To co mnie najbardziej irytuje to powszechne przeklinanie i niestety mam wrażenie że kobiety zaczynaja wieść w tym prym, czy walczymy z tym,a może przyjmujemy to już jako normę?
Oczywiście, że można. Tym łątwiej się zyje bez przekleństw im większy mamy zasób słów. Zasób słów mamy tym większy im więcej czytamy KSIĄŻEK i im więcej słuchamy radia. Nietety TV ogranicza.
To chyba nie do końca tak jest. Znam ludzi oczytanych i osłuchanych, którzy klną siarczyście i to raczej wynika z ich charakteru. Nie lubię brzydkich słów i ciągle walczę / jak Don Kichot z wiatrakami/ . Pozdrawiam !
Moim (nie)skromnym zdaniem jest roznica miedzy kleciem a przeklinaniem. Ja klne, ale nie przeklinam i rowniez nie bardzo wiem dlaczego mialabym sie pozbyc tego zwyczaju. To troche jak jazda samochodem, czasem trzeba przycisnac na gaz a czasem na hamulec. Czy moge bez tego zyc? pewnie tak, ale co dziwne, jest grono ludzi, ktorzy znaja mnie w realu i uwazaja, ze moje klecie wcale nie razi, a wrecz mi pasuje:))))) Z zasobem slownictwa raczej nie mam problemu, wiec nie sadze, zeby to bylo przyczyna w moim przypadku. Uwazam, ze wyrazy powszechnie uzanane za niecenzuralne sa takimi samymi wyrazami jak wszystkie inne i tylko niepotrzebnie nadaje im sie publicznie duzo wieksza wage niz maja naprawde.
z jednej strony można bo jak człowiek chce to może żyć bez wielu rzeczy a z drugiej strony nie. Ja na codzień nie kle ani nie przeklinam ale czasem zdarza mi się owszem jak np nie mogę określić czegos nie dlatego, że brak mi słów. Sytuacja typu : byłam u lekarza który na cokolwiek o co go zapytałam odpowiadł mi że to nie jest w zakresie jego kompetencji ( a było) i odsyłał mnie do innych specjalistów. Mało tego wypełnił mi skierowanie na rehabilitacje i nie napisał na nim jaka to ma być rehabilitacja. Pierwszy raz w zyciu czulam się poirytowana i miałam ochotę wyjść z gabinetu przed tym jak skończy pisać. Na pytanie męża- i jak ? - uwierzcie mi nie mogłam odpowiedzieć że lekarz był niekompetenty, głupi czy coś w tym stylu on był poprostu popier....y i kropka. Właśnie raz na ruski rok zdarza mi się a cooo :P
a jeszcze Wam powiem, że koło mnie jest szkoła i często słysze ak młodzież z gimnazjum idzie i klnie szczególnie dziewczyny szczęka mi czasem opada.Kiedy ja byłam w ich wieku ach... nie do pomyslenia było żeby określic kogos ten "Ch" i co 2 słowo na "K" - szok !
Normalnie, nie używam wulgaryzmów. Czasem jak mnie coś zajeży, a nikogo w pobliżu nie ma, używam jednego słowa na k dla rozładowania, czasem w kłótni dla podkreślenia wagi mojego punktu widzenia i zdania, ale szybko tego żałuję i więcej nie powtarzam. Zastosowanie wugaryzmu jest jak doprawienie potrawy szczyptą pieprzu, dla akcentu, podkreślenia temperamentu i osobowości. To mnie nie razi, ale samego pieprzu to nawet papuga nie zdzierży. "Mięso" stosowane jako przecinek, albo kropka, lub coś pomiędzy jest przejawem prymitywizmu i bardzo często zakompleksienia autora. Niestety, dziewczęta dogoniły w tej dziedzinie chłopców. Na szczęście większość z tego wyrasta. Walczyć z takim używaniem języka należy, szczególnie w rodzinie i szkole. Na ulicy? Trzeba się mocno zastanowić by zwrócić uwagę młodzieży, której się nie zna, bo można zarobić nożem pod żebro, albo niezłą wiązankę... Jeśli potrafisz zrobić to z taktem, humorem i odwagą nie ma przeciwskazań by nie spróbować. Kiedyś w zatłoczonym autobusie w Nowym Yorku grzecznie zwróciłam uwagę dwum rozchachanym i przeklinającym niewybrednie czarnoskórym nastolatkom. Owszem bez dąsów uciszyły się i rozmawiały szeptem , ale poczułam na sobie wzrok wszystkich innych pasażerów. Oj, dało mi to do myślenia i jak widziśz nie zapomniałam tej histori, choć minęło już dużo czasu
Ja mialem podobną sytuację w autobusie, w grupe nastolatów jeden szczególnie wyróżniał się bogatym słownictwem rynsztokowym, a że jechałem z małżonką więc zwróciłem mu uwagę i owszem przeprosił i na chwilę się uciszył lecz po chwili wrócił do rozmowy w swoim stylu, kiedy zwróciłem mu uwage po raz drugi odezwał sie do mni NO O CO CHODZI PRZECIEZ PRZEPROSIŁEM A tak na prawdę to nie rozumię że przekleństwa mogą komuś pasować do ust, czy to tak jak z ubraniem jednym pasuje a innym nie? Ja dopuszczam przekleństwa tylko przy opowiadaniu dowcipów. Nie chcę tu łajać kogo kolwiek, ale myślę że w polsce bardzo mocno społeczeństwo nadużywa wulgarnych słów, ostatnio w takich miejscach jak teatr bardzo często w sztukach używa się wulgaryzmów, jak rozmawiałem z reżyserem to dla podkreślenia momentu. To ja mam w głębokim poważaniu taką kulturę. i powiem faa, helvette, to po norwesku i było bardzo ostro w tłumaczeniu , coś w rodzaju- Kurcze/ cholera i niech to diabli, ostro prawda? i można, można.
Myślę, warto też zastanowić się nad istotą przekleństwa. Chodzi mi o to, że przekleństwo ma być słowem rzadkim i wyjątkowym. Więc gdy się je często powtarza, traci swoją wagę. I chyba dlatego ludzi ...urywających często to urywanie nie drażni. Boję się, że jeśli by słuchać tego równie często, też można się przyzwyczaić. Ilustracją niech będzie historyjka: Jeden marynarz opowiada drugiemu o rejsie do Francji: ...i gdy tylko, urwał, dopłynęliśmy do Marsylii, urwał, kapitan dał nam, urwał, trzy dni wolnego, urwał. Poszłem więc, urwał, z kumplami napić się czegoś, urwał, mocniejszego. Jak żeśmy doszli, urwał, do tawerny, to tam, urwał, pod słupem stała ta, no jak by to, urwał, powiedzieć, no, ta... kobieta lekkich obyczajów. Inna sprawa, że jak ludzie przyzwyczają się do przekleństw używanych obecnie, wymyślą sobie nowe.
Użytkownik spajdermen napisał w wiadomości: > To co mnie najbardziej irytuje to powszechne przeklinanie i niestety mam > wrażenie że kobiety zaczynaja wieść w tym prym,czy walczymy z tym,a może > przyjmujemy to już jako normę? .a ja nie umiem przeklinac:))))
Jeju, było juz kilka takich tematów. Powiem tak- mnie przeklinanie razi w trzech wypadkach. 1. kiedy za "mięchem" kryje się pustka - emocjonalna, intelektualna, duchowa- ale to łatwo poznać. 2.Kiedy obraźliwe słowa sa kierowane do konkretnych osób- to moja obsesja i toczę z takimi określeniami regularną wojnę. Przy czym moja obsesja nie ogranicza się do słow nie występujących w słowniku, ale obejmuje równiez słowa typu "głupek", "idiota" itd. 3. kiedy styka się z sacrum- używanie wulgaryzmów mnie wtedy razi i oburza.
