomkami dodac do sosu z octem. Częsc poziomek zgnieść, włożyć pokrojone na ćwiartki morele i gotowac do odparowania około 1/4 płynu. Wlac likier, dodac dżem i miód i wymieszać. Zawiesinę z mąki ziemniaczanej wymieszać z 2-3 łyżkami gorącego płynu a następnie połaczyć z sosem. Zagotować i mieszając, gotowac do zgęstnienia. Przyprawić gałką muszkatołową, sola i pieprzem. Porcje kurczaka polac częścią sosu, przybrac cząstkami moreli oraz gałązkami pietruszki. Podawać z ryżem lu kluskami francuskimi i surówką.
Dziekuje Agik, brzmi cudownie. Bedzie problem z poziomkami, ale poeksperumentuje z truskawkami. Chyba nie bede czekac na 'okazje' i polece jutro po kurczaka :-))))))))))))))))
Sadzonki poziomek można kupić w marketach ogrodniczych :) Tylko nie wiem, jak plenne są te poziomki, hi
U nas można kupić- tylko, że są koszmarnie drogie- 8 zł kosztuje pudełeczko 125 g... Woziłam sobie wczoraj w wózku pudełeczko poziomek, wąchałam co chwilka, ale przed wyjściem ze sklepu- z żalem odłozyłam... Ale moze jeszcze za tydzień będzie można kupić poziomki?
I jeszcze sobie pomyślałam, ze kiedyś widziałam w sklepie z ziołami taką "herbatkę" z suszonych poziomek...
A jak nie da się kupić- to ostatecznie można przeciez zrobić jak w przepisie: borówka zamiast poziomki... Tylko, ze jak juz chyba powszechnie wiadomo- prawie robi wielką różnicę...
Kurczak-rewelka! Delikatne, soczyste miesko o nieprzytlumionym przyprawami smaku. Nadzienie orzechowe swietnie wspolgra. Na niespelna poltorakilogramowego ptaka, wyszlo mi go nieco za duzo. Poupychalam jakos calosc, ale tak z dwoch trzecich podanej ilosci byloby w sam raz. Z braku poziomek oraz borowek brusznic (amerykanskie raczej niewiele maja z nimi wspolnego), uzylam truskawek. Wiem, ze nie to samo.... ale sosik byl pyszny doputy, dopoki nie dodalam galki muszkatolowej, bo chyba niestety przeholowalam z iloscia i jej smak przytlumil aromat truskawek. Poza tym polowa sosu spokojnie wystarczy do calosci. Podalam z malymi ziemniaczkami, ktore upiekly sie przy okazji obok kurczaka i kapusta w smietanie. Dziekuje za przepis, na pewno zrobie jeszcze nie raz.
W kwestii indyka moja ksiązka kucharska z 1930 roku podaje takie propozycje: indyk nadziewany kasztanami i wątróbką, indyk nadziewany rodzynkami i migdałami, indyk nadziewany pieczenia cielęcą. Jeszcze przewertowałam inne książki i znalazłam młodą indyczkę nadziewaną truflą.
I nadzienie orzechowo - poziomkowe ( ale do kurczaka, moze i do indyka się nada? )
Nadzienie kasztanowe... kiedyś jadałam kasztany, ale nie zapamietałam smaku, zapamiętałam, że dzień był wyjątkowo zimny, a kasztany wyjatkowo gorące, ale nie w taki rozgrzewający sposób, tylko w taki nieprzyjemny, piekący... Kasztany można kupić w markecie, ale co z nimi zrobić? Sądząc po zastosowaniu, jakie wyczytałam w książkach, to jest jakby rodzaj bakalii i jak bakalie i orzechy mozna je traktować, tak?
Wigilia to jest ukoronowanie adwentu, a to nie Wielki Post tylko radosne oczekiwanie.(zgodnie zliterą KK).W wielu krajach je sie tego dnia kaczki, gęsi itp.Jej postny klimat to tylko polska tradycja.To właściwie czemu nie uczcic tego radosnego dnia zgodnie z tradycją, ale radośnie?A tamten kawior przywiózł na w wielkiej puszce wujo z Rosji;)Szampanskoje dokupiliśmy sobie sami;)
Oczywiscie! Wigilia ma byc dniem radosnym a nie smetkiem do polnocy. U mnie bardzo wesola i celebrowana troche po polsku i troche po szwedzku. Nic nie jest zabronione na stole:)
Tak sobie mysle, ze ryby i kawiar chyba predzej pasterze mogli pojesc niz grzyby i kapuste. Bo gdzie na pustyni zbierali grzyby?:)
swiete slowa a kawiar byl daawno temu jedzeniem biedakow jak i ostrygo i humary i langusty - Panstwo gustowalo przed wiekami bardziej w dziczyznie niz w jajkach rybich i skorupiakach. A na powaznie gdyby sie opierac na tym co jedli owi pasterze trzebaby bylo oprzec sie na podplomykach i humusie z kuchni arabsko-zydowskiej. To by pewno bylo "wedlog tradycji"-
Majoliko, ale mnie to stylistycznie zazgrzytało, a nie co do meritum :) Ja wiem, że nowa wykładania oficjalnego świętowania głosi, że to czas radości i dopuszcza jedzenie mięsa ( gdzies tam juz zapomniałam, ale może w Niemczech? ) najbardziej tradycyjnym daniem jest kaczka...
Może i kiedyś ludzie jadali kawior i skorupiaki, tak jak my dziś ziemniaki, ale dziś to synonim niemalże wykwitu i luskusu, stąd ja odczułam taki stylistyczny dysonans. I nic więcej...
A dlaczego nie ma? Ja bym sie tam ucieszyla jakbym miala wuja ktory by mi taki kawior przywiozl na Wigilie :-) Postne? Postne wiec , dla mnie byloby ok.Swoja droga w Niemczech na wigilie je sie tradycyjnie kielbaski z grila lub patelni (Bratwürstchen - jak polska biala tylko ciensze i mniejsze) z kapusta kiszona duszona. Kaczka to pierwszy dzien swiat albo dzien sw.Marcina. Tak jest na Bawarii.
Ja chciałam was tylko namówic do mniej konwencjonalnego podchodzenia do tradycji.Ja(dzieki rodzicom) mam do niej dystans.Owszem, jest wazna, ale czasem warto ją przełamac i miec potem-tak, jak ja- wspomnienie na całe życie.Miewałam rózne wigilie: jedną w Moskwie za komuszych czasów-tam dopiero czulo sie wartosć tradycji.Była też samotna, tylko ze zdjęciami.Wszystkie na swój sposób były piekne.Ale najfajniej wspominam te z kawiorem z puchy.Była taka radosna...
Opowiedz o tej Moskwie, Majoliko :) Jak dla mnie to super ciekawe. A samo miasto budzi mój wielki szacunek, ja tez byłam kiedyś ( i też za komuny) i mimo to, ze było przykryte zgrzebnym worem socjalistycznej unifikacji, to jakieś takie wrazenie, gdzieś pod czaszką, coś jakby cień skojarzenia- o wielkiej Rosji, tej carskiej jeszcze, z fascynująca kulturą...
Znasz moze jakies przepisy z kuchni rosyjskiej ( oprócz blinów), Np na zupę ucha?
Ja byłam tam wtedy na tzw praktyce językowej(na studiach).w Instytucie im Puszkina.Było tam mnóstwo studentów, nawet z Chin, Eropa była cała.Ale wigilie urządzilismy tylko my.Zaprosilismy kogo sie dało.I wcale nikt nie miał z tego powodu nieprzyjemnosci.Jeszcze nawet nie umielismy wtedy gotowac, ale jakos dalismy sobie radę.Do kosciola jechało się w jedna stronę metrem 1,5 godziny.Pojechalismy. Było pieknie i wzruszająco.Acha, jedyni, którzy b aktywnie nam pomagali to byli...Niemcy zzachodni z uniw w Tybindze. Co do kuchni to wsuwalismy w stolówce wtedy, a wolny czas poświęcalismy na zwiedzanie.Warto było. Potem jeździłam tam wielokrotnie, jako pilot wycieczek, ale tylko do Moskwy i Petrsburga. Żywilismy się w restauracjach. Było różnie, ale niestety średnio. Oprócz blinów i kawioru. Nauczyłam sie go tam jeśc w różnych rodzajach i kolrach, i łososia. Polacy nie chcieli go jeśc, a podawano go do każdego dania na przystawkę. Ja zawsze zabierałam z jeden półmisek do pokoju i ŻĄRŁAM;)..Być może nie umiałam jeszcze czuc smaków, jak teraz.Teraz pewnie uważniej przyglądałabym sie kuchni. Potem przestałam jeździc.Zdarzały sie takie hece, ze wolałam spokojniejsze zajęcie.Teraz chętnie pojechałabym, ale cena wycieczek jest tam zaporowa! Teraz jeżdże do Wilna. to ode mnie blizej niz np. do Częstochowy. Poza tym jeżdzą ode mnie autobusy rejsowe.Kuchnia rewelacyjna!!!!!A i wrażen kupa, choć stosunek do nas- Polaków kontrowersyjny.Rosjanie-wbrew powszechnej opinii- są baaardzo życzliwi i dobrze nastawieni do Polaków.Tylko politycy to psują!
Ojej..mnóstwo ich jest: kołduny w rosole, czieburieki(zwane kibiniami)-takie pieczone pierogi z róznym nadzieniem-to przsmak Karaimów, cepeliny(to takie ogromne pyzy zmięsem, lub twarogiem. Ja zawsze buszuje po rynkach, sklepach i kupuje prawdziwy kindziuk(wspaniała wędlina),prawdziwego sękacza i ziołową wódeczkę "Tri dziewiatki"-999.to tylko wycinek, ale naprawdę te potrawy i specjały sa wspaniałe!Choć i tam włazi europejsko- amerykański blichtr I łatwiej znaleźc tam w centrum knajpki serwujace pizze, hamburgery niż tradycyjna kuchnie litewską.ale ja buszuję zawsze po tych bardziej oddalonych od centrum, gdzie takie grubsze panie z sercem na dłoni donosza dokladki i ciesza się, że turystom smakuje!!!Miłe to jest, choć widziałam też(nawet w ostatnie wakacje), jak Polki z Litwinkami prawie tłukły sie pod obrazemw Ostrej Bramie. Wyszłam zgorszona.
wiecie, co...przyszlo mi do glowy, ze ktoś mógłby organizowac tu wyjazdy(nie koniecznie najdroższe) kulinarne,.do miejsc , gdzie warto cos spróbowac, posmakować. Czy to w Polsce, czy gdzieś tam...Najlepiej latem, kiedy sa urlopy.albo wątek chocby o tym.....
skoro tyle masz juz odowiedzi :) to ja tylko podpisze sie pod lubczykiem :) (wiad. nr16) czasami na rozbudzenie zoladka podaje gazpacho :) to tak ode mnie :):):):) no to teraz mi napisz kiedy impreza i jak daleko masz do lotniska oraz dlaczego zaproszenia jeszcze nie dostalem :):):):):):):)
:) Tylko, że mi Lubczyk gdzieś zniknął... Gazpacho- czyli taki chłodnik z pomidorów i migdałów, tak?
To już mam całkiem mętlik w głowie...Jako przystawka ma lecieć to gazpacho? czy jako zupa?
Bodek, Słońce powiedz mi według jakiego klucza mam dobrac potrawy? I czy tego da się "nauczyć"?
A przyjęcia, niestety, na razie nie urządzam. Chciałam tylko zaspokoić mój głód wiedzy ;)) Ale, jak będę urządzać, to lotnisko mam pińć kroków od domu , no może pińdziesiąt pińć... no, zeby byc tak całkiem precyzjnym to moze troszkę więcej- tak na 40 min spacerku ( lotnisko szybowców, ale moze się nada :P) a takie duże lotnisko, co duże samoloty tam siadają- to jakieś 50 km... Niemniej bez względu na fakt odległości od lotniska- zapraszam serdecznie :)
Aaa i jeszcze takie coś: Pierwsza przystawka idzie zimna, albo gorąca. Potem zupa. Jeśli potem jeszcze jakaś przystawka- to gorąca ( encyklopedia tak mówi) Ale, co jesli zupa jest zimna? Ma to znaczenie, czy nie?
Aaa i jeszcze: Jeśli decydujemy się na dwie przystawki ( powiedzmy- niezależnie od tego, czy jest zupa, czy nie) to pierwsza zimna, druga ciepła, czy obie ciepłe, czy to bez znaczenia?
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > Aaa i jeszcze takie coś:Pierwsza przystawka idzie zimna, albo gorąca. Potem > zupa. Jeśli potem jeszcze jakaś przystawka- to gorąca ( encyklopedia tak > mówi)Ale, co jesli zupa jest zimna?Ma to znaczenie, czy nie?Aaa i > jeszcze:Jeśli decydujemy się na dwie przystawki ( powiedzmy- niezależnie od > tego, czy jest zupa, czy nie) to pierwsza zimna, druga ciepła, czy obie > ciepłe, czy to bez znaczenia?
Ciepła zimna - jedna czy obie, tutaj nie ma różnicy. Zawsze jako pierwszą podaje się przystawkę zimną! Druga może być ciepła, choć nie musi. Jesli piewsza była na ciepło to i druga musi być ciepła!
Żelazną zasadą jest, że jeżeli w przystawce ma być ryba, to zawsze podawana jest jako pierwsza! Jezeli to będzie ryba na ciepło, wówczas i druga przystawka powinna być ciepła (albo gorąca)
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > Oki, jasne...A jeśli danie główne to ryba ( np na wigilię) to > przystawka jaka?
Wigilia w Polsce jest wyjątkowym świętem i tu zdecydowanie górę biorą tradycje rodzinne. U mnie po śledziu, jako druga przystawka wchodzi ryba w cytrynowej galarecie. Mimo tego, że daniem głównym jest smażony karp, w tym wyjątkowym dniu ma prawo się powtórzyć z przystawką. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > Ale jesli to nie Wigilia, to na przystawkę powinien być np tatar, albo > coś z szynka, albo pasztet, albo jakies inne mięso?
Wysyłaj proszę do mnie swoje pytania e-mailem, bo ja w tej masie postów zaczynam się już gubić. Wtedy będę miał szansę odpowiedziec Ci szczegółowo i indywidualnie.
O tym co podasz na przystawkę nie decyduje dylemat - mięso czy ryba. Dużo zależy i od pory roku, okazji, ilości obecnych i od osobowego składu gości. Co innego ma być na talerzu upalnym latem a co innego np. w okresie jesiennych polowań. To co będzie wskazane mroźną zimą nie będzie pasować na wiosnę itp. Starszym osobom nie podasz przecież czegoś, do czego trzeba mieć zdrowy i pełny zgryz. Dziewczynom dbającym o linię nie dasz panierowanej skórki z golonki - prawda? Zamiast mięsa czy ryby równie dobrze mogą przecież być różne dania z serów czy warzyw Pracuję nad taką książką tylko do tej pory nie znalazłem wydawcy.
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > DziękujęWydaje mi sie, ze dowiedziałam się tyle ile mogłam, teraz chyba > czas sprawdzić to w praktyce.Zobaczymy jak mi wyjdzie :)A może pomożemy > poszukać wydawcy?Dziękuję jeszcze raz :)
Hehe, Bodek, na obudzenie zoladka to tak, ale nie na zneutralizowanie smakow w buzi. Ja podaje granite, albo amuse-bouche (mikroskopijnie)miedzy daniami, zeby cebulki smakowe sie wyczyscily i byly gotowe na nastepny smakolyk. Oczywiscie mowie tu o obiedzie skladajacym sie z 5, 7 dan:) Podam ci pomysl: zamrozone , cale jablko scieram na tarce i mam gotowy sorbet do podania w malenkim kieliszku z malenka lyzeczka po ciezkim miesnym daniu :)
Znaczy mniej wiecej ; "glaskanie podniebienia" :) , niebo w gebie...hihi, bardzo male przekaski, pieknie dekorowane . Podaje sie pojedynczo, albo zestaw na tacach.
Chodzi mi zasady, którymi nalezy się kierować, przy obmyslaniu potraw, mających pojawic się na jakimś uroczystym ( np świątecznym) obiedzie.
Co dokładnie znaczy, zę potrawy mają do siebie pasować- czy dania, łagodne, mają przeplatać się z ostrzejszymi, różnić kolorystycznie, bardzo sycące z mniej, składniki nie powinny się powtarzać ( np jesli makaron w drugim daniu, to już w zupie coś innego niż makaron)
Czy nalezy kierować się sezonowością produktów?
Poza tym intryguje mnie taka sprawa: jakiej wielkości mają być porcje, jeśli tych dań, danek, zupa, drugie danie surówka, deser i napoje, jest na tyle dużo, że raczej spowodują obciążenie i ospałość, niż przyjemną sytość i radość ze spotkania.
