Czy jesteście oszczędne?Jak oszczędzacie i na czym.Jakie sa wasze doświadczenia np. w oszczędnej kuchni? Do napisania tego postu skłoniła mnie refleksja: w tym roku pracuje z nową koleżanką(30 lat mężatka, małe dziecko)Fantastyczna wesoła dziewczyna i rozumna bardzo. Jak mi opowiedziała, jak oszczędnie gospodaruje budżetem domowym to...załamałam się:(Wstyd mi sie zrobilo mojego marnotrawstwa. Ja no cóż, staram sie, choć bez przesady, oszczędzać wodę. Na ogrzewaniu nie musze, bo mam domek-termos.Wymieniłam też urządzenia w domku na klasę energetyczną AA i żarówki energooszczedne juz dawno, a jesli chodzi o jedzenie to...szkoda gadać:((
Ja też mam żarówki energooszczędne, ale tylko w miejscach gdzie długo się świeci. W holu mam zwykłą, bo energooszczędna daje oszczędności przy długim świeceniu, ma natomiast ograniczenia w ilości "włacz, wyłącz". Kupiłam 4 lata temu zmywarkę do naczyń, w skali roku jest oczszędność wody znaczna, oszczędność czasu ogromna, humor mam lepszy, tego ostatniego nie da się przeliczyć. Kupuję na zakupach produkty promocyjne, pod warunkiem, że są sprawdzone. Często piekę mięso razem z ziemniakami obok. Generalnie na jedzeniu można oszczędzać, ale wtedy jest mniej smacznie. W domu mam założone przepływowe ogrzewacze wody do prysznica i umywalek, nie muszę grzać całego bojlera. Ogrzewanie w domku mam głównie kominkowe z rozprowadzeniem ciepła, ale gdy wychodzimy do pracy, to mam podłączone kaloryfery olejowe do czasowych wyłączników prądu i nastawione są na włączenie, na dwie godziny przed planowanym przyjściem. Oczywistą oczywistością jest to, że gdy myję zęby to woda jest zakręcona, a prysznic jest oszczędniejszy niż kąpiel w wannie. No i jeszcze spłuczki na stopa, żeby wody wylało się tyle ile trzeba, a nie cały zbiornik.
Staram sie byc oszczedna(takze z powodów ekologicznych).Jednak nie mam wpojonej oszczędności ekstremalnej.Obserwuje czasem(zwł wśród starszych ludzi i to takich, którzy bynajmniej nie maja takiej potrzeby) oszczędnośc paranoicznąOd lat no próbuje wytłumaczyć sąsiadce- dziś 84latce, ale na chodzie, ze ogrzewanie mieszkania włączonymi palnikami gazowymi jest bez sensu i niebezpieczne.Kiedyś wysadzi wszystkich sąsiadów w powietrze.Kiedys też nagle zaczełam sie zastanawiac, czemu ktoś nade mna wciaz 2 razy dziennie spuszcza wodę z kaloryferów(teraz mozna to sobie samemu zrobić zakręcając w mieszkaniu dopływ).Chyba gadzina bral wode z kaloryferów!!!Przy sprawdzaniu liczników napomknełam o tym temu kontrolerowi-skończylo się!Ludzka wybraxnia jest nieograniczona!
Niestety nieograniczona. Mam znajomych, którzy zakręcają ciepłą wodę w kuchni. Gary myją wodą podgrzaną na gazie. O Młoda się obudziła. Więcej nie poobgaduję.
Ja też myję naczynia w podgrzanej wodzie i nie widzę w tym nic złego. Jakby u Ciebie kubik ciepłej wody kosztował 50zł to też byś się nad tym zastanowiła.
Świetnie. Nie wiem ile kosztuje kubik podgrzanej wody. Nie znoszę marnotrastwa, ale przesadzanie z oszczędnościami prowadzi do obłędu. Nie zakręciłabym ciepłej wody w kuchni ze względów higienicznych. Nie wyobrażam sobie w jaki sposób umyć np mięso albo warzywa w zimnej wodzie. Fuj.
To dziwne, że nie wiesz ile płacisz za ciepłą wodę. Ja nie napisałam, że w ogóle nie korzystam z ciepłej wody tylko, że myję w podgrzewanej, ciepła jest cały czas dostępna ale po co mam ją marnować przy zwykłym myciu garów a to różnica.
Ciepła woda, dostarczana przez miejską ciepłownię jest najdroższym medium ( u nas to zimna woda razy cztery z kawałkiem). Jak mieliśmy własną kotłownię - ciepła woda była niejako efektem ubocznym ogrzewania bloku, latem ogrzewana była poprzez "czuwanie" całej machinerii. Z racji cen oleju przestało się opłacać jej posiadanie , poza tym konserwacja urządzeń też zaczynała już wymagać nakładów finansowych - a ciepłownia dała bardzo korzystne warunki za podłączenie.
Odnośnie mycia warzyw i miesa ciepłą wodą. ja tego nie robię. Od małego mam zaszczepione, że ciepła woda jest "be" - do celów kulinarnych (mycie produktów i gotowanie). Ze wzgledu na reakcje, jakie zachodzą w trakcie transportu. Po jakiejkolwiek awarii zimna woda ma zdecydowanie mniej i krócej kolor kawy czy herbaty.
I nigdy nie korzystałam do tego celu z ciepłej wody. chyba, że z przegotowanej Mięso nie jest brudne - ciepła woda niewiele mu pomoże, jeżeli idzie o zabijanie bakterii. tylko obróbka temiczna. Podobnie z owocami czy warzywami.
Ja tez. Wyobraźcie sobie, że z 10lat temu kilkoro dzieci w moim mieście ostro zatruło się(jedno nawet zmarło) po wypiciu ciepłej wody z kranu!Była jakas nieszczelnośc i przedostała się do kranów woda z kaloryferów.Teraz u nas woda z kaloryferów jest koloryzowana czerwonym barwnikiem i ogłasza się to w prasie. jesli ktoś zauważy, że jest czerwona gna do odpowiednich służb, bo to oznacza niebezpieczeństwo.Dlatego profilaktycznie do celów kuchennych używam tylko zimnej, a i tę sprawdzam!
Ja mam wodę najczystszą z możliwych - system odwróconej osmozy.I jestem przekonana o skuteczności - takie systemy, tyle, że na większą skalę stosuje się w przemyśłe, tam gdzie ma sie do czynienia z chemią, a potrzebna jest woda neutralna (podobne do mojego, tylko słuszniejszych rozmiarów, widziałam zwiedzając Kross - na lakierni)
a w Olsztynie woda jest(narazie) krystaliczna. W wodociągach!Serio.Biora ja ze źródeł oligoceńskich spod żródeł rzeki Wadąg(to dopływ Łyny)Na bierząco PISPaR bada ja i podaje jej skład w prasie.Wszystkie te butelkowe przy niej wymiekają.
A ja nie umiem byc oszczędna,zawsze staram się ale tylko na staraniach się kończy....myślę ze ja raczej mam w drugą stronę i niedługo to boleśnie odczuję:-((.Pozdrawiam.
Podejrzewałem, że mam źle używa kuchni gazowej. Zacząłem sam gotować. Mama gotuje sobie tylko raz dziennie jakąś wodę. Wynik tej zamiany operatora kuchenki przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Przez pierwsze 2 wymiany butli myślałem, że trafiłem na przeładowane pojemniki. Teraz wiem, że można gotując dla takiej samej ilości osób nawet bardziej urozmajcone posiłki zaoszczędzić drugie tyle gazu. Teraz butla wystarcze dokładnie na 2 razy dłużej. Mama często "gotowała" z drugiego pokju sprzed telewizora..
wiesz co..gdyby moja mam żyła...dałabym jej gotować co chce i jak chce, byle by tylko była.Choc ona byla do końca tak rozsądna, ze to ja moglam ja tylko podziwiać (i do dzis to robię) za trzeźwy i życiowy stosunek do reczywistości i ....oszczędności.
Ja równiez ja doceniam. Zawsze marnotrawiąc różne dobra mam dzikie wyrzuty sumienia i bardzo się staram, bo wiem, że innym mogą sie przydac, ale tez cholerka nie umiem.To licze, ze mi cos podpowiecie...
1. Robiąc zakupy zawsze się chwilę zastanawiam - czy to jest naprawdę potrzebne 2. Nie marnuję jedzenia - nie mam suchego chleba, nie robię dużych zapasów art. spoż., warzyw itp. 3. Nie kupuję gotowych produktów, które mogę przygotować w domu 4. Środki czystości /chemia/ kupuję tańsze - wyjątek proszek do prania /opłaca się kupić droższy - jest wydajniejszy 5. Kupuję w promocji /pod warunkiem, że mam pewność, że dany produkt bez promocji jest droższy 6. Odwiedzam sklepy "ciucholandy" - tam czasami można kupić naprawdę dobrą odzież w niskiej cenie
We mnie są dwie sprzeczności. Z jednej strony jestem bardzo oszczędna, choć może nazwałabym to praktyczna. Nie cierpię marnotrawstwa. Bardzo mnie boli palące sie bez potrzeby światło, lejąca sie woda, gdy można ją zakręcić, kapiące krany, telewizor grający dla towarzystwa. I nie ma to znaczenia czy u mnie w domu czy gdziekolwiek indziej. Wartość mediów dotarła do mnie, gdy przyszło mi zapłacić pierwszy własny rachunek (wcześniej był akademik albo u rodziców). Nie marnuję jedzenia - nie wyrzucam. Staram się wszystko tak przygotować, aby nic nie zostawało. Produkty markowe zastępuję innymi - jeżeli nie są gorsze. Nie widzę potrzeby wydawania kasy na cif czy domestosa, skoro są inne - powiedziałabym lepiej działające środki o połowę tańsze. Nie wszystkie produkty dają się zastąpić, ale cały czas próbuję... Nie kupuję bibelotów - bo tylko mnie drażnią, nie odczuwam potrzeby posiadania. To akurat może wynikać z rozrzutności mojej mamy - która, gdy tylko poczuje grosz w kieszeni leci wydawać na pierdoły. A ja robię odwrotnie.