Sama nie klnę w takich sytuacjach: 1. w pracy 2.w obecności osób, które powiedziały, że sobie tego nie życzą ( czasem ze względu na to, ze podejrzewam, ze w gronie, w którym się znajduję, moga być takie osoby. Publicznie jednak staram się nie kląć, no chyba, ze sytuacja to usprawiedliwia) 3.w obecności dzieci 4. w obecności osób, które doświadczyły przemocy seksualnej, albo innej- zauważyłam, ze osoby takie odczytują przekleństwa jako formę agresji i reagują lękowo- przeklinanie w ich obecności to zwyczajne świństwo i podłość. 5 kiedy dotykam sacrum.
W innych sytuacjach- przeklinam z lubością :)
I jeszcze a propos ubóstwa językowego i małej wyobraźni- ponoć kojarzonej z uzywaniem wulgaryzmów :)
Najpierw należałoby ustalić co to jest przekleństwo. Czy to zespół słów uznanych obecnie za obraźliwe? czy też dowolne słowo, ale używane w chwilach napięcia emocjonalnego. Co z przekleństwami dawnego typu - teraz będącymi normalnymi wyrazami. Kiedyś kurde, choinka, cholera było już złym słowem.
Generalnie nie przeklinam - nie mam takie potrzeby. Jeżeli już mi sie zdarza - pozostaję przy starym zasobie słów - poza cholerę nie wychodzę. Mój mąż natomiast klnie jak szewc (ciekawe jak klnie szewc) - i tutaj oczytanie nie ma nic wspólnego z używanym słownictwem. Tyle, że u niego to są przekleństwa - pełne ekspresji, życia (choć zasób standardowy) - faktycznie rozładowuja emocje (przynajmniej na krótko). Nie ma przerywników, co drugie słowo.
To co mówił Czos - o małym zasobie słownictwa - wtedy mamy do czynienia nie z przekleństwami a przerywnikami.
I mnie samej łatwiej jest się pogodzić z przerywnikami - nie zwracaja uwagi, a słuch nauczył się eliminować i słyszeć tekst właściwy, niż z emocją w słowach.
Wersja ubogiego słownictwa dotyczy ludzi, którzy znają tylko przekleństwa. Sam bywa używam kilku "wyrazów". Samo używanie nie jest tragedią. Są to słowa jak wszystkie. Problem jest, gdy są nadużywane!
Ja sobie klne ale w zaciszu domowym, np w kuchni gdy mi coś nie wjdzie to sobie śpiewam np, k.. k... znowu i nie wyszło :) nigdy nie klne przy dziecku, czego mój mąż wogóle nie respektuje i ciągle mu zwracam uwage, wogóle nie używam przekleństw jako przecinków, a tak to chyba żyć się bez nich nie da :) Pozdrawiam.
Różnica, na którą zwróciła uwagę luckystar jest istotna. Przekleństwo to zdecydowanie nie to samo co niecenzuralny wyraz, chociaż w powszechnej opinii te dwa pojęcia są używane zamiennie. Przekleństwo ma zupełnie inny ciężar gatunkowy i jest całkowicie czymś innym niż tzw. "brzydki wyraz". Ja uważam, że w niektórych sytuacjach użycie dosadnego słowa jest nie tylko całkowicie uzasadnione, ale czasem wręcz wskazane. Wiele lat temu profesor Miodek opowiedział historyjkę jaka przytrafiła się jego znajomej. Otóż były to czasy powstawania Solidarności. Jakaś świetlica, ludzie na sali i stół prezydialny. Rzeczona pani słyszy w pewnym momencie padające w kierunku stołu prezydialnego stwierdzenie: "i znów k..wa inteligenciki będą p....lić", na co pani odwróciła się i powiedziała: "to trzeba się było k...wa uczyć". Profesor przytoczył tę historyjkę jako dowód, że w pewnych sytuacjach użycie mocnych słów jest wskazane. Zgadzam się z tym. Niestety jest wiele osób o zachowaniach prymitywnych, zdecydowanie nadużywających wyrazów niecenzuralnych, jak chociażby wspomiane w którymś ze wcześniejszych postów, stosowanie ich jako przerywniki. Mi osobiście to przeszkadza i drażni. Co do mnie - zdarza mi się użyć takiego wyrazu, fakt że niezbyt często. Jeśli jednak już go użyję to raczej nie mam skrupułów, co nie zmienia faktu, że nie zawsze wolno i wypada to zrobić.
Był taki moment w moim życiu, że nadużywałam tzw. brzydkich słów. Nie wiem dlaczego tak było. Pewnego razu, po jakimś takimś moim niewybrednym komentarzu mój mąż mówi do mnie bardzo spokojnie: "jak chcesz, to przeklinaj, ale bardzo Cię proszę nie zapomnij się kiedyś przy moich kolegach, bo bym się ze wstydu spalił". Podziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody! Byłam zdruzgotana myślą, że mój mąż mógłby się za mnie wstydzić. Od tego czasu pilnuję się baaaaardzo, żeby nie "rzucać mięsem" i tak sobie myślę, że mąż nie osiągnąłby tego efektu gdyby np. zrobił mi o to awanturę.
Jak mi to mówiła moja śp. babcia: sztuką diabła tłuką!
Ja klnę jak się uderzę w mały palec u nogi ,albo jak kot w kuchni ociera mi się o nogi,jak czegoś nie mogę znależć. I dobrze to się z tym nie czuję .Natychmiast wiem, że to jakoś nie mój poziom. Ze bez sensu sobie pozwalam ,że jak nie pofolguję to mogę łatwo popłynąć. Bo czemu nie ,wkurzamy się wszyscy. Nie lubię się takiej ,może dlatego tak sobie to wyrzucam. Jestem zdecydowaną przeciwniczką panoszącej się swobody językowej .To duża sprawa i obowiązek nauczyć dzieciaki do dobrego języka. Obowiązek ciąży na rodzicach!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Inni dorośli mogą dawać przyzwolenie lub nie, ale to już nie takie ważne.No może jeszcze szkoła,jakieś inne środowiska opiniotwórcze ,to się jednak ciągle marginalizuje. Rodzice Rodzice Rodzice Pretensje tylko do nich.
Uzasadnione pretensje tylko i wyłącznie do rodziców pod warunkiem, że dzieci przebywają tylko i wyłącznie w domu przy rodzicach, bez dostępu do telewizora, netu o szkole już nawet nie wspominając. Słowem: PEŁNA IZOLACJA.
Tak, mam syna . Facet ma 19 lat. Jeśli się nie mylę, myślisz sobie ,ale ma chłopak przechlapane. Ogląda telewizor. Siedzi w necie. Poszedł na studia i jak znam żucie ,imprezuje od rana do nocy /pierwszaki zawsze tak/ I....................przeklina od czasu do czasu. Ja myślałam o wyznaczeniu standardów.O najważniejsze roli jaką odgrywa rodzina w życiu człowieka. Do gołwy mi nie przyszło robić z dzieciaka nieprzystosowanego do życia fajtłapę. Ale jstem pewna ,że z domu powinno się wynieść zasady ,które pomogą się samookreślić. Od jak siedzieć przy stole,do że należy szanować zwierzęta, że słabsi potrzebują naszej pomocy, że geje są tak samo żli i dobrzy jak reszta populacji, że Żydzi tworzą wspaniałą kulturę, że chamstwo to strach albo brak inteligencji, że N A L E Ż Y D B A Ć O JĘZYK bo to z kolei tworzy naszą kulturę i nas określa. Tylko tyle. Nie widzę potrzeby zwalania na innych ,czy media tego , jakiego wychowamy człowieka. Pewnie ,że to wygodne, " to nie moja wina "tylko złego towarzystwa ,netu,filmów i cholibka wie kogo. Tylko ,że to jest samooszukiwanie się ,zwalnianie z odpowiedzialności. No ,trzeba podją wysiłek w tym dziwnym życiu, ,jeśli nie winnych dziedzinach, to koniecznie w pomocy własnemu dziecku ,stać się dobrym człowiekiem na miarę jego możliwości.
