Właśnie! Kto ma wiekszą radochę? Ofiarodawca czy osoba obdarowana? Sadzę, że przede wszystkim ten kto daje, czeka na objaw radosnej wdzięczności Aby nie było wątpliwości, zawsze, nawet jeśli otrzymany prezent jest zbytecznym bublem, odgrywam przedstawienie > ah jak to jest wspaniałe; całe życie o tym marzyłem, itp. itd. Oczywiście, że cały ten teatr musi wypaść wiarygodnie, inaczej odebrany będzie jak kpina!
Chyba takiej odrobiny zakłamania nie można mieć za złe?
Ja mam największą frajdę z pakowania prezentów. Uwielbiam to. Pięknie zapakowane pudełka, wstążki, kokardy. Ogromną radość mam z radości obdarowanego. Co do udawania. Generalnie ostatnimi czasy nie mam z tym problemów. Wszystkie prezenty, które dostałam były trafione w dziesiątkę. Staramy się zawsze pytać co kto chciałby dostać, a druga sprawa, że ja zawsze staram się zapamiętać jak ktoś mówi co by mu się przydało. Mężuś też zawsze zapamięta co mi się podoba i co bym chciała dostać (czyli jednak czasem mnie słucha ). Młodego wolę pytać bo jemu co chwilę podoba się coś innego a w tym przypadku najbardziej mi zależy na tym żeby to on miał największą frajdę i dostał to co sobie wymarzy. Chociaż na pewno zdażyło się, że nie trafiłam w prezent ale nic mi na ten temat nie wiadomo. A jak sama kiedyś dostałam coś co mi nie odpowiadało to tak jak piszesz, udawałam że prezent mi się podoba żeby nie sprawić przykrości darczyńcy. I nie widzę w tym nic złego.
Ja też uwielbiam pakować. Rozbieram na części pierwsze kupne stroiki lub korzystam z chomikawanych "skarbów" i ozdabiam prezenty. Nieraz żal je odpakowywać. Zawsze cieszę się z prezentów. Natomiast nie lubię jak obdarowywany nie otwiera prezentu tylko czeka z tym na później. Wiem, że nie wypada poganiać ale umieran z niecierpliwości więc chyba cieszę się z obdarowywania :)
Kiedyś od znajomych dostałam prezent.Znajomi byli z małym dzieckiem,które było w kręgu zainteresowań,a mój prezent stał w pobliżu na blacie kuchennym i tak wyszło,że nie otwierałam przy znajomych,a wiedziałam co zawiera paczka,bo zostałam poinformowana przez obdarowanych.znajomi dostali pilny telefon i musieli jechać do domu.Moja córka suszyła mi głowę,że przy nich nie rozpakowałam-"mamo!prezent się rozpakowuje i okazuje entuzjazm!"-powiedziałam.Rozpakowałam paczkę i córka właśnie okazała ów entuzjazm....Dla znajomych podziękowałam przy okazji,a prezent choć skromny to się przydaje.Prezenty lubię takie z których się cieszą ci co je mają otrzymać.Jak mam coś kupić w prezencie to już dłuższy czas "śledzę" zapotrzebowania>np kiedyś koleżanka pytała w pracy czy ktoś ma mirt(chodzi o kwiat doniczkowy).a co syna żenisz ,że o mirt pytasz?-żartowały koleżanki...a ja to sobie zapamiętam i trafiłam na wysawę kwiatów to wiedziałam co mam oglądać!kupiłam piękny mirt z pączkami do kwitnięcia.Koleżanka miała wkrótce imieniny i się bardzo i szczerze ucieszyla z prezentu twierdząc,że takiego pięknego kwiata nie dostała dawno.Prezenty lubię praktyczne a nie takie co będą w kącie leżały.Czasami rolę prezentu spełania butelka dobrej nalewki.....nie cierpię pakować.......(edytowałam-żeby to dodać....)
W moim przypadku zdecydowanie ciesze sie ja, jako ofiarodawca, sprawia mi to olbrzymia radosc. Pakowania prezentow nie cierpie, wiec jezeli sklep oferuje pakowanie, to jestem wniebowzieta.
Ja tez nie cierpie pakowania. Wrrrrr jak juz cos musze zapakowac to podrzucam Wspanialemu, on ma anielska cierpliwosc i robi to naprawde ladnie, z wyjatkiem wiazania kokardek, bo te mu wychodza lekko zezowate:))
Użytkownik CZOS napisał w wiadomości: > Niezbyt często mam okazję kogoś obdarować, ale zawsze miałem radość z > robienia prezentów. Tym większa była im większa radość > obdarowanego.
No tej okazji mogę Ci dostarczyć....Podać adres? Bahus
Ja nie mam problemów, moje dzieci zawsze dostają to o czym skrycie marzyły.Ich radocha jest nieziemska wtedy. A ja ciesze się z każdego prezentu, bo to dowód,że ktoś mimo wszystko zadał sobie trud ,żeby go kupić albo zrobić.
Lubię dawac, lubię dostawać.ale najtrudniejsze są dla mnie zakupy; czy się spodoba, czy to to o czym obdarowany marzył? W tym roku nieduży kalendarz Fundacji Clown ma motto; Dawanie napełnia serce, branie ręce...
ciekawe czy dałbyś radę odgrywać ten "teatr" gdybyś od tesciowej na kolejna gwiazdkę dostał prawie takie same ciapy, albo na imieniny od kolezanki prawie identyczny jak przez kolejne trzy lata wstecz do niczego nie pasujący szalik /piewrwszy rozpakowałam dwa kolejne czekają na następne do kolecji-imieniny mam juz za niecały miesiąc/, ale jakos sobie radzę he he
Prezenty, prezenty ja uwielbiam odarowywać i nie muszą być do tego święta. Sprawia mi frajdę dawanie radościi innym, niekoniecznie muszą to być materialne rzeczy czasem jakaś niespodzianka w postaci ruskich pierogów na obiad na które mieli ochotę wszyscy, czasem kwiaty w pokoju córci. Zadziwie Was bardzo sama prezentów dostawać nie lubię. Wydaje mi się że nic mi nie potrzeba a jak akurat potrzeba to sama sobie sprawiam przyjemność :P Nienawidzę robić dobrej miny, udawac że mi się coś podoba, jak akurat nie podoba mi się. Basia napisała że dostaje takie same kapcie od teściowej ja podobnie choć moja wie doskonale że nie chodze w kapciach tylko w klapkach. Niechciane prezenty u mnie leżą i czekają jak komuś będą potrzebne. Jak już doczekają tej chwili to znów robie to co lubie czyli rozdaje prezenty.
Użytkownik Basienkaa0 napisał w wiadomości: > ciekawe czy dałbyś radę odgrywać ten "teatr" gdybyś od tesciowej na > kolejna gwiazdkę dostał prawie takie same ciapy, albo na imieniny od > kolezanki prawie identyczny jak przez kolejne trzy lata wstecz do > niczego nie pasujący szalik /piewrwszy rozpakowałam dwa kolejne czekają na > następne do kolecji-imieniny mam juz za niecały miesiąc/, ale jakos sobie > radzę he he
HA A co powiesz na otrzymany od szefa prezent w postaci depilatora... Bardzo trudno o naturalny wybuch radości... Chociaz po dziś dzień się z tego śmieję
Większą radochę ma ofiarodawca, ale tylko wtedy gdy osoba obdarowana jest faktycznie ucieszona. Wszelkie udawanie da się rozpoznać - wystarczy spojrzeć obdarowanemu w oczy. Choćbyś nie wiem jak udawał zadowolenie - oczy Cię zdradzą.