Chodzi mi nie o konkretne menu, tylko o ogólne zasady.
Poczytaj w necie bo tu sie moda zmienia i co bylo 10 lat temu hitem juz nie jest. To raz. Dwa: smaki powinny(jeskli to proszony obiad czy ciepla proszona kolacja) sie wzmacniac i uzupelniac . na przyklad lekka zupa, rybna przystawka albo lekkie danie pomiedzy. pieczyste czy inne danie glowne, deser. Niespecialnie wyjdzie na przyklad grochowa, sledz, delikatny kurczak, ciezki deser. Ani kolory ani produkty nie powinny sie powtarzac. Jesli robimy danie zapiekane z serem to nie podamy serow na deser...
Myślisz, że ogólna zasada podlega modom?
Właściwie to nigdy sie nad tym nie zastanawiałam, mnie moda od zawsze mało interesowała ( w każdej dziedzinie- ubrań, muzyki i innych)
To jakie dania są "modne" obecnie?
Jasne ze tak, jak poczytasz menü sprzed stu lat na zwykla (nie mowiac juz o proszonej) kolacji to jest to epistol z ktorego dzis ugotowalabys menü na trzy dni dla glodnej rodziny. Nawet teraz lata 60-siate i dalej do dzis, w odstepach okolo dziesiecioletnich zmieniaja sie lapidarnie. Czasem sa to cale potrawy, zestawy, czaem tylko sposob podania badz przygotowania.
Poczytaj moze troche kart menü na przyjecia z restauracji wysokiej klasy to zorientujesz sie o co mi chodzi. Co nie znaczy ze nie ma roznicy miedzy domem a restauracja. Wiadomo jest ale tak nabieresz troche wyczucia. Oczywiscie zalezy to tez od tego na ile osob, jki budzet i warunki sie posiada itd.
Pewnie,że moda się zmienia. Pamietasz jakieś 25lat temu kanapki gotowe na weselach? Teraz juz się tego nie spotyka. Chociaz ostatnio byłam na balu gdzie podali gotowe kanapki ale nie cieszyły sie za bardzo chyba popularnoscią, przynajmniej na moim stole. albo galareta wieprzowa. kiedyś był to standart a teraz czasem się zdarzy ale baaaardzo żadko.
Ale mnie nie chodziło o "modne" potrawy, tylko o uniwersalne, prawidłowe skomponowanie całości.
Ja wiem, ze pojawiają się mody ( np kiedyś mój tata się śmiał, że dzieciaki przepadają za hamburgerami, a jeszcze kilka lat wczesniej jakby mama zawołała: Choc na karminadlę w zymle, to niejedno dziecko by się wzgrygnęło)
Mnie chodziło o coś zupełnie innego- o całość, w której będą różne potrawy ( "modne" i "niemodne") stworzą harmonijne, spójne menu.
> np kiedyś
> mój tata się śmiał, że dzieciaki przepadają za hamburgerami, a
> jeszcze kilka lat wczesniej jakby mama zawołała: Choc na karminadlę w
> zymle, to niejedno dziecko by się wzgrygnęło)
A co to takiego???
Chodzi Ci o "karminadlę w żymle"?
Kotlet mielony w bułce ;)
Aaaaa... To teraz rozumiem :)
To po śląsku tak?
Bo ja to po śląsku wiem tylko jak jest: "srebrzysta mgiełka spowiła me oczęta" ;)))
Ja, jak robie takie niby "galowe menu" to sobie zawsze zakladam jakies motto, wtedy bardzo ulatwia mi to dobranie potraw.
Teraz na 18-stke syna szkukam cos na "jesienne menu", napewno bedzie cos z dyni, grzybow, cebuli...( 4 lub 5-cio daniowe).
Ostatnio robilam azjatyckie menu.
Porcje robie male, zeby kazdy ze smakiem czekal na nastepne danie.
o wklasnie takie menü z mottem (nawet nieoficialnym) to swietna sprawa
Uwielbiam takie przyjęcia.....sama takie organizuję.......chociaż nie często....a szkoda...
ja tez maja cos w sobie nie? Chodze wtedy cala podekscytowana zeby wszystko dobrze skomponowac..
...a ja myslalam, ze to ja tylko taka wariatka-perfekcjonistka , dobrze wiedziec, ze was tez takie "cos" bierze...
Oczywiscie odpowiednie dekorowanie stolu, karty menu........
Tez nie robie tego czesto i najwyzej na 10 osob.
Ja tez tak robię :) ale nie wiedziałam, czy dobrze...
Robiłam już wieczór "rosyjski" przy herbatce z samowaru, blinach i malutkich ciasteczkach ( kupnych... ło matko, ile ja kiedys gotowaców kupowałam)
Robiłam "raz na ludowo ;) " smalec, ogórki kiszone, pierogi, grzybki, łacka sliwowica (!!!)
I jeszcze parę innych, ale raczej szłam za skojarzeniem, a nie żelazną szkołą kulinarną, bo o tym nie mam jeszcze wystarczającego pojecia.
Na temat zasad można napisać grubą księgę.
Czym się różni przyjęcie uroczyste od przyjęcia zwykłego? Ano różni się tym, że na świątecznym stół powinien być odpowiednio nakryty a i goście przychodzą raczej pod krawatami. W ślad za tym idzie wybrany zestaw dań.
A więc:
- dostosowanie dań do sezonu > obowiązkowo tak! To zawsze jest i będzie w modzie
- dostosowanie do składu osobowego - obowiązkowo tak, bo to Ty musisz wiedzieć co Twoi goście jadają chętnie a czym możesz ich wystraszyć
- potrawy muszą do siebie pasować i tą zasadą nie rządzi żadna moda, np. po czymś pikantnym nie podasz łagodnego dania bo będzie smakować jak mydło; składniki potraw nie powinny się powtarzać w następnym daniu, itp., bardzo sycące podajesz zawsze na koniec i po ich wyserwowaniu przewidujesz dłuższą przerwę, np. podając zacne napoje; kolorystyka powinna pasować do dekoracji stołu - ale to jest już trochę wyższa szkoła.
O wielkości porcji decyduje ilość dań no i oczywiście apetyty gości. Jesli np. głównym daniem jest do wyboru albo kurczak albo kotlet, to nie możesz tego liczyć jako dwa dania, bo każdy z gości zje tylko jedno (powinien choćby).
Generalna zasada: najpierw lekki aperitif, później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w środku; później danie główne a po nim można wpleść coś zaczepnego przed deserem.
Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy ciasto dopiero na końcu.
Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki, które można umiarkowanie zastosować
To tyle w niewyobrażalnym skrócie!
Dokładnie o to mi chodziło! Dziękuję Lubczyku :)
Dlaczego tak akcentuję wielkość dań? Ano z doświadczenia. Niezbyt czesto urządzam tego rodzaju przyjęcia, ale kilka razy w roku się zdarza. I zawsze mam taki problem z moimi gośćmi ( skład osobowy - przeważnie ten sam): ja bym chciała jeszcze czymś ich zaskoczyć a oni jęczą, zę są przejedzeni i nic nie tkną. Nie chcę być nachalna i zmienić przyjemności z dobrego jedzonka w jego przeciwieństwo ( tzn złe samopoczucie z powodu przejedzenia) i nie chcę zaglądać bez przerwy w talerze i ględzić- a czemu nie jesz i stresować się, że może coś niedobrego podałam... Dlatego pomyślałam sobie, że może za duze porcje nakładam... Tylko tak łyso wygląda na obiadowym talerzu np 1/3 porcja miesa i 1/5 porcji ziemniaków ( czy tam czego)- może powinnam stosować mniejsze talerze?
O dostosowaniu do gustów osób - nawet nie wspomniałam, bo wydało mi się to oczywiste. Po co mam podawać krewetki, których nikt nie tknie? albo kawę, której nie moze pić szwagier? Już nie mówiąc o tym, ze na najbardziej zaszczytnym miejscu ( no, prawie ) wśród moich gości zasiada 3- letnia siostrzenica- a dla niej najwspanialszym posiłkiem jest paróweczka i na deser zielona galaretka, hi...No i dla niej na stole królują paszteciki w kształcie swinek, albo słoni ( które ona całuje, ale jeść nie chce, hi )
Z dopasowanie kolorystycznym potraw do dekoracji stołu i w ogóle całego pomieszczenia- myslę, że dałabym sobie radę, bo to mój mały chyś ( hyś? )...Dla mnie sposób w jaki podane jest jedzonko jest równie ważny ( o ile nie ważniejszy) niż samo jedzenie- i dotyczy to talerzy, szklanek, kieliszków, serwetek, kwiatków itd
Generalna zasada: najpierw lekki aperitif, później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w środku; później danie główne a po nim można wpleść coś zaczepnego przed deserem.
Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy ciasto dopiero na końcu.
Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki, które można umiarkowanie zastosować
Chciałabym, zebyś rozwinął tę część ( jesli mozesz) :)
Co to znaczy "zaczepne" czekadełko...
I jeszcze co znaczy " coś zaczepnego przed deserem"- chodzi o jaki rodzaj dania? coś w rodzaju "bawigęby"?
I jeszcze odnośnie deseru: rozumiem, że ( patrząc na zasadę nie powtarzania sie potraw) pierwszy deser ma być lżejszy ( jaki? owoce? owoce z musem, jakies same musy/galaretki/ budynie?), a drugi "cięzszy"- ciasto, tort; tak?
Czyli kiedy podaje się ten pierwszy deser? Przed daniem głównym?
Czy konieczne jest "porcjowanie" na talerze????
Wiekszość moich gosci lubi bardzo gorące dania więc takie ubrane i porcjowane są zbyt chłodne:)
Róniez czekam na porady , bo za miesiąc szykuję przyjęcie dla rodziców i chciałabym by było niepowtarzalne, ale tradycyjne nieco.
Moze niekonieczne, ale ja mam niezbyt wielki stól i jak naustawiam misek, waz, półmisków- to jedzenie staje się niewygodne, bo istnieje ryzyko włożenia rękawa do jakiegoś naczynia :)
Drogi Lubczyku, mam nadzieję, że jeszcze dziś (lub chociaż w tym tygodniu) dopiszesz odpowiedź.... Bardzo na to liczę, bo też zanosi się na imprezkę.....
Pozdrowienia i dzięki za wszystkie porady
Agiku, zrób obok tzw szwdzki stoł. Ja tak zawsze robie, kiedy gosci kupa(co innego, jak niewielu-wtedy moge sie pobawic w szczegóły).Przygotowuje rozne zimne zakąski, do tego jedno lub dwa ciepłe-najlepiej jednogarnkowe-danka.Do tego alkohole i jeden chętny facet do ich podawania, mieszania itp).Wśród moich znajomych panuje zwyczaj, ze i tak kazdy cos tam donosi do żarełka i alkohol.Ja przygotowuję wylacznie bazowe danka no i kuuupe sztućców, talerzyków, tac itp.Potem sobie zasiadamy naokolo calkioem niedużego stolika,.Wykorzystane sa naogól wszystkie stołki i inne .Najważniejsze, ze sie spotykamy i mamy o czym gadać.A jedzonko...no potem nastepuje wymiana przepisów, bo niektóre czasem świetne!Raz siedzielismy wszyscy cały dzięn w ...toalecie tak nas ktos podtruł.Chyba namierzylismy gada, ale sie nie przyznał.
Dzięki Majoliko :)
Ja nie urządzam przyjęcia, Temat jest do pogadania i do wyciągniecia ewentualnie jakichś nauk, a niekoniecznie do wykorzystania w praktyce.
A co do "szwedzkiego" stołu ;)) cus to za kunst powiedzieć capka ;))))
Jasne, ze szwedzki stół sprawdzi się na wielu spotkaniach, ale mnie chodziło, o to, zeby się dowiedziec, jak zrobić coś trudniejszego- przyjęcie "galowe", uroczyste z zachowaniem wszelkich reguł...
No to sorry,chcialam ino pomóc, ale ja to ze wsi jestem.Warmińskiej;)))to radze co mogie!
No właśnie ja też :)))))))))))
Dlatego założyłam temat, zeby się dowiedzieć :)))
Dziękuję za Twój głos :)
Wcale sie nie dziwie, ze was ktos podtrul. Pojecie "szwedzki" stol jest zle zrozumiane poza granicami Szwecji. Szwedzki stol to znaczy ze wszystkie dania sa jednoczesnie postawione. Zaczyna sie jesc od zimnych dan ,sledzie, krewetki, jajka z kawiorem, losos w roznych wersjach, sosy,,,,, potem na nowym talerzu gorace dania,,,,,ale i to wlasnie ALE jest podstawa "szwedzkiego stolu". Mianowicie: dania na zimno musza stac na lodzie, albo specjalnych plytach trzymajacych zimno. Dania gorace musza stac na podgrzewanych plytach, temperatura dan nie moze spasc ponizej 80 stopni C. Tylko wtedy uniknie sie zartuc:)
Tak to jest, jak niektóre chłopy biora sie za gotowanie.Ja nauczona doświadczeniem(choc nie swoim)bardzo rygorystycznie przestrzegam zasad higieny w trakcie przygotowania potraw.Wyobraź sobie kolega kiedys odpowiadał za organizacje wielkiej kolacji.Kilka soób zatruło sie salmonellą. Tylko dlatego, ze nie bylo to tzw zatrucie zbiorowe nie wkroczyl prokurator.Okazało sie, że najprawdopodobniej któraś z osób roznoszących byla nosicielem.Wyhodowano ja w próbkach ugotowanych juz potraw. Kuchnia była czysta.Ale kilka osób niexle się pochorowało.A wystarczyło umyć łapy!Salcia to delikatna bakteryjka i nie lubi mydła.
Tak porcjowanie jest konieczne, jak nie zapraszasz na bufet. Dam Ci dobra rade: zagrzej talerze w piekarniku, albo w microfalowce i nie bedziesz miala problemu z ochlodzonym goracym daniem:)
Ja nigdy nie podam goracego dania na "zimnych" talerzach.
Ok dla garstki się sprawdza, ale dla 20 jak sama obsługuję....nie bardzo:) i chciałam i usłyszec ok można nie porcjować:)))) lecz nie zawsze jaest tak jak sobie wymyslimy.
Pozdrawiam.
Dziękuje wykorzystam pomysł z talerzami na mniejszych imprezach.
Hehe, mozna nie porcjowac!!!!:) Podac na stol w ladnych naczyniach jest o`key:)
Ja jestem przyzwyczajona do serwowania na goracych talerzach nawet dla 150-u osob, pracowalam w restauracji:)
Buziaczki:)
Hm hm hm je tez była "kelnerką" w sezonie letnim w stołówce FWP ( pamętasz???, jeszcze to funkcjomuje), ale tam na wygrzanych talerzach się nie podawało ...hihihih łapy chciało urwać, ciężkie półmichy z równie ciężką zawartością. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Oj, znam ten ciezar i pamietam:))
Buziaczki:)
Użytkownik eyta napisał w wiadomości:
> Czy konieczne jest "porcjowanie" na talerze???? Wiekszość moich gosci
> lubi bardzo gorące dania więc takie ubrane i porcjowane są zbyt
> chłodne:)Róniez czekam na porady , bo za miesiąc szykuję przyjęcie
> dla rodziców i chciałabym by było niepowtarzalne, ale tradycyjne
> nieco.
Początkiem odpowiedzi niestety musi być owo sakramentalne - to zależy od ....
W tym przypadku od kilku czynników.
Przyzwyczajenia gości są ważne, ale nie najważniejsze, bo postępując umiejętnie można sobie biesiadników wychować.
Wiec głównie zależy od tego co podajesz i jakie masz w domu warunki przestrzenne.
Co podajesz? Jeśli to będzie jakieś ptaszysko lub udziec z "kochą" i będziesz to porcjować w brytfannie na oczach gości, automatycznie serwujesz mięso na podstawiane Ci talerze. Oczywiście, że możesz podać już poporcjowane danie w gorącej formie, w której się upiekło. Wtedy musisz rozważyć czy sos spod pieczeni podasz w sosjerce czy zaryzykujesz poplamiony obrus.
Drugim warunkiem są warunki przestrzenne jakimi dysponujesz w kuchni. Jeśli masz małe pomieszczenie i dasz radę nakładać najwyżej po 2 - 3 talerze, to musisz z tego zrezygnować i zawsze podawać gorące na stół na podgrzanym półmisku. Goście sami sobie dobierają na co mają ochotę. Pamiętaj jednak, że wszystko musi mieć i ręce i nogi, bo na stół dochodzą miski z ziemniakami, ryżem, kluskami, sałatami i Bóg wie z czym jeszcze. Jeśli tego będzie za duży wybór to zanim wszyscy się obsłużą to danie już nie będzie gorące.
Dziękuję!
Poczytałam i się rozjasnie w mej łepetynce.
Teraz czeka mnie próba galowa galowego przyjęcia , tzn .35 rocznica ślubu moich rodziców.