Zgadzam się z Tobą, że rodzice powinni takie standardy wyznaczać, ale nie każde dziecko jest skore do ich przestrzegania. Najprościej mówiąc: teorię ma opanowaną, gorzej z praktyką i o ile przy rodzicach potrafi się zachować, o tyle gdy przebywa w grupie rówieśników poza zasięgiem rodzicieli nie dałabym złamanego grosza za jego (jej) zachowanie. Mam tylko nadzieję, że przestrzega zasad, ale pewności nie mam. Znam wiele przykładów tzw. trudnej młodzieży pochodzącej z tzw. dobrych domów. Ty na pewno też. Dlatego uważam, że rodzice nie na wszystko mają wpływ i nie jest rzeczą sprawiedliwą tylko i wyłącznieich obciążać za to, jak zachowuje się ich dziecko.
Młodzież jest jak jest, bo rodzice sami się rozgrzeszają. Czy zostając rodzicami kalkuluje się, że obcy ludzie mają partycypować w wychowaniu dzieci. Nie twierdzę, że wszystkim musi się udać, ale wszyscy powinni czuć się odpowiedzialni za swoje dzieci. To trudna sprawa. Czasem lepiej uciec w pracę i mówić nie mogłem, takie życie. Pewnie jestem idealistą, ale odpowiedzialność za wychowanie dzieci nie powinnasię rozmywać, bo to jest często główną przyczyną niepowodzeń.
Uważam, że każdy rodzic chce jak najlepiej wychować swoje dziecko ale nie zawsze się mu to udaje. Nie spotkałam się też z rodzicem, który by swoje niepowodzenie na tym polu przypisywał obcym ludziom. Nadal twierdzę, że chociażby niektórzy rodzice stawali na rzęsach aby dzieci dobrze wychować mogą ponieść porażkę. Niektóre dzieci są bardzo uparte i przekorne i wg nich to rodzice życia nie znają. Z czasem dzieci rewidują swoje poglądy :)
Moje dziecko to moja duma lub wstyd ale robiłam wszystko, żeby wyrosło na prawego człowieka. Czy mi się udało? Nie wiem - życie pokaże.
Każde zdrowe nowo narodzone dziecko to TABULA RASA i to my rodzice ją zapisujemy. Na to, że źle coś zrobimy składa się wiele czynników, ale zawsze za efekt końcowy jesteśmy odpowiedzialni my rodzice. Wszystkie inne czynniki mogą nam utrudniać wychowanie, ale to my jesteśmy powołani do tego aby im sprostać. My mamy wychowywać i nauczać, a inni mogą nam w tym pomagać lub przeszkadzać, ale na nikogo nie możemy zwalać odpowiedzialności. Złe otoczenie możesz dziecku zmienić. Przeprowadzka, zmiana szkoły poświęcenie wikszej ilości czasu itp. itd.
CZOS, czytam, obserwuje i jak Cie lubie to musze napisac, ze tym razem przyssales sie do RN jak pies do bacy:)))) Wiem, ze masz syna, prawdopodobnie doroslego. Czy naprawde bierzesz odpowiedzialnosc jako rodzic za wszystko co Twoj syn zrobil i jeszcze zrobi?
Twierdziłem, twierdzę i będę twierdził, że jak moi chłopcy coś złego lub dobrego zrobią to nie dzieje się to bez mojego dawnego wpływu. Mimo tego, że wiele lat byli z matką uważam, że jeśli robią coś nie tak to jest w tem sporo mojej winy. Wiem, czego im nie dałem i nie mogę ich za to winić, ani zwalać winy na matkę, a sobie przypisywać zasługi. Dlacaego twierdzisz, że to ja jestem psem bacy, a nie odwrotnie???
CZOS, do jasnej .... Anielki, ja właśnie zmieniłam miejsce zamieszkania i co??? I otóż, moi dobrze wychowani syneczkowie wpadli w towarzystwo patologiczne! Nie znaczy to oczywiście, że coś im się pozmieniało, ale do diaska mogło! I to właśnie przez zmianę środowiska. Tylko nie mów proszę, że za to złe środowisko też ja jestem odpowiedzialna, bo mogę zacząć kląć! Ba, z pewnością zacznę i to głośno!
Czy będziesz się upierał przy BIAŁEJ TABLICY? Przecież tak samo, jak rodzimy się z różnymi cechami zewnętrznymi: kształtem nosa, kolorem oczu, długością kończyn, tak samo przychodzimy na świat z różnymy tendencjami osobowościowymi: ciekawością świata, skłonnością do ryzyka, inteligencją (polecam na ten temat książkę "Geny a charakter" Dean Hamer i Peter Copeland). Oczywiste jest, że cechy te leżą poza zasięgiem woli rodziców (przynajmnie na obecnym poziomie rozwoju nauki). Zadanie rodziców i wychowawców polega więc nie na zapisywaniu swojej woli na czystych kartach dziecka, lecz na kształtowaniu (wzmacnianiu pożądanych i osłabianu niechcianych) cech wrodzonych. Jeżeli używamy przykładów z twórczości, to (moim skromnym zdaniem) wychowanie nie przypomina lepienia z plastycznej gliny, lecz jest raczej rzeźbieniem w drewnie, gdzie trzeba się liczyć z sękami i słojami. Gdzieś spotkałem się z ciekawą ilustracją wychowania: rodzice to łuk, dzieci to strzały, rodzice nadają dzieciom prędkość i kierunek, lecz nie są w stanie zagwarantować osiągnięcia celu (boczny nagły wiatr, źle umocowana brzechwa).
rodzice to łuk, dzieci to strzały, rodzice nadają dzieciom prędkość i kierunek, lecz nie są w stanie zagwarantować osiągnięcia celu (boczny nagły wiatr, źle umocowana brzechwa).
Gratuluję błyskotliwości. Szczerze, to lubię. A gdzie łucznik? Myślę, że w kontekście mojej wypowiedzi można go utożsamić z łukiem, bo przecież zostaje na miejscu, a leci za strzałą. Chyba.
Kochani zmieniacie temat myślę że nie chodzi tu li tylko o dzieci, lub młodzież, ale o nas dorosłych bo na ulicy pozwalamy młodzieży używać tych słów, więc akceptujemy to co się dzieje wokół nas, Wiem że nie jest to łatwe ale zobaczcie jaki zwariowany jest ten świat,przeklina poseł , lekarz, ksiądz , nauczuciel, szef w pracy nie przebiera w słowach, i jeszcze my musimy sie biczować znosząc to czego nie lubimy i nie akceptujemy.
Twain miał rację . Chodzi o rozładowanie emocji. Trzeba upuścić pary z gwizdka. Skupienie potrzebne na modlitwę ,pomogłoby , jak gaszenie pożaru benzyną.
zawsze bylam zdania ze przeklinaja osoby o małym zasobie słow, jak sie nie potrafi znalesc odpowiedniego slowa wtraca sie taki maly "przecinek" i sprawa załatwiona,ale czy do końca???
