Wracam z pracy...i patrzę...jak zwykle na stole kuchennym placki,kleksy,okruchy nie wspominając o reszcie.Walczyłam z tym jakiś czas temu,ale daję sobie spokój bo "wszyscy zajęci".Stół kuchenny mam z tej samej płyty co blat kuchenny,ale jeśli go nie umyję na mokro i nie zetrę suchą ścierką to po prostu nie wygląda jak trzeba.5 osób w domu i nikt nie brudzi!Strasznie mnie to denerwuje...macie podobnie?
Mnie bałagan już dawno nie denerwuje, bo zwracanie uwagi moim facetom, to jak rzucanie grochem o ścianę. Ale jest coś, na co normalnie krew mnie zalewa. Mianowicie, pętanie mi się koło ogona podczas nakładania obiadu! Dopóki się krzątam i gotuję to ni cholery nie ma nikogo, co by zapytac czy nie pomóc. Jak tylko usłyszą (swoją drogą nie wiem jak to sie dzieje, bo dom duży i każdy u siebie na górze, a ja na dole w garach!), że wyciągam talerze, to ruch w kuchni jak w supermarkecie przed świętami. Pytam " po co tu stoicie?"- to głupie miny i wychodzą, ledwie sięgam po następny talerz, żeby nałożyć znów cztery pyski obok mnie! No nie rozumiem! Czego oni pilnują? Przecież jak już ugotowałam, to się podzielę, nie? Lata mijają, ja w kółko to samo, a i tak podczas każdego obiadu, śniadania czy kolacji cztery sępy nade mną. Aż załuję, że nie mam w kuchni drzwi, a w dodatku na klucz, otwierałabym jak wszystko wjechałoby na stół. Uff, to se poskarżyłam;)
hehehe...u mnie w kuchni samoobsługa...może przez to jest"bałaganik".Ugotowane i każdy sobie nakłada lub nalewa...nie lubię jak jedzenie na talerzu a do talerza nie ma nikogo,a na śniadanie zrobię herbatę a ona nie wypita...Ja pracuję i szkoda mi czasu na usługiwanie rodzince,a wszyscy "pełnosprytni"...
Weź zamontuj te drzwi w kuchni, ale takie z okienkiem do wydawania posiłków i koniecznie dzwonek.... będziesz miała spokój. Już słyszę jak wołasz: leeeeniweeee raz proooszęęę!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nieee ... to chyba głupi pomysł .... rozlezą Ci się z tymi talerzami po całej chałupie i dopiero będzie amabaras
Ależ kochana, rozłażenie się po domu z talerzami, filiżankami,łyżeczkami, szklaneczkami,itp., mamy już za sobą-100 czy 300 awanturek, nie pamiętam nawet.
Wszystko się skończyło jak po operacji kręgosłupa zabronili mi łazić po schodach, po trzech dniach połowa naczyń stała na górze i nie miał mężulo w czym kawki porannej wypić;) Oj, w życiu nie widziałam, żeby chłopcy tak szybko zmywarkę zapakowali jak pod czujnym okiem tatusia
czasami tata dużo może ... szkoda, że tylko czasami
Ja tak nieraz się zastanawiam jakby mnie nie było, to kogo pierwszego ruszyłby bałagan. Zakładam nawet wersję, że prędzej by się pozabijali niż go uprzątnęli, albo zmieniliby lokal.
Ja sie też tak zastanawiałam. 2 miesiące temu uszkodziłam sobie kręgosłup nie mogłam nic robić początkowo nawet chodzić. Mąż chciał nie chciał musiał przejąć moje obowiązki. Starał się chłopina bardzo ale ja miałam śmiechu trochę . Gotował kapuśniak, który oczywiście bardzo zachwalałam ( w smaku nie powiem ,że był bardzo dobry ale był naprawdę dobry jak na 1 w życiu kapuśniak). Więc kapuśniak był w rezultacie kapustą z niewielką ilościa wody i 2 kosteczkami ziemniaczka hihi. Prasowanie wyglądało tak, że ja leżałam na łózku i dawałam mu instrukcje co i jak. Myślałam, że najgorsze to wyprasować a tu się okazuje, że nie że z tym problemu nawet nie miał większego ale póżniej to powkładac do szafek. Córki lat 9 bluzki póżniej jak wyzdrowiałam były u mnie w szace, moje u córki nie wiem czy hmm.. to był taki komplement hihi czy jak. Skarpety, majtki dzieci oczywiście wszystko pomieszane. Spisywal się dzielnie i nieumiejętnośc pewnych rzeczy wynika u nas z tego, że jakoś naturalnie podzieliliśmy się obowiązkami ja np prasuję i gotuję, Mąż zmywa gary wieczorkiem i nie powiem na codzień to pożytek z niego mam tylko ooooo to mnie denerwuje że sam się nie domyśli że to czy tamto trzeba zrobić wszystko trzeba mu mówić i to mnie denerwuje bo po tylu latach małżeństwa to jakiś 6 zmysł mógłby mu się włączyć.
Że też my kobiety, tak rzadko wyjeżdżamy w delegacje! Jak moi się sprawują miałam okazje kilkakrotnie się przekonać i wiem, że zawsze, ale to zawsze sprzątaja na chwilę przed moim powrotem skądkolwiek. Ale dopóki jak wracam jest czysto, dopóty dość obojętne mi jest, jak się mają podłogi w czasie mojej nieobecności, która zadecydowanie za rzadko się zdarza
U mnie też naczynia się rozpełzają po mieszkaniu. i nie mają tendencji powrotnej. Ale jak mnie nie ma w domu przez kilka dni to sytuacja jest opanowana - przynajmniej jak wracam. szkoda tylko, że tylko wtedy...
U mnie też tak było ale teraz chłopaki na 'swoim" jak przychodzą na "niedzielne obiadki" to ja siedzę a synowe, podają i do zmywarki wkładaja, początkowo się nie mogłam do tego przyzwyczaić ale teraz to mi nawet fajnie..teraz tylko mąż pokrywkami strzela jak z pracy wraca:)) Nie denerwuj się, bo kiedyś Ci tego będzie brakowało:))
Oooo, z łyżeczkami to samo, znikają w czeluściach ich pokoi jak kamfora! Ostatnio zrobiłam syneczkowi kakao, a obok kubka połozyłam chochelkę i kazałam zamieszać, bo łyżeczki jego zdaniem "giną" w zmywarce(????), a jak pytam jakim cudem, to słyszę, że w naszym magicznym domu wszystko sie zdarzyć moze...... to chochelka też;)
U mnie też znikały łyżeczki parę lat wcześniej jak dzieci były małe iii okazało się , że są wyrzucane razem z kubeczkami od jogurtów . Córcia mówiła , że to tak automatycznie i nie pomyslała nawet.
Też tak miałam.Moja córcia też wyrzucała z kubeczkami po jogurcie.Trzy lata temu wyjechała na studia do innego miasta i mam spokój,bo jak wpada do domu,jogurtu nie kupuję..Ale jej problem się nie skończył,bo bardzo chętnie przyjmuje łyżeczki w prezencie.
