Witam wszystkich. Postanowilam podzielic sie z Wami taka refleksja, poniewaz czesto zabiegamy o rzeczy, ktore chcemy osiagnac, a nie doceniamy tego co juz mamy, i jak wielka wartosc ma to co posiadamy. W sobote w nocy wylecial w powietrze budynek 50 metrow obok mojego! Okropne przezycie, niesamowity wybuch, huk, zatrzesla sie ziemia...w pierwszym momencie pomyslalm, ze to trzesienie ziemi...potem alarmy, krzyki ludzi...budynek w plomieniach...w jednej chwili dla kogos wszystko sie skonczylo...noc spedzona na ulicy, ale dla tych, ktorzy nic nie stracili zycie toczy sie jakby nigdy nic...zycie toczy sie dalej mimo wszystko...wrocilam do domu, wlasnego, calego, niezniszczonego domu, polozylam sie spac we wlasnym lozku i rano wstalam jak codzien parzac kawe...niby nic...ale spedzona na ulicy noc uswiadomila mi jak to wiele....cieszmy sie tym co mamy...
Owszem.ludzie często nie dostrzegają, tego co posiadają dopóki to mają.Kiedyś niedaleko mnie od gazu wyleciał blok w powietrze.W moim wyleciały szyby.Było tez autentyczne trżęsienie ziemi i u nas wszyscy zwiewali z domu.To jednak tylko przykład. Czasem nie dostrzegamy, co tak naprawdę posiadamy i KOGO, dopóki tego nie stracimy
A' pro pos- przeżyliście kiedyś wstrząsy ziemi...ojej jakie to niemiłe. Całe szczęście nic się nie stało, ale moim blokiem kołysało tak, że szklanki spadały ze stołu.(to było 5 st Richtera!) A zgóry ludzie w popłochu zwiewali. Jeszcze żyła moja mam to ją ubrałam i też wyprowadziłam. Były co prawda wstrżasy wtórne, ale już lżejsze.A my staliśmy na deszczu i bojaliśmy się wejść do własnej chałupy! Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że w Olsztynie mogą być wstrząsy!A tu okazuje sie, ze na Bałtyku ścierają się jakieś płyty tektoniczne i w historii notowano tu trzęsienia ziemi.
Najsmutniejsze jest to, ze czesto zabiegamy o przedmioty, ktorych tak naprawe wcale nie potrzebujemy ( ah, ta magia reklamy). Zabiegani, zapracowani, przemeczeni i zestresowani, nawet nie zauwazamy jak czas szybko pedzi.
"Life is what happens while you are busy making other plans". John Lenon
Masz racje...te reklamy, te wystawy sklepowe, te cudotworcze kremy i perfumy, ktore z reszta czesto niesamowicie smierdza...maja dawac szczescie, zludne, chwilowe, ulotne szczescie...sama sie na tym lapie...jak kazdej wiosny i jesieni wystawy sklepowe tryskaja nowymi kolekcjami butow i ciuchow i az mnie swierzbi, zeby czyms nowym polepszyc sobie moj status zyciowy...ale tak sobie wczoraj spojrzalam do szafy...przeciez ja mam mnostwo butow na kazda okazje i pogode...nie starczy dni w tygodniu zeby choc raz kazda z par zalozyc....i czy w nowych butach bede szczesliwsza?
Tez tak mam, Ale odkad sie przenioslam na wies nie mam tyle "pokus". Nie rozumiem dlaczego w naszych spoleczenstwach ocenia sie ludzi za to co maja, a nie kim SA. Czy wiesz ze w Stanach stoja w kolejkach po nowy model I-Pod, czy butow sportowych? Posiadanie duzej ilosci pieniedzy stalo sie wyznacznikiem "udanego zycia",..itd., pytanie jakim kosztem? Jedna rzecz ktorej ciezko byloby mi sie wyrzec to ksiazki.
Tak Tineczko! zacielo sie bo cwani kapitalisci poszli produkowac tanim kosztem do biednych krajow...globalizacja...w ten sposob bogaci sie wzbogacili a biedni sa jeszcze biedniejsi...
Wlasnie ta globalizacja i szukanie jak najtanszej sily roboczej. A najchetniej dzieci zamknietych w fabrykach dobe naokraglo i pracujacych prawie za darmo :(((
Tak sie zastanawiam, czy te "bogactwa" daja tym bogatym wiecej szczescia??? U nas jest powiedzenie: " I tak nie wezmiesz ze soba nic , tam gdzie pojdziesz" - w znaczeniu, ze po smierci jestes goly, tak jak kazdy z nas.
Ach Anno, jak dobrze Cię rozumiem. Aż nazbyt dobrze.
Kiedyś u znajomych moich znajomych widziałam olbrzymią plazmę, LCD czy coś w tym stylu. Znam ich tryb życia i zaręczam Wam, ze nawet nie mają czasu oglądać programów ani filmów, więc pytam po co? Bo inni mają? Bo świadczy to o statusie? Byłam w domach osób naprawdę bogatych i to nie nuworyszy, ale z kilku pokoleń i nie było u nich takich oznak luksusu, ale za to zwracali uwagę na więzi rodzinne i międzyludzkie. I nigdy, nigdy nie czułam się wśród nich niezręcznie, a jestem biedna jak mysz kościelna. Zresztą to chyba inna opowieść...