Raczej nie klnę w relacjach między-ludzkich. Czasem zdarza się, że dla rozładowania emocji zaklnę sama do siebie. Miałam kolegę, który klnie jak szewc- zawodowy kierowca, więc rzucał mięchem na innych użytkowników dróg...;) Ale jak gadaliśmy ze sobą, to rzadko mu się zdarzało, bo wiedział, że mi to by mogło przeszkadzać. Bardzo mi to się w nim podobało. Dobrze jak potrafimy uszanować osoby, które nas otaczają, dobrze jak potrafimy wyczuć co by im mogło przeszkadzać... Czasem to bywa trudne, ale dla chcącego nic trudnego. Pozdrawiam!
O cholera!i zaklęło mi się:-( Drobnego przeklinania z nutką humoru nie uważam za przestępstwo,ale jeśli ktoś klnie ostro i głośno,aby wszyscy w pobliżu słyszeli i co gorsze przeklina kogoś to już trochę źle świadczy o jego kulturze.
Klnę jak szec albo lepiej, najbardziej w pracy, w trakcie kiedy jadę karetką, powiedział mi kiedyś lekarz... Edi ty częściej klniesz niż oddychasz. W domu prawie nie przeklinam, jadąc swoim autem też nie przeklinam, jeżdżę przeważnie prędkością "patrolową", nie znoszę natomiast jak przeklinają kobiety i młodzież.
I padlo na mnie:))) bo wiesz ja jestem "kobieta wyzwolona", to sie lubie takich nierownosci spolecznych przyczepic, ot tak, tylko dla zasady, bo przeciez nawet jak klne to Ty i tak nie uslyszysz:)))))
Oj Marylko, jak Ty sobie tak siarczyście zaklniesz, to u nas słychać. Naprawdę;)))) Swoją drogą jak czytam Twojego bloga, to nie potrafię sobie wyobrazić, że tych klnięć mogłoby nie być, bo w nich często cały urok!
Z cala pewnoscia mozna bez nich zyc...ale co to za zycie..Ja lubie sobie czasem zaklac i wcale sie tego nie wstydze.nigdy nie klne zwracajac sie do kogos,nikogo nigdy nie obrazilam.Uwazym,ze przeklenstwa sluza czasem do "wzmocnienia" wypowiedzi.Jesli nie sa codziennym repertuarem nie widze w nich nic zlego.Doczekalismy sie polskiego slownika wulgaryzmow co znaczy ze stanowia one czesc polszczyzny.Nie lubie oczywiscie sluchac na ulicy przeklinajacych ludzi ale to czy jestesmy wulgarni to juz inny temat.Co do przeklenstw:Jestem za uzywaniem bez naduzywania:)
Przypominam sobie taką sytuację było to kiedy moja córka miała około 4 lat. Mój mąż musial coś przygotować do pracy na komputerze. Siedział i coś tam sobie robił nagle słuszę na cały dom - o kur.... Pytam się co się stało a mój mąż- aaa nic coś mi się popier.. Na następny dzień córcia bawi się swoimi ulubionymi pluszaczkami z Kubusia Puchatka na schodach. nagle słyszę o kurr.. Chwilowo zamarłam. Po czym słyszę jak Puchatek pyta prosiaczka. Co się stało i słyszę - aaa nic coś mi się popier.. Dokładnie scenki z dialogu z dnia poprzedniego. Nie zwróciłam córce uwagi i na szczeście taka sytuacja nie powtórzyła się ,za to przeprowadziłam z męzem powarzną rozmowę na temat przeklinania w domu i uważam że chociaż nie wiem co. Trzeba się opanować w domu. Przysłuchuję się waszej dyskusji i nie zgodzę się z tym że jak dziecko zbacza z właściwego toru to jest to wina rodziców. Rodzic ma kontrole nad swoim dzieckiem kiedy jest małe. Kiedy ma lat od 15 wzwyż same chce być dla siebie sterem i okrętem i na nic tu sie zdadza pouczania rodziców. Wszystko zależy od charakteru dziecka a charakter po części jak tu ktoś opisał jest w naszych genach. Kumpli w szkole dziecko sobie nie wybiera. Moi znajomi zapisali swoje córki do prywatnej szkoły bo stwierdzili że do Pańswowej szkoły chodzi cały chłam i patologia Ha ha powiedziałam mu dzięki, że się dowiedziałam że jesteśmy chłamem i patologią. Ja uważam, że dziecko od małego powinno mieć kontakt z różnymi dziećmi z patologicznych rodzin również. Odizolowane od świata nigdy się nie dowie co jest dla niego dobre co złe. Wszystko oczywiście pod baczną kontrolą i moim okiem. Powiem wam choć wątek o przeklinaniu, że jestem dumna z mojej córci lat 9 o wszystkim mi mówi co się dzieje w szkole dobrego, co złego o swoich rozterkach, radościach. Spotkałam znajoma kiedyś i ona mi mówi że nie wie co w szkole bo jej dziecko nic nie mówi a ja wiem wszystko ha ha nawet jak się Pani na nią krzywo popatrzy. Mam nadzieje że dzięki temu że mamy ze soba dobry kontakt i ona wie że może mi wszystko powiedzieć zawsze czy to jest dobre czy złe uniknie wielu przykrych sytuacji w życiu w tym przeklinania bez potrzeby.
Dla mnie słowo z agresywnym R w środku jest o wiele lepsze niż fizycznie wyżycie się na przedmiocie czy nie daj Bóg osobie, w sytuacji stresującej. Pozwala rozładowac napięcie. Oczywiscie dorosły człowiek wie kiedy może sobie na to pozwolić.
Inna sprawa gdy ktoś używa wulgaryzmów jako przecinków. To jest po prostu żenujące i świadczy o wielkim ubóstwie językowym i kulturalnym.
No a sama umiejętność pięknego, soczystego i różnorodnego używania przekleństw jest chyba sztuką wymarłą i dostępną już tylko nielicznym.
Cóż za nuda używać tylko k..a, ch..a, i j..ć z wszelkimi odmianami.
Muszę przyznać, że wypowiedź księdza była dla mnie zbyt chaotyczna. Choć kapitalnie zamaskował przekleństwa. Natomiast genialne wydało mi się porównanie przeklinania do defekacji, potrzebne to, aczkolwiek dla osoby postronnej, przykre. Ja wyobraziłem sobie ten strumień fekalii jako szambo. A ja jakoś nie mam ochoty zachwycać się zawartością czyjegoś szamba. Choć oczywiście do ubikacji chodzę, i to nie po to, by czytać gazetę.
To co mnie najbardziej irytuje to powszechne przeklinanie i niestety mam wrażenie że kobiety zaczynaja wieść w tym prym,
czy walczymy z tym,a może przyjmujemy to już jako normę?
Ja nigdy nie przeklinam i walczę by mój mąż przestał ale to jest trudne.
Oczywiście, że można. Tym łątwiej się zyje bez przekleństw im większy mamy zasób słów. Zasób słów mamy tym większy im więcej czytamy KSIĄŻEK i im więcej słuchamy radia. Nietety TV ogranicza.
To chyba nie do końca tak jest. Znam ludzi oczytanych i osłuchanych, którzy klną siarczyście i to raczej wynika z ich charakteru. Nie lubię brzydkich słów i ciągle walczę / jak Don Kichot z wiatrakami/ . Pozdrawiam !