Tak mi sie jakos przypomnialo, jak moja juz niesetety swietej pomieci ukochana babcia miala w zwyczaju dawac "praktyczne" prezenty... Jako bodajze 12-latka dostawalam pod choinke wielkie barchanowe gacie w rozmirze XXL (!), a nieco pozniej absolutnych hitem okazaly sie... podpaski, ktore dostawalam niemalze przy kazdej okazji: urodzin, swiat, imieni... ! Rodochy i ubawu bylo mnostwo, ale chyba nie do konca babci chodzilo o nasz ubaw... A w tym roku u nas jako darczyncow na swieta zapanuja puzzle. Nie stac nas na dorgie prezenty, wiec hurtowo zamowilam przez internet kilka kompletow i kazda "para" dostanie puzzle z innym motywem (bedzie sie mozna wymieniac :-)) Za 500 elementow zaplace ok.15 zlotych. Mam nadzieje, ze obdarowani sie uciesza...
Kocham pakować. Dokładnie, precyzyjnie, powoli. Czasem też sama robię prezenty, kartki, piszę wierszyki. Tyle, że to wszystko dla konkretnych osób. Nie potrafię od tak. Sama nie bardzo umiem przyjmować prezenty i nigdy nie wiem co bym chciała dostać.
Pakować nie lubię, bo nikt tego nie doceni przy Wigilijnym stole, na inne okazje a i owszem. Mam tem sam problem co Ty nie bardzo potrafię się cieszyć z porezentów, bo nie wiem co chciałabym dostać..... Obdarowywać uwielbiam:)
Myślę ze i jedna i druga strona. Ja uwielbiam wreczać prezenty jeszcze jak wiem że sie spodobają to juz wogole. A najbardziej uwielbiam szczesliwe buzie dzieci kiedy sie ciesza i mowia "ale fajowe to" :D
Oczywiscie jak wszyscy baaaardzo lubie dawac prezenty, ale rowniez lubie je dostawac. Najmocniej przebieram nogami, kiedy daje komus to, o czym marzyl. Wtedy zazwyczaj musze sie bardzo mocno powstrzymywac zeby nie dac prezentu przed czasem. Czasami mam malego stresa zwiazanego z prezentami. Zawsze zalezy mi na tym, by prezent byl "trafiony" i przyniosl radosc a niestety czesto przekracza to moje mozliwosci finansowe i wtedy zaczynam sie denerwowac, bo kazdy nastepny pomysl nie jest juz tym... Co do okazywania entuzjazmu...hmm...tez "markuje" zeby nie zrobic komus przykrosci, ale zazwyczaj nie musze :-) Jesli chodzi o pakowanie... O nie! Tylko nie to! Kupuje swiateczne torby papierowe i juz. Nie moge wkladac serca w pakowanie i wyszukiwac rewelacyjnego papieru, kokardek, ozdobek itp. kiedy wiem, ze ktos to zniszczy, bo przeciez dla niego najwazniejsza jest zawartosc. Wyjatek stanowi pakowanie prezentow z okazji slubu, chrzcin czy komunii. To ma dla mnie jakies wieksze znaczenie, bardziej symboliczne wiec wtedy staram sie bardzo, ale i tak za tym nie przepadam. Chyba gdzies w podswiadomosci tkwi fakt, ze to zostanie zniszczone...
Chyba na rowni lubie dawac tak samo jak i dostawac prezenty:) A dawac lubie tak bardzo, ze jak zapraszam gosci na obiad (moze byc zupelnie bez okazji ale taki raczej wystawny) to na kazdym nakryciu jest prezent niespodzianka dla gosci. Moga to byc wlasnorecznie pakowana torebka orzechow z biscotti (Thanksgiving) swieczki zapachowe w ksztalcie figurek swiatecznych (Boze narodzenie) serca piernikowe (Walentynki) itp. Bardzo lubie jak moi goscie siadaja do stolu i natychmiast dostaja ode mnie prezent:))) Drobiazg, ale kiedys bylo wesolo, bo kupilam swieczki w ksztalcie porcji ciasta (pie) i pakowane byly w takie plastikowe trojkatne pojemniczki jak sie zamawia jedzenie z dostawa do domu. I jedna z moich kolezanek nie wiedzac ze to swieczka zawolala "zwariowalas, to kawy do deseru nie podasz tylko nas wygonisz?" Do dzis sie z tego smiejemy.
A odnosnie niezbyt przyjemnych prezentow to tez mialam jedno doswiadczenie z kobieta, z ktora pracowalam. Ta uwielbiala dawac prezenty, ale takie raczej wolajace o pomste do nieba. I tak obdarowala mnie kiedys rozowa bluzka, a chyba nie raz miala okazje slyszec, ze ja wrecz nienawidze rozowego koloru(!!!) potem kiedys dostalam prosto z Rumunii obraz w skorze, ale taki siarczyscie kolorowiasty, ze oczy bolaly...itp. No wybaczcie, ale jak mozna robic komus prezent w postaci obrazu, jak sie nie zna jego gustu i wystroju mieszkania? No i ta bluzka nie dosc ze rozowa to ciut za mala:))) Moze ktos wlasnie jej corce sprezentowal i ona sie potem tak pozbywala tych prezentow. Jak bylo nie wiem, ale wiedzialam ze koniecznie musze z tym skonczyc. Wiec oficjalnie w pracy obwiescilam wszem i wobec, ze ja od tej chwili nie przyjmuje od nikogo prezentow i rowniez nie daje nikomu prezentow, uzasadnilam ze jestem osoba w tym wieku, ze ma w zasadzie wszystko i sama tez nie mam glowy do myslenia o tym co ewentualnie ktos chcialby na prezent. Troche bylo oburzenia w sensie "no jak to? zupelnie NIC?" To zweryfikowalam i powiedzialam ze przyjmuje i rowniez wydaje prezenty w postaci butelka wina, albo Karta Giftowa z konkertnego sklepu, z tym ze bedziemu ustalac w jakich sklepach obdarowany lubi kupowac. Tym sposobem uniknelam serii glupich min przy rozpakowywani i sposob sie przyjal a nawet rozpowszechnil do tego stopnia, ze mnie tam juz nie ma od lat, a oni ciagle robia sobie takie prezenty. Moze to bedzie sposob na nieudane prezenty rodzinne?
> bolaly...itp. No wybaczcie, ale jak mozna robic komus prezent w postaci > obrazu, jak sie nie zna jego gustu i wystroju mieszkania?
Można, można, niektórzy mają to wyczucie i tego nosa - obraz wisi, pasuje i bardzo, bardzo da się lubić! No, ale w końcu nie jest to jeleń na rykowisku :D
koniec priwa
Ja lubię dawać "pierdułki". Na porządne wymarzone prezenty za kilkaset zł prawie nigdy nie ma możliwości finansowych, więc cała para idzie w drobiazgi. Paczuszki domowych ciasteczek pakowanych w celofan, nalewki, dżemy, bakalie w koszyczkach, wina, kawy, herbaty, książki. Tak naprawdę prezenty dostają w naszej rodzinie dzieci. Dorośli otrzymują świąteczne upominki, które i tak po podsumowaniu odrobinkę obciążają kieszeń. I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza.