To jedna strona mojej natury. druga to nie umiejętność oszczędzania. Nie umiem wszystkiego zaplanować z ołówkiem w ręku i potem ściśle realizować. Nie umiem odłożyć pieniędzy - bo zawsze można wydać wcześniej.
Z tym, że nim wydam obejrzę trzy razy - coś takiego jak zakupy pod wpływem impulsu nie istnieje. Wychodzę z załozenia- że jak mam to kupić to i tak będzie na mnie czekać. A wszystkie nadwyżki finansowe idą na podróże i książki.
Pamietam kiedys moja przyjaciołka radziła sie nas co by tu ugotować na obiad(ona+maż), bo im w portfelu wyschło.Ktoś poradził pierogi z płuckami.Na drugi dzień koleżanak sie obraziła;))No ja też wielbicielem"dudków"- nie mylic z dutkami nie jestem. Dutki bardzo lubie, ale one to już mnie nie;) Raz ugotowałam, po zachęceniu się na WŻ barszcz na dudkach. Oj, to chyba jedyna potrawa, której nie przełknęłam.
Oj tak. Z jednym wyjątkiem - nie chodzę do ciucholandów - nie mogę znieść zapachu. Nie znaczy, że mam obiekcje przed używanymi rzeczami - sporo dostaję od znajomych - ale używane po kimś nieznajomym - jakoś tak.... Choc syn kilka lat sie cieszył z kurtki teamu kawasaki (cała obszyta naszywkami reklamowymi) - ale to był wyjątek i przypadek - weszliśmy do sklepu nie wiedząc, że to ciucholand. Bardzo zadbany sklep. Wszystkie rzeczy na wieszakach. Niektóre sklepy z nowymi rzeczami wyglądają gorzej. Tam chyba mogłabym być stałym klientem. Tyle, że do "tamtąd" mam około 500 km
Czy możesz powiedzieć jakich środków używasz zamiast Cifa i Domestosa? Bardzo chętnie kupię dobre środki chemiczne za mniejsze pieniądze. Ja niedawno kupiłam mleczko do czyszczenia z Ludwika, jest świetne, mogę powiedzieć że nawet lepsze od Cifa i co najważniejsze nie śmierdzi, ma ładny kwiatowy zapach.
Zamiast Domestosa od lat używam kostki i płynu z Biedronki. Według mnie są najlepsze. Wcześniej, gdy robione były przez rokitę z Brzegu były jeszcze lepsze - ale juz jest inny producent. To już nei to samo - ale i tak nieźle. Do tej pory nie mam śladu kamienia w toalecie na dnie. A to są moje dwie fobie czystościowe -nie cierpię osadu na szklankach oraz osadu na dnie toalety. Dobrze też działają kostki wrzucane do rezerwuaru - tyle, że otoczkę mają beznadziejną i strasznie nierówno się wypłukują - czasami kostka starcza na dwa tygodnie, a czasami po trzech dnaich zostaje nic. Wobec tego stosuję sporadycznie.
Próbowałam też Lidlowych - ale to nie to samo.
Zreszta równie dobre są mleczka - i z lidla i z Biedronki - używam ich od dawna zamiennie, odkąd cif nie poradził sobie z jakimś zabrudzeniem. wystarczy polać, odczekać kilka minut, a następnie lekko zetrzeć szmatką.
Ostatnio odkryłam w biedronce kremowy spray do łazienek. Kupiłam - choc nie przepadam za wynalazkami, wolę zwykłe mleczko do czyszczenia. I byłam naprawdę miło zaskoczona - tam gdzie cilit bang nie robił nic (mam w łazience wilgoć z racji złej wentylacji, więc naloty są standardem), ten wyczyścił niemalże do "nowego". Jest tez taki sam spray do kuchni - tego nie kupowałam - bo mam jeszcze cilit (on doskonale sobie radzi ze zwykłym ścieraniem, natomiast jak coś się zastoi, to już nie bardzo) - ale wszystko przede mną.
Właśnie wróciłam z takiego fajnego rynku, który mam niedaleko.Chodzę tam nie tyle z oszczędności ile dla smaku.Choć można tam wybrać i wyszukać niesamowite, takie staroświeckie, domowo-działkowe frykasy, a iskarpetki też są!Wizyta na tym ryneczku zawsze przyprawia mnie o dobry humor.Przyznam sie, ze lubię podsłuchiwać urocze pyskówki rynkowe.Oto dzisiejsze przykłady: 1.Kupuje alkohol, nagle patrze-obok stoi likier mleczny w butelce w kształcie plemnika(!!!!)Dostałam czkawki. 2.Kupuje jagnięcinę. Pan zachwala:"pani, jegnięcine to je królowa Monako!".Ja niesmiało upieram sie, że chyba nie.Pan, ze tak.W końcu mówię mu , że w Monako to nigdy nie było i nie ma królowych, bo to księstwo jest.Pan sie obraził. 3.Wychodzę.Przede mną babcia z dziadkiem.Babcia kątem oka zobaczyła stoisko z beretami i chyżo rzuciła się w tym kierunku. Na to dziadek wrzasnął: "..tylko moherów nie kupuj, bo jeszcze w kaczora się przemienisz!" Uciekłam;))) PS. Kupiłam załą siatę zielonych małych pomidorów.Gdzieś tu czytałam(zaraz poszukam), ze to przysmak.Acha i ogona wołowego kupiłam.Pierwszy raz go bede robić.Tylko to tłuścioch jest jakby...może niezdrowy, co?...
PS. Kupiłam załą siatę zielonych > małych pomidorów.Gdzieś tu czytałam(zaraz poszukam), ze to > przysmak.Acha i ogona wołowego kupiłam.Pierwszy raz go bede > robić.Tylko to tłuścioch jest jakby...może niezdrowy, co?...
Tak, myslę, że jestem oszczędna. Mama mnie tego nauczyła. I tak na przykład: nigdy nie robię zakupów pod wpływem impulsu czy by poprawić sobie humor. Na zakupy chodzę z karteczką, po pierwsze, by nie zapomnieć, co chcę kupić, a po drugie, by kupić to, czego naprawdę potrzebuję, a nie dać się skusić jakimiś "cudownymi" ofertami.
Większe wydatki planujemy razem z mężem. Tuż po ślubie zapisywaliśmy każdą wydaną złotówkę, by zorientować się, na co najczęściej wydajemy pieniądze i czy rzeczywiście są to rzeczy potrzebne czy zachcianki. Dzięki temu mogliśmy rozsądnie zaplanować, jaką kwotę przeznaczyć np.na jedzenie, opłaty, utrzymanie samochodu, a ile uda nam się odłożyć na niespodziewane wydatki.
Co jeszcze...
Aha! Zakupy robię nie w pierwszym lepszym sklepie, tylko tam, gdzie jest taniej np. na bazarku lub w markecie. Gdy tylko jest taka możliwość, to kupuję większe opakowania, bo zauważyłam, że często zapłacę wtedy taniej. Nie mam uprzedzeń do używanych ciuchów i często robię zakupy w tzw. ciucholandach. Udawało mi się znaleźć tam prawdziwe perełki (np. zupełnie niezniszczony żakiet od Karla Lagerfelda za 10 zł!!!) albo nawet nowiutkie rzeczy z metkami. Podoba mi się też w tych sklepach to, że są tam rzeczy niepowtarzalne i nieoklepane.
Ja też na zakupy chodzę z kartką. W domu staram się spisywać wszystko w kolejności regałów, aby nie latać między półkami. Nie lubię chodzić bez listy - bo wtedy pałętam sie po sklepie, kupuję rzeczy, ktore są moze i potrzebne - ale nie dokładnie w tym momencie, tylko ja sobie o nich akurat przypominam. I zazwyczaj wtedy - zapominam o podstawie zakupów. Przychodząc do domu sie śmieje, że przyniosłam śmietanę (bo np po nią poszłam) - i kosztowała 50 zł Nie lubię chodzić z mężem - bo ten ciągle się gdzieś gubi i znosi do koszyka jakieś wynalazki - nie należące do najtańszych. Z każdą zdobyczą przychodzi - i grzecznie się pyta "mogę" - to co powiem, że nie?. Poza tym są całkiem niezłe - tyle, że denerwują mnie, gdy zakupy mają być planowe.
a ja to jeszcze doniedawna nie potrzebowałam kartki;)ale teraz już niestety tak:(Chyba zainwestuje w lecytynę.Kilka lat temu byłam na podyplomowce.Dawniej zapamiętywałam wszystko w lot.Teraz było ciezko.A może musze pamięć ćwiczyć,nie wiem.Wtedy poprosiłam lekarza o coś na poprawienie pamięci, bo wiem, ze takie środki są i studenci medycyny wykorzystują je na maxa!A ten sie tylko zapytał kiedy egazmin!Wypisał mi nootropil(to na poprawienie krażenia w mózgu-dla starszych ludzi-świnia nie lekarz)I wiecie, po kilku dniach..nagle...zaczełam mysleć i pamiętac, jak dawniej!ale byl skutek uboczny.Nie miałam wtedy czasu iśc do dentysty.Tak mnie zaczał rąbać ząb, że myslałam, ze oszaleję.Lekarstwo wyrzuciłam.A do dentysty poleciałam po egzaminie;)
Uwazam siebie za oszczedna, ale nie skapa...i nie rozrzutna..robiac zakupy zawsze patrze na cene i jakosc produktu, moj maz tego nie robi i zawsze jesli robimy zakupy razem to nawrzuca do wozka niepotrzebnych drogich i szkodliwych rzeczy...ale np. wole kupic drogie dobre buty, bo jestem pewna ze nie zniszcza mi nog, i nie wyrzuce ich po jednym sezonie... staram sie oszczedzac wode i prad, ale nie wariuje z tego powodu..u nas wieczorami prad jest tanszy wiec pralke i zmywarke puszczam wieczorem nie lubie natomiast jesc resztek i pozostalosci po obiadach...gotuje zawsze dokladnie okreslona ilosc, ktora mi nie zostaje i nie zalega lodowki zadko sie targuje z kims o obnizenie ceny jakiejs rzeczy, co widze czesto u innych i sa to osoby ktore maja pieniadze...
nie cierpie tez jak narzekaja i skapia te osoby, ktorym sie przelewa, a tak jest najczesciej, mam kolezanke, samotna, ktora np. mowi ze nie moze pojsc na pizze bo nie ma pieniedzy, pracuje i nie ma oplat (mieszkanie, rodzina) i zadnych wydatkow jak tylko wlasne potrzeby typu ubior, a potem sie dowiaduje ze kupila sobie nastepny dom..takie zachowanie doprowadza mnie do szalu...