Będzie nas garsteczka , więc może uda mi się z tymi talerzami pobawić. Ciekawe co moje " konserwy " na to powiedzą:)))
Pozdrawiam .
witaj agik,
wiem, ze czekasz na rady Lubczyka (ja tez), ale pozwol, ze podziele sie z toba, jak u mnie (przewaznie) wyglada imprezka:
1. kolorowe, zroznicowane przystawki (nie wszyscy goscie stawiaja sie w tym samym czasie, wiec dla tych, co juz przyszli, oferujesz rozne dobroci "na zeba" plus oczywiscie drinki (alkoholowe lub bez)
2. zupa lub np. risotto (zalezy, czy to bardziej tradycyjny obiad, czy raczej "na luzie")
3. danie glowne: mieso, drob, ryby
4. salata
5. deser i kawa, nigdy nie mam 1 deseru , fajnie jest podac cytrynowa granite, aby zabic smaki mies, ryb, sosow, ale moga to byc jakies ciasteczka, mousse, a potem tort, czy jakies inne ciasto
pytasz o zaczepne czekadelko, tego moze byc ogromne mnostwo, podam ci kilka przykladow:
marynowane grzyby czy warzywa, oliwki, smazone kalamary, prosciutto z melonem, nadziewane male pomidorki, faszerowane grzyby, muszle, malutkie indywidualne pizze (twoja ksiezniczka na pewno by zjadla), mini-quiche, bruschetta, rozne rolls (np. nalesnik posmarowac miekkim serkiem, na to wedzony losos, szczypiorek...zawinac, pokroic na male kawalki), grillowane suszone sliwki zawiniete w bekon (tabasco sauce), cos z ciasta francuskiego (duzy plat tniesz na 3 podluzne kawalki, nakladasz farsz na 1 koncu i zwijasz w trojkacik, to sie swietnie mrozi, w dniu imprezy na ok.20 min. do piekarnika)
a gdy chodzi o nakladanie na talerze, to jesli masz otwarta kuchnie (tzn. otwarta do jadalni), mozesz postawic polmiski na blacie w kuchni, albo jeszcze jeden pomysl, kup stol rozkladany, na to ladny obrus, na to polmiski, albo jeszce inaczej:
podaj 2-3 polmiski z przystawkami, nie stawiaj na stole, ale podaj z jednej strony stolu 1, z drugiej cos innego, kazdy sobie nalozy, zostaw te 2-3 polmiski na stole, jeden raz zapros gosci na dokladke (bardzo nie lubie zmuszania do jedzenia), gdy talerze puste, nikt nie doklada- idz po nastepne danie, postaw waze (polmisek) na stole.........
serdecznie cie pozdrawiam
chcialam dopisac o talerzach, ja mam biale, kwadratowe talerze (oczywiscie moga byc inne), takie sredniej wielkosci, one sluza do np. salaty, risotto i przekasek, tylko do glownego dania podaje duze talerze,
mam nadzieje, ze zrozumialas ten ostatni paragraf - po kazdym kolejnym danku sprzatasz polmiski, na stole jest tylko to, co jest w danym momencie konsumowane,
acha, do dania glownego podaje oczywiscie warzywa, ale na cieplo np. szparagi, marchewka z groszkiem, buraczki zasmazane itd.
Odpisywałam i ... skończył mi sie internet ;) na szczęście na chwilkę...
Co ja to chciałam...?
Co do samych przystawek- mam całe mnóstwo pomysłów, a i tak przed każdym przyjęciem wertuję ksiązki i przeczesuję neta w poszukiwaniu inspiracji...
Podaję moje bułeczki ( wszyscy za nimi przepadają ;) ) z masełkiem czosnkowym, albo ziołowym, albo z którąś moich licznych konfitur, parówki w cieście drożdżowym, "paszteciki" z gotowego ciasta francuskiego, podobne do Twoich suszone śliwki zawinięte z orzechem w boczek, albo owoce z wytrawnym nadzieniem ( najbardziej smakuja nam gruszki z serem z pleśnią, jabkła z nadzieniem serowo- ananasowym, albo śliwki z musem chrzanowym), grillowane oscypki z galaretką jagodową...
Bardziej mi chodziło o to, co Lubczyk miał na myśli nazywając czekadełka, przekąski - "zaczepnymi"
Co do podawania- mam rzeczywiście problem- bo kuchnie mam w drugiej części mieszkania- więc podawanie na kuchennym blacie- odpada ( przynajmniej obecnie) Ba! obecnie nawet nie mam miejsca w kuchni na przetrzymywanie już przygotowanych, czekających w kolejce na podanie potraw.
Talerze też mam kwadratowe, białe- małe i duże ( mam tez inne, ale te mi się obecnie najbardziej podobają ;) )
Używałam tych dużych do podawania dań obiadowych, a małych jako deserowych, ale chyba będę używac tylko tych małych, a potem je myć w celu podania deseru. Mam tez pasujące do nich kwadratowe miski- ale one są ogromne- chyba z 400 ml pojemności- gdybym zapełniła je np zupą- to po zjedzeniu takiej zupy na 100% nikt już by nic nie zjadł przez najbliższe kilka dni :D
Dziękuję Ursula
P.s. Czekam na wszystkie odpowiedzi :)
wiesz agik, co do talerzy to uwielbiam duze talerze ( najlepiej czysto biale za ktorymi wlasnie szukam) i na nich tylko troche jedzenia.
Nie umiem jesc z talerza, obojetnie czy duzy czy maly, wypelnionym po brzegi, na sam widok jestem juz pelna.
Mamy to szczescie i raz w roku jestesmy zapraszani z pracy na galowe przyjecie. Podaja tam takie cuda, ze ja nawet przeczytac(na karcie) tego nie moge:). Wszystko na duzych talerzach, hapy-dwa razy widelcem dziobnac.
Zadne danie nawet glowne nie jest przeladowane, no bo ilez mozna zjesc przy 5-ciu daniach. Wszystko estetycznie, apetycznie udekorowane/podane.
Zupy tez podaja w duzych talerzach, ale tylko na dnie.
Moj maz na widok tych talerzy: "I ja sie mam tym najesc"????, ale na sam koniec to i on zadowolony i najedzony do syta.
Troche inny temat.
Bardzo denerwuja mnie tez w restauracji te ogromne porcje, czlowiek tylko siedzi i sie meczy, zeby zjesc do konca.
Wolalabym przejrzysciej, wtedy mozna ze smakiem jeszcze przekaske/przystawke zjesc.
Wlasnie w niedziele bylismy u wlocha i podali jako "czekadlo" malutkie, cieplutkie, swiezutkie buleczki do tego oliwa i maslo ziolowe...
i jedzac te bulki juz sie denerwowalam, ze nie zjem mojego jedzenia, i tyle mialam z degustacji...
haha dla mnie porcje tez sá za wielkie - choc na to nie wygladam. U mnie Luby dojada albo zamawiam pol porcji (jest cesto opcia senior, dziecko) w restauracjach. Nio i czekadelka tez tylko probuje hihi.
....a moj sie denerwuje, po co sobie cos zamowil jak moze sie z naszych (moich i corki) resztek najesc.
Ja lubie tak strasznie roznosci probowac i dziobie kazdemu zawsze widelcem po talerzu hi, hi, a najgorzej jak cos mi lepiej smakuje niz moje danie, maz juz widzi po mojej minie i z litosci sie czasami zamienia...
Porcje dla seniorow spotyka sie rzadko, a w dzieciecych nie ma takiego wyboru.
Porcje w restauracjach specjalnie sa duze - pp to, aby klient wiecej zaplacil. Restauracje nie maja interesu w przygotowywaniu malych porcyjek, za ktore klient malo zaplaci. Taka jest smutna prawda.
Wg mnie jest to nielogiczne. gdyby porcje były mniejsze to mozna by zamówić coś dodatkowo a tak to nie ma na to miejsca. Jednak nie dla wszystkich porcje w restauracji są za duże. Mój mąż lubi zjeść i dla niego to nawet za mało. Rodzinka z dziećmi pojechała na wakacje. Zatrzymali się zjeść w jakiejś restauracji. Dziewczynka 6-7 lat,która lubi zjeść zamówiła pierogi ruskie. Kelenr przyniósł olbrzymi tależ a na nim cała góra pierogów. Stawia przed mężczyzną, a on mówi : to dla córeczki. Wszyscy goście z restauracji się roześmiali. Niestety dała radę zjeść tylko kilka.
Interes to jest wtedy, kiedy klient dużo zapłaci za małę porcyjki :) - mało jedzenia, dużo dekoracji :)- to jest interes :)
I dużo zapłaci za różne dodatki w stylu, chrzan, cytryna, keczup, musztarda
Dokladnie, u nas im lepsza i drozsza restauracja, tym mniej na olbrzymim talerzu. W Szwecji nie placi sie za tego typu dodatki.
U nas tak samo.
Z wiekiem stalam sie bardzo wymagajaca i wybredna jesli chodzi o jedzenie w restauracji i jestem tego zdania,ze jak place kupe kasy to chce zjesc cos, czego w domu nie umiem sama zrobic/doprawic, nie musi to byc nic exklusywnego, ale jakies specjaly np. regionalne lub danego kucharza i wtedy nie liczy sie ilosc, a jakosc!
Tu gdzie mieszkam raczej nie ma problemu z tym zeby zamowic mniejsza porcje. U nas te male porcje to juz prawie standard na kazdej prawie karcie a w razie czego zawsze warto zapytac kelnera - w ponad 80% nie jest to problemem. Nawet czasem jest opcja - na przyklad przy Vorspeise aby zamowic jedno a kelner poda na prosbe dwa talerze by mozna bylo jjesc we dwoje :-)
Moze nie mialas odwagi zapytac? Acha i czasem informacja o malych porcjach "dla seniorow " zamieszczona jest ogolnie na poczatku karty niekoniecznie przy kazdym daniu.
U nas raczej to zadkosc z tymi porcjami dla seniorow. Pisze, o tych normalnych restauracjach wloskie, greckie, niemieckie...
Jak maja jakies ciekawe Vorspeise to zamawiam tylko to plus salate i mi tez wystarczy.
A jedno danie i dwa talerze tez czasami praktykujemy, hi, hi
a w ostatecznosci to kaze sobie reszte zapakowac
Nie wiem czy znasz Schlemmerbock (moze sie to u was inaczej nazywa - Restaurantpass)? Placisz za niego pare € i mozesz w wyznaczonych restauracjach jesc we dwoje i zaplacic tylko jedno danie (to drozsze). Super sprawa!, poznalismy przez to bardzo ciekawe restauracje, a najwazniejsze, ze jak idziemy w 4-rke (z dziecmi) jesc, to placimy tylko polowe. Oczywiscie napoje placi sie normalnie.
Super nie nie mam ale poszukam. U nas jest czesto na przyklad w lecie w greckiej restauracji taka akcja "obiad za pol ceny". Trzeba jednak przyjsc miedzy 11,30 a 13,00 i dostaje sie caly obiad (dwie salaty do wyboru, kilka Przystawek, kilka dan glownych do wyboru) jako menu. Porcje sa mniejsze ale nie malenkie tylko takie srednie. Placi sie pol ceny.Fajna sprawa dla mnie
O, to wlasnie cos dla mnie, po troche z kazdego. U nas sie z tym nie spotkalam, szkoda.
Ja Ci napisze, jak to u mnie wyglada:
Podaje aperitiff zawsze wytrawny, kwaskowaty (nigdy slodki) do wyboru z alkoholem i bez. Do aperitiffu malutkie "zagryski" na przyklad:
http://wielkiezarcie.com/recipe26716.html, (czesto mam wsrod gosci wegetarianow i dlatego robie pare gatunkow) ,albo moje serca z bazylii i parmezanu, nigdy nic slodkiego:)
U nas nie podaje sie zupy i przystawki. Albo jedno, albo drugie. Przystawka ma byc kontrastem do glownego dania. Ryba-mieso, mieso-ryba itd...
Dopiero do dania glownego (u nas) podaje sie pieczywo i smarowidlo do niego na przyklad: tapenade.
Miedzy daniami chwila odpoczynku, czas na wypicie plynow (np: wino podane do przystawki) czas na pogaduszke, odwiedziny w toalecie,,,,
Na wyczyszczenie cebulek smakowych ( po polsku?) podaje malutka porcje gratine, doslownie lyzeczke, oczywiscie wytrawne.
Danie glowne podaje na goracych talerzach (podgrzewam na dole piekarnika) do tego extra sos na stole i oczywiscie dodatki,salaty i przyprawy. Wino pasujace, plyny i zawsze wode przy serwowaniu wina i dla tych nie pijacych alkoholu. Nie podaje zadnych slodkich sokow, coca coli, jedynie dzieci moga dostac cos slodszego.
Znowu przerwa, rozmowy, siusianie:) Inne gratine na oczyszczenie smakow i potem lekki deser i odpowiednie wino deserowe na przyklad madeira, wino port ...
Kawa, herbata po dlugim czasie po obiedzie do tego jakies ciasto i koniak, likiery do wyboru.
Pozno wieczorem (noc) sery, dodatki ewentualnie znowu jakies przegryzki i drinki, az do konca przyjecia:)
hahaha, nie zdazylam poprawic: ma byc "granite`",,,,,,
Dziękuję Kochana Tineczko :)
Ok, kolejnośc jest dla mnie jasna, zresztą zanim załozyłam temat, zerknęlam sobie do "Encyklopedii kulinarnej Larousse", więc myślę, ze tutaj nie popełniłabym jakiegoś rażącego błędu.
Mnie chodziło o cos takiego bardziej intuicyjnego ( chyba)- skąd mam wiedzieć, ze dania nawzajem się dopełniają- wszystkie dania składające się na cały posiłek do siebie pasują...
Moze na przykładzie. Mamy teraz początek jesieni. Mam zamiar ugościć 10 osób ( w tym jedno dziecko- drugie jest na cycu, więc- kulinarnie poza zasięgiem moich zainteresowań, natomiast karmiąca matka- owszem)
1 Przekąska- na poczekanie, aż wszystko przygotuję, na zaostrzenie apetytu, na zaspokojenie pierwszego głodu: grzanki z kurkami, albo sałatka, albo drobne "ciasteczka" na słono, różne napoje- dla spragnionych po podrózy- woda, sok, ew, napój jakiś gazowany.
2. Zupa- najchętniej grzybowa, ale skoro grzyby były na przystawkę- to może lepiej inna- np dyniowa? Woda, wino, soki, kompot
3 Danie główne- powiedzmy pieczona pierś kaczki z sosem owocowym, kluski, sałata- napoje- woda, wino, soki...
4. Deser- sałatka owocowa, albo deser jakiś na bazie galaretki, musu...
5. Wino
6. Kawa, herbata
7. Tort( nie umiem), albo inne ciasto- sernik na zimno, tarta...
A kiedy wódka?????????? ;)))) i wszystkie marynaty?
Co to jest "granite" ? Mnie się kojarzy ze zmiksowanymi owocami ( warzywami??? ) z lodem...
Nie polecalabym slodkich napojow i sokow - zbyt zapychaja, jesli juz to najwyzej sok naturalny jablkowy rozcienczony pol na pol woda mineralna. Nie polecam tez napojow silnie gazowanych - tez zapychaja. Najlepsza jest jednak woda czy lekko gazowana czy bez gazu. No i wino pasujace do potrawy, czasem piwo....
Dorotko, tez tak uwazam, ale jak to przeniesc na polski stol z tymi zawsze podawanymi kompotami???:))))
hihi tineczko dlatego tych kompotow juz nawet nie wynienilam.
hihi Dorotko, a kochalam te kompoty przez babcie gotowane i na nich jestem wychowana , nigdy nie zapomne:))
a ja wam powiem, ze na codzien nie pije zadnych slodkich napoi (nie smakuja mi), ale do dobrego jedzenia potrzebuje!!! cos slodkiego i najczesciej jest to cola, nie cierpie wytrawnego wina jak juz to biale medium.
Smaki sa niestety rozne, mimo roznych regol:)
Na kompocie sie tez wychowalam i teraz go nie cierpie!!!
Ja bym się na tym przyjęciu nie najadł. Nie lubie dań z owocami, ale jeżeli Twoi znajomi preferuja takie jedzenie to inna sprawa. Jeżeli chodzi o napoje to dla mnie najważniejsza jest coca cola lub pepsi.
Bys sie najadla, czy najadl??? Ty nie masz najmniejszego pojecia o sztuce kulinarnej i smakach!!! Az zal czytac co napisalas! Pij sobie cole i nie wtracaj sie w dyskusje, bo mnie trzesie.....
Ała, tylko nie bij po twarzy... a jak już musisz po twarzy, to przynajmniej nie z liścia...