Tez mam znajomych co kolekcjonuja: najwieksze LCD, sauny, kilka samochodów, jakuzzi itp.A żra się o kasę , jak nie przymierzjąc psy. A ja słyszalam, ze najszczęśliwsi sa ci co maja prawie nic. Tyle tylko aby starczyło.I ZDROWIE! Bo szczęście to się ma niezaleznie od pieniędzy i stanu posiadania. Ja też kiedyś baaardzo wiele pracowałam, mialam dużo kasy i..byłam zarobiona i nieszczęśliwa. Potem doszlam do tego, że to wszystko to blichtr.I oddałabym czasem WSZYSTKO.Nawet to, czego nie mam. Za chwilkę z ...dawnych lat... Teraz jestem bidok, ale mam najwazniejsze:zdrowie(choć trochę dziurawe), i kogoś kto mnie kocha. To mi wystarczy. Acha mam jeszcze gromade rozbójników, ktorzy mnie lubią i to mnie cieszy najbardziej;)))
Wlasnie przeczytalam artykul o czlowieku, ktory juz ma dosyc "posiadania". Sprzedaje wszystko: dom, samochody, firme,caly dorobek swojego zycia. Ma 51 lat i ma dosyc wszystkich "musze". Jedyne co bedzie mial ze soba na "nowa" droge zycia to gitara Fender, spiwor, pare ubran na zmiane i kompletna nieswiadomosc: "gdzie mnie droga zaprowadzi jutro" ????
Macie racje nie doceniamy tego co dał nam los ja nie pracuje tyle co troche w domu na gospodarstwie ale tyle co dla siebie( zwierzatka ogródek troche pola) i jest mi z tym dobrze tylko gdy nadchodzi jesien zima to wciaz mam takie mysli ze ja jeszcze młoda kobieta a praktycznie nic nie robie siedze w domu kolezanki pracuja zarabiaja ja ja siedze tylko w domu i z meza pensji zyje.staram sie byc optymistyczna bo nie mam zadnych skomplikowanych problemów zawsze mysle o innych któży maja naprawde żle ale mimo wszystko zawsze szukam dziury w całym nie moge poprostu przyjac sytuacji taką jaka jest zawsze mysle ze powinnam isc do pracy bo niewypada tak młodej siedzie w domu itp itd.(soryy za tak niesformułowane zdanie ale nie potrafie zabardzo tego opisac co czuje)
To nie chodzi o to czy "młodej wypada siedzieć w domu czy nie". Nie ma obowiązku "pracowania". Jeżeli stać Was na to żebyś siedziała w domu (tak to się mówi ale każda z nas wie jak to "siedzenie w domu" wygląda), jeżeli tak Wam pasuje to sobie siedź. Ale jeśli czujesz, że chciałabyś pracować to poszukaj jakiejś pracy. Musisz robić to co sama tak naprawdę chcesz robić. Ja np. nie wyobrażam sobie żebym miała nie pracować. Ja muszę mieć pracę, nie tylko dla pieniędzy ale dlatego, że nie potrafię inaczej. Moje życie to ma być coś więcj niż tylko dom, chcę mieć jakieś zadania do wykonania, chcę być za coś odpowiedzialna, chcę codziennie wychodzić z domu do ludzi. Nawet jak wracam popołudniu i padam na pysk, psioczę jaka jestem zmęczona to na drugi dzień i tak z uśmiechem tam idę. Wiem, wiem to jest zboczenie ale jeszcze nie da się tego leczyć :)
Ja tez jestem typem, ktory pracy po prostu potrzebuje do normalnej egzystencji...nadaje ona rytm mojemu zyciu...inaczej spalabym do 13 a obiad jadla o 20 w nocy pewnie bym robila cala reszte rzeczy i szybko popadla w depresje...
Zapytaj siebie samej czy jest Ci z tym dobrze? Bo jesli tak Ci dobrze i starcza Ci to co masz, to nic do szczescia Ci nie brakuje....ale jesli potrzebujesz wyjsc z domu "do ludzi" nie tylko z powodow finansowych, to czemu nie, jesli jest to mozliwe, to poszukaj jakiejs pracy...nawet opieka nad osoba starsza czy dzieckiem...cokolwiek co daloby Ci satysfakcje, ale tylko jesli sama tego potrzebujesz...
to idz do pracy skoro ci nie jest najlepiej z tym - wiele kobiet ci zazdrosci bo pracuja na dwoch etatach i 3ci w domu - mysle ze nie masz powodow do narzekania ale......... tak jak mowialm idż do pracy i sama porownasz co lepsze
ale wiecie co nie pracowałam juz od 10 lat i teraz boje sie isc do jakiej kolwiek pracy za długo siedze w domu. I tak mysle ze przyzwyczaiłam sie chyba do tego jak jest a ja boje sie nowych wyzwań i pewnie pozostane przy tym jak jest chyba ze bede zmuszona do tej pracy z powodów finansowych to sie przełamie. A poza tym to z Wami łatwiej mi zime przesiedziec bo zawsze jest komu sie wyzalic i na poprawe chumoru zawsze cos dobrego mozna upichcic Pozdrawiam i dzieki za wsparcie
Tymbardziej powinnas zaczac walczyc z wlasnymi slabosciami, ze strachem i niepewnoscia, tylko w ten sposob staniesz sie silniejsza i bedziesz mogla stawic czolo trudnosciom...nie chowaj glowy w piasek...zacznij o tym myslec, planowac i ewentualnie na wiosne szukaj jakiegos zajecia, bedzie Ci latwiej je znalezc poniewaz nie jestes zmuszana do tego, wiec bedziesz zrelaksowana, mniej zestresowana i latwiej Ci pojdzie w nowej pracy.