E, Aniu,Ja mam koeżanki które żyją jak krezusi...na kredyt. Domy, kilka samochodów.a kasy nigdy nie ma i wciąż płaczą ,że takie biedne.Np zawsze sępia na mnie na kawie, czy papierosach, bo one biedne.Ja wole żyć oszczędnie i bez długów.a na kawę i fajki(a pfuj, jakie to świństwo)mnie stać.Jakuzzi i sauny w domu(i tak nieużywanej, bo tyle wody i prądu) nie potrzebuję.Wolę dać biednym, albo pozwiedzać.Jak mam nadwyżkę, ale to mi się rzadko zdarza.
Rady sa bardzo praktyczne, konkretne i ,co najwazniejsze, ucza prawidlowych nawykow, zamiast podawac rzeczy typu 'Aby zaoszczedzic na pradzie, zafunduj sobie z rodzina wieczor przy swiecach":/
Jesli znacie jeszcze inne sposoby, nawet jesli sami ich nie uzywacie, a macie tylko wiedze o nich - napiszcie. Moze jakies inne strony internetowe, przedruki artykulow, itd. Zawsze warto dowiedziec sie czy nauczyc czegos nowego.
Ja chyba w teorii jestem dobra ;)) W praktyce- oszczędzanie mi nie wychodzi... Wszystkie urządzenia w domu mam energooszczędne, wszystkie żarówki też. Zakręcam wodę do mycia zębów. Kapię się w wannie- u nie o wieeeeeeeele drożej wyszłoby korzystanie z prysznica ( kiedyś w hotelu z zegarkiem w ręku stałam pod łazienką, kiedy kąpał się luby- 25 min ciągłego puszczania wody.) Kapiący kran musi być natychmiast naprawiony. Nie ma świecenia świałta bez potrzeby. Tutaj wygląda nawet ok.
Zakupy: lista, ale i tak kupuję masę niepotrzebnych rzeczy wyłacznie z ciekawości. Staram się nie ulegać impulsom i nie ulegam. Luby ulega i to bardzo. W dodatku ma swoje ulubione sklepy do których zawsze wchodzi, nawet jak nie ma zamiaru ( albo pieniedzy) cokolwiek kupować. Praiw zawsze kończy się na jakimś niepotrzebnym zakupie. To dodatkowo jest też karygodne ( i wkurzające na maksa)marnotrawstwo czasu!!!
Ciucholandy mnie nie odrzucają, ale przewaznie nie mam czasu, zeby pogrzebać. Ale jak mam nastrój, czas- to chętnie wchodzę, zawsze coś wygrzebię- choćby fajne zasłony. Czasem poluję na takie okazje,tuż przed wymianą towaru- wtedy za sztukę płaci się jedną złotówkę. Zawsze można coś wybrać. Często nawet z metkami, albo firmówki.
Jedzenia staram się nie marnować- zanim mi wyjdzie z lodówki- mroze w osobnych opisanych woreczkach- wszelkie niedojedzone mięsko z obiadu- na farsz do pierogów, krokietów, zapiekanek. Własciwie nie kupuję już wędlin, w każdym razie sporadycznie. Jeśli jednak nie zostanie zjedzone- równiez trafia do zamrażalnika i potem do bigosu, albo jakiejś zupy, albo zapiekanki. Ziemniaków gotuję tylko tyle, ile zjemy. Wyrzucam jednak jedzenie, bo ostatnio dużo róznych rzeczy próbuję- bardziej na zasadzie własnych poszukiwań, które równie często okazują się odkryciem, co zupełnie niezjadliwym produktem. Ostatnio jednak staram się powściągnąć moją ciekawość i korzystam z okazji- np w marko są takie kosze z produktami, którym został juz krótki okres ważności- uwielbiam zaglądac do tych koszy, bo dzieki temu dosłownie za grosze mogę spróbowac jakichś egzotycznych owoców, albo seró, których normalna cena jest conajmniej odstraszająca. Już nie pamiętam wszystkiego, ale relacja cenowa jest mniej więcej taka: np pudełko roszponki kosztuje normalnie ok 4 zł. w koszu- 24 gr. i takich groszy i nie szkoda, nawet jesli to okaże się rzeczą, której nie lubimy i juz więcej nie kupimy.
Ale ogólnie to mi nie idzie oszczędzanie, stresuje i wolałabym miec tyle pieniędzy, zeby się o nic nie martwić...
Ja tak naprawdę nie musze jakoś psecjalnie oszczędzać.Nie jestem bynajmniej bogata.Nie lubie jednak marnotrawić czegoś mając świadomośc, że innym to na to nie starcza.Tak jestem wychowana.Poza tym mam świadomośc ekologiczną.Dlatego staram sie ograniczać w marnotrastwie prądu, wody.Przyznam się nawet, że czasem trochę się wstydze przed sobą kupować jakieś ekstrawagancje, bo od razu myślę, że ktoś w tym momencie nie ma na chleb.Ciuchy mam w nosie.Do szmateksu czasem zaglądam, ale jednego-oni tam mają(ciekawe skąd) takie przedziwne arabskie, hinduskie szaty, jalabije itp.ale nie kupuję, bo co ja bym z tym robiła.Jestem nauczona powściągliwości w kupowaniu.Dość tych przydajek w kuchni i w domu.Na jedzenie wydaje dużo, bo, choć z powodów zdrowotnych ciągle jestem na diecie i jem nie za dużo, to wole coś co mi pasuje.Rozpoczynając tenwątek chciałam się od was dowiedzieć, czy macie jakieś takie domowe sposoby na oszczędność mediów, tanie danka itp.Myslę, że to może sie każdej z nas przydać. Ja np. wymieniłam w domu firanki na krótkie.Dowiedziałam się, firanki przeszkadzają w prawidłowej cyrkulacji powietrza(grzejniki prawie wszędzie są pod oknem) i w ten sposób marnotrawimy ciepło.Kuchnie mam gazową(choć miałam kiedyś elektryczną, ale się jej pozbyłam).Gazowa tańsza i mam wrażenie, że potrawy trochę inaczej smakują, ale trzeba co jakis czas szorować wszystko z tego brudu gazowego.No i to sa moje takie pomysły na oszczędzanie. Myslę, że wy macie ich więcej, bo łebskie z was dziewczyny.
A teraz należałoby ustalić co znaczy oszczędna (y).
Generalnie agik napisała podobnie jak ja. I ja uważam, że jestem oszczędna ( z jedenj strony), ona, że nie. Co to znaczy? Czy oszczędzamy wtedy, gdy dochodzimy do skąpstwa? Wyliczamy tygodniowo tyle i tyle pieniędzy, tyle i tyle jedzenia- a reszta musi być odłożona? Wydaje mi się, że inaczej wygląda oszczęność u kogoś, kto ma za mały budżet - i musi stanąć na głowie, aby starczyło. Wtedy ołówek obowiązkowy. I kombinowanie co ugotować, jak ubrać, jak opłacić media.
Inaczej oszczędzać będzie ten, który ma budżet na styk - na pewno pozbędzie sie planowania z ołówkiem (w większości przypadków), wybierze lepsze jedzenie, częściej pozwoli sobie na przyjemności - bo one nie zrujnują domowych finansów.
No i inne będzie oszczędzanie kogoś dobrze sytuowanego. Tutaj można zyć bez ołówka, bez planowania. Kupować droższe - oszczędniejsze sprzęty w razie potrzeby (a nie kiedy się zepsuje). a i tak nadwyżka finansowa pozostaje
Zgadzam się z tobą. Skąpstwo kojarzy mi się z nadmiernym oszczędzaniem, znam ludzi, którzy odmawiają sobie bardzo wiele, aby tylko mieć pieniądzone " na koncie". Ja oszczędzam w granicach rozsądku bez przesady - przecież żyjemy i coś z tego życia chcemy mieć. Pozdrawiam !
Ja mam koleżankę - która miała wyznaczone kwoty do przezycia na tydzień. I nigdy tego nie przekraczała. Byli (są) dobrze sytuowani - oboje prawnicy - ale zawsze musi być kwota na koncie, odpowiedni dom, samochód...Kiedyś pojechaliśmy na wakacje na Słowację. Na trzy samochody. w pewnym momencie odłączyli się od nas - bo okazało się, że za szybko jeździmy i spala się za dużo paliwa. A właściciela restauracjo-pensjonatu rozliczali do ostatnich 10 koron (wtedy to była niecała złotówka).