Bardzo dobrze, zę się AS odzywa... przynajmniej mam jakies pojęcie, co by się u nas działo, gdyby na stole nie było koli...;))
A poza tym nie gadamy tu tylkoi wyłacznie o światowym menu, ale przede wszystkim o przyjeciach, o gościnności. "Nasz" tata jest bardzo prostym człowiekiem i on zwyczajnie nie lubi takiego "wydziwiania" jemu najbardziej smakuje schabowy z ziemniakami i smaki jakie zapamiętał z dzieicństwa- zacierka na mleku, gruszki ulęgałki, racuchy, pierogi....
To absolutnie nie znaczy, ze nie ma dla niego miejsca przy moim potencjalnie swiatowym, hi stole. I dla niego będzie kompot i czerwona oranżada o smaku landrynek...
Trzymaj się As ...
No wlasnie,
moja mama jak slyszy co bedzie podane to z gory krzyczy "ja TEGO nie bede jadla", no i masz...
Zalezy co rozumiesz pod pojeciem przyjecia galowego. Bo ja nie wyobrazam sobie delikatnej, eleganckiej potrawy popijac coca-cola.Przeciez to zaglusza i zmywa cala kompozycje smakowa dania z podniebienia. Jesli tak lubie to ide do Mc Donald. Tyle ze menu tam proponowane nie ma nic wspolnego z przyjeciem galowym.
Po namysle: Z drugiej strony dobrze byloby miec coca- cole pod reka ...jesli sie wie, ze ktos uwielbia i "musi miec" by sie dobrze czuc Wiec ja jako gosopodyni przyjecia nie bede zmuszac by pil cos innego. To znow ma wiele wspolnego z goscinnoscia a to tez nalezy do walorow przyjecia a szczegolnie galowego. Jednak sama jako gosc takiego przyjecia nie wymagalabym tego.
No własnie, ja myslę podobnie...
I jeszcze biorac pod uwagę księżniczkę ;) dla niej to jest największy przysmak - ciemne piwko na to mówi, bo tak ją dziadek nauczył, ze piją w takich samych szklankach- dziadek piwko, a księżniczka "ciemne piwko" czyli pepsi :) Dla niej to odświętny napój, tylko z dziadkiem może się napić, albo z wujkiem, bo rodzice jej nie pozwalają pić zbyt czesto, z troski o malutki brzuszek....
Dopiero teraz sie zastanowilam, dlaczego potrzebuje (wcale jej nie uwielbiam:)) te nieszczesna cole, zeby sie dobrze czuc (tak jak to ladnie okreslilas). Pzeciez na codzien do obiadu tez jej nie pije i zyje, ale zawsze po obiedzie szukam, zeby skubnac gdzies troche slodkiego, ciasto, czekoladka...!!!
I to chyba nie tylko ja mam taki "problem", bo np. u kolezanki po obiedzie na stol idzie natychmiast ciasto, jej maz tez potrzebuje cos slodkiego.
Nie wiem czy to przez to, ze spada/podnosi? sie insulina po jedzeniu?! Nie znam sie na tych rzeczach, wyniki mam w porzadku:)
Moze ten "problem" tez uwzglednic przy takim menu? Cola to dla mnie nie napoj, zeby ugasic pragnienie, tylko,zeby sie dobrze czuc!
To szkoda, ze sie wycofalas :)
U mnie w domu nie istnieje zadna butelka coli, zadna oranzada, zaden owocowy kompot na przyjeciu. Plyny do jedzenia to: czysta woda, woda mineralna, wina alkoholowe i bezalkoholowe, piwo mocne i bezalkoholowe ewentualnie wodka. Zapewniam, ze dzieci chetnie pija wode:)
Wniosek: nie jestem goscinna:)))
Pozwol,ze sie wtrace.:)
Dla mnie goscinnosc to jak ktos z SERCA mi cokolwiek zaproponuje, obojetnie czy to woda, kompot, czy cola.
U nas tez tradycyjnie dla niespodziewanych gosci proponuje sie wode, ew. kawe lub piwo.
Jak gosci zapraszam i znam ich smaki to staram sie je uwzglednic. Jak ja jestem zapraszana to pije co mi podadza, najczesciej jednak jest bardzo wielki wybor.
U ciebie napilabym sie wody, a upalnym latem zimnego piwka (z alkoholem) , a u Doroty skorzystalabym (ale tylko do jedzenia) z tej coli walajacej sie po piwnicy.
No wlasnie ! A ja bym sie cieszyly widzac ze sie dobrze czujesz i masz wszystko czego Ci do szczescia potrzeba - przynajmniej do szczescia zadowolonego goscia. pozdrawiam serdecznie!
Ni tineczko nie wycofalam sie . Cola do popicia wyszukanego menu a nie tylko menu w Mc Donald to dla mnie nadal profanacja dania. Ale jako gospodyni przyjecia czuje sie w obowiazku zadbac o kazdego z moich gosci i wziecie pod uwage ich male "spleen".
Normalnie na codzien nie malam w domu nigdy coli ani orenzad nie mialam bo ich nie lubie. Kupowalam okazyjnie: urodziny dzieci badz z udzialem dzieci itp. Moich dwojka tez ani za cola itp nigdy nie przepadala chyba ze bedac w grupie rowiesnikow w pewnym wieku :-)
Luby cole lubi i zawsze musi miec w domu no to sobie ma a raczej mamy od czasu j zamieszkalismy razem. Ciekawe ze jej nigdy do posilkow nie pije hihi.
Obie jestesmy goscinne tineczko - Ty tylko moze troszke bardziej ortodoksyjna jestes haha. Pozdrawiam serdecznie!
Coca colę pije głównie z powodu niskiego ciśnienia i by nie zasnąć bo przyjęcia wiadompo długo trwają. Kawy nie znoszę, a jak się skusze to boli mnie po niej okropnie głowa więc nie mam innego wyjścia. Ewentualnie moge pójść na stacje paliw lub supermarketu i kupić energy drinka.
Ależ As, nie tłumacz się..., proszę... Picie coli nie jest czynem nagannym moralnie, ani zakazanym.
Powiedz mi lepiej, czy naprawdę nic nie spodobało Ci się w "moim' zaproponowanym menu??? Nic??? naprawdę nic?? ;(
Ani grzanka z kurkami, ani paróweczki w ciescie? ani zupa- krem ( wkońcu nie ustalone, jaka zupa), ani kaczka pieczona , ani kluski, ani szarlotka???
Przeciez to nie jest jakies bardzo wydziwiane... ;(((
To czym Ty się zywisz??? Jesz same frytki?
Jedno wiem na pewno: frytek u mnie nie będzie!!! Nigdy! Kiedyś się tak strułam, ze rzygałam dalej niz widzę! I od tej pory nie jem frytek!!!
I nikomu nie podam!!! Jak ktoś chce- niech sobie zamówi ( na własne ryzyko, moge co najwyżej zapłacić), ale u mnie po prostu od conajmniej 12 lat nie ma żadnych frytek!!! I nie będzie!
Menu wymysliłaś fajne. Jednak ja też jestem baba ze wsi i nie dla mnie takie rarytasy. Nie spodobały mi sie tylko te potrawy z owocami bo nie gustuję w takich smakach. Co do frytek to nie będę się tu wypowiadać bo jakoś sobie nie wyobrażam galowego przyjęcia z frytkami, chociaż gdyby były tam dzieci to by były zachwycone:D Byłam w tym roku na I Komunii u męża siostry. Wiem, że to nie eksluzywne przyjęcie i trudno porównywać ale na obiad były 3 rodzaje mięs do wyboru. Jednym z nich był schab ze śliwkami. Pozostało wybrać mi schabowego bo ta śliwka mnie odstraszała. Okazało się, że nikt z rodziny tej kobiety nie zachwycił się tym ale rodzina jej mężą (ludzie miastowi i lubiący jeść) w tym gustowali. Mi się wydaje, że zanim ustali się menu na przyjęcie trzeba wiedzieć kto na nim będzie. Napewno inne potrawy czy nawet udekorowanie będzie jak przeważać będą na nim emeryci, młodzierz czy też będzie dużo dzieci.
W porządku...
Tylko powiedz mi- ile tych owoców jest w mięsnych daniach mojego przyjęcia hipotetycznego ?
Lubię owoce! To prawda! Nie cierpię dotykać mięsa, a szczególnie surowego... owoce są piękne! i warzywa też! Dlaczego mam jeść od urodzenia do śmierci te same potrawy? Jak naprawdę nie znam smaku tych innych?
Dlaczego nie mam spróbowac czegoś innego? przeciez inni ludzie w innych krajach- jedzą! I chwalą sobie!
A jak mi nie posmakuje- to co z tego? od tego się przeciez nie umiera!!
A od krytyki na wyrost- czasem serce umiera :((( i wola spróbowania nowych doświadczeń umiera:(((
A wtedy to juz tylko połozyć się do trumny.... bo taki jest koniec wszystkich... i tych jedzących mięso z owocami i tych jedzących samo mięso w towrzystwie bułki tartej...
Powiedz mi ( jeśli mozesz i chcesz)- czemu nie spróbować? I skąd to Twoje przekonanie, ze to na 100% na pewno nie będzie dobre???
I nie mówię tu o przekonaniach, preferencjach smakowych- bo nie wyczytałam ( moze źle czytam, ale to inna sprawa), ze jakiekolwiek masz...
To oczywiście Twoja prywatna sprawa, bo nikt Cię moze zmusić do entuzjastycznego odpowiadania na nowinki, czy inne- ale powiedz mi ( jesli mozesz/ chcesz) czemu jesteś tak zawsze i tak bardzo na "NIE"???
Pozdrawiam trochę smutno, ale ciepło
Droga Agik. Wydaje mi sie, ze As wyrazila tylko swoj punkt widzenia, ktory mruga blado wsrod innych opinii, wiec nie sadze, aby bylo warto pozwolic sercu umrzec...
Nie, no... spoko...
Bardzo się cieszę, że As sie wypowiada...
Ale trochę mi poszło, bo wypowiedzi As odzwieciedlają to, z czym tak czesto spotykam się w realu... "Po co?" Przecież kita świnki i beka kapusty kiszonej zaspokoi wszelkie zyciowe potrzeby cąej rodzin na całą zimę!! można jeść to samo cały czas- masz przeciez białko, masz witaminę "c" w kapuście, masz ziemniaki, chleb, smalec, kiełbasę, rybe w piątek- to czego ci jeszcze od życia trzeba????????????
A wszystko inne - to jest niechrześcijańskie i nieskromne wydziwianie!!! A na co? a po co? Mamy przecież swoją dumę narodową, która najbardziej wyraża się w pierogach!!! i mięsku ze swinki - niczym nie zakłoconego....
Jasne! Bądźmy dumni z naszej kapusty i wieprzowiny... skoro nie mamy innych powodów............................................
I nic innego nie umiemy wymyślić... bo najlepsze wymyślili 200 lat emu nasi dumni przodkowie.... A jak ktos nie chce się poznać na naszym smalcu- to tylko jego strata.... tylko obawiam się, ze ci "co nie chcą się poznac" mają to wszystko szczerze w dupie....
Ewntualnie mozemy cicho przynzać, ze majonez jest ok( choć to jakis zgniły francuski wynalazek), albo frytki, albo hamburger... ale to po ciuchutku... ewentualnie... że to nie jest takie złe....
Przepraszam, bo to nie do mie:) Jednak nie moge utrzymac jezyka, po co wtracac swoje schabowczaki do dyskusji???? Siedz sobie droga As i jedz co ci sie tylko podoba, popijaj cola i pepsi i zostaw sztuke kulinarna innym , a jak chcesz wtracac swoje 5 groszy, to musisz sie liczyc z brakiem akceptacji przynajmnie z mojej strony!!!!
Jak na kobiete ze wsi, to jestes bardzo swiatowa! Coca cole znasz i pijesz, energi drink znasz, frytki hmmmm,,,,,,
A ta biedna sliwka w schabie cie odstraszyla, a czy kiedykolwiek sprobowalas jak to smakuje?????
Najlepiej staruszkom podac ugotowana owsianke, mlodziezy hamburgery z frytkami a dzieciom same frytki.....wrrrrrrr
OOO!!! W zyciu!!!
Moje księżniczki ( druga raz- dwa dorośnie ;)) ) nigdy nie będą u mnie jeść frytek! ani hamburgerów!!! Bedziemy szukac, aż znajdziemy- to co im smakuje!!!! I nigdy to nie będzie żaden gotowiec! Mogą sobie paluszkami wybierac, co im smakuje wprost z talerza, ale na talerzu znajdzie się pokarm wyprodukowany przeze mnie, a nie przez wielka fabryke!!!
Bycie księzniczką zobowiązuje ;))) Równiez do krzywienia buzią na paskudztwa :)))
Mnie i mojej siostrze mama gotowała! a nie odgrzewała! Żyjemy ;) to i ksiezniczki przeżyją ;)
Na spokojnie... ;)))
Zwróć As uwage na to, co napisałaś: "jednak ja jestem baba ze wsi i nie dla mnie takie rarytasy" Nie szanujesz sama siebie? Powiedz mi jaki wpływ ma miejsce zamieszkania na ciekawość? Jak dla mnie z faktu "jestem ze wsi" wynika tylko jedno- że Twoje miejsce zamieszkania jest na wsi. Nie idzie za tym żadne wskazanie na preferencje smakowe. Gdyby szło- to czemu ludzie ze wsi mieliby jeść np czekoladę, albo pomarańcze?
Ludzie ze wsi nie chodzą do sklepów?
Chyba w tamtym tygodniu tefałka pokazywała wyniki takich badań- w ciągu ostatnich kilku lat ludzie mieszkający na wsi wydają średnio o 150 zł więcej na jedzenie, jak ludzie mieszkający w mieście. A chyba 70 % mieszkańców wsi robi zakupy w wielkich marketach. Więc możliwości mamy identyczne.
To jest tylko i wyłacznie Twoja sprawa, co jesz, ile i kiedy. I ten brak ciekawości tez jest Twoją sprawą, ale nie dorabiaj do tego ideoligii, bo to śmieszne.
Moja mama urodziła się i wychowała na wsi. Ale ciekawość do poznawania nowych smaków ja mam właśnie po mamie.
Moja siostra też.
Pozdrawiam ciepło
agik ale nie kazdy taka cekawosc noe´wych smakow ma i nam jako ewentualnym gpospodarzom trzeba to zaakceptowac o ile zlezy nam m´na tym by Kazdy gosc czul sie dobrze u nas. Oczywiscie znow bez przesady - jesli ktos zazyczy sobie zupelnie inne menu niz planowane i na wszystko cokolwiek zaproponowane bedzie krecil noswm to niestety albo nie zaprosze albo podam (jemu) menu z Mac w napredce zakupione. Nie bede natomiast naklaniac i misionowac na sile bo to dla mnie znow jest baardzo niegoscinne.
Pewnie, że nie musisz gotowac tradycyjnych dan. Możesz zająć się sztuką kulinarną tylko potem nie narzekaj, że się narobiłaś a goście prawie nic nie tkneli. Nie mam na mysli, że nie bedzie im smakować tylko nie karzdy lubi nowe doznania. Żałuję, że odezwałam się tutaj bo tylko strasznie smutno mi się zrobiło jak wyśmialiscie mnie. W sierpniu byłam na weselu a w I sobotę września na balu jubileuszowym. Po powrocie powiedziałam mężowi, że ja się chyba na takie imprezy nie nadaję. Prawie nie jem. Nie piję alkoholu i nie lubię tańczyć.
Nie narzekam :)
Jeśli zwróciłaś uwagę, to zaakcentowałam wielkość dań.
Moi goście chętnie próbują, a jak coś jest za bardzo wydziwiane, to po prostu nie jedzą, a ja już więcej tego nie robię.
Piszesz do mnie, ze Cię wyśmialiśmy... Ja Cię wyśmiałam? ( Ja i kto? moja dwunastnica?)
Nie wyśmiałam Cię! Chciałam nawiązać z Tobą rozmowę, pytałam o różne rzeczy, nie odpowiedziałaś....
Wypowiadasz się bardzo stanowczo "to nie dobre"(i w tym stylu), ale przecież nawet nie masz o tym pojęcia, bo nawet nie próbujesz!
Nikt Ci nie broni nie jeść, nie pić, nie tańczyć, ale może lepiej nie wypowiadać się aż tak autorytatywnie i bazujac na kategorii oczywistości, bo to wcale nie jest takie oczywiste...
Pozdrawiam ciepło
Ty i Tineczka. Mam wrażenie, że jak Tineczka widzi moje komentarze to aż w niej kipi. wywnioskowałam to już przynajmniej po 2 wypowiedziach skierowanych do mojej osoby.
Wyjaśnij to sobie z Tineczką.
Ja Cię nie wyśmiewałam. Wręcz przeciwnie.
Lo Matulu, to przepraszam!!! Wiesz jak to jest naprawde??? Kto sie czubi,,,,,,;)
Zawsze bede krzyczec glosno przeciwko piciu coli do jedzenia, ale Ty nie jestes cola!!!