urszulko- skoro na razie nie musisz.. ale z drugiej strony chcesz a zarazem boisz się.. to poszukaj sobie pracy dla przyjemności- i tak do tego podejdź. Przecież nie musisz iść do "pierwszej lepszej", bo Cię sytuacja materialna goni.. Możesz szukać i wybierać:) Trochę wiary w siebie! i głowa do góry a nie bać się:) nie ma czego:) A jeśli już faktycznie tę zimę przesiedzisz w domu to ja dołączę do Ciebie-). bo ja chcę ale na razie nie mogę chodzic do pracy:)
No to razem posiedzimy bo na zime to nic nie znajde w naszym rejonie ,a mieszkam na wsi i jak mam conajmniej 20-40 km(najblizsze miasta) dojezdzac do pracy to musiałabym duzo zarobic bo bilety sa drogie. A mam tylko mature wiec duzych mozliwosci nie mam.Na studia nie było mnie stac wiec tak zostałam.A do wiosny jakos sie nam zleci a wtedy to pracy juz bedzie wiecej. Pozdrawiam
Aniu, a co my wlasciwie mamy???? Wlosci, dom/mieszkanie, samochod/samochody, mase ciuchow, butow, pare odbiornikow tv/dvd, lap top/stacjonarny, komorke jedna albo wiecej.....co jeszcze mamy? Mamy czas?...na co mamy czas???
Tak...czy mamy czas? i na co? ganiamy w ciagu dnia tak szybko, zeby znalezc godzine czasu na odpoczynek...na wyprostowanie kregoslupa...ale czy bez tej gonitwy moglibysmy zyc? ja nie cierpie sie spieszyc, ale zawsze sie spiesze...zawsze brakuje mi czasu
Tez tak kiedys ganialam, jeszcze do niedawna. Teraz rozumiem co jest wazniejsze: czas. Po prostu czas na refleksje, dla bliskich, dla siebie. A i tak czas jest dla mnie niemilosierny i leci zwariowanie:)
i coraz szybciej biegnie...im jestesmy starsi tym czas szybciej plynie...ale jesli mamy troche wolnego czasu to zaraz szukamy sobie nowego zajecia....moim zdaniem to dobrze, byle by to zajecie bylo rowniez przyjemne
Użytkownik anna702 napisał w wiadomości: > i coraz szybciej biegnie...im jestesmy starsi tym czas szybciej plynie...ale > jesli mamy troche wolnego czasu to zaraz szukamy sobie nowego zajecia....moim > zdaniem to dobrze, byle by to zajecie bylo rowniez przyjemne
Czytajac Twoją wypowiedź, przypomniała mi się piosenka Pink Floydów "Time": "Więc biegniesz i biegniesz, by zrównać się ze słońcem Lecz ono zachodzi Pędzi wokoło, by znów ukazać się za tobą Właściwie jest takie samo, ale ty jesteś starszy Masz krótszy oddech i z każdym dniem zbliżasz się do śmierci Każdy rok staje się krótszy, na nic nie znajdujesz czasu Plany też się nie spełniają Lub kończą się skrawkiem zabazgranej kartki..."
Ważne jest to, aby w tej codziennej gonitwie nie zapomnieć o tym, co najistotniejsze.
Mnie nachodzi refleksja trochę innego rodzaju, a mianowicie jak to jest, że jedni cieszą się z rzeczy małych, błahych a innym ciągle mało. Dlaczego jednym do szczęścia wystarcza zgoda w rodzinie, zdrowie, stabilizacja a inni uważają że to nic takiego nadzwyczajnego. Czy ci pierwsi są mniej ambitni? (tylko nie piszcie, że tak, bo ja do tych pierwszych należę ).
Mój mąż za to należy do ludzi, którzy ciągle szukają, próbują i zawsze im mało, bo zawsze mogło być lepiej. Powiedział mi kiedyś, że gdyby nasi przodkowie byli tacy jak ja, to do teraz siedzielibyśmy na drzewach i jedli banany (jaką ja mam czasami ochotę lutnąć Mu tak porządnie ... Jego szczęście, że taki duży ). Uważam się za osobę ambitną, tylko taką ambitną inaczej .
Mysle, ze zyloby sie o wiele spokojniej, bo mnostwo wynalazkow nie wyszlo nikomu na dobre...poscig zbrojenia np Osoby tak ambitne jak Twoj maz wiecznie planuja na zapas i mysla co zrobic jutro, zyja jakby wiecznum planem, troche to taki impuls, daje im zapal i chec do zycia, ale z drugiej strony nie pozwala wlasnie przystanac, zeby cieszyc sie momentem, dana chwila...
a wiecie co, mam takiego kolegę w pracy.Czasem z powodu nadaktywności i wrednego charakteru mam ochotę go udusić.Miesiąc temu o mało nie umarł mu ojciec. Poplakał się.Ja wtedy pomyślałam...zmieni się, jak amen w pacierzu. I miałam rację!Nie ten sam.Zaczął mysleć szrzej!Uświadomił sobie pewne życiowe prawdy.No mówię wam nie ten sam!Złagodnial,wprost zmienił mu sie stosunek do świata. I jakby to paskudnie nie zabrzmiało to powiem, że...trzeba czasem porządnie dostac kopa od zycia, żeby zacząć mysleć....
To chyba taki rocznik. Moja szwagierka jest w Twoim wieku. Wiecznie znudzona. Ma wszystko o czym niejedna kobieta może tylko pomarzyć: nowy dom, męża, dziecko. Nie pracuje, zwiedziła pół świata a ciągle narzeka i jest niezadowolona. Aż mi czasami żal jej męża (a nie jestem skora do żałowania chłopów ). Wpatrzony w nią jak w obrazek, a ta jedzie po nim jak po łysej kobyle.
