Czy znacie swoich sąsiadów czy utrzymujecie z nimi dobre koleżeńskie relacje ? U mnie sprawa wygląda tak wszyscy się znamy mówimy sobie Dzień dobry i Do widzenia. Czasem wpadamy do siebie ale raczej tylko po dzieci. Jak mieszkałam jeszcze z rodzicami wszyscy się znali sąsiadki odwiedzały moja mame na kawie mogę powiedzieć że w tamtych czasach byliśmy jedną wielką rodziną. Czy teraz tak jest jak kiedyś że jeden sąsiad drugiemu służy pomocą ? Mnie najbardziej denerwje ale to nie sąsiadów wina że kiedy przyjdzie sobota wszyscy na około od 7 koszą i wykonuja głośne prace do póżnych godzin wieczornych. Moim zdaniem powinno być takie prawo że można wykonywac prace np do jakieś określonej godziny w sobotę. Człowiek też przeciez w końcu musi kiedyś wypocząć. Inna sprawą jest palenie ognisk ludzie palą różne świństwa w południe czasem nawet latem kiedy jest wysoka temperatura na dworze. Myślę sobie (w moim mieście moża palić wszelkie ograniczne rzeczy) że w tej kwestii tez powinny być jakieś zakazy i określone godziny. Jakie wy macie zdanie na ten temat ??
Cisza nocna to 8 godzin pomiędzy 22.00 a 6.00 kiedy to nie wolno zakłócać spokojnego snu sasiadom. Wszelkie prace poza tym czasem są dozwolone prawem. Inną sprawą jest "przyzwoitość" w korzystaniu z czasu okołogranicznego i myślę, że tu kłania się dobre wychowanie i poszanowanie spokoju innych. Po zachowaniu sąsiada wiadomo kim jest, nie musi nam się przedstawiać. Ludzie ogólnie nie dbają o to jak są postrzegani, bo nie są zależni od takiej oceny, co nie było do pomyslenia jeszcze 20 lat temu. W dobie SMS-ów i elektronizacji życia trzeba łapać każdą okazję by pogadać z człowiekiem - dobrze jeśli jest to sąsiad, on napewno też potrzebuje kontaktu. Bardzo niepodoba mi się wszechobecny TUMIWISIZM i staram się zawsze reagować w miare możliwości
U nas w niedziele w ogole nie wolno wykonywac glosnych prac .w niedziele, w nocy medzy 6 a 22 i po poludniu miedzy 12 a 14 czasem 15 no i nie wolno palic ognisk byle gdzie...
Nie tak całkiem wszystko wolno między 22 a 6 ...Przynajmniej na moim osiedlu: uzywanie "głośnych" narzędzi (typu wiertarka udarowa, szlifierka do parkietów) w robotach domowych niedozwolone jest już od 18.
mieszkam w 4-piętrowej kamienicy i w całej klatce są tylko 4 mieszkania zajęte (są 3 na każdym piętrze). Mieszkają oprócz nas samotni starsi ludzie. Jest idealnie- cicho, spokojnie, miło. Ale pewnie kiedyś właściciele wrócą z saksów (USA, Irlandia itd...) Już się boję, bo pewnie skończy się sacrum silentium
Wiecie, teraz są takie czasy,że ludzie są zabiegani i w pogoni za pieniędzmi nie zawsze mają czas na prace domowe czy przydomowe w rozsądnych godzinach, ale najbardziej mnie irytuje wśród moich sąsiadów,że to Ci tzw. bezrobotni nie szanują innych. Sami wypoczęci mają "gdzieś" potrzeby np. mojego zapracowanego męża, który po tygodniu póżnych powrotów, w weekend chciałby spokojnie pobiesiadować przy grillu np. Nie ma tzw. bata, bo nawet jak straż miejska przyjedzie z upomnieniem, to wystarczy to zaledwie na chwilę, a za tydzień sytuacja się powtarza. Jak dobrze mieć sąsiada, teraz to już tylko refren zapomnianej piosenki, choć przyznaję, że mam też miłych, cywilizowanych sąsiadów, na których możemy liczyć, nie tylko w razie pożaru:))
Ja mieszkam w bloku w centrum dużego miasta. Ale jest cicho(!)Osiedle jest nieduże i otoczone parkiem.Mieszkam tu od 30 lat.Ludzie się znają. Czasem aż mnie to trochę denerwuję, bo nie można wyjść do sklepu bez kilku przystanków:"co słychać".Dzieci i młodzieży już tu prawie nie ma, więc cicho.Czasem trafią się studenci, ale z nimi można się dogadać i...obłaskawić. Co do stosunków wśród sąsiadów to jako przykład mogę poda to, że w przedpokoju mam prawdziwą tablice z kluczami od 1/4 sąsiadów. Ja też mam swoje zapasowe klucze u kilku. Niektórzy są bliscy, jak rodzina.Przeżyliśmy razem wiele i bez przesady mogę powiedzieć, że ich bardziej niż lubię.Oni chyba mnie też, bo jak ich nie odwiedzę raz na tydzień to wprost obrażają się. Bywamy u siebie na imieninach, uroczystościach,a w święta to musze się ukrywać))Najfajniejsze jest jednak to, że w trudnych chwilach zawsze pomagają, a najśmieszniejsze, że jak coś dobrego upichcą to leca z poczęstunkiem)Większość to starsi ludzie, ale i młodsi są: z niektórymi przyjaźnię się od dzieciństwa, inni to np. moi dawni wychowankowie. Kiedyś przyszło mi przez myśl zeby się stąd wyprowadzic, ale...nie mogę. Szkoda mi właśnie sąsiadów i miejsca.
Bardzomi się podobało to co napisałaś że dzielicie się wypiekami :):) Piszesz że większośc to starsi ludzie. U mnie właśnie jest tak że to na tych najstarszych moge liczyć, Żona mojego sąsiada ma cukrzyce z tego powodu nic nie piecze słodkiego. Ja zawsze jak coś robie to wieszam na płocie i dzwonie do nich że przesyłka na płocie wsi i oni choć nie muszą to też mi wieszają różne rzeczy np truskawki. Najbardziej sympatyczne jest to w okresie świat Bożonarodzeniowych. Składamy sobie życzenia ja zawsze przygotowuje im na tacy jakies specjały , ciasta, ciasteczka na choinkę które robią dzieci, trochę mięsa. Jest to dla nich bardzo sympatyczne bo sami dzieci nie mają i zawsze się cieszą jak moje dzieci im coś przygotują. :):) a ja się cieszę że mogłam im sprawić radośc :)
Nasz blok to niekończące się remonty,często sąsiedzi zaczynają po przyjściu z pracy i tak do ok 22. W zeszłym roku przed samymi świętami nowi lokatorzy (piętro wyżej)zaczęli remont.Dzień przed wigilją nagle słyszę rumor wchodzę do kuchni a tam jakby się paliło dym (kurz) w całym pomieszczeniu. kiedy to wszystko opadło, na meblach dało się pisać , kurz rozlazł się po całym mieszkaniu. A tu dziecko chore (ospa) i nawet nie mogłam porządnie wywietrzyć . Oczywiście poszłam na góre powiedzieć co się stało, pan który tam pracował bardzo niegrzecznie powiedział że to remont i kurz musi być. byłam też w spółdzielni gdzie dowiedziałam się że nowy właściciel to ktoś "ważny" a to co się stało to pewnie moja wina. No i jeszcze pani poradziła mi żebym zawiązała mokre szmaty wkoło rur od centralnego. Przetrwałam , a pan do dziś nie mówi mi "dzień dobry". Widać bycie kimś "ważnym" nie jest jednoznaczne z byciem kulturalnym
Z remontami to jest tak: raz sąsiad, a raz...ty.Ja też remontowałam mieszkanie "od stóp do głów" i też na pewno byłam uciązliwa(wymieniałam wszystkie instalacje), choć starałam się zorganizować to , jak najkulturalniej. Teraz, kiedy ktoś remontuje, choć to blok już wyremontowany, to rozumiem i nie bulwersuję się.Nawet sporadyczne dłuższe imprezy też przyjmuje ze zrozumieniem, bo do mnie też czasem goście przychodzą)
Ja oczywiście rozumiem remonty i nigdy nie zwracałabym uwagi komuś tylko dlatego że przeszkadza mi wiertarka.Chodziło mi raczej o to że jak pan który robił tam remont że będzie bardzo kurzył powinien jakoś zabezpieczyć otwory wentylacyjne . A jeżeli już tak się stało zwyczajnie po ludzku przeprosić , a tak miałam tylko sprzątanie od nowa no i kilka potraw wigilijnych musiałam się pozbyć
Ja kiedyś od sąsiadki z naprzeciwka dostałam wielką blachę pysznej szarlotki. Upiekla bo do mnie mieli przyjechać goście, a ona uznała, że ja bedę zmęczona bo późno z pracy wracam :). To cudowni ludzie, często się spotykamy na herbacie, staramy się sobie pomagać. Za żadne skarby świata nie chciała bym zmieniać sąsiadów z naprzeciwka. Inny sąsiad z klatki nie mówi mi dzień doby ponieważ kiedyś nasz kolega poprosił jego żonę o to żeby przestawiła samochód na parkingu. Zaparkowała tak, że zablokowała dwa miejsca. Kolega powiedział "jakby pani staneła tak metr bliżej tamtego samochodu to my też byśmy się zmieścili", dodam, że naprawdę był grzeczny i miły. Państwo po próbie ponownego zaparkowania dalej zajmowali dwa miejsca i od tego czasu sąsiad nie mowi mi dzien dobry. Nie wiem czemu akurat mi, bo męzowi odpowiada, no ale trudno... Nadmienię tylko, że kiedyś ze względu na brak miejsc na parkingu zostawiłam samochód na chodniku wzdłuż ulicy i rano zastałam rozbity, bo ktoś cofając z parkingu w niego uderzył i uciekł :( (nie mam AC). Cóż różnie to z sąsiadami bywa. Ogólnie z całego bloku moja klatka jest najspokojniejsza. Mamy czysto i raczej cicho. Czasami ktoś coś remontuje, wierci - wiadomo jak to w wielkiej płycie słychać, ale ja też wieszałam kiedyś szafki w kuchni przy użyciu wiertarki z młotem bo inaczej sie nie dało. Więc przyjmujemy takie rzeczy spokojnie. Czasem mnie denerwuje jak dziecko sasiadów gra w piłke nade mną, bo mi tynk z sufitu odpada ale te 2-3 minuty dziennie też wytrzymam ;).