Ekkore ;)) Ja napisałam, ze w teorii jestem dobra :) Marnotrastwo mnie wkurza, ale często marnuję różne rzeczy- jak już pisałam: jedzenie, paliwo ( ło matko, jak czasem pomyslę, ze dziennie wpuszczam w atmosferę 30 - 40 litrów benzyny, niekiedy nadaremno, to az mnie trzepie) ale skąpstwo to juz budzi moje politowanie.
Ogólnie to mnie niespecjalnie ( niestety) interesuje posiadanie pieniędzy. Wszelkie akty "oszczędzania" to raczej konieczność smutna. Ja mam tak, ze wiosną i latem mam dość wysokie przychody i stać mnie na wiele. Jesienią i zimą - baaaaaaaaaardzo kruchutko. Robię zapasy no i staram się jakoś racjonalnie podejśc do wydatków, zakupów. Luby mi niestety nie pomaga. On chce realizować swoje zachcianki, juz, natychmiast. Dziś rano robiłam przegląd lodówki, zeby zobaczyć, czy czegoś nie brakuje, znalazłam 3 gatunki różnych kiełbas, ale dzis sobie snuł dywagacje, jaki gatunek sobie dokupi... Przeważnie mówię- a kup sobie, jak ci to do szczęscia potrzebne, ale chyba źle robię, bo on sobie kupuje, a ja potem zamrażam. Bez sensu.
On mówi- sknerusek jesteś, ja mówię: głuptasek jesteś.
Chyba taka jest różnica: oszczędność to jakiś rozsądek. Nadwyżki można potem w przyjemny wykorzystać, ja tego nie umiem. Oszczędność jest na drugim biegunie dla rozrzutności, ale skapstwo to juz jakaś skrajna, niezdrowa forma.
A moze warto - jeżeli istnieje - rozróżnić oszczędność gospodarską - czyli rozsądne zarządzanie zasobami nie finansowymi oraz oszczędność finansową - odkładanie na koncie.
I teraz - czy jeżeli nie odkładam na konto na czarną godzinę (albo tylko dla odkładania) - to nie jestem oszczędna - skoro nie marnuję jedzenia, prądu, wody?
Ja sama odczuwam dualizm - bo jeżeli umiem oszczędzać zasoby, to z kasą jest gorzej. A może wynika to z deficytu? czyli nigdy nie ma tyle, żeby zostawało przy zaspokajaniu potrzeb wyższego rzędu. Czy powinno się zrezygnować z potrzeb wyższych w imię oszczędzania pieniędzy?
Ja myślę, ze jesteś :) I ja tez bym chciała umieć ( w praktyce) tak, jak Ty :)
Co do ostatniego pytania- to ja bym nigdy nie oszczędzała dla samego posiadania pieniedzy, bo pieniądze same w sobie nie są dla mnie zadną wartością, wręcz ( same w sobie) mnie nudzą. Lubię zarabiać, ale z innego względu- z takiego poczucia, ze jestem dobra, doceniona. I nie lubię miec pustek w portfelu.
Ktoś powiedział: nie ważne, czy jestes bogaty, czy biedny, jeśli mozesz sobie kupić wszystko, co potrzebujesz.
No ale - ja nie zauważyłam większych różnic w podejściu do oszczędzania..
moze mniejsze potrzeby eksperymentowania z dziwolągami...Moze tu przemawia moja niechęć do marnowania - że jak mi nie posmakuje będę musiała wyrzucić albo się męczyć (co bardziej prawdopodobne) jedząc do końca. Tu wcale nawet nie chodzi o pieniądze - tylko o fakt wyrzucenia.
Ale za to wszystko to nadrabia mój połówek...Potrafi wynaleźć takie dziwolągi (jak już pójdzie z nami na zakupy) - ale jeszcze ma szczęście - bo są dobre (powiedzmy w 90 %)
Myślę, ze tak: po pierwsze- robiac listę na zakupy, zawsze zakładam dolna granice ceny, a potem się dziwię skąd mi wyszła różnica między listą a paragonem.
Po drugie: skoro juz jest lista, to jej się trzymać i co najwyzej ustalić procentowo ile może byc na fanaberie, albo nawet nie na fanaberie, tylko na coś co nie jest niezbędne na liście.
Po trzecie: nie decydowac samodzielnie, tylko uzgadniać listę zakupów z lubym i potem twardo egzekwować decyzje na zasadzie - trza było wczesniej mówić, teraz to się bodnij w ..., ewentualnie dopisz na następna listę.
Punkt trzeci - nie brać lubego na zakupy...No może raz w miesiącu założyc zakupy ekskluzywne I zrealizowac listę.
Ja odkąd młody osiągnął wzrost ponad słuszny - wykorzystuję jego do "tragania" - jako, że zawsze byłam asertywna matką (ciekawe, że jakoś bycie asertywną zoną nie bardzo mi wychodzi), więc nie mam problemu w tym przypadku z nadwyżkami zakupowymi
Użytkownik ekkore napisał w wiadomości: > Punkt trzeci - nie brać lubego na zakupy...No może raz w miesiącu założyc > zakupy ekskluzywneI zrealizowac listę.
Bardzo ważny punkt: Nie chodzić GŁODNYM na zakupy!!!!!!!!!!!!!!!!
Staramy się oszczędzać np. na ciepłej wodzie (do mycia naczyń grzejemy na gazie), oczywiście żarówki energooszczędne, sprzęt wymieniony na nowy, oszczędniejszy. Jednak oszczędzanie na jedzeniu nigdy u nas nie przejdzie, na tym nie oszczędzamy.
a ja to mysle, że tak naprawdę to granice oszczędności wyznacza objętość portfela.Choć zdarzają sie skapcy i jak im sprawia to przyjemnośc, to czemu nie...Niech sobie oszczędzają.Ja staram się robić to rozsądnie-tak, zeby nie marnotrawic, a jednocześnie żyć wygodnie.to chyba rozsądne wyjście.
Jak najbardziej. nie marnować -ale też nie czynić z posiadania zasobnego konta celu życia. Pieniądze są po to, aby je wydawać - bo same w sobie szczęścia nie dają, szczęście daje radość ze sprawionych sobie, bliskim i innym przyjemności
mój ś.p. tatuś tak odklkadał, choć namamwiałam go bardzo do sprzeniewierzenia tego na jego przyjemności i sanatoria, ba chciałam mu to sama sfinansować.Nie chciał.Potem nagle umarł, a pieniądze...za nie postawiłam im pomnik.A mógł je przepuścić....Żałuję, że nie dał się namówić.
Wiesz nigdy nie rozumialam tej ideii wystawiania super pomnikow na cmentarzu. Przeciez tak naprawde naszych bliskich tam nie ma. Tu gdzie mieszkam nie ma takiego szalu pomnikowego.
Może ja swoje pięc groszy.Za odłożone na czarną godzinę pieniądze mogłam pochować byłego męża. Nie był ubezpieczony bo mu się nie należało, ot przepisy ZUS. Samo życie zresztą, długo by opowiadać. A odnośnie pomników. Kiedy zmarł jego siostra ani matka słowem nie napomknęły o pochowaniu go w rodzinnym grobie. Chowaliśmy go w grobie gdzie leżą moi dziadkowie, i będą leżeć moi rodzice (sic!).Grób zwyky,ziemny obmurowany z metalowym krzyżem. W rocznicę jego śmierci usłyszałam,że grób zaniedbany bo nie ma pomnika. Zrobiło mi się przykro, bo grób ich ojca mimo,że ma pomnik jest pusty. Dopiero na 1 listopada przypominają sobie o grobie :(.A do cmentarza mają spacerkiem 10 min.Ja musze przemierzyć całe miasto i wciąz palą się świece.
to tak się mówi, chyba zresztą użyłam złego słowa. Po prostu postawiłam im nagrobek.W miare porcządny, i praktyczny.Ale bez cudów i pokazówy, bo rodzice byli skromnymi ludźmi i nie życzyliby sobie Bóg wie czego.a napisałam to dlatego, żeby uzmysłowić wam, że jak się ma życie to tylko jedno i pies drapał te wszystkie oszczędności, bo może być za późno, żeby z nich skorzystać.
Rady sa bardzo praktyczne, konkretne i ,co najwazniejsze, ucza prawidlowych nawykow, zamiast podawac rzeczy typu 'Aby zaoszczedzic na pradzie, zafunduj sobie z rodzina wieczor przy swiecach":/
Jesli znacie jeszcze inne sposoby, nawet jesli sami ich nie uzywacie, a macie tylko wiedze o nich - napiszcie. Moze jakies inne strony internetowe, przedruki artykulow, itd. Zawsze warto dowiedziec sie czy nauczyc czegos nowego.
Czy jesteście oszczędne?Jak oszczędzacie i na czym.Jakie sa wasze doświadczenia np. w oszczędnej kuchni? Do napisania tego postu skłoniła mnie refleksja: w tym roku pracuje z nową koleżanką(30 lat mężatka, małe dziecko)Fantastyczna wesoła dziewczyna i rozumna bardzo. Jak mi opowiedziała, jak oszczędnie gospodaruje budżetem domowym to...załamałam się:(Wstyd mi sie zrobilo mojego marnotrawstwa. Ja no cóż, staram sie, choć bez przesady, oszczędzać wodę. Na ogrzewaniu nie musze, bo mam domek-termos.Wymieniłam też urządzenia w domku na klasę energetyczną AA i żarówki energooszczedne juz dawno, a jesli chodzi o jedzenie to...szkoda gadać:((
Ja też mam żarówki energooszczędne, ale tylko w miejscach gdzie długo się świeci. W holu mam zwykłą, bo energooszczędna daje oszczędności przy długim świeceniu, ma natomiast ograniczenia w ilości "włacz, wyłącz". Kupiłam 4 lata temu zmywarkę do naczyń, w skali roku jest oczszędność wody znaczna, oszczędność czasu ogromna, humor mam lepszy, tego ostatniego nie da się przeliczyć. Kupuję na zakupach produkty promocyjne, pod warunkiem, że są sprawdzone. Często piekę mięso razem z ziemniakami obok. Generalnie na jedzeniu można oszczędzać, ale wtedy jest mniej smacznie. W domu mam założone przepływowe ogrzewacze wody do prysznica i umywalek, nie muszę grzać całego bojlera. Ogrzewanie w domku mam głównie kominkowe z rozprowadzeniem ciepła, ale gdy wychodzimy do pracy, to mam podłączone kaloryfery olejowe do czasowych wyłączników prądu i nastawione są na włączenie, na dwie godziny przed planowanym przyjściem. Oczywistą oczywistością jest to, że gdy myję zęby to woda jest zakręcona, a prysznic jest oszczędniejszy niż kąpiel w wannie. No i jeszcze spłuczki na stopa, żeby wody wylało się tyle ile trzeba, a nie cały zbiornik.