Może dlatego tak jest, że niczego nie musiała się dorabiać, o nic walczyć, nie martwi się czy wystarczy pieniędzy do wypłaty. Jakoś pozbawiła się "pazurków", a miała je .. oj miała ... (tak jak jej brat a mój mąż - niestety jemu "pazurki" zostały )
Czasami myślę, że za mąż wyszła z wyrachowania a nie z miłości. Może się mylę. Oby.
Aniu, poruszylas dobry temat - wartosciowy i potrzebny nam wszystkim, nawet jesli mialby zostac przy nas tylko krotka chwile. Kiedy w zyciu zderzamy sie z jakims dramatycznym doswiadczeniem wtedy zazwyczaj zaczynamy myslec refleksyjnie. Przewartosciowanie nastepuje, kiedy los nas doswiadczy bardo dotkliwie. Musze Wam sie przyznac, ze czasami mam uczucie, ze jestem malo ambitna, ze ten moj minimalizm powoduje, ze zaczynam sie cofac. Wszystko dlatego, ze bardo niewiele potrzebuje do szczescia. To tak, jakbym sie urodzila w niewlasciwym pokoleniu - zbyt pozno. Kiedy ja i moi bliscy jestesmy zdrowi, kiedy wszyscy zyja w zgodzie i wcale nie koniecznie z ciaglym okazywaniem sobie uczuc, wtedy mam poczucie spokoju. To wlasnie ten spokoj daje mi szczescie. Ostatnio walczylam z choroba a to jeszcze bardziej utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze szczescie nie ma nic wspolnego ze statusem materialnym. Lubie miec zajecie, lubie kiedy dzien wypelnia sie wysilkiem fizycznym a potem przychodzi chwila na przyjemnosci (ksiazki, malowanie, spacer itp.). Chyba po prostu lubie zwyczajnosc. Moj Polowek mowi (usmiechajac sie), ze wylazi ze mnie romantyczna dusza i, ze cale szczescie, iz On jest inny niz ja. Moze ma racje...? Moze tak musi byc...? Moze zyjemy w takich czasach, ze nie wszyscy mozemy sobie pozwolic na minimalizm...? Nie wiem. Trudno to ocenic. Jedno jest pewne - warto czasami zatrzymac sie na chwile, poczytac sobie taki tekst, jaki nam Aniu "zafundowalas" i zlapac nowy oddech. Moze dzieki temu przypomnimy sobie, co dla nas znaczy byc szczesliwym. Jesli komus do tego wystarczy nowa "plazma", to niech ja kupuje - czemu nie. Od jakis 12 lat przyjezdzam regularnie do Düsseldorfu i spotykam tu siedzacego przy sklepie mezczyzne. Na oko ma jakies 55 lat. Caly czas wyglada tak samo - ma te same rzeczy na sobie (skorzane), lekki zarost, ostre ale pogodne rysy twarzy i wiecznie sa przy nim cztery ogromne torby. Wszystkie zapakowane na taki wozek do przewozenia bagazy i obwiazane sznurkiem zeby ich nie pogubic. Kiedy teraz znow przyjechalam idac do miasta prawie przez cala droge myslalam o tym czlowieku. Mialam nadzieje, ze go spotkam. Widzac z daleka znajome torby poczulam ulge a kiedy Go mijalam zapragnelam przywitac sie z nim. Nie patrzyl na mnie. Pisal cos sobie (jak zwykle) drobniutkim maczkiem. Ten wozek, troby i miejsce przy sklepie, to chyba caly Jego swiat. Mysle, ze On jest w nim szczesliwy. Dziekuje za chwile refleksji. Ps. Wybaczcie, ze sie tak rozpisalam.
Dziekuje Smakosiu za dobre slowa... mysle, ze tacy ludzie jak Ty sa szczesliwsi od tych, ktorzy wiecznie poszukuja...chociaz te poszukiwania sa konstruktywne...zalezy tez czego poszukujemy? bo jesli jest to np. praca nad samym soba, praca nad wlasnym charakterem, to bogacimy sie bardzo wewnetrznie i uzyskujemy "spokoj duszy". Jesli jest to tylko poscig za ulepszeniem bytu, to nigdy nie da on nam szczescia, wszystko to co juz osiagnelismy do tej pory nie ma znaczenia dla takich osob. Mozna miec 4 walizki i byc szczesliwym, spelnionym. Mozna miec wielki dom, w nim wszystkie dogody i nadal poszukiwac, i nadal czuc pustke i chec dalszego zdobywania.
Witam wszystkich. Postanowilam podzielic sie z Wami taka refleksja, poniewaz czesto zabiegamy o rzeczy, ktore chcemy osiagnac, a nie doceniamy tego co juz mamy, i jak wielka wartosc ma to co posiadamy. W sobote w nocy wylecial w powietrze budynek 50 metrow obok mojego! Okropne przezycie, niesamowity wybuch, huk, zatrzesla sie ziemia...w pierwszym momencie pomyslalm, ze to trzesienie ziemi...potem alarmy, krzyki ludzi...budynek w plomieniach...w jednej chwili dla kogos wszystko sie skonczylo...noc spedzona na ulicy, ale dla tych, ktorzy nic nie stracili zycie toczy sie jakby nigdy nic...zycie toczy sie dalej mimo wszystko...wrocilam do domu, wlasnego, calego, niezniszczonego domu, polozylam sie spac we wlasnym lozku i rano wstalam jak codzien parzac kawe...niby nic...ale spedzona na ulicy noc uswiadomila mi jak to wiele....cieszmy sie tym co mamy...