Moim (nie)skromnym zdaniem jest roznica miedzy kleciem a przeklinaniem. Ja klne, ale nie przeklinam i rowniez nie bardzo wiem dlaczego mialabym sie pozbyc tego zwyczaju. To troche jak jazda samochodem, czasem trzeba przycisnac na gaz a czasem na hamulec. Czy moge bez tego zyc? pewnie tak, ale co dziwne, jest grono ludzi, ktorzy znaja mnie w realu i uwazaja, ze moje klecie wcale nie razi, a wrecz mi pasuje:)))))
Z zasobem slownictwa raczej nie mam problemu, wiec nie sadze, zeby to bylo przyczyna w moim przypadku. Uwazam, ze wyrazy powszechnie uzanane za niecenzuralne sa takimi samymi wyrazami jak wszystkie inne i tylko niepotrzebnie nadaje im sie publicznie duzo wieksza wage niz maja naprawde.
Ja rowniez potrafie sobie zaklac, slowo jak slowo, a na zasob slownictwa w obydwu jezykach raczej nie narzekam.
z jednej strony można bo jak człowiek chce to może żyć bez wielu rzeczy a z drugiej strony nie. Ja na codzień nie kle ani nie przeklinam ale czasem zdarza mi się owszem jak np nie mogę określić czegos nie dlatego, że brak mi słów. Sytuacja typu : byłam u lekarza który na cokolwiek o co go zapytałam odpowiadł mi że to nie jest w zakresie jego kompetencji ( a było) i odsyłał mnie do innych specjalistów. Mało tego wypełnił mi skierowanie na rehabilitacje i nie napisał na nim jaka to ma być rehabilitacja. Pierwszy raz w zyciu czulam się poirytowana i miałam ochotę wyjść z gabinetu przed tym jak skończy pisać. Na pytanie męża-
i jak ? - uwierzcie mi nie mogłam odpowiedzieć że lekarz był niekompetenty, głupi czy coś w tym stylu on był poprostu popier....y i kropka. Właśnie raz na ruski rok zdarza mi się a cooo :P
a jeszcze Wam powiem, że koło mnie jest szkoła i często słysze ak młodzież z gimnazjum idzie i klnie szczególnie dziewczyny szczęka mi czasem opada.Kiedy ja byłam w ich wieku ach... nie do pomyslenia było żeby określic kogos ten "Ch" i co 2 słowo na "K" - szok !
Normalnie, nie używam wulgaryzmów. Czasem jak mnie coś zajeży, a nikogo w pobliżu nie ma, używam jednego słowa na k dla rozładowania, czasem w kłótni dla podkreślenia wagi mojego punktu widzenia i zdania, ale szybko tego żałuję i więcej nie powtarzam.
Zastosowanie wugaryzmu jest jak doprawienie potrawy szczyptą pieprzu, dla akcentu, podkreślenia temperamentu i osobowości. To mnie nie razi, ale samego pieprzu to nawet papuga nie zdzierży. "Mięso" stosowane jako przecinek, albo kropka, lub coś pomiędzy jest przejawem prymitywizmu i bardzo często zakompleksienia autora. Niestety, dziewczęta dogoniły w tej dziedzinie chłopców. Na szczęście większość z tego wyrasta.
Walczyć z takim używaniem języka należy, szczególnie w rodzinie i szkole. Na ulicy? Trzeba się mocno zastanowić by zwrócić uwagę młodzieży, której się nie zna, bo można zarobić nożem pod żebro, albo niezłą wiązankę... Jeśli potrafisz zrobić to z taktem, humorem i odwagą nie ma przeciwskazań by nie spróbować. Kiedyś w zatłoczonym autobusie w Nowym Yorku grzecznie zwróciłam uwagę dwum rozchachanym i przeklinającym niewybrednie czarnoskórym nastolatkom. Owszem bez dąsów uciszyły się i rozmawiały szeptem , ale poczułam na sobie wzrok wszystkich innych pasażerów. Oj, dało mi to do myślenia i jak widziśz nie zapomniałam tej histori, choć minęło już dużo czasu
Ja mialem podobną sytuację w autobusie, w grupe nastolatów jeden szczególnie wyróżniał się bogatym słownictwem rynsztokowym, a że jechałem z małżonką więc zwróciłem mu uwagę i owszem przeprosił i na chwilę się uciszył lecz po chwili wrócił do rozmowy w swoim stylu, kiedy zwróciłem mu uwage po raz drugi odezwał sie do mni NO O CO CHODZI PRZECIEZ PRZEPROSIŁEM
A tak na prawdę to nie rozumię że przekleństwa mogą komuś pasować do ust, czy to tak jak z ubraniem jednym pasuje a innym nie?
Ja dopuszczam przekleństwa tylko przy opowiadaniu dowcipów.
Nie chcę tu łajać kogo kolwiek, ale myślę że w polsce bardzo mocno społeczeństwo nadużywa wulgarnych słów, ostatnio w takich miejscach jak teatr bardzo często w sztukach używa się wulgaryzmów, jak rozmawiałem z reżyserem to dla podkreślenia momentu.
To ja mam w głębokim poważaniu taką kulturę.
i powiem faa, helvette, to po norwesku i było bardzo ostro w tłumaczeniu , coś w rodzaju- Kurcze/ cholera i niech to diabli, ostro prawda? i można, można.
A pamiętasz, jak Maciej Sztur parodiował dubbing i zwrot "Fuck" przetłumaczył na "Tere fere"?
Hahaha. Ja pamietam ze cos takiego bylo, ale nie moge sobie gdzie.
Myślę, warto też zastanowić się nad istotą przekleństwa. Chodzi mi o to, że przekleństwo ma być słowem rzadkim i wyjątkowym. Więc gdy się je często powtarza, traci swoją wagę. I chyba dlatego ludzi ...urywających często to urywanie nie drażni. Boję się, że jeśli by słuchać tego równie często, też można się przyzwyczaić.
Ilustracją niech będzie historyjka:
Jeden marynarz opowiada drugiemu o rejsie do Francji:
...i gdy tylko, urwał, dopłynęliśmy do Marsylii, urwał, kapitan dał nam, urwał, trzy dni wolnego, urwał. Poszłem więc, urwał, z kumplami napić się czegoś, urwał, mocniejszego. Jak żeśmy doszli, urwał, do tawerny, to tam, urwał, pod słupem stała ta, no jak by to, urwał, powiedzieć, no, ta... kobieta lekkich obyczajów.
Inna sprawa, że jak ludzie przyzwyczają się do przekleństw używanych obecnie, wymyślą sobie nowe.
Użytkownik spajdermen napisał w wiadomości:
> To co mnie najbardziej irytuje to powszechne przeklinanie i niestety mam
> wrażenie że kobiety zaczynaja wieść w tym prym,czy walczymy z tym,a może
> przyjmujemy to już jako normę?
.a ja nie umiem przeklinac:))))
Jak chcesz, to Cię nauczę :)
Jeju, było juz kilka takich tematów.
Powiem tak- mnie przeklinanie razi w trzech wypadkach.
1. kiedy za "mięchem" kryje się pustka - emocjonalna, intelektualna, duchowa- ale to łatwo poznać.
2.Kiedy obraźliwe słowa sa kierowane do konkretnych osób- to moja obsesja i toczę z takimi określeniami regularną wojnę. Przy czym moja obsesja nie ogranicza się do słow nie występujących w słowniku, ale obejmuje równiez słowa typu "głupek", "idiota" itd.
3. kiedy styka się z sacrum- używanie wulgaryzmów mnie wtedy razi i oburza.
Sama nie klnę w takich sytuacjach:
1. w pracy
2.w obecności osób, które powiedziały, że sobie tego nie życzą ( czasem ze względu na to, ze podejrzewam, ze w gronie, w którym się znajduję, moga być takie osoby. Publicznie jednak staram się nie kląć, no chyba, ze sytuacja to usprawiedliwia)
3.w obecności dzieci
4. w obecności osób, które doświadczyły przemocy seksualnej, albo innej- zauważyłam, ze osoby takie odczytują przekleństwa jako formę agresji i reagują lękowo- przeklinanie w ich obecności to zwyczajne świństwo i podłość.