Lo matulu!!!!!!!! Ales mnie przylapala!!!!!!!!!!! Ale tu przyznam, ze jakos bylam na 90% pewna, ze gdzies sie ten "obraz" da wkomponowac, chocby do lazienki;) Bo to taki obraz, nie obraz;))))))
A co do prezentow to my tez sobie dajemy pierdulki bo i co mozna jesli gorna granica wartosci jest $50.00 ale moze byc juz czapka zimowa, rekawiczki, sweter, moze byc 2-3 ksiazki, portfel, wyrzymaczka do salaty, ktora zazyczyl soibe w ubieglym roku nowy Ziec... W sumie mozna pokombinowac:))))
Bardzo lubię obdarowywać bliskich i poza okazją typu "ślub" wolę dawać prezenty, a nie pieniądze (jak to robi wielu) Uwielbiam przed świętami włóczyć sie po sklepach i kupować prezenty. Pakować nie cierpię. Zawsze (no prawie) kupuję gotowe ozdobne opakowania. Bahus
Prezenty... Uwielbiam je dostawać :) Bez względu na to, co to jest uwielbiam rozpakowywać pięknie zapakowaną paczkę. I ze wszystkiego się cieszę :)) Wydaje mi się, ze wszystko, co potrzebuję mogę sobie sama kupić, Uwielbiam niespodzianki :)) To jest najprzyjemniejsza chwila- jak mawia Kubus Puchatek: ta chwilka przed otwarciem słoiczka z miodem ;))) Nie lubie dostawac pieniędzy. Nie lubię też dostawac gadżetów- w stylu wazoniki, figurki, obrazki, obrusiki, zbieracze kurzu...Na szczęście wszyscy wiedzą i nawet nie pamietam, żebym kiedykolwiek coś takiego dostała...Moja siostra ma taki zwyczaj, ze pyta- co chcielibysmy dostać- normalnie wprost, parę dni wczesniej dzwoni- i pyta- co byś chciała? A ja nigdy nie wiem, co powiedzieć, bo ja bym chciała obojętnie co ( oprócz gadżetów i pieniędzy) tylko chciałabym miec niespodziankę ;)))
Uwielbiam dawac prezenty :) Oczywiście- najbardziej Księżniczce, hi bo jej entuzjazm jest niemal kosmiczny :D Bez okazji wszyscy dostaja ode mnie jakies drobiazgi misternie zapakowane. Zdają się cieszyć, autentycznie. A to mnie zachęca do dalszych poszukiwań, czym mogłabym sprawic przyjemność mamie, tacie, siostrze... zawsze przed swiętami obmyślam, co by mogło tę radość sprawić. Pamiętam juz ładnych kilka lat temu, jak luby chciał dvd. Ciągle o tym nawijał, ze jakby to było fajnie, jakby miał, nawet płyty zaczął kupować, hi. Wtedy jeszcze nie było tak, zę mozna je było kupić wszędzie. Wypatrzyłam jakąś ofertę i dozbierałam pieniedzy. I czaiłam się, hi> pojechaliśmy do klienta, w mieście w którym był sklep, w którym chciałam zrobić zakupy. I zagaiłam rozmowę, ze chciałabym w takim a takim centrum handlowym zrobić zakupy. No ok... Ale jak po kryjomu kupić??? jak pojechaliśmy razem? Na szczęście luby musiał pilnie iść w miejsce, gdzie musiał iść osobiście ;)) Bardzo mi to pasowało- to mówię lec, a ja pozamykam auto. Wziełam kluczyki, dokumenty i biegusiem polecialam po to dvd. złapałam i biegiem do kasy. Luby już w tym czasie zaczął do mnie dzwonić, ale ja nie odbierałam :) szybko zapłaciłam i myślałam, ze schowam gdzies w aucie. Ale luby mnie wypatrzył jak biegłam z tym wózkiem :D Potem mi mówił, ze myślał, że ja coś ukradłam i dlatego tak biegnę. Jego mina wtedy.... nikt mi tego nigdy nie odbierze :))
Pakowanie prezentów to też jedna z moich bardziej ulubionych czynności :) tez obmyślam wczesniej :) I np jednego roku, zapakowałam prezenty w formie aniołów ( własciwy pakunek to była sukienka anioła, główkę zrobiłam chyba z chusteczek higienicznych i tylko skrzydełka dokleiłam do sukienki) Były też różnej wielkości choinki z papieru, a czasem tylko ładny papier
A ja od 3 lat wprowadzilam nowa tradycje w rodzinie. Poniewaz nie chcielismy zeby kazde z dzieci kupowalo kazdemu z nas osobne prezenty, bo i po co, my naprawde juz prawie nic nie potrzebujemy, a to tylko obciaza ich wydatki, to musialam znalezc sposob. Sposobem okazalo sie losowanie imienia osoby, ktorej mamy kupic prezent, w ten sposob kazdy kupuje tylko jeden prezent zamiast 7. Ale jak sie dostaje tylko jeden prezent i on sie akurat okaze takim z serii "co ja z tym zrobie" to byloby bardzo przykro, wiec mowimy co chcemy. Ale jak w takim razie miec niespodzianke? No troche mi to zajelo, ale wymyslilam. Na miesiac przed BN jest Thanksgiving i na obiad z tej okazji kazdy przynosi liste rzeczy ktore chcialby dostac (jest tez gorna granica ceny). Na liscie moze byc i 70 rzeczy, ale kazdy wie, ze dostaje tylko jedna z tej listy i w ten sposob jest ciagle zachowany element niespodzianki:)))) Listy z iminiem wydrukowane na takim samym papierze sklada jedna osoba w taki sam sposob i potem wrzucamy je do naczynia i losujemy. W ubieglym roku corka Wspanialego napisala te sama rzecz 16 razy bo jej bardzo zalezalo zeby wlasnie to dostac. Jakos narazie ten pomysl dziala, nie wiadomo jak dlugo, ale juz przygotowujemy listy;))
Lucky, pomysl doskonaly, ale.... niestety nie mamy Thanksgivingu, za to mamy cztery Ciocie Klocie, co nawet ze Swietem Dziekczynienia nic nie wspisalyby na liste, bo wpisaly sie na liste odchodzenia. Jednej oprawiamy zdjecie brata na kajaku z poznych latach dwudziestych! , drugiej elementarz z roku 1936 na ktory przypadkowo wpadlismy na targu staroci (a to byl wlasnie jej elementarz), trzecia dostanie nalewke wedlug receptury jej stryja, czwarta niestety bambosze, bo nawet wstyd przed pogotowiem za aktualne. Z dziecmi bezproblemowo, bo wiemy o czym marza, wnuki za male na swiadome wypowiadanie marzen, wiec wnukom w tym roku collage'e zdjec ich wlasnych z pradziadkami, a o reszcie myslalam juz od maja. Mamy taka ogromna szuflade w Wielkim Meblu i tam te obdarowanki sie tlocza.