Owszem.ludzie często nie dostrzegają, tego co posiadają dopóki to mają.Kiedyś niedaleko mnie od gazu wyleciał blok w powietrze.W moim wyleciały szyby.Było tez autentyczne trżęsienie ziemi i u nas wszyscy zwiewali z domu.To jednak tylko przykład. Czasem nie dostrzegamy, co tak naprawdę posiadamy i KOGO, dopóki tego nie stracimy
Szczera prawda.
A' pro pos- przeżyliście kiedyś wstrząsy ziemi...ojej jakie to niemiłe. Całe szczęście nic się nie stało, ale moim blokiem kołysało tak, że szklanki spadały ze stołu.(to było 5 st Richtera!) A zgóry ludzie w popłochu zwiewali. Jeszcze żyła moja mam to ją ubrałam i też wyprowadziłam. Były co prawda wstrżasy wtórne, ale już lżejsze.A my staliśmy na deszczu i bojaliśmy się wejść do własnej chałupy!
Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że w Olsztynie mogą być wstrząsy!A tu okazuje sie, ze na Bałtyku ścierają się jakieś płyty tektoniczne i w historii notowano tu trzęsienia ziemi.
Najsmutniejsze jest to, ze czesto zabiegamy o przedmioty, ktorych tak naprawe wcale nie potrzebujemy ( ah, ta magia reklamy).
Zabiegani, zapracowani, przemeczeni i zestresowani, nawet nie zauwazamy jak czas szybko pedzi.
"Life is what happens while you are busy making other plans".
John Lenon
Masz racje...te reklamy, te wystawy sklepowe, te cudotworcze kremy i perfumy, ktore z reszta czesto niesamowicie smierdza...maja dawac szczescie, zludne, chwilowe, ulotne szczescie...sama sie na tym lapie...jak kazdej wiosny i jesieni wystawy sklepowe tryskaja nowymi kolekcjami butow i ciuchow i az mnie swierzbi, zeby czyms nowym polepszyc sobie moj status zyciowy...ale tak sobie wczoraj spojrzalam do szafy...przeciez ja mam mnostwo butow na kazda okazje i pogode...nie starczy dni w tygodniu zeby choc raz kazda z par zalozyc....i czy w nowych butach bede szczesliwsza?
Aniu,
Tez tak mam,
Ale odkad sie przenioslam na wies nie mam tyle "pokus".
Nie rozumiem dlaczego w naszych spoleczenstwach ocenia sie ludzi za to co maja, a nie kim SA.
Czy wiesz ze w Stanach stoja w kolejkach po nowy model I-Pod, czy butow sportowych?
Posiadanie duzej ilosci pieniedzy stalo sie wyznacznikiem "udanego zycia",..itd., pytanie jakim kosztem?
Jedna rzecz ktorej ciezko byloby mi sie wyrzec to ksiazki.
Elu,
Idea kapitalizmu, konsumowanie bez granic, zeby "kolo" krecilo sie coraz szybciej:)
Kolo zacielo sie kryzysem finansowym teraz i co dalej????
Tak Tineczko! zacielo sie bo cwani kapitalisci poszli produkowac tanim kosztem do biednych krajow...globalizacja...w ten sposob bogaci sie wzbogacili a biedni sa jeszcze biedniejsi...
Wlasnie ta globalizacja i szukanie jak najtanszej sily roboczej. A najchetniej dzieci zamknietych w fabrykach dobe naokraglo i pracujacych prawie za darmo :(((
Tak sie zastanawiam, czy te "bogactwa" daja tym bogatym wiecej szczescia???
U nas jest powiedzenie: " I tak nie wezmiesz ze soba nic , tam gdzie pojdziesz" - w znaczeniu, ze po smierci jestes goly, tak jak kazdy z nas.
Ach Anno, jak dobrze Cię rozumiem. Aż nazbyt dobrze.
Kiedyś u znajomych moich znajomych widziałam olbrzymią plazmę, LCD czy coś w tym stylu. Znam ich tryb życia i zaręczam Wam, ze nawet nie mają czasu oglądać programów ani filmów, więc pytam po co? Bo inni mają? Bo świadczy to o statusie? Byłam w domach osób naprawdę bogatych i to nie nuworyszy, ale z kilku pokoleń i nie było u nich takich oznak luksusu, ale za to zwracali uwagę na więzi rodzinne i międzyludzkie. I nigdy, nigdy nie czułam się wśród nich niezręcznie, a jestem biedna jak mysz kościelna. Zresztą to chyba inna opowieść...
Tez mam znajomych co kolekcjonuja: najwieksze LCD, sauny, kilka samochodów, jakuzzi itp.A żra się o kasę , jak nie przymierzjąc psy.
A ja słyszalam, ze najszczęśliwsi sa ci co maja prawie nic. Tyle tylko aby starczyło.I ZDROWIE!
Bo szczęście to się ma niezaleznie od pieniędzy i stanu posiadania.
Ja też kiedyś baaardzo wiele pracowałam, mialam dużo kasy i..byłam zarobiona i nieszczęśliwa. Potem doszlam do tego, że to wszystko to blichtr.I oddałabym czasem WSZYSTKO.Nawet to, czego nie mam. Za chwilkę z ...dawnych lat...
Teraz jestem bidok, ale mam najwazniejsze:zdrowie(choć trochę dziurawe), i kogoś kto mnie kocha. To mi wystarczy.
Acha mam jeszcze gromade rozbójników, ktorzy mnie lubią i to mnie cieszy najbardziej;)))
PS. ta chwilka z dawnych lat to: rodzice, las jeziorka i dzwoniące latem nad łąką skowronki.