U mnie też ryli młotami, kiedy kładli nowe instalacje, ale tylko jeden dzień. Sąsiedzi wtedy przylatywali, żeby mnie z domu zabrać, żebym nie ogłuchła(ja tam wolałam przyglądać się)).Było wtedy sporo gruzu, bo przestawiałam troche ściany.Zamówiłam więc na te budowlane smieci specjalny wagonik z PGM.Co rano jakiś pomysłowy Dobromir podrzucał mi swój gruz-a co będzie sam płacił za wywóz?!. A było to letnią porą, kiedy wielu remontowało.Wywiozłam 4 wagoniki! Z tego połowę moich.Koszt wywozu jednego wagonika wtedy oscylował ok 150 zł. Mój majster, który nadzorował to wszystko rwał głosy z głowy.Mnie też szlag trafiał, ale nie bedę w końcu dyżurować w nocy przy wagoniku. W końcu poszłam po rozum do głowy i po śladach, jak po sznurku doszłam do...sąsiadów.A tam remoncik na całego. Zapukałam i zapytałam czy to ich gruz leży w moim pojemniku. Przyznali się. Stanowczo zarządałam zabrania. Wyciągali, aż miło.Sąsiadka też do dziś mi się nie kłania. Niezłe co?
A u nas w bloku robi sie tak: jest nas malo (4 pietra 12 mieszkan, duzo jeszcze pustych) bo kazdy dopiero wykupil mieszkanie, ale wszystkie byly do remontu, mysmy sie wprowadzili jako pierwsi dwa lata temu i od tego momentu non stop jest jakis nowy lokator, ktory sie remontuje...piszemy wtedy kartke na drzwiach wejsciowych "kowalski wykonuje remont mieszkania i bardzo przeprasza z gory za wszelkie nieudogodnienia" jest to bardzo fajny sposob...to samo jesli chodzi o imprezy, ktore moga sie przeciagnac do poznej nocy...pisze sie kartke, przeprasza i jest ok.
Moja sasiadka z gory dzisiaj w nocy o godz 2 przestawiala szafe....my z regoly jeszcze nie spimy o tej porze, bo prowadzimy nocny tryb zycia...bardziej wkurza mnie jak wszyscy rano dzwonia na nasz domofon...np. listonosz, pracownicy innych apartamentow ( w wiekszosci sa prowadzone prace, bo mieszkania sa nowo wykupione) reklamy, bo wiedza, ze my rano jestesmyw domu...ale chcemy spac o godz 8.30-9.00... Mi czesto sie zdarza "krecic ciasto" robotem po 24, ale podemna i obok nikt nie mieszka od strony kuchni. Sasiadka z boku przy sypialni tez chodzi pozno spac ok.1 w nocy, wiec sobie nie przeszkadzamy, na szczescie. Zadko ktos ingeruje, raczej kazdy wykazuje duzo cierpliwosci... Raz tylko poszlam do sasiadki na gore, kiedy wlaczyla muzyke na caly regulator, tak, ze nie slyszalam wlasnego telewizora i zaczela wykonywac jakas dziwna gimnastyke...chyba skakala na skakance, czy cos w tym stylu...ale sciszyla i wiecej koncertu nie bylo...natomiast nie przestala cwiczyc spiewu....w ogole to bardzo dziwna osoba byla...wyprowadzila sie na szczescie....kilka dni temu...cwiczyla jakis dziwny spiew, dopoki sasiad tego nie odkryl myslelismy, ze ma jakies sadomasochistyczne upodobania...straszne krzyki uchodzily z jej mieszkania, okropnie przerazliwe darcie, i siasiedzi z przeciwnej kamienicy zadzwonili po carabinierow, ze chyba kogos morduja ale nikt nie wiedzial gdzie szukac potencjalnej ofiary...okazalo sie potem, ze pani tylko sobie spiewala...i moglismy spac spokojnie...A....podlewala jeszcze kwiatki, ktore trzymala na zewnetrznym parapecie i woda leciala nam do mieszkania...to tez bylo wkurzajace...Rano wychodzila cichaczem, udaja, ze nikogo nie widzi, nosila zawsze wielkie czapy na glowie i czarne okulary...agentka Cia? ;) Z wiekszoscia sasiadow mowimy sobie ciao i co slychac, czy wszystko ok...czasem jakas pogaduszka przed blokiem...czesciej jednak latem...jestesmy wszyscy w tym samym wieku, glownie same mlode pary lub single...z psami i kotami...a...obok nas jest jeden maly dzieciak, 6 latek...kiedys sie zatrzasnal bez kluczy na zewnatrz i "podawalismy" go z mezem naszym oknem...mieszkamy na 1szym pietrze na szczescie... Jest jednak jedna sasiadka, ktora gra mi na nerwach...wydaje sie jej, ze musi u nas podpisac liste obecnosci, kilka razy dziennie...ufaaa ale ogolnie jestem zadowolona z moich sasiadow...
Z moimi sąsiadami jesteśmy również na stopie "dzień dobry". Bliskich kontaktów nie utrzymujemy, ale w razie czego można iść do nich po pomoc. Chociaż tak szczerze powiedziawszy jeszcze u nikogo po pomoc nie byliśmy, a my często pomagamy. Nikt u nikogo nie przesiaduje. Tak się składa, że sąsiedzi są ludźmi sporo od nas starszymi i na swoje dzieci liczyć nie mogą (nie wiem czemu). W tym roku dwie sąsiadki owdowiały. Mój mąż jest na naszej ulicy "nadwornym naprawiaczem". Często zdarza się, że z pracy późno wraca. Okazuje się, że zanim dojedzie do domu, to jest przechwytywany po drodze przez sąsiadki, bo coś im nie działa. No i cieszy się ta moja chłopina, że ma takie wzięcie u kobiet ... żałuje tylko, że średnia wieku grubo powyżej 60
Mnie takie relacje w zupełności satysfakcjonują i cieszę się bardzo, że nie mamy z sąsiadami konfliktów, nikt się nie czepia, że koszę trawę ani że palę ognisko.
Mnie takie relacje w zupełności satysfakcjonują i cieszę się bardzo, że nie mamy z sąsiadami konfliktów, nikt się nie czepia, że koszę trawę ani że palę ognisko. Widzis ja się wcale nie czepiam :):) u mnie zakres tolerancji jest bardzo wysoki ale wyobrażsobie taka sytuację. Powiesiłam pranie na dworze po czym moja sąsiadka o godz 12 w południe rozpaliła wielke ognisko. Jak pisałam ja zwaracam na takie rzeczy uwagę jak już palę liście to robię to w godzinach wieczornych a juz na pewno nigdy jak ktoś miał pranie. Uprzejmie zwróciłam sąsiadce uwagę żę następnym razem niech wezmie pod uwagę moje pranie ( a to już nie pierwszzy raz się zdarzyło ) i może ona lubi ale ja nie lubię prania śmierdzącego ogniskiem i przyniosę jej to do prania. Tak się złozyło że parę tygodni wcześniej postawiliśmy ogrodzenie od nich. Odpowiedziała mi że mogłam sobie postawić dymoodporne ogrodzenie. To to już nic innego moim zdaniem jak bezczelność. Innym razem sąsiad wykształcony człowiek. Lato upał 40 st akurat wtedy byla fala upałów.Sąsiad tynkował dom i po tym tynkowaniu w niedzielę w południe rozpalił wszystkie te worki po cemencie, styropiany i inne. Cała ulica czarna od dymu, Dym na wysokośc 15 m, czarny smok., drapało w gardle Ja wtedy miałam małego synka. Poszłam do niego a jak że bo dla mnie trzeba być skrajnym debi.em żeby w taki upał, w niedzilę w biały dzień ktoś rozpalił takie rzeczy. Innym razem my palilismy liście od orzecha jak wiecie one się w chwili zapalenia kopcą a póżniej się rozpalaja raz dwa.godzina koło 19 było. Szedł jakiś facet i do nas że nie wolno palić ogniska my że w naszym mieście jest takie prawo że wszelkie organiczne rzeczy typu liście można ( czasowych ograniczen nie ma ). Pan nam chciał udowodnić że nie i zadzwonił na Straż Miejska. Panowie przyjechali i oczywiście wyszło na nasze ale złośliwośc ludzka nie zna granic. W takich przypadkach wystarczyła by uprzejmośc ludzka czasem pomyślenie o 2 człowieku i żyło by sie przyjażnie bez szkody dla nikogo.