Ten Thanksgiving jest dobra okazja do losowania, bo trzeba do tego zebrac wszystkich razem :))) A prezenty dla Ciotek Klotek bardzo mi sie podobaja i sama bylabym zadowolona gdyby mi ktos sprezentowal "moj" elementarz:))) Bardzo pomyslowe te Twoje prezenty sa Kokliko.
Pewnie, że nie. Ja mam sporo zbędnych bibelotów, przydajek itp, ale teraz patrzę na nie inaczej i nigdy ich nie wyrzucę, bo to najsłodsze pamiątki. Po tych, którzy dawali mi je z radością, a których już nie ma.Zawsze wystawiam je na wigilie.Czasem są od sasa- do lasa, smiszne takie, ale niosa wspomnienia.Np: przedpotopowe szklanki(od niani), półmisek, jak wóz drabiniasty-też po niej(ale Rosenthal)), talerzyki po ciotce, koziołki pod sztućce od wuja itp.Zawsze mnie to zastanawia...po ludziach już prawdopodobnie nie zostało nic(oprócz wspomnień)...a rzeczy pozostają. Jak to jest....
Jeju... Koziołki pod sztućce... Mi tez przypadło takie cudo - po ciotce. Srebrne są, luby wyczyścił je, mam zamiar ich uzywać... tylko nie wiem, jak?- wszystkie sztućce na jednym ...chyba się nie zmieszczą... trochę zdekompletowane są. Używasz ich Majoliko?
A skąd))Czasem w wigilię dla wspomnień o wuju.Jak to chłop- nie wiedział co kupić to kupił koziołki)) To takie podstawki pod sztućce w formie pręcika z kółeczkami.Śmieszne, nieprzydatne, ale miłe.
tych koziolkow uzywaja Biesiadnicy by oprzec na nich (zamiast klasc na czysta serwete) noz do masla na przyklad. Na nich nie kladzie sie sztuccow przy nakrywaniu stolu.:-) Byloby to raczej zabawne i niepraktyczne :-)) Nakrywa sie normalnie koziolek stawiajac nad szuccami z prawej strony kladzionymi.
Sama jednak nie spotkalam sie z tym zeby na koziolkach kladziono czyste sztucce to znaczy przed uzyciem. I zawsze taki koziolek byl postawiony nad sztuccami przy nakrywaniu. Ale ja mieszkam w Niemczech wiec moze stad ta roznica.
Koziolki maja zastosowanie raczej w warunkach domowych gdzie przewaznie nie podaje sie piecio- szesciodaniowego menu i do tego kazdego dania z kompletem nowych sztuccow. Stad koziolki nie byly wcale niepraktyczne - w koncu gdzies nalezalo zaparkowac sztucce na czas zmiany talerza :-)))
Dlatego tez znam je (w warunkach restauracyjnych) tylko jako podstawke pod noz na maslo. Bo maselka smakowe i chleb czy rozne pasty podawane sa jako tzw "czekadelka" przed i ew. miedzy daniami glownymi
Bardzo mi sie podobaja koziolki pod sztucce.. takie staromodne, ale wlasnie bardzo ladnie wygladaja na stole przy ekstra swiatecznych okazjach. Ja mysle, ze najlepiej uzywac koziolki dla oparcia tych sztuccow, ktorych nie chcemy oddac przy wymianie, czy zbieraniu telerzy po jakims daniu. Np. noz ktory byl uzywany do przystawek a bedzie jeszcze uzywany do dania glownego, w momencie kiedy gospodyni zbiera talerze, moze byc oparty na koziolku jako sygnal, ze nie nalezy go wymieniac ani zabierac. Tak mi przyszlo do glowy, bo przeciez w najbardziej eleganckich restauracjach czy na przyjeciach dostaje sie komplet sztuccy tylko raz i on ma wystarczyc od samego poczatku az do deserow. Jedyne co moze przyjsc pozniej z daniem glownym to noz do stekow jesli konsument zamowil stek na obiad, reszta pozostaje ta sama. No nie wiem, ale chcialam pomoc z tymi koziolkami:)))
Dzięki Lucky :)) Mnie chodziło o coś innego. Normalnie, jak układasz sztućce- to układasz je po obu stronach. Na koziołkach też? Mój komplet po ciotce jest nieco wybrakowany- zawiera małe i duże koziołki, tyle, ze tych dużych zostało chyba 3. No i zastanawiałam się, jak z miejscem na stole ;)) Czy sztućce układa się normalnie, a koziołki sa na zaś? ( znaczy, jak się już sztućce użyje) Mówisz- jeden komplet sztućców??? jak je się np sledzia na przystawkę, a na danie główne mięso- to tez te same sztućce? Ja tam zawsze zbieram po każdej potrawie i podaję nowe. I chyba tak samo jest na imprezach w knajpie, czy jakichkolwiek...
Rozumiem i tak samo myslalam od poczatku:) Z tym, ze tutaj jak idziesz na naprawde wystawne przyjecie, czy do super eleganckiej knajpy to tych sztuccow jest po obu stronach calkiem sporo. Wiesz sledzi to tu raczej nie podaja;) ale mozesz dostac widelczyk do przystawek, widelec do salaty i widelec do glownego dania, czyli juz masz samych widelcow 3 sztuki. Tylko dania jak np. slimaki sa podawane na talerzyku z osobnym oprzyrzadowaniem w postaci szczypcow do trzymania i malego widelczyka do wyciagania przysmaku ze skorupki. Generalnie sztucce sa tak przygotowane zeby nie trzeba bylo ich ekstra donosic, ale konsumentowi moze sie zechciec zatrzymac nozyk do masla bo przewiduje, ze bedzie go pozniej potrzebowal i wlasnie w takiej sytuacji widzialabym przydatnosc koziolka. Nigdy nie widzialam stolu nakrytego i sztuccow na koziolkach, wiec nie moge sie wypowiedziec. Ja tylko w tej chwili kombinuje jakby je wykorzystac, taka prowizorka;)) z mojej strony. Wiem tylko ze nie donosi sie ekstra sztuccow w czasie calej wielodaniowej imprezy, tak jak wspomnialam wczesniej wyjatkiem jest noz do stekow, no i te dania, ktore wymagaja zupelnie ekstra innych stuccow, raki, mule, slimaki itp.
Hi to ja wybieram opcję donoszenia sztućców po każdym daniu ;)) rozmaitość widelców mnie przeraziła ;))) I zabrałaby mi całe wolne miejsce na stole :D
Więc jak? Jeden koziołek po prawej, drugi po lewej? I sztućce spoczywające dumnie na nich od poczatku? Czy jeden koziołek na wszystkie używane już sztućce? tak na zdrowy rozum? Ja właśnie tez nigdy nie widziałam tak nakrytego stołu. I długo mi zajęło załapanie " co to? " jak to ustrojstwo znalazałam :P
Właśnie! Kto ma wiekszą radochę? Ofiarodawca czy osoba obdarowana?
Sadzę, że przede wszystkim ten kto daje, czeka na objaw radosnej wdzięczności
Aby nie było wątpliwości, zawsze, nawet jeśli otrzymany prezent jest zbytecznym bublem,
odgrywam przedstawienie > ah jak to jest wspaniałe; całe życie o tym marzyłem, itp. itd.
Oczywiście, że cały ten teatr musi wypaść wiarygodnie, inaczej odebrany będzie jak kpina!