Wlasnie przeczytalam artykul o czlowieku, ktory juz ma dosyc "posiadania". Sprzedaje wszystko: dom, samochody, firme,caly dorobek swojego zycia. Ma 51 lat i ma dosyc wszystkich "musze". Jedyne co bedzie mial ze soba na "nowa" droge zycia to gitara Fender, spiwor, pare ubran na zmiane i kompletna nieswiadomosc: "gdzie mnie droga zaprowadzi jutro" ????
Macie racje nie doceniamy tego co dał nam los ja nie pracuje tyle co troche w domu na gospodarstwie ale tyle co dla siebie( zwierzatka ogródek troche pola) i jest mi z tym dobrze tylko gdy nadchodzi jesien zima to wciaz mam takie mysli ze ja jeszcze młoda kobieta a praktycznie nic nie robie siedze w domu kolezanki pracuja zarabiaja ja ja siedze tylko w domu i z meza pensji zyje.staram sie byc optymistyczna bo nie mam zadnych skomplikowanych problemów zawsze mysle o innych któży maja naprawde żle ale mimo wszystko zawsze szukam dziury w całym nie moge poprostu przyjac sytuacji taką jaka jest zawsze mysle ze powinnam isc do pracy bo niewypada tak młodej siedzie w domu itp itd.(soryy za tak niesformułowane zdanie ale nie potrafie zabardzo tego opisac co czuje)
To nie chodzi o to czy "młodej wypada siedzieć w domu czy nie". Nie ma obowiązku "pracowania". Jeżeli stać Was na to żebyś siedziała w domu (tak to się mówi ale każda z nas wie jak to "siedzenie w domu" wygląda
), jeżeli tak Wam pasuje to sobie siedź. Ale jeśli czujesz, że chciałabyś pracować to poszukaj jakiejś pracy. Musisz robić to co sama tak naprawdę chcesz robić. Ja np. nie wyobrażam sobie żebym miała nie pracować. Ja muszę mieć pracę, nie tylko dla pieniędzy ale dlatego, że nie potrafię inaczej. Moje życie to ma być coś więcj niż tylko dom, chcę mieć jakieś zadania do wykonania, chcę być za coś odpowiedzialna, chcę codziennie wychodzić z domu do ludzi. Nawet jak wracam popołudniu i padam na pysk, psioczę jaka jestem zmęczona to na drugi dzień i tak z uśmiechem tam idę. Wiem, wiem to jest zboczenie ale jeszcze nie da się tego leczyć :)
skąd ja to znam..:)))
im więcej adrenaliny w pracy tym więcej nakręcania..się na pracę ..co nie..?
Ja tez jestem typem, ktory pracy po prostu potrzebuje do normalnej egzystencji...nadaje ona rytm mojemu zyciu...inaczej spalabym do 13 a obiad jadla o 20 w nocy pewnie bym robila cala reszte rzeczy i szybko popadla w depresje...
Zapytaj siebie samej czy jest Ci z tym dobrze? Bo jesli tak Ci dobrze i starcza Ci to co masz, to nic do szczescia Ci nie brakuje....ale jesli potrzebujesz wyjsc z domu "do ludzi" nie tylko z powodow finansowych, to czemu nie, jesli jest to mozliwe, to poszukaj jakiejs pracy...nawet opieka nad osoba starsza czy dzieckiem...cokolwiek co daloby Ci satysfakcje, ale tylko jesli sama tego potrzebujesz...
to idz do pracy skoro ci nie jest najlepiej z tym - wiele kobiet ci zazdrosci bo pracuja na dwoch etatach i 3ci w domu - mysle ze nie masz powodow do narzekania ale......... tak jak mowialm idż do pracy i sama porownasz co lepsze
ale wiecie co nie pracowałam juz od 10 lat i teraz boje sie isc do jakiej kolwiek pracy za długo siedze w domu. I tak mysle ze przyzwyczaiłam sie chyba do tego jak jest a ja boje sie nowych wyzwań i pewnie pozostane przy tym jak jest chyba ze bede zmuszona do tej pracy z powodów finansowych to sie przełamie. A poza tym to z Wami łatwiej mi zime przesiedziec bo zawsze jest komu sie wyzalic i na poprawe chumoru zawsze cos dobrego mozna upichcic Pozdrawiam i dzieki za wsparcie
Tymbardziej powinnas zaczac walczyc z wlasnymi slabosciami, ze strachem i niepewnoscia, tylko w ten sposob staniesz sie silniejsza i bedziesz mogla stawic czolo trudnosciom...nie chowaj glowy w piasek...zacznij o tym myslec, planowac i ewentualnie na wiosne szukaj jakiegos zajecia, bedzie Ci latwiej je znalezc poniewaz nie jestes zmuszana do tego, wiec bedziesz zrelaksowana, mniej zestresowana i latwiej Ci pojdzie w nowej pracy.
Ale w pracy zima Ci szybciej minie :)
urszulko- skoro na razie nie musisz..
ale z drugiej strony chcesz a zarazem boisz się..
to poszukaj sobie pracy dla przyjemności- i tak do tego podejdź.
Przecież nie musisz iść do "pierwszej lepszej", bo Cię sytuacja materialna goni..
Możesz szukać i wybierać:)
Trochę wiary w siebie! i głowa do góry a nie bać się:) nie ma czego:)
A jeśli już faktycznie tę zimę przesiedzisz w domu to ja dołączę do Ciebie-).
bo ja chcę ale na razie nie mogę chodzic do pracy:)
No to razem posiedzimy bo na zime to nic nie znajde w naszym rejonie ,a mieszkam na wsi i jak mam conajmniej 20-40 km(najblizsze miasta) dojezdzac do pracy to musiałabym duzo zarobic bo bilety sa drogie. A mam tylko mature wiec duzych mozliwosci nie mam.Na studia nie było mnie stac wiec tak zostałam.A do wiosny jakos sie nam zleci a wtedy to pracy juz bedzie wiecej. Pozdrawiam
W taka skrajnosc nie bylabym w stanie przejsc...potrzebuje jednak domu...czterech scian...bez luksusu, ale pewnych, solidnych czterech scian..