Agusia, tak sobie myślę po tym co napisałaś o płocie i komentarzu sąsiadki, może to po prostu zwykła zazdrość jest?
Nie wiem jak Ty, ale ja od niedawna mieszkam na wsi( z Wyboru) i często słyszę komentarze np." Tym Warszawiakom, to się w d.... przewróciło" i to tylko dlatego,że wykopaliśmy staw na działce, a "przecież niedaleko rzeka" itp.
Też tak myślę a to czy Wam się w "d" poprzewracało czy nie to juz nie ich sprawa ale wiesz co mnie śmieszy ha ha że ja na ulicy wytyczam trendy mój mąz to pęka ze śmiechu. Jak się wprowadzilismy to dziadzo zrobił karmik dla dzieci i zaraz po tym sąsiad tez sobie postawił karmik. Zupełnie mnie to obeszło ot każdy może sobie karmik postawić. Na wiosnę przyjechał mój tato i z mężem wykąbinowali że zrobią piaskownice dla dzieci i taką ławeczkę pod drzewem. Za chwilę patrze sąsiad tez na taką sama piaskownicę i ławeczkę ha ha nawet się śmialismy bo chociaż mógł na inny kolor pomalowac no ale dobra. Kupilismy za kolejny rok duży stół z ławkami i krzesłami na taras. Zaraz sąsiad tez sobie kupił taki sam ha ha tak myślę że to chyba nie jakiś dziwny zbieg okoliczności. Nie będę tu wymieniac huśtawki dla dzieci i innych rzeczy ale mnie to śmieszy troche bo ja nigdy nie patrzyłam co kto ma tylko co mi jest potrzebne:) Mamy hamak ze sklepu na "L" polecam kilka lat juz wisi i trzyma się super. Jak jeszcze nam tuje nie zagrodziły ogrodzenia to jak ktos leżał w hamaku takie głupie gadanie sąsiadów - no takim to sie powodzi. Nieważne że np charowalismy cały dzień i sobie teraz wypoczywamy, nie ważne że hamak kosztował jakieś śmieszne pieniądze tylko nam się powodzi i już. Niech i tak bedzie że nam sie powodzi ha ha
no nie tyle wkurzające co irytujące bo słyszeć takie rzeczy kilka razy dziennie brrr... Ja sie tam nie przejmuje- nigdy. Kiedyś jak się wprowadziliśmy to poszłam do ogrodu po rzodkiewkę i szczypiorek dla dzieci a że to było rano to dla mnie rzeczą normalna było iśc w szlafroku. Szlafrok jak szlafrok nie żaden z tych sex-si ale do ziemi taki nawet babciny bym powiedziała ale mój ulubiony bo jak do niczego innego przywiązuje się do szlafroka, kubka do kawy i takich tam ale wracam do tematu. Więc spotkałam sąsiadkę za jakiś czas i ona mi mówi że ja jestem bardzo odważna, więc ja w głowie próbuje się doszukac jakiś odważnych czynów i nic mi nie przychodzi do głowy. Więc jej mówie że nie rozumiem. Na to ona mi powiedziała że z tego powodu że ja w szlafroku po ogrodzie chodzę. Szczena mi opadła myślę sobie no jak to u siebie w ogrodzie nie mozna w szlafroku chodzić może ja jestem jakaś nie teges. Po czym sobie pomyślałam nie nie no tak nie będzie, że mi sąsiedzi będą dyktowac w czym ja mam po ogrodzie chodzić. Odpowiedziałam jej tak Kochana odważna to ja będę jak zaczne na golasa po ogrodzie latać Krzywo się na mnie sąsiedzi patrzyli że np w okresie letnim paradowałam sobie po ogrodzie w stroju kąpielowym ale ja miałam to gdzieś. Po czym tyle lat minęło i oni w szlafrokach zaczeli ganiac i strojach kąpielowych. Chyba się jakoś przełamali- że to ludzka rzecz. :)
Agusia, a z drugiej strony, co w tym złego,że komuś w tym przypadku Tobie się 'dobrze powodzi"? To chyba powinno innych ewentualnie mobilizować do skutecznego działania a nie do pyskowania. Ale ludzie są jacy są i za to powinniśmy ich kochać, choć to takie trudne cholercia:)
U nas za palenie styroporow i innych temu podobnych swinstw wyksztalcony sasiad dostalby tak slony mandat ze by mu sie odechcialo. Swoja droga lisci tez nie wolno palic. Zdarza sie ze ludzie i tak pala liscie ale to sporadycznie. Normalnie na ognisko trzeba miec pozwolenie. Wyjatek takie kubly na brykietyktore mozna sobie zapalic na tarasie we wlasnym domu czy ogrodzie ale juz nie w bloku. Nie ma totamto. A ognisko w czasie upalow i suszy? To sprawa na slony mandat albo i skarge.
Ja nie graniczę z sąsiadami płot w płot. Widzisz, ja mieszkam na takim zad... u, że do najbliższego sąsiada mam jakieś 100m, za moim domem rośnie gęsty las a przed domem szczere pole. Pewnie gdybyśmy mieszkali w kupie, to doszłoby kiedyś do zatargów, ale całe szczęście tak nie jest.
Chociaż ... chociaż .. przypominam sobie, że jak byłam dzieckiem to jakieś zatargi tam były. Wtedy każdy miał małe gospodarstwo i konflikty dotyczyły przeważnie nieumyślnego narobienia szkody przez zwierzęta. Taaakk .... wtedy to jaja odchodziły niczym u Kargulów :):):)
Mieszkam na osiedlu bardzo gestym, dom przy domie. Sa u nas przepisy i kazdy sasiad sie ich trzyma. Od poniedzialku do soboty mozna "glosno pracowac" od 7.00 do 19.00 w tym jest przerwa 13.00- 14.00 (siesta poobiednia) W niedziele i swieta calkowity zakaz! Sasiedzi sa pracujacy, ale kazdy znajdzie czas, zeby w dozwolonym czasie trawe sciac, drzewo pilowac itp. Ognisk nie wolno wogole palic.
Miedzy sasiadami nie ma klotni i nieporozumien. Kazdy wie, ze jak sam chce miec spokoj to musi tez wziac wzglad na innych.
Ja mam sąsiadów spokojnych choć w bloku 15 mieszkań czasem ktoś coś powierci wiadomo, ale nie jest to aż takie uciązliwe, za to są strasznie wścibscy ci obok mnie to już wogóle niby nie starzy ludzie bo przed 40 ale ciągle przy wizjerze siedzą i obserują, kto przychodzi, kto wychodzi. Kiedyś często się spotykaliśmy ale przerwałam to bo stali się nie do wytrzymania, jak nie zamknełam drzwi od mieszkania to potrafil się władować bez pukania, potrafili przesiedzieć całe popołudnie do 1 wszej w nocy 100 razy na dzień potrafili przyjść, dzień w dzień to było strasznie męczące bo człowiek nie miał chwili spokoju, a najgorzej w święta to już wogóle siedziałaby mi w garach cały dzień! Wszystko dobrze gdybym nie skapneła jacy są naprawdę, bo przy mnie potrafiła obgadać od stóp do głów swoją koleżankę którą zna 10 lat, no i pewnie przy okazji o mnie innym też gadała jak tak przesiadywałą całe dnie, jak pilnowała innej sąsiadce mieszkanie podczas wakacji to jej córeczka całe dnie tam przesiadywała i imprezki robiła koszmar! Masakra! Teraz mam spokój ukróciłam to raz na zawsze i nie powiem żebym tęskniła!