Pamiętam kiedyś wyrzuciliśmy pudełko od pizzy z naszym ulubionym nożem. Przeszukaliśmy cały dom i jedyne co nam przyszło do głowy to właśnie skojarzenie z pizzą. Było to gdzieś po 2 tygodniach od zjedzenia pizzy. Ja biedna tak się użalałam nad moim nożem, że mąż jeszcze biedniejszy pół kosza śmieci musiał wywalić aby znaleźć to pudełko. Hi Hi czego się nie robi dla kobiety
Powiem szczerze,że ja już nie raz musiałam szukać czegos,co wyrzuciłam do kosza.Tylko muszę się w miarę szybko zorientować,bo z mojej posesji śmieci są zabierane raz w tygodniu.
Jak mieszkałam jeszcze u rodziców wyrzuciłam podczas sprzątania do kosza swój dowód osobisty. Dobrze, że do tego doszłam zanim brat wyszedł na śmietnik.
Na to moge poradzic obejrzenie polskiego filmu "Mis" gdzie pieknie pokazane jest, jak uchronic sie przed stratami sztuccow.. tu akurat w barze..ale pomysl mozna powielic ;))))))
Ja wdomu gotuję i mnie wkurza jak mi mama zagląda do garów, albo w porze obiadowej ( jakby nie miała czasu ), musi korzyatać ze stołu, zlewu lub czego innego w kuchni. Jak gotuję, bo mnie wkurzało codzienne pytanie co dzisiaj gotujemy. Teraz tego problemu nie ma i jaest stale coś nowego na stole.
Zastanawiam się co mnie wkurza hyyym . W kuchni mam taka dużą wyspę jak mąż przychodzi z pracy to mi kładzie na nią wszystko jak przychodzi z pracy łacznie ze swoim dużym plecakiem i to mnie wkurza jak cholera szczególnie jak jest weekend i jego plecak leży na środku blatu w kuchni, jakby cholera nie mógł tego na przedpokoju albo gdzieś w kącie zostawić. Wkurza mnie ,że zamiast na przedpokoju to np ściąga swetr i wiesza go na krześle przy stole w kuchni. Burzy to mój świety spokój i pojęcie o ładzie i porządku. Najbardziej wkurza mnie chyba to, że moje skarby choć mają po kilka kompletów swoich nożyczek to zawsze wywleką mi gdzieś moje kochane kuchenne i w chwili kiedy je najbardziej potrzebuje oczywiście nikt ich nie wziął nie ma i nożyczki zapadają się pod ziemię brrr... złość ponoć piękności szkodzi :P
Mój mąż lubi gotować,ale najbardziej denerwowało mnie,jak potrawy ,które ja gotowałam,on przyprawiał,cos tam jeszcze dokładał do garnka.Dostawałam białej gorączki.Na szczęście dał się oduczyć.Teraz jak on gotuje,ja się nie wtrącam ,a on się nie wtraca jak ja gotuję.
Mnie też najbardziej wkurzało, kiedy mój mąż doprawiał moje potrawy. Teraz na szczęście już tego nie robi, bo raz ja doprawiłam po swojemu żurek, który on gotował. Do dziś mi wypomina, że "tamten żurek był za kwaśny". Ale rozwiązaniem jest to, że ja już żurku nie gotuję, a mąż doszedł do perfekcji. To samo z kilkoma innymi potrawami - on gotuje - ja się nie wtrącam i na odwrót. chociaż potrafi czasem wejść do kuchni i zapytać: "Co gotujesz?" - po czym odchyla pokrywkę nie czekając na odpowiedź. Takie zaglądanie do garnków też jest irytujące.
Mnie najbardziej denerwuje to, że nikt nie odkłada na miejsce jak coś skądś bierze. W domu tylko ja sprzątam (mea culpa, mea culpa), lubię jak wszystko jest na swoim miejscu - jestem wtedy spokojniejsza jakoś. Niestety tylko ja tak mam. Reszcie domowników bajzel odpowiada.
Z całą pewnością nie jestem pedantką,mieszkanie nie musi być sterylne, ale taki nie wytarty "do sucha" zlewozmywak w kuchni doprowadza mnie do szału. No wiecie, ktoś coś tam opłucze, spłucze, zakręci wodę i sobie idzie i zostawia taki cały zachlapany zlew... a jeszcze gorzej gdy na dodatek z mokrymi rękoma lub naczyniami od niego odchodzi i tak mi chlapie po całej podłodzse... A jak się odezwę (a przemilczeć to ja nie potrafię), to jeszcze słyszę "no nie przesadzaj o parę kropli wody wielkie HALO" W takich momentach budzi się we mnie instynkt mordercy
Zdecydowanie nie tylko u Ciebie ;), że zacytuję mojego męża "po co to sprzątać jak zaraz i tak sie nabrudzi". Musze mu mówić odłóż spodnie "do szafy" bo jak mówię " odłuż na swoje miejsce" to leżą pod szafą :/
A ja sie najbardziej wkurzam, jak grzeje zupe. Najdrozszy stoi nade mna i mowi:jeszcze, jeszcze... bo jeszcze zimna.. Parować musi na cala kuchie..Wlewam ja pozniej do talerza.. i ona pozniej, ta zupa, w tym talerzu stygnie... bo jest za goraca...wrrrrr A jezeli chodzi o porzadek.. Sama generalnie jestem balaganiara... Wiec sie za specjalnie nie denerwuje... Ale nie nienawidzilam po calym mieszkaniu talerzy i szklanek szukac, wiec po przeprowadzce - jemy tylko i wylacznie w jadalni.. Ewentualnie w salonie (dwa kroki dalej) i wszystkie talerze, nawet jak nie odniesione do zlewu, sa na widoku..-w sensie, nie trzeba za nimi latac po calym mieszkaniu :)
Ja też jestem bałaganiarą. to znaczy staram sie trzymać ład, ale proces sprzątania ..Ani za mna ani przede mną. Ale wkurzają mnie brudne szklanki - u mnie muszą być wyszorowane do blasku. a nie tylko wypłukane. Dobrze, że teraz zmywarka robi to za mnie
Przy całym bałaganiarstwie - w szafkach z naczyniami muszę mieć porządek - wszystko ma swoje miejsce - talerze, kubki, szklanki, sztućce. Moja teściowa - z jednej strony pedantka - jak przyjeżdża wszystko ustawia jak leci - talerze głebokie miesza z płytkimi, szklanki stawia na miejscu kubków...a mnie aż trafia...
Tez denerwuje mnie balagan w kuchni, zwlaszcza zrobiony nie przeze mnie - najgorsze sa dla mnie plamy po porannej kawie - wystarczy przetrzec, kiedy sa swieze mokre, potem to juz trzeba szorowac:/ Ale kto by przecieral... Tak samo jest z kropami wokol zlewu i na podlodze czy korytarzu:( Aha, i pokrywa od kosza na smieci. Nie wiem, jak oni to robia, ale ciagle jest brudna - okropnie to wyglada.
Z rzeczy zrobionych przeze mnie to okruchy i jakies resztki z roznych rzeczy na podlodze - luski cebuli, ziarna, itd. Nie lubie, jak po czyms takim deptam.