Staram sie byc oszczedna(takze z powodów ekologicznych).Jednak nie mam wpojonej oszczędności ekstremalnej.Obserwuje czasem(zwł wśród starszych ludzi i to takich, którzy bynajmniej nie maja takiej potrzeby) oszczędnośc paranoicznąOd lat no próbuje wytłumaczyć sąsiadce- dziś 84latce, ale na chodzie, ze ogrzewanie mieszkania włączonymi palnikami gazowymi jest bez sensu i niebezpieczne.Kiedyś wysadzi wszystkich sąsiadów w powietrze.Kiedys też nagle zaczełam sie zastanawiac, czemu ktoś nade mna wciaz 2 razy dziennie spuszcza wodę z kaloryferów(teraz mozna to sobie samemu zrobić zakręcając w mieszkaniu dopływ).Chyba gadzina bral wode z kaloryferów!!!Przy sprawdzaniu liczników napomknełam o tym temu kontrolerowi-skończylo się!Ludzka wybraxnia jest nieograniczona!
Niestety nieograniczona.
Mam znajomych, którzy zakręcają ciepłą wodę w kuchni. Gary myją wodą podgrzaną na gazie.
O Młoda się obudziła. Więcej nie poobgaduję.
Ja też myję naczynia w podgrzanej wodzie i nie widzę w tym nic złego. Jakby u Ciebie kubik ciepłej wody kosztował 50zł to też byś się nad tym zastanowiła.
Świetnie.
Nie wiem ile kosztuje kubik podgrzanej wody. Nie znoszę marnotrastwa, ale przesadzanie z oszczędnościami prowadzi do obłędu.
Nie zakręciłabym ciepłej wody w kuchni ze względów higienicznych. Nie wyobrażam sobie w jaki sposób umyć np mięso albo warzywa w zimnej wodzie. Fuj.
To dziwne, że nie wiesz ile płacisz za ciepłą wodę. Ja nie napisałam, że w ogóle nie korzystam z ciepłej wody tylko, że myję w podgrzewanej, ciepła jest cały czas dostępna ale po co mam ją marnować przy zwykłym myciu garów a to różnica.
Ciepła woda, dostarczana przez miejską ciepłownię jest najdroższym medium ( u nas to zimna woda razy cztery z kawałkiem).
Jak mieliśmy własną kotłownię - ciepła woda była niejako efektem ubocznym ogrzewania bloku, latem ogrzewana była poprzez "czuwanie" całej machinerii. Z racji cen oleju przestało się opłacać jej posiadanie , poza tym konserwacja urządzeń też zaczynała już wymagać nakładów finansowych - a ciepłownia dała bardzo korzystne warunki za podłączenie.
Odnośnie mycia warzyw i miesa ciepłą wodą. ja tego nie robię. Od małego mam zaszczepione, że ciepła woda jest "be" - do celów kulinarnych (mycie produktów i gotowanie). Ze wzgledu na reakcje, jakie zachodzą w trakcie transportu. Po jakiejkolwiek awarii zimna woda ma zdecydowanie mniej i krócej kolor kawy czy herbaty.
I nigdy nie korzystałam do tego celu z ciepłej wody. chyba, że z przegotowanej
Mięso nie jest brudne - ciepła woda niewiele mu pomoże, jeżeli idzie o zabijanie bakterii. tylko obróbka temiczna. Podobnie z owocami czy warzywami.
A to swoją drogą :)
Ja tez. Wyobraźcie sobie, że z 10lat temu kilkoro dzieci w moim mieście ostro zatruło się(jedno nawet zmarło) po wypiciu ciepłej wody z kranu!Była jakas nieszczelnośc i przedostała się do kranów woda z kaloryferów.Teraz u nas woda z kaloryferów jest koloryzowana czerwonym barwnikiem i ogłasza się to w prasie. jesli ktoś zauważy, że jest czerwona gna do odpowiednich służb, bo to oznacza niebezpieczeństwo.Dlatego profilaktycznie do celów kuchennych używam tylko zimnej, a i tę sprawdzam!
Ja mam wodę najczystszą z możliwych - system odwróconej osmozy.I jestem przekonana o skuteczności - takie systemy, tyle, że na większą skalę stosuje się w przemyśłe, tam gdzie ma sie do czynienia z chemią, a potrzebna jest woda neutralna (podobne do mojego, tylko słuszniejszych rozmiarów, widziałam zwiedzając Kross - na lakierni)
a w Olsztynie woda jest(narazie) krystaliczna. W wodociągach!Serio.Biora ja ze źródeł oligoceńskich spod żródeł rzeki Wadąg(to dopływ Łyny)Na bierząco PISPaR bada ja i podaje jej skład w prasie.Wszystkie te butelkowe przy niej wymiekają.
A ja nie umiem byc oszczędna,zawsze staram się ale tylko na staraniach się kończy....myślę ze ja raczej mam w drugą stronę i niedługo to boleśnie odczuję:-((.Pozdrawiam.
Umiejętność oszczędzania, to bardzo dobra i przydatna cecha, dzięki niej mogę sobie pozwolić czasami na małe "szaleństwa". Pozdrawiam !
Podejrzewałem, że mam źle używa kuchni gazowej. Zacząłem sam gotować. Mama gotuje sobie tylko raz dziennie jakąś wodę. Wynik tej zamiany operatora kuchenki przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Przez pierwsze 2 wymiany butli myślałem, że trafiłem na przeładowane pojemniki. Teraz wiem, że można gotując dla takiej samej ilości osób nawet bardziej urozmajcone posiłki zaoszczędzić drugie tyle gazu. Teraz butla wystarcze dokładnie na 2 razy dłużej. Mama często "gotowała" z drugiego pokju sprzed telewizora..
wiesz co..gdyby moja mam żyła...dałabym jej gotować co chce i jak chce, byle by tylko była.Choc ona byla do końca tak rozsądna, ze to ja moglam ja tylko podziwiać (i do dzis to robię) za trzeźwy i życiowy stosunek do reczywistości i ....oszczędności.
Ja równiez ja doceniam. Zawsze marnotrawiąc różne dobra mam dzikie wyrzuty sumienia i bardzo się staram, bo wiem, że innym mogą sie przydac, ale tez cholerka nie umiem.To licze, ze mi cos podpowiecie...
To ja też poproszę o podpowiedź,może na słomianym zapale się nie skończy.....
I ja sie przylacze do oczekiwan na dobre rady... powinnam oszczedzac..ale nie umiem.. <beczy>
1. Robiąc zakupy zawsze się chwilę zastanawiam - czy to jest naprawdę potrzebne
2. Nie marnuję jedzenia - nie mam suchego chleba, nie robię dużych zapasów art. spoż., warzyw itp.
3. Nie kupuję gotowych produktów, które mogę przygotować w domu
4. Środki czystości /chemia/ kupuję tańsze - wyjątek proszek do prania /opłaca się kupić droższy - jest wydajniejszy
5. Kupuję w promocji /pod warunkiem, że mam pewność, że dany produkt bez promocji jest droższy
6. Odwiedzam sklepy "ciucholandy" - tam czasami można kupić naprawdę dobrą odzież w niskiej cenie
We mnie są dwie sprzeczności. Z jednej strony jestem bardzo oszczędna, choć może nazwałabym to praktyczna. Nie cierpię marnotrawstwa. Bardzo mnie boli palące sie bez potrzeby światło, lejąca sie woda, gdy można ją zakręcić, kapiące krany, telewizor grający dla towarzystwa. I nie ma to znaczenia czy u mnie w domu czy gdziekolwiek indziej.
Wartość mediów dotarła do mnie, gdy przyszło mi zapłacić pierwszy własny rachunek (wcześniej był akademik albo u rodziców).
Nie marnuję jedzenia - nie wyrzucam. Staram się wszystko tak przygotować, aby nic nie zostawało. Produkty markowe zastępuję innymi - jeżeli nie są gorsze. Nie widzę potrzeby wydawania kasy na cif czy domestosa, skoro są inne - powiedziałabym lepiej działające środki o połowę tańsze. Nie wszystkie produkty dają się zastąpić, ale cały czas próbuję...
Nie kupuję bibelotów - bo tylko mnie drażnią, nie odczuwam potrzeby posiadania. To akurat może wynikać z rozrzutności mojej mamy - która, gdy tylko poczuje grosz w kieszeni leci wydawać na pierdoły. A ja robię odwrotnie.
To jedna strona mojej natury. druga to nie umiejętność oszczędzania. Nie umiem wszystkiego zaplanować z ołówkiem w ręku i potem ściśle realizować. Nie umiem odłożyć pieniędzy - bo zawsze można wydać wcześniej.
Z tym, że nim wydam obejrzę trzy razy - coś takiego jak zakupy pod wpływem impulsu nie istnieje. Wychodzę z załozenia- że jak mam to kupić to i tak będzie na mnie czekać.
A wszystkie nadwyżki finansowe idą na podróże i książki.