Chyba takiej odrobiny zakłamania nie można mieć za złe?
Ja mam największą frajdę z pakowania prezentów. Uwielbiam to. Pięknie zapakowane pudełka, wstążki, kokardy. Ogromną radość mam z radości obdarowanego. Co do udawania. Generalnie ostatnimi czasy nie mam z tym problemów. Wszystkie prezenty, które dostałam były trafione w dziesiątkę. Staramy się zawsze pytać co kto chciałby dostać, a druga sprawa, że ja zawsze staram się zapamiętać jak ktoś mówi co by mu się przydało. Mężuś też zawsze zapamięta co mi się podoba i co bym chciała dostać (czyli jednak czasem mnie słucha ). Młodego wolę pytać bo jemu co chwilę podoba się coś innego a w tym przypadku najbardziej mi zależy na tym żeby to on miał największą frajdę i dostał to co sobie wymarzy. Chociaż na pewno zdażyło się, że nie trafiłam w prezent ale nic mi na ten temat nie wiadomo. A jak sama kiedyś dostałam coś co mi nie odpowiadało to tak jak piszesz, udawałam że prezent mi się podoba żeby nie sprawić przykrości darczyńcy. I nie widzę w tym nic złego.
Ja też uwielbiam pakować. Rozbieram na części pierwsze kupne stroiki lub korzystam z chomikawanych "skarbów" i ozdabiam prezenty. Nieraz żal je odpakowywać. Zawsze cieszę się z prezentów. Natomiast nie lubię jak obdarowywany nie otwiera prezentu tylko czeka z tym na później. Wiem, że nie wypada poganiać ale umieran z niecierpliwości więc chyba cieszę się z obdarowywania :)
Kiedyś od znajomych dostałam prezent.Znajomi byli z małym dzieckiem,które było w kręgu zainteresowań,a mój prezent stał w pobliżu na blacie kuchennym i tak wyszło,że nie otwierałam przy znajomych,a wiedziałam co zawiera paczka,bo zostałam poinformowana przez obdarowanych.znajomi dostali pilny telefon i musieli jechać do domu.Moja córka suszyła mi głowę,że przy nich nie rozpakowałam-"mamo!prezent się rozpakowuje i okazuje entuzjazm!"-powiedziałam.Rozpakowałam paczkę i córka właśnie okazała ów entuzjazm....Dla znajomych podziękowałam przy okazji,a prezent choć skromny to się przydaje.Prezenty lubię takie z których się cieszą ci co je mają otrzymać.Jak mam coś kupić w prezencie to już dłuższy czas "śledzę" zapotrzebowania>np kiedyś koleżanka pytała w pracy czy ktoś ma mirt(chodzi o kwiat doniczkowy).a co syna żenisz ,że o mirt pytasz?-żartowały koleżanki...a ja to sobie zapamiętam i trafiłam na wysawę kwiatów to wiedziałam co mam oglądać!kupiłam piękny mirt z pączkami do kwitnięcia.Koleżanka miała wkrótce imieniny i się bardzo i szczerze ucieszyla z prezentu twierdząc,że takiego pięknego kwiata nie dostała dawno.Prezenty lubię praktyczne a nie takie co będą w kącie leżały.Czasami rolę prezentu spełania butelka dobrej nalewki.....nie cierpię pakować.......(edytowałam-żeby to dodać....)
W moim przypadku zdecydowanie ciesze sie ja, jako ofiarodawca, sprawia mi to olbrzymia radosc.
Pakowania prezentow nie cierpie, wiec jezeli sklep oferuje pakowanie, to jestem wniebowzieta.
Ja tez nie cierpie pakowania. Wrrrrr jak juz cos musze zapakowac to podrzucam Wspanialemu, on ma anielska cierpliwosc i robi to naprawde ladnie, z wyjatkiem wiazania kokardek, bo te mu wychodza lekko zezowate:))
Chris tez pakuje, i on to uwielbia. brrrr
Niezbyt często mam okazję kogoś obdarować, ale zawsze miałem radość z robienia prezentów. Tym większa była im większa radość obdarowanego.
Użytkownik CZOS napisał w wiadomości:
> Niezbyt często mam okazję kogoś obdarować, ale zawsze miałem radość z
> robienia prezentów. Tym większa była im większa radość
> obdarowanego.
No tej okazji mogę Ci dostarczyć....Podać adres?
Bahus
Ja nie mam problemów, moje dzieci zawsze dostają to o czym skrycie marzyły.Ich radocha jest nieziemska wtedy. A ja ciesze się z każdego prezentu, bo to dowód,że ktoś mimo wszystko zadał sobie trud ,żeby go kupić albo zrobić.
Lubię dawac, lubię dostawać.ale najtrudniejsze są dla mnie zakupy; czy się spodoba, czy to to o czym obdarowany marzył?
W tym roku nieduży kalendarz Fundacji Clown ma motto; Dawanie napełnia serce, branie ręce...
ciekawe czy dałbyś radę odgrywać ten "teatr" gdybyś od tesciowej na kolejna gwiazdkę dostał prawie takie same ciapy, albo na imieniny od kolezanki prawie identyczny jak przez kolejne trzy lata wstecz do niczego nie pasujący szalik /piewrwszy rozpakowałam dwa kolejne czekają na następne do kolecji-imieniny mam juz za niecały miesiąc/, ale jakos sobie radzę he he
Prezenty, prezenty ja uwielbiam odarowywać i nie muszą być do tego święta. Sprawia mi frajdę dawanie radościi innym, niekoniecznie muszą to być materialne rzeczy czasem jakaś niespodzianka w postaci ruskich pierogów na obiad na które mieli ochotę wszyscy, czasem kwiaty w pokoju córci. Zadziwie Was bardzo sama prezentów dostawać nie lubię. Wydaje mi się że nic mi nie potrzeba a jak akurat potrzeba to sama sobie sprawiam przyjemność :P Nienawidzę robić dobrej miny, udawac że mi się coś podoba, jak akurat nie podoba mi się. Basia napisała że dostaje takie same kapcie od teściowej ja podobnie choć moja wie doskonale że nie chodze w kapciach tylko w klapkach.
Niechciane prezenty u mnie leżą i czekają jak komuś będą potrzebne. Jak już doczekają tej chwili to znów robie to co lubie czyli rozdaje prezenty.
Użytkownik Basienkaa0 napisał w wiadomości:
> ciekawe czy dałbyś radę odgrywać ten "teatr" gdybyś od tesciowej na
> kolejna gwiazdkę dostał prawie takie same ciapy, albo na imieniny od
> kolezanki prawie identyczny jak przez kolejne trzy lata wstecz do
> niczego nie pasujący szalik /piewrwszy rozpakowałam dwa kolejne czekają na
> następne do kolecji-imieniny mam juz za niecały miesiąc/, ale jakos sobie
> radzę he he
Na szczęście omija mnie takie szczęście
Użytkownik lubczyk69 napisał w wiadomości:
> he Na szczęście omija mnie takie szczęście
Czyżbyś imienin 28 pażdziernika nie obchodził?
Bahus
HA
A co powiesz na otrzymany od szefa prezent w postaci depilatora... Bardzo trudno o naturalny wybuch radości...