Nie lubie tez niepotrzebnego chodzenia czlonkow rodziny po kuchni, zwlaszcza kiedy robie cos nowego czy trudnego - denerwuje sie wtedy efektem.
Do niemilych rzeczy w kuchni nalezy tez sytuacja, kiedy robie sobie zaplanowana potrawe, cos lubianego, itd. i ide po skladnik, ktory jest konieczny do jej wykonania swiecie przekonana, ze sa jeszcze 2 puszki. I co sie okazuje? Ze nie ma ani jednej puszki (buuu...). Zawsze nalezy wczesniej sprawdzic wszystkie skladniki, zwlaszcze te, ktore 'na pewno sa w domu'.
Oczywiscie denerwuje mnie w kuchni nieudany efekt zabiegow kulinarnych, Zwlaszcza, jesli 'nastawie sie' na cos, naszykuje, naszukam w sklepach skladnikow, nagimnastykuje przygotowywujac, a efekt koncowy fatalny. Do uczuc negatywnych nalezy tez rozczarowanie zachwalanym przepisem czy wspanialym zdjeciem potrawy.
A poza tym, to wkurzam sie nieraz na sama siebie, ze sobie za duzo w kuchni naplanuje, a potem nie dosc, ze nie wszystko wykonam, to jeszcze chodze zmeczona i tylko myje sterty garnkow. Ale mysle, ze nie tylko ja tak mam...
Ja nie cierpie jak maz cos sobie upichci albo sprzata po obiedzie ze stolu. On wszystko zanosi do kuchni i wstawia do zlewu. Nie umyje tylko pietrzy wszystko w nieskonczonosc. Potem znajduje gary zakryte talerzami, kubki ociekajace zupa albo co gorsza stojace w tlustej patelni. Jak chce to pozmywac to musze wszystko powystawiac bo inaczej mam kuchnie zalana. Do tego moge wypucowac kuchnie ze az blyszczy a przyjedzie ktos, postawi kubek, cos rozleje. Ostatnio otwarlam szafke (w ktorej robilam przeglad i przy okazji porzadek) i wysypaly mi sie pod nogi chipsy, przy okazji zahaczajac o kilka polek. Myslalam ze zaczne mordowac. Nie lubie tez jak ktos mi sie kreci pod nogami, pogania. A jak robie tort to juz najlepiej jak nikogo w kuchni nie ma. To moje krolestwo i jak tam rzadze - chlopy do garazu (przynajmniej w mojej rodzinie). ;))))
Ja jestem dość "duży (197 + 120 kg) Kuchnia jest malutka, więc sama moja obecność wystarcza aby się w niej "przelewało". Każda inna osoba jest intruzem. Zwłaszcza jak ci stanie w progu i dogaduje, że ONA by to zrobiła inaczej
Też tego nie cierpię! Brat mojego męża, który potrzebuje zabrać z lodówki 6 jajek, zeby zrobić jajecznicę z 3 (resztę gubi po drodze lub wybija obok patelni) zawsze jak sie u nas pojawi a ja coś gotuję udziela mi wskazówek jak powinnam to poprawić. Kiedyś zginie przez to :D
Mam chęć pogryźć ( i gryzę, czasem) za porozkładane po kątach szklanki i kubki. Za wynoszenie łyzeczek. Na wynoszone kuchenne ścierki, szmatki, miotły- porozwalane po całym domu i nigdy nie odniesione na miejsce. Podobnie- za wycieranie stołu w jadalni kuchenną szmatką- i na odwrót- za przynoszenie do kuchni i wycieranie tłustych kuchennych blatów, szmatką do mebli, do okien, czy szmatką "łazienkową"
Nie cierpię, jak cos gotuję a luby, z nóżki na nóżkę, spaceruje mi w moim ciągu komunikacyjnym, bo np chciał sobie wyjrzeć przez okno pobserwować wróbelki na balkonie, a mi w 4 garnkach kipi i kursuję miedzy lodówką, kuchenką , a zlewem. Czasem nawet uzywam bardzo brzydkich wyrazów, w takich sytuacjach.
Nie znoszę, jak mi zagląda w garnki, a łapy mam chęć poprzetrącać, jak coś dodaje, bo mam silnie zakorzenieony lęk ( hi), ze to na pewno będą gluty :P
Bardzo nie lubię, jak mi dogaduje, jak coś mam zrobić, szczególnie, ze jego mądrości sprowadzają się do " jak nie dodasz więcej tłuszczu, to Ci się spali"
Nie lubię, jak coś próbuje, zanim jest gotowe.
Nie znoszę, jak mi przynosi albo skupuje jakies nowe przydasie, albo wyposażenie- bo nie mam juz pojęcia, co z tym robić.
Dla mnie to trochę dziwne. Pamiętam, jak Mama wręcz kazała mi śledzić częstkowe efekty smakowe jej pracy w kuchni, a ja nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. Co dziwniejsze, że dziś sam mam ten nawyk, katuję innych dając im do próbowania nieskończone jeszcze potrawy. Nie wszystkim to odpowiada.
A sypałeś Mamie sól do nieskończonej jeszcze potrawy? Bez pytania? Albo sugerowałes że 1/5 ząbka czosnku by się jeszcze przydała? Albo majeranku na końcu paznokcia? Albo wyjadałeś surowe ciasto a potem ględziłes, jak Cię strasznie brzuch boli? Albo dodawałeś sosu sojowego ( bez pytania) i sprawiałeś, że cała potrawa nabierała koloru ścierki do podłogi?
Mnie strasznie wkurza jak mój mąż zabiera sie do robienia frytek, obrane i umyte ziemniaki wyciera do sucha moją czyściuteńką scierką, najczęściej tą ktorą ja wycieram szkło i talerze, a ręczniki papierowe stoja 10 cm od niego! wrrrrrrrrrrrr
Właśnie zajrzałam do lodówki...i wiem co mnie jeszcze denerwuje w kuchni!Męż kończąc dżem lub sałatkę opróżniony słoik wstawia do lodówki i na dodatek zgrywa się ze mnie mówiąc, że jest czyściej(czy bardziej czysto?) w kuchni....To lodówka,a nie zmywarka-mówię któryś raz z kolei(zmywarki nie mam).Jednak zwyczaj męża trwa latami i czasem mnie śmieszy a czasem złości.
Moja mama potrafi sprzątając wstawić czysty słoik do lodówki, żeby nie stał na szafce. A połowa rzeczy podczas sprzątania jedynie zmienia miejsce położenia.
OOO..No u mnie bylo to samo..Ale wzielam sie na sposob - jak szlam za zakupy, sprawdzalam co mam kupic- i jak widzialam jakies opakowanie po czymkolwiek(w lodowce czy w szafce, nawet jak bylo puste)- to skreslalam to z listy.. Kilka razy nie kupilam czegos, na co czekal Najdrozszy i teraz juz sie bardziel pilnuje i puste opakowania wyrzuca do kosza.... A tych pustych ja nie tykalam... Dopoki stalo na polce puste opakowanie, ja z uporem maniaka skreslalam te rzecz z listy zakupow... Troche to trwalo zanim Najdrozszy pojal (hihi), ale jest zdecydowanie lepiej!