Mamy dużo wspólnego. Pozdrawiam !
Pamietam kiedys moja przyjaciołka radziła sie nas co by tu ugotować na obiad(ona+maż), bo im w portfelu wyschło.Ktoś poradził pierogi z płuckami.Na drugi dzień koleżanak sie obraziła;))No ja też wielbicielem"dudków"- nie mylic z dutkami nie jestem. Dutki bardzo lubie, ale one to już mnie nie;)
Raz ugotowałam, po zachęceniu się na WŻ barszcz na dudkach. Oj, to chyba jedyna potrawa, której nie przełknęłam.
Oj tak. Z jednym wyjątkiem - nie chodzę do ciucholandów - nie mogę znieść zapachu. Nie znaczy, że mam obiekcje przed używanymi rzeczami - sporo dostaję od znajomych - ale używane po kimś nieznajomym - jakoś tak.... Choc syn kilka lat sie cieszył z kurtki teamu kawasaki (cała obszyta naszywkami reklamowymi) - ale to był wyjątek i przypadek - weszliśmy do sklepu nie wiedząc, że to ciucholand. Bardzo zadbany sklep. Wszystkie rzeczy na wieszakach. Niektóre sklepy z nowymi rzeczami wyglądają gorzej. Tam chyba mogłabym być stałym klientem. Tyle, że do "tamtąd" mam około 500 km
Czy możesz powiedzieć jakich środków używasz zamiast Cifa i Domestosa? Bardzo chętnie kupię dobre środki chemiczne za mniejsze pieniądze. Ja niedawno kupiłam mleczko do czyszczenia z Ludwika, jest świetne, mogę powiedzieć że nawet lepsze od Cifa i co najważniejsze nie śmierdzi, ma ładny kwiatowy zapach.
Zamiast Domestosa od lat używam kostki i płynu z Biedronki. Według mnie są najlepsze. Wcześniej, gdy robione były przez rokitę z Brzegu były jeszcze lepsze - ale juz jest inny producent. To już nei to samo - ale i tak nieźle. Do tej pory nie mam śladu kamienia w toalecie na dnie. A to są moje dwie fobie czystościowe -nie cierpię osadu na szklankach oraz osadu na dnie toalety.
Dobrze też działają kostki wrzucane do rezerwuaru - tyle, że otoczkę mają beznadziejną i strasznie nierówno się wypłukują - czasami kostka starcza na dwa tygodnie, a czasami po trzech dnaich zostaje nic. Wobec tego stosuję sporadycznie.
Próbowałam też Lidlowych - ale to nie to samo.
Zreszta równie dobre są mleczka - i z lidla i z Biedronki - używam ich od dawna zamiennie, odkąd cif nie poradził sobie z jakimś zabrudzeniem. wystarczy polać, odczekać kilka minut, a następnie lekko zetrzeć szmatką.
Ostatnio odkryłam w biedronce kremowy spray do łazienek. Kupiłam - choc nie przepadam za wynalazkami, wolę zwykłe mleczko do czyszczenia. I byłam naprawdę miło zaskoczona - tam gdzie cilit bang nie robił nic (mam w łazience wilgoć z racji złej wentylacji, więc naloty są standardem), ten wyczyścił niemalże do "nowego". Jest tez taki sam spray do kuchni - tego nie kupowałam - bo mam jeszcze cilit (on doskonale sobie radzi ze zwykłym ścieraniem, natomiast jak coś się zastoi, to już nie bardzo) - ale wszystko przede mną.
Właśnie wróciłam z takiego fajnego rynku, który mam niedaleko.Chodzę tam nie tyle z oszczędności ile dla smaku.Choć można tam wybrać i wyszukać niesamowite, takie staroświeckie, domowo-działkowe frykasy, a iskarpetki też są!Wizyta na tym ryneczku zawsze przyprawia mnie o dobry humor.Przyznam sie, ze lubię podsłuchiwać urocze pyskówki rynkowe.Oto dzisiejsze przykłady:
1.Kupuje alkohol, nagle patrze-obok stoi likier mleczny w butelce w kształcie plemnika(!!!!)Dostałam czkawki.
2.Kupuje jagnięcinę. Pan zachwala:"pani, jegnięcine to je królowa Monako!".Ja niesmiało upieram sie, że chyba nie.Pan, ze tak.W końcu mówię mu , że w Monako to nigdy nie było i nie ma królowych, bo to księstwo jest.Pan sie obraził.
3.Wychodzę.Przede mną babcia z dziadkiem.Babcia kątem oka zobaczyła stoisko z beretami i chyżo rzuciła się w tym kierunku. Na to dziadek wrzasnął: "..tylko moherów nie kupuj, bo jeszcze w kaczora się przemienisz!"
Uciekłam;)))
PS. Kupiłam załą siatę zielonych małych pomidorów.Gdzieś tu czytałam(zaraz poszukam), ze to przysmak.Acha i ogona wołowego kupiłam.Pierwszy raz go bede robić.Tylko to tłuścioch jest jakby...może niezdrowy, co?...
Użytkownik majolika napisał w wiadomości:
PS. Kupiłam załą siatę zielonych
> małych pomidorów.Gdzieś tu czytałam(zaraz poszukam), ze to
> przysmak.Acha i ogona wołowego kupiłam.Pierwszy raz go bede
> robić.Tylko to tłuścioch jest jakby...może niezdrowy, co?...
jest w dzialkomanii watek :)
http://wielkiezarcie.com/forum_watek.php?id=287984&post=287984&offset=0
Tak, myslę, że jestem oszczędna. Mama mnie tego nauczyła. I tak na przykład: nigdy nie robię zakupów pod wpływem impulsu czy by poprawić sobie humor. Na zakupy chodzę z karteczką, po pierwsze, by nie zapomnieć, co chcę kupić, a po drugie, by kupić to, czego naprawdę potrzebuję, a nie dać się skusić jakimiś "cudownymi" ofertami.
Większe wydatki planujemy razem z mężem. Tuż po ślubie zapisywaliśmy każdą wydaną złotówkę, by zorientować się, na co najczęściej wydajemy pieniądze i czy rzeczywiście są to rzeczy potrzebne czy zachcianki. Dzięki temu mogliśmy rozsądnie zaplanować, jaką kwotę przeznaczyć np.na jedzenie, opłaty, utrzymanie samochodu, a ile uda nam się odłożyć na niespodziewane wydatki.
Co jeszcze...
Aha! Zakupy robię nie w pierwszym lepszym sklepie, tylko tam, gdzie jest taniej np. na bazarku lub w markecie. Gdy tylko jest taka możliwość, to kupuję większe opakowania, bo zauważyłam, że często zapłacę wtedy taniej.
Nie mam uprzedzeń do używanych ciuchów i często robię zakupy w tzw. ciucholandach. Udawało mi się znaleźć tam prawdziwe perełki (np. zupełnie niezniszczony żakiet od Karla Lagerfelda za 10 zł!!!) albo nawet nowiutkie rzeczy z metkami. Podoba mi się też w tych sklepach to, że są tam rzeczy niepowtarzalne i nieoklepane.
To chyba tyle... :)
Ja też na zakupy chodzę z kartką. W domu staram się spisywać wszystko w kolejności regałów, aby nie latać między półkami. Nie lubię chodzić bez listy - bo wtedy pałętam sie po sklepie, kupuję rzeczy, ktore są moze i potrzebne - ale nie dokładnie w tym momencie, tylko ja sobie o nich akurat przypominam. I zazwyczaj wtedy - zapominam o podstawie zakupów. Przychodząc do domu sie śmieje, że przyniosłam śmietanę (bo np po nią poszłam) - i kosztowała 50 zł
Nie lubię chodzić z mężem - bo ten ciągle się gdzieś gubi i znosi do koszyka jakieś wynalazki - nie należące do najtańszych. Z każdą zdobyczą przychodzi - i grzecznie się pyta "mogę" - to co powiem, że nie?. Poza tym są całkiem niezłe - tyle, że denerwują mnie, gdy zakupy mają być planowe.
a ja to jeszcze doniedawna nie potrzebowałam kartki;)ale teraz już niestety tak:(Chyba zainwestuje w lecytynę.Kilka lat temu byłam na podyplomowce.Dawniej zapamiętywałam wszystko w lot.Teraz było ciezko.A może musze pamięć ćwiczyć,nie wiem.Wtedy poprosiłam lekarza o coś na poprawienie pamięci, bo wiem, ze takie środki są i studenci medycyny wykorzystują je na maxa!A ten sie tylko zapytał kiedy egazmin!Wypisał mi nootropil(to na poprawienie krażenia w mózgu-dla starszych ludzi-świnia nie lekarz)I wiecie, po kilku dniach..nagle...zaczełam mysleć i pamiętac, jak dawniej!ale byl skutek uboczny.Nie miałam wtedy czasu iśc do dentysty.Tak mnie zaczał rąbać ząb, że myslałam, ze oszaleję.Lekarstwo wyrzuciłam.A do dentysty poleciałam po egzaminie;)
Uwazam siebie za oszczedna, ale nie skapa...i nie rozrzutna..robiac zakupy zawsze patrze na cene i jakosc produktu, moj maz tego nie robi i zawsze jesli robimy zakupy razem to nawrzuca do wozka niepotrzebnych drogich i szkodliwych rzeczy...ale np. wole kupic drogie dobre buty, bo jestem pewna ze nie zniszcza mi nog, i nie wyrzuce ich po jednym sezonie...
staram sie oszczedzac wode i prad, ale nie wariuje z tego powodu..u nas wieczorami prad jest tanszy wiec pralke i zmywarke puszczam wieczorem
nie lubie natomiast jesc resztek i pozostalosci po obiadach...gotuje zawsze dokladnie okreslona ilosc, ktora mi nie zostaje i nie zalega lodowki
zadko sie targuje z kims o obnizenie ceny jakiejs rzeczy, co widze czesto u innych i sa to osoby ktore maja pieniadze...
nie cierpie tez jak narzekaja i skapia te osoby, ktorym sie przelewa, a tak jest najczesciej, mam kolezanke, samotna, ktora np. mowi ze nie moze pojsc na pizze bo nie ma pieniedzy, pracuje i nie ma oplat (mieszkanie, rodzina) i zadnych wydatkow jak tylko wlasne potrzeby typu ubior, a potem sie dowiaduje ze kupila sobie nastepny dom..takie zachowanie doprowadza mnie do szalu...
widać panowie tak mają...