Buziaczki!
No co Ty As , nie smuć się i nie żałuj ...
Jesteś bardzo oryginalna ( w najlepszym znaczeniu tego słowa :) , a Twoje wypowiedzi zmuszają mnie do zupełnie innego spojrzenia na świat , mimo tego , że często mam inne zdanie ... I potrzebne to jest ... mi na pewno ...
Pozdrawiam serdecznie .
W zwiazku z jakas Nowa Krucjata (kto nie z nami, ten z cala przeciwko nam) przestalo sie udzielac kulinarnie i nie tylko, wiele osob.
I tak maglujemy w nieskonczonosc te same pierogi, te same pomidorowe, te same kukurydze i ananasy z puszki, co staly sie jakby
wiza do Wielkego Swiata w nowosciach.
Korzystam z watku agika, sama nie mialabym odwagi, zeby dopowiedziec, ze kotlet schabowy nie jest jakims szczegolnie polskim specjalem, a juz w panierce, to naprawde ogolnoswiatowy banal. Tylko dlaczego mysmy sie wczepili w banal jako specjalnosc?
Tenze banal w innych krajach podaja glownie w restauracjach dla tirow!
Nie chodzi o to zeby na sile wczepiac sie w kuchnie miedzynarodowe, czy etniczne, chodzo o to, zeby rewizytowac stare tradycje, zeby miec odwage na dodanie aronii do kaczki, na odwage w ogole. Nawet do staroscwiecczyzny. Bigos w aktualnym wydaniu tez kiedys ktos wymyslil, ktos inny poprawil, dodal.
Ksiazki potrafia byc nudne i bardzo czesto sa nudne i niewiele warte, wyobrazcie sobie, ze to watek o literaturze, a nie o gotowaniu.
I, ze sto trzydziesta recenzje powiesci jakies tam Danielle Steel, czy czytelniczka zdzierzy? Czy ktos powie, ze chodzi o watek alfabetyzacji, bo czytelniczka dopiero co nauczyla sie czytac, wiec przerabiamy z nia elementarz i Murzynka Bambo?
Czy naprawde w portalu o jedzeniu musimy czytac czterdziesty osmy wpis na temat okrasy do kartofli, a nie starczy kliknac w te okrasy?
Nawet jesli mnie skrytykujecie, to przy swoim obstane. Bo wszak nie wypada zapraszajac gosci, zapowiedziec : oto najlepsza pomidorowa, po pomidorowej najznakomitsze zrazy , a po zrazach najwspanialszy ze wspanialych torcik.
Edytowanie przepisu jest wszelako zaproszeniem.
Co do galowego przyjecia, to uwazam, ze ma byc skromno-wykwintnie. Przystawki moga byc dwie, ale juz z cala pewnoscia jedno glowne danie. Aby wszystkim dogodzic, ja prowadze kajecik "nieznosnosci" moich przyjaciol, bo okazuje sie, ze jeden nie moze kolendry, inny na czosnek uczulony, a inny jeszcze ma odruch wymiotny jak widzi na talerzu kolor zolty!!!!(tak, tak).
Kiedy jeszcze zdrowiem kwitlam wydalam tzw polskie przyjecie, i podalam "zrewizytowane" golabki na danie glowne, golabki byly maluskie bez zadnego ryzu, przewiazane wstazeczka z wedzonej szynki, podane w towarzystwie puree z ziemnaczkow z oliwa z orzeszkow pistacjowych (zamiast masla). Acha, do nadzienia golabkowego dalam suszone zurawiny.
agik, skoro jesien, to ta zupa z dyni bardzo pasuje, ale dodaj do niej jakis imbir, albo przetarte pieczone papryki, albo i spory peczek przetartej natki, no wlasnie, nic tak dobrze nie usypia jak wymyslanie nowosci..........
A dla Twoich ksiezniczek Twoje nocne przemyslania stana sie tradycja.
Jesli ktokolwiek wychodzi z zalozenia, ze nie przeskoczy malego bajorka, czy dwoch schodkow na polpietrze, to z cala pewnoscia nigdy nie przeskoczy, jesli ktos zalozyl (oj nieslusznie), ze Rodzic jego nie zje avocado, to slusznie, jesli tego avocado nigdy mu nie da do sprobowania.
Moi Rodzice nie mieli jakos specjalnie rozwinietych kubkow smakowych(Tineczko, po polsku "kubki", a nie "cebulki").
A na sam koniec wozilam w bagazu recznym i avocado i mule.
Ja tez wyjechalam z Polski ze smakiem kapusniaku i skwarkow. Innych smakow uczylam sie sama.
Ze smakami troche jak z tabliczka mnozenia, jak sie nauczyles mnozyc do piecdziesieciu, to masz ochote do stu.
Agik, gratulacje. Jestes madra nieslychanie.
Dziękuję Kokliko :)
Bardzo dziękuję, ze się przyłaczyłaś do rozmowy, bo bardzo jestem ciekawa Twoich przemyśleń.
Zupa z dyni,która co prawda jest zapowiedzią jesieni i zresztą w ogóle kwintesencją jesiennego menu, jednak została odrzucona z powodu koloru :) Ale jak już robię zupę dyniową ( bez znaczenia czy w wesji "galowej" czy przaśnie codziennej) to daję albo imbir, albo papryczki chili, albo musztardę.
Poza tym chyba udało mi się uchwycić jeszcze inną myśl, zanim mi uciekła ;) Właśnie takie łaczenie tradycji z nowym i nieopatrzonym mi się podoba ( to co napisałaś o "gołabkach") Jemy coś, co dobrze znamy, ale jednak trochę to jest coś innego.
Tak jaby te nowe składniki były dzikie i trzeba by je było oswoić. Np krewetki :) " a toto nie ugryzie mnie w gardło?" ale już krewetka wrzucona do jakże dobrze znanej sałatki z majonezem, kukurydzą i ananasem wydaje się oswojona i bezpieczna. I takie cos mi sie podoba. W końcu od czegoś trzeba zacząć ;))))
A nie wysuwanie kolców na pół metra, ze tylko nieodmiennie barszcz z krokietem, bo to elegancja najwyższej próby. I jak własnej cnoty będziemy tej elegancji bronić.
Myślę, ze schabowy też obiektem takich poszukiwań był- bo skąd inaczej wziąłby się na nim ten nieszczęsny plaster ananasa? Który z dania nudnego zrobił danie pretensjonalnie nudne...
Przedwczoraj oglądałam w telewizorze, w jakimś programie sniadaniowym jak pani Kasia Klich opowiadała o pomidorowej. Mówiła, ze do soku pomidorowego dodaje sok pomarańczowy, podaje to w filiżance do capuccino ozdobioną spienionym mlekiem i posypaną cynamonem. Super jak dla mnie. Ale pomidorowa ze śmietaną i kręconym makaronem- już nie :)
Jeszcze chciałam Cie Kokliko spytać, według jakiego klucza dobierasz dania na swoje przyjecia? Rozumiem, ze kajecik ( ja co prawda notuję sobie to w głowie i te luźne notatki wrzucam do byle jakiej szuflady w głowie, ale zaczyna to już być męczące, i chyba sobie zgapię ten pomysł z kajecikiem od Ciebie), potem co? Sezon? Kolor?
A w ogóle- teraz mi przyszło do głowy, ze ja tak wszystkich męczę o te zasady, a moze to jest tak, ze tego nie da się nauczyć? Albo ktoś umie połaczyć ze sobą dania na zasadzie jakiegoś szóstego zmysłu, intuicji, iskry geniuszu, albo nie. Wtedy by to znaczyło, że wszelkie próby "nauczenia się" byłyby tylko załosnym nasladownictwem.
Jak to jest? Pytam Ciebie Kokliko i wszystkich innych, którzy mają na ten temat jakieś zdanie.
Dzięki:)
to prawda. Galowe w te czy we wte zawsze trzeba jako gospodarz zadbac o to by KAZDY zaproszony gosc znalazl cos dla siebie. Gdybys byla moim gosciem as dostalabyc i Twa cole i jakas potrawe bez owocow. Bez dyskusji. Tyle ze Coli nigdy bym nie podala jako obligatoryjny napoj do menu a jedynie na zyczenie.
Swoja droga przy organizacji takiego galowego dobrze jest sie popytac o alergie i preferencje smakowe gosci - jesli sie ich nie zna.
To radze Ci sie dowiedziec dokladnie co jest skladnikiem coli....wlasnie cofeina, taka sama jak w kawie, tylko cukier w coli zabija jej gorycz.
Agik, Kochana moja!!!
O`key, grzanki z kurkami bardzo dobry pomysl na pierwszy rzut, absolutnie nie salatka, bo najedza sie za bardzo:)
Troche przerwy i zupa z dyni , no bo jesien i sezon, dobry pomysl:)
Piers kaczki mniammmm, tu uzyj marynaty:) sos owocowy z dodatkiem czarnej czekolady? kluski i salata oraz rozne chutney mniammmmm
Deser: panacotta z szafranem (pieknie zolta) ze swiezymi jezynami...
Do kawy: pyszny, szybki jablecznik (sezon na jablka), podam Ci przepis bardzo prosty:)
Wodka, to oddzielny dzial, musi byc??? U nas podaje sie tylko do sledzi:))))
Granite`, to "lody" sorbe` bez smietany, zoltek,,,na przyklad: sok z cytryny+starta skorka z limonki +posiekana bazylia( mieta) i odrobina cukru pudru dla zbalansowania smakow ( nie moze byc slodkie) i zamrozone a potem widelcem zeskrobane do podania ( taki zamrozony puch)
A jeszcze ciekawsze zrobic z wywarow z warzyw, ale nie mieszac smakow.
;)))
Skoro moje menu jest ok, to teraz następny filtr ;)) Nie ma nic dla małej księżniczki ;)))
Wię cdo zestawu przekąsek dorzucam malutkie kiełbaski w cieście drożdżowym, posypane czarnuszką wspanale pachnącą. :)
Zupa z dyni- szczerze móiąc nie wiem, ale może jej się w jej malutkiej głowce ulęgnąć, że to zupa z kurczaczka zółciutkiego i może powiedzieć- "nie ciem" ;) więc może jakaś inna jesienna zupa byłaby lepsza? Da się zrobic zupę z papryki pieczonej np? Albo brokułowa z migdałami i czosnkiem?
Kaczka będzie z sosem różanym. Mała myślę, ze bez sosu zje :)
Pannacotta z szafranem i jeżynami- brzmi fajowo, ale jezyny mają takie twarde pesteczki, nie kazdy lubi...
Deser- gruszki w sosie malinowo- wanilowym.
Upiec szarlotkę jestem w stanie- nawet wyobraziłam sobie, że szarlotka na ciepło w zimnymi lodami to fajny pomysł....
Albo tartę z brzoskwiń, albo nektarynek- tez jestem w stanie :).
No ok, skoro napoje zapychają, to zostaniemy przy wodzie- z listkiem melisy, albo mięty, albo selera, alo z plasterkiem jakiegoś cytrusa.
Wódka- tak :))))))))))))))
Czyli rozumiem, ze po obiedzie?
Do niej marynaty, sledzie...
Druga czesć towarzystwa pije wino i do wina sery, tak?
Aż mi się zachciałao takie przyjecie urządzić :)
Skoro już mam menu...
Dziękuję Tineczko :)
wodka to chyba pomiedzy. Wydaje mi sie ze mozna podac na apetyt - do pierwszych przekasek kieliszek na przyklad zubrowki. No i po daniu glownym czysta badz ziolowa "na trawienie" Ale raczej nie mieszac wodki i wina - pewnie jedni chetnie siegna po wino a inni po wodke.
agik,zupa z dyni jest pyszna i musi byc , bardzo pasuje do twojego menu, a malej ksieznicce powiesz, ze to zupa z marchewki.
:))))
Właśnie puściłam drugi filtr :)))))))))))
wyglądu dań i zestawów kolorystycznych :) i mi wyszło, ze te wszystkie dania mają podobny kolor- beże, zółte i pomarańcze ;)))
Więc zupa koniecznie musi mieć inny kolor :) - zielony, albo czerwony :))))
Zupa z pieczonej czerwonej papryki jest pyszna, dla malutkiej taka jaka jest a dla doroslych z dodatkiem na przyklad kremu z oliwek.
Mozesz zrobic rowniez zupe zielona:)
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> Dokładnie o to mi chodziło! Dziękuję Lubczyku :)Dlaczego tak akcentuję
> wielkość dań? Ano z doświadczenia. Niezbyt czesto urządzam tego rodzaju
> przyjęcia, ale kilka razy w roku się zdarza. I zawsze mam taki problem z
> moimi gośćmi ( skład osobowy - przeważnie ten sam): ja bym chciała
> jeszcze czymś ich zaskoczyć a oni jęczą, zę są przejedzeni i nic nie
> tkną. Nie chcę być nachalna i zmienić przyjemności z dobrego jedzonka w
> jego przeciwieństwo ( tzn złe samopoczucie z powodu przejedzenia) i nie
> chcę zaglądać bez przerwy w talerze i ględzić- a czemu nie jesz i
> stresować się, że może coś niedobrego podałam... Dlatego pomyślałam
> sobie, że może za duze porcje nakładam... Tylko tak łyso wygląda na
> obiadowym talerzu np 1/3 porcja miesa i 1/5 porcji ziemniaków ( czy tam
> czego)- może powinnam stosować mniejsze talerze?O dostosowaniu do
> gustów osób - nawet nie wspomniałam, bo wydało mi się to
> oczywiste. Po co mam podawać krewetki, których nikt nie tknie? albo
> kawę, której nie moze pić szwagier? Już nie mówiąc o tym, ze
> na najbardziej zaszczytnym miejscu ( no, prawie ) wśród moich gości
> zasiada 3- letnia siostrzenica- a dla niej najwspanialszym posiłkiem jest
> paróweczka i na deser zielona galaretka, hi...No i dla niej na stole
> królują paszteciki w kształcie swinek, albo słoni ( które ona
> całuje, ale jeść nie chce, hi ) Z dopasowanie kolorystycznym potraw do
> dekoracji stołu i w ogóle całego pomieszczenia- myslę, że dałabym
> sobie radę, bo to mój mały chyś ( hyś? )...Dla mnie sposób w
> jaki podane jest jedzonko jest równie ważny ( o ile nie ważniejszy)
> niż samo jedzenie- i dotyczy to talerzy, szklanek, kieliszków,
> serwetek, kwiatków itd Generalna zasada: najpierw lekki aperitif,
> później małe zaczepne czekadełko (to nie jest obowiązkowe) zimna
> przystawka + ew. gorąca; jeżeli ma być coś z rybą > wchodzi jako
> pierwsze; później zupa > na eleganckich przyjęciach podaje się
> zupy czyste albo zupy kremowe, w każdym razie bez makaronu czy warzyw w
> środku; później danie główne a po nim można wpleść coś
> zaczepnego przed deserem.Desery podaje się raczej dwa, z czego tort czy
> ciasto dopiero na końcu.Oczywiście od wszystkich zasad są wyjatki,
> które można umiarkowanie zastosowaćChciałabym, zebyś rozwinął tę
> część ( jesli mozesz) :)Co to znaczy "zaczepne" czekadełko...I jeszcze co
> znaczy " coś zaczepnego przed deserem"- chodzi o jaki rodzaj dania? coś w
> rodzaju "bawigęby"?I jeszcze odnośnie deseru: rozumiem, że ( patrząc na
> zasadę nie powtarzania sie potraw) pierwszy deser ma być lżejszy ( jaki?
> owoce? owoce z musem, jakies same musy/galaretki/ budynie?), a drugi
> "cięzszy"- ciasto, tort; tak?Czyli kiedy podaje się ten pierwszy deser?
> Przed daniem głównym?
Jesli na wstępie podasz małe danka, to po którymś kolejnym takim "maluszku", gościom pierwszy głód mija. Wtedy już patrzą dziko na mniejsze porcje dań głównych na większych talerzach. Po drugie, zawsze możesz oszukać oko gościa, kładąc na talerzu parę listków sałaty. Porcja nie będzie przez to za syta, a w zamian uzyskasz "złudzenie" pełności na talerzu.
Zaczepne czekadełko, to jest coś na jeden ząb. W niektórych restauracjach podaje się takie wymyślności nawet na łyżeczkach do herbaty. To może być np. kostka dobrej myśliwskiej kiełbasy z kropelką jakiegoś aromatycznego sosu; albo kostka intensywnej galarety mięsnej z kawalątkiem cytryny, albo jakiś pasztet itp, itd. Dalej taką rolę spełniają najprzeróżniejsze kreacje własne, od pierogów wymyślnie nadziewanych, polanych jakimś słonym sabajone (takie pierogi podajesz oczywiscie w ilości sztuk - jedna!) po cięte warzywka z dipami. To co podasz, koniecznie ma korespondować z aperitifem - bo inaczej całe wstępne wrażenie będzie do bani.