5 kiedy dotykam sacrum.
W innych sytuacjach- przeklinam z lubością :)
I jeszcze a propos ubóstwa językowego i małej wyobraźni- ponoć kojarzonej z uzywaniem wulgaryzmów :)
... ciekawe co na to powiedziałby Witkacy? ;))
Upss
Nie odpowiedziałam na pytanie tytułowe
Odpowiadam :)
Można! ale po co?
Calkowicie sie z Toba zgadzam. mozna ale po co.Lepsi od tego nie bedziemy, co najwyzej inni zle o nas moga poyslec.
Najpierw należałoby ustalić co to jest przekleństwo.
Czy to zespół słów uznanych obecnie za obraźliwe? czy też dowolne słowo, ale używane w chwilach napięcia emocjonalnego.
Co z przekleństwami dawnego typu - teraz będącymi normalnymi wyrazami.
Kiedyś kurde, choinka, cholera było już złym słowem.
Generalnie nie przeklinam - nie mam takie potrzeby. Jeżeli już mi sie zdarza - pozostaję przy starym zasobie słów - poza cholerę nie wychodzę.
Mój mąż natomiast klnie jak szewc (ciekawe jak klnie szewc) - i tutaj oczytanie nie ma nic wspólnego z używanym słownictwem. Tyle, że u niego to są przekleństwa - pełne ekspresji, życia (choć zasób standardowy) - faktycznie rozładowuja emocje (przynajmniej na krótko). Nie ma przerywników, co drugie słowo.
To co mówił Czos - o małym zasobie słownictwa - wtedy mamy do czynienia nie z przekleństwami a przerywnikami.
I mnie samej łatwiej jest się pogodzić z przerywnikami - nie zwracaja uwagi, a słuch nauczył się eliminować i słyszeć tekst właściwy, niż z emocją w słowach.
Wersja ubogiego słownictwa dotyczy ludzi, którzy znają tylko przekleństwa. Sam bywa używam kilku "wyrazów". Samo używanie nie jest tragedią. Są to słowa jak wszystkie. Problem jest, gdy są nadużywane!
Ja sobie klne ale w zaciszu domowym, np w kuchni gdy mi coś nie wjdzie to sobie śpiewam np, k.. k... znowu i nie wyszło :) nigdy nie klne przy dziecku, czego mój mąż wogóle nie respektuje i ciągle mu zwracam uwage, wogóle nie używam przekleństw jako przecinków, a tak to chyba żyć się bez nich nie da :) Pozdrawiam.
Różnica, na którą zwróciła uwagę luckystar jest istotna. Przekleństwo to zdecydowanie nie to samo co niecenzuralny wyraz, chociaż w powszechnej opinii te dwa pojęcia są używane zamiennie. Przekleństwo ma zupełnie inny ciężar gatunkowy i jest całkowicie czymś innym niż tzw. "brzydki wyraz". Ja uważam, że w niektórych sytuacjach użycie dosadnego słowa jest nie tylko całkowicie uzasadnione, ale czasem wręcz wskazane. Wiele lat temu profesor Miodek opowiedział historyjkę jaka przytrafiła się jego znajomej. Otóż były to czasy powstawania Solidarności. Jakaś świetlica, ludzie na sali i stół prezydialny. Rzeczona pani słyszy w pewnym momencie padające w kierunku stołu prezydialnego stwierdzenie: "i znów k..wa inteligenciki będą p....lić", na co pani odwróciła się i powiedziała: "to trzeba się było k...wa uczyć". Profesor przytoczył tę historyjkę jako dowód, że w pewnych sytuacjach użycie mocnych słów jest wskazane. Zgadzam się z tym. Niestety jest wiele osób o zachowaniach prymitywnych, zdecydowanie nadużywających wyrazów niecenzuralnych, jak chociażby wspomiane w którymś ze wcześniejszych postów, stosowanie ich jako przerywniki. Mi osobiście to przeszkadza i drażni. Co do mnie - zdarza mi się użyć takiego wyrazu, fakt że niezbyt często. Jeśli jednak już go użyję to raczej nie mam skrupułów, co nie zmienia faktu, że nie zawsze wolno i wypada to zrobić.
Walczymy oczywiście ...
Był taki moment w moim życiu, że nadużywałam tzw. brzydkich słów. Nie wiem dlaczego tak było. Pewnego razu, po jakimś takimś moim niewybrednym komentarzu mój mąż mówi do mnie bardzo spokojnie: "jak chcesz, to przeklinaj, ale bardzo Cię proszę nie zapomnij się kiedyś przy moich kolegach, bo bym się ze wstydu spalił".
Podziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody! Byłam zdruzgotana myślą, że mój mąż mógłby się za mnie wstydzić. Od tego czasu pilnuję się baaaaardzo, żeby nie "rzucać mięsem" i tak sobie myślę, że mąż nie osiągnąłby tego efektu gdyby np. zrobił mi o to awanturę.
Jak mi to mówiła moja śp. babcia: sztuką diabła tłuką!
A ja tam k*** nie klnę....
Bahus
Ja klnę jak się uderzę w mały palec u nogi ,albo jak kot w kuchni ociera mi się o nogi,jak czegoś nie mogę znależć.
I dobrze to się z tym nie czuję .Natychmiast wiem, że to jakoś nie mój poziom.
Ze bez sensu sobie pozwalam ,że jak nie pofolguję to mogę łatwo popłynąć.
Bo czemu nie ,wkurzamy się wszyscy.
Nie lubię się takiej ,może dlatego tak sobie to wyrzucam.
Jestem zdecydowaną przeciwniczką panoszącej się swobody językowej .To duża sprawa i obowiązek nauczyć dzieciaki do dobrego języka.
Obowiązek ciąży na rodzicach!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Inni dorośli mogą dawać przyzwolenie lub nie, ale to już nie takie ważne.No może jeszcze szkoła,jakieś inne środowiska opiniotwórcze ,to się jednak ciągle marginalizuje.
Rodzice
Rodzice
Rodzice
Pretensje tylko do nich.
Uzasadnione pretensje tylko i wyłącznie do rodziców pod warunkiem, że dzieci przebywają tylko i wyłącznie w domu przy rodzicach, bez dostępu do telewizora, netu o szkole już nawet nie wspominając. Słowem: PEŁNA IZOLACJA.
A tak a propos: masz dzieci??
Tak, mam syna .
Facet ma 19 lat.
Jeśli się nie mylę, myślisz sobie ,ale ma chłopak przechlapane.
Ogląda telewizor.
Siedzi w necie.
Poszedł na studia i jak znam żucie ,imprezuje od rana do nocy /pierwszaki zawsze tak/
I....................przeklina od czasu do czasu.
Ja myślałam o wyznaczeniu standardów.O najważniejsze roli jaką odgrywa rodzina w życiu człowieka.
Do gołwy mi nie przyszło robić z dzieciaka nieprzystosowanego do życia fajtłapę.
Ale jstem pewna ,że z domu powinno się wynieść zasady ,które pomogą się samookreślić.
Od jak siedzieć przy stole,do
że należy szanować zwierzęta,
że słabsi potrzebują naszej pomocy,
że geje są tak samo żli i dobrzy jak reszta populacji,
że Żydzi tworzą wspaniałą kulturę,
że chamstwo to strach albo brak inteligencji,
że N A L E Ż Y D B A Ć O JĘZYK bo to z kolei tworzy naszą kulturę i nas określa.
Tylko tyle.
Nie widzę potrzeby zwalania na innych ,czy media tego , jakiego wychowamy człowieka.