Powiem wam, że mnie czasem tak zastanawiają takie różne ludzkie, dziwne zachowania. Mnie nigdy nie interesowało np za co sąsiad kupił sobie nowy samochód ,co zrobił i za ile ja mam gdzieś takie rzeczy a już wszelkiego plotkarstwa i obgadywania "d" nienawidzę. Ostatnio słuchajcie syn sąsiadki lat 10 palił papierosy na balkonie jak to zobaczyliśmy z mężem byliśmy w szoku. Krótką chwilę się zastanowiłam co zrobić. Pomyslałam sobie zadzwonie do sąsiadki bo ja na palenie papierosów 10 latkowi zgody nie daję. Sąsiadka akurat była w pracy przeprosiłam ją że dzwonie i powiedziałam jej ,że postanowiłam do niej zadzwonić bo gdyby ona coś takie zobaczyła u moich dzieci to ja bym chciała o tym wiedzić. Prosto z mostu jej powiedziałam co widziałam. Słuchajcie syn powiedział jej że papierosów nie palił tylko jego kolega a widzialiśmy 2 palących. Mieli chyba 1 papierosa bo najpierw jeden wychodził na zewnątrz brał macha po tem drugi no i ślepa nie jestem. Więc jak syn powiedział że nie palił to ja jestem wrogiem bo uprzejmie ją o tym poinformowałam i w sumie to nie wiadomo jak się zachowac czy dawac przyzwolenie na takie rzeczy i miec to gdzieś nie moje dzieci nie moja sprawa. Juz sama nie wiem , wydaje mi się że postąpiłam słusznie.
W tak mlodym wieku (dziecka) tez bym powiedziala o ile bylabym na tyle zazyla z sasiadka. Nie dzwonilabym jednak do pracy leczporozmawiala predzej spokojnie w cztery oczy. I to wszystko .- jak sprawa sie rozwinie, jakie metody zastosuje sasiadka badz jakich nie zastosuje to juz nie moja sprawa.Wiecej bym sie nie wtracila w tym wzgledzie chyba ze zostalabym zapytana przez sasiadke "czy widzialam ze znow pali" albo bym sie z nia umowila ze dam znac.
Widzisz Dorotko ja nie dzwoniłam do pracy tylko na komórke oni nie maja stacjonarnego tel. Nie wiedziałam że jest w pracy ( była sobota) powiedziała mi o tym na koniec rozmowy. Ja ja poinformowałam i tak jak piszesz dalej nie moja sprawy czy mi wierzy czy nie to jej sprawa.
Mi chodzilo tylko o to ze ja, co nie znaczy ze to jakis wyznacznik, wolalabym rozmawiac w cztery oczy. Masz zupelna racje- od wychowania sa rodzice a my jako sasiedzi, otoczenie mozemy zasygnalizowac problem. Wazne tez dla wychowania dziecka - swiadomosc ze inni sie interesuja tym co robie, ze nie jestem obojetny. Tu akurat Chlopczyk na pewno nie byl "wdzieczny" ale moze nie tak szybko siegnie po nastepnego :-))) Znowú Wasze zwyczajne ludzkie zainteresowanie moze Mu kiedys w potrzebie pomoc. Nigdy nie wiadomo.
Słusznie, słusznie i jeszcze raz słusznie. Nie ma dzieci niczyich. Każdy powinien postępować tak jak uważa za słuszne i uczciwe. Gratuluję postawy. Zapewniam Cię, że niestety nie wszyscy by się na to zdobyli, choć to żadne bohaterstwo.
Kiedys mieszkałam wraz z rodzicami w bloku - a własciwie w dwóch blokach, bo z 1 przeprowadzką. Jeszcze dziśś z obu tych bloków mogłabym wymienic liste sąsiadów z mojej klatki. Ludzie mieszkali w 1 miejscu latami i wszyscy się znali. Od kiedy wyszłam za mąż, "przerobiłam" wiele mieszkań w różnycc miejscach i moja obserwacja jest taka: w nowych budynkach, na tych czyściutkich oddeweloperskich osiedlach, ludzie na ogół sie nie znają w ogóle, każdy żyje swoim życiem i żadko wie, jak się nazywa sąsiad mieszkający 2 piętra wyżej. Listonosz, z którym rozmawiałam kilka dni temu, powiedział mi, że kiedy praciował na starym osiedlu, mógł zapytać sąsiada o sąsiada (którego np. nie było w domu) i zawsze ktoś coś wiedział. Teraz, kiedy roznosi listy na nowym osiedlu, ludzie - jak powiedział - "nie wiedzą, koło kogo mieszkają". Teraz mieszkam nieco za miastem i ten wiejsko-sąsiedzki klimat duzo bardziej mi odpowiada
A tu u nas żyjemy jak jedna wielka rodzina. Każdy sąsiad to wujek, a sąsiadka - ciocia. Odwiedzamy się, pomagamy sobie. Każdy ma swój dom i wielkie podwórka, wiec remonty u sąsiadów nie są problemem. Czasem zdarzają się nieporozumienia, ale rozmowa wszystko stabilizuje.
od kupna domu poznalem 3 sasiadki. tyle.... reszta tak tylko z daleka dzien dobry. :(
ale to jest nic..... zaraz przed hallowen zapukala do mnie pani policjantka :) ladna blondynka. i strzela zapytanie: "czy byl pan w domu 24 pazdziernika pomiedzy 9 a 15 ??"..... hmmm ja zeby weszla popatrze w kalendarz czy nie pracowalem :) (pamiec dobra lecz krotka :) ).... pytam patrzac w kalendarz co sie stalo i ze pracowalem od 9 do 16:30. odpowiedziala ze: "ukradli telewizor na ulicy --liczba na ulicy: jakies 70 domow -- 42 calowy!!!" ale jaja -- tak sobie pomyalelm.... przeciez to niebezpieczne ... nikt nie zwrocil uwagi, ze telewizor wyniesli w srodku dnia??? dziwne hmmmmm... ja od roku trzymam z jedna sasiadka -- bo jak nas nie ma dluzej niz 1 dzien to jej mowie i ona ma klucze do naszego i jest zawsze w domu u siebie :) trzeba dbac o nia skoro zerka na dom...(jedzonko czasami podam :) ) jakos dziwnie mieszkac na ulicy gdzie sie nie zna nawet 10 sasiadow z powiedzmy 60 .... tak to wyglada u mnie... :)
My mieszkamy w wieżowcu 10 piętrowym.Jak robiłam remont to tylko do godz.19 i koniec ileż można słuchać wiertarki.Nie puszczam nigdy głośno muzyki nawet w Sylwestra! staram się szanować ciszę i spokuj sąsiadów.U nas większość to starsi ludzie mieszkają więc nie każdy ma ochotę na trzaski i wrzaski.Sąsiadów z piętra znam i nawet mam swoją starszą sąsiadkę która lepiej niż policja pilnuje mi domu nawet jak jej o to nie proszę.Mam podwójne drzwi więc odgłosów zza drzwi nie słychać.Kiedyś sąsiadka przybiegła mi poskarżyć że mój mąż jak wychodził to nie zamknął jednych drzwi! Najlepsze było to jak już 2 lata ponad mieszkaliśmu w tym bloku a sąsiadka zapytała się kiedy się wkońcu wprowadzimy.Ogólnie to raczej jesteśmy na stopie dzień dobru i dowidzenia ale każdy szanuje tu drugą osobę i mieszka mi się tu bardzo dobrze.
Ja mam super sąsiada z którym muszę dzielić podwórko (niemcy tak budowali). Zrobił mi kiedyś awanturę, że jak on jest w kościele, to ja mu węgiel kradnę. A ja jak mama mówi, należę do dziwnych ludzi, bo jak jesteśmy w lesie to nie chcę wziąć kawałka leżącego drewna bo to nie ja go tam położyłem. Uważam, że jak czegoś gdzieś nie położyłem, to niech to leży do zawsze.
Sąsiedzi... moje doświadczenia.Kiedy byłam mała niemal wszyscy znali sie w bloku.Przeniesliśmy się do innego miasta, owszem, z racji pracy znaja się niemal wszyscy, kilka zaprzyjaźnionych rodzin, blok jednoklatkowy 44 mieszkań. Kiedy byłam chora ( różyczka w wieku 18 lat) sąsiadka przychodziła zaglądać do mnie kiedy rodzice byli w pracy.Wszyscy zamieszkali w jednym, czasie tj, 74, kupę lat, nowych rodzin akurat jak na lekarstwo.W bloku przez tyle lat tylko 3 rodziny z tego co wiem. Los rzucił nas na "swoje" wieś znający się od pokoleń, koszmar, zanim kichniesz wszyscy wiedzą, że masz HIV. Sąsiedzi patrzą tylko aby coś Ci podprowadzić z podwórka i prześcigają się w super historiach. Jęsli coś sobie sprawiłeś to musiałeś ukraść bo z czego? Kupiłam mieszkanie, większość w klatce mieszkała od początku zasiedlenia czyli od lat 50.Sympatyczni, spokojni ludzie. Z tego co się dowiedziałam miałam dobrą opinię. Super się mieszkało mimo animowości. Teraz mieszkam........... wiem,że na przeciwko mieszka małżeństwo z małym dzieckiem, nade mna małżeństwo z małym dzieckiem, bo......... cóż słyszę, no i chyba nie bardzo jeszcze wsiąkli w "miastowy" system życia. Co mnie zaskakuje, dzieci i młodzież mówi w klatce czy w windzie " dzień dobry" i " do widzenia", dorośli nie wszyscy. Ale jak zagadasz całkiem sympatycznie się rozmawia i nigdy nie spotkałam się,żeby ktoś nie zaczekał z windą jeśli widział,że ktoś wchodzi do klatki. Natomiast nie ma tego co u moich rodziców, gdzie sąsiedzi się odwiedzają.