Mnie również wkurza kiedy moi panowie zużywają niezliczoną ilość szklanek, co rusz to w nowej herbatka, soczek. No i jeszcze wynoszą je do swojego pokoju i gdzie by tam im przyszło na myśl zwrócić je do kuchni. Dopiero jak zmywam naczynia to wrzeszczę i... pomaga, wtedy znoszą je biegiem:) No i jeszcze kredens... nie umiem tego zrozumieć jak można nie trafić łyżeczką cukru do kubka...(ja nie słodze) zawsze tam gdzie robimy herbate jest zapaćkany blat, cukrem albo wylaną herbatą hm aaaa no i jeszcze jedno sobie przypomniałam, np. napoczynają pomidorka czy paprykę świerzą, dziś na kolację... oczywiście część zostaje w lodówce a na następną kolację zamiast je wykorzystać to bierze się nowe...bo... te już obeschły hm Ech... byle byśmy tylko zdrowi byli hahaha
Historia ta wydarzyła się całkiem dawno, bo kilkanaście lat temu. Mój syn nie bardzo garnął się do robienia porządków w swoim pokoju, bo jak twierdził jego pokój jego bałagan. Nie pomagały groźby ani prośby. Mąż zabronił mi zabierania czegokolwiek z jego pokoju ( m.in. talerzy, sztućców) a już broń boże sprzątania. Wymyślił bardzo skuteczną metodę. Kupił ser "Harceński" zjadł go , a papier wrzucił synowi za tapczan, czyli do śmietnika, bo syn sam tam wrzucał jakieś papiery itd itp. Czekaliśmy. Wrócił ze szkoły, burknął pod nosem że w domu strasznie capi i to niby od nas bo bąki puszczamy. Odpowiedziałam, że to z jego pokoju, z tych brudów jakie tam ma. Opowiadał później jak położył się na tapczanie, jak wąchał ręce, skarpety. Sprzątał pokój i wszystko wąchał. Trwało to kilka godzin. Nigdy przedtem, ani potem nie wypucował pokoju jak wtedy. Znalazł. Wszedł do nas i pokazując papier powiedział -to Wasza robota Tak nasza, ale ten papier tak na niego zadziałał, że dzisiaj syn to pedant. Zwraca mi uwagę że coś tam nie domyłam i to jest blee. Teraz mieszka u siebie i to on jest tym główno dowodzącym od sprzątania.I pomyśleć...ile może zdziałać papier od serka "Harceńskiego" hihiiiiiiii....
Zapomniałam napisać co mnie wkurza w kuchni, ano mój mąż. Odchudza się i do wszystkiego się wtrąca. - po co? - dla kogo? - dlaczego aż tyle? - tylko nie rób za dużo! - przecież wiesz, że się odchudzam.... A ostatnio - mogłabyś też pomyśleć o odchudzaniu Wrrrr Niedawno usłyszałam taki tekst - wiesz co raz gorzej gotujesz Jak to dłużej potrwa zabiję go
Skoro się odchudza, a Ty coraz gorzej gotujesz to może przez tydzień lub dwa zmniejsz ilość tego co gotujesz o jedną porcję. Gwarantuję, że szybko sie okarze, że gotujesz najlepiej na świecie
A facet który w trakcie generalnego sprzątania zamiast pomóc zastanawia się głośno stojąc w newralgicznym punkcie "po co sprątać koro i tak sie zaraz ubrudzi?", a po zakończeniu sprzatania rzuca swoje spodnie pomiędzy szafę a łóżko i z szelmowskim uśmiechem mówi "a nie mówiłem?" Wrrrrrrrrrrrrrr
Chociaż jak sie zastanowię to facet na diecie jest chyba jednak gorszy, w koncu "generalne porządki" nie są codzień, a dieta trochę trwa
Użytkownik aggusia35 napisał w wiadomości: > albo go porwiemy i będziemu mu podawać sucharki i wodę hi hi za > tęskni za Twim gotowaniem
Aggusiu, wcale się tymi jego uwagami dotyczącymi mojego odchudzania nie przejęłam. Ja ważę 70 kg i 168 cm wzrostu a on 103 kg( 15 schudł) i 184 cm. Już niedługo święta i niech tylko coś powie o ulubionych rybkach. Przypomnę mu co powiedział.
Ja jeszcze niedawno miałam ten sam problem, ale od pół roku mam nową wyremontowaną kuchnie i teraz tylko bałagan , który zostawiają mąż i synowie ,doprowadza mnie do szału!
Mając chwilkę czasu prześledziłam stary wątek, a to z powodu,że się dziś wkurzyłam w kuchni sama na siebie Poranek zaczęłam od porządków(i kawy oczywiście) i na prośbę synka zrobiłam kluski łyżką kładzione.Kluski się gotowały,a na drugim palniku kompot,a ja żeby nie tracić czasu wyjmowalam wszystko z lodówki,żeby przetrzeć półki.Kluski "uciekły" na płytę kuchenną a ja wydałam gromki okrzyk:"cholera!!!(to nie przekleństwo-prawda?).W czasie gdy łowiłam kluski "uciekł"kompot!!!!! No i masz!- Chciała szybciej,a wyszło wolniej-przecież masz czas i nigdzie się nie śpieszysz...-stwierdził synek.No tak-racja...Ale jak tu się nie wkurzyć,gdy na świeżo umytą kuchnię "ucieka" krochmal w połączeniu z kompotem?
Wracam z pracy...i patrzę...jak zwykle na stole kuchennym placki,kleksy,okruchy nie wspominając o reszcie.Walczyłam z tym jakiś czas temu,ale daję sobie spokój bo "wszyscy zajęci".Stół kuchenny mam z tej samej płyty co blat kuchenny,ale jeśli go nie umyję na mokro i nie zetrę suchą ścierką to po prostu nie wygląda jak trzeba.5 osób w domu i nikt nie brudzi!Strasznie mnie to denerwuje...macie podobnie?
Mnie bałagan już dawno nie denerwuje, bo zwracanie uwagi moim facetom, to jak rzucanie grochem o ścianę. Ale jest coś, na co normalnie krew mnie zalewa. Mianowicie, pętanie mi się koło ogona podczas nakładania obiadu! Dopóki się krzątam i gotuję to ni cholery nie ma nikogo, co by zapytac czy nie pomóc. Jak tylko usłyszą (swoją drogą nie wiem jak to sie dzieje, bo dom duży i każdy u siebie na górze, a ja na dole w garach!), że wyciągam talerze, to ruch w kuchni jak w supermarkecie przed świętami. Pytam " po co tu stoicie?"- to głupie miny i wychodzą, ledwie sięgam po następny talerz, żeby nałożyć znów cztery pyski obok mnie! No nie rozumiem! Czego oni pilnują? Przecież jak już ugotowałam, to się podzielę, nie? Lata mijają, ja w kółko to samo, a i tak podczas każdego obiadu, śniadania czy kolacji cztery sępy nade mną. Aż załuję, że nie mam w kuchni drzwi, a w dodatku na klucz, otwierałabym jak wszystko wjechałoby na stół. Uff, to se poskarżyłam;)
hehehe...u mnie w kuchni samoobsługa...może przez to jest"bałaganik".Ugotowane i każdy sobie nakłada lub nalewa...nie lubię jak jedzenie na talerzu a do talerza nie ma nikogo,a na śniadanie zrobię herbatę a ona nie wypita...Ja pracuję i szkoda mi czasu na usługiwanie rodzince,a wszyscy "pełnosprytni"...