E, Aniu,Ja mam koeżanki które żyją jak krezusi...na kredyt. Domy, kilka samochodów.a kasy nigdy nie ma i wciąż płaczą ,że takie biedne.Np zawsze sępia na mnie na kawie, czy papierosach, bo one biedne.Ja wole żyć oszczędnie i bez długów.a na kawę i fajki(a pfuj, jakie to świństwo)mnie stać.Jakuzzi i sauny w domu(i tak nieużywanej, bo tyle wody i prądu) nie potrzebuję.Wolę dać biednym, albo pozwiedzać.Jak mam nadwyżkę, ale to mi się rzadko zdarza.
Wrocilam do tego watku, poniewaz znalazlam cos bardzo ciekawego w sieci:
http://www.grupaenerga.pl/pozytywna_energia/poradnik_wwf_jak_oszczedzac_energie_w_domu.xml
http://finansewpraktyce.wordpress.com/2009/11/21/jak-oszczedzac-wode/
Rady sa bardzo praktyczne, konkretne i ,co najwazniejsze, ucza prawidlowych nawykow, zamiast podawac rzeczy typu 'Aby zaoszczedzic na pradzie, zafunduj sobie z rodzina wieczor przy swiecach":/
Jesli znacie jeszcze inne sposoby, nawet jesli sami ich nie uzywacie, a macie tylko wiedze o nich - napiszcie. Moze jakies inne strony internetowe, przedruki artykulow, itd. Zawsze warto dowiedziec sie czy nauczyc czegos nowego.
Ja chyba w teorii jestem dobra ;))
W praktyce- oszczędzanie mi nie wychodzi...
Wszystkie urządzenia w domu mam energooszczędne, wszystkie żarówki też. Zakręcam wodę do mycia zębów. Kapię się w wannie- u nie o wieeeeeeeele drożej wyszłoby korzystanie z prysznica ( kiedyś w hotelu z zegarkiem w ręku stałam pod łazienką, kiedy kąpał się luby- 25 min ciągłego puszczania wody.) Kapiący kran musi być natychmiast naprawiony. Nie ma świecenia świałta bez potrzeby.
Tutaj wygląda nawet ok.
Zakupy: lista, ale i tak kupuję masę niepotrzebnych rzeczy wyłacznie z ciekawości.
Staram się nie ulegać impulsom i nie ulegam. Luby ulega i to bardzo. W dodatku ma swoje ulubione sklepy do których zawsze wchodzi, nawet jak nie ma zamiaru ( albo pieniedzy) cokolwiek kupować. Praiw zawsze kończy się na jakimś niepotrzebnym zakupie. To dodatkowo jest też karygodne ( i wkurzające na maksa)marnotrawstwo czasu!!!
Ciucholandy mnie nie odrzucają, ale przewaznie nie mam czasu, zeby pogrzebać. Ale jak mam nastrój, czas- to chętnie wchodzę, zawsze coś wygrzebię- choćby fajne zasłony. Czasem poluję na takie okazje,tuż przed wymianą towaru- wtedy za sztukę płaci się jedną złotówkę. Zawsze można coś wybrać. Często nawet z metkami, albo firmówki.
Jedzenia staram się nie marnować- zanim mi wyjdzie z lodówki- mroze w osobnych opisanych woreczkach- wszelkie niedojedzone mięsko z obiadu- na farsz do pierogów, krokietów, zapiekanek. Własciwie nie kupuję już wędlin, w każdym razie sporadycznie. Jeśli jednak nie zostanie zjedzone- równiez trafia do zamrażalnika i potem do bigosu, albo jakiejś zupy, albo zapiekanki.
Ziemniaków gotuję tylko tyle, ile zjemy.
Wyrzucam jednak jedzenie, bo ostatnio dużo róznych rzeczy próbuję- bardziej na zasadzie własnych poszukiwań, które równie często okazują się odkryciem, co zupełnie niezjadliwym produktem. Ostatnio jednak staram się powściągnąć moją ciekawość i korzystam z okazji- np w marko są takie kosze z produktami, którym został juz krótki okres ważności- uwielbiam zaglądac do tych koszy, bo dzieki temu dosłownie za grosze mogę spróbowac jakichś egzotycznych owoców, albo seró, których normalna cena jest conajmniej odstraszająca. Już nie pamiętam wszystkiego, ale relacja cenowa jest mniej więcej taka: np pudełko roszponki kosztuje normalnie ok 4 zł. w koszu- 24 gr. i takich groszy i nie szkoda, nawet jesli to okaże się rzeczą, której nie lubimy i juz więcej nie kupimy.
Ale ogólnie to mi nie idzie oszczędzanie, stresuje i wolałabym miec tyle pieniędzy, zeby się o nic nie martwić...
Ja tak naprawdę nie musze jakoś psecjalnie oszczędzać.Nie jestem bynajmniej bogata.Nie lubie jednak marnotrawić czegoś mając świadomośc, że innym to na to nie starcza.Tak jestem wychowana.Poza tym mam świadomośc ekologiczną.Dlatego staram sie ograniczać w marnotrastwie prądu, wody.Przyznam się nawet, że czasem trochę się wstydze przed sobą kupować jakieś ekstrawagancje, bo od razu myślę, że ktoś w tym momencie nie ma na chleb.Ciuchy mam w nosie.Do szmateksu czasem zaglądam, ale jednego-oni tam mają(ciekawe skąd) takie przedziwne arabskie, hinduskie szaty, jalabije itp.ale nie kupuję, bo co ja bym z tym robiła.Jestem nauczona powściągliwości w kupowaniu.Dość tych przydajek w kuchni i w domu.Na jedzenie wydaje dużo, bo, choć z powodów zdrowotnych ciągle jestem na diecie i jem nie za dużo, to wole coś co mi pasuje.Rozpoczynając tenwątek chciałam się od was dowiedzieć, czy macie jakieś takie domowe sposoby na oszczędność mediów, tanie danka itp.Myslę, że to może sie każdej z nas przydać.
Ja np. wymieniłam w domu firanki na krótkie.Dowiedziałam się, firanki przeszkadzają w prawidłowej cyrkulacji powietrza(grzejniki prawie wszędzie są pod oknem) i w ten sposób marnotrawimy ciepło.Kuchnie mam gazową(choć miałam kiedyś elektryczną, ale się jej pozbyłam).Gazowa tańsza i mam wrażenie, że potrawy trochę inaczej smakują, ale trzeba co jakis czas szorować wszystko z tego brudu gazowego.No i to sa moje takie pomysły na oszczędzanie. Myslę, że wy macie ich więcej, bo łebskie z was dziewczyny.
A teraz należałoby ustalić co znaczy oszczędna (y).
Generalnie agik napisała podobnie jak ja.
I ja uważam, że jestem oszczędna ( z jedenj strony), ona, że nie.
Co to znaczy?
Czy oszczędzamy wtedy, gdy dochodzimy do skąpstwa? Wyliczamy tygodniowo tyle i tyle pieniędzy, tyle i tyle jedzenia- a reszta musi być odłożona?
Wydaje mi się, że inaczej wygląda oszczęność u kogoś, kto ma za mały budżet - i musi stanąć na głowie, aby starczyło. Wtedy ołówek obowiązkowy. I kombinowanie co ugotować, jak ubrać, jak opłacić media.
Inaczej oszczędzać będzie ten, który ma budżet na styk - na pewno pozbędzie sie planowania z ołówkiem (w większości przypadków), wybierze lepsze jedzenie, częściej pozwoli sobie na przyjemności - bo one nie zrujnują domowych finansów.
No i inne będzie oszczędzanie kogoś dobrze sytuowanego. Tutaj można zyć bez ołówka, bez planowania. Kupować droższe - oszczędniejsze sprzęty w razie potrzeby (a nie kiedy się zepsuje). a i tak nadwyżka finansowa pozostaje
Zgadzam się z tobą. Skąpstwo kojarzy mi się z nadmiernym oszczędzaniem, znam ludzi, którzy odmawiają sobie bardzo wiele, aby tylko mieć pieniądzone " na koncie". Ja oszczędzam w granicach rozsądku bez przesady - przecież żyjemy i coś z tego życia chcemy mieć. Pozdrawiam !
Ja mam koleżankę - która miała wyznaczone kwoty do przezycia na tydzień. I nigdy tego nie przekraczała. Byli (są) dobrze sytuowani - oboje prawnicy - ale zawsze musi być kwota na koncie, odpowiedni dom, samochód...Kiedyś pojechaliśmy na wakacje na Słowację. Na trzy samochody. w pewnym momencie odłączyli się od nas - bo okazało się, że za szybko jeździmy i spala się za dużo paliwa. A właściciela restauracjo-pensjonatu rozliczali do ostatnich 10 koron (wtedy to była niecała złotówka).
Ekkore ;))
Ja napisałam, ze w teorii jestem dobra :)
Marnotrastwo mnie wkurza, ale często marnuję różne rzeczy- jak już pisałam: jedzenie, paliwo ( ło matko, jak czasem pomyslę, ze dziennie wpuszczam w atmosferę 30 - 40 litrów benzyny, niekiedy nadaremno, to az mnie trzepie)
ale skąpstwo to juz budzi moje politowanie.