Czy znacie swoich sąsiadów czy utrzymujecie z nimi dobre koleżeńskie relacje ?
U mnie sprawa wygląda tak wszyscy się znamy mówimy sobie Dzień dobry i Do widzenia. Czasem wpadamy do siebie ale raczej tylko po dzieci.
Jak mieszkałam jeszcze z rodzicami wszyscy się znali sąsiadki odwiedzały moja mame na kawie mogę powiedzieć że w tamtych czasach byliśmy jedną wielką rodziną. Czy teraz tak jest jak kiedyś że jeden sąsiad drugiemu służy pomocą ?
Mnie najbardziej denerwje ale to nie sąsiadów wina że kiedy przyjdzie sobota wszyscy na około od 7 koszą i wykonuja głośne prace do póżnych godzin wieczornych. Moim zdaniem powinno być takie prawo że można wykonywac prace np do jakieś określonej godziny w sobotę. Człowiek też przeciez w końcu musi kiedyś wypocząć. Inna sprawą jest palenie ognisk ludzie palą różne świństwa w południe czasem nawet latem kiedy jest wysoka temperatura na dworze. Myślę sobie (w moim mieście moża palić wszelkie ograniczne rzeczy) że w tej kwestii tez powinny być jakieś zakazy i określone godziny. Jakie wy macie zdanie na ten temat ??
Prawo pewnie jest tylko nikt go nie przestrzega...
Cisza nocna to 8 godzin pomiędzy 22.00 a 6.00 kiedy to nie wolno zakłócać spokojnego snu sasiadom. Wszelkie prace poza tym czasem są dozwolone prawem. Inną sprawą jest "przyzwoitość" w korzystaniu z czasu okołogranicznego i myślę, że tu kłania się dobre wychowanie i poszanowanie spokoju innych. Po zachowaniu sąsiada wiadomo kim jest, nie musi nam się przedstawiać.
Ludzie ogólnie nie dbają o to jak są postrzegani, bo nie są zależni od takiej oceny, co nie było do pomyslenia jeszcze 20 lat temu. W dobie SMS-ów i elektronizacji życia trzeba łapać każdą okazję by pogadać z człowiekiem - dobrze jeśli jest to sąsiad, on napewno też potrzebuje kontaktu.
Bardzo niepodoba mi się wszechobecny TUMIWISIZM i staram się zawsze reagować w miare możliwości
U nas w niedziele w ogole nie wolno wykonywac glosnych prac .w niedziele, w nocy medzy 6 a 22 i po poludniu miedzy 12 a 14 czasem 15 no i nie wolno palic ognisk byle gdzie...
Nie tak całkiem wszystko wolno między 22 a 6 ...Przynajmniej na moim osiedlu: uzywanie "głośnych" narzędzi (typu wiertarka udarowa, szlifierka do parkietów) w robotach domowych niedozwolone jest już od 18.
mieszkam w 4-piętrowej kamienicy i w całej klatce są tylko 4 mieszkania zajęte (są 3 na każdym piętrze). Mieszkają oprócz nas samotni starsi ludzie. Jest idealnie- cicho, spokojnie, miło. Ale pewnie kiedyś właściciele wrócą z saksów (USA, Irlandia itd...) Już się boję, bo pewnie skończy się sacrum silentium
Jak ja bym chciała żeby u nas tak było, niestety w moim bloku zdarza sie wiercenie lub inne prace remontowe nawet o 22 godzinie.
Wiecie, teraz są takie czasy,że ludzie są zabiegani i w pogoni za pieniędzmi nie zawsze mają czas na prace domowe czy przydomowe w rozsądnych godzinach, ale najbardziej mnie irytuje wśród moich sąsiadów,że to Ci tzw. bezrobotni nie szanują innych. Sami wypoczęci mają "gdzieś" potrzeby np. mojego zapracowanego męża, który po tygodniu póżnych powrotów, w weekend chciałby spokojnie pobiesiadować przy grillu np. Nie ma tzw. bata, bo nawet jak straż miejska przyjedzie z upomnieniem, to wystarczy to zaledwie na chwilę, a za tydzień sytuacja się powtarza. Jak dobrze mieć sąsiada, teraz to już tylko refren zapomnianej piosenki, choć przyznaję, że mam też miłych, cywilizowanych sąsiadów, na których możemy liczyć, nie tylko w razie pożaru:))
Ja mieszkam w bloku w centrum dużego miasta. Ale jest cicho(!)Osiedle jest nieduże i otoczone parkiem.Mieszkam tu od 30 lat.Ludzie się znają. Czasem aż mnie to trochę denerwuję, bo nie można wyjść do sklepu bez kilku przystanków:"co słychać".Dzieci i młodzieży już tu prawie nie ma, więc cicho.Czasem trafią się studenci, ale z nimi można się dogadać i...obłaskawić.
Co do stosunków wśród sąsiadów to jako przykład mogę poda to, że w przedpokoju mam prawdziwą tablice z kluczami od 1/4 sąsiadów. Ja też mam swoje zapasowe klucze u kilku. Niektórzy są bliscy, jak rodzina.Przeżyliśmy razem wiele i bez przesady mogę powiedzieć, że ich bardziej niż lubię.Oni chyba mnie też, bo jak ich nie odwiedzę raz na tydzień to wprost obrażają się. Bywamy u siebie na imieninach, uroczystościach,a w święta to musze się ukrywać))Najfajniejsze jest jednak to, że w trudnych chwilach zawsze pomagają, a najśmieszniejsze, że jak coś dobrego upichcą to leca z poczęstunkiem)Większość to starsi ludzie, ale i młodsi są: z niektórymi przyjaźnię się od dzieciństwa, inni to np. moi dawni wychowankowie.
Kiedyś przyszło mi przez myśl zeby się stąd wyprowadzic, ale...nie mogę. Szkoda mi właśnie sąsiadów i miejsca.
Bardzomi się podobało to co napisałaś że dzielicie się wypiekami :):) Piszesz że większośc to starsi ludzie. U mnie właśnie jest tak że to na tych najstarszych moge liczyć, Żona mojego sąsiada ma cukrzyce z tego powodu nic nie piecze słodkiego. Ja zawsze jak coś robie to wieszam na płocie i dzwonie do nich że przesyłka na płocie wsi i oni choć nie muszą to też mi wieszają różne rzeczy np truskawki. Najbardziej sympatyczne jest to w okresie świat Bożonarodzeniowych. Składamy sobie życzenia ja zawsze przygotowuje im na tacy jakies specjały , ciasta, ciasteczka na choinkę które robią dzieci, trochę mięsa. Jest to dla nich bardzo sympatyczne bo sami dzieci nie mają i zawsze się cieszą jak moje dzieci im coś przygotują. :):) a ja się cieszę że mogłam im sprawić radośc :)
Nasz blok to niekończące się remonty,często sąsiedzi zaczynają po przyjściu z pracy i tak do ok 22. W zeszłym roku przed samymi świętami nowi lokatorzy (piętro wyżej)zaczęli remont.Dzień przed wigilją nagle słyszę rumor wchodzę do kuchni a tam jakby się paliło dym (kurz) w całym pomieszczeniu. kiedy to wszystko opadło, na meblach dało się pisać , kurz rozlazł się po całym mieszkaniu. A tu dziecko chore (ospa) i nawet nie mogłam porządnie wywietrzyć . Oczywiście poszłam na góre powiedzieć co się stało, pan który tam pracował bardzo niegrzecznie powiedział że to remont i kurz musi być. byłam też w spółdzielni gdzie dowiedziałam się że nowy właściciel to ktoś "ważny" a to co się stało to pewnie moja wina. No i jeszcze pani poradziła mi żebym zawiązała mokre szmaty wkoło rur od centralnego. Przetrwałam , a pan do dziś nie mówi mi "dzień dobry". Widać bycie kimś "ważnym" nie jest jednoznaczne z byciem kulturalnym
Z remontami to jest tak: raz sąsiad, a raz...ty.Ja też remontowałam mieszkanie "od stóp do głów" i też na pewno byłam uciązliwa(wymieniałam wszystkie instalacje), choć starałam się zorganizować to , jak najkulturalniej. Teraz, kiedy ktoś remontuje, choć to blok już wyremontowany, to rozumiem i nie bulwersuję się.Nawet sporadyczne dłuższe imprezy też przyjmuje ze zrozumieniem, bo do mnie też czasem goście przychodzą)
Ja oczywiście rozumiem remonty i nigdy nie zwracałabym uwagi komuś tylko dlatego że przeszkadza mi wiertarka.Chodziło mi raczej o to że jak pan który robił tam remont że będzie bardzo kurzył powinien jakoś zabezpieczyć otwory wentylacyjne . A jeżeli już tak się stało zwyczajnie po ludzku przeprosić , a tak miałam tylko sprzątanie od nowa no i kilka potraw wigilijnych musiałam się pozbyć
Ja kiedyś od sąsiadki z naprzeciwka dostałam wielką blachę pysznej szarlotki. Upiekla bo do mnie mieli przyjechać goście, a ona uznała, że ja bedę zmęczona bo późno z pracy wracam :). To cudowni ludzie, często się spotykamy na herbacie, staramy się sobie pomagać. Za żadne skarby świata nie chciała bym zmieniać sąsiadów z naprzeciwka. Inny sąsiad z klatki nie mówi mi dzień doby ponieważ kiedyś nasz kolega poprosił jego żonę o to żeby przestawiła samochód na parkingu. Zaparkowała tak, że zablokowała dwa miejsca. Kolega powiedział "jakby pani staneła tak metr bliżej tamtego samochodu to my też byśmy się zmieścili", dodam, że naprawdę był grzeczny i miły. Państwo po próbie ponownego zaparkowania dalej zajmowali dwa miejsca i od tego czasu sąsiad nie mowi mi dzien dobry. Nie wiem czemu akurat mi, bo męzowi odpowiada, no ale trudno... Nadmienię tylko, że kiedyś ze względu na brak miejsc na parkingu zostawiłam samochód na chodniku wzdłuż ulicy i rano zastałam rozbity, bo ktoś cofając z parkingu w niego uderzył i uciekł :( (nie mam AC). Cóż różnie to z sąsiadami bywa. Ogólnie z całego bloku moja klatka jest najspokojniejsza. Mamy czysto i raczej cicho. Czasami ktoś coś remontuje, wierci - wiadomo jak to w wielkiej płycie słychać, ale ja też wieszałam kiedyś szafki w kuchni przy użyciu wiertarki z młotem bo inaczej sie nie dało. Więc przyjmujemy takie rzeczy spokojnie. Czasem mnie denerwuje jak dziecko sasiadów gra w piłke nade mną, bo mi tynk z sufitu odpada ale te 2-3 minuty dziennie też wytrzymam ;).