He he Almira to jak już stoją to im dawaj te laterze niech noszą a co będa tak stać :P
To też daje, ale może za wolno? Diabli wiedzą. Nawet Sherlock Holmes by zgłupiał przy nich, a cóż dopiero ja biedny agent Tomek w spódnicy;)
Weź zamontuj te drzwi w kuchni, ale takie z okienkiem do wydawania posiłków i koniecznie dzwonek.... będziesz miała spokój.

Już słyszę jak wołasz: leeeeniweeee raz proooszęęę!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nieee ... to chyba głupi pomysł .... rozlezą Ci się z tymi talerzami po całej chałupie i dopiero będzie amabaras
Ależ kochana, rozłażenie się po domu z talerzami, filiżankami,łyżeczkami, szklaneczkami,itp., mamy już za sobą-100 czy 300 awanturek, nie pamiętam nawet.
Ja tak nieraz się zastanawiam jakby mnie nie było, to kogo pierwszego ruszyłby bałagan. Zakładam nawet wersję, że prędzej by się pozabijali niż go uprzątnęli, albo zmieniliby lokal.
Ja sie też tak zastanawiałam. 2 miesiące temu uszkodziłam sobie kręgosłup nie mogłam nic robić początkowo nawet chodzić. Mąż chciał nie chciał musiał przejąć moje obowiązki. Starał się chłopina bardzo ale ja miałam śmiechu trochę . Gotował kapuśniak, który oczywiście bardzo zachwalałam ( w smaku nie powiem ,że był bardzo dobry ale był naprawdę dobry jak na 1 w życiu kapuśniak). Więc kapuśniak był w rezultacie kapustą z niewielką ilościa wody i 2 kosteczkami ziemniaczka hihi. Prasowanie wyglądało tak, że ja leżałam na łózku i dawałam mu instrukcje co i jak. Myślałam, że najgorsze to wyprasować a tu się okazuje, że nie że z tym problemu nawet nie miał większego ale póżniej to powkładac do szafek. Córki lat 9 bluzki póżniej jak wyzdrowiałam były u mnie w szace, moje u córki nie wiem czy hmm.. to był taki komplement hihi czy jak. Skarpety, majtki dzieci oczywiście wszystko pomieszane. Spisywal się dzielnie i nieumiejętnośc pewnych rzeczy wynika u nas z tego, że jakoś naturalnie podzieliliśmy się obowiązkami ja np prasuję i gotuję, Mąż zmywa gary wieczorkiem i nie powiem na codzień to pożytek z niego mam tylko ooooo to mnie denerwuje że sam się nie domyśli że to czy tamto trzeba zrobić wszystko trzeba mu mówić i to mnie denerwuje bo po tylu latach małżeństwa to jakiś 6 zmysł mógłby mu się włączyć.
Że też my kobiety, tak rzadko wyjeżdżamy w delegacje! Jak moi się sprawują miałam okazje kilkakrotnie się przekonać i wiem, że zawsze, ale to zawsze sprzątaja na chwilę przed moim powrotem skądkolwiek. Ale dopóki jak wracam jest czysto, dopóty dość obojętne mi jest, jak się mają podłogi w czasie mojej nieobecności, która zadecydowanie za rzadko się zdarza
U mnie też naczynia się rozpełzają po mieszkaniu. i nie mają tendencji powrotnej.
Ale jak mnie nie ma w domu przez kilka dni to sytuacja jest opanowana - przynajmniej jak wracam. szkoda tylko, że tylko wtedy...
U mnie też tak było ale teraz chłopaki na 'swoim" jak przychodzą na "niedzielne obiadki" to ja siedzę a synowe, podają i do zmywarki wkładaja, początkowo się nie mogłam do tego przyzwyczaić ale teraz to mi nawet fajnie..teraz tylko mąż pokrywkami strzela jak z pracy wraca:)) Nie denerwuj się, bo kiedyś Ci tego będzie brakowało:))
mnie doprowadza do szewskiej syn...wynosi lyzeczki do herbaty ktore potem chyba rozpuszczaja sie w powietrzu bo twierdzii ze nie ma w pokoju...
Oooo, z łyżeczkami to samo, znikają w czeluściach ich pokoi jak kamfora! Ostatnio zrobiłam syneczkowi kakao, a obok kubka połozyłam chochelkę i kazałam zamieszać, bo łyżeczki jego zdaniem "giną" w zmywarce(????), a jak pytam jakim cudem, to słyszę, że w naszym magicznym domu wszystko sie zdarzyć moze...... to chochelka też;)
U mnie też znikały łyżeczki parę lat wcześniej jak dzieci były małe iii okazało się , że są wyrzucane razem z kubeczkami od jogurtów . Córcia mówiła , że to tak automatycznie i nie pomyslała nawet.
Hi Hi Hi witam w klubie przy 2 maluchów w ten sposób pozbyłam się 2 kompletów łyzeczek
Też tak miałam.Moja córcia też wyrzucała z kubeczkami po jogurcie.Trzy lata temu wyjechała na studia do innego miasta i mam spokój,bo jak wpada do domu,jogurtu nie kupuję..Ale jej problem się nie skończył,bo bardzo chętnie przyjmuje łyżeczki w prezencie.
Pamiętam kiedyś wyrzuciliśmy pudełko od pizzy z naszym ulubionym nożem. Przeszukaliśmy cały dom i jedyne co nam przyszło do głowy to właśnie skojarzenie z pizzą. Było to gdzieś po 2 tygodniach od zjedzenia pizzy. Ja biedna tak się użalałam nad moim nożem, że mąż jeszcze biedniejszy pół kosza śmieci musiał wywalić aby znaleźć to pudełko. Hi Hi czego się nie robi dla kobiety
Powiem szczerze,że ja już nie raz musiałam szukać czegos,co wyrzuciłam do kosza.Tylko muszę się w miarę szybko zorientować,bo z mojej posesji śmieci są zabierane raz w tygodniu.
Jak mieszkałam jeszcze u rodziców wyrzuciłam podczas sprzątania do kosza swój dowód osobisty. Dobrze, że do tego doszłam zanim brat wyszedł na śmietnik.
Całe szczęście, żę ja nie sprzątam. Pewnie dlatego wszystko co mi potrzebne i niepotrzebne mam.
Na to moge poradzic obejrzenie polskiego filmu "Mis" gdzie pieknie pokazane jest, jak uchronic sie przed stratami sztuccow.. tu akurat w barze..ale pomysl mozna powielic ;))))))
I Tak zrobię! Swietny pomysł Glumando:)
a mnie wkurza, ze sa zawsze gary do mycia..same sie nie chca zmyc...