Ogólnie to mnie niespecjalnie ( niestety) interesuje posiadanie pieniędzy. Wszelkie akty "oszczędzania" to raczej konieczność smutna.
Ja mam tak, ze wiosną i latem mam dość wysokie przychody i stać mnie na wiele. Jesienią i zimą - baaaaaaaaaardzo kruchutko. Robię zapasy no i staram się jakoś racjonalnie podejśc do wydatków, zakupów.
Luby mi niestety nie pomaga. On chce realizować swoje zachcianki, juz, natychmiast. Dziś rano robiłam przegląd lodówki, zeby zobaczyć, czy czegoś nie brakuje, znalazłam 3 gatunki różnych kiełbas, ale dzis sobie snuł dywagacje, jaki gatunek sobie dokupi... Przeważnie mówię- a kup sobie, jak ci to do szczęscia potrzebne, ale chyba źle robię, bo on sobie kupuje, a ja potem zamrażam. Bez sensu.
On mówi- sknerusek jesteś, ja mówię: głuptasek jesteś.
Chyba taka jest różnica: oszczędność to jakiś rozsądek. Nadwyżki można potem w przyjemny wykorzystać, ja tego nie umiem. Oszczędność jest na drugim biegunie dla rozrzutności, ale skapstwo to juz jakaś skrajna, niezdrowa forma.
A moze warto - jeżeli istnieje - rozróżnić oszczędność gospodarską - czyli rozsądne zarządzanie zasobami nie finansowymi oraz oszczędność finansową - odkładanie na koncie.
I teraz - czy jeżeli nie odkładam na konto na czarną godzinę (albo tylko dla odkładania) - to nie jestem oszczędna - skoro nie marnuję jedzenia, prądu, wody?
Ja sama odczuwam dualizm - bo jeżeli umiem oszczędzać zasoby, to z kasą jest gorzej. A może wynika to z deficytu? czyli nigdy nie ma tyle, żeby zostawało przy zaspokajaniu potrzeb wyższego rzędu.
Czy powinno się zrezygnować z potrzeb wyższych w imię oszczędzania pieniędzy?
Ja myślę, ze jesteś :)
I ja tez bym chciała umieć ( w praktyce) tak, jak Ty :)
Co do ostatniego pytania- to ja bym nigdy nie oszczędzała dla samego posiadania pieniedzy, bo pieniądze same w sobie nie są dla mnie zadną wartością, wręcz ( same w sobie) mnie nudzą. Lubię zarabiać, ale z innego względu- z takiego poczucia, ze jestem dobra, doceniona. I nie lubię miec pustek w portfelu.
Ktoś powiedział: nie ważne, czy jestes bogaty, czy biedny, jeśli mozesz sobie kupić wszystko, co potrzebujesz.
No ale - ja nie zauważyłam większych różnic w podejściu do oszczędzania..
moze mniejsze potrzeby eksperymentowania z dziwolągami...Moze tu przemawia moja niechęć do marnowania - że jak mi nie posmakuje będę musiała wyrzucić albo się męczyć (co bardziej prawdopodobne) jedząc do końca. Tu wcale nawet nie chodzi o pieniądze - tylko o fakt wyrzucenia.
Ale za to wszystko to nadrabia mój połówek...Potrafi wynaleźć takie dziwolągi (jak już pójdzie z nami na zakupy) - ale jeszcze ma szczęście - bo są dobre (powiedzmy w 90 %)
Ja zauwazyłam tylko różnice między teorią a praktyką :)
Czuję, ze mogłabym bardziej ;))
ale co bardziej?
Co chciałabyś konkretnie poprawić w podejściu do oszczędzania?
oooo!!
I to jest właśnie dobre pytanie :)
Myślę, ze tak: po pierwsze- robiac listę na zakupy, zawsze zakładam dolna granice ceny, a potem się dziwię skąd mi wyszła różnica między listą a paragonem.
Po drugie: skoro juz jest lista, to jej się trzymać i co najwyzej ustalić procentowo ile może byc na fanaberie, albo nawet nie na fanaberie, tylko na coś co nie jest niezbędne na liście.
Po trzecie: nie decydowac samodzielnie, tylko uzgadniać listę zakupów z lubym i potem twardo egzekwować decyzje na zasadzie - trza było wczesniej mówić, teraz to się bodnij w ..., ewentualnie dopisz na następna listę.
Na razie tyle. :)
Punkt trzeci - nie brać lubego na zakupy...No może raz w miesiącu założyc zakupy ekskluzywne
I zrealizowac listę.
Ja odkąd młody osiągnął wzrost ponad słuszny - wykorzystuję jego do "tragania" - jako, że zawsze byłam asertywna matką (ciekawe, że jakoś bycie asertywną zoną nie bardzo mi wychodzi), więc nie mam problemu w tym przypadku z nadwyżkami zakupowymi
Użytkownik ekkore napisał w wiadomości:
> Punkt trzeci - nie brać lubego na zakupy...No może raz w miesiącu założyc
> zakupy ekskluzywneI zrealizowac listę.
Bardzo ważny punkt:
Nie chodzić GŁODNYM na zakupy!!!!!!!!!!!!!!!!
Staramy się oszczędzać np. na ciepłej wodzie (do mycia naczyń grzejemy na gazie), oczywiście żarówki energooszczędne, sprzęt wymieniony na nowy, oszczędniejszy. Jednak oszczędzanie na jedzeniu nigdy u nas nie przejdzie, na tym nie oszczędzamy.
a ja to mysle, że tak naprawdę to granice oszczędności wyznacza objętość portfela.Choć zdarzają sie skapcy i jak im sprawia to przyjemnośc, to czemu nie...Niech sobie oszczędzają.Ja staram się robić to rozsądnie-tak, zeby nie marnotrawic, a jednocześnie żyć wygodnie.to chyba rozsądne wyjście.
Jak najbardziej.
nie marnować -ale też nie czynić z posiadania zasobnego konta celu życia. Pieniądze są po to, aby je wydawać - bo same w sobie szczęścia nie dają, szczęście daje radość ze sprawionych sobie, bliskim i innym przyjemności
I o to chodzi ! Pozdrawiam !
Znam takich ludzi, ktorym dosc zasobne konto daje tyle szczescia........................., wystarczy jak na nie patrza.
Smutne.
PS. dawno temu gdzies czytalam, ze jak odkladasz na "czarna godzine", to ta nadejdzie, bo sie po prostu zmanifestuje.
mój ś.p. tatuś tak odklkadał, choć namamwiałam go bardzo do sprzeniewierzenia tego na jego przyjemności i sanatoria, ba chciałam mu to sama sfinansować.Nie chciał.Potem nagle umarł, a pieniądze...za nie postawiłam im pomnik.A mógł je przepuścić....Żałuję, że nie dał się namówić.
Takie to cholernie smutne, pomnik.
Wiesz nigdy nie rozumialam tej ideii wystawiania super pomnikow na cmentarzu. Przeciez tak naprawde naszych bliskich tam nie ma.
Tu gdzie mieszkam nie ma takiego szalu pomnikowego.
Może ja swoje pięc groszy.Za odłożone na czarną godzinę pieniądze mogłam pochować byłego męża. Nie był ubezpieczony bo mu się nie należało, ot przepisy ZUS. Samo życie zresztą, długo by opowiadać.
A odnośnie pomników. Kiedy zmarł jego siostra ani matka słowem nie napomknęły o pochowaniu go w rodzinnym grobie. Chowaliśmy go w grobie gdzie leżą moi dziadkowie, i będą leżeć moi rodzice (sic!).Grób zwyky,ziemny obmurowany z metalowym krzyżem. W rocznicę jego śmierci usłyszałam,że grób zaniedbany bo nie ma pomnika. Zrobiło mi się przykro, bo grób ich ojca mimo,że ma pomnik jest pusty. Dopiero na 1 listopada przypominają sobie o grobie :(.A do cmentarza mają spacerkiem 10 min.Ja musze przemierzyć całe miasto i wciąz palą się świece.
to tak się mówi, chyba zresztą użyłam złego słowa. Po prostu postawiłam im nagrobek.W miare porcządny, i praktyczny.Ale bez cudów i pokazówy, bo rodzice byli skromnymi ludźmi i nie życzyliby sobie Bóg wie czego.a napisałam to dlatego, żeby uzmysłowić wam, że jak się ma życie to tylko jedno i pies drapał te wszystkie oszczędności, bo może być za późno, żeby z nich skorzystać.
Użytkownik majolika napisał w wiadomości:
> a ja to mysle, że tak naprawdę to granice oszczędności wyznacza
> objętość portfela.
Zgadzam się. To, co dla jednej osoby jest oszczędnością, dla drugiej może być skąpstwem, a dla jeszcze kogoś innego rozrzutnością.
nie odpowiem bo nie jestem w ogole oszczedna!!!!!!!!!!! nie zaluje sobie niczego chociaż powinnam bo nie jestem milionerka:)
Wrocilam do tego watku, poniewaz znalazlam cos bardzo ciekawego w sieci:
http://www.grupaenerga.pl/pozytywna_energia/poradnik_wwf_jak_oszczedzac_energie_w_domu.xml.
http://finansewpraktyce.wordpress.com/2009/11/21/jak-oszczedzac-wode/.
Rady sa bardzo praktyczne, konkretne i ,co najwazniejsze, ucza prawidlowych nawykow, zamiast podawac rzeczy typu 'Aby zaoszczedzic na pradzie, zafunduj sobie z rodzina wieczor przy swiecach":/
Jesli znacie jeszcze inne sposoby, nawet jesli sami ich nie uzywacie, a macie tylko wiedze o nich - napiszcie. Moze jakies inne strony internetowe, przedruki artykulow, itd. Zawsze warto dowiedziec sie czy nauczyc czegos nowego.