Zaczepne przed deserem (stosowane rzadko, bo tylko na jamnikowych przyjęciach) znaczy coś małego, co ma na nowo obudzić apetyty.
Ostatnio podawałem letnio ciepłą "zupkę" ze słodkich pomidorów, przetartych z malinami przez gęste sito. Taki krem pomidorowo malinowy był w każdej miseczce uzupełniony kilkoma filetami czerwonego grejpfruta.
Desery i pierwszy i drugi, zawsze podajesz na końcu. W/g gustów gości możesz zacząć od deski serów z owocami, albo jakichś lodów czy kremu - galaretki, itp. Na koniec idzie tort lub inne "kalibrowe" ciacho :-)
.Bardzo Ci, Kochany, dziękuję...
Rozjaśniło mi się nieco w głowie.
Porcje podajemy małe i pamietamy, ze oko tez je. te "zaczepne" czekadełka to takie małe cacuszki. ( sorry, ze tak się przyczepiłam tego słowa, ale mi się to skojarzyło z małym zawadiackim pieskiem, z zakręconym ogonkiem, który wesoło podskakuje i tego skojarzenia nie umiałam przełożyć na coś do jedzenia...) I ogólnie- przykładamy się do wygladu. Czy to te "amuse- bouche", o których pisała Tineczka?
Jeszcze odnosnie układania na talerzu- Pisałes o listkach sałaty, którymi uzyskujemy optyczną "pełność" ( ja sobie pomyślałam, zę fajowo byłoby, gdyby danie było ułozone na całych gałązkach np majeranku, albo oregano).
Jak powinien wyglądać taki talerz?
Danie ułożone na środku talerza? Czy to bez większego znaczenia, byle ładnie i estetycznie? ( juz nie wchodzac w definiowanie słowa "ładnie", bardziej zdając się na instynky i jakieś własne poczucie estetyki i harmonii)
Jeszcze raz Ci dziękuję.
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> .Bardzo Ci, Kochany, dziękuję...Rozjaśniło mi się nieco w
> głowie. Porcje podajemy małe i pamietamy, ze oko tez je. te "zaczepne"
> czekadełka to takie małe cacuszki. ( sorry, ze tak się przyczepiłam tego
> słowa, ale mi się to skojarzyło z małym zawadiackim pieskiem, z
> zakręconym ogonkiem, który wesoło podskakuje i tego skojarzenia nie
> umiałam przełożyć na coś do jedzenia...) I ogólnie- przykładamy
> się do wygladu. Czy to te "amuse- bouche", o których pisała
> Tineczka?Jeszcze odnosnie układania na talerzu- Pisałes o listkach sałaty,
> którymi uzyskujemy optyczną "pełność" ( ja sobie pomyślałam, zę
> fajowo byłoby, gdyby danie było ułozone na całych gałązkach np
> majeranku, albo oregano). Jak powinien wyglądać taki talerz?Danie ułożone
> na środku talerza? Czy to bez większego znaczenia, byle ładnie i
> estetycznie? ( juz nie wchodzac w definiowanie słowa "ładnie", bardziej
> zdając się na instynky i jakieś własne poczucie estetyki i
> harmonii)Jeszcze raz Ci dziękuję.
Obecnie panuje moda na kwadratowe talerze. Samo to narzuca konieczność symetrii. Dlatego jeżeli do dania znajdujacego się już przed nimi, goście nie będą już niczego dobierać z półmisków na stole, treść dania powinna (choć nie musi) być umieszczona na środku.
Nie byłbym za układaniem gałązek ziół na talerzu razem z daniem, bo dekoracja talerza zasadniczo powinna być w całości jadalna! Lepiej taką rolę na talerzu spełni "dywanik" z listków. Gałązki ziół wspaniale pasują jako dekoracja półmisków.
Hm
A jesli mam zamair podać sałatę jako dodatek do dania głównego, to nie będzie to wprowadzać niepotrzebnego dysonansu?
Z ziołami zrozumiałam- co prawa są jadalne, ale mają przeważnie mocny smak.
I jeszcze jedno- jadalna dekoracja- dekoracją, ale czy należy ja zjadać?
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> HmA jesli mam zamair podać sałatę jako dodatek do dania głównego,
> to nie będzie to wprowadzać niepotrzebnego dysonansu?Z ziołami
> zrozumiałam- co prawa są jadalne, ale mają przeważnie mocny smak.I jeszcze
> jedno- jadalna dekoracja- dekoracją, ale czy należy ja zjadać?
Dekoracja powinna być i owszem jadalna, ale nie ma obowiązku jej spożywania. Zwrot talerza z nienaruszoną dekorką nie jest błędem towarzyskim.
Mówiąc o już oskubanych listkach ziół, miałem na myśli ułatwienie gościom ich zjedzenia. Jak "zdejmiesz" listki gałazki na talerzu? Nożem się tego nie da zrobić a brać w paluchy nie wypada. Intensywność aromatu regulujesz podaną ilością! Czasem podaje się jedną gałazkę (ale tylko jedną i małą) zielonego rozmarynu czy majeranku, ale to już na wstępie wiadomo, że tego się nie je, tak jak jest to w przypadku zielonej pietruszki czy koperku. "Zjadalność" jest dowolnym wyborem.
Jeśli podajesz do dania głównego sałatę na półmisku, to nic nie stoi na przeszkodzie aby na talerzu znalazły się po kilka listków sałaty innego gatunku i koloru.
Skuszona nieco Waszymi opowiesciami o galowych przyjeciach postanowilam zrobic cos w tym stylu- wprawdzie galowe przyjecie to nie bedzie, ot kolezanki moje ukochane, z pracy, przyjda na parapetówę (!!! ) ale ulozylam sobie takie menu:
1. czekadelko (nie wiem czy nie nazbyt sycace): ananas z serem plesniowym zapiekany w piekarniku
2. tzw danie glowne :placki kurczakowe i salatka (pewnie jajeczna, bo wszystkie ja lubia)
3. deser : mus czekoladowy...
"Przyjecie" nie potrwa pewnie zbyt dlugo..ale mam zamiar sie postarac... :)) nie wiem jak ta moja kompozycja ma sie do galowych uroczystosci...ale dziewczyny juz sie ciesza... nie moge ich zawiesc... :)))))))
Witaj Aguś :)
Urządzasz parapetówę- masz nowe mieszkanko?
Wszystkie danka, które zaproponowałaś wydają się pyszne, ale bardziej mnie ciekawi wg jakiego klucza dokonałas wyboru?
Kierowałaś się tym, co wszystkim smakuje?
Czy tym, co najlepiej Ci wychodzi?
Też mam nadzieję, że wszystkie będą zachwycone :)
Pozdrawiam
Hej Agik :) mam nowe mieszkanie.. :))) nareszcie... i nareszcie moge rozwinac skrzydla w mojej nowej kuchni :)))
kierowalam sie gustami kolezanek... placki i salatke mam wyprobowane... w zasadzie sa u mnie na kazdej imprezie..dziewczyny jeszcze nie jadly, ale znaja z opowiesci- maja ochote.. ananasa z serem plesniowym bede robic pierwszy raz- ale tu filozofii zadnej nie ma (chyba) - a wszystkie to lubimy.. najtrudniejszy wydaje mi sie mus czekoladowy... mam nadzieje ze dam rade....(przepis oczywiscie znalazlam na WZ..)
Klucza zadnego nie bylo.. tak jakos.. pomyslalam.. milo by bylo ugoscic Je wytworniej niz zazwyczaj :D
Coś sobie uswiadomiłam...
Wszelkie "odświętne" przyjęcia, odbywają się w moim zyciu w oparciu o tradycję (świeta) i w oparciu o to co najbardziej "schodzi" ( wesela, komunie i inne tego typu.
W związku z tym, chyba jestem skazana na karpia smażonego ( nie cierpię!!!) i kapuchę na ciepło ( nienawidzę!!!!!!!!!!!!!), bo co tu mały robaczek będzie dyskutował w Tradycją :((( I chyba to nic, ze Pani Tradycja dopuszcza różne postne potrawy- jak nie podasz biednego umęczonego jak sam Chrystus Pana Karpia- to tak jakby bąka puścić w towarzystwie- grzesznik jesteś i w ogóle masz naszą świętą Polskość, i lata męczęństwa naszych przodków, którzy się poświecali, żeby tego karpia wywalczyć ogniem i mieczem- w dupie :((( i nie warto przychodzić do ciebie na przyjęcia, bo szargasz nasze świętości... Naszego Pana Karpia, Nasze Przenajświetsze pierogi, nasz Błogosławiony Barszcz...
I Nasze "wspólne" cudami słynące Ziemniaki, I Kotlety Schabowe ( Inne Niż na całym Świecie, bo Nasze!!! Krwią przodków, którzy o kiełbasę walczyli, a Ogórka Kiszonego mieli w herbie- Odkupione)...
Chyba juz mi się nie chce gadac o "galowych" przyjeciach....:(((((((((((((((((
No co Ty Agik????!!!!! Prosze kontynuowac temat! Nieladnie konczyc przyjecie przed podaniem dania glownego. Rozbudzilas podniebienie, to teraz napelniaj brzuszki.
Czcijmy Schabowe z familia, a friendsow podejmijmy galowo!
Na danie główne miała być kaczka ( i sos różany do niej).... ale coś mysle, że to chyba źle.... może lepiej byłoby gdyby kazdy usmażył sobie schabowego... ewentualnie, jak ktoś lubi może sobie rzucić na panierkę plaster higieniczngo ananasa z puszki.... w końcu to takie światowe...
Kurka, F-K- to nie do Ciebie.... Tylko tak ogólnie...jakoś ręce ( i cycki) opadają....
I jeszcze majtki i buty mogą spaść. Smutno mi,że Tobie smutno.
ALE...
Również nie lubię mięs z owocami, ale próbuję i dopiero wtedy " nie lubię" , przekonuję się do jakis potraw szybciej niż reszta mojej rodziny
( sama dzieki tej stronie przygotowuję) i uczę się smaków . Na codzień gotuję z lekką fantazją ale tradycyjnymi produktami , a przy galowych imprezach staram się choć jedno danie zrobić exlusiv , nie zawsze wychodzi...
Wiesz u mnie nawet jak dodam pół łyżeczki miodu do zalewy grillowej to nochami kręcą,że za słodkie.
Wniosek nasuwa mi się jeden: " nie to jest ładne co jest ładne tylko co sie komu podoba"
I bardzo bym chciała spróbować ugotowanej przez Ciebie zupy z selera z gruszką i tej kaki z różą... nie mam dla kogo tak gotować i po trosze boję się,że zmarnuję żarełko a nie zawsze jest...
Pozdrawiam serdecznie i się rozchmurz już:)
To wlaśnie chciałam napisać
Rozchmurzyłam się :)
Rzecz chyba w tym, że ja bardzo lubię gotować... a powtarzanie czynności jest, co tu kryć, nudne. I ciągle te same smaki są nudne!
Ja tez się boję, zę coś zmarnuję, ze nie wyjdzie i pieniądze i moja praca pójdą do kosza... Ale, jak się nie przewrócisz- to się nie nauczysz :)
A nawet, jak już umiesz, to przecież każdą umiejętność trzeba szlifować...
A nowe umiejętności nabywa się przecież poprzez coraz wyższe stawianie poprzeczki.
Ale trochę mi entuzjazm sklęsł...
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję :)
Szkoda , że sklęsł.
Jak czytałam wątek o odczynianiu upału to oblizywałam się , ale...
nie ryzykowałam, mam takie " zachowawcze zachowania" .
Ale , ale szlifuję mój warsztat kuchenny, robię rzeczy o których mi się kiedys nie śniło:) piekę ciasta , robię torty ( zrobiłam literówke i wyszły mi zamiast torty -tortury hihihi)
Pozdrawiam .
Uwielbiam Twój enuzjazm i Wasze rozmowy o wykwintnym jedzeniu:)
siupnijmy na zachętę, może palce się rozwiążą:)
Tak z ciekawości... ;)) co było do oblizywania się w wątku o odczynianiu upału?
Na wykwintnym jedzeniu to ja się nie bardzo znam... ale za to bardzo bym chciała się poznać :)... moze kiedyś... :)
Na drogie restauracje- to mi wąż rękę w kieszeni odgryza, do tych tańszych juz nie uczęszczam, bo wydaje mi się, ze w domu mogłabym wszystko lepiej zrobić.
W gotowaniu jestem srednio zaawansowana, natomiast widzę znaczną różnicę miedzy tym jak ja gotuję, a jak gotują znajome mi osoby...
A już największą różnicę widze w tym, jak zmieniło się moje myslenie o jedzeniu i gotowaniu od jakiegoś roku...
Moje myśłenie, mój sposób pojmowania rozwija się dzięki rozmowom, czesto nieudolnym próbom, a ja się z tego cieszę, jak głupia...
Tylko, że coraz bardziej i coraz częściej, czuję się jak ostatnia idiotka...
Dziękuję
Oblizywałam się na myśl o napojach jakie komponowałyscie wraz Wkn i innymi bardziej zaawansowanymi.
Wiesz tu jest chyba niewiele osób które może Ci kroku dorównać jeśli chodzi o gotowanie serio , i nie mam nic do zyskania "słodząc Ci", więc niech to powstrzyma złosliwe komentarze.
Mam prawo podziwiac Ciebie i to robię , bo Agiku mówisz/piszesz mądrze a nie wymądrzasz się i z pasją której Ci zazdroszczę:)
Koniecznie musze sobie to wydrukować
Dziękuję
Przeczytalam twoj post i tak mi sie jakos smutno zrobilo....
Uswiadomilam sobie, ze w mojej kuchni nie ma chyba zadnej tradycji. Gotuje raczej bardzo "miedzynarodowo" i bardzo czesto cos nowego.
Z polskiej kuchni pozostal tylko bigos i barszcz.
Nie wiem czy u moich dzieci pozostana jakies smaki z dziecinstwa?
Ja mam jeszcze do dzisiaj w oczach i w "nosie" dania swiateczne, niedzielne, urodzinowe... i tak jak napisalas co roku to samo. Wspaniale wspomnienia!
Teraz na swieta robie 2-3 dania tradycyjne, ale to nie pozostanie u moich dzieci, bo one wlasnie tego nie jedza, to dla tej starszej generacji.
podpinam sie pod ciebie, bo tez chce o tradycji,
ja tez gotuje bardzo "miedzynarodowo",
uwielbiam odkrywac nowe smaki, przyprawy (mam to po mamie), a moj maz uwielbia moje gotowanie, wiec tym bardziej lubie to robic...
ale swieta - typowo po polsku i nie dlatego, ze tak wypada (mama tysiace km od nas), ale tak chce, tak lubie i tak zawsze bedzie...
dla gosci mam zawsze wybor, ale poniewaz to ja robie przyjecie, ja wydaje pieniadze i poswiecam czas - to ja podejmuje wszystkie decyzje, i uwazam, ze oni powinni sprobowac dan, ktore przygotowalam i uszanowac moje upodobania, tradycje, zasady...
gdy ja ide w goscine, tez probuje wszystkiego i zawsze chwale i dziekuje....
a tak na marginesie to nasi kanadyjscy znajomi zawsze prosza o golabki i pierogi, a Polacy o flaczki, bo ich zony nie potrafia lub nie chca robic (mialam impreze mieszana, ponad 20 osob, gdzie byly flaczki i powiem wam, gdy je podalam zalegla taka cisza- wszyscy sie zajadali- jak ja to lubie...)
pozdrawiam wszystkich serdecznie
Wlasnie swieta jakos tak nastawiaja mnie do zachowania taradycji...Moze to tylko taki sentyment emigracyjny :-) Ale juz wszelkie inne okazje do spotkan ze znajomymi celebrujemy przy stole zastawionym miszmaszem kulinarnym. Dlatego temat Agik zaciekawil mnie bardzo. Fajnie byloby uczcic urodzinki w taki inny, dopracowany perfekcyjnie sposob.
Prosze Cie Agik, nie bierz sobie do serca krytyki tych, ktorzy nie umieja wyjrzec ze swojej bezpiecznej skorupki.
Cenne rady Lubczyka i Tineczki tylko rozbudzily moja wyobraznie.Poprowadz dalej ten watek wlasciwym torem, bo baaaardzo chce sie dowiedziec wiecej!!!
Dziekuję
Własciwie- to jak mam poprowadzić temat, skoro sama chciałam się dowiedzieć? Sama ze sobą mam gadać?
Jeszcze jedno- nie wizęłam sobie do serca krytyki, wczoraj mi trochę poszło, ale chyba bardziej rozdmuchałam, niż się źle czułam .