Chociaz po dziś dzień się z tego śmieję
Większą radochę ma ofiarodawca, ale tylko wtedy gdy osoba obdarowana jest faktycznie ucieszona. Wszelkie udawanie da się rozpoznać - wystarczy spojrzeć obdarowanemu w oczy. Choćbyś nie wiem jak udawał zadowolenie - oczy Cię zdradzą.
Tak mi sie jakos przypomnialo, jak moja juz niesetety swietej pomieci ukochana babcia miala w zwyczaju dawac "praktyczne" prezenty...
Jako bodajze 12-latka dostawalam pod choinke wielkie barchanowe gacie w rozmirze XXL (!), a nieco pozniej absolutnych hitem okazaly sie... podpaski, ktore dostawalam niemalze przy kazdej okazji: urodzin, swiat, imieni... ! Rodochy i ubawu bylo mnostwo, ale chyba nie do konca babci chodzilo o nasz ubaw...
A w tym roku u nas jako darczyncow na swieta zapanuja puzzle. Nie stac nas na dorgie prezenty, wiec hurtowo zamowilam przez internet kilka kompletow i kazda "para" dostanie puzzle z innym motywem (bedzie sie mozna wymieniac :-)) Za 500 elementow zaplace ok.15 zlotych. Mam nadzieje, ze obdarowani sie uciesza...
Kocham pakować. Dokładnie, precyzyjnie, powoli. Czasem też sama robię prezenty, kartki, piszę wierszyki. Tyle, że to wszystko dla konkretnych osób. Nie potrafię od tak. Sama nie bardzo umiem przyjmować prezenty i nigdy nie wiem co bym chciała dostać.
Pakować nie lubię, bo nikt tego nie doceni przy Wigilijnym stole, na inne okazje a i owszem. Mam tem sam problem co Ty nie bardzo potrafię się cieszyć z porezentów, bo nie wiem co chciałabym dostać.....
Obdarowywać uwielbiam:)
Myślę ze i jedna i druga strona. Ja uwielbiam wreczać prezenty jeszcze jak wiem że sie spodobają to juz wogole. A najbardziej uwielbiam szczesliwe buzie dzieci kiedy sie ciesza i mowia "ale fajowe to" :D
Oczywiscie jak wszyscy baaaardzo lubie dawac prezenty, ale rowniez lubie je dostawac. Najmocniej przebieram nogami, kiedy daje komus to, o czym marzyl. Wtedy zazwyczaj musze sie bardzo mocno powstrzymywac zeby nie dac prezentu przed czasem. Czasami mam malego stresa zwiazanego z prezentami. Zawsze zalezy mi na tym, by prezent byl "trafiony" i przyniosl radosc a niestety czesto przekracza to moje mozliwosci finansowe i wtedy zaczynam sie denerwowac, bo kazdy nastepny pomysl nie jest juz tym... Co do okazywania entuzjazmu...hmm...tez "markuje" zeby nie zrobic komus przykrosci, ale zazwyczaj nie musze :-) Jesli chodzi o pakowanie... O nie! Tylko nie to! Kupuje swiateczne torby papierowe i juz. Nie moge wkladac serca w pakowanie i wyszukiwac rewelacyjnego papieru, kokardek, ozdobek itp. kiedy wiem, ze ktos to zniszczy, bo przeciez dla niego najwazniejsza jest zawartosc. Wyjatek stanowi pakowanie prezentow z okazji slubu, chrzcin czy komunii. To ma dla mnie jakies wieksze znaczenie, bardziej symboliczne wiec wtedy staram sie bardzo, ale i tak za tym nie przepadam. Chyba gdzies w podswiadomosci tkwi fakt, ze to zostanie zniszczone...
Chyba na rowni lubie dawac tak samo jak i dostawac prezenty:) A dawac lubie tak bardzo, ze jak zapraszam gosci na obiad (moze byc zupelnie bez okazji ale taki raczej wystawny) to na kazdym nakryciu jest prezent niespodzianka dla gosci. Moga to byc wlasnorecznie pakowana torebka orzechow z biscotti (Thanksgiving) swieczki zapachowe w ksztalcie figurek swiatecznych (Boze narodzenie) serca piernikowe (Walentynki) itp. Bardzo lubie jak moi goscie siadaja do stolu i natychmiast dostaja ode mnie prezent:)))
Drobiazg, ale kiedys bylo wesolo, bo kupilam swieczki w ksztalcie porcji ciasta (pie) i pakowane byly w takie plastikowe trojkatne pojemniczki jak sie zamawia jedzenie z dostawa do domu. I jedna z moich kolezanek nie wiedzac ze to swieczka zawolala "zwariowalas, to kawy do deseru nie podasz tylko nas wygonisz?" Do dzis sie z tego smiejemy.
A odnosnie niezbyt przyjemnych prezentow to tez mialam jedno doswiadczenie z kobieta, z ktora pracowalam. Ta uwielbiala dawac prezenty, ale takie raczej wolajace o pomste do nieba. I tak obdarowala mnie kiedys rozowa bluzka, a chyba nie raz miala okazje slyszec, ze ja wrecz nienawidze rozowego koloru(!!!) potem kiedys dostalam prosto z Rumunii obraz w skorze, ale taki siarczyscie kolorowiasty, ze oczy bolaly...itp. No wybaczcie, ale jak mozna robic komus prezent w postaci obrazu, jak sie nie zna jego gustu i wystroju mieszkania? No i ta bluzka nie dosc ze rozowa to ciut za mala:))) Moze ktos wlasnie jej corce sprezentowal i ona sie potem tak pozbywala tych prezentow. Jak bylo nie wiem, ale wiedzialam ze koniecznie musze z tym skonczyc.
Wiec oficjalnie w pracy obwiescilam wszem i wobec, ze ja od tej chwili nie przyjmuje od nikogo prezentow i rowniez nie daje nikomu prezentow, uzasadnilam ze jestem osoba w tym wieku, ze ma w zasadzie wszystko i sama tez nie mam glowy do myslenia o tym co ewentualnie ktos chcialby na prezent. Troche bylo oburzenia w sensie "no jak to? zupelnie NIC?"
To zweryfikowalam i powiedzialam ze przyjmuje i rowniez wydaje prezenty w postaci butelka wina, albo Karta Giftowa z konkertnego sklepu, z tym ze bedziemu ustalac w jakich sklepach obdarowany lubi kupowac.
Tym sposobem uniknelam serii glupich min przy rozpakowywani i sposob sie przyjal a nawet rozpowszechnil do tego stopnia, ze mnie tam juz nie ma od lat, a oni ciagle robia sobie takie prezenty.
Moze to bedzie sposob na nieudane prezenty rodzinne?
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> bolaly...itp. No wybaczcie, ale jak mozna robic komus prezent w postaci
> obrazu, jak sie nie zna jego gustu i wystroju mieszkania?
Można, można, niektórzy mają to wyczucie i tego nosa - obraz wisi, pasuje i bardzo, bardzo da się lubić!
No, ale w końcu nie jest to jeleń na rykowisku :D
koniec priwa
Ja lubię dawać "pierdułki". Na porządne wymarzone prezenty za kilkaset zł prawie nigdy nie ma możliwości finansowych, więc cała para idzie w drobiazgi. Paczuszki domowych ciasteczek pakowanych w celofan, nalewki, dżemy, bakalie w koszyczkach, wina, kawy, herbaty, książki.