Faktycznie...brzydko z jego strony...
U mnie też ryli młotami, kiedy kładli nowe instalacje, ale tylko jeden dzień. Sąsiedzi wtedy przylatywali, żeby mnie z domu zabrać, żebym nie ogłuchła(ja tam wolałam przyglądać się)).Było wtedy sporo gruzu, bo przestawiałam troche ściany.Zamówiłam więc na te budowlane smieci specjalny wagonik z PGM.Co rano jakiś pomysłowy Dobromir podrzucał mi swój gruz-a co będzie sam płacił za wywóz?!. A było to letnią porą, kiedy wielu remontowało.Wywiozłam 4 wagoniki! Z tego połowę moich.Koszt wywozu jednego wagonika wtedy oscylował ok 150 zł.
Mój majster, który nadzorował to wszystko rwał głosy z głowy.Mnie też szlag trafiał, ale nie bedę w końcu dyżurować w nocy przy wagoniku.
W końcu poszłam po rozum do głowy i po śladach, jak po sznurku doszłam do...sąsiadów.A tam remoncik na całego. Zapukałam i zapytałam czy to ich gruz leży w moim pojemniku. Przyznali się. Stanowczo zarządałam zabrania. Wyciągali, aż miło.Sąsiadka też do dziś mi się nie kłania. Niezłe co?
Przypomiało mi sie takie zdania z "Niecierpliwości serca" - "jest w naturze ludzkiej nienawidzić tego, kogo się skrzywdziło".
Wiesz, ze to jest bardzo czeste postepowanie...to nienawidzenie osoby, ktora sie skrzywdzilo...
U nas mozna oprocz otwartych zamoic kontener zamykany ´na kodke :-)
A u nas w bloku robi sie tak: jest nas malo (4 pietra 12 mieszkan, duzo jeszcze pustych) bo kazdy dopiero wykupil mieszkanie, ale wszystkie byly do remontu, mysmy sie wprowadzili jako pierwsi dwa lata temu i od tego momentu non stop jest jakis nowy lokator, ktory sie remontuje...piszemy wtedy kartke na drzwiach wejsciowych "kowalski wykonuje remont mieszkania i bardzo przeprasza z gory za wszelkie nieudogodnienia" jest to bardzo fajny sposob...to samo jesli chodzi o imprezy, ktore moga sie przeciagnac do poznej nocy...pisze sie kartke, przeprasza i jest ok.
Moja sasiadka z gory dzisiaj w nocy o godz 2 przestawiala szafe....my z regoly jeszcze nie spimy o tej porze, bo prowadzimy nocny tryb zycia...bardziej wkurza mnie jak wszyscy rano dzwonia na nasz domofon...np. listonosz, pracownicy innych apartamentow ( w wiekszosci sa prowadzone prace, bo mieszkania sa nowo wykupione) reklamy, bo wiedza, ze my rano jestesmyw domu...ale chcemy spac o godz 8.30-9.00...
Mi czesto sie zdarza "krecic ciasto" robotem po 24, ale podemna i obok nikt nie mieszka od strony kuchni.
Sasiadka z boku przy sypialni tez chodzi pozno spac ok.1 w nocy, wiec sobie nie przeszkadzamy, na szczescie.
Zadko ktos ingeruje, raczej kazdy wykazuje duzo cierpliwosci...
Raz tylko poszlam do sasiadki na gore, kiedy wlaczyla muzyke na caly regulator, tak, ze nie slyszalam wlasnego telewizora i zaczela wykonywac jakas dziwna gimnastyke...chyba skakala na skakance, czy cos w tym stylu...ale sciszyla i wiecej koncertu nie bylo...natomiast nie przestala cwiczyc spiewu....w ogole to bardzo dziwna osoba byla...wyprowadzila sie na szczescie....kilka dni temu...cwiczyla jakis dziwny spiew, dopoki sasiad tego nie odkryl myslelismy, ze ma jakies sadomasochistyczne upodobania...straszne krzyki uchodzily z jej mieszkania, okropnie przerazliwe darcie, i siasiedzi z przeciwnej kamienicy zadzwonili po carabinierow, ze chyba kogos morduja ale nikt nie wiedzial gdzie szukac potencjalnej ofiary...okazalo sie potem, ze pani tylko sobie spiewala...i moglismy spac spokojnie...A....podlewala jeszcze kwiatki, ktore trzymala na zewnetrznym parapecie i woda leciala nam do mieszkania...to tez bylo wkurzajace...Rano wychodzila cichaczem, udaja, ze nikogo nie widzi, nosila zawsze wielkie czapy na glowie i czarne okulary...agentka Cia? ;)
Z wiekszoscia sasiadow mowimy sobie ciao i co slychac, czy wszystko ok...czasem jakas pogaduszka przed blokiem...czesciej jednak latem...jestesmy wszyscy w tym samym wieku, glownie same mlode pary lub single...z psami i kotami...a...obok nas jest jeden maly dzieciak, 6 latek...kiedys sie zatrzasnal bez kluczy na zewnatrz i "podawalismy" go z mezem naszym oknem...mieszkamy na 1szym pietrze na szczescie...
Jest jednak jedna sasiadka, ktora gra mi na nerwach...wydaje sie jej, ze musi u nas podpisac liste obecnosci, kilka razy dziennie...ufaaa
ale ogolnie jestem zadowolona z moich sasiadow...
Z moimi sąsiadami jesteśmy również na stopie "dzień dobry". Bliskich kontaktów nie utrzymujemy, ale w razie czego można iść do nich po pomoc. Chociaż tak szczerze powiedziawszy jeszcze u nikogo po pomoc nie byliśmy, a my często pomagamy. Nikt u nikogo nie przesiaduje. Tak się składa, że sąsiedzi są ludźmi sporo od nas starszymi i na swoje dzieci liczyć nie mogą (nie wiem czemu). W tym roku dwie sąsiadki owdowiały. Mój mąż jest na naszej ulicy "nadwornym naprawiaczem". Często zdarza się, że z pracy późno wraca. Okazuje się, że zanim dojedzie do domu, to jest przechwytywany po drodze przez sąsiadki, bo coś im nie działa. No i cieszy się ta moja chłopina, że ma takie wzięcie u kobiet ... żałuje tylko, że średnia wieku grubo powyżej 60
Mnie takie relacje w zupełności satysfakcjonują i cieszę się bardzo, że nie mamy z sąsiadami konfliktów, nikt się nie czepia, że koszę trawę ani że palę ognisko.
Mnie takie relacje w zupełności satysfakcjonują i cieszę się bardzo, że nie mamy z sąsiadami konfliktów, nikt się nie czepia, że koszę trawę ani że palę ognisko. Widzis ja się wcale nie czepiam :):) u mnie zakres tolerancji jest bardzo wysoki ale wyobrażsobie taka sytuację.
Powiesiłam pranie na dworze po czym moja sąsiadka o godz 12 w południe rozpaliła wielke ognisko. Jak pisałam ja zwaracam na takie rzeczy uwagę jak już palę liście to robię to w godzinach wieczornych a juz na pewno nigdy jak ktoś miał pranie. Uprzejmie zwróciłam sąsiadce uwagę żę następnym razem niech wezmie pod uwagę moje pranie ( a to już nie pierwszzy raz się zdarzyło ) i może ona lubi ale ja nie lubię prania śmierdzącego ogniskiem i przyniosę jej to do prania. Tak się złozyło że parę tygodni wcześniej postawiliśmy ogrodzenie od nich. Odpowiedziała mi że mogłam sobie postawić dymoodporne ogrodzenie. To to już nic innego moim zdaniem jak bezczelność.