A do As nic nie mam. Wręcz przeciwnie. As zawsze występuje, jako taki głos wątpiący, sceptyczny- to jest cenne. As mówi śmiało i bardzo wprost, co myśli, a to jeszcze cenniejsze. Szkoda tylko, że się wycofuje i nie daje się wciągnac w rozmowę, bo wtedy naprawdę byłoby ciekawie.
( przepraszam As, ze pisze o Tobie w trzeciej osobie i nie zwracam się wprost do Ciebie, ale akurat taka kwestia wyniknęła. Ja Cie lubię, uważam, że trochę pełnisz rolę Smerfa Marudy... Tylko się znowu nie uraź, bo pisze to niemal z czułością)
Jeszcze kwestia tradycji- szczególnie na Wigilię. Też mam w głowie i w "nosie" zapachy i smaki. Ważne są. I piękne. Ale z tego wcale nie wynika ( dla mnie, znaczy się), że ma byc zawsze tak samo. Bo ja bym chciała, żeby było różnie... Tradycyjnie, ale różnie. Bo ja się zmieniam, moi bliscy się zmieniają, świat wokól nas się zmienia.
agik, kochana,
w kwestii tradycji: ja wcale nie chce "zawsze tak samo", tylko "tradycyjnie, ale roznie",
jest taki ogromny wybor i takie mozliwosci i tak, jak napisalam, ja uwielbiam nowosci, wiec co roku jest inaczej, ale zawsze po polsku (szczegolnie Wigilia ) i tak juz zostanie,
usciski
To wszystko się wyjaśniło:)
Oj Agiku, dawno żaden tekst tak mnie nie ubawił!Pozwól, ze sprzedam znajomym.A ten karp z Ogniem i Mieczem to mistrzostwo .Ale sie musialas wkurzyc;))) Pozwól, ze przytocze tu przykład moich rodziców-już nieżyjacych. Nigdy nie stawiali tradycji ponad rozumem.
Wiglilia- była, bo bez niej Polakowi trudno żyć, ale nigdy konwencjonalnie. Było postnie, bo tradycja,ale po co sie mamy męczyć z karpiem-tłuściochem, którego nikt nie lubił.Raz całą wigilie wsuwalismy bliny z kawiorem-nawet szmpan byl, choc nie uchodzi;)No jakies jedno danko, czy zupka sie trafiały zawsze tradycyjne, ale takie, które lubilismy."Podmoskownych wieczierow" nie spiewalismy, bo fałszowalismy okrutnie.Tradycja jest cenna, ale przeciez tradycje sie....zmieniają!To proces kulturowy.
Gwoli informacji rodzice byli wierzący, ale nawet p Jezus zmieniał, tradycje.Wiare to ma sie w sercu. Tradycje ma sie w pamięci, szanuje, ale przecież...kto komu zabroni "z pastowanym kabanem po lesie spacerować".Pozdrawiam.
Ja w tamtym roku urządzałam pierwszą w swoim zyciu wigilię. Bardzo byłam przejęta. Teraz juz bym wszystko inaczej zrobiła.
Zrobiłam zupę grzybową ( i z niej chyba nigdy nie zrezygnuję), ale pierogi do niej zrobiłam w kształcie gwiazdek. ( Bład! za bardzo wydziwiane, a księżniczka dla któej w sumie to było, nie doczekała kolacji, bo tak bardzo była padnięta)
Zrobiłam kapustę z grzybami ( ukłon w stronę tradycji, bo wtedy myślałam, ze muszę. No i kolejny błąd, bo potem tę kapustę w kilku innych wydaniach- jako farsz do kulebiaka, jako farsz do krokietów, a na końcu jako bigos meczyłam do sylwestra. Zadnej kapusty juz nigdy nie bede na wigilię robić. Tradycja jakoś to wytrzyma! No i jeszcze jeden bład, bo przeciez gryzby już były)
Łazanki zrobiłam ( tez w kształcie gwiazdek. I znów kolejny bład! Znów powtórzone i grzyby i kapucha. I znów za bardzo wydziwiane. I za ciężkie. I w ogóle chaotyczne- po co te łazanki? jako co miały robić? przystawka? Z łazankami koniec na wigilię)
Rybę zrobiłam smażoną ( innej nikt by u mnie chyba nie jadł... choc do końca nie wiem, bo nie próbowałam, no ale w końcu była ryba smażona, w płatkach kokosowych- tu mi się udało. Do niej były lane kluski smażone i tu chyba mi się tez udało. I surówka z selera z bakaliami( wigilia mi się bakaliowo kojarzy) Tu mi się chyba też udało.
I kompot był z suszonych owoców i będzie powtarzany, jako ukłon w stronę tradycji, ale jako deser, a nie napój.
I jeszcze byłą moczka- jako ten lżejszy deser. I jako symbol połączenia mojego stołu i stołu lubego.
I siostra upiekła snikersa, ja wtedy jeszcze myślałam, że nie dam rady upiec jakiegokolwiek ciasta.
Aaa... i śledzie były, chyba jako pierwsza przystawka i teraz myślę, ze tez źle...
A te bliny z kawiorem na Waszej Wigilii, jakoś mi zazgrzytały Majoliko. No fajnie, postnie i inaczej, ale wigilia to przeciez pamiątka po pasterskiej kolacji, o ile moge sobie wyobrazic, ze pasterze jedli kapustę z grzybami, to z tym kawiorem mi nie idzie...
Pozdrawiam
Jeszcze o wigilii.
Z ubiegłorocznego menu zostanie mi zupa grzybowa, moze jakieś pierogi, ale bardziej chyba jako przystawka- moze pieczone, albo coś na wzór i kształt indyjskich pierogów? I raczej nei z grzybami, moze z soczewicą? albo z orzechami?
Mam chęć spróbowac jak smakuje ryba na parze, kupiłąm sobie nawet w lepszych czasach sandacza i zrobię próbę ( sandacz na parze - wyczytałam gdzieś w necie- to polskość niemal w postaci krystalicznej. Nie wiem, czy lubię, ale zamierzam spróbowac. Czeka mnie bardzo trudne zadanie,przełamania gwałtownego sprzeciwu lubego wobec ryby innej niż smażona, ale może za którymś razem się uda... Jak już spróbuję, to zdecyduję jaki dodatek skrobiowy bedzie do tego- ziemniaki odpadają. I jaka surówka do tego ( surówka to taki wdzięczny materiał do eksperymentów, raczej tania i raczej nie moze się nie udać...)
Kompot zostanie, moczka zostanie.
Przy planowaniu deseru czuję się bardzo niepewnie, bo naprawdę mam o tym małe pojęcie. Ale moze "zabiore" się za produkcję piernika?
Albo jakąś szarlotkę?
A jak zrobilas te rybke w platkach kokosowych? I co to te lane kluski smazone? Najblizsza Wigilia bedzie u mnie dwuosobowa, wiec mysle, ze moglabym troche urozumaicic tradycyjne potrawy.
Natomiast w Swieta bedzie "rojno i gwarno" i moze podpowiecie jakie "towarzystwo" najlepiej pasuje do indyka...
:)
Rybka to była sola ukulana w mące i wiórkach kokosowych- tylko pilnować trzeba, bo te wiórki mają bardzo nieprzyjemny zwyczaj przypalania się. A lane kluski smażone- to lane kluski wrzucone nie na wrzątek, czy tam rosól tylko na gorący tłuszcz.
Początek ryby w kokosowej panierce w przepisie Kluko "ryba na słodko- kwaśno" ( usi... usi... usiłowałam wstawić link, ale mi nie poszło...)
http://wielkiezarcie.com/recipe34172.html --- wow! udało mi się wstawić link do przepisu na niebanalne lane kluski...
Co do indyka- to na dziś nie mam pomysłu...
Indyk, mniam:)
Pasuje: suszone owoce i plastry pomaranczy w syropie z miodu z wanilia, gozdzikami, laska cynamonu
zurawina po amerykansku ( Marylka wstawila przepis)
wszystkie chutney
sos slodko/kwasny z rodzynkami
ziemniaki + slodkie ziemniaki amerykanskie w czastkach zapieczone na blasze, posmarowane oliwa i przyprawami-pychota:)
Do indyka kazde towarzystwo, byleby wesole.A najlepsze to juz chyba od Amerykanow z Thanksgiving, opracowali do bolu dobrze, proponuja rozne nadzienia, jest w czym poprzebierac, mozna sobie dobrac w zaleznosci od gustow wlasnych, pojemnosci piekarnika itd.
Ja bardzo lubie kaplony (kastrowane koguty wielkosci indyka), nie wiem tylko jak z owymi w nabywaniu w Polsce.
Niestety reszta zalezy od sosu w ktorym ptactwo podamy, bo ptactwo ma to siebie, ze znienacka lubi sie wysuszyc.
Ale amerykanski dziekczynny indyk ma tyle nadzienia, ze raczej gwarantuje wilgotnosc. Do niego wedlug przepisu Tineczki slodkie bataty, ja robie purée, podaje "wysypane z malutkiej obreczy, gwarancja, ze sie nie rozciapka. Jesli chce aby kolorystycznie i smakowo takie purée wzbogacic, to najpierw bataty, potem purée z fasolki z dodatkiem zielonej rzezuchy i ewentualnie z odrobinka szpinaku.
Wszystko dobrze zmiksowane i warstwowo ulozone, jak ktos pragnie, to jeszcze mala warstwa purée z marchewki na wierzch.
Jak juz wyjete z obreczy, to mozna skropic paroma kropelkami oliwy z ostu (ale tej najlepszej)!
Ja tez nie cierpie kompotu z suszu, ale w ubieglym roku wymyslilam sobie za czyjas rada, ze nie musi byc do popijania, natomiast deser z niego wyjatkowo eksluzywny w postaci galaretki.
Mnie przyszlo zyc w tradycji multi-kulti, a skoro kazdy jednak w tym wazny, wiec stworzylismy tradycje "coby i wilk syty, o owieczce nie wspominajac". Barszczyk przemyslany od nowa, bo okazuje sie , ze lubi ten barszczyk calkowicie nowe wkladki, a barszczyk przegryzamy maluckimi cygarami z ciasta francuskiego nadzianego dorszem i kaparami.
Po barszczyku leci mus z wedzonego sledzia z ubita smietanka z dodatkiem startej cebuli podany pomiedzy liscmi uparzonego fenkulu.
Jedna koniecznosc to ten karp w galarecie po zydowsku, ktory na ogol niedokniety zostaje na dzien nastepny. No ale licho z nim.
Na danie gorace po malusienienkim kawaleczku soli nadzianej owocami morza, ale naprawde kawalku naparstkowym, zawsze z naparstkiem nierozgotowanego naparstka pora.
No a potem te susze w galarecie. Na inne desery, co to goscie przyniosa, makowce, serniki id, mamy czas do Nowego Roku.
Ale oczywiscie nikt nie musi jak ja, bo po pierwsze nie lubie sie objesc, po drugie nikt w mojej rodzinie nie przepadal za pierogami w tak Nadzwyczajne Swieto, bo pierogarnie-jadlodajnie zawsze wystepowaly pod koniec wakacji, kiedy bylismy juz splukani z forsy.
Pierogi byly synonimem baru mlecznego, a nie swiatecznej celebry. No a kapusta zawsze znaczyla jakis koniec miesiaca i nigdy nie mogla stac sie daniem ze wszech miar swiatecznym, wiec kapuste wyeliminowalam nawet w te kapusciane Swieto Bozego Narodzenia.
Moja Babka , jeszcze urodzona w 19 wieku tez byla niechetna tejze tradycji, widac to juz dziedziczne.
Wkrotce zaczna sie pierogi, pierniki , a wszystko w jakims wymiarze religijno-metafizycznym. Powiedzcie, dlaczego polskie pierogi wigilijne , jako jedyne na swiecie posiadly wymiar religijny?
Bardzo lubie upiec piernik, bardzo lubie ten piernik piec zima, ale co ma piernik do wiatraka?
ten pomysł z galaretką z suszu tez sobie zgapię :) I jeszcze parę pomysłow w związku z tym mi przyszło do głowy...
Ale powiedz mi Kokliko, co znaczy "barszcz od nowa przemyślany" ? Sam barszcz jest przemyślany? czy dodatki do barszczu są nowe i przemyślane?
Wyczytałam przed chwila, ze barszcz pierwotnie wykonywano z rosliny zwanej barszczem. I ze zewnętrzna czesć tej rośliny jest trujaca, ale środek słodki i smaczny.
To dopiero jest ciekawe i podniecające :)
A skoro barszcz jest z rośliny zwanej barszczem, z buraków, z mąki- to pole do interpretacji jest ogromne :)
Barszcz po tajsku: kwas, trawa cytrynowa, imbir, czosnek...
Barszcz po japońsku: kwas i fermentowane wodorosty i chrzan wasabi
W ubieglym roku wrzucilam do indyka pomarancze i jablka, ktore po upieczeniu robily za dekoracje ptaka. Te bardziej tresciwe nadzienia raczej nie wchodza w gre, bo w nadmiarze swiatecznego zarelka moglyby sie zmarnowac, a szkoda by mi bylo.... Zastanawiam sie, czy moznaby uzyc peczka swiezych ziol (jakich?), czy tez owocow innych niz ostatnio.
Tineczko, mozesz wrzucic przepis na te owoce w syropie? Czy moznaby je podac jako dodatek rownolegly z zurawina?
A jakas surowka do tego wszystkiego, czy puree wystarczy? Ja uwielbiam warzywka...
Kokliko, a jak nazywa sie kaplon po angielsku? Mieszkam w UK, wiec podejrzewam, ze moze daloby sie go upolowac w miesnym sklepie. Na pewno znajdzie sie okazja, zeby wyladowal w piekarniku.
Agik, fajnie brzmi: nadzienie orzechowo-poziomkowe... Ale chyba w Londynie nie znajde poziomek... Moze jednak podasz przepis w wolnej chwili. Na pewno kiedys sie przyda, nie tylko mnie.
I jeszcze jedno: co przed i po indyku? A jaki alkohol?
( Zuzanna Wiciejowska, "potrawy wykwintne i eleganckie" Wyd. Rea s. 43. Ciekawe, ze juz któraś broszura nie podaje roku wydawnictwa. Jakiś nowy trend, czy jak? A ponoć o prawa autorskie mamy coraz mocniej dbać...)
Kurczak z nadzieniem orzechowym w poziomkach
1 kurczak, 2 łyżki miekkiego masła, sól, pieprz
Nadzienie 3/4 szklanki bułki tartej. 1/3 szklanki drobno posiekanych orzechów włoskich lub laskowych, 3 łyżki masła, 3 łyżki pokrojonej drobno cebuli, 1 białko, 1 łyżeczka posiekanego koperku, sól, pieprz.
Sos; 25 dag poziomek lub borówek brusznic, 3 swieże morele ( 15 dag) 1 szklanka bulionu drobiowego, 2 łyżki likieru masakino, 1 łyżka czerwonego octu winnego, 1 łyżka dżemu truskawkowego, 1 łyzeczka miodu, 1 łyżeczka maki ziemniaczanej, gałka muszkatołowa, sól, pieprz.
Przygotować nadzienie: wymieszać bułkę tartą, orzechy, natkę i koperek z cebulą zeszkloną na masle. Ubić pianę z białka zs szczyptą soli i delikatnie połączyć z masą. Przyprawić sola i pieprzem.
Kurczaka przygotowanego do pieczenia luźno napełnić nadzieniem. Otwór zaszyć lub spiąć szpilką. Kurczaka posmarować z wierzchu masłem, oprószyć pieprzem i solą, ułozyć na blasze i piec w piekarniku nagrzanym do 190 st, polewając wydzielanym sosem. Po upieczeniu pozostawić kurczaka na 5 min w cieple, następnie podzielić na porcje.
Sos:
morele i poziomki umyć i osączyć. Z brytfanki zlac sos, 3 łyżki sosu zostawić, wlac do niego ocet winny i nieco odparować. Mąkę ziemniaczaną wymieszać z dwiema łyżkami zimnego bulionu, pozostały bulion wraz z poziomkami dodac do sosu z octem. Częsc poziomek zgnieść, włożyć pokrojone na ćwiartki morele i gotowac do odparowania około 1/4 płynu. Wlac likier, dodac dżem i miód i wymieszać. Zawiesinę z mąki ziemniaczanej wymieszać z 2-3 łyżkami gorącego płynu a następnie połaczyć z sosem. Zagotować i mieszając, gotowac do zgęstnienia. Przyprawić gałką muszkatołową, sola i pieprzem.
Porcje kurczaka polac częścią sosu, przybrac cząstkami moreli oraz gałązkami pietruszki. Podawać z ryżem lu kluskami francuskimi i surówką.
Dziekuje Agik, brzmi cudownie. Bedzie problem z poziomkami, ale poeksperumentuje z truskawkami. Chyba nie bede czekac na 'okazje' i polece jutro po kurczaka :-))))))))))))))))
Sadzonki poziomek można kupić w marketach ogrodniczych :)
Tylko nie wiem, jak plenne są te poziomki, hi
U nas można kupić- tylko, że są koszmarnie drogie- 8 zł kosztuje pudełeczko 125 g...