Tak naprawdę prezenty dostają w naszej rodzinie dzieci. Dorośli otrzymują świąteczne upominki, które i tak po podsumowaniu odrobinkę obciążają kieszeń.
I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza.
Lo matulu!!!!!!!! Ales mnie przylapala!!!!!!!!!!! Ale tu przyznam, ze jakos bylam na 90% pewna, ze gdzies sie ten "obraz" da wkomponowac, chocby do lazienki;) Bo to taki obraz, nie obraz;))))))
A co do prezentow to my tez sobie dajemy pierdulki bo i co mozna jesli gorna granica wartosci jest $50.00 ale moze byc juz czapka zimowa, rekawiczki, sweter, moze byc 2-3 ksiazki, portfel, wyrzymaczka do salaty, ktora zazyczyl soibe w ubieglym roku nowy Ziec... W sumie mozna pokombinowac:))))
Bardzo lubię obdarowywać bliskich i poza okazją typu "ślub" wolę dawać prezenty, a nie pieniądze (jak to robi wielu) Uwielbiam przed świętami włóczyć sie po sklepach i kupować prezenty. Pakować nie cierpię. Zawsze (no prawie) kupuję gotowe ozdobne opakowania.
Bahus
Prezenty...
Uwielbiam je dostawać :)
Bez względu na to, co to jest uwielbiam rozpakowywać pięknie zapakowaną paczkę. I ze wszystkiego się cieszę :))
Wydaje mi się, ze wszystko, co potrzebuję mogę sobie sama kupić, Uwielbiam niespodzianki :))
To jest najprzyjemniejsza chwila- jak mawia Kubus Puchatek: ta chwilka przed otwarciem słoiczka z miodem ;))) Nie lubie dostawac pieniędzy. Nie lubię też dostawac gadżetów- w stylu wazoniki, figurki, obrazki, obrusiki, zbieracze kurzu...Na szczęście wszyscy wiedzą i nawet nie pamietam, żebym kiedykolwiek coś takiego dostała...Moja siostra ma taki zwyczaj, ze pyta- co chcielibysmy dostać- normalnie wprost, parę dni wczesniej dzwoni- i pyta- co byś chciała? A ja nigdy nie wiem, co powiedzieć, bo ja bym chciała obojętnie co ( oprócz gadżetów i pieniędzy) tylko chciałabym miec niespodziankę ;)))
Uwielbiam dawac prezenty :) Oczywiście- najbardziej Księżniczce, hi bo jej entuzjazm jest niemal kosmiczny :D
Bez okazji wszyscy dostaja ode mnie jakies drobiazgi misternie zapakowane. Zdają się cieszyć, autentycznie. A to mnie zachęca do dalszych poszukiwań, czym mogłabym sprawic przyjemność mamie, tacie, siostrze... zawsze przed swiętami obmyślam, co by mogło tę radość sprawić.
Pamiętam juz ładnych kilka lat temu, jak luby chciał dvd. Ciągle o tym nawijał, ze jakby to było fajnie, jakby miał, nawet płyty zaczął kupować, hi. Wtedy jeszcze nie było tak, zę mozna je było kupić wszędzie. Wypatrzyłam jakąś ofertę i dozbierałam pieniedzy. I czaiłam się, hi> pojechaliśmy do klienta, w mieście w którym był sklep, w którym chciałam zrobić zakupy. I zagaiłam rozmowę, ze chciałabym w takim a takim centrum handlowym zrobić zakupy. No ok... Ale jak po kryjomu kupić??? jak pojechaliśmy razem?
Na szczęście luby musiał pilnie iść w miejsce, gdzie musiał iść osobiście ;)) Bardzo mi to pasowało- to mówię lec, a ja pozamykam auto. Wziełam kluczyki, dokumenty i biegusiem polecialam po to dvd. złapałam i biegiem do kasy. Luby już w tym czasie zaczął do mnie dzwonić, ale ja nie odbierałam :) szybko zapłaciłam i myślałam, ze schowam gdzies w aucie. Ale luby mnie wypatrzył jak biegłam z tym wózkiem :D Potem mi mówił, ze myślał, że ja coś ukradłam i dlatego tak biegnę. Jego mina wtedy.... nikt mi tego nigdy nie odbierze :))
Uśmiałam się jak wyobraziłam sobie mine lubego :)
Pakowanie prezentów to też jedna z moich bardziej ulubionych czynności :)
tez obmyślam wczesniej :)
I np jednego roku, zapakowałam prezenty w formie aniołów ( własciwy pakunek to była sukienka anioła, główkę zrobiłam chyba z chusteczek higienicznych i tylko skrzydełka dokleiłam do sukienki)
Były też różnej wielkości choinki z papieru, a czasem tylko ładny papier
Fajny temat :)
A ja od 3 lat wprowadzilam nowa tradycje w rodzinie. Poniewaz nie chcielismy zeby kazde z dzieci kupowalo kazdemu z nas osobne prezenty, bo i po co, my naprawde juz prawie nic nie potrzebujemy, a to tylko obciaza ich wydatki, to musialam znalezc sposob. Sposobem okazalo sie losowanie imienia osoby, ktorej mamy kupic prezent, w ten sposob kazdy kupuje tylko jeden prezent zamiast 7. Ale jak sie dostaje tylko jeden prezent i on sie akurat okaze takim z serii "co ja z tym zrobie" to byloby bardzo przykro, wiec mowimy co chcemy. Ale jak w takim razie miec niespodzianke?
No troche mi to zajelo, ale wymyslilam. Na miesiac przed BN jest Thanksgiving i na obiad z tej okazji kazdy przynosi liste rzeczy ktore chcialby dostac (jest tez gorna granica ceny). Na liscie moze byc i 70 rzeczy, ale kazdy wie, ze dostaje tylko jedna z tej listy i w ten sposob jest ciagle zachowany element niespodzianki:))))
Listy z iminiem wydrukowane na takim samym papierze sklada jedna osoba w taki sam sposob i potem wrzucamy je do naczynia i losujemy. W ubieglym roku corka Wspanialego napisala te sama rzecz 16 razy bo jej bardzo zalezalo zeby wlasnie to dostac.
Jakos narazie ten pomysl dziala, nie wiadomo jak dlugo, ale juz przygotowujemy listy;))
Lucky, pomysl doskonaly, ale.... niestety nie mamy Thanksgivingu, za to mamy cztery Ciocie Klocie, co nawet ze Swietem Dziekczynienia nic nie wspisalyby na liste, bo wpisaly sie na liste odchodzenia. Jednej oprawiamy zdjecie brata na kajaku z poznych latach dwudziestych! , drugiej elementarz
z roku 1936 na ktory przypadkowo wpadlismy na targu staroci (a to byl wlasnie jej elementarz), trzecia dostanie nalewke wedlug receptury jej stryja,
czwarta niestety bambosze, bo nawet wstyd przed pogotowiem za aktualne.
Z dziecmi bezproblemowo, bo wiemy o czym marza, wnuki za male na swiadome wypowiadanie marzen, wiec wnukom w tym roku collage'e zdjec ich wlasnych z pradziadkami, a o reszcie myslalam juz od maja.
Mamy taka ogromna szuflade w Wielkim Meblu i tam te obdarowanki sie tlocza.