Ja wdomu gotuję i mnie wkurza jak mi mama zagląda do garów, albo w porze obiadowej ( jakby nie miała czasu ), musi korzyatać ze stołu, zlewu lub czego innego w kuchni. Jak gotuję, bo mnie wkurzało codzienne pytanie co dzisiaj gotujemy. Teraz tego problemu nie ma i jaest stale coś nowego na stole.
Zastanawiam się co mnie wkurza hyyym . W kuchni mam taka dużą wyspę jak mąż przychodzi z pracy to mi kładzie na nią wszystko jak przychodzi z pracy łacznie ze swoim dużym plecakiem i to mnie wkurza jak cholera szczególnie jak jest weekend i jego plecak leży na środku blatu w kuchni, jakby cholera nie mógł tego na przedpokoju albo gdzieś w kącie zostawić. Wkurza mnie ,że zamiast na przedpokoju to np ściąga swetr i wiesza go na krześle przy stole w kuchni.
Burzy to mój świety spokój i pojęcie o ładzie i porządku. Najbardziej wkurza mnie chyba to, że moje skarby choć mają po kilka kompletów swoich nożyczek to zawsze wywleką mi gdzieś moje kochane kuchenne i w chwili kiedy je najbardziej potrzebuje oczywiście nikt ich nie wziął nie ma i nożyczki zapadają się pod ziemię brrr... złość ponoć piękności szkodzi :P
Mój mąż lubi gotować,ale najbardziej denerwowało mnie,jak potrawy ,które ja gotowałam,on przyprawiał,cos tam jeszcze dokładał do garnka.Dostawałam białej gorączki.Na szczęście dał się oduczyć.Teraz jak on gotuje,ja się nie wtrącam ,a on się nie wtraca jak ja gotuję.
Mnie też najbardziej wkurzało, kiedy mój mąż doprawiał moje potrawy. Teraz na szczęście już tego nie robi, bo raz ja doprawiłam po swojemu żurek, który on gotował. Do dziś mi wypomina, że "tamten żurek był za kwaśny". Ale rozwiązaniem jest to, że ja już żurku nie gotuję, a mąż doszedł do perfekcji. To samo z kilkoma innymi potrawami - on gotuje - ja się nie wtrącam i na odwrót. chociaż potrafi czasem wejść do kuchni i zapytać: "Co gotujesz?" - po czym odchyla pokrywkę nie czekając na odpowiedź. Takie zaglądanie do garnków też jest irytujące.
Mój kiedyś na tej zasadzie z rosołu zrobił kapuśnikowo-marchewkową zupę /lubi dużo "smieci"/ w rosole...
Mnie najbardziej denerwuje to, że nikt nie odkłada na miejsce jak coś skądś bierze. W domu tylko ja sprzątam (mea culpa, mea culpa), lubię jak wszystko jest na swoim miejscu - jestem wtedy spokojniejsza jakoś. Niestety tylko ja tak mam. Reszcie domowników bajzel odpowiada.
Z całą pewnością nie jestem pedantką,mieszkanie nie musi być sterylne, ale taki nie wytarty "do sucha" zlewozmywak w kuchni doprowadza mnie do szału. No wiecie, ktoś coś tam opłucze, spłucze, zakręci wodę i sobie idzie i zostawia taki cały zachlapany zlew... a jeszcze gorzej gdy na dodatek z mokrymi rękoma lub naczyniami od niego odchodzi i tak mi chlapie po całej podłodzse... A jak się odezwę (a przemilczeć to ja nie potrafię), to jeszcze słyszę "no nie przesadzaj o parę kropli wody wielkie HALO" W takich momentach budzi się we mnie instynkt mordercy
lubię jak wszystko jest na swoim miejscu - jestem wtedy spokojniejsza jakoś.
ja też hihi
ja też :D
Dołacze i ja do klubu.
Zdecydowanie nie tylko u Ciebie ;), że zacytuję mojego męża "po co to sprzątać jak zaraz i tak sie nabrudzi". Musze mu mówić odłóż spodnie "do szafy" bo jak mówię " odłuż na swoje miejsce" to leżą pod szafą :/
no cos takiego , teraz wiem ,że źle sie wysławiałam
bosze nie mogę się śmiac, bo mam nos przez psa poszarpany... a tu niestey nie da rady się nie uśmiac:))
A ja sie najbardziej wkurzam, jak grzeje zupe. Najdrozszy stoi nade mna i mowi:jeszcze, jeszcze... bo jeszcze zimna.. Parować musi na cala kuchie..Wlewam ja pozniej do talerza.. i ona pozniej, ta zupa, w tym talerzu stygnie... bo jest za goraca...wrrrrr
A jezeli chodzi o porzadek.. Sama generalnie jestem balaganiara... Wiec sie za specjalnie nie denerwuje... Ale nie nienawidzilam po calym mieszkaniu talerzy i szklanek szukac, wiec po przeprowadzce - jemy tylko i wylacznie w jadalni.. Ewentualnie w salonie (dwa kroki dalej) i wszystkie talerze, nawet jak nie odniesione do zlewu, sa na widoku..-w sensie, nie trzeba za nimi latac po calym mieszkaniu :)
Ja też jestem bałaganiarą. to znaczy staram sie trzymać ład, ale proces sprzątania ..Ani za mna ani przede mną.
Ale wkurzają mnie brudne szklanki - u mnie muszą być wyszorowane do blasku. a nie tylko wypłukane. Dobrze, że teraz zmywarka robi to za mnie
Przy całym bałaganiarstwie - w szafkach z naczyniami muszę mieć porządek - wszystko ma swoje miejsce - talerze, kubki, szklanki, sztućce. Moja teściowa - z jednej strony pedantka - jak przyjeżdża wszystko ustawia jak leci - talerze głebokie miesza z płytkimi, szklanki stawia na miejscu kubków...a mnie aż trafia...
hm.....też tak mamale moi domownicy i części goście znają tę zasadę...
Tez denerwuje mnie balagan w kuchni, zwlaszcza zrobiony nie przeze mnie - najgorsze sa dla mnie plamy po porannej kawie - wystarczy przetrzec, kiedy sa swieze mokre, potem to juz trzeba szorowac:/ Ale kto by przecieral... Tak samo jest z kropami wokol zlewu i na podlodze czy korytarzu:(
Aha, i pokrywa od kosza na smieci. Nie wiem, jak oni to robia, ale ciagle jest brudna - okropnie to wyglada.
Z rzeczy zrobionych przeze mnie to okruchy i jakies resztki z roznych rzeczy na podlodze - luski cebuli, ziarna, itd. Nie lubie, jak po czyms takim deptam.
Nie lubie tez niepotrzebnego chodzenia czlonkow rodziny po kuchni, zwlaszcza kiedy robie cos nowego czy trudnego - denerwuje sie wtedy efektem.