Ja tez nie moglabym pozbyc sie dachu nad glowa:) Jednak troche temu panu zazdroszcze:)
zwariowal?????
Aniu, a co my wlasciwie mamy???? Wlosci, dom/mieszkanie, samochod/samochody, mase ciuchow, butow, pare odbiornikow tv/dvd, lap top/stacjonarny, komorke jedna albo wiecej.....co jeszcze mamy?
Mamy czas?...na co mamy czas???
Tak...czy mamy czas? i na co? ganiamy w ciagu dnia tak szybko, zeby znalezc godzine czasu na odpoczynek...na wyprostowanie kregoslupa...ale czy bez tej gonitwy moglibysmy zyc? ja nie cierpie sie spieszyc, ale zawsze sie spiesze...zawsze brakuje mi czasu
Tez tak kiedys ganialam, jeszcze do niedawna. Teraz rozumiem co jest wazniejsze: czas. Po prostu czas na refleksje, dla bliskich, dla siebie.
A i tak czas jest dla mnie niemilosierny i leci zwariowanie:)
i coraz szybciej biegnie...im jestesmy starsi tym czas szybciej plynie...ale jesli mamy troche wolnego czasu to zaraz szukamy sobie nowego zajecia....moim zdaniem to dobrze, byle by to zajecie bylo rowniez przyjemne
Użytkownik anna702 napisał w wiadomości:
> i coraz szybciej biegnie...im jestesmy starsi tym czas szybciej plynie...ale
> jesli mamy troche wolnego czasu to zaraz szukamy sobie nowego zajecia....moim
> zdaniem to dobrze, byle by to zajecie bylo rowniez przyjemne
Czytajac Twoją wypowiedź, przypomniała mi się piosenka Pink Floydów "Time":
"Więc biegniesz i biegniesz, by zrównać się ze słońcem
Lecz ono zachodzi
Pędzi wokoło, by znów ukazać się za tobą
Właściwie jest takie samo, ale ty jesteś starszy
Masz krótszy oddech i z każdym dniem zbliżasz się do śmierci
Każdy rok staje się krótszy, na nic nie znajdujesz czasu
Plany też się nie spełniają
Lub kończą się skrawkiem zabazgranej kartki..."
Ważne jest to, aby w tej codziennej gonitwie nie zapomnieć o tym, co najistotniejsze.
Dziekuje Ci za wspannialy tekst tak pieknie przetlumaczony :))))
to nie ma znaczenia...piekne
To wszystko prawda, a wiecie co jest najgorsze... że dziś wszyscy tak mówimy a jutro znowu się zapominamy.
Tak...codziennie powinnismy o tym pamietac, przypominac sobie jak wiele posiadamy...
dygresja...
..nie mogłam zdecydować się jakie buty sobie kupić..
aż.. zobaczyłam człowieka bez stóp....
Mnie nachodzi refleksja trochę innego rodzaju, a mianowicie jak to jest, że jedni cieszą się z rzeczy małych, błahych a innym ciągle mało. Dlaczego jednym do szczęścia wystarcza zgoda w rodzinie, zdrowie, stabilizacja a inni uważają że to nic takiego nadzwyczajnego.
).
). Uważam się za osobę ambitną, tylko taką ambitną inaczej
.
Czy ci pierwsi są mniej ambitni? (tylko nie piszcie, że tak, bo ja do tych pierwszych należę
Mój mąż za to należy do ludzi, którzy ciągle szukają, próbują i zawsze im mało, bo zawsze mogło być lepiej. Powiedział mi kiedyś, że gdyby nasi przodkowie byli tacy jak ja, to do teraz siedzielibyśmy na drzewach i jedli banany (jaką ja mam czasami ochotę lutnąć Mu tak porządnie ... Jego szczęście, że taki duży
Mysle, ze zyloby sie o wiele spokojniej, bo mnostwo wynalazkow nie wyszlo nikomu na dobre...poscig zbrojenia np
Osoby tak ambitne jak Twoj maz wiecznie planuja na zapas i mysla co zrobic jutro, zyja jakby wiecznum planem, troche to taki impuls, daje im zapal i chec do zycia, ale z drugiej strony nie pozwala wlasnie przystanac, zeby cieszyc sie momentem, dana chwila...
RN, jestem takiego zdania jak Ty:) I jakby mój mąż tak mówił jak Twój, to bym mu "lutnęła" i nie patrzyła że duży (bo mały nie jest:)
Pozdrawiam:)
a wiecie co, mam takiego kolegę w pracy.Czasem z powodu nadaktywności i wrednego charakteru mam ochotę go udusić.Miesiąc temu o mało nie umarł mu ojciec. Poplakał się.Ja wtedy pomyślałam...zmieni się, jak amen w pacierzu. I miałam rację!Nie ten sam.Zaczął mysleć szrzej!Uświadomił sobie pewne życiowe prawdy.No mówię wam nie ten sam!Złagodnial,wprost zmienił mu sie stosunek do świata. I jakby to paskudnie nie zabrzmiało to powiem, że...trzeba czasem porządnie dostac kopa od zycia, żeby zacząć mysleć....