Pewnie ,że to wygodne, " to nie moja wina "tylko złego towarzystwa ,netu,filmów i cholibka wie kogo.
Tylko ,że to jest samooszukiwanie się ,zwalnianie z odpowiedzialności.
No ,trzeba podją wysiłek w tym dziwnym życiu, ,jeśli nie winnych dziedzinach, to koniecznie w pomocy własnemu dziecku ,stać się dobrym człowiekiem
na miarę jego możliwości.
Tak właśnie ja też to widzę. DOKŁADNIE TAK.
Zgadzam się z Tobą, że rodzice powinni takie standardy wyznaczać, ale nie każde dziecko jest skore do ich przestrzegania. Najprościej mówiąc: teorię ma opanowaną, gorzej z praktyką i o ile przy rodzicach potrafi się zachować, o tyle gdy przebywa w grupie rówieśników poza zasięgiem rodzicieli nie dałabym złamanego grosza za jego (jej) zachowanie. Mam tylko nadzieję, że przestrzega zasad, ale pewności nie mam. Znam wiele przykładów tzw. trudnej młodzieży pochodzącej z tzw. dobrych domów. Ty na pewno też.
Dlatego uważam, że rodzice nie na wszystko mają wpływ i nie jest rzeczą sprawiedliwą tylko i wyłącznie ich obciążać za to, jak zachowuje się ich dziecko.
Młodzież jest jak jest, bo rodzice sami się rozgrzeszają. Czy zostając rodzicami kalkuluje się, że obcy ludzie mają partycypować w wychowaniu dzieci.
Nie twierdzę, że wszystkim musi się udać, ale wszyscy powinni czuć się odpowiedzialni za swoje dzieci. To trudna sprawa. Czasem lepiej uciec w pracę i mówić nie mogłem, takie życie. Pewnie jestem idealistą, ale odpowiedzialność za wychowanie dzieci nie powinnasię rozmywać, bo to jest często główną przyczyną niepowodzeń.
Uważam, że każdy rodzic chce jak najlepiej wychować swoje dziecko ale nie zawsze się mu to udaje. Nie spotkałam się też z rodzicem, który by swoje niepowodzenie na tym polu przypisywał obcym ludziom. Nadal twierdzę, że chociażby niektórzy rodzice stawali na rzęsach aby dzieci dobrze wychować mogą ponieść porażkę.
Niektóre dzieci są bardzo uparte i przekorne i wg nich to rodzice życia nie znają. Z czasem dzieci rewidują swoje poglądy :)
Moje dziecko to moja duma lub wstyd ale robiłam wszystko, żeby wyrosło na prawego człowieka. Czy mi się udało? Nie wiem - życie pokaże.
Każde zdrowe nowo narodzone dziecko to TABULA RASA i to my rodzice ją zapisujemy. Na to, że źle coś zrobimy składa się wiele czynników, ale zawsze za efekt końcowy jesteśmy odpowiedzialni my rodzice. Wszystkie inne czynniki mogą nam utrudniać wychowanie, ale to my jesteśmy powołani do tego aby im sprostać. My mamy wychowywać i nauczać, a inni mogą nam w tym pomagać lub przeszkadzać, ale na nikogo nie możemy zwalać odpowiedzialności. Złe otoczenie możesz dziecku zmienić. Przeprowadzka, zmiana szkoły poświęcenie wikszej ilości czasu itp. itd.
CZOS, czytam, obserwuje i jak Cie lubie to musze napisac, ze tym razem przyssales sie do RN jak pies do bacy:))))
Wiem, ze masz syna, prawdopodobnie doroslego. Czy naprawde bierzesz odpowiedzialnosc jako rodzic za wszystko co Twoj syn zrobil i jeszcze zrobi?
Twierdziłem, twierdzę i będę twierdził, że jak moi chłopcy coś złego lub dobrego zrobią to nie dzieje się to bez mojego dawnego wpływu. Mimo tego, że wiele lat byli z matką uważam, że jeśli robią coś nie tak to jest w tem sporo mojej winy. Wiem, czego im nie dałem i nie mogę ich za to winić, ani zwalać winy na matkę, a sobie przypisywać zasługi. Dlacaego twierdzisz, że to ja jestem psem bacy, a nie odwrotnie???
CZOS, do jasnej .... Anielki, ja właśnie zmieniłam miejsce zamieszkania i co??? I otóż, moi dobrze wychowani syneczkowie wpadli w towarzystwo patologiczne! Nie znaczy to oczywiście, że coś im się pozmieniało, ale do diaska mogło! I to właśnie przez zmianę środowiska. Tylko nie mów proszę, że za to złe środowisko też ja jestem odpowiedzialna, bo mogę zacząć kląć! Ba, z pewnością zacznę
i to głośno!
Czy będziesz się upierał przy BIAŁEJ TABLICY? Przecież tak samo, jak rodzimy się z różnymi cechami zewnętrznymi: kształtem nosa, kolorem oczu, długością kończyn, tak samo przychodzimy na świat z różnymy tendencjami osobowościowymi: ciekawością świata, skłonnością do ryzyka, inteligencją (polecam na ten temat książkę "Geny a charakter" Dean Hamer i Peter Copeland). Oczywiste jest, że cechy te leżą poza zasięgiem woli rodziców (przynajmnie na obecnym poziomie rozwoju nauki). Zadanie rodziców i wychowawców polega więc nie na zapisywaniu swojej woli na czystych kartach dziecka, lecz na kształtowaniu (wzmacnianiu pożądanych i osłabianu niechcianych) cech wrodzonych. Jeżeli używamy przykładów z twórczości, to (moim skromnym zdaniem) wychowanie nie przypomina lepienia z plastycznej gliny, lecz jest raczej rzeźbieniem w drewnie, gdzie trzeba się liczyć z sękami i słojami.
Gdzieś spotkałem się z ciekawą ilustracją wychowania: rodzice to łuk, dzieci to strzały, rodzice nadają dzieciom prędkość i kierunek, lecz nie są w stanie zagwarantować osiągnięcia celu (boczny nagły wiatr, źle umocowana brzechwa).
Co to brzechwa? Poza kto to? Jan....
Brzechwy to stateczniki strzały, takie trzy piórka z tyłu.
rodzice to łuk, dzieci to strzały, rodzice nadają dzieciom prędkość i kierunek, lecz nie są w stanie zagwarantować osiągnięcia celu (boczny nagły wiatr, źle umocowana brzechwa).
Dokładnie o to mi chodziło. Nic dodać nic ująć.
A gdzie jest ŁUCZNIK?
Gratuluję błyskotliwości. Szczerze, to lubię.
A gdzie łucznik? Myślę, że w kontekście mojej wypowiedzi można go utożsamić z łukiem, bo przecież zostaje na miejscu, a leci za strzałą. Chyba.
ERRATA
Jest; ...a leci za strzałą.
Powinno być: ...a nie leci za strzałą.
Ta interpretacja jest tak samo naciągana jak cięciwa.
Cieszę się z uzgodnień
Kochani zmieniacie temat myślę że nie chodzi tu li tylko o dzieci, lub młodzież, ale o nas dorosłych bo na ulicy pozwalamy młodzieży używać tych słów, więc akceptujemy to co się dzieje wokół nas, Wiem że nie jest to łatwe ale zobaczcie jaki zwariowany jest ten świat,przeklina poseł , lekarz, ksiądz , nauczuciel, szef w pracy nie przebiera w słowach, i jeszcze my musimy sie biczować znosząc to czego nie lubimy i nie akceptujemy.
Odpowiadam, cytując MarkaTwain'a:
Twain miał rację .
Chodzi o rozładowanie emocji.
Trzeba upuścić pary z gwizdka.