Ten Thanksgiving jest dobra okazja do losowania, bo trzeba do tego zebrac wszystkich razem :)))
A prezenty dla Ciotek Klotek bardzo mi sie podobaja i sama bylabym zadowolona gdyby mi ktos sprezentowal "moj" elementarz:))) Bardzo pomyslowe te Twoje prezenty sa Kokliko.
Pewnie, że nie. Ja mam sporo zbędnych bibelotów, przydajek itp, ale teraz patrzę na nie inaczej i nigdy ich nie wyrzucę, bo to najsłodsze pamiątki. Po tych, którzy dawali mi je z radością, a których już nie ma.Zawsze wystawiam je na wigilie.Czasem są od sasa- do lasa, smiszne takie, ale niosa wspomnienia.Np: przedpotopowe szklanki(od niani), półmisek, jak wóz drabiniasty-też po niej(ale Rosenthal)), talerzyki po ciotce, koziołki pod sztućce od wuja itp.Zawsze mnie to zastanawia...po ludziach już prawdopodobnie nie zostało nic(oprócz wspomnień)...a rzeczy pozostają. Jak to jest....
Jeju...
Koziołki pod sztućce...
Mi tez przypadło takie cudo - po ciotce.
Srebrne są, luby wyczyścił je, mam zamiar ich uzywać... tylko nie wiem, jak?- wszystkie sztućce na jednym ...chyba się nie zmieszczą... trochę zdekompletowane są.
Używasz ich Majoliko?
Dziewczyny co to są Koziołki pod sztućce
A skąd))Czasem w wigilię dla wspomnień o wuju.Jak to chłop- nie wiedział co kupić to kupił koziołki)) To takie podstawki pod sztućce w formie pręcika z kółeczkami.Śmieszne, nieprzydatne, ale miłe.
tych koziolkow uzywaja Biesiadnicy by oprzec na nich (zamiast klasc na czysta serwete) noz do masla na przyklad. Na nich nie kladzie sie sztuccow przy nakrywaniu stolu.:-) Byloby to raczej zabawne i niepraktyczne :-)) Nakrywa sie normalnie koziolek stawiajac nad szuccami z prawej strony kladzionymi.
Choc w necie znalazlam jeszcze cos takiego: http://kucharek.pl/poradnik_gospodyni/kulinarny_savoirvivre/?id=56
Sama jednak nie spotkalam sie z tym zeby na koziolkach kladziono czyste sztucce to znaczy przed uzyciem. I zawsze taki koziolek byl postawiony nad sztuccami przy nakrywaniu. Ale ja mieszkam w Niemczech wiec moze stad ta roznica.
Koziolki maja zastosowanie raczej w warunkach domowych gdzie przewaznie nie podaje sie piecio- szesciodaniowego menu i do tego kazdego dania z kompletem nowych sztuccow. Stad koziolki nie byly wcale niepraktyczne - w koncu gdzies nalezalo zaparkowac sztucce na czas zmiany talerza :-)))
Dlatego tez znam je (w warunkach restauracyjnych) tylko jako podstawke pod noz na maslo. Bo maselka smakowe i chleb czy rozne pasty podawane sa jako tzw "czekadelka" przed i ew. miedzy daniami glownymi
Bardzo mi sie podobaja koziolki pod sztucce.. takie staromodne, ale wlasnie bardzo ladnie wygladaja na stole przy ekstra swiatecznych okazjach.
Ja mysle, ze najlepiej uzywac koziolki dla oparcia tych sztuccow, ktorych nie chcemy oddac przy wymianie, czy zbieraniu telerzy po jakims daniu. Np. noz ktory byl uzywany do przystawek a bedzie jeszcze uzywany do dania glownego, w momencie kiedy gospodyni zbiera talerze, moze byc oparty na koziolku jako sygnal, ze nie nalezy go wymieniac ani zabierac.
Tak mi przyszlo do glowy, bo przeciez w najbardziej eleganckich restauracjach czy na przyjeciach dostaje sie komplet sztuccy tylko raz i on ma wystarczyc od samego poczatku az do deserow. Jedyne co moze przyjsc pozniej z daniem glownym to noz do stekow jesli konsument zamowil stek na obiad, reszta pozostaje ta sama. No nie wiem, ale chcialam pomoc z tymi koziolkami:)))
Dzięki Lucky :))
Mnie chodziło o coś innego.
Normalnie, jak układasz sztućce- to układasz je po obu stronach. Na koziołkach też? Mój komplet po ciotce jest nieco wybrakowany- zawiera małe i duże koziołki, tyle, ze tych dużych zostało chyba 3.
No i zastanawiałam się, jak z miejscem na stole ;))
Czy sztućce układa się normalnie, a koziołki sa na zaś? ( znaczy, jak się już sztućce użyje)
Mówisz- jeden komplet sztućców??? jak je się np sledzia na przystawkę, a na danie główne mięso- to tez te same sztućce? Ja tam zawsze zbieram po każdej potrawie i podaję nowe. I chyba tak samo jest na imprezach w knajpie, czy jakichkolwiek...
Rozumiem i tak samo myslalam od poczatku:) Z tym, ze tutaj jak idziesz na naprawde wystawne przyjecie, czy do super eleganckiej knajpy to tych sztuccow jest po obu stronach calkiem sporo. Wiesz sledzi to tu raczej nie podaja;) ale mozesz dostac widelczyk do przystawek, widelec do salaty i widelec do glownego dania, czyli juz masz samych widelcow 3 sztuki. Tylko dania jak np. slimaki sa podawane na talerzyku z osobnym oprzyrzadowaniem w postaci szczypcow do trzymania i malego widelczyka do wyciagania przysmaku ze skorupki.
Generalnie sztucce sa tak przygotowane zeby nie trzeba bylo ich ekstra donosic, ale konsumentowi moze sie zechciec zatrzymac nozyk do masla bo przewiduje, ze bedzie go pozniej potrzebowal i wlasnie w takiej sytuacji widzialabym przydatnosc koziolka.
Nigdy nie widzialam stolu nakrytego i sztuccow na koziolkach, wiec nie moge sie wypowiedziec. Ja tylko w tej chwili kombinuje jakby je wykorzystac, taka prowizorka;)) z mojej strony. Wiem tylko ze nie donosi sie ekstra sztuccow w czasie calej wielodaniowej imprezy, tak jak wspomnialam wczesniej wyjatkiem jest noz do stekow, no i te dania, ktore wymagaja zupelnie ekstra innych stuccow, raki, mule, slimaki itp.
Hi
to ja wybieram opcję donoszenia sztućców po każdym daniu ;))
rozmaitość widelców mnie przeraziła ;)))
I zabrałaby mi całe wolne miejsce na stole :D
Więc jak? Jeden koziołek po prawej, drugi po lewej? I sztućce spoczywające dumnie na nich od poczatku? Czy jeden koziołek na wszystkie używane już sztućce? tak na zdrowy rozum?
Ja właśnie tez nigdy nie widziałam tak nakrytego stołu. I długo mi zajęło załapanie " co to? " jak to ustrojstwo znalazałam :P
A tam... wyjdzie "w praniu" ;)))
Pewnie ze wyjdzie w praniu:) a po dwoch toastach to juz goscie beda sami jak koziolki:))))))))))))