Innym razem sąsiad wykształcony człowiek. Lato upał 40 st akurat wtedy byla fala upałów.Sąsiad tynkował dom i po tym tynkowaniu w niedzielę w południe rozpalił wszystkie te worki po cemencie, styropiany i inne. Cała ulica czarna od dymu, Dym na wysokośc 15 m, czarny smok., drapało w gardle Ja wtedy miałam małego synka. Poszłam do niego a jak że bo dla mnie trzeba być skrajnym debi.em żeby w taki upał, w niedzilę w biały dzień ktoś rozpalił takie rzeczy.
Innym razem my palilismy liście od orzecha jak wiecie one się w chwili zapalenia kopcą a póżniej się rozpalaja raz dwa.godzina koło 19 było. Szedł jakiś facet i do nas że nie wolno palić ogniska my że w naszym mieście jest takie prawo że wszelkie organiczne rzeczy typu liście można ( czasowych ograniczen nie ma ). Pan nam chciał udowodnić że nie i zadzwonił na Straż Miejska. Panowie przyjechali i oczywiście wyszło na nasze ale złośliwośc ludzka nie zna granic. W takich przypadkach wystarczyła by uprzejmośc ludzka czasem pomyślenie o 2 człowieku i żyło by sie przyjażnie bez szkody dla nikogo.
Agusia, tak sobie myślę po tym co napisałaś o płocie i komentarzu sąsiadki, może to po prostu zwykła zazdrość jest?
Też tak myślę a to czy Wam się w "d" poprzewracało czy nie to juz nie ich sprawa ale wiesz co mnie śmieszy ha ha że ja na ulicy wytyczam trendy mój mąz to pęka ze śmiechu. Jak się wprowadzilismy to dziadzo zrobił karmik dla dzieci i zaraz po tym sąsiad tez sobie postawił karmik. Zupełnie mnie to obeszło ot każdy może sobie karmik postawić. Na wiosnę przyjechał mój tato i z mężem wykąbinowali że zrobią piaskownice dla dzieci i taką ławeczkę pod drzewem. Za chwilę patrze sąsiad tez na taką sama piaskownicę i ławeczkę ha ha nawet się śmialismy bo chociaż mógł na inny kolor pomalowac no ale dobra. Kupilismy za kolejny rok duży stół z ławkami i krzesłami na taras. Zaraz sąsiad tez sobie kupił taki sam ha ha tak myślę że to chyba nie jakiś dziwny zbieg okoliczności. Nie będę tu wymieniac huśtawki dla dzieci i innych rzeczy ale mnie to śmieszy troche bo ja nigdy nie patrzyłam co kto ma tylko co mi jest potrzebne:)
Mamy hamak ze sklepu na "L" polecam kilka lat juz wisi i trzyma się super. Jak jeszcze nam tuje nie zagrodziły ogrodzenia to jak ktos leżał w hamaku takie głupie gadanie sąsiadów - no takim to sie powodzi. Nieważne że np charowalismy cały dzień i sobie teraz wypoczywamy, nie ważne że hamak kosztował jakieś śmieszne pieniądze tylko nam się powodzi i już. Niech i tak bedzie że nam sie powodzi ha ha
E tam...lepiej niech zazdroszcza niz mieliby zalowac:-)) Ale na powaznie rozumiem, ze to troche wkurzajace moze byc. Te ciagle gadki itp.
no nie tyle wkurzające co irytujące bo słyszeć takie rzeczy kilka razy dziennie brrr... Ja sie tam nie przejmuje- nigdy. Kiedyś jak się wprowadziliśmy to poszłam do ogrodu po rzodkiewkę i szczypiorek dla dzieci a że to było rano to dla mnie rzeczą normalna było iśc w szlafroku. Szlafrok jak szlafrok nie żaden z tych sex-si ale do ziemi taki nawet babciny bym powiedziała ale mój ulubiony bo jak do niczego innego przywiązuje się do szlafroka, kubka do kawy i takich tam ale wracam do tematu. Więc spotkałam sąsiadkę za jakiś czas i ona mi mówi że ja jestem bardzo odważna, więc ja w głowie próbuje się doszukac jakiś odważnych czynów i nic mi nie przychodzi do głowy. Więc jej mówie że nie rozumiem. Na to ona mi powiedziała że z tego powodu że ja w szlafroku po ogrodzie chodzę. Szczena mi opadła myślę sobie no jak to u siebie w ogrodzie nie mozna w szlafroku chodzić może ja jestem jakaś nie teges. Po czym sobie pomyślałam nie nie no tak nie będzie, że mi sąsiedzi będą dyktowac w czym ja mam po ogrodzie chodzić. Odpowiedziałam jej tak Kochana odważna to ja będę jak zaczne na golasa po ogrodzie latać Krzywo się na mnie sąsiedzi patrzyli że np w okresie letnim paradowałam sobie po ogrodzie w stroju kąpielowym ale ja miałam to gdzieś. Po czym tyle lat minęło i oni w szlafrokach zaczeli ganiac i strojach kąpielowych. Chyba się jakoś przełamali- że to ludzka rzecz. :)
Agusia, a z drugiej strony, co w tym złego,że komuś w tym przypadku Tobie się 'dobrze powodzi"? To chyba powinno innych ewentualnie mobilizować do skutecznego działania a nie do pyskowania. Ale ludzie są jacy są i za to powinniśmy ich kochać, choć to takie trudne cholercia:)
Pięknie Almirko to podsmowałaś :):) ja dodam Śpieszmy się kochac ludzi tak szybko odchodzą
U nas za palenie styroporow i innych temu podobnych swinstw wyksztalcony sasiad dostalby tak slony mandat ze by mu sie odechcialo. Swoja droga lisci tez nie wolno palic. Zdarza sie ze ludzie i tak pala liscie ale to sporadycznie. Normalnie na ognisko trzeba miec pozwolenie. Wyjatek takie kubly na brykietyktore mozna sobie zapalic na tarasie we wlasnym domu czy ogrodzie ale juz nie w bloku. Nie ma totamto. A ognisko w czasie upalow i suszy? To sprawa na slony mandat albo i skarge.
Ja nie graniczę z sąsiadami płot w płot. Widzisz, ja mieszkam na takim zad... u, że do najbliższego sąsiada mam jakieś 100m, za moim domem rośnie gęsty las a przed domem szczere pole. Pewnie gdybyśmy mieszkali w kupie, to doszłoby kiedyś do zatargów, ale całe szczęście tak nie jest.
Chociaż ... chociaż .. przypominam sobie, że jak byłam dzieckiem to jakieś zatargi tam były. Wtedy każdy miał małe gospodarstwo i konflikty dotyczyły przeważnie nieumyślnego narobienia szkody przez zwierzęta. Taaakk .... wtedy to jaja odchodziły niczym u Kargulów :):):)
Mieszkam na osiedlu bardzo gestym, dom przy domie. Sa u nas przepisy i kazdy sasiad sie ich trzyma.
Od poniedzialku do soboty mozna "glosno pracowac" od 7.00 do 19.00 w tym jest przerwa 13.00- 14.00 (siesta poobiednia)
W niedziele i swieta calkowity zakaz!
Sasiedzi sa pracujacy, ale kazdy znajdzie czas, zeby w dozwolonym czasie trawe sciac, drzewo pilowac itp.
Ognisk nie wolno wogole palic.
Miedzy sasiadami nie ma klotni i nieporozumien. Kazdy wie, ze jak sam chce miec spokoj to musi tez wziac wzglad na innych.
Ja mam sąsiadów spokojnych choć w bloku 15 mieszkań czasem ktoś coś powierci wiadomo, ale nie jest to aż takie uciązliwe, za to są strasznie wścibscy ci obok mnie to już wogóle niby nie starzy ludzie bo przed 40 ale ciągle przy wizjerze siedzą i obserują, kto przychodzi, kto wychodzi. Kiedyś często się spotykaliśmy ale przerwałam to bo stali się nie do wytrzymania, jak nie zamknełam drzwi od mieszkania to potrafil się władować bez pukania, potrafili przesiedzieć całe popołudnie do 1 wszej w nocy 100 razy na dzień potrafili przyjść, dzień w dzień to było strasznie męczące bo człowiek nie miał chwili spokoju, a najgorzej w święta to już wogóle siedziałaby mi w garach cały dzień! Wszystko dobrze gdybym nie skapneła jacy są naprawdę, bo przy mnie potrafiła obgadać od stóp do głów swoją koleżankę którą zna 10 lat, no i pewnie przy okazji o mnie innym też gadała jak tak przesiadywałą całe dnie, jak pilnowała innej sąsiadce mieszkanie podczas wakacji to jej córeczka całe dnie tam przesiadywała i imprezki robiła koszmar! Masakra! Teraz mam spokój ukróciłam to raz na zawsze i nie powiem żebym tęskniła!