Skupienie potrzebne na modlitwę ,pomogłoby , jak gaszenie pożaru benzyną.
zawsze bylam zdania ze przeklinaja osoby o małym zasobie słow, jak sie nie potrafi znalesc odpowiedniego slowa wtraca sie taki maly "przecinek" i sprawa załatwiona,ale czy do końca???
Ani do końca, ani do początku :)
Uproszczenie :)
jestem przekonana ,żę nie.
Raczej nie klnę w relacjach między-ludzkich. Czasem zdarza się, że dla rozładowania emocji zaklnę sama do siebie. Miałam kolegę, który klnie jak szewc- zawodowy kierowca, więc rzucał mięchem na innych użytkowników dróg...;) Ale jak gadaliśmy ze sobą, to rzadko mu się zdarzało, bo wiedział, że mi to by mogło przeszkadzać. Bardzo mi to się w nim podobało.
Dobrze jak potrafimy uszanować osoby, które nas otaczają, dobrze jak potrafimy wyczuć co by im mogło przeszkadzać... Czasem to bywa trudne, ale dla chcącego nic trudnego.
Pozdrawiam!
O cholera!i zaklęło mi się:-(
Drobnego przeklinania z nutką humoru nie uważam za przestępstwo,ale jeśli ktoś klnie ostro i głośno,aby wszyscy w pobliżu słyszeli i co gorsze przeklina kogoś to już trochę źle świadczy o jego kulturze.
Klnę jak szec albo lepiej, najbardziej w pracy, w trakcie kiedy jadę karetką, powiedział mi kiedyś lekarz... Edi ty częściej klniesz niż oddychasz.
W domu prawie nie przeklinam, jadąc swoim autem też nie przeklinam, jeżdżę przeważnie prędkością "patrolową", nie znoszę natomiast jak przeklinają kobiety i młodzież.
Użytkownik Edi® napisał w wiadomości:
nie znoszę
> natomiast jak przeklinają kobiety i młodzież.
Dyskryminacja? :))))))
Nie uwieżysz luckystar, ale byłem przekonany że ktoś tak napisze
I padlo na mnie:))) bo wiesz ja jestem "kobieta wyzwolona", to sie lubie takich nierownosci spolecznych przyczepic, ot tak, tylko dla zasady, bo przeciez nawet jak klne to Ty i tak nie uslyszysz:)))))
Oj Marylko, jak Ty sobie tak siarczyście zaklniesz, to u nas słychać. Naprawdę;)))) Swoją drogą jak czytam Twojego bloga, to nie potrafię sobie wyobrazić, że tych klnięć mogłoby nie być, bo w nich często cały urok!
Lo matku bosku, to moze ja jednak jakis tlumik poprosze:) nie myslalam, ze mam taki donosny glos:)))))
Z cala pewnoscia mozna bez nich zyc...ale co to za zycie
..Ja lubie sobie czasem zaklac i wcale sie tego nie wstydze.nigdy nie klne zwracajac sie do kogos,nikogo nigdy nie obrazilam.Uwazym,ze przeklenstwa sluza czasem do "wzmocnienia" wypowiedzi.Jesli nie sa codziennym repertuarem nie widze w nich nic zlego.Doczekalismy sie polskiego slownika wulgaryzmow co znaczy ze stanowia one czesc polszczyzny.Nie lubie oczywiscie sluchac na ulicy przeklinajacych ludzi ale to czy jestesmy wulgarni to juz inny temat.Co do przeklenstw:Jestem za uzywaniem bez naduzywania:)
Przypominam sobie taką sytuację było to kiedy moja córka miała około 4 lat. Mój mąż musial coś przygotować do pracy na komputerze. Siedział i coś tam sobie robił nagle słuszę na cały dom - o kur.... Pytam się co się stało a mój mąż- aaa nic coś mi się popier.. Na następny dzień córcia bawi się swoimi ulubionymi pluszaczkami z Kubusia Puchatka na schodach. nagle słyszę o kurr.. Chwilowo zamarłam. Po czym słyszę jak Puchatek pyta prosiaczka. Co się stało i słyszę - aaa nic coś mi się popier.. Dokładnie scenki z dialogu z dnia poprzedniego. Nie zwróciłam córce uwagi i na szczeście taka sytuacja nie powtórzyła się ,za to przeprowadziłam z męzem powarzną rozmowę na temat przeklinania w domu i uważam że chociaż nie wiem co. Trzeba się opanować w domu. Przysłuchuję się waszej dyskusji i nie zgodzę się z tym że jak dziecko zbacza z właściwego toru to jest to wina rodziców. Rodzic ma kontrole nad swoim dzieckiem kiedy jest małe. Kiedy ma lat od 15 wzwyż same chce być dla siebie sterem i okrętem i na nic tu sie zdadza pouczania rodziców. Wszystko zależy od charakteru dziecka a charakter po części jak tu ktoś opisał jest w naszych genach. Kumpli w szkole dziecko sobie nie wybiera. Moi znajomi zapisali swoje córki do prywatnej szkoły bo stwierdzili że do Pańswowej szkoły chodzi cały chłam i patologia Ha ha powiedziałam mu dzięki, że się dowiedziałam że jesteśmy chłamem i patologią. Ja uważam, że dziecko od małego powinno mieć kontakt z różnymi dziećmi z patologicznych rodzin również. Odizolowane od świata nigdy się nie dowie co jest dla niego dobre co złe. Wszystko oczywiście pod baczną kontrolą i moim okiem. Powiem wam choć wątek o przeklinaniu, że jestem dumna z mojej córci lat 9 o wszystkim mi mówi co się dzieje w szkole dobrego, co złego o swoich rozterkach, radościach. Spotkałam znajoma kiedyś i ona mi mówi że nie wie co w szkole bo jej dziecko nic nie mówi a ja wiem wszystko ha ha nawet jak się Pani na nią krzywo popatrzy. Mam nadzieje że dzięki temu że mamy ze soba dobry kontakt i ona wie że może mi wszystko powiedzieć zawsze czy to jest dobre czy złe uniknie wielu przykrych sytuacji w życiu w tym przeklinania bez potrzeby.
Jakiś czas temu był program w telewizji o przeklinaniu. Polecam szczególnie wypowiedź księdza.
http://www.onet.tv/co-ty-k-wa-wiesz-o-przeklinaniu-miedzy-sklepami-odc-51,4285224,3,klip.html#
Dla mnie słowo z agresywnym R w środku jest o wiele lepsze niż fizycznie wyżycie się na przedmiocie czy nie daj Bóg osobie, w sytuacji stresującej. Pozwala rozładowac napięcie. Oczywiscie dorosły człowiek wie kiedy może sobie na to pozwolić.
Inna sprawa gdy ktoś używa wulgaryzmów jako przecinków. To jest po prostu żenujące i świadczy o wielkim ubóstwie językowym i kulturalnym.
No a sama umiejętność pięknego, soczystego i różnorodnego używania przekleństw jest chyba sztuką wymarłą i dostępną już tylko nielicznym.
Cóż za nuda używać tylko k..a, ch..a, i j..ć z wszelkimi odmianami.
Zanika sztuka w narodzie. :(
Muszę przyznać, że wypowiedź księdza była dla mnie zbyt chaotyczna. Choć kapitalnie zamaskował przekleństwa.
Natomiast genialne wydało mi się porównanie przeklinania do defekacji, potrzebne to, aczkolwiek dla osoby postronnej, przykre. Ja wyobraziłem sobie ten strumień fekalii jako szambo. A ja jakoś nie mam ochoty zachwycać się zawartością czyjegoś szamba. Choć oczywiście do ubikacji chodzę, i to nie po to, by czytać gazetę.