;) tak ...czasami trzeba byc "kopnietym" hi hi hi kopy dobrze robia
no to jesteśmy dwie "lutownice" ...
pozdrawiam
a ja ciągle smutna nic mnie nie cieszy a w sumie wszystko mam.............
Jak ciagle jestes smutna, to, to "wszystko" co masz mozesz nie miec, bo i tak nic Ci to "wszystko" nie zastapi radosci zycia:)
a wiesz chociaz co jest powodem Twojego smutku? czy to moze tylko nuda?
To chyba taki rocznik. Moja szwagierka jest w Twoim wieku. Wiecznie znudzona. Ma wszystko o czym niejedna kobieta może tylko pomarzyć: nowy dom, męża, dziecko. Nie pracuje, zwiedziła pół świata a ciągle narzeka i jest niezadowolona. Aż mi czasami żal jej męża (a nie jestem skora do żałowania chłopów
). Wpatrzony w nią jak w obrazek, a ta jedzie po nim jak po łysej kobyle.
)
Może dlatego tak jest, że niczego nie musiała się dorabiać, o nic walczyć, nie martwi się czy wystarczy pieniędzy do wypłaty. Jakoś pozbawiła się "pazurków", a miała je .. oj miała ... (tak jak jej brat a mój mąż - niestety jemu "pazurki" zostały
Czasami myślę, że za mąż wyszła z wyrachowania a nie z miłości. Może się mylę. Oby.
Nie zgodze sie:) Moja Corka z tego samego rocznika i nie nudzi sie ani sekundy...hihi
No sama widzisz jak to wyjątek potwierdza regułę jak to mówią
Widze:)
Aniu, poruszylas dobry temat - wartosciowy i potrzebny nam wszystkim, nawet jesli mialby zostac przy nas tylko krotka chwile. Kiedy w zyciu zderzamy sie z jakims dramatycznym doswiadczeniem wtedy zazwyczaj zaczynamy myslec refleksyjnie. Przewartosciowanie nastepuje, kiedy los nas doswiadczy bardo dotkliwie.
Musze Wam sie przyznac, ze czasami mam uczucie, ze jestem malo ambitna, ze ten moj minimalizm powoduje, ze zaczynam sie cofac. Wszystko dlatego, ze bardo niewiele potrzebuje do szczescia. To tak, jakbym sie urodzila w niewlasciwym pokoleniu - zbyt pozno. Kiedy ja i moi bliscy jestesmy zdrowi, kiedy wszyscy zyja w zgodzie i wcale nie koniecznie z ciaglym okazywaniem sobie uczuc, wtedy mam poczucie spokoju. To wlasnie ten spokoj daje mi szczescie. Ostatnio walczylam z choroba a to jeszcze bardziej utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze szczescie nie ma nic wspolnego ze statusem materialnym. Lubie miec zajecie, lubie kiedy dzien wypelnia sie wysilkiem fizycznym a potem przychodzi chwila na przyjemnosci (ksiazki, malowanie, spacer itp.). Chyba po prostu lubie zwyczajnosc. Moj Polowek mowi (usmiechajac sie), ze wylazi ze mnie romantyczna dusza i, ze cale szczescie, iz On jest inny niz ja. Moze ma racje...? Moze tak musi byc...? Moze zyjemy w takich czasach, ze nie wszyscy mozemy sobie pozwolic na minimalizm...? Nie wiem. Trudno to ocenic. Jedno jest pewne - warto czasami zatrzymac sie na chwile, poczytac sobie taki tekst, jaki nam Aniu "zafundowalas" i zlapac nowy oddech. Moze dzieki temu przypomnimy sobie, co dla nas znaczy byc szczesliwym. Jesli komus do tego wystarczy nowa "plazma", to niech ja kupuje - czemu nie.
Od jakis 12 lat przyjezdzam regularnie do Düsseldorfu i spotykam tu siedzacego przy sklepie mezczyzne. Na oko ma jakies 55 lat. Caly czas wyglada tak samo - ma te same rzeczy na sobie (skorzane), lekki zarost, ostre ale pogodne rysy twarzy i wiecznie sa przy nim cztery ogromne torby. Wszystkie zapakowane na taki wozek do przewozenia bagazy i obwiazane sznurkiem zeby ich nie pogubic. Kiedy teraz znow przyjechalam idac do miasta prawie przez cala droge myslalam o tym czlowieku. Mialam nadzieje, ze go spotkam. Widzac z daleka znajome torby poczulam ulge a kiedy Go mijalam zapragnelam przywitac sie z nim. Nie patrzyl na mnie. Pisal cos sobie (jak zwykle) drobniutkim maczkiem. Ten wozek, troby i miejsce przy sklepie, to chyba caly Jego swiat. Mysle, ze On jest w nim szczesliwy.
Dziekuje za chwile refleksji.
Ps. Wybaczcie, ze sie tak rozpisalam.
Dziekuje Smakosiu za dobre slowa...
mysle, ze tacy ludzie jak Ty sa szczesliwsi od tych, ktorzy wiecznie poszukuja...chociaz te poszukiwania sa konstruktywne...zalezy tez czego poszukujemy? bo jesli jest to np. praca nad samym soba, praca nad wlasnym charakterem, to bogacimy sie bardzo wewnetrznie i uzyskujemy "spokoj duszy". Jesli jest to tylko poscig za ulepszeniem bytu, to nigdy nie da on nam szczescia, wszystko to co juz osiagnelismy do tej pory nie ma znaczenia dla takich osob.
Mozna miec 4 walizki i byc szczesliwym, spelnionym. Mozna miec wielki dom, w nim wszystkie dogody i nadal poszukiwac, i nadal czuc pustke i chec dalszego zdobywania.
Amen.