Woziłam sobie wczoraj w wózku pudełeczko poziomek, wąchałam co chwilka, ale przed wyjściem ze sklepu- z żalem odłozyłam...
Ale moze jeszcze za tydzień będzie można kupić poziomki?
I jeszcze sobie pomyślałam, ze kiedyś widziałam w sklepie z ziołami taką "herbatkę" z suszonych poziomek...
A jak nie da się kupić- to ostatecznie można przeciez zrobić jak w przepisie: borówka zamiast poziomki... Tylko, ze jak juz chyba powszechnie wiadomo- prawie robi wielką różnicę...
Daj znać, jak Ci poszło....
Kurczak-rewelka! Delikatne, soczyste miesko o nieprzytlumionym przyprawami smaku. Nadzienie orzechowe swietnie wspolgra. Na niespelna poltorakilogramowego ptaka, wyszlo mi go nieco za duzo. Poupychalam jakos calosc, ale tak z dwoch trzecich podanej ilosci byloby w sam raz. Z braku poziomek oraz borowek brusznic (amerykanskie raczej niewiele maja z nimi wspolnego), uzylam truskawek. Wiem, ze nie to samo.... ale sosik byl pyszny doputy, dopoki nie dodalam galki muszkatolowej, bo chyba niestety przeholowalam z iloscia i jej smak przytlumil aromat truskawek. Poza tym polowa sosu spokojnie wystarczy do calosci. Podalam z malymi ziemniaczkami, ktore upiekly sie przy okazji obok kurczaka i kapusta w smietanie. Dziekuje za przepis, na pewno zrobie jeszcze nie raz.
Jeju :)
Serio zrobiłaś...
To ja w takim razie też zrobię i też z truskawkami....
Dzięki, że się podzieliłaś wrażeniami...
W kwestii indyka moja ksiązka kucharska z 1930 roku podaje takie propozycje: indyk nadziewany kasztanami i wątróbką, indyk nadziewany rodzynkami i migdałami, indyk nadziewany pieczenia cielęcą.
Jeszcze przewertowałam inne książki i znalazłam młodą indyczkę nadziewaną truflą.
I nadzienie orzechowo - poziomkowe ( ale do kurczaka, moze i do indyka się nada? )
Nadzienie kasztanowe... kiedyś jadałam kasztany, ale nie zapamietałam smaku, zapamiętałam, że dzień był wyjątkowo zimny, a kasztany wyjatkowo gorące, ale nie w taki rozgrzewający sposób, tylko w taki nieprzyjemny, piekący...
Kasztany można kupić w markecie, ale co z nimi zrobić? Sądząc po zastosowaniu, jakie wyczytałam w książkach, to jest jakby rodzaj bakalii i jak bakalie i orzechy mozna je traktować, tak?
Wigilia to jest ukoronowanie adwentu, a to nie Wielki Post tylko radosne oczekiwanie.(zgodnie zliterą KK).W wielu krajach je sie tego dnia kaczki, gęsi itp.Jej postny klimat to tylko polska tradycja.To właściwie czemu nie uczcic tego radosnego dnia zgodnie z tradycją, ale radośnie?A tamten kawior przywiózł na w wielkiej puszce wujo z Rosji;)Szampanskoje dokupiliśmy sobie sami;)
Oczywiscie! Wigilia ma byc dniem radosnym a nie smetkiem do polnocy. U mnie bardzo wesola i celebrowana troche po polsku i troche po szwedzku. Nic nie jest zabronione na stole:)
Tak sobie mysle, ze ryby i kawiar chyba predzej pasterze mogli pojesc niz grzyby i kapuste. Bo gdzie na pustyni zbierali grzyby?:)
swiete slowa a kawiar byl daawno temu jedzeniem biedakow jak i ostrygo i humary i langusty - Panstwo gustowalo przed wiekami bardziej w dziczyznie niz w jajkach rybich i skorupiakach. A na powaznie gdyby sie opierac na tym co jedli owi pasterze trzebaby bylo oprzec sie na podplomykach i humusie z kuchni arabsko-zydowskiej. To by pewno bylo "wedlog tradycji"-
A gdzie łowili te ryby i skąd brali kawior na pustyni? :D
Chyba, że chodzi Ci o "suchego przestwór oceanu"...? :D A te ryby to koniki polne i inne?
Mniejsza :)
Nie atakuję, więc się nie musisz bronić :) tak tylko zagadałam, bo mnie to z rańća uchachało...
Majoliko, ale mnie to stylistycznie zazgrzytało, a nie co do meritum :)
Ja wiem, że nowa wykładania oficjalnego świętowania głosi, że to czas radości i dopuszcza jedzenie mięsa ( gdzies tam juz zapomniałam, ale może w Niemczech? ) najbardziej tradycyjnym daniem jest kaczka...
Może i kiedyś ludzie jadali kawior i skorupiaki, tak jak my dziś ziemniaki, ale dziś to synonim niemalże wykwitu i luskusu, stąd ja odczułam taki stylistyczny dysonans. I nic więcej...
Kawior nic nie ma do radości :)
Pozdrawiam serdecznie
A dlaczego nie ma? Ja bym sie tam ucieszyla jakbym miala wuja ktory by mi taki kawior przywiozl na Wigilie :-) Postne? Postne wiec , dla mnie byloby ok.Swoja droga w Niemczech na wigilie je sie tradycyjnie kielbaski z grila lub patelni (Bratwürstchen - jak polska biala tylko ciensze i mniejsze) z kapusta kiszona duszona. Kaczka to pierwszy dzien swiat albo dzien sw.Marcina.
Tak jest na Bawarii.
Ja chciałam was tylko namówic do mniej konwencjonalnego podchodzenia do tradycji.Ja(dzieki rodzicom) mam do niej dystans.Owszem, jest wazna, ale czasem warto ją przełamac i miec potem-tak, jak ja- wspomnienie na całe życie.Miewałam rózne wigilie: jedną w Moskwie za komuszych czasów-tam dopiero czulo sie wartosć tradycji.Była też samotna, tylko ze zdjęciami.Wszystkie na swój sposób były piekne.Ale najfajniej wspominam te z kawiorem z puchy.Była taka radosna...
Opowiedz o tej Moskwie, Majoliko :)
Jak dla mnie to super ciekawe. A samo miasto budzi mój wielki szacunek, ja tez byłam kiedyś ( i też za komuny) i mimo to, ze było przykryte zgrzebnym worem socjalistycznej unifikacji, to jakieś takie wrazenie, gdzieś pod czaszką, coś jakby cień skojarzenia- o wielkiej Rosji, tej carskiej jeszcze, z fascynująca kulturą...
Znasz moze jakies przepisy z kuchni rosyjskiej ( oprócz blinów), Np na zupę ucha?
Ja byłam tam wtedy na tzw praktyce językowej(na studiach).w Instytucie im Puszkina.Było tam mnóstwo studentów, nawet z Chin, Eropa była cała.Ale wigilie urządzilismy tylko my.Zaprosilismy kogo sie dało.I wcale nikt nie miał z tego powodu nieprzyjemnosci.Jeszcze nawet nie umielismy wtedy gotowac, ale jakos dalismy sobie radę.Do kosciola jechało się w jedna stronę metrem 1,5 godziny.Pojechalismy. Było pieknie i wzruszająco.Acha, jedyni, którzy b aktywnie nam pomagali to byli...Niemcy zzachodni z uniw w Tybindze.
Co do kuchni to wsuwalismy w stolówce wtedy, a wolny czas poświęcalismy na zwiedzanie.Warto było. Potem jeździłam tam wielokrotnie, jako pilot wycieczek, ale tylko do Moskwy i Petrsburga. Żywilismy się w restauracjach. Było różnie, ale niestety średnio. Oprócz blinów i kawioru. Nauczyłam sie go tam jeśc w różnych rodzajach i kolrach, i łososia. Polacy nie chcieli go jeśc, a podawano go do każdego dania na przystawkę. Ja zawsze zabierałam z jeden półmisek do pokoju i ŻĄRŁAM;)..Być może nie umiałam jeszcze czuc smaków, jak teraz.Teraz pewnie uważniej przyglądałabym sie kuchni. Potem przestałam jeździc.Zdarzały sie takie hece, ze wolałam spokojniejsze zajęcie.Teraz chętnie pojechałabym, ale cena wycieczek jest tam zaporowa!
Teraz jeżdże do Wilna. to ode mnie blizej niz np. do Częstochowy. Poza tym jeżdzą ode mnie autobusy rejsowe.Kuchnia rewelacyjna!!!!!A i wrażen kupa, choć stosunek do nas- Polaków kontrowersyjny.Rosjanie-wbrew powszechnej opinii- są baaardzo życzliwi i dobrze nastawieni do Polaków.Tylko politycy to psują!
A jakie są te wileńskie smakołyki?
Ojej..mnóstwo ich jest: kołduny w rosole, czieburieki(zwane kibiniami)-takie pieczone pierogi z róznym nadzieniem-to przsmak Karaimów, cepeliny(to takie ogromne pyzy zmięsem, lub twarogiem. Ja zawsze buszuje po rynkach, sklepach i kupuje prawdziwy kindziuk(wspaniała wędlina),prawdziwego sękacza i ziołową wódeczkę "Tri dziewiatki"-999.to tylko wycinek, ale naprawdę te potrawy i specjały sa wspaniałe!Choć i tam włazi europejsko- amerykański blichtr I łatwiej znaleźc tam w centrum knajpki serwujace pizze, hamburgery niż tradycyjna kuchnie litewską.ale ja buszuję zawsze po tych bardziej oddalonych od centrum, gdzie takie grubsze panie z sercem na dłoni donosza dokladki i ciesza się, że turystom smakuje!!!Miłe to jest, choć widziałam też(nawet w ostatnie wakacje), jak Polki z Litwinkami prawie tłukły sie pod obrazemw Ostrej Bramie. Wyszłam zgorszona.
Lo matko jak Ci zazdraszczam!
a to przjadźta do mnie to się tam wybierzem;)))
wiecie, co...przyszlo mi do glowy, ze ktoś mógłby organizowac tu wyjazdy(nie koniecznie najdroższe) kulinarne,.do miejsc , gdzie warto cos spróbowac, posmakować. Czy to w Polsce, czy gdzieś tam...Najlepiej latem, kiedy sa urlopy.albo wątek chocby o tym.....
Uwielbiam takie opowiesci o realnym swiecie!
Tez bym tam chetnie zajrzala i poprobowala tych specjalnosci :)
skoro tyle masz juz odowiedzi :) to ja tylko podpisze sie pod lubczykiem :) (wiad. nr16)
czasami na rozbudzenie zoladka podaje gazpacho :) to tak ode mnie :):):):)
no to teraz mi napisz kiedy impreza i jak daleko masz do lotniska oraz dlaczego zaproszenia jeszcze nie dostalem :):):):):):):)
ps: kaczke to ja lubie robic z pomaranczami :)
:)
Tylko, że mi Lubczyk gdzieś zniknął...
Gazpacho- czyli taki chłodnik z pomidorów i migdałów, tak?
To już mam całkiem mętlik w głowie...Jako przystawka ma lecieć to gazpacho? czy jako zupa?
Bodek, Słońce powiedz mi według jakiego klucza mam dobrac potrawy? I czy tego da się "nauczyć"?
A przyjęcia, niestety, na razie nie urządzam. Chciałam tylko zaspokoić mój głód wiedzy ;)) Ale, jak będę urządzać, to lotnisko mam pińć kroków od domu , no może pińdziesiąt pińć... no, zeby byc tak całkiem precyzjnym to moze troszkę więcej- tak na 40 min spacerku ( lotnisko szybowców, ale moze się nada :P) a takie duże lotnisko, co duże samoloty tam siadają- to jakieś 50 km...
Niemniej bez względu na fakt odległości od lotniska- zapraszam serdecznie :)
Aaa i jeszcze takie coś:
Pierwsza przystawka idzie zimna, albo gorąca. Potem zupa. Jeśli potem jeszcze jakaś przystawka- to gorąca ( encyklopedia tak mówi)
Ale, co jesli zupa jest zimna?
Ma to znaczenie, czy nie?
Aaa i jeszcze:
Jeśli decydujemy się na dwie przystawki ( powiedzmy- niezależnie od tego, czy jest zupa, czy nie) to pierwsza zimna, druga ciepła, czy obie ciepłe, czy to bez znaczenia?
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> Aaa i jeszcze takie coś:Pierwsza przystawka idzie zimna, albo gorąca. Potem
> zupa. Jeśli potem jeszcze jakaś przystawka- to gorąca ( encyklopedia tak
> mówi)Ale, co jesli zupa jest zimna?Ma to znaczenie, czy nie?Aaa i
> jeszcze:Jeśli decydujemy się na dwie przystawki ( powiedzmy- niezależnie od
> tego, czy jest zupa, czy nie) to pierwsza zimna, druga ciepła, czy obie
> ciepłe, czy to bez znaczenia?
Ciepła zimna - jedna czy obie, tutaj nie ma różnicy. Zawsze jako pierwszą podaje się przystawkę zimną!
Druga może być ciepła, choć nie musi.
Jesli piewsza była na ciepło to i druga musi być ciepła!
Żelazną zasadą jest, że jeżeli w przystawce ma być ryba, to zawsze podawana jest jako pierwsza!
Jezeli to będzie ryba na ciepło, wówczas i druga przystawka powinna być ciepła (albo gorąca)
Oki, jasne...
A jeśli danie główne to ryba ( np na wigilię) to przystawka jaka?
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> Oki, jasne...A jeśli danie główne to ryba ( np na wigilię) to
> przystawka jaka?
Wigilia w Polsce jest wyjątkowym świętem i tu zdecydowanie górę biorą tradycje rodzinne.
U mnie po śledziu, jako druga przystawka wchodzi ryba w cytrynowej galarecie.
Mimo tego, że daniem głównym jest smażony karp, w tym wyjątkowym dniu ma prawo się powtórzyć z przystawką.
Nie wylewajmy dziecka z kąpielą
Ale jesli to nie Wigilia, to na przystawkę powinien być np tatar, albo coś z szynka, albo pasztet, albo jakies inne mięso?
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> Ale jesli to nie Wigilia, to na przystawkę powinien być np tatar, albo
> coś z szynka, albo pasztet, albo jakies inne mięso?
Wysyłaj proszę do mnie swoje pytania e-mailem, bo ja w tej masie postów zaczynam się już gubić. Wtedy będę miał szansę odpowiedziec Ci szczegółowo i indywidualnie.
O tym co podasz na przystawkę nie decyduje dylemat - mięso czy ryba.
Dużo zależy i od pory roku, okazji, ilości obecnych i od osobowego składu gości.
Co innego ma być na talerzu upalnym latem a co innego np. w okresie jesiennych polowań. To co będzie wskazane mroźną zimą nie będzie pasować na wiosnę itp. Starszym osobom nie podasz przecież czegoś, do czego trzeba mieć zdrowy i pełny zgryz. Dziewczynom dbającym o linię nie dasz panierowanej skórki z golonki - prawda?
Zamiast mięsa czy ryby równie dobrze mogą przecież być różne dania z serów czy warzyw
Pracuję nad taką książką tylko do tej pory nie znalazłem wydawcy.
Dziękuję
Wydaje mi sie, ze dowiedziałam się tyle ile mogłam, teraz chyba czas sprawdzić to w praktyce.
Zobaczymy jak mi wyjdzie :)
A może pomożemy poszukać wydawcy?
Dziękuję jeszcze raz :)
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> DziękujęWydaje mi sie, ze dowiedziałam się tyle ile mogłam, teraz chyba
> czas sprawdzić to w praktyce.Zobaczymy jak mi wyjdzie :)A może pomożemy
> poszukać wydawcy?Dziękuję jeszcze raz :)
Jestem za
Hehe, Bodek, na obudzenie zoladka to tak, ale nie na zneutralizowanie smakow w buzi. Ja podaje granite, albo amuse-bouche (mikroskopijnie)miedzy daniami, zeby cebulki smakowe sie wyczyscily i byly gotowe na nastepny smakolyk. Oczywiscie mowie tu o obiedzie skladajacym sie z 5, 7 dan:) Podam ci pomysl: zamrozone , cale jablko scieram na tarce i mam gotowy sorbet do podania w malenkim kieliszku z malenka lyzeczka po ciezkim miesnym daniu :)
Ps. Robiles kaczke z czarna czekolada :)
Amuse- bouche???
Co to? Śmieszna, mała przekąska, "gawigęba" ?
Znaczy mniej wiecej ; "glaskanie podniebienia" :) , niebo w gebie...hihi, bardzo male przekaski, pieknie dekorowane . Podaje sie pojedynczo, albo zestaw na tacach.