Do niemilych rzeczy w kuchni nalezy tez sytuacja, kiedy robie sobie zaplanowana potrawe, cos lubianego, itd. i ide po skladnik, ktory jest konieczny do jej wykonania swiecie przekonana, ze sa jeszcze 2 puszki. I co sie okazuje? Ze nie ma ani jednej puszki (buuu...). Zawsze nalezy wczesniej sprawdzic wszystkie skladniki, zwlaszcze te, ktore 'na pewno sa w domu'.
Oczywiscie denerwuje mnie w kuchni nieudany efekt zabiegow kulinarnych, Zwlaszcza, jesli 'nastawie sie' na cos, naszykuje, naszukam w sklepach skladnikow, nagimnastykuje przygotowywujac, a efekt koncowy fatalny. Do uczuc negatywnych nalezy tez rozczarowanie zachwalanym przepisem czy wspanialym zdjeciem potrawy.
A poza tym, to wkurzam sie nieraz na sama siebie, ze sobie za duzo w kuchni naplanuje, a potem nie dosc, ze nie wszystko wykonam, to jeszcze chodze zmeczona i tylko myje sterty garnkow. Ale mysle, ze nie tylko ja tak mam...
Ja nie cierpie jak maz cos sobie upichci albo sprzata po obiedzie ze stolu. On wszystko zanosi do kuchni i wstawia do zlewu. Nie umyje tylko pietrzy wszystko w nieskonczonosc. Potem znajduje gary zakryte talerzami, kubki ociekajace zupa albo co gorsza stojace w tlustej patelni. Jak chce to pozmywac to musze wszystko powystawiac bo inaczej mam kuchnie zalana.
Do tego moge wypucowac kuchnie ze az blyszczy a przyjedzie ktos, postawi kubek, cos rozleje. Ostatnio otwarlam szafke (w ktorej robilam przeglad i przy okazji porzadek) i wysypaly mi sie pod nogi chipsy, przy okazji zahaczajac o kilka polek. Myslalam ze zaczne mordowac.
Nie lubie tez jak ktos mi sie kreci pod nogami, pogania. A jak robie tort to juz najlepiej jak nikogo w kuchni nie ma. To moje krolestwo i jak tam rzadze - chlopy do garazu (przynajmniej w mojej rodzinie). ;))))
Ja jestem dość "duży (197 + 120 kg) Kuchnia jest malutka, więc sama moja obecność wystarcza aby się w niej "przelewało". Każda inna osoba jest intruzem. Zwłaszcza jak ci stanie w progu i dogaduje, że ONA by to zrobiła inaczej
Też tego nie cierpię! Brat mojego męża, który potrzebuje zabrać z lodówki 6 jajek, zeby zrobić jajecznicę z 3 (resztę gubi po drodze lub wybija obok patelni) zawsze jak sie u nas pojawi a ja coś gotuję udziela mi wskazówek jak powinnam to poprawić. Kiedyś zginie przez to :D
Wszystko juz napisaliście :)
Mam chęć pogryźć ( i gryzę, czasem) za porozkładane po kątach szklanki i kubki. Za wynoszenie łyzeczek. Na wynoszone kuchenne ścierki, szmatki, miotły- porozwalane po całym domu i nigdy nie odniesione na miejsce.
Podobnie- za wycieranie stołu w jadalni kuchenną szmatką- i na odwrót- za przynoszenie do kuchni i wycieranie tłustych kuchennych blatów, szmatką do mebli, do okien, czy szmatką "łazienkową"
Nie cierpię, jak cos gotuję a luby, z nóżki na nóżkę, spaceruje mi w moim ciągu komunikacyjnym, bo np chciał sobie wyjrzeć przez okno pobserwować wróbelki na balkonie, a mi w 4 garnkach kipi i kursuję miedzy lodówką, kuchenką , a zlewem. Czasem nawet uzywam bardzo brzydkich wyrazów, w takich sytuacjach.
Nie znoszę, jak mi zagląda w garnki, a łapy mam chęć poprzetrącać, jak coś dodaje, bo mam silnie zakorzenieony lęk ( hi), ze to na pewno będą gluty :P
Bardzo nie lubię, jak mi dogaduje, jak coś mam zrobić, szczególnie, ze jego mądrości sprowadzają się do " jak nie dodasz więcej tłuszczu, to Ci się spali"
Nie lubię, jak coś próbuje, zanim jest gotowe.
Nie znoszę, jak mi przynosi albo skupuje jakies nowe przydasie, albo wyposażenie- bo nie mam juz pojęcia, co z tym robić.
Dla mnie to trochę dziwne. Pamiętam, jak Mama wręcz kazała mi śledzić częstkowe efekty smakowe jej pracy w kuchni, a ja nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. Co dziwniejsze, że dziś sam mam ten nawyk, katuję innych dając im do próbowania nieskończone jeszcze potrawy. Nie wszystkim to odpowiada.
A sypałeś Mamie sól do nieskończonej jeszcze potrawy? Bez pytania?
Albo sugerowałes że 1/5 ząbka czosnku by się jeszcze przydała? Albo majeranku na końcu paznokcia?
Albo wyjadałeś surowe ciasto a potem ględziłes, jak Cię strasznie brzuch boli?
Albo dodawałeś sosu sojowego ( bez pytania) i sprawiałeś, że cała potrawa nabierała koloru ścierki do podłogi?
Sos sojowy poznałem dopiero przy robieniu sushi ;)
A mnie wkurza jak mama robiąc sobie jedną herbatę za każdym razem gotuje pełen czajnik wody.
Moj maz robi dokladnie to samo. Tyle ze do tego narzeka, ze juz by sie napil a woda jeszcze sie nie zagotowala.
Mnie strasznie wkurza jak mój mąż zabiera sie do robienia frytek, obrane i umyte ziemniaki wyciera do sucha moją czyściuteńką scierką, najczęściej tą ktorą ja wycieram szkło i talerze, a ręczniki papierowe stoja 10 cm od niego! wrrrrrrrrrrrr
mnie denerwuje:
- jak asystent sie obija,
- jak nie sprzata stanowiska pracy po sobie,
- jak nie podpisuje produktow i nie datuje.
no to tyle chyba na poczatek .... :):):):):):) jak cos to dopisze :)
Ja robiłabym to wszystko :)
Właśnie zajrzałam do lodówki...i wiem co mnie jeszcze denerwuje w kuchni!Męż kończąc dżem lub sałatkę opróżniony słoik wstawia do lodówki i na dodatek zgrywa się ze mnie mówiąc, że jest czyściej(czy bardziej czysto?) w kuchni....To lodówka,a nie zmywarka-mówię któryś raz z kolei(zmywarki nie mam).Jednak zwyczaj męża trwa latami i czasem mnie śmieszy a czasem złości.
oj ukatrupiła bym :)
:))))))
Moja mama potrafi sprzątając wstawić czysty słoik do lodówki, żeby nie stał na szafce.
A połowa rzeczy podczas sprzątania jedynie zmienia miejsce położenia.
Moi domownicy robią to samo. Żadnego jeszcze nie dopadłam osobiście, a każdy zagadnięty wypiera się w żywe oczy, że to nie on.
... ale jak też złapię na gorącym uczynku ... oj biada temu śmiałkowi, biada...!!!!!!!