Powiem wam, że mnie czasem tak zastanawiają takie różne ludzkie, dziwne zachowania. Mnie nigdy nie interesowało np za co sąsiad kupił sobie nowy samochód ,co zrobił i za ile ja mam gdzieś takie rzeczy a już wszelkiego plotkarstwa i obgadywania "d" nienawidzę.
Ostatnio słuchajcie syn sąsiadki lat 10 palił papierosy na balkonie jak to zobaczyliśmy z mężem byliśmy w szoku. Krótką chwilę się zastanowiłam co zrobić. Pomyslałam sobie zadzwonie do sąsiadki bo ja na palenie papierosów 10 latkowi zgody nie daję. Sąsiadka akurat była w pracy przeprosiłam ją że dzwonie i powiedziałam jej ,że postanowiłam do niej zadzwonić bo gdyby ona coś takie zobaczyła u moich dzieci to ja bym chciała o tym wiedzić. Prosto z mostu jej powiedziałam co widziałam.
Słuchajcie syn powiedział jej że papierosów nie palił tylko jego kolega a widzialiśmy 2 palących. Mieli chyba 1 papierosa bo najpierw jeden wychodził na zewnątrz brał macha po tem drugi no i ślepa nie jestem. Więc jak syn powiedział że nie palił to ja jestem wrogiem bo uprzejmie ją o tym poinformowałam i w sumie to nie wiadomo jak się zachowac czy dawac przyzwolenie na takie rzeczy i miec to gdzieś nie moje dzieci nie moja sprawa. Juz sama nie wiem , wydaje mi się że postąpiłam słusznie.
W tak mlodym wieku (dziecka) tez bym powiedziala o ile bylabym na tyle zazyla z sasiadka. Nie dzwonilabym jednak do pracy leczporozmawiala predzej spokojnie w cztery oczy. I to wszystko .- jak sprawa sie rozwinie, jakie metody zastosuje sasiadka badz jakich nie zastosuje to juz nie moja sprawa.Wiecej bym sie nie wtracila w tym wzgledzie chyba ze zostalabym zapytana przez sasiadke "czy widzialam ze znow pali" albo bym sie z nia umowila ze dam znac.
Widzisz Dorotko ja nie dzwoniłam do pracy tylko na komórke oni nie maja stacjonarnego tel. Nie wiedziałam że jest w pracy ( była sobota) powiedziała mi o tym na koniec rozmowy. Ja ja poinformowałam i tak jak piszesz dalej nie moja sprawy czy mi wierzy czy nie to jej sprawa.
Mi chodzilo tylko o to ze ja, co nie znaczy ze to jakis wyznacznik, wolalabym rozmawiac w cztery oczy. Masz zupelna racje- od wychowania sa rodzice a my jako sasiedzi, otoczenie mozemy zasygnalizowac problem. Wazne tez dla wychowania dziecka - swiadomosc ze inni sie interesuja tym co robie, ze nie jestem obojetny. Tu akurat Chlopczyk na pewno nie byl "wdzieczny" ale moze nie tak szybko siegnie po nastepnego :-))) Znowú Wasze zwyczajne ludzkie zainteresowanie moze Mu kiedys w potrzebie pomoc. Nigdy nie wiadomo.
Słusznie, słusznie i jeszcze raz słusznie. Nie ma dzieci niczyich. Każdy powinien postępować tak jak uważa za słuszne i uczciwe. Gratuluję postawy. Zapewniam Cię, że niestety nie wszyscy by się na to zdobyli, choć to żadne bohaterstwo.
Kiedys mieszkałam wraz z rodzicami w bloku - a własciwie w dwóch blokach, bo z 1 przeprowadzką. Jeszcze dziśś z obu tych bloków mogłabym wymienic liste sąsiadów z mojej klatki. Ludzie mieszkali w 1 miejscu latami i wszyscy się znali.
Od kiedy wyszłam za mąż, "przerobiłam" wiele mieszkań w różnycc miejscach i moja obserwacja jest taka:
w nowych budynkach, na tych czyściutkich oddeweloperskich osiedlach, ludzie na ogół sie nie znają w ogóle, każdy żyje swoim życiem i żadko wie, jak się nazywa sąsiad mieszkający 2 piętra wyżej. Listonosz, z którym rozmawiałam kilka dni temu, powiedział mi, że kiedy praciował na starym osiedlu, mógł zapytać sąsiada o sąsiada (którego np. nie było w domu) i zawsze ktoś coś wiedział. Teraz, kiedy roznosi listy na nowym osiedlu, ludzie - jak powiedział - "nie wiedzą, koło kogo mieszkają".
Teraz mieszkam nieco za miastem i ten wiejsko-sąsiedzki klimat duzo bardziej mi odpowiada
A tu u nas żyjemy jak jedna wielka rodzina. Każdy sąsiad to wujek, a sąsiadka - ciocia. Odwiedzamy się, pomagamy sobie. Każdy ma swój dom i wielkie podwórka, wiec remonty u sąsiadów nie są problemem. Czasem zdarzają się nieporozumienia, ale rozmowa wszystko stabilizuje.
od kupna domu poznalem 3 sasiadki. tyle....
reszta tak tylko z daleka dzien dobry. :(
ale to jest nic.....
zaraz przed hallowen zapukala do mnie pani policjantka :) ladna blondynka. i strzela zapytanie: "czy byl pan w domu 24 pazdziernika pomiedzy 9 a 15 ??".....
hmmm ja zeby weszla popatrze w kalendarz czy nie pracowalem :) (pamiec dobra lecz krotka :) )....
pytam patrzac w kalendarz co sie stalo i ze pracowalem od 9 do 16:30.
odpowiedziala ze: "ukradli telewizor na ulicy --liczba na ulicy: jakies 70 domow -- 42 calowy!!!"
ale jaja -- tak sobie pomyalelm.... przeciez to niebezpieczne ... nikt nie zwrocil uwagi, ze telewizor wyniesli w srodku dnia??? dziwne hmmmmm...
ja od roku trzymam z jedna sasiadka -- bo jak nas nie ma dluzej niz 1 dzien to jej mowie i ona ma klucze do naszego i jest zawsze w domu u siebie :)
trzeba dbac o nia skoro zerka na dom...(jedzonko czasami podam :) )
jakos dziwnie mieszkac na ulicy gdzie sie nie zna nawet 10 sasiadow z powiedzmy 60 .... tak to wyglada u mnie... :)
Ja mam super sąsiada z którym muszę dzielić podwórko (niemcy tak budowali).
Zrobił mi kiedyś awanturę, że jak on jest w kościele, to ja mu węgiel kradnę. A ja jak mama mówi, należę do dziwnych ludzi, bo jak jesteśmy w lesie to nie chcę wziąć kawałka leżącego drewna bo to nie ja go tam położyłem. Uważam, że jak czegoś gdzieś nie położyłem, to niech to leży do zawsze.
CZOS, ale piękne sformułowanie " do zawsze"-CUDO!!!
Sąsiedzi... moje doświadczenia.Kiedy byłam mała niemal wszyscy znali sie w bloku.Przeniesliśmy się do innego miasta, owszem, z racji pracy znaja się niemal wszyscy, kilka zaprzyjaźnionych rodzin, blok jednoklatkowy 44 mieszkań. Kiedy byłam chora ( różyczka w wieku 18 lat) sąsiadka przychodziła zaglądać do mnie kiedy rodzice byli w pracy.Wszyscy zamieszkali w jednym, czasie tj, 74, kupę lat, nowych rodzin akurat jak na lekarstwo.W bloku przez tyle lat tylko 3 rodziny z tego co wiem.
Los rzucił nas na "swoje" wieś znający się od pokoleń, koszmar, zanim kichniesz wszyscy wiedzą, że masz HIV. Sąsiedzi patrzą tylko aby coś Ci podprowadzić z podwórka i prześcigają się w super historiach. Jęsli coś sobie sprawiłeś to musiałeś ukraść bo z czego?
Kupiłam mieszkanie, większość w klatce mieszkała od początku zasiedlenia czyli od lat 50.Sympatyczni, spokojni ludzie. Z tego co się dowiedziałam miałam dobrą opinię. Super się mieszkało mimo animowości.
Teraz mieszkam........... wiem,że na przeciwko mieszka małżeństwo z małym dzieckiem, nade mna małżeństwo z małym dzieckiem, bo......... cóż słyszę, no i chyba nie bardzo jeszcze wsiąkli w "miastowy" system życia. Co mnie zaskakuje, dzieci i młodzież mówi w klatce czy w windzie " dzień dobry" i " do widzenia", dorośli nie wszyscy.
Ale jak zagadasz całkiem sympatycznie się rozmawia i nigdy nie spotkałam się,żeby ktoś nie zaczekał z windą jeśli widział,że ktoś wchodzi do klatki. Natomiast nie ma tego co u moich rodziców, gdzie sąsiedzi się odwiedzają.