OOO..No u mnie bylo to samo..Ale wzielam sie na sposob - jak szlam za zakupy, sprawdzalam co mam kupic- i jak widzialam jakies opakowanie po czymkolwiek(w lodowce czy w szafce, nawet jak bylo puste)- to skreslalam to z listy.. Kilka razy nie kupilam czegos, na co czekal Najdrozszy i teraz juz sie bardziel pilnuje i puste opakowania wyrzuca do kosza....
A tych pustych ja nie tykalam... Dopoki stalo na polce puste opakowanie, ja z uporem maniaka skreslalam te rzecz z listy zakupow... Troche to trwalo zanim Najdrozszy pojal (hihi), ale jest zdecydowanie lepiej!
Super sposób, muszę to u siebie zastosować:)
Mnie również wkurza kiedy moi panowie zużywają niezliczoną ilość szklanek, co rusz to w nowej herbatka, soczek. No i jeszcze wynoszą je do swojego pokoju i gdzie by tam im przyszło na myśl zwrócić je do kuchni. Dopiero jak zmywam naczynia to wrzeszczę i... pomaga, wtedy znoszą je biegiem:) No i jeszcze kredens... nie umiem tego zrozumieć jak można nie trafić łyżeczką cukru do kubka...(ja nie słodze) zawsze tam gdzie robimy herbate jest zapaćkany blat, cukrem albo wylaną herbatą hm aaaa no i jeszcze jedno sobie przypomniałam, np. napoczynają pomidorka czy paprykę świerzą, dziś na kolację... oczywiście część zostaje w lodówce a na następną kolację zamiast je wykorzystać to bierze się nowe...bo... te już obeschły hm
Ech... byle byśmy tylko zdrowi byli hahaha
Historia ta wydarzyła się całkiem dawno, bo kilkanaście lat temu. Mój syn nie bardzo garnął się do robienia porządków w swoim pokoju, bo jak twierdził jego pokój jego bałagan. Nie pomagały groźby ani prośby. Mąż zabronił mi zabierania czegokolwiek z jego pokoju ( m.in. talerzy, sztućców) a już broń boże sprzątania. Wymyślił bardzo skuteczną metodę.
Kupił ser "Harceński" zjadł go , a papier wrzucił synowi za tapczan, czyli do śmietnika, bo syn sam tam wrzucał jakieś papiery itd itp. Czekaliśmy.
Wrócił ze szkoły, burknął pod nosem że w domu strasznie capi i to niby od nas bo bąki puszczamy. Odpowiedziałam, że to z jego pokoju, z tych brudów jakie tam ma.
Opowiadał później jak położył się na tapczanie, jak wąchał ręce, skarpety. Sprzątał pokój i wszystko wąchał. Trwało to kilka godzin. Nigdy przedtem, ani potem nie wypucował pokoju jak wtedy. Znalazł. Wszedł do nas i pokazując papier powiedział
-to Wasza robota
Tak nasza, ale ten papier tak na niego zadziałał, że dzisiaj syn to pedant. Zwraca mi uwagę że coś tam nie domyłam i to jest blee.
Teraz mieszka u siebie i to on jest tym główno dowodzącym od sprzątania.I pomyśleć...ile może zdziałać papier od serka "Harceńskiego"
hihiiiiiiii....
Niezły sposób:)))
Oj..coś czuję,że jakiś śmierdzący papierek zamieszka u nieletniej w kącie:)
Super, do wykorzystania
Zapomniałam napisać co mnie wkurza w kuchni, ano mój mąż. Odchudza się i do wszystkiego się wtrąca.
- po co?
- dla kogo?
- dlaczego aż tyle?
- tylko nie rób za dużo!
- przecież wiesz, że się odchudzam....
A ostatnio
- mogłabyś też pomyśleć o odchudzaniu
Wrrrr
Niedawno usłyszałam taki tekst
- wiesz co raz gorzej gotujesz
Jak to dłużej potrwa zabiję go
Oj za ten tekst o odchudzaniu.... to jakby co to Ci pomogę :P
Skoro się odchudza, a Ty coraz gorzej gotujesz to może przez tydzień lub dwa zmniejsz ilość tego co gotujesz o jedną porcję. Gwarantuję, że szybko sie okarze, że gotujesz najlepiej na świecie
pa. a jak nie to go zabijemy
Nie ma nic gorszego, od faceta na diecie.
A facet który w trakcie generalnego sprzątania zamiast pomóc zastanawia się głośno stojąc w newralgicznym punkcie "po co sprątać koro i tak sie zaraz ubrudzi?", a po zakończeniu sprzatania rzuca swoje spodnie pomiędzy szafę a łóżko i z szelmowskim uśmiechem mówi "a nie mówiłem?" Wrrrrrrrrrrrrrr
Chociaż jak sie zastanowię to facet na diecie jest chyba jednak gorszy, w koncu "generalne porządki" nie są codzień, a dieta trochę trwa
jest!!! chory... albo chocby przeziebiony.. wrrr ;/
albo go porwiemy i będziemu mu podawać sucharki i wodę hi hi za tęskni za Twim gotowaniem
Użytkownik aggusia35 napisał w wiadomości:
> albo go porwiemy i będziemu mu podawać sucharki i wodę hi hi za
> tęskni za Twim gotowaniem
Aggusiu, wcale się tymi jego uwagami dotyczącymi mojego odchudzania nie przejęłam. Ja ważę 70 kg i 168 cm wzrostu a on 103 kg( 15 schudł) i 184 cm.
Już niedługo święta i niech tylko coś powie o ulubionych rybkach. Przypomnę mu co powiedział.
Czyli podsumowując wątek - najbardziej w kuchni wkurzają nas mężowie (opcjonalnie żony)
Mnie w kuchni wkurza sama kuchnia ( wymaga remontu)
A mnie chyba dzwiczki mebli i lodowki bo nigdy nie otwierają się w tak żeby było wygodnie.
Ja jeszcze niedawno miałam ten sam problem, ale od pół roku mam nową wyremontowaną kuchnie i teraz tylko bałagan , który zostawiają mąż i synowie ,doprowadza mnie do szału!
Mając chwilkę czasu prześledziłam stary wątek, a to z powodu,że się dziś wkurzyłam w kuchni sama na siebie
) i na prośbę synka zrobiłam kluski łyżką kładzione.Kluski się gotowały,a na drugim palniku kompot,a ja żeby nie tracić czasu wyjmowalam wszystko z lodówki,żeby przetrzeć półki.Kluski "uciekły" na płytę kuchenną a ja wydałam gromki okrzyk:"cholera!!!(to nie przekleństwo-prawda?
).W czasie gdy łowiłam kluski "uciekł"kompot!!!!!
Poranek zaczęłam od porządków(i kawy oczywiście
No i masz!- Chciała szybciej,a wyszło wolniej-przecież masz czas i nigdzie się nie śpieszysz...-stwierdził synek.No tak-racja...Ale jak tu się nie wkurzyć,gdy na świeżo umytą kuchnię "ucieka" krochmal w połączeniu